Przysmak Hohenzollernów
Wiedzieli arystokraci co dobre. Zwłaszcza ci, którzy korzystali z wyrobów wrocławskich cukierników. Pisze Grzegorz Sobel w cudnej książce wydanej przez Wydawnictwo Dolnośląskie, a przeze mnie często gęsto cytowanej:
„Jednym ze śląskich przysmaków, które przypadło do smaku koronowanym głowom, było ciasto drożdżowe z cynamonową kruszonką zwane Streuselkuchen. Uwielbiali je bez wyjątku wszyscy wrocławianie – w jednej z popularnych w drugiej połowie XIX w. we Wrocławiu piosenek (Morgenrot, leuchtest mir zum fruhen Tod) śpiewano:
Ach, śląska ziemio, śląska kraino Dla nas Tyś jedną, tą jedyną;
Ach śląskie góry i śląskie doliny… Lecz ponadto w życiu cenimy
Co dzień Streuselkuchen smak.
Szczególne upodobanie do śląskiego Streuselkuchen mieli pruscy Hohenzollernowie. A że nierzadko bywali w stolicy Śląska – wszak od cza?sów Fryderyka II Wrocław był jednym z miast rezydencjonałnych królów i cesarzy pruskich – nie brakowało im przeto sposobności, by raczyć się tym specjałem. Cesarz Fryderyk III rozsmakował się w Streuselkuchen, gdy w swych młodzieńczych latach, jako pułkownik 11. Regimentu Grenadierów, stał w 1857 r. przez kilka miesięcy we wrocławskim garnizonie. Gdy został cesarzem, nie było mu jednak dane długo rozkoszować się jego smakiem, zmarł bowiem po kilku miesiącach od koronacji w 1888 r., zwanym rokiem trzech cesarzy. Ale nie on jedyny z dynastii zasłynął z upodobania do Schlesische Streuselkuchen. Cukiernia Siegfrieda Friedlendara, mieszcząca się przy Oławskiej 39, każdego roku 22 marca, z okazji urodzin Wilhelma I, wpierw króla, a następnie cesarza pruskiego, przesyłała ciasto na dwór do Poczdamu. Mawiano nawet, iż Friedlendar jest „piekarzem dworskim”. Jak powiadali zaś znawcy tema?tu, także cesarz Wilhelm II poszedł w upodobaniu do śląskiego Streuselkuchen za przykładem swych antenatów. Zawsze, gdy bawił we Wrocła?wiu, dostarczała go do cesarskiej rezydencji ceniona i sławna cukiernia Periniego. Nie mogło bowiem nigdy zabraknąć tego śląskiego specjału do popołudniowej kawy. Ba, dostarczano mu to ciasto nawet na pola ma?newrów wojskowych. (…)
Ale wróćmy z dworu do Wrocławia. Znane i cenione ze smacznych wypieków wrocławskie gospodynie polecały adeptom sztuki pieczenia ciast taki oto przepis na tradycyjny śląski Streuselkuchen:
Przygotuj ciasto na drożdżach piwnych, jak do każdego pieczenia, lecz bez rodzynek i migdałów, ale za to z kilkoma jajkami więcej. Kruszonkę przygotuj ze 120 g cukru polanych 375 g roztopionego masła i dodaj taką ilość, mąki jaką przyjmie masa. Dorzuć do tego także nieco wanilii i porządną szczyptę cynamonu, aby mocno było go czuć. Grudkami, które się uformują, posyp ciasto i piecz przez godzinę w dobrze nagrzanym piecu.
Streuselkuchen dla wielu wrocławian był ciastem wyjątkowym, zawsze obecnym na uroczyście nakrytym stole, podczas świąt, urodzin, chrzci i wesela. I choć niejedna bułka czy babka aż pękały od rodzynek czy mig?dałów i choć wspaniale pachniały masłem i wanilią, i choć też cieszyły się niemałym uznaniem mieszkańców miasta – to jednak tylko Streuselkuchen nosił szlachetne miano ciasta. W wielu domach podawano go na specjalnych deskach przeznaczonych tylko do tego celu. Jeden z weselnych zwyczajów, który przeniknął do miasta wraz z tradycją ludową, na?kazywał weselnikom idącym za panną młodą rzucać jej to ciasto pod nogi. Inny zaś zwyczaj nakazywał nowożeńcom napełnić przed domem we?selnym duży kosz wiklinowy pokrojonym na kawałki ciastem, z którego dzieci i biedacy mogli brać, ile chcieli. W wielu ubogich rodzinach pod?czas uroczystości szybciej mogło zabraknąć mięsa niż Streuselkuchen. W domach mieszczańskich zaś był on nieodłącznym uzupełnieniem popołudniowej kawy czy herbaty, zwłaszcza w niedzielę. Ciasto to oraz ma?ła mocna kawa były też miłym zakończeniem spaceru po mieście, tak dla wrocławian – a dodajmy, iż w oczach przyjezdnych uchodzili wrocławianie za „urodzonych spacerowiczów” – jak i dla licznie przybywających do miasta gości.”
No to znowu mamy coś nowego w księdze przepisów pod dyrekcją Alicji.
Komentarze
Danke und Merci, wroclawianie zlitowali sie nad dziecmi i biednymi. Idac za ich przykladem zostawiam termos z kawa i moj kawalek ciasta dla Belgow, teraz musze sie nauczyc belgijskiego. Szwajcarski mam juz w malym palcu.
Uszy im zwiedna. Ktos musial mi dosypac testosteronu do herbaty.
Ciasto z kruszonką to specjalność mojej Teściowej. Ulubione przez grotołazów. Po kilkuset metrach zjazdów na linach i kilometrach czołgania w ciasnych meandrach i tak było w formie okruszków 😉
Mała mocna kawa nie nadaje się do ciasta z kruszonką 🙄 Tu trzeba litrów do popicia.
Morgenrot, Morgenrot,
Leuchtest mir zum frühen Tod?
Bald wird die Trompete blasen,
Dann muss ich mein Leben lassen,
Ich und mancher Kamerad!
2. Kaum gedacht, kaum gedacht,
Wird der Lust ein End gemacht!
Gestern noch auf stolzen Rossen,
Heute durch die Brust geschossen,
Morgen in das kühle Grab!
3. Ach wie bald, ach wie bald,
Schwindet Schönheit und Gestalt!
Strahlst du gleich mit deinen Wangen,
Die wie Milch und Purpur prangen,
Ach, die Rosen welken all!
4. Darum still, darum still
Füg ich mich, wie Gott es will.
Nun, so will ich wacker streiten,
Und sollt ich den Tod erleiden,
Stirbt ein braver Reitersmann!
Red light of dawn,
Do you light my way to an early death?
Soon will the trumpets blow,
Then must I leave my life.
I, and many of my comrades.
Hardly considered,
That happiness would come to an end
Yesterday on the proud steeds,
Today, shot in the breast
Tomorrow, in the cold grave.
Oh, how soon
Beauty and form disappear
You shine with your cheeks
Just like milk and purple shine.*
Alas, the roses are withering.
Therefore quietly
Will it happen to me as God ordains
Now shall I valiantly struggle
And if I should suffer death,
So dies a worthy riding man.
Ani słowa o Sląsku i placku z kruszonką 🙁
Moj termos jest jaki jest. Beda zbyt wycienczeni by wydziwiac.
Ale o Poniatowskim tak.
Huch!
A tymczasem Morgenrot morgenrot
Hauff!
Lubie jego bajki.
e.e. cummings – nawet bardziej niz ciasto.
Placek z kruszonką? Dlaczego nie, wszak słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak
Placku,
wzięłam sobie do serca Twoje polecenia. Co więcej przekazałam je, w stanowczej formie, dochtorom. Efekt? Jedziemy jutro do Berlina. Cieszę się na myśl o odwiedzeniu tych miejsc, które już dawno chciałam odwiedzić, ale nie było ku temu okazji. Cieszę się nade wszystko na spotkanie z Fridą.
Potem, jak co roku o tej porze, udaję się na bezinternecie.
Tobie życzę: just be 😆
Wszystkim udanego weekendu i … dalej niech mi pomocny będzie niezastąpiony Bułat:
Dopóki nam ziemia kręci się,
dopóki jest tak czy siak,
Panie ofiaruj każdemu z nas,
czego mu w życiu brak –
mędrcowi darować głowę racz,
tchórzowi dać konia chciej,
sypnij grosz szczęściarzom…
I mnie w opiece swej miej.
Dopóki nam ziemia obraca się,
o Panie daj nam znak –
tym, którzy pragną władzy,
niech władza im pójdzie w smak,
daj szczodrobliwym odetchnąć,
raz niech zapłacą mniej,
daj Kainowi skruchę…
I mnie w opiece swej miej.
Ja wiem, że Ty wszystko możesz,
ja wierzę w Twą moc i gest,
jak wierzy żołnierz zabity,
że w siódmym niebie jest,
jak zmysł każdy chłonie
z wiarą Twój ledwie słyszalny głos,
jak wszyscy wierzymy w Ciebie,
nie wiedząc, co niesie los.
Panie zielonooki, mój Boże jedyny spraw –
dopóki nam ziemia toczy się,
zdumiona obrotem spraw,
dopóki czasu i prochu wciąż jeszcze wystarcza jej –
daj każdemu po trochu…
I mnie w opiece swej miej.
Bawcie się dobrze, wszak i tak zginiemy w zupie
Jotko – Schlesische Streuselkuchen , dwa razy dziennie i cos dobrego do picia 🙂
Jesli ktos powie Pferd, bedziesz kompletnie zdrowa.
Oławska 😯
Jotka – udanych wojaży i wszystkiego dobrego urodzinowo /awansem/.
Co tu dużo mówić : placek drożdżowy z kruszonką lubię tylko bardzo świeży. Raz w życiu jadłam placek cudownie lekki i wilgotny, ponoć dwudniowy u ciotki Jarka. Nigdy nie dostałam przepisu na ten placek (Ciociu, jak Ciocia go robi? Zwyczajnie). Babcia Anna piekła typowy placek wiejski, wysoki na 8 cm chyba, a jego świeżością następnego dnia nie przejmowała się wcale „Pani, byle słodkie było, co się mo starzyć, wszak zjedzom.” Ponoć kiedyś zarabiała ciasto w niecce do kąpania dzieci z 15 kg mąki. Był to też ponoć ulubiony placek mojego Teścia, który do niego zjadał kiełbasę na gorąco. Do placka musiała być kiełbasa, a do rosołu ziemniaki. Kiedy ja weszłam do tej rodziny, babcia Anna mówiła półgębkiem „Pani, coś tyn placek cienki wyszedł, mąki nie trza szczyndzić”.
Placku,
dziękuję 😆
Kocham Wrocław. Mieszkałam tam bardzo, bardzo krótko … im dłużej żyję, tym krócej … ale nigdy nie stracił on uprzywilejowanego miejsca w moim sercu.
Teraz idę zrobic to zrobić trzeba, miłego dnia.
Tak, ale 36, z przekory. Za 30 lat otworza tam kino, moze Fryderyk sie skusi. Jesli nie, moze sie dasac w Cafe Silesia, Ohlauer 38.
Rzut grenadierem od mojej szkoly. Bezustanny halas – kopyta, komendy. Ciezkie dziecinstwo. Po drugiej stronie kosciolek Sw. Krzysztofa – spiewy, dzwon. Obrzucanie sie paczkami. Cierpliwie czekam na odszkodowanie lub szarlotke.
Danke – Grusssssssssssssssssssssss G 🙂
To ja sobie dziś zamieszę Wyjdą Belgowie, będzie jak znalazł. Zjedzą nawet 2-dniowy 😉
Nie zapomnij o kielbasie, a jesli przytyja, na to tez znajdzie sie sposob , pracownia jest niedaleko cukierni, a jesli zechca, moga tam popelznac kanalami.
Spokojnego dnia.
Wyszło słoneczko 🙂 Może tylko na chwilę, ale będzie coraz lepiej. W Moskwie wczoraj +38, w Madrycie podobnie, a tu ledwie +11 😯
U Pyr dzisiaj święto – kupiłam kurki i będą duszone w maśle do młodych ziemniaków. Na deser resztka placka morelowego. Od jutra będzie placek drożdżowy ze śliwkami.
w Moskwie wczoraj 42, dzis juz tylko 30, podobno az chce sie zyc, czego zreszta wszystkim zycze
paOlore, zet,
bardzo dziękuję za Cohena/Zembatego 😆
Jedni śpią, inni pracują jak mrówki, jeszcze inni zwiedzają świat i krzaki. O ile wiem, od jutra urlopuje Jotka i Sławek paryski, natomiast powinna wrócić Marzena. Jest kilka osób, które nam zaginęły urlopowo :
– Aszysz,
– Teodor poznański oraz Ewa i Dorota też z Pyrlandii,
– Nirrod,
– Koteko, Tambylka i jeszcze kilka osób.
No, co jest, proszę Towarzystwa?Dlaczego nikt się nie odmeldował, jak należy?
Sezon na kurki otwarty !!!
Placek morelowy ? Dobry pomysł na sobotnie popołudnie 🙂
Placka drożdżowego z kruszonką nie jadłam już całe wieki,
a szkoda,bo bardzo lubię.
Wczoraj natomiast jadłam własne i pyszne placki ziemniaczane
usmażone na cześć koleżanki Osobistego. Koleżanka owa ma
korzenie hiszpańsko-francuskie,jest osobą sympatyczną i chętnie
próbującą nowe smaki.Placków ziemniaczanych w życiu nie jadła
i bardzo mnie cieszyło,jak widziałam,że wstrząsa je z apetytem 😀
Mieliśmy jeszcze w garze barszcz ukraiński,który też był dla niej
nowością.Pochłonęła z ukontentowaniem.Możliwość spróbowania
barszczu ( nazwa była jej znana jedynie z teorii i ze słuchu) nastroiła
ją pozytywnie względem polskiej kuchni.
Ha,ha- barszcz ukraiński !
Na deser były lody waniliowe znane w różnych krańcach świata
i nie wzbudzające okrzyków zdziwienia.
Pyro- Aszysz to zaginął chyba nie tylko urlopowo.
Bardzo nad tym ubolewam 🙁
Lubię aszyszowo-ironiczne poczucie humoru.
Danuśka – ASzysz w zasadzie co roku w okresie letniej sesji egzaminacyjnej i przerwy wakacyjnej, bywał nieobecny na blogu, albo odzywał się rzadko. W tym roku został obszarnikiem i właścicielem posiadłości, którą osobiście remontował, urządzał itp. Prawie, jak Żaba. Poczekamy (też mi tęskno)
Sławku,
u mnie podawali, że 38, a Moskwa cała zadymiona, bo płoną torfowiska 🙁 Może w pobliżu pożaru cieplej…
Codziennie tonie tam (w Rosji), przeważnie po pijanemu, 70 osób 😯
Tak,pamiętam aszyszowe opowieści o remoncie posiadłości.
Oglądaliśmy też zdjęcia.
Mam nadzieję zatem,że odezwie się po wakacjach.
Moc nas wczoraj opuściła. Energetyka przenosiła prąd na nowe słupy. Mamy butlę i dwupalnikową kuchenkę na okoliczność, ale sieć na gaz nie chodzi 🙁
W instytucji spokój, jedyne co mogę robić pracowicie, to doczytywać i zastanawiać się, dlaczego jeszcze nie zrobiłam drożdżowego placka ze śliwkami 😯
nemo, mnie nausznie przekazano, wiec sie upieral nie bede, i tak sie ciesze, ze obie te wersje mnie ominely, Rosja to spory kraj
Haneczko,
to u Was już sezon śliwkowy? 😯
Sławku,
pewnie jest tak jak z tym mrozem na Syberii. W telewizji podali, że -60, a nausznie (telefonicznie), że tylko -30, tyle że telewizja podawała temperaturę na dworze 😉
Spodziewam sie gosci, ktorzy zostana do niedzieli. Chyba tez zrobie placek morelowy a do drozdzowego z kruszonka tylko zatesknie.
Jotko, szczesliwej podrozy w jak najlepszej formie 🙂
Nemo-tak,śliwki na bazarach już obecne.
Jotka szczęściara ! Najpierw Antwerpia,a teraz Berlin !
Baw się dobrze 😀
Jolinku, pewnie odpoczywasz od blogu ale to tak przyjemnie, kiedy rankiem pojawiasz sie z powitaniem 🙂
Panie Lulku, trzymamy kciuki za delikatny zabieg.
Przeczytałam w „Dzienniku”, że w Polsce powstał portal społecznościowy, w całości i wyłącznie poświęcony „sponsoringowi”, czyli kojarzeniu żigolaków płci obojga z zasobnymi kupcami wdzięków. Warunkiem zalogowania jest z jednej strony swoiste CV + wizualizacja wdzięków, z drugiej dochód roczny na poziomie 1 mln złotych . Admin nie weryfikuje prawdziwości danych. Czym się proceder różni od poczciwego burdelu? Przede wszystkim tym, że to panie dokonują wyboru, ponadto strony podpisują umowę cywilno – prawną która może określać okres czasu i warunki „sponsoringu”. Ponoć większość ofert pochodzi od studentek, a socjologowie oceniają, że może ich być ok 10%. Mają silną konkurencję ze strony młodszych koleżanek z liceów i gimnazjów.
Nie jestem zgorszona, nie jestem oburzona – jest mi smutno i głupio. Od zawsze wiadomo, że władza, pieniądze i sława to silne afrodyzjaki; ale tu nie o uczucia choćby i najbardziej naskórkowe chodzi, tylko o „usługi”, czystą fizjologię albo wygodę higieniczną. Jest jakaś tam różnica, kiedy się tancerce kupowało brylantowe kolczyki ” na otarcie łęz”, a umową „cywilno – prawną”. Niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego tak łatwo rezygnujemy z urody życia, a nawet z dekadenckiego użycia. Ja nie rozumiem. Nie kumam; nie czaję czaczy.
melduję się wakacyjnie, między jednym a drugim wypadem w tzw. krzaki. Przyciągnął mnie zapach tego ciasta drożdżowego z kruszonką, ach jak ja lubię. A te placki ziemniaczane Danuśki, mniam!
Jotka, swą zapowiedzią wyprawy na wystawę Fridy Kahlo, wywołała wspomnienia, dla mnie dużym przeżyciem była wizyta w domu rodzinnym Fridy i w tym, który dzieliła z mężem, Diego Riverą. Oboje artyści byli wielkimi smakoszami, kochali przyjęcia, Frida świetnie gotowała. Świadczy o tym pięknie wydana książka, w której córka Diego, prócz wspomnień, zawarła piękne zdjęcia kuchni, dekoracji stołu, potraw, a także liczne przepisy na rozmaite, fetowane przez nich okazje. (Las fiestas de Frida y Diego, recuerdos y recetas)
Dzień dobry Szampaństwu.
Chłodnawy poranek, ale wygląda, że będzie pięknie.Poza tym muszę ponadrabiać różne rzeczy, zaplanowane na ten tydzień.
Jotce i Włodkowi:
http://www.youtube.com/watch?v=tFBKV0zVXSE
Pyro…
ja też jestem starej, starej daty… a tym młodym nie zazdroszczę. Pierwszy raz słyszę o czymś takim, jak „sponsoring”. Czyż to nie zwykłe k***stwo? 😯
O, Alicja mnie ubiegła 🙂 Jotko, to jeszcze ode mnie, miłych wrażeń 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=nE-UjfdIGEY
Chyba nie, Alicjo; nie w skali 10%. To już nie k….stwo, to rynek pracy i obyczaju. I dlatego jest mi tak niezręcznie głupio.
Nemo, u nas jak u Danuśki- śliwki są, renklodowe, a na węgierki ach węgierki trzeba jeszcze trochę poczekać 🙂
Jotce nie życzę mocnych wrażeń, ma zapewnione. Udanej wyprawy 😀
Pyro, a to nie podpada pod stręczycielstwo? Też jestem za stara.
hmmm, zaraz pewnie uslysze glosy, ze popieram albo zgola korzystam („ten pan jest mi zgola obcy” – jeden z lepszych tekstow w Bondzie, moim zdaniem)
ale – znam dziewczyne, ktora dzieki temuz skonczyla studia w duzym miescie, na ktore ani jej ani jej rodziny nie byloby kompletnie stac, teraz nie studiuje sie za darmo, jak za moich czasow jeszcze…
do tematu placka z kruszonka sie nie odniose, bo akurat zjadlam rewelacjne spagetti z brokulami, grzybami i cebula oraz smietanowo-pieprznym sosem – poezja!
Zaczynam od nowa. Wymowe w znanych mi jezykach i calowanie pan na winie. Która sie nawinie to moge w ramach rehabilitacji.
Technika poszla do przodu. Mam na mysli uzebienie. Najwazniejsze, ze góra gotowa i zaplacona.
Pieknego dnia zycze chociaz jeszcze nie moga w pelni zgrzytac.
Pan Lulek
Za moich czasów studiowało się za darmo, ale studia kosztowały. Stypendia wystarczały na co? Nawet za akademik coś się płaciło, bo o tzw. stancjach już nie wspomnę, były to żyły złota dla ludzi, którzy wynajmowali i ceny brali od dużego palca, zawsze znalazł się nabywca… poza tym książki i tak dalej… jedynie obiady na stołówce były tanie – ale i za nie trzeba było płacić.
Były spółdzielnie studenckie, w których się pracowało, jak brakło kasy. Ciekawam jest, czy dzisiaj to istnieje. „Sponsoring” też istniał, ale nigdy jawnie, nie pamiętam takich przypadków, by dziewczyny się tym chwaliły, chociaż sama znam dwa przydadki, przecież wszyscy wiedzieli, dlaczego ten dziadek przywozi/odwozi na zajęcia koleżankę, no a ciuchy to ona ma takie, że ho-ho!
Do szisiejszych czasów trudno mi się odnieść, ale…
Lubię ciasto drożdżowe, ale tak jak Pyra, tylko świeże. Z tym, że zawsze wydawało mi się, że to raczej takie zwykłe ciasto domowe, raczej nie dla gości. Dlatego też dziś mimo mężowskiej sugestii ,żeby upiec drożdżowe, upiekłam biszkopt z ananasem zalanym galaretką. Wieczorem przychodzi do nas dwoje znajomych na małe co nieco. Będą też wątróbki ze śliwkami suszonymi zawinięte z plasterki boczku , oczywiście upieczone.
Barbaro, może ogladałaś nakręcony kilka lat temu film ” Frida”. Ciekawa jestem, czy zdjęcia kręcono w autentycznych miejscach.
Panie Lulku, jeszcze przyjdzie czas na zgrzytanie zębami, czego ani Panu ani nikomu nie życzę. 🙂
Magdaleno,
znam wiele dziewczyn, których nie byłoby stać na studia w dużym mieście, a które ukończyły je zarabiając na różne inne dostępne sposoby, nie oglądając się za sponsorem (jeśli zarabiały ciałem, to były to jednak ręce). W Austrii np. nie obserwuję takiego upadku obyczajów, jak w pewnym ultrakatolickim kraju nad Wisłą. Jasne, że zdarzają się przypadki „symbiozy”, ale nie jest to jedyna możliwość zdobycia wykształcenia.
No cóż, studia albo i życie sponsorowane to bardzo wygodna droga do osiągnięcia celu, o ile ten cel w ogóle jest. Oporów jest coraz mniej, a dla pieniędzy ludzie są gotowi zrobić wszystko. Może trzeba się cieszyć, że to tylko 10 %.
Krystyno,
„Fridę” kręcono w tych miejscach
Swego czasu (1998) oglądałam wystawę dzieł Fridy i jej męża Diego Rivery w Fundacji Gianadda w Martigny. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale najbardziej podobał mi się duży obraz Rivery przedstawiający bosonogich chłopów siedzących na gałęziach rozłożystego drzewa w świetle księżyca. jakoś nie udaje mi się nigdzie znaleźć reprodukcji 🙁
mas tequila
Z ciekawości polatałam trochę po internecie. Ten swoisty rynek usług znany jest niemal wszędzie, ale np we Francji nie przekracza 0,2 % populacji studentek. Masowe rozmiary uzyskał w Polsce, Rosji, na Ukrainie, w Rumunii i Bułgarii, przy czym w tych ostatnich krajach dotyczy tylko największych aglomeracji. No, to fajnie : jesteśmy w czołówce światowej.
Fridę kręcono w Meksyku, Barbaro.
Krystyno,
„wygodna droga”? Oj, nie wyobrażam sobie tego. Iinaczej się tego nazwać nie da, jak opłatą określonymi usługami za. Zarabiać ciałem – to już w totalnej desperacji chyba. 20-latka już o 10 lat starszego faceta uważa za starszawego, a co dopiero 40-50-latka. Kiedyś czytałam wywiad z chłopakami, którzy robią to samo, w mniejszym stopniu, ale też, w końcu niby dlaczego mieliby nie korzystać ze sponsoringu starszych pań.
Ja sobie nie wyobrażam brzuchatego, starszego sponsora, zazwyczaj niezbyt przystojnego, no bo w takim przystojnym, bogatym i wysportowanym niejedna 20-latka by się zakochała i bez potrzeby sponsoringu, a i on nie miałby potrzeby szukania osoby do „sponsorowania”. To by dopiero było szczęście, mieć wszystko w jednym! Ale umówmy się, takich nie ma, a wyjątki potwierdzają regułę.
Na dworze cesarska, ruszam do zajęć.
p.s.Od czasu, kiedy wysłałam ostatni list do Polski pocztą na piechotę lotniczą, opłaty wzrosły o prawie 100% 😯
Dzięki za internet, gdzie mam wszystko w jednym 😎
Pyro, w gimnazjum dzieci to matka znalazła córce sponsora. Córka rzadko bywała w szkole, bo „wujek” miał pierwszeństwo.
Dochod roczny na poziomie 1 mln zl? To powinno drastycznie ograniczyc strone popytowa… no bo ile osob moze zarabiac ok. 100 tys. zl. miesiecznie? A ma dotyczyc 10% studentek? Cos tu sie nie zgadza…
Flo, to sponsor ma być milionowy.
Pa0l0re,
ja tez znam roznych ludzi, naprawde roznych… i pewnie jeszcze wielu najdziwniejszych poznam…
a deklaratywna katolickosc Polski nie ma nic do rzeczy, tak mysle
Flo – odsyłam do artykułu. Przecież nie wszystkie dziewczyny mają profil na tamtym portalu. To portal wyznaczył taki pułap dochodów dla nabywcy. SAMO ZJAWISKO, JEGO POWSZECHNOŚĆ W RÓŻNYCH FORMACH OCENIA SIĘ NA SKALĘ JEDNA NA DZIESIĘĆ.
Nawet te najmlodsze sa nieprawdopodobnie dostrzegawcze i dociekliwe.
Sasiadka z naprzeciwka, dzielna kilkulatka, zauwazyla, ze zmienil sie u mnie charakter wymowy. Z dnia na dzien, jesli nie z godziny na godzine. potem dostrzegla moja szczeke górna i zawyrokowala, ze to od tego.
Na najlepszej drodze do pelnego zgrzytania
Pan Lulek
Pyro,
może we Francji jest za niska podaż sponsorów? 😉
Żartuję sobie, ale zjawisko jest doprawdy zastanawiające. Nie sponsoring jako taki, ale jego skala 🙄 Te różne galerianki… Rozbudzone potrzeby materialne w parze ze spustoszeniem w świecie wartości, niska samoocena – jestem tyle warta, ile gotów jest zapłacić mój sponsor 🙄 Do tego cynizm i pogarda dla tyrających „konwencjonalnie” koleżanek.
Czy te dziewczyny stawiają sobie jakieś pytania? Nie wiem. Może nawet nie muszą same przed sobą niczego uzasadniać. Nie odczuwają utraty godności kompensując ją zarobionymi „lekko i łatwo” pieniędzmi, a te są dziś przecież ostateczną miarą wartości. Nie dla wszystkich, mam nadzieję…
Zgrzytać czy szczękać, oto jest pytanie…
Panie Lulku, nie życzę ani jednego, ani drugiego, tylko prezentacji w uśmiechu 😀
Nemo – o to mi chodzi, o skalę przemian. Niedobrych przemian. W ciągu kilkunastu lat upadły ethosy zawodowe księdza, nauczyciela, lekarza, oficera i wielu innych. Przecież to, co obserwujemy na Wiejskiej, to też efekt tego samego zjawiska. Przewrotnie – odkąd krzyż zawisł w każdym pomieszczeniu służbowym, wyprowadził się dekalog. Jasne, że w razie wielkiego nieszczęścia ludzie jakoś tam pomagają, organizują zbiórki itp a co dzień obserwujemy osuwanie się społeczeństwa w tchłań hordy pierwotnej. To się kiedyś skończy dosyć paskudnie.
Dzisiaj posponsorowalem sam siebie. Kropnalem kielicha czegos ponad 70%. Nie powiem, smakowalo i troche zakrecilo w górnych regionach twarzoczaszki.
USD systematycznie chociaz powoli osuwa sie.
Samosponsorujacy sie.
Pan Lulek
Krystyno, pytałaś o miejsca akcji filmu Frida, tak, niektóre sceny były kręcone w autentycznych wnętrzach domów niegdyś należących do Fridy i Diego. Rozpoznanie ich (tych wnętrz i otoczenia domów) było dla mnie bardzo wzruszające 🙂
Nemo, przejrzałam album Diego R., ale nie natrafiłam na wspomniany przez Ciebie obraz, próbowałam szperać w internecie, różne bose dzieci są na jego obrazach, ale tych siedzących na drzewie, w świetle księżyca nie widać, będę szukać dalej…
Wszystko kusi, kiedyś też kusiło – człowiek szedł obok Pewexu, Mody Polskiej czy jakichś komisów i wzdychał, że przydałaby się szmata, a jak twarzowa i pasująca! Przechodził obok Monopolu i różnych innych *trendowatych* knajp, też by tam chciał wysiadywać co rusz…Obok Orbisu – o, pofrunąć sobie gdzieś!
Wydaje mi sie, że moje pokolenie jest z tych, co to pomarzyli przez chwilę przed szybą i wracali do rzeczywistości. Co można było, to można było, czasem człowiek zapracował, czasem rodzina wspomogła.
Moje dwie znajome miały sponsorów dobrze po 50-tce (żony ich nie rozumiały zapewne..), jeden dyrektor czegoś tam, drugi profesor jakiejś uczelni. Miały sponsorów i wszystko – oprócz przyjaciół i koleżanek/kolegów. Były skutecznie od nas izolowane, żeby im głupie myśli nie przyszły do głowy. Co ciekawe, ani jedna, ani druga nie była w rozpaczliwych warunkach materialnych.
http://th.interia.pl/30,b5da98b4a2345945/hmm….jpg
zaszokowanych przepraszam
Sławek – duża buźka. Ania sobie przyklei przed następnĄ porcją roboty.
Hardcore, uprzedzam…
http://alicja.homelinux.com/news/mysl budowlana.jpg
Nie linknęłam czule 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/mysl_budowlana.jpg
Nasz psiak ze strachu przed nami cofa się pod stół. Byłam z nim na trawnikach; biegał jak szalony prowadzony przez dziewczynkę, która też miała nader szczęśliwą buźkę biegnąc przy psie. Z trudem, jednak utrzymała ten mikry pocisk rakietowy na końcu smyczy. W pewnym momencie zawołała, że piesek „coś znalazł”. Znalazł – cuchnął jak skrzyżowanie Centrali Rybnej ze śmietnikiem. W domu został wstawiony siłą do kabiny prysznicowej i wyszorowany Ludwikiem. Zmyli z pieska taki wspaniały cuch.
najlepsze streuselkuchen sa na hohenzollerndamm, zaraz za autobahena 😆
witaj Magdus
slawku 😆 podpisuje sie pod znakiem /bez ogonkow/
wszystkich udajacych sie nad baltyk ostrzegam przed kapiela w tym akwenie. od dwoch tygodni cierpie po kazdym plywaniu. nie jestem odosobniony w tym odosobnionym miejscu. wszyscy plywajacy na tym akwenie cierpia na ta sama chorobe. a niech to licho, mam wielka ochote przezyc
Trenuje uparcie nowa góre. jakos idzie. Najblizsza rodzina sie pogubila.
Podobno juz nie wrzeszcze tylko rozmawiam. Nawet z ludzmi z sasiedztwa.
Wymowe mam jednak ponoc calkiem inna. Cale popoludnie toastowalem przed lustrem. Chyba jednak nie wpadne w alkoholizm. Jezeli, to gdy calosc bedzie gotowa.
Jak zwykle samouk.
Pan Lulek
U nas to nazywało się po prostu kołocz z posypkom, że wrócę do tematu głównego.
Jak bylo wesele, dom weselny piekł parędziesiąt blach w trzech wersjach: z makiem, z twarogiem i właśnie ten czysty Streuselkuchen. Sąsiedztwo, powinowadztwo, którego nie w sposób było zaprosić, dostawało pakunek tych trzech ciast.
Jeśli chodzi o sponsoring: znam tylko z opowiadań marynarzy.
To ja dziś piję Lulkowe zdrowie. W Vorarlbergu będąc, to chyba nie bardzo daleko 😀
http://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Dornbirn#5499766217737072706
Doroto z S. – świetny pomysł, za zdrowie Pana Lulka 9JA SZKLANECZKĄ PIWA wARKA)
dOROTO Z s. – ŚWIETB
Doroto z S. – s
świetny pomysł; zdrowie Pana Lulka (ja szklaneczką piwa Warka)
Doroto z S. – świetny pomysł – zdrowie Pana Lulka (ja szklaneczką piwa Warka)
Paołore – Twój prezent zwariował, bo przecież nie łyczek tej Warki?
Wczoraj rowerzysci odpoczeli jeden dzien w Prince George, BC aby dzisiaj udac sie w kierunku Vanderhoof, BC.
Dla rozrywki obserwatorow wyprawy gluszec prezentuje sie publicznosci do taktow muzyki. Rozne odmiany gluszca zyja w calym US i Kanadzie. Ten osobnik to ‚sooty grouse’ z Olympic Mountains.
http://www.youtube.com/watch?v=W2XX2PzY1BI
Zdrowie Pana Lulka – kawa; moze bede musial pojechac po wiecej Warki dla Pyry 🙂
Spojrzałam na mapę. Jestem w zupełniej przeciwpołożnej stronie od Lulka. Vorarlberg jest najdalej na zachód Austrii, a Burgenlandia najdalej na wschód 😆
Ale i tak zdrowie! Pyry i jej prezentu też 😉
Chmury poszły sobie precz i mamy niebo jak nad Jeziorem Bodeńskim 🙂 Byliśmy na grzybach, ale znaleźliśmy jedynie kurki 🙄 Teraz Osobisty je czyści, lubi to zajęcie…
Zrobiłam ciasto z kruszonką według śląskiego przepisu na Streuselkuchen, ciasto jednak posmarowałam cienką warstwą sycylijskiego dżemu pomarańczowego, żeby się kruszonka lepiej trzymała. Wyszło bardzo ładnie, teraz tylko niech ci Belgowie wreszcie wyjdą 🙄
Pan Lulek robi się zębaty i od razu mu sponsorowanie w głowie. Na razie, Panie Lulku, proponuję coś na ząb, dobre śniadanka i obiady i spacery dla kondycji. Mogą być z caritasówkami 😉
Zdrowie Pana Lulka!
Pyro,
Radyjko Ci nigdy tego nie wybaczy, jak mogłaś zmyć jego Chanel nr.5 ?! 😯
A propos szaleństw i rozpasania… nie takie my od czasów ho-ho ho przeszli i ludzkość radzi sobie dobrze, ma sie nieźle i tak dalej.
Wielkie mi co, czepiamy się… zamieniamy sie w rodziców naszych, czy co?
Wydaje mi sie, że prasa (polska) nakręca temat. O czymś trzeba pisać, wierszówka się liczy. Temat do żucia. Ludzie to lubią, ludzie to kupią, aż im się przeje…
Sponsorowane studentki, sponsorowana dorozka sponsorowany kon…Chcialbym sie do rodzicow upodobnic, ale idzie mi jak po grudzie.
Inne slowa, a nic sie nie zmienia. Westalka, hetera, gejsza…Najbardziej mi zal kobiet ktorym nie pozostalo juz nic tylko rozpacz.
Streczyciel to lobbista, k…. meska to gietki polityk, Lady Macbeth miala ambitne plany, a skonczylo sie na bezustannym myciu rak.
Jak go zwal, tak go zwal, ale sponsoringu nie da sie zmyc prysznicem, po studiach doktoranckich.
Prezydent Clinton medrcem swiata a swieza, inteligentna dziewczyna juz nie istnieje.
Skad sie biora te statystyki ? „Podobno” co drugi Polak goli sie sledziem.
Jak zwykle bez sensu i nie na temat.
Zdrowie Belgow !
Kiedy Nemo narzeka, że w lesie „tylko kurki”, to ja wzdycham żałośnie. Za 0,5 kg pudełko dałam 14 złp. i Ania zażyczyła sobie następnych kurek. Jak będą – kupię. Plan na jutro mam taki : placek zamiesić i upiec, obiad w zależności od pogody i od kurek, przejrzenie 3 worków z ciuchami i zrobienie w nich ostrej selekcji, przed upchaniem w szafach. Nie wiem jak to jest i skąd się bierze – żadna z nas nie jest szmaciarą, najczęściej nie mamy co na grzbiety wciągnąć, regularnie zasilamy kontenery i dusimy się z nadmiaru?
Barbaro,
dziękuję, że zechciałaś szukać tego obrazu Rivery. Bardzo bym go chciała znowu zobaczyć. Na razie znalazłam opis.
Tajemniczo-ciemny „Nocny krajobraz” z roku 1947. Autor opisu, zafascynowany jak ja, uznał go za jeden z najpiękniejszych i najbardziej uwodzicielskich obrazów z całej wystawy.
Grupa chłopów leniuchuje na drzewie, którego pnie splatają się w ciemności w zawiły wzór. Osioł patrzy z cienia głębokiej nocy. Niesamowite światło oświetla całą grupę. Miny ludzi są niewidoczne, ukryte w tle, ponieważ ich figury stapiają się z krajobrazem, nastrój jest spokojny i melancholijny. Scena przedstawia skromną publiczność, prawdopodobnie w trakcie kręcenia filmu Johna Houstona „Skarb Sierra Madre”. Może zostali też w tym filmie uwiecznieni i nigdy swych portretów nie zobaczyli…
Nemo (16:42)
a później zabawią się w słoneczko 🙁 🙁 🙁
http://www.zabawawsloneczko.pl/
Znalazłam Chińczyki zmalują wszystko 😯
Kiedy Pyra narzeka na wspaniale, tanie jak barszcz polskie kurki i nadmiar szmat, ze smutkiem stwierdzam, ze nie mam kurek, nie mam nawet eleganckiej w swej prostocie czarnej sukienki, bez ktorej jak wiemy zadna kobieta….Byc moze troche sie zapedzilem, ale jezyk mi ucieka, pisze bedac pod ogromnym stresem, ktorego przytlaczajacy ciezar usprawiedliwilby wszystko bez wyjatku.
I ja moge zarabiac cialem. Oto plan. Wchodze do ekskluzywnego lokalu – Wieniawa, Kuba Wojewodzki, Spinoza, ten blady milczacy, Dzidka. Dyskretna muzyka. Spokojnym, melodyjnym glosem oