Ryba z wieprzka

Ach jak żałuję, że nie miałem możliwości przeczytania „Sekretów włoskiej kuchni” przed urlopem. A może to i dobrze, bo wiele „wyczytanych” przysmaków będę mógł poznawać przy okazji kolejnych wypraw do Włoch. Wam jednak dam okazję zapoznania się z nimi już teraz.

Oto pisze Elena Kostioukovitch o toskańskich daniach, które nawet ją, mieszkankę Włoch od ponad 20 lat i znawczynię tematu, zaskakują oryginalnością: „Spośród najbardziej zaskakujących potraw mięsnych warto opisać tuńczyka z Chianti, który jest potrawą nie z tuńczyka, ale z mięsa ssących prosiąt, ofiar selekcji przeprowadzanej w czerwcu i lipcu. W tych gorących miesiącach nie jada się mięsa wieprzowego, ponieważ jest zbyt kaloryczne. Ponadto w letnim upale trudne jest też solenie mięsa, które łatwo może się zepsuć. Dlatego prosiąt nie soli się, ale gotuje w resztkach pozostałych po produkcji wina, tak zwanym vin Brusco ( pierwszego zbioru białych winogron z winnic Trebbiano i Malvasia). Gotowane mięso zalewa się oliwą. W powszechnej opinii pod koniec tej procedury mięso nabiera smaku ryby. Toskańczycy, którzy dawniej nie mieli dostępu do cenionych ryb, takich jak tuńczyk, zastępowali je chętnie tym domowym surogatem. Jakiś czas temu fałszywy tuńczyk popadł niemal  w zapomnienie. Obecnie potrawa została przywrócona przez „kulinarnych archeologów” i można jej popróbować w miasteczku Panzano w Chianti.

Typowe dla Toskanii są też cee  alla pisana, potrawa z narybku węgorzy, które łowi się nocą w Pizie przy brzegach rzeki Arno, przyciągając je światłem latarki, a potem smaży na oleju z czosnkiem i szałwią i podaje posypane parmezanem. W nadmorskiej części Toskanii popularna jest barwena (z pomidorami i ziołami).
Fasolę nella fiaska, zwaną też „czyśćcową”, gotuje się w butelce po winie Chianti. Po zdjęciu słomianego oplotu wkłada się do środka fasolę, wlewa wodę i oliwę dodaje czosnek, rozmaryn i szałwię, zamyka korkiem i zakopuje butelkę w prawie wygasłym popiele (albo zawiesza na wiele godzin nad ogniskiem). Potrawę tę można zobaczyć na obrazie Annibale Carraciego (1560 – 1609) wystawionym w galerii Colonna w Rzymie.”

Koniec tej pisaniny. Teraz kolej na ucztowanie. Na szczęście i natarte ziołami kurczę, i pataty z pieprzem na oliwie już są prawie gotowe. Dojdą zanim nakryję do stołu, rozstawię kieliszki i odkorkuję stosowną flaszę. Wszystkim czytelnikom też życzę smacznego!