Risotto czyli prawdziwa poezja
Przed jakimś czasem wpisał mi w witrynie www.adamczewscy.pl mój imiennik Piotr Siła (czasem zabierający głos także w blogu) krytyczną uwagę o polecanej (filmik) metodzie przyrządzania risotta. Piotr S. uważa, że risotto bez dolania wina to zykły polski ryż z dodatkami.
Coraz rzadziej mam ochotę na wdawanie się w polemiki, nawet o tak zasadniczej sprawie jak gotowanie, uważając, że sporów, kłótni, polemik i awantur jest wystarczająco dużo w życiu pozablogowym, by przenosić ten obyczaj tutaj. Nawiasem mówiąc obrażalstwo i pohukiwania – niestety – dotarło i do nas, co mnie autentycznie martwi.
Nie odpowiedziałem więc miłemu Piotrowi (to subtelny człowiek teatru więc może źle by zniósł moje uwagi) nic. Aż tu nagle znalazłem wsparcie innego artysty. Oto włoski pisarz Carlo Emilio Gadda („Ohydna zbrodnia przy via Merulana”, „Cuda Włoch”) pisze o robieniu risotta tak: „Szpik zapewnia risottu, nie bardziej niż bardzo oszczędnie dozowane masło, umiarkowane natłuszczenie ziaren i, jak się wydaje, wzmaga krwiotwórcze działanie naszego własnego szpiku. Przepis NIE ZALECA OBOWIĄZKOWEGO dodania dwóch lub więcej łyżek czerwonego mocnego wina (z Piemontu), ale pozostawia to indywidualnym gustom.”
Tak było i w omawianym przypadku. Gdy polecałem i pokazywałem jak robię risotto, moimi gośćmi były dwie nastolatki (widoczne na filmie podczas pałaszowania dania), co powstrzymało mnie od sięgnięcia po flaszę z winem.
Wiele jest dań, które można robić na dziesiątki sposobów: z winem i bez, z cebulką lub bez niej, na maśle albo na oliwie. Każdy sposób jest dobry, zwłaszcza gdy rezultat bywa pyszny i zadowala biesiadników. Podobnie jest np. z używaniem łyżki podczas jedzenia spaghetti, która to metoda wspomniana niegdyś tutaj, wywołała lawinę inwektyw pod adresem polecającego łyżkę i widelec do makaronu.
Ale, co doskonale rozumiem, jedzenie może wzbudzać silne emocje. Tylko czy nie lepiej zamiast upierać się, że tylko jedna metoda i jeden przepis jest prawdziwy, zgodzić się na całkiem inne?
A jeszcze lepiej gdy różne dania a nawet kuchenne techniki zamiast kłótni wywołuja wenę twórczą i stają się osnową poematów. Oto przykład: Giovanni Pascoli, poeta z Romanii polemizował mową wiązaną z Augusto Guido Bianchim. Oba utwory dotyczą risotta. Przytoczę pierwszy z nich we fragmencie:
„… posiekanej cebuli włóż, pół kostki masła,
postaw rondel na ogniu, co wesoło trzaska,
a gdy cebula zacznie się zrumieniać,
surowego wsyp ryżu, ile ci potrzeba,
by do dna nie przywarł, mieszaj bez wytchnienia,
po czym rosół gorący zaczniesz doń dolewać.
Dodawaj go po trochu, żeby stale wrzało,
i na chwilę nawet, by nie wysychało.
Nie dolewaj rosołu niczym wody z kranu,
by gęsty ryż był, gdy skończysz gotowanie,
tartym parmezanem posyp wreszcie całość
i będziesz miał risotto, tak jak w Mediolanie.”
W tej sytuacji, po wykorzystaniu kolejnego cytatu z książki „Sekrety włoskiej kuchni” pokażę obrazek risotta marinara z ostatnich wakacji czyli podanego w… oczywiście „Zi Fiore”.
Komentarze
Zupełnie nie na temat, ale aż milo:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,8259630,W_Lanckoronie_stracili_domy_i_juz_chca_pomagac_innym.html
Lało całą noc, wiało, połamało piękną, starą brzozę przy naszym mini parku. Teraz jest chłodno.
Dzięki ,Ewo, za ten link. Dobrze wiedzieć, że nie wszyscy oszaleli, że są społeczności „zdrowe” (z braku odpowiednich słów, wybrałam zdrowie na określenie normalności, tego, jak powinno być).
A ryż lubię i często gotuję – z grzybami, albo warzywami, z kurczakiem albo szynką – w dziesiatkach odmian. To trochę jak z bigosem – tam może być wszystko i jeszcze więcej. Nigdy nie dolewałam czerwonego wina do garnka, ale wino dla kucharki i stołowników jak najbardziej wskazane.
Lanckorona to magiczne miejsce. Ile razy jestem u Baśki pod Krakowem, tyle razy do Lanckorony. Oby tylko nie wybudowano tam szerokiej, wygodnej drogi dla stonki! Wszystko, co jest w tej piosence, jest szczerą prawdą.
http://www.youtube.com/watch?v=rWkBUu9d9ws
A nam wczorajsza burza załatwiła prąd w domu. Nie było co robić, to siedzieliśmy wieczorem przy lampie naftowej i popijaliśmy winko jabłkowe z dodatkiem soku z czarnego bzu rocznik 2001, autorstwa (a jakże) Witka. Zapewne znawcy mogliby się przyczepić że trunek, ze względu na skład, nie powinien nazywać się winem, ale moi je m’en fous. Grunt że było dobre 🙂
Zaczela sie wczesna jesien. Nasza pelna powiewów od strony Alp i Pannonii.
Czlowiek hartuje sie na zime która jest juz za pasem. Zamówiona dostawa czerwonego wina
Dnia pieknego jesiennego zyczy
Pan Lulek
Dzikie wino i risotto po ciemku proszę
Placek pod dachami Paryża przeżywa upojne noce, a mnie wiertarka przenosi w wyższe partie doznań głosowych. Nie wiem, po jakim czasie odzyskam słuch, zdolny docenić rondo capricioso. Chyba nie prędko.
Nie lubię risotto. Kleista mamałyga. Są lepsze sposoby wykorzystania owoców morza… taka zupa bouillabaisse na przykład 🙂
Panie Piotrze,
Z zupełnie innej beczki: czy słyszał Pan o projekcie odrolnika.pl ? Idea wydaje się szczytna i warta promowania.
Statystyka:
1094 sztuk zwierzat ladowych zjada statystyczny Niemiec w swoim zyciu.
7,39 ton miesa zjada przecietny mezczyzna przy zalozeniu, ze zyje 77 lat.
7,87 ton miesa zjada przecietna kobieta przy zalozeniu, ze zyje 82 lata.
91 kilogramow miesa na glowe zjedli ludzie w krajach uprzemyslowionych w roku 2003.
84 kilogramy miesa zjadl przecietny Niemiec w roku 2003.
60 procent Niemcow aprobuje jeden dzien bezmiesny w tygodniu.
