Ryba z wieprzka
Ach jak żałuję, że nie miałem możliwości przeczytania „Sekretów włoskiej kuchni” przed urlopem. A może to i dobrze, bo wiele „wyczytanych” przysmaków będę mógł poznawać przy okazji kolejnych wypraw do Włoch. Wam jednak dam okazję zapoznania się z nimi już teraz.
Oto pisze Elena Kostioukovitch o toskańskich daniach, które nawet ją, mieszkankę Włoch od ponad 20 lat i znawczynię tematu, zaskakują oryginalnością: „Spośród najbardziej zaskakujących potraw mięsnych warto opisać tuńczyka z Chianti, który jest potrawą nie z tuńczyka, ale z mięsa ssących prosiąt, ofiar selekcji przeprowadzanej w czerwcu i lipcu. W tych gorących miesiącach nie jada się mięsa wieprzowego, ponieważ jest zbyt kaloryczne. Ponadto w letnim upale trudne jest też solenie mięsa, które łatwo może się zepsuć. Dlatego prosiąt nie soli się, ale gotuje w resztkach pozostałych po produkcji wina, tak zwanym vin Brusco ( pierwszego zbioru białych winogron z winnic Trebbiano i Malvasia). Gotowane mięso zalewa się oliwą. W powszechnej opinii pod koniec tej procedury mięso nabiera smaku ryby. Toskańczycy, którzy dawniej nie mieli dostępu do cenionych ryb, takich jak tuńczyk, zastępowali je chętnie tym domowym surogatem. Jakiś czas temu fałszywy tuńczyk popadł niemal w zapomnienie. Obecnie potrawa została przywrócona przez „kulinarnych archeologów” i można jej popróbować w miasteczku Panzano w Chianti.
Typowe dla Toskanii są też cee alla pisana, potrawa z narybku węgorzy, które łowi się nocą w Pizie przy brzegach rzeki Arno, przyciągając je światłem latarki, a potem smaży na oleju z czosnkiem i szałwią i podaje posypane parmezanem. W nadmorskiej części Toskanii popularna jest barwena (z pomidorami i ziołami).
Fasolę nella fiaska, zwaną też „czyśćcową”, gotuje się w butelce po winie Chianti. Po zdjęciu słomianego oplotu wkłada się do środka fasolę, wlewa wodę i oliwę dodaje czosnek, rozmaryn i szałwię, zamyka korkiem i zakopuje butelkę w prawie wygasłym popiele (albo zawiesza na wiele godzin nad ogniskiem). Potrawę tę można zobaczyć na obrazie Annibale Carraciego (1560 – 1609) wystawionym w galerii Colonna w Rzymie.”
Koniec tej pisaniny. Teraz kolej na ucztowanie. Na szczęście i natarte ziołami kurczę, i pataty z pieprzem na oliwie już są prawie gotowe. Dojdą zanim nakryję do stołu, rozstawię kieliszki i odkorkuję stosowną flaszę. Wszystkim czytelnikom też życzę smacznego!
Komentarze
Butelka od wina chianti nazywa się fiasco, a potrawa: Fagioli al fiasco.
Prosięta do potrawy „Tonno del Chianti” gotowane są w Vin Brusco (ostre wino).
Pada deszcz.
Wnerwia mnie przekręcanie nazw obcych potraw tak samo, jak „Bigosch”, „Barzcz zimny czyli zupa” w obcych językach 🙄
Dzień dobry.
Przeczytałam co Gospodarz nam opowiada powyżej i….no, nie tylko Chińczycy jadają wszystko co pływa, a nie jest łodzią podwodną itd…Jeszcze 300 lat temu Europę nawiedzały częste klęski głodu, więc nic dziwnego, że starano się wykorzystać każdy , dostępny produkt. Jeżeli do dzisiaj znajdują się amatorzy tych potraw,to dobrze.
Fasolę w butli gotuje się 4 godziny. Nie powinna wrzeć.
Niestety nie będę mogła zorganizować przewidzianej na dzisiejszy
wieczór biesiady pierogowej.
Jest mi bardzo przykro z tego powodu 🙁
Do wszystkich zainteresowanych Blogowiczek wysłałam
stosownego maila z przeprosinami.
Annibale Carracci
Danuśka odpowiedziałam … też bym nie była bo mnie siódme poty oblały ..
Smaczne, piękne, ciekawe i zwyczajnie ludzkie 🙂
Plany nie zawsze da się zrealizować, niby o tym wiemy a jednak jest nam wtedy przykro. Jestem z Tobą Danuśko.
Generalnie nobody is perfect . I lepiej niech tak zostanie.
Nemo – Wnerwianie się przed południem pomaga w trawieniu pysznego śniadania z kurczaka, a z autorką książki można się spierać, w końcu mieszka we Włoszech od niedawna i jest tylko tłumaczką Umberto Eco 🙂
Flaszka to flaszka, niekoniecznie do chianti, a fasolę we flaszcę gotuja archeologowie, a w powszechnym użytku jest gliniane coccio. Ważne jest to, że fasoli nie brakuje.
Bardzo lubię bigoszcz i toruń 🙂
Włoskie „andiamo a mangiare” czy toskańskie „si va a mangia” – wsio rawno, a wspólczesny język włoski wywodzi się z toskańskiego, ten z kolei ma mnóstwo odcieni. Logiczna konkluzja – „nella fiaska” to bardziej niż poprawna nazwa tego prastarego dania.
Sam zjadacz fasoli, podobnie jak rzeżnik to także nie tylko to, co się w oczy rzuca. Biały obrus, biała koszulka, kołnierzyk – to nie prosty chłop ale co najmniej wójt w delegacji.
Jej, bardzo mi przykro, Danuśka. Bywa, że coś tam nie wyjdzie. Mnie przez rok nie wychodziło spotkanie z Pepegorem – umawialiśmy się parę razy i cały wszechświat był przeciwko, aż wreszcie wyszło nam i było bardzo miło.
Il Fiasco
Flaszka to też bottiglia 😉
U mnie w domu na gąsior do wina mawiało się „butel”. Ten butel.
No i fiasko z tym Fiasco 🙁
Zrozumiałe, że w dużych rodzinach musi być duży butel fasoli.
Toskańczycy których nie było stać na chianti w butelkach używali glinianych pignatto. U mnie w domu nie bylo Toskańczyków.
Ale pewnie była pentola 😉
Nie pamiętam – byłem szeregowym pracownikiem kuchennym. Wskazali, kazali, ubijałem, przekręcalem, wałkowałem. Patelnia była 🙂
Suszę grzyby. Wczorajsza wyprawa przyniosła rezultat w postaci kilku prawdziwków, dużo kurek oraz paru rydzyków. Burza rozhulała się dopiero na koniec wyprawy, a deszcz lał całą noc. W klubowym szałasie na hali natknęliśmy się na niemieckiego grotołaza z nową partnerką i jej małoletnimi synami. Osobiście znam i lubię jego poprzednią wieloletnią partnerkę i miałam dylemat. Pokazali mi fałszywe rydze i zapytali, czy to jadalne… 🙄
Są jadalne – zgadłem ?
Po dłuższej obróbce 🙄
Odradziłam.
A ja tylko pozwolę sobie na małe zdziwienie, że Gospodarz o 8:00 rano piecze kurczaka i odkorkowuje flaszeczke… Czy to aby zdrowe? 😉 😉
Borowik ponury ps,szatan, jest bardzo popularny w północnych regionach Rosji. Nikt się nim nie truje. Oni go 3 krotnie obgotowują, solą i jedzą. Sama osobiście ze smakiem zjadam muchomora czerwonawego (biały kapelusz, brunatno- czerwonawe blaszki}.
Może je kolację na śniadanie 😉
Pyro,
jak się uprzeć, to wszystkie grzyby są jadalne, chyba że obrzydliwe lub gorzkie w smaku 🙄 Niektóre są jadalne tylko raz 🙄
Sromotnik uchodzi za smaczny.
Sąsiedzi moich rodziców z upodobaniem jadali olszówki. Dawali również dzieciom, aż najmłodsze, 2-letnie zmarło 🙁
grzyby są … córka donosi z Mazur .. tylko jedzą ogromne ilości .. na suszenie podobno za mokro …
wczoraj byłam u koleżanki po mirabelki .. wilgoć taka, ze spływało po mnie a ja się nie pocę …
Nic mnie już nie dziwi – szkoda mi tylko prosiaczków , muszę się zdrzemnąc.
Smacznego dnia 🙂
Muchomor czerwonawy jest jadalny po długim wygotowaniu. Problematyczne jest pomylenie go z muchomorem plamistym 🙄
Ten tekst , jak i inne, pisałem poprzedniego dnia popołudniu. Miałem nadzieję, że zaciekawi a może i rozbawi. A on spowodował silne zdenerwowanie.
Literówkę w nazwie wina poprawiłem. Innych korekt nie wprowadzam, bo to nie mój tekst lecz autorki mieszkającej we Włoszech ponad 20 lat, tłumaczki Umberto Eco i znawczyni włoskich kulinariów. Niech się tłumaczy.
E tam, zaraz zdenerwowanie 🙄 Irytację najwyżej 😉
Poza tym wiemy, że teksty nie są pisane rano, ani nawet na żywo, czasem są z szuflady… 😉
Wszystko można zjeść – wczoraj policja uratowała kota ktory marynował się w bagażniku samochodu (standartowa marynata – oliwa, chili, papryka, sól).
Właściciel tłumaczył, że kot był płci męskiej, a mimo to był w ciąży i to go wkurzyło. Gdyby istniała sprawiedliwość, właściciel kota byłby już wędzony w dymie z pachnących ziól.
Ryba z kota
Panie Piotrze! Przepraszam, że się czepiam. Bardziej z sympatii niż niezadowolenia z tekstu. To chyba również najlepszy dowód, że wszyscy czytamy Pana wpisy dokładnie 🙂 Ja już nawet mniej pracuję, a więcej czytam Pana blog, nadrabiając zaległości od samego początku. Może mnie nawet przez to z pracy wurzucą… 🙂
To podniesiemy taki krzyk, że przywrócą. Ale może lepiej czasem popracować choć tutejsze towarzystwo kusi!
A przepraszać nie ma za co. Tu wszyscy jesteśmy czepialscy.
Mnie by interesowało, czy Gospodarz czytał rzeczoną autorkę w oryginale czy przetłumaczoną na polski. I kto był tłumaczem słynnej tłumaczki?
Pytam, bo pamiętam „kaczkę po barbarzyńsku” z „Kuchni barokowej” 😉
Tłumacz: Jan Jackowicz
Mnie nawet Nemo nie może zdenerwować, a nie raz próbowała. Mam niskie ciśnienie 🙂
Książka jest prawdziwą perłą , nic dodać, nic ująć.
Umberto Eco też jest niezły 🙂
Placku,
ja próbowałam Cię zdenerwować? Ja?! Niespotykanie spokojnego człowieka? 😉
Jak się marynuje żywego kota w klatce? 😯
Ale fajnie – ryba z mięsa jako powód III-ej światówki. Mam zdumiewająco dobry humor, a wszystko przez „krzyżowców”, którzy ogłosili, że tablicę na Pałacu zamontowano im na złość.
Nemo – Jesteś mi już winna jeden rower, a Twój flaszkowy niepokój starałem się ukoić wcześniej. Pora na coś niesłychanego – ugodowo Ci mówię – Mylisz się 🙂
W Arabii Saudyjskiej karą za pominięcie przecinka jest ścięcie. Strach pomyśleć co grozi za dwukropek.
Nemo – To nie mój przepis. Nawet smutne wydarzenia w Warszawie mnie nie dziwią. Poczytaj sobie o nowym zegarze w Mecce, dziś początek Ramadanu.
Od czasów Abla świat oszalał, dlatego lubię zaciszną atmosferę tego blogu.
Jeszcze jedno – gdy cudzoziemiec pyta o bygosz i barcz, CIESZĘ się 🙂
Czytałem polską wersję. Wcześniej nie wiedziałem nic o książce ani o autorce, która tłumaczy literaturę rosyjską na włoski a włoską na rosyjski. Też uważam, że ksiązka jest niezwykle interesująca. A drobne mankamenty są naprawdę drobne. Wkrótce w polityka.pl będzie recenzja.
A teraz, wzorem Chesel, udaję się do pracy.
Placku,
ja mam książkę wydaną przez Bocuse. Tam jest „barzcz zimny czyli zupa”. Książka nie jest po polsku.
Rowerów narysuję Ci, ile zechcesz. Mam talent 😉
flasko, fiaska (termine usato dai Goti) = fiasco (di paglia intrecciata)
Nemo – Szwajcarzy słyną z braku precyzji, a fasola nella fiaska to nie włoska fasola Z butelki tylko toskańska W butelce – dialekt, folklor, 500 lat temu – zaczynaj rysować. Ołowek po toskańsku to też nie ołowek 🙂
Gdybyśmy przestali się spierać o ilość liter w kawie z mlekiem, mielibyśmy czas na kawę (Umberto Eco)
Cytat z palca wyssany, ale duch jego językowych przekonań autentyczny.
Placku,
jak podeprzesz źródłem, to naostrzę ołówek 😉
U mnie po obiedzie. Fasola nie włosku, a po francusku czyli szparagowa okraszona czosnkiem przysmażonym na maśle, kotleciki z mielonej wołowiny po sycylijsku czyli przyprawione czosnkiem, zieloną pietruszką, parmezanem, solą, pieprzem.
fasola nie po włosku…
Na obrazie Caracciego można zobaczyć osobnika jedzącego fasolę. Po czym poznać, że potrawa pochodzi z flaszki?
Jak napełniać flaszki
Nemo – Nie wkurzysz mnie choćbyś stanęła na głowie, na butelce fasoli 🙂
Zacznij dochodzenie solidnie, od początku, od słownika. Flaszka jest na stronie 173, tuż ponad Fiascaccio (wielka, dziwna butelka), a nella jest pod N.
Po narysowaniu roweru przesłuchaj malarza, jego rodzinę, biskupa który przywlekł fasolę do Toskanii, tubylców Nowego Świata, ale nie oczekuj już pomocy od starszych 🙂
Możesz też zmienić ten świat na lepsze w trochę bardziej ekspresowym tempie – wiem, że Bóg jest w szczególach, ale wiesz, że caly las płonie, a Ty się listka czepiasz ? Być może robisz to by nie zwariować. Nie wiem.
Pierwsze z brzegu żródlo z flaszką:
„Dizionario Italiano-Inglese e Inglese-Italiano ad uso di ambedue le nazioni”
12-tego. kolejna bolesna rocznica, ale zapowiada się ciepły dzień.
Kochany Placku,
w tym słowniku nie ma słowa „fiaska”. Jest „fiasca” 😉
Włoski znam osobiście, nie tylko ze słownika 😉
Jeśli dysponujesz słownikiem toskańsko – angielskim albo jeszcze lepiej gocko – dowolnym to chętnie skorzystam.
Widzę, że jednak się lekko wkurzyłeś 😉
Przesłuchaniem malarza zajmę się jak skończę wyrywać pazury mojemu kotu. Broni się przed marynatą 🙄
Nemo – WIEM, że w nim nie ma, osobiście nie znam żadnego języka, bez żródeł nie ruszam się z domu, Sama SE znajdż żródłó, Szwedzi u bram, Tatarzy za bramą, a Ty mi tu….Nie jestem wkurzony . Uwielbiam pana Stana.
Wspominam Ojca.
Chciałbym kiedyś obejrzeć z Tobą Panoramę Racławicką – ogromne błędy, prawdziwa uczta 🙂
Nuovo dizionario dei sinonimi della lingua italiana poleca stronę 383. Są tam liczne synonimy butelki, pewnie nie wszystkie, bo „fiaska” nie występuje 🙁
Czy ja mam jeszcze prawo bywać na blogu? Języka Gotów – nie znam, włoskiego – nie znam, staro – górno – niemieckiego – nie znam. I co teraz? Kto ze mną pogada?
Pyro,
nie zrażaj się dyskusją między wielbicielami rowerów 🙄 Już przestaję. Jest jeszcze tyle tematów…
Placku,
Panoramę Racławicką oglądałam już w towarzystwie mojej Teściowej. Twoje by było może bardziej inspirujące, bo jakoś nie pamiętam szczegółów poza kosynierami i przystojnym Bartoszem G. 🙁 I końmi. Zawsze chciałam umieć ładnie narysować konia 🙄 Jako dziecko rysowałam je zawsze za krzakiem, bo mi nie wychodziły nogi, głowa za to bardzo pięknie 🙄
Stara Żaba odcięta od świata. Od dwóch dni nie ma internetu . za to ma kłopot: część kobył w jej stadzie nie ma ochoty na seks i macierzyństwo. Żaba duma, że przejęły się (kobyły) nowoczesną teorią planowanego macierzyństwa, zastanawia się tylko, co za swołocz je uświadomiła.
Pyro – Gdyby nie to, że lekarz zabronił mi wkurzania się, już dawno byłbym wkurzony. Nic nie wiem, nic nie umiem, w dodatku posiwiałem.
Tylko tulipany na Dzień Matki mi wychodziły, chyba że entuzjazm był wymuszony. Korale z papieru pokryte lakierem do paznokci były przepiękne.
Próbowałem przebić się z linkiem do moich zdjęć w picasie.
Ale WordPress wydaje się być headless, czyli admin na wakacjach… 🙁
Dzień dobry!
Nemo: koń za krzakiem – genialne, prawie jak słoń połknięty przez węża 🙂
Witaj, PaOlOre, 😀
Przestało padać, jadę rowerem do sklepu. Potem mu się dokładnie przyjrzę, bo nie wiem, czy Placek zaakceptuje rower częściowo za krzakiem 🙄
Nemo- fasola z flaszy ? Ona jest po prostu na rauszu 😉
A jeśli chodzi o rysowanie to najlepiej wychodzą mi nogi
kurczacze.W obgryzaniu swoją drogą też !
A becikowe dla tych kobył Żaba przewidziała ?
jak nie tak, to inaczej, łotrze ty jeden!
co się stało dzisiaj „pod osłoną nocy”:
http://lh6.ggpht.com/_UI2uAAHqAp4/TGPjSNqehBI/AAAAAAAAEz8/2BQFYGOyqNs/kszysz.jpg
Niech żyje fasola!
Nemo – obiecywałaś przestać. Obiecanki – cacanki…
Oj, niedobrze, mości Panowie, niedobrze 🙁
Kobyły rozmnażać się nie chcą, pszenica drożeje, szlag trafił uprawy pomidorów pod gołym niebem (w mojej okolicy), nemo doprowadza Placka do delirium z powodu bezsenności… 🙄
Ale proszę, znalazł i to specjalnie dla mnie 😯
Bardzo dziękuję 😀
Wiek uczis… Za to nie zmarnowałam czasu i zrobiłam zakupy: sake, drożdże, cytryny (bio po 1.20, zwyczajne po 0.90 😯 ) z Afryki Południowej, salciccia di vitello, jogurt etc.
Cichalu,
Tobie nic nie obiecywałam. Poza tym „scroll” 😉
salsiccia
Jeszcze tu Jerzora brakuje, żeby dobił do wielbicieli rowerów…
A ilością znajomości obcych języków… 6 obcych – to jest coś, w tym japoński, i to całkiem biegle ostatnio, odkąd konwersuje z naszą Panią od Herbacianego Sklepu, Kaoru.
Mój rower chyba zgnije w garażu, w tym roku wyprowadzony do jazdy zaledwie kilka razy. Ale nie zamierzam się „pochlastać” z tego powodu.
Jak to – nobody is perfect? Podobno niektórzy są, takie wyjątki, potwierdzający regułę!
Pyro, ja tam trzymam się mocno w swojej nieperfekcyjności, czego i Tobie życzę 🙂
p.s.
O, przepraszam. Do perfekcji opanowałam wyprowadzanie Jerzora z nerwów oraz robienie na drutach (odwrotnie raczej, najpierw druty, potem wyprowadzki nerwów). I niech mi kto powie, że nie 👿
Nemo – Mylić się to rzecz ludzka, a znlazłem bezinteresownie i z przyjemnością, co nie oznacza, że nie mam ochoty na plasterek kiełbasy 🙂
Lubię cytryny, ale Twoje są drogie – cena za kilogram czy sztukę ?
Cieszę się, że jestem bezpartyjny 🙂
Cytryny na sztuki. Już Byk się uskarżał 🙄
Ja się chyba zapiszę do… hm. Może lepiej założe jakąś…
Partia Łasuchów? Zapiszesz się, Placku? To będzie najweselsza partia w całym świecie 🙂
I my będziemy rządzili 😎
A tu Bartosz G Prawda, że przystojny gość?
Placku,
ja Cię szczerze podziwiam. W całym guglu może 4-5 razy i raz w jednej książce (na świecie 😯 ) i znalazłeś 😎
Daj znać, kiedy wybierasz się do Wrocławia.
Alicjo – Moje zdjęcia w legitymacjach odbierały mi apetyt , a bezpartyjni mogą wszystkiego skosztować . Nierząd jest ciekawszy.
Wierzę w Twoje zdolności i mówię nie – wyprowadzanie męża z nerwów zawsze można udoskonalić 🙂
Nemo – Bartosz G. jest prawie tak przystojny jak ja. Nie moje to zdanie, ale pewnej absolwentki fizyki. Trudno mi się spierać z naukowcem. Dam znać.
Adendum : Bartosz G. zupełnie się nie zestarzał.
Placku,
od 34 lat znam pewnego absolwenta fizyki, teraz już profesora, który 12 dni temu również ukończył 60 lat. Rozmawialiśmy wczoraj przez telefon. Silną nostalgią wionęło… I humorem jakimś tragicznym… 🙁
Znam sporo absolwentów fizyki, nawet w najbliższej rodzinie, bardzo lubię z nimi rozmawiać. Mają na ogół niesłychanie rozległe zainteresowania i lubią muzykę klasyczną oraz jazz, wielu muzykuje, potrafią gotować (przypadek czy reguła?) i jeść 😉 I znają się na ludziach 😉
To mam pecha, Nemo. Mam bliską kuzynkę po fizyce (siostra cioteczna) Ona z tych zdolnych, nawet zdolniejszych. Została na uczelni – asystent, doktorantka, starszy asystent. Wieloletnia towarzyszka życia p. profesora, a nawet rektora. Ożenić się z nią mógł dopiero, kiedy chora psychicznie 1-sza żona skutecznie targnęła się na życie po niemal 30-tu latach choroby. W międzyczasie p. prof. i kuzynka doczekali się córki, a nawet odchowali ją do wieku licealnego. Kariery ta moja zdolna nie zrobiła, bo pilnowała interesów męża. Kiedy się wreszcie pobrali, pan był już dosyć wekowy i wymagał opieki, a kiedy zszedł był z tego świata, pierwsze co zrobił następca, to zlustrował wdowę ze skutkiem negatywnym. Lustracja dotyczyła dorobku, nie polityki. Wywalił na zbity pysk. Wydział odetchnął, bo przez wiele lat Lesia trzęsła wszystkim. Otwarła ze znajomym biuro obrotu nieruchomościami i chyba jej nieźle się powodzi. Nie mam z nią kontaktu, a dwukrotna moja prośba, żeby wzięła na siebie część obowiązków opieki nad naszą wspólną ciotką, została w sferze entuzjastycznych obietnic. Muzyki nie lubi, gotuje gosposia.
Pisałam o moich znajomych (przyjaciołach) i krewnych, a nie o ogóle fizyków. Poza tym przyjaciół się wybiera, rodzinę zaś przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza 😉
Geologów też znam w większości fajnych 😉
Geologów też znam fajnych i geodetów też.
Dzień dobry o moim południu.
Wilgotno, pochmurno i leniwie. Kalafior na dzisiaj, młode ziemniaki i co tam jeszcze – mizeria. Miało być wczoraj, ale wczoraj było u Bonnie.
Ja tam się nie znam, ale znam jedną świetną parę fizyków (na doktoratach nie skończyli), i nie tylko fizyką się zajmują. Obieżyświaty takie.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2098.JPG
…znam też pracowników fizycznych. Calkiem ciekawi ludzie.
No ale ja też bywałam i bywam fizyczna, dlatego szybko znajduje wspólny język z nie za bardzo wyedukowanymi. Nic dziwnego, sama jestem ignorantka 🙄
Alicja – stawiam Cię do pionu – a my co ? Nie fizyczni? Wszyscy umiemy „tymi rencami” – jak nie to, co coś innego. Zobacz jak tyra Żaba – intelektualistka, albo Nemo na hektarach, albo różni w swoich krzakach. Zobacz jak tyra Nisia w ogrodzie, wiecznie w drodze, nocami przy kompie. Tu nie ma innych i pewnie dlatego jest tak fajnie.
Pyro,
do pionu mnie nie ustawiaj, byli tacy, co uważali za stosowne, tylko nie wiem, po co. Jeszcze nie leżę, daję radę.
A co kto po swoich krzakach – toć przecie widać na blogu?
Alicja – a cóż Ty tak sieriozno? Przecież wyszczerzam do Ciebie resztki zębów.
…do pionu to my, ale nie nas 😎
…serioznie jak cholera! Zwłaszcza ja 😯
Alicjo czytalas o wypadku w Polsce w ktorym zginela dwojka dzieci ambasadora polskiego w Kanadzie? Straszne
Czytałam… już wczoraj… teraz też przeglądam, co tam w prasie
Oj… nawyk!
Poszukuje sie rezydencji zamiejscowej. Jesli nie bedzie w okolicach Wloch, to moze byc w Italii. Do przebudowy ma sie rozumiec. Jest chec, moze przyjda i momenty.
Otwiera sie nowy etap w zyciu tym bardziej, ze jutro ma byc nowa panorama.
Zebowa, dolna, bo górna juz gotowa.
Z lekka pelen niepokoju
Pan Lulek
A to czytalas?
http://fullcomment.nationalpost.com/2010/07/14/father-raymond-j-de-souza-krakow-stands-on-guard-for-european-liberty/
…przypomniało mi się, jak w środkowych latach 70-tych przyjechali z Belgii kuzyni do mojej koleżanki. Zapraszali mnie na przejażdżkę na lody, ja akurat nie miałam czasu, obowiązki kuchenne najprawdopodobniej, bo pora była popołudniowa wczesna. Co pobierali – nie wiem, w każdym razie młodzi ludzie , dwudziestolatki coś tam – tylko Grażyna wyszła z tego z życiem. Na prostej drodze… 3 trupy i ciężko ranna osoba. Najpewniej brawura i szybki, zachodni samochód, zupełnie nie dostosowany do polskich dróg (niechby i prostych).
przecież nie piłem za wiele:
all in one – usługi expressowe
chyba zamówię sobie
pizzę przez telefon…
yyc,
to ja już raczej bym tym się przejęła…
Więźniowie walczą, zeby im zostawić te farmy, na których pracują i niejako spłacając dług. Tajemnicą poliszynela jest, że „deweloperzy” od jakiegoś czasu chcieli zająć olbrzymie łąki wokół Frontenac Institution (ja nazywam to Disneyland, bo piekny zameczek w tym stylu, a naprawdę – to spore więzienie lekkiego typu). Niby nie deweloperzy, niby że na jakieś tam uprawy, ale wszyscy wiedzą, że to nieprawda i za chwilę przekwalifikuję sie te ziemie na budowlane działki. I tak to się dzieje… naokoło świata.
http://fullcomment.nationalpost.com/2010/07/21/father-raymond-j-desouza-a-pathetic-end-to-canadas-worthy-prison-farms/
…PaOlO… 😉
…swoją drogą, ten Father Souza głupoty pisze, bo farma więzienia nie jest „right in the middle of Kingston”, czyli w środku miasta, jak ktoś mógłby odczytać (że zaraz domy itd.). Jest to ileś tak hektarów, fabryka Du Pont nieopodal, a poza tym gdzieś tam po drodze jakieś biznesy drobne typu silniki do łodzi, dachówki i co tam do budowy domów… takie tam. Supersam i sklep monopolowy, z którego to więźniowie korzystali, kupując, nie rabując, opowiadałam 🙂
To ja z innej beczki…
Pojechałam z dzieckiem na rower(jak to my)no i było bardzo miło bo u nas doroczny jarmark na starym mieście:kuglarze,rękodzieło,kwas chlebowy,turniej rycerski,Chłopskie Jadło, a to wszystko w dużej części pod oknami kamienicy posła Palikota,jak oni tzn.jego rodzina to znoszą-chyba wtedy wyjeżdżają…
i do rzeczy,wracam z dzieckiem ku domu i na przejściu jakaś młodsza ode mnie jakimś zjadliwym tonem wykrzykuje że to chamstwo na rowerach po przejściu(uważma na czyjeś nogi i zadki),zamurowało mnie…uderzyłam w dyskusję i wiadomo od słowa do słowa,ja spokojnie ona rozwścieczona
skojarzyłam z dzisiejszymi scenami i nie tylko dzisiejszymi spod Pałacu…skąd w ludziach tyle jadu i nienawiści,co z tym narodem się dzieje,jestem w szoku i musiałamz Wami się tym podzielić,zawsze uważam się że zahartowana jestem jak stal a później stwierdzam,że w środku osika na wietrze a nie żadna tam stal
sory jak zwykle za wynurzenia
Marzena,
zawsze się może zdarzyć, że naciśniemy komuś na odcisk i wtedy ten ktoś na nas chluśnie potokiem 🙄
Najlepsze wyjście to ścieżki rowerowe, ale nie wszędzie są na to warunki. Swoją drogą, po ścieżkach rowerowych to ja też łażę jak krowa po pastwisku, bo nie jestem do tego przyzwyczajona u mnie we wsi, zawsze muszą na mnie zadryndać, jak jestem w kulturalnych miejscowościach 😉 🙄
Pod pałacem to już zupełnie inna sprawa, myślę. I oczywiście możliwość zaistnienia w życiu publicznym dla paru osób. Staraja się, starają zaistnieć…
Marzeno, przykro, nigdy nie wiadomo dlaczego kogoś zdenerwuje cokolwiek, dlaczego w taki sposób daje temu upust 🙁
a moi rowerzyści dziś już mają ostatni przystanek przed jutrzejszym wjazdem do Anchorage. Orca podawała w nocy linki do kamer ulicznych, nie znam jednak godziny wjazdu.
Dziś długi odcinek 100 mil drogą numer 1 do Sutton.
Tu na tej stronie droga na mapie i kilka zdjęć z okolicy Sutton.
http://www.panoramio.com/photo/14775419
osika, nie osika…
Marzeno! Ty jesteś na innej fali, a z rozlewającą się żółcią i chamstwem trudno dyskutować, bo wygrać taką dyskusję można na ogół tylko zniżając się do poziomu dyskutanta, czego Tobie, sobie ani innym tu obecnym nie życzę.
Lepiej potraktować indywiduum wymownym milczeniem, czyli olać, inaczej… osikać (byle nie pod wiatr!) 😉
przyznam sie, ze mam od dziecinstwa bzika na punkcie sledzi
(urodzilem sie zreszta w miescie, ktorego ongis bogactwem
byl handel ta ryba)…
mam pare oryginalnych przepisow na ten smakolyk od XV do XXI w.
m.in. na gesi faszerowane sledziami,
ale szczerze przyznam, ze jeszcze tej recepty nie wyprobowalem,he,he..
o tempora!
w kraju mlekiem i śledziem płynącym, żeby śledzie robić z prosiaków?
no, chociaż dorsza to już rzeczywiście ze świni łatwiej pozyskać niż złowić 🙁
a´propos szekspira i szopena:
piszcie jak chcecie;
ale czytajcie i sluchajcie.
Dałam się wciągnąć w dyskusję i to był mój błąd,po paru słowach powinnam była to to już wiedzieć,czemu człowiek jest dalej taki naiwny i nie umie przewidzieć następstw?uczę się uczę i dalej myślę że sensownym wytłumaczeniem można osiągnąć porozumienie a tu mur wrogości…
Teraz będę olewać 🙂
zdarzyło mi się ostatnio spotkać dawno niewidzianą rodzinę i na pytanie czy wygrał mój kandydat znając ich preferencje polityczne odpowiedziałam ,że tak,jednocześnie zastrzegając abyśmy dalej nie zagłębiali się w te klimaty bo nic dobrego z tego nie wyjdzie 🙂
Tu byłam przewidująca 🙂
Byk, sledz to najlepszy surowy z cebulka ale zaden solony. Oprawy mu nie trzeba. Do tego zawsze sie mozna czegos napic.
Ges to utyta dobra z przepita watroba. Kateboarding to sport wodno powietrzny i stosuje sie do niego przepisy zarowno prawa lotniczego (czasem kosmicznego) jak i prawo morza i tu nawrot do Holandii i sledzi surowych z cebulka. Bylebys nie plywal/latal blizej brzegu niz na odleglosc strzalu armatniego. Masz testament??
Marzeno – to pytanie i mnie często nurtuje: skąd tyle jadu, żółci, nieufności, frustracji? I dlaczego są tak bez żenady publicznie okazywane? Być może były zawsze, tylko nie honor był popisywać się niskimi uczuciami? Były grupy społeczne czy zawody, którym uchodziło wyrażać się nieparlamentarnie (mówiło się na awanturę „Jak w maglu” na piekielnicę „przekupa”, na mężczyznę rzucającego grube słowo „klnie,jak szewc” albo „Jak woźnica”) Innych obowiązywały dobre maniery. Prostego człowieka też. Nigdy nie zapomnę Babci Anny, chłopki przecież, która dorosłemu , żonatemu synowi swojemu chciała wyszorować usta szarym mydłem; za co ? Za „cholerę” Nie bydzie mi w chrześcijańskim domu karczmy robił.” I gdzieś to wszystko znikło – dziewczynki klną, jak pijany marynarz pod kioskiem z piwem, matki do dzieci mówią z licznymi ozdobnikami – i nikt się nie wstydzi. I chyba jest to nasza wina – reagować trzeba bezwględnie i ostro,
stan sledzi w baltyku sie poprawil,
ale oczywiscie do czasow gdy sie z koszem do zatoki szlo jak bylo trzeba,
to jeszcze daleko…
kite…. oczywiscie
Ja lubię śledzie solone odmoczone i różne z nimi takie tam wygłupy, na przykład rolmopsy, ale to muszę sama zrobić z tych solonych odmoczonych.
Ryba to ryba, wieprz to wieprz, a wół to wół!!! 👿
Oprócz tego drób to drób, dziczyzna – cholera wie, co się ustrzeli…
Zdenerwowałam się lekuchno, no ale każda żywioła ma swoją nazwę.
A co do śledzi… Skandynawów popytać 😉
1001 sposobów, surowy z cebulką dawno im by się znudził!
No właśnie, skąd się biorą różne wariacje wołu, wieprza, ryby, drobiu etc? Jadło się to, co było regionalnie, i aby się nie znudziło, wymyślało się różne wariacje.
Warzyw dotyczy to także zarówno, o!
jedzony od ogona
7-go odprawiłem daleką przechadzkę ze strony rzeki, gdzie bywa połów śledzi. Poławiaią sie one w miesiacu Kwietniu; z trudnościa wierzyćby mi przychodziło gdybym tego nie słyszał z ust samego Generała Washington, iż nieraz w iednym zarzuceniu sieci wyciąga się do stu tysięcy śledzi. Że ciężar ten w wyciąganiu mógłby porwać niewody, zaieżdzaią więc wozy z beczkami w rzekę, i śledzie prosto z wody pakułą się w beczki.
Redaktor Julian Ursyn Niemcewicz.
Amerykanie, oddajcie nam śledzie !
Takie sledzie z wicin. Osoba zatrudniona do robienia sledzi sledzina sie zwala..
Śledź to śledź 🙂
…śledziennik/nica powinno być 😉
Przywoływana już tu przeze mnie babka Jarka – Anna, mówiła, że na dolnej półce w kredensie miała rzędem 4 gliniane donice : w jednej były „zielone” (czyli nie solone) śledzie opiekane w kwaśnym sosie, w drugiej takie same ale w oleju z cebulą, w trzeciej solone w oleju i w ostatniej solone w occie. Każdy, kto w domu był głodny (pięcioro dorosłych dzieciaków i mąż) a nie mógł doczekać kolacji, czy obiadu, mógł zjeść „śledzia dyżurnego”. Babka kupowała je na sztuki, a właściwie na mendle (po 15) i co 2 tygodnie 5 mendli śledzi solonych i ileś śledzi świeżych, lądowało w donicach.
Pyro – Mądra kobieta. Szare mydło i śledzie powinny być pod ręką w każdym domu. W tym momencie rzuciłbym się na donicę #1.
Albo sledziona..
Czarne chmury przyszly, bedzie cos z tego. Moze to juz koniec swiatta. Ide zalozyc kamizelke
Jeśli jechałaś Marzeno po przejściu dla pieszych rowerem, mogło to wywołać nieprzychylną reakcje. Przejeżdżanie rowerem przez oznakowane przejście dla pieszych jest wykroczeniem i można narazić się na spotkanie z policjantem a nawet zapłacić mandat. Wiem że jest to niewygodne, szczególnie w mieście bez ścieżek rowerowych, ale przejście dla pieszych, nawet jak jest sygnalizacja świetlna, rowerzysta może przekroczyć tylko jako pieszy, tz. prowadząc rower.
Odpowiednio, pieszy może być ukarany za spacery po ścieżce rowerowej.
W niedzielę rocznicowa inscenizacja bitwy pod Radzyminem, dzisiaj w radiu jeden z organizatorów zachwalał imprezę takimi również słowami :
„”””Będą gwałty, mordy, co kto chce.
Świetna zabawa dla całych rodzin!””””
Zapraszam zainteresowanych!
Na gwałt się nie piszę, ale w mordę bym dała.
Moze niech jada na rowerach na te bitwe?
a haneczka po drodze w morde bedzie dawala..
Rowerów, gwałtów i mórd ci u nas dostatek – chciałbym krzyżackiego śledzia z litewską cebulką.
Ja na czwarty garniec zawsze, i nawet nie w ciąż(y).
Już widzę oczyma duszy mojej haneczkę, dającą po mordzie 🙂
Haneczko – mam też kilku kandydatów; bierzesz zlecenia?
Tylko w rękawiczkach 😉
Alicjo, czwarty cały dla Ciebie. Biorę drugi 🙂
Haneczko…
w rękawiczkach to nie ten sam efekt 🙄
Ale jak musisz w rękawiczkach (bezpiecznie!)… mogę wydziergać 😉
Pod warunkiem, że dasz po mordzie kilku przeze mnie wystawionym osobnikom, oczywista 😉
Zaraz, zaraz; czy mam na Zjazd zabrać śledzie?
🙂
Pyruńku! Upraszam łaski Wielmożnej Pani, TAK!!!
Alicjo, Twoje rękawiczki stworzone do wyższych celów (celi?)! Rąbnęłabym ogrodowymi i wcale nie żartuję 👿
Pyro, bierz. Damy radę 😀
Cichalu – mówisz i masz! Olej, czy ocet? A jeżeli ocet to lekki, co taki 7-iu złodziei?
Ja nie Cichal, ale olej, ocet lekki. Cebulki dużo. I, ewentualnie, ogórek kwaszony.
Dla mnie zdjęcie śledziowej uczty, wszyscy w rękawiczkach – nie żądanie, apel.
Pyro! Od Ciebie to i w cykucie…
Dobrej nocy! Wybiegamuy bo niedaleko ma być plenerowy koncert jazzowy. Taki modny trębacz Matthew i potem Brazylian jazz. Będą moje ulubione bosssanowy!
Cichal – ja nie taka znów nadgorliwa. Co się będę użerała z mordowaniem cudzego męża. Dość miałam zajęcia z własnym. Pytałam po prostu jakie wolisz.
To ja też powolutku na podusię. Placku, załap się na śledzie Alicji; ona robi, a potem sama wyjada z lodówki, ale Tobie nie pożałuje.
No to ja też na podusię 🙂
Widziałam 2 spadające „gwiazdki”. Dobranoc!
WandaTX,
Jutro przed nimi ostatni odcinek jazdy. Spojrzalam na zdjecia z Sutton. Piekne gory i woda.
Jutro Anchorage. W Anchorage spedzilam tylko jeden dzien stad tylko kilka zdjec. Trafilam na niedzielny festyn. Musialam rowniez zobaczyc pomnika Kapitana Cooka.
Stoiska na festynie to typowe dla Alaski pamiatki z futer, wyroby w rogow, kawalki zlota i kamieni, wedzone mieso i wiele innych drobiazgow.
Bylo tam rowniez stoisko prowadzone przez Rosjan. Oprocz tradycyjnych rosyjskich babuszek sprzedawali czapki, kurtki, naszywki i rozne pamiatki z okresu Sajediszczonnych (?) Sztatow Sowieckowo Sojuza. Tez Sztaty, tylko troche inne.
Podczas festynu pewien anonimowy wykonawca z klasyczna uroda Native Alaskan gral na gitarze i spiewal
‚Good morning America, how are you
Don’t you know me I’m your native son’
I z ta scena i piosenka kojarzylam sobie Anchorage. Teraz do moich wspomnien dojdzie podroz Basi z Texasu.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/AlaskaAnchorage#5235057953426686594
To ta?
Good morning America how are you?
Don’t you know me I’m your native son,
I’m the train they call The City of New Orleans,
I’ll be gone five hundred miles when the day is done
http://www.youtube.com/watch?v=OfxoM6trtZE
Wczoraj mialysmy polaczenie telefoniczne, nawet calkiem niezle.
Podobno dostali darmo lososia z przewroconej ciezarowki i bardzo smacznie przyrzadzili go nad ogniskiem. No i to koniec biwakowania, przez reszte pobytu beda po hotelikach, domach i chyba juz wszyscy tesknia do prysznica.
Moze Basia napisze artykul ‚Jak przyrzadzac lososia z przewroconej ciezarowki’.
Do jutra!
Good night America, how are you?
dzień dobry .. 🙂
Małgosiu ja patrzyłam ale chyba za wcześnie bo nic nie leciało z nieba … 🙁
13 i piątek … dobrze będzie .. 🙂