45 procent Niemcow odzywia sie przynajmniej raz w tygodniu bezmiesnie i bezrybnie
A na zewnatrz buro, ponuro i pada kapusniaczek.
Pomimo tego:
Przyjemnego dnia dla wszystkich tu,
pepegor
Dziędobry na rubieży!
Jak ta sójka za morze wyjeżdżam w góry. W końcu wyjadę. Ale przeczytałam dzisiejszego Gospodarza i muszę wyrazić solidarność, koniecznie. Pohukiwanie i pouczanie, wynikające z niezachwianego poczucia własnej wyższości i nieomylności (ostatnio zainfekowało nawet łagodny blog Bobika) jest takie niefajne i niekonstruktywne, a przecież jedzenie łagodzi obyczaje! W związku z czym odsmażę sobie moje leniwe na masełku i złagodzę sobie obyczaj, żeby nie robić przyjemności fotoradarom na trasie, a imię ich legion…
😆
Nisiu – Grzecznie pozdrów ode mnie policję drogową i Karkonosze – Leniwej podróży 🙂
Risotto na drzwiach od stodoły
oj tak, te pohukiwania, to spoglądanie z wyżyn nieomylności, a fe!
Zainspirowa na dzisiejszym wpisem Gospodarza poszperałam w Przewodniku kulinarnym po Włoszech, który przytacza ok. czternaście smaków i sposobów przyrządzania risotta. Przy czym wcale niekoniecznie z dodatkiem wina, poza oczywiście niektórymi, jak np risotto al amarone, które smak i kolor zawdzięcza właśnie winu Amarone.
Zapowiada się miły dzień, wreszcie jest czym oddychać 🙂
Błogosławiona starość – wspominam słuchowisko radiowe oparte na „Historii żółtej ciżemki” . Bez ciżemki Wit Stwosz do zwyczajny Wit Stwosz. Jeśli dodam do tego zdania „dla mnie”, wszystko jest w porządku.
Risotto kojarzy mi się z szafranem, a co za tym idzie z katedrą w Milanie i pięknym kolorze szkła – niebiańskim wprost szafranem. Tam też skromny czeladnik Mistrza lubił ten kolor. Coroczne dni Giallo Milano odbywają się każdej wiosny, z winem i bez wina. Raz jeden spożyłem risotto z truskawkami, ale cóż, powiedziałem babci kolegi że jest wyśmienite. Było. Ta sama babcia uważała, iż tylko dziewczęta z jej wioski były piękne. Do opisu wstepnej obróbki ryżu z cebulą używała slowa „pilaw”.
Dziadek także używał ; siedział na ganku, palił fajkę i od czasu do czasu pohukiwał na ekologiczną kurę sąsiada.
Risotto jest (dla mnie) jak krówka – może być kleiste, ale nie musi być.
Kolejny cytat z „Sekretów”, kolejna przyjemność. Spasiba.
Placku, pozdrowię!
Z pieśnią na ustach – Rolling to Stavanger! – zamykam kompa! W piątek odśpiewam „Going home song” i wice wersja.
Ahoj, Blogu!
Nisiu – szerokiej drogi i samych wspaniałych wrażeń 😀
Nisiu, bAW SIE DOBRZE, WRACAJ DO NAS.
da (mi) 21 powiedział kod, nie sprecyzował co. Poczekam i zobaczę.
Winko? Jak najbardziej jeno nie teraz.
Ktoś się wczoraj pytał dlaczego polewaczką spod Ścieku. Taki był zwyczaj.
A i polewaczki czekały na chętnych. Więcej chętnych niż tych ostatnich. Fantazja, powiedziałabym.
Czekali również przedstawiciele „Mylyci” łowiąc właścicieli au t co z trudem wypływali z podziemi Ścieku na powierzchnię. Łowy bywały udane lecz kosztowne dla tych ostatnich.
Nota bene – ściek z polewaczką idą w parze.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Miły Piotrze – bardzo proszę o podpowiedź idealnego przepisu na kisiel domowy coby nie był jak guma arabska, klej szewca dratewki lub glutowato-kluskowato-klajstrowate paskudztwo.
Czy sok ma jakiś z tym związek? Czy surowe owoce, przetarte na mus mogą zniszczyć deser?
Dziękuję.
E.
Echidna – kiedy się dokopię do moich książek, to Ci podam przepisy od Diesslowej albo Zawadzkiej. Przecież wtedy Knorra ani Amino nie było, a kisiele jadło się powszechnie. A tak na marginesie czytałam, że chcecie zostać republika?
Subtelnym artystom, czyli wszystkim, nie musi ale może smakować risotto z Trattoria da Romano , specjalność tej oazy prostoty. Mieszkańcom Wenecji wystarczy pól godziny by tam dotrzeć. Restauracja mieści się na wysepce Burano, a na niej koronki, lody dla dzieci, domki o barwie cukierków i miejsce w którym Hemingway czy Matisse zgodnie oświadczali – Prosty ryż, a taki pyszny – zasypywany pytaniami kucharz odpowiadał – ryż trzeba pieścić, przytulać, pasja, miłość, bla bla bla -zachwyty nie ustały do dzisiaj.
Na ścianach wisi mnóstwo bohomazów, pieszczenie zajmuje trochę czasu i jest na czym oko oprzeć. Jest to jedyne miejsce w Wenecji z autentycznym piekielnym ogniem. Potrawa jest bezwinna, biaława jak wenecka dziewica, a jedynymi składnikami są ryż, rosól z biednej i ościstej rybki „go”, trochę selera, cebuli, czosnku, liścia bobkowego i odrobiny świeżej pietruszyny. Przypuszczam, że Hemingway zachwycał się po angielsku, a Chaplin oniemiał.
Tyle nudów – mam ochotę na bigos Pyry 🙂
zanim Pyra dokopie się do swoich książek, podpowiem przepis na kisiel wg. Ćwierczakiewiczowej. Wystarczy przeliczyć składniki na nieco mniejszą ilość i powinno być dobrze, a więc: „wziąć jakichkolwiek owoców: jabłek, żórawin, porzeczek, wiśni, poziomek lub malin, rozgotować, przetrzeć przez sito, rozprowadzić wodą. Wziąć tego płynu 6 szklanek na jedną szklankę kartoflanej mąki, dodać cukru do smaku i ugotować powyższym sposobem”
albo: „trzy szklanki soku żórawinowego zmieszać z trzema szklankami wody; jedną szkl. mąki ziemniaczanej rozprowadzić na zimno kwaterką tego płynu, resztę gotować w rądelku dodawszy pół funta cukru, połączyć oba płyny, zagotować mieszając, wylać do formy, ostudzić, podać z mleczkiem waniliowym czy śmietanką”
Witam Wszystkich! Ukazał się wywiad z naszym kolegą z blogu 🙂
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,8255983,Blog_tygodnia__Nalesnikiem_do_nieba.html?as=1&startsz=x
…te „żórawiny” i „rądelek” (13.54), to pisownia oryginalna p. Ćwierczakiewiczowej 🙂 , jakby coś…
Asiu,
dobrze, że wyszukałaś ten wywiad. Zdolny facet z tego Barei. Myślę, że jego żona nie ma co robić w kuchni. Trochę jej zazdroszczę.
Dzień dobry Szampaństwu!
U mnie cesarska znowu.
Kisiel. Jak nie było gotowca, to dzieckiem będąc robiłam tak:
Zagotować wodę z sokiem, owocami czy czym tam. Powiedzmy, litr tego czegoś zagotować. W szklance wymieszać wodę z mąką ziemniaczaną, roztrzepać to bardzo dobrze. I powolutku lać do zagotowanej substancji, na czuja sprawdzając, czy jest dostatecznie gumowaty, kleisty czy jaki tam kto chce. Najlepiej, żeby był kisielowaty.
Echidno, zrób ze dwie próby na półlitrowej ilości i wyczujesz moment – tylko pamiętaj, że wyczuć moment trzeba tuż zanim konsystencja będzie pożądana, bo mąka cały czas „pracuje”. Znaczy, rzadkawy, ale już prawie… to można przestać dodawać tego ze szklanki.
Nie pamiętam proporcji, ale chyba nie przepuszczę i sprawdzę nieco później (jak się ogarnę i jak mam mąkę ziemniaczaną!).
Krystyno, i jeszcze z niego jest niezły gawędziarz 🙂 A potrawy na zdjęciach wyglądają bardzo apetycznie. Zrobiłam się głodna 🙂
Tak Chesel, słyszałem a nawet o tym pisałem na blogu. I czasem korzystam z takich dostaw. To inicjatywa Slow Food a ja tam się udzielam. Gdy w lecie siedzę na wsi to korzystam z warzyw i jaj po sąsiedzku. A w zimie tylko wówczas gdy mam większe przyjęcie.
Dziękuję za podpowiedzi. Problem właśnie w proporcjach: ile czego, bo na oko już 4 razy wywaliłam. W smaku nawet niezle, ale konsystencja paskudna.
Pyro –
„uni” tę republikę to już od kilku lat obrabiają. Wiele dyskusji i sporów na ten temat było lecz jakoś nie słyszałam by poruszono związany z tym problem kosztów.
Na razie czekają nas przyspieszone wybory. W sobotę. Kilka tygodnii temu dotychczasowy szef rządu został – delikatnie mówiąc – wykopany ze stanowiska przez swą partię, a jego miejsce zajęła dotychczasowa pierwsza ręka ostatniego. Julia Gillard.
Osobiście nie słyszałam tej wypowiedzi. Mam jednak niejakie wątpliwości by użyła wyrażenia „po śmierci królowej”.
E.
To tak… Nisia mnie zainspirowała, ja też za chwilę w pewnym sensie, chociaż dom tu, a i tam…im bliżej domu, tym szybciej się idzie, a nawet biegnie, nie wiem, czy zauważyliście.
http://www.youtube.com/watch?v=UMwcGPjYAIk
Echidno,
„ogarłam się ” (od „gar”, żeby było kulinarnie), do kuchni ci ja, niestety, maka ziemniaczana wyszła i nie podpowiem Ci proporcji, a już wyciagnęłam resztki soku porzeczkowego, bo i mnie naszedł smaczek na kisiel.
Te rzeczy z królową przerabialiśmy, referendum kiedyś było, prawie łeb w łeb, no ale rojaliści wygrali. Szkoda, bo gdyby przegrali, to skończyłyby się pierepałki z prowincją Quebec, a tak to zawsze jakiś polityk na tym swoje lody kręci i straszy, że Quebec się od Kanady oderwie. I wtedy on zostanie królikiem zapewne 😉
Panie Piotrze,
W takim razie przepraszam, nie czytałam tego wpisu.
Mnie ta inicjatywa zachwycila i teraz mówię o tym każdemu kogo spotkam.
Alicjo –
Te rojalistyczne zapędy to nawet w Polszcze były, o ile mnie pamięć nie myli. Ełk zdaje się miał pomysł na wydzielone księstwo.
Zawsze gdześ znajdzie się potencjalny kandydat na koronę lub diadem coby głowę przystroić.
Ja też idę „pokrólować” – we własnej pościeli! A co! Jak wszyscy to i babcia też!
E.
Nawet se „pokrólować” spokojnie nie można! Mrówki nas zaatakowały! Zimą?
Jakiem Echidna – nie przepuszczę!!!
Obowiązek, echidno, obowiązek! A jaka wyżerka 🙂
Idę królować na ogródku, dostałam wspaniałą lekturę od Nowego – serdeczne dzięki 🙂
p.s. Co do mrówków, to tych też u mnie nie brakuje, bo często pada i te zarazy włażą do domu sobie tylko znanymi ścieżkami. Mrówy nie bardzo mieszczą się w moim jadłospisie, raczej wcale, więc używam, ehum, trutki takiej syropowatej i odpowiednio pachnącej. No, nie mam sumienia i już 🙄
Echidna,
smacznego 🙂
Ja tam do Polityki się nie mieszam.
Ale kulinarnie czasem daję do wiwatu. Jak sobie człowiek popatrzy to chce się o żyć:
http://zabrali.pl/312-alternatywa-dla-oficjalnego-pomnika.html#more-312
Misiu… 😎
Zjadłyśmy naleśniki, czyli nie najbardziej lubiany obiad. Trudno – od czasu do czasu trzeba. Nie były to krokiety zawijane w naleśniki, tylko naleśniki jako takie. Ogółem biorąc naleśniki przegrywają u nas z oładkami i plackami ziemniaczanymi o kilka długości. Jeszcze deserowe z owocami, czekoladą i likierem, jeszcze wytrawne z grzybami i kapustą – ujdą, krokiety z mięsem do czerwonego barszczu – też, ale znam potrawy, które mi bardziej odpowiadają,
Aktualnie czytam sobie Leszka Kołakowskiego „Moje słuszne poglądy na wszystko”, a czytam, bo zachwycił mnie tytuł. Popatrzcie – prawie każdy uważa, że jego poglądy na wszystko, są jedynie słuszne. Nie przyznajemy się jednak do tego głośno, a Profesor miał odwagę się przyznać.
Czy wszyscy wymarli? Udali się na emigrację wewnętrzną? Hop, hop! Gdzie jesteśie?
Witam wszystkich. Tu Ryba, starsza córa Pyry, na wakacjach. Dzisiaj goszczę w Ustroniu koło Wisły. Postanowiłam skrobnąć by pochwalić Karczmę „Wrzos” w Ustroniu. Jedliśmy tam z Matrosem i jego rodziną dzisiaj obiad. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni. Jesteśmy miłośnikami dań grilla i to co podano było ekstra. Jadłam schab z boczkiem grillowany z warzywami – soczysty, doprawiony o bardzo ciekawym smaku; ślubny jadł karczek z karkówki podwędzany i grillowany z zasmażaną kapustą – też się zachwycał. Ponieważ kiedyś istniał zwyczaj by podawać adresy gdzie można dobrze zjeść właśnie to czynię. Uwaga – ceny bardzo przystępne, a miejsce bardzo przyjemne. Olbrzymia karczma z drewnianych bali. Polecam również dobre piwo – Brackie – Mastne; seria limitowana wydana na 1200 lecie miasta Cieszyna z 4 gatunków słodu. Mamuś żyję, ale praktycznie nie mam dostępu do internetu. Pozdrawiam i całuję Ryba 🙂
zimno, mam grype i wlaczylam ogrzewanie w polowie sierpnia, to juz po wakacjach, duzo tego nie bylo
do Placka (wczoraj) Placku w Polsce to ja sie rzadko myje, stosuje metode Francuzek, od stop do glow jakies pachnidlo, gdyz korzystam z goscin i albo jedni sobie pobudowali dom i maja wszystko na elektrycznosc, wiec olaboga, olaboga… nie wypada narazac ich na koszta tym bardziej, ze pani domu odwala pod ten temat, taniec swietego Wita, u starszej pani, wanna jest zastwiona deska i kupa rzeczy, ktorych zastosowanie trudno zdefiniowac, nie ma gdzie tego wystawic, w krzakach to w polwie akcji higienicznej wysiada ogrzewanie a wraz z nim konczy sie ciepla woda, kapie sie tylko jak dopaden spa w krzakach ryzykujac potem grype przy takiej pogodzie jak teraz
Echidno, podaje Ci mój przepis na kisiel, który mi zawsze wychodzi.
0,5 l soku , 1-2 szklanki owoców, 2 łyżki mąki ziemniaczanej i 2 łyżki cukru.
Ja zamiast oddać się zajęciom kontynuuję „Bikini” Janusza Wiśniewskiego. Kiedyś czytałam jego „Samotność w sieci”, przypadł mi do gustu jako autor, pisze dobrze i nie chce się człowiekowi odrywać od takiej książki. Ta ma tę „wadę”, że jest sporego formatu i ma 430 stron, nie za bardzo dało się przeczytać jednym cięgiem przez noc 😉
Ktoś wspominał niedawno o Krajewskim (Krystyna?). Mnie się bardzo podobają jego książki, przeczytałam chyba wszystko, co napisał, ostatnio „Erynie”. Najbardziej podoba mi się seria z Breslau, bo znam trochę miasto – mam też piękny album starego Wrocławia sprzed czasów wojny, kiedy rzeczywiście to był Breslau. Świetnie się czyta z takim przewodnikiem w dłoni, jeśli chodzi o szczegóły i topografię, Krajewski jest bardzo dobry.
Krwawe to i owszem, trup ściele się gęsto, makabra raz po raz, ale bardzo wciąga. Czekam, co nowego znowu pojawi się na półkach księgarskich.
Jak byłem młodszy to zajmowałem się karmieniem zwierząt domowych. Ale mi przeszło , szczególnie po tym jak biegało po podwórku stadko dzikich zwierzątek . Kura wysiedziała i mieliśmy… znaczy duży problem. Zupełnie jak w Warszawie po południu.
http://www.youtube.com/watch?v=8a5y1oxmrUc
no dobrze Piotrze
przyloz reke na sercu i powiedz, ze idea slow foodu nie jest zbyt mocno romantyczna
no i ze korzysta sie z niej tylko wtedy, kiedy droga do lasu do rolnika jest przejezdna badz wymaga tego potrzeba blysniecia swiezymi jajami w stolicy 😆
a tak na marginesie, to przed tygodniem pedalowalem 😆 do lasu z hohenzollerndamm, specjalnie po jajka, w te i nazad jest tych km ponad 40
i co sie okazalo?
ma lesniczyna jaja 😆 ale ich nie sprzeda. tak poinformowal mnie jej siastrzeniec. dlatego nie sprzedaja bo nioski z nieznanaych blizej okoliczniosci wypuszczaja piorka z dupska. taki a nie inny powod uslyszalem. nie mam prawa tego kwestionowac, chociazby dlatego, ze lesniczyna wyjasnila mi swego czasu, ze jajka powinno spozywac sie dopiero minimum po tygodniu od spuszczenia jego przez kurke na slomiana sieszke
dlaczego?
to zbyt zawile bym podjal sie wytlumaczenia. ale sprawdzilem organoleptycznie i wierze lesniczynie. naprawde nie ma ona interesu by akurat mnie wprowadzac w blad
ale do rzeczy
wracalem dzis z secret spotu przez wolin. i co widze na straganie. wlasnie to, z czego kazdy z was jest teraz na obszarze miedzy odra a bugiem bardzo dumny. cala paleta pomidorow w roznych kolorach. na dodatek w roznorodnych ksztaltach oraz rozmiarach
czyzby byla to zasluga tej rozrastajacej sie planetarnie organizacji zwanej fast food?
pepegorek podawal tutaj na przykladzie niemiec dlugosc zycie ludziny. to nie przychodz samo, ani z dnia na dzien, ze zyjemy dluzej i jestesmy zdrowsi
dziwi mnie to, ze jest od czasu do czasu medialne parcie na na techniki hodowli oraz sposoby zywienia z okresu kiedy to srednia zycia ludziny wynosila 40 lat!
nie chce wypowiadac sie za innych. wedlug takiego schematu osobiscie wraz z przyjacielem bylibysmy juz poza kregiem zywych. to fakt, co sie odwlecze to nie uciecze 😆 ku uciesze innych
nie zapominajmy, ze dzien w dzien kladzie sie spac do lozka miliadr ludziny na planecie i jest to w tym samym czasie kiedy romantycy z slow foodu wciskaja nam stare techniki hodowlii i zywienia tylko po to, by wzmocnic paru regionalnych dostawcow jaj czy swininy z podbydgoskiej wiochy
to tyle na tyle, jak potrzeba bedzie wiecej w swoim czasie
jutro tez ma duc 😆 czego wam nie zycze
Naleśniki – u mnie w domu najczęściej były z serem lub jakimś dżemem czy powidłami. Ponieważ jestem niesłodka, nie bardzo mi wchodziło, na jednym poprzestawałam i jak dla mnie – nie był to żaden obiad.
Zdecydowanie wolę wersje wytrawne, jakiekolwiek, byle nie na słodko. Sama robiłam kiedyś z nadzieniem z ledwo sparzonego szpinaku, do tego drobno krojone pieczarki przesmażone z cebulą i czosnkiem oraz pokruszona feta.
Swoją drogą, dawno nie było u mnie naleśników.
Wilekim entuzjastą naleśników, jak wielu z nas się przekonało nawet naocznie, jest Pan Lulek.
Risotto owszem – z dodatkiem białego wina rzecz jasna, nieletnim też nie zaszkodzi, bo przecież grzeszne związki zdążą chyba wyparować? 😉
U mnie dzisiaj proste, chłopskie jedzenie – małe młode ziemniaczki od wczoraj, przysmażone, do tego sałata z pomidorów i cebuli oraz posadzone za karę jajka, do tego maślanka pyszna. Zebrało się trochę jajec w lodówce, a tę przydałoby się z tego i owego przed wyjazdem opróżnić.
Rysiek,
no jasne, że nie wszyscy mogą sobie pozwolić na slow food 🙄
Ale jak mam okazję, albo w ogródku spłachetek, żeby sobie samemu, ewentualnie sołtysową, która znosi jajka, tfu, znaczy, kury sołtysowej znoszą, a dalszy sąsiad zabije świniaka i kawałek sprzeda lub, co lepsza, przyniesie w darze (drzewiej bywało!) – to czemu nie skorzystać?
To, że całego świata się w ten sposób nie wyżywi, to jasne. Ba! Nie wyżywi się całej głodnej ludzkości, jak słusznie zauważyłeś, nawet przy wysokiej technice, jaką „ludzina” dysponuje. Ale romantycy też potrzebni. Sołtysowa wszystkich jajek nie zje sama z rodziną, a rolnik z podbydgoskiej wioski jak zaszlachtuje wieprzka, to też chce coś z tego mieć. Ludzina może sobie od niego kupić slowfoodowego schabowego i wszyscy są zadowoleni 🙂
Sam korzystasz, jak możesz! No, chyba, że leśniczyny kury…itd. 😉
Szczerze kibicuję żeby odrolnika.pl się rozwinęło. We Francji taka strona jest, nazywa się paysans.net i można tam znaleźć właścicieli winnic którzy produkują wina AOC i często NIE MAJĄ innego adresu poza pocztowym i współrzędnymi GPS (albo się snobują). Aż kusi żeby jechać.
Mikołaj w domu u siebie. Byłam z nim i jego kolegą w niedzielę na placu zabaw – na odmianę przy restauracji fast food :). Bawili się wniebogłosy obaj, Misia – sześcioletni kawał chłopa (1,40m) z anielskim dziewczęcym głosikiem i kolega wagi muszej (ale za to szadzący). Kolega, jadąc tunelem plastikowej zjeżdżalni rurowej, wrzeszczy: Żłapał mne prąd! Tłumaczę jemu i Mikołajowi, że na bawełnianych ubrankach wytwarzają się przy zjeździe ładunki elektryczne. Nagle z tunelu wyjeżdża dziewczynka, a Mikołaj ją łapie i śpiewnie pyta: Czy czułaś ładunki elektryczne? Śmiechu było. Bawić się (i jeść) można dobrze zarówno fast jak i slow; byle w dobrej kompanii (ostatnio przeczytałam że etymologicznie kompania to ludzie, którzy dzielą chleb między sobą).
A u mnie nieczynna jest jedna faza prądu/ tak to się chyba nazywa/. Objawy sa takie, że nie ma prądu w kontaktach na górze, zaś na dole – w kuchence elektrycznej. Podobno uszkodzony jest kabel na sąsiedniej uliczce. Energetycy zostali powiadomieni i podobno mieli przyjechać, ale jeszcze nie dojechali. Mam nadzieje, że jutro będę mogła ugotować jakiś obiad. Plany wprawdzie mam skromne, bo mamy ochotę na krupnik, ale bez prądu nie dam rady. Zawsze można coś zamówić gotowego. Ale czajnik elektryczny działa, telewizor też.
Alicjo, o Krajewskim ktoś niedawno wspominał. Też go czytałam, ale nie potrafiłam zorientować się w topografii Wrocławia, co nie pozwalało w pełni delektować się lekturą.
Oho, zgasło światło w całym domu i w całej okolicy. To chyba znaczy, że ekipa naprawcza jednak działa.
ogorki – extraklasa!!!
jeszcze raz dziekuje wszystkim, ktorzy wspolmedytowali
(zwlaszcza glucho- niemym, moim ulubionym gosciom biesiadnym);
wloski ryz z doliny padu jest niezwykle smaczny i aromatyczny,
koniecznie sprobowac!
Rysiek ludzie zyli krocej ale zdrowiej. Nie wiem niestety na co umierali. Pewnie ze starosci. Ale przyznasz, ze na targu jakos sie lepiej kupuje a kura od Amiszow naprawde ladniej wyglada i lepiej smakuje niz ze sklepu. Wlasnie rosol na takiej zrobilem. Czy Amisze inaczej te kury traktuja niz inni farmerzy jeden Bog raczy wiedziec. Za to na targu lepiej wygladaja w swoich czarnych melonikach i kury jakies bardziej eleganckie a amiszowny jak dziewki w strojach cieszynskich oko raduje nie mniej niz kury.
ide spac nie ogladajac sie czy kury juz pia czy nie. mam to tam z kad one daja jajka 😆
ale mala prosba do tych co na laczach pozostana mimo braku jednej czy drugiej fazy, braku wody mydla czy tez ochoty badz inwencji tworczej na inne spedzanie przyjemnego wieczoru. chmury gonia jedna za druga, perspektywa sie zmienia, sadzawka pomrukuje przyjaznie, a komara i inne czortostwo przegania wiaterek wiejacy nara z poludnia
i o ten wiatr mi chodzi. pilnujcie go, by go tylko nikt nie za……lil w nocy
mittwoch i donnerstag
Oho, Dziecko mi się znalazło i to w Cieszynie, w knajpie. A my zaczęliśmy meblować duży pokój. Wystrój tego pokoju to autorski pomysł Młodszej. Kiedy będzie skończony, udokumentujemy fotograficznie. Stare meble z sypialni mojej Teściowej – komoda z wielkim lustrem i marmurowym blatem i dwie szafki nocne tudzież maszyna „singerka” zostały uroczyście zataszczone do tamtego pokoju. Komoda stanęła na środku ściany, nad nią powieszono lustro (osobno i trochę podcięta oprawa) po bokach na ścianie zawisły nadstawki od szafek nocnych. Same szafki z marmurowymi blatami służą jedna w korytarzyku wejściowym, druga przy wyjściu balkonowym jako mini – pomocniki, singerka spełnia rolę podstawy pod telewizor. Na drugiej, długiej ścianie stanął stary kredens – nie taki imponujący, jak te u Jotki czy u Dorotola, ale ja go bardzo lubię. Jedyny szkopuł taki, że jego blaty są z kamienia ciemno szarego. Jak Młodsza się wzbogaci, to może kamień wymieni na biały Stanie tam jeszcze sosnowy regał na książki nie pasujący do całości, ale musi posłużyć zanim nie kupi się szafy bibliotecznej. Nadto trzeba będzie jeszcze dokupić nową kanapę jako nocleg gościnny (dotychczasowa chociaż prawie nowa jest krótka i nierozkładana) kupić stół z krzesłami, stoliczek kawowy i lampę stołową. To wszystko ma jednak czas, podobnie jak drobne prace wykończeniowe.
Dr. Jekyll and Mr. Hyde, slow food: wolno roslo, wolno sie zylo za ty szybciej umieralo. Teraz co dzisiaj posadza jutro sie zbiera a pojutrze lotnisko z pola zrobia. Kiedy tu umierac? Coka cola to jest to.
solennie obiecuję wiatru w polu pilnować do północy przez okno w dachu, tym bardziej że samoloty nad domem latają (korytarz) – zaczepi się wiatr takiemu za łogón jak się u mnie mówiło i tyle go widzieli…
Właśnie… jak tak zdrowo, to czemu tak krótko? 😯
Zrozum tu, człowieku…
Oj, Basiu-Asiu latają, latają od czerwca średnio co minutę, nawet jest taki o 00:04. Remontują jeden pas na Okęciu i wszytko lata nade mną. Można dostać szału, szczególnie latem jak są otwarte okna.
No to macie niedobrze… ja mam lotnisko pod nosem, za plecami kolej. Chyba sie przyzwyczaiłam, a i moje lotnisko to 1/10 Okęcia.
Oddalam się do kuchennych zajęć.
MałgosiuW, Alicjo – ja Was zupełnie nie rozumiem. Silnik samolotu to jest dla mnie jeden z ukochanych dźwięków. Zupełnie nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak jest, ale uwielbiam go słuchać i patrzeć jak na niebie migają światełka samolotów. Rzeczone okno w dachu mam nad głową w polu widzenia kiedy zasypiam i to jest dla mnie najlepsza kołysanka i spektakl na dobranoc.
Srednia wieku 40 lat nie oznacza, że ludzie żyli najwyżej tyle 🙄 Chyba to każdemu jest jasne, a jak nie, niech zajrzy w kroniki rodzinne i sprawdzi, jak długo żyli dziadkowie i pradziadkowie, kto umarł młodo i dlaczego. Wydłużenie średniej życia to przede wszystkim zasługa postępów w medycynie i ogólnej higienie (kanalizacja, czysta woda pitna, szczepienia) oraz lepsze warunki materialne. Jak ludzie żyli w brudzie, ciasnocie i biedzie to epidemie odry, grypy hiszpańskiej czy innej dezynterii dziesiątkowały bez trudu całe społeczeństwa. Wystarczy popatrzeć, co dzieje się teraz w Pakistanie… 🙁
danke danke BAiM
tak mi sie jeszcze przypomniale siedzac na balkonie i podziwiajac bloga cisze
i bez samolotowe niebo. a jesli juz sa to za warstwa chmur ktore nadeszly i wygluszaja zelazna ptaki. pije herbate z perzu, dobrze oczyszcza przapadkowe zachlysniecia woda w tutejszych zbiornikach. a niech tam, i tak nie wiadomo na co sie dzis umiera. ale herbatka dobrze robi. profilaktycznie czy tez nie to i tak swoj skutek odnosi skoro rano budze sie jak ….
… przypomnialo mi sie mianowicie, ze ja dalej palaszuje spagetti i lyzka do zupy i widelcem w drugiej rece. nigdy nie bralem powaznie tego co o mnie i jak klepia 😆
Basiu-Asiu…
toż piszę, że się przyzwyczaiłam i nie słyszę, natomiast goście mówią, że trakt kolejowy mam za domem (ha! owszem, z pół kilometra i za laskiem!), no i samoloty. A to jest małe lotnisko i żadne wielkie samoloty tu nie ląduja, ot, takie sobie…
mam nadzieje nemo, ze wiesz co sie bedzie dzialo jutro na moich akwenach
i to nie powinno przyprawic cie do takiego 🙁 widzenia planety
Był taki wiersz Ronsarda do jego ukochanej nr katalogowy … (trzycyfrowy co najmniej na pewno) mówiący o tym co się stanie gdy Pani nadobna osiągnie sędziwy wiek czterdziestu lat, posiwieje, wypadną jej zęby etc. Czytając oddychamy z ulgą i przeglądamy się w lustrze.
Swego czasu w pewnym wywiadzie radiowym słyszałam ciekawą argumentację przeciwko dożywotniemu charakterowi kościelnej przysięgi małżeńskiej – w czasach kiedy powstała, „nie opuszczę cię aż do śmierci” oznaczało następnych 20-25 lat, a obecnie średni teoretyczny czas takiego zobowiązania znacznie się wydłużył …
Basia-Asia i kompania… wszystko zalezy jakie lotnisko jakie samoloty i jak wysoko. No i wazne zeby nie spadaly.
nemo tu nikt nie podwaza definicji sredniej. nawet jesli jest ona tylko srednia 😆
Kiedyś była szansa na ponowny ożenek, nawet kilkakrotny, bo kobiety umierały w połogu, czasem już przy pierwszym dziecku…
Basi-Asiu i kompanio a co proponujesz wzamian…przysiegam na lat 3 potem sie zobaczy? 🙂
Ryśku,
jak nikt nie podważa, to niech nie pyta, dlaczego żyli tak krótko przy tak zdrowym odżywianiu 🙄
Długowieczni ludzie zdarzali się we wszystkich czasach, to kwestia genów i szczęścia 😉
Basiu-Asiu,
Do ryku, który zagłusza rozmowy i je uniemożliwia nie można się przyzwyczaić. Światełka samolotów też lubię, ale nie tuż nad moją głową. Dwa pasy dywersyfikowały te hałasy i dało się to przeżyć. A teraz … nie napiszę co teraz, bo posądzono by mnie o terroryzm. Byle do grudnia!
kiedys naklepalem lataj lotem martw sie potem. traf chcial …. i po czasie wykasowali mnie 😆 i wpisu teraz niet. ja nie jestem 👿 nie, wcale nie. bo i za co? 😆
slychac podmuchy, cieple powiewy z poludniowegozachodu
Oooo, leci! Ma podswietlone skrzydła (bardzo ładnie światło przebija przez chmury) i tak pięknie melodyjnie hurgocze.
Rysiek to z Bawarii tak wieje…
Basiu Asiu i M to bys miala frajde ogladac jak w 1945 lecialo tak z tysiac obok siebie. Ryk i niebo przykryte skrzydlami. Do tego jakies male spitfireki sie krecily pomiedzy i widok nie do odrobienia…no ale to juz bylo i sie nie wroci.
yyc
proponuję tak: umowa zostaje zawarta na 3 lata z klauzulą automatycznego przedłużenia na następny okres, jeżeli żadna ze stron nie wypowie jej w terminie 3 miesięcy przed upływem terminu :), etc etc
albo tak jak w zakonach: najpierw nowicjat, potem śluby czasowe, a później wieczysta profesja
To Ty Basiu Asiu, chyba jesteś od strony Kabackiej, bo u mnie cisza 😀
Kobiety w połogu, mężczyźni na wojnach rozlicznych, w podróżach, na łowach.
Łatwo też było stracić życie „sądownie” – np w XVII w aż 200 przestępstw w Anglii zagrożone było karą śmierci (w tym kradzież owcy i wycięcie czereśni).
Nemo, z tym umieraniem nie bylo az tak tragicznie skoro pozostale przy zyciu panienki nie mogly pozwolic sobie na drugiego badz czwartego chlopa w domu. w innych krajach gdzie mezczyzny byly w niedostatku to mogi sie zadowolic w takich przypadkach i czteroma panienkami
pamietam jak w senegalu skazyl mi sie aleksander wyznania katolickiego, ze mohamed /byl w posiadaniu czterech panienek/ to ma dobrze. i na sniadanie i na obiad i na podwieczorek i na kolacje moze konsumowac co innego 😆
yyc_u u mnie z sudwest to znaczy z polnocnego morza. siedze w miedzykach
YYC
A propos 1945 i 1939 – miałam jeszcze szansę słyszeć opowiadania naocznych swiadków (wisielczy humor w rodzaju: a nad moim domem ten bombowiec tak krążył, krążył, aż wreszczie p******ął – excusez le mot, nie były to czasy eleganckiego opisywania bieżących wydarzeń). Pomimo wszystkiego co przeszli (albo na przekór) byli to bardzo pogodni ludzie i żadnej traumy z wojny nie wynieśli. Po wojnie samolot to dla nich był cud techniki. Właśnie babcia i dziadek nauczyli mnie lubić dźwięk samolotów.
Idę pod kocyk. Pora na bajeczkę dla starszej pani. Do jutra.
Małgosiu,
przeprowadzka! U mnie nic wielkiego, chyba, że jakaś szycha polityczna przylatuje rządowym odrzutowcem, to narobi hałasu, ale zarutko znika w przestworzach. Pod nosem mam ruchliwą dosyć drogę. Nie otwieram okien (podwójnych) z tej strony, też się przyzwyczaiłam i nie słyszę, zresztą to taki przygłuszony hałas.
Jak kto lubi hurgotanie – tym lepiej 🙂
Przy okazji… ze dwa lata temu spaliśmy w przepięknym, poniemieckim schronisku w Złotym Jarze (Złoty Stok), chociaż mogliśmy u rodziny w rzeczonym Z.S.
Ot, tak nam się zachciało zrealizować nasze młodzieńcze marzenie, że kiedyś przestaniemy się włóczyć randkowo po okolicznych lasach i będziemy paniska, że ho-ho. Byliśmy za całe 80 złotych, oprócz nas i portiera (znajomy) z wielgaśnym psem (podobny do bernardyna, czarny, nie pamiętam nazwy rasy), nie było tam NIKOGO. Nie mogłam spać, pomimo jakichś ilości piwa, przywiezionego z Pragi czeskiej. Było ciepło, bezwietrznie, okna otwarte.
CISZA była niesamowita i nie do wyobrażenia. Ogłuszała 😯
Alicjo,
Droga niestety też jest. Ale jak się mieszka w mieście … Przeprowadzka w dalekich planach też jest.
Różnice w długości życia kobiet i mężczyzn (w Europie ca 6 lat) wynikają podobno głównie z „winy” mężczyzn – większa skłonność do ryzyka, więcej palaczy i konsumentów alkoholu, więcej ciężko pracujących z nadwagą…
Zakonnice w klasztorach żyją przeciętnie tylko o rok dłużej niż mnisi.
Poza tym testosteron skraca życie.
MałgosiuW – jestem od strony Lasu Kabackiego faktycznie; w drodze powrotnej samolotem, skądkolwiek by to było, zawsze przy lądowaniu widzę z bliskiej odległości swoje osiedle. Prawie można powiedzieć: Pan się zatrzyma, ja tu wysiądę 🙂
teraz mam taki luksus Alicjo i mnie wcale to nie oglusza 😆 moze dlatego, ze mnie juz nie da sie bardziej ogluszyc 😆 😆 bo jak mocno mozna byc gluchym?
Basiu-Asiu,
Mnie też zdarza czasem lecieć nad swoim domem, ale rzadko i muszę przyznać, że myślę podobnie jak Ty 😀
MałgosiuW,
może ogłoszenie? Zamienię (…) na (…) 🙂
…to ja latam nad Wami, jak latam do warszawy? Następnym razem pomacham 🙂
Słuchajcie – spadochrony, spadochrony! To też „wyjście” 😉
widocznie zakonnice wiecej nagrzeszyly i dluzej odmawialy zadane zdrowaski 😆
Kiedyś wspominałam tu noc w leśniczówce z daleka od najbliższej wsi, dokąd przyjechałam z centrum Wrocławia, gdzie wypadnięcie kursu nocnego tramwaju o 2 w nocy budziło mnie brakiem znajomego zgrzytu na zakręcie 🙄 Otóż w tej leśniczówce też nie mogłam zasnąć, bo szum krwi w skroniach i ćmy tłukące z zewnątrz o szyby były tak głośne w tej przerażająco głuchej ciszy, że dopiero włączenie radia tranzystorowego pozwoliło mi je zagłuszyć 🙄
Następne dni i tygodnie były już normalne, do wszystkiego można się przyzwyczaić 😉 No, prawie do wszystkiego, bo głośno tykający budzik po dziadku mojego Osobistego dostał dożywotni zakaz nakręcania 😎
Nemo, tykające zegary też mają już u mnie przechlapane, chociaż kiedyś spałam przy tykającym i bijącym co godzinę stojącym zegarze szafkowym!
Alicjo, spadochrony tak, tylko co z bagażem 🙁
u mnie jazgot trwa bez przerwy, ruchliwa jezdnia, samoloty też – jeśli kierunek wiatru się zmienia, nic mi nie przeszkadza, śpię jak kamień, ale za to na działce w lesie, nie dość, że ciemność jest atramentowa, gęsta, to jeszcze cisza dojmująca. Jakoś przyzwyczaić się nie mogę, nie śpię, raczej drzemię nasłuchując każdego szelestu, ale za to przez świetlik w dachu widzę gwiazdy i przelatujące nad głową światełka samolotów, jest mi raźniej 🙂
Małgosiu,
to chyba też jeszcze zależy, jak te zegary tykają. Ten budzik robi to w takim nerwowym rytmie, zbliżonym do częstotliwości uderzeń mojego serca, które się próbuje jakby dostosować i wprawia mnie w jakiś wewnętrzny niepokój, i nie daje spać 🙁 Dawniej wynosiłam i przykrywałam poduszką, w końcu wymogłam nienakręcanie 😉 Za budzik robi radio włączane osobnym timerem (też zabytkowym 😉 )
A propos spadochronów – w Przekroju byl dawno temu artykuł o tym, co Włosi myślą o swoim premierze, z załączoną mini-antologią dowcipów. Anegdota ze spadochronem w tle brzmiała tak: Pewnego razu jednym samolotem lecieli: prezydent USA, prezydent Rosji, premier Włoch, papież i mały chłopiec. Spadochronów ratkunkowych przeznaczonych dla pasażerów było sztuk 4. Kiedy stewardessa zaanonsowała awarię, prezydent USA powiedział: jestem szefem światowego mocarstwa, wział spadochron i wysokczył. To samo prezydent Rosji. Premier Włoch powiedział: jestem najinteligentniejszym szefem rządu, chwycił spadochron i hop! Na pokładzie zostali papież i dziecko. Papież mówi: Chłopcze, jestem stary, przed tobą całe życie, weź ostatni spadochron i ratuj się! Chłopiec odpowiada: Wasza świątobliwość, mamy 2 spadochrony, bo Pan Premier wyskoczył z moim tornistrem 🙂
W dzieciństwie spałam przy wiszącym zegarze ściennym. Bardzo lubiłam patrzeć na jego wahadło, a miarowe tykanie dawało poczucie bezpieczeństwa, bycia w DOMU. Ten zegar również pięknie wybijał godziny i kwadranse, aż spadł kiedyś ze ściany w trakcie dzikiej naszej gonitwy po pokojach połączonej z trzaskaniem drzwiami 🙄
Basiu Asiu i M no to pewnie wielu by nowicjaty nie przetrwalo sadzac po statystykach obecnyvh 🙂
rysiek to teraz wiem czemu on sie ten Mahomet tyle razy modlil i w piasek glowa walil…przed sniadaniem, przed obiadem i przed podwieczorkiem i na kolacje…tylko za co sie ona tak modlil piaty raz?
Basiu-Asiu i M no czasy byly nieprzyjemne ale te tysiace samolotow musialo robic wrazenie. W 45-tym to zdaje sie i 2 tysiace nad Berlin lecialy. I one wtedy tak ladnie pyrkaly silnikami a teraz ziuuu odrzutowce zrobia i juz ich nie ma.
Swoja droga sie bede musial niedlugo wyspowiadac. Mysle ze przez te ostatnie 30 lat chyba tyle nie nagrzeszylem. Pamiec slaba, lata leca, fast foody…
Donoszę że wiatr melduje że obecny (szumi sobie). Się pilnuje, się ma 🙂 Aby do północy wytrwać.
Opowiem ksiedzu o tym tornistrze 🙂
Nemo, ja też bardzo lubiłam ten zegar. Ma go teraz moja siostra, ale chyba zdjęła mu ciężarek od bicia. Nie wiem czy da się to uogólnić, ale ja niestety z wiekiem coraz gorzej sypiam i potrzebuję ciszy, albo równomiernego dźwięku.
rysiek a ja myslalem ze w dol i w lewo to gdzies tam Bawaria a u Ciebie dunskie wiatry znad polnocnego… musze dopompowac globus bo sflaczal i sie zakurzyl na suficie.
Latawce dmuchawce spiewala Ula (zdaje sie)…rysiek to powinien byc hymn kitebordzistow tak teraz mysle sobie po cichu. Kolega sie nie odzywa wiec pewnie w tym roku nici z latawca nauk pierwszych…szkoda ciepelko sie zrobilo i wiaterek od prerii wieje.
yyc
kiedy byłam raz w życiu na defiladzie z okazji Fete du 14 juillet w Paryzu to widziałam taką pyrkającą flotyllę. Faktycznie robiło wrażenie. Ale to jest taka różnica jak między koncertem na orkiestrę a utworem solowym na jeden instrument
A Maqhomet może 5 raz się modlił o to, aby wśród tych 4 dam jakoś przetrwał i nie oszalał 🙂
Barbaro,
wracając do Złotego Jaru i randkowania sto lat temu, zdarzyła się nam noc tak ciemna, że znając wszystkie scieżki baliśmy się zrobić krok, bo można było spaść co prawda nie w przepaść, ale wystarczająco, żeby się nieźle poturbować.
Nie było widać NIC! Podobnie jak „krzyczącą” ciszę (Skaldowie), tę ciemną noc zapamiętałam bardzo dobrze. To bardzo niefajne uczucie, kiedy nawet wierzchołków drzew nie widać, nie ma nic, co pomogłoby w „nawigacji”. To, co powinno nam zająć najwyżej godzinę, zajęło parę dobrych godzin.
Ja oczywiście w wielkim strachu 😯
Północ – koniec pilnowania wiatru, niech sobie wieje dokąd chce.
I kołysanka:
http://www.youtube.com/watch?v=Ja9iENIjU8U&feature=related
Dobranoc.
Specjalnie dla Pana Ryska z turnusu trzeciego…yyc 🙂
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/LatawceWToronto#5506504807067323570
Powiedzcie mi, co myślicie o takich sformułowaniach:
„Rodzice chłopaka (…)” , a za chwile okazuje się, że „chłopak” miał 24 lata. Przedwczoraj, nie pamietam już, jaki artykuł – „chłopak” miał 27 lat.
Chłopcy, chłopaki i męcizny, proszę o jasną definicję – kiedy chłopak przestaje być chłopakiem i staje się mężczyzną?
O dziewczynach młodszych od powyższych chłopaków pisze się w prasie „kobieta”.
Alicjo jak byly slow foody to chlopak mial 16 teraz fast foody i ma 30….ale zyje dluzej 🙂
U kobiet/dziewczyn to bardziej skomplikowane. Wspolczesna medycyna robi cuda i cudenka.
Sie odwrocilo. Im mlodsza tym starsza im starsza tym mlodsza. Czyli jak mowia swiat na glowie stoi. Teraz wiem dlaczego sie Mahomet o polnocy modlil….
yyc,
swego czasu baaaaaaaaaaaaaaaaardzo chciałam nosić szpilki. Mój Tata tłumaczył, że będę wyglądała jak „stara maleńka”, jak dorosnę trochę i będę miała przynajmniej 16 lat, mogę przymierzyć tak zwane „czółenka” Mamy.
To nie było to! To było TO. Szpile, i to czerwone! Tak wygodne, że biegało się w nich bez wysiłku. A jak się czuło 😎
http://alicja.homelinux.com/news/Vienna-07.jpg
A propos spadochronów to też mi się coś przypomniało:
Komandos skacze po raz pierwszy z samolotu i w trakcie spadania stwierdza, że nie pamięta, jak otworzyć spadochron 😯 W powietrzu mija innego żołnierza w uniformie, więc krzyczy: Kolego, jak się otwiera spadochron?!
Nie wiem – odkrzykuje tamten – Ja jestem saperem!
Te ciżemki miały rzemyczki, trzeba było zawiązać nad kostką… najlepsze i najseksowniejsze szpile, jakie miałam. I wygodne, mimo, że teraz patrzę i wierzyć mi się nie chce, że Wiedeń w tym zlatałam całkiem-całkiem…
Eh… kiedyś się chciało, a teraz co? Pepegi 🙄
Alicjo,
cieszę się, że dotarła „wspaniała lektura” ( 😯 )
00:54 – szpile nie szpile, ale Ty się w ogóle nie zmieniasz!
Nowy,
mogę zeskanować artykuł i zapodać blogowisku? Ucieszą się, jestem pewna!
Alicjo,
oczywiście, że możesz, jeśli tylko chcesz, jak każdą inną publikację. Ukazało się to w ogólniedostępnym w Polsce miesięczniku, każdy może kupić, przeczytać, skrytykować itd., więc ja nie mogę zabronić.
Nie jest to nic specjalnego, nie jestem Nisią ani Dorotolem, nie posługuję się piórem z łatwością Pyry, Placka lub naszego Gospodarza, ale wiele tego typu mojej pisaniny, juz się ukazało, co prawda jakiś czas temu. Może nawet wkrótce wróci nieco częściej?
Już się cieszę 🙂
slowTestosterone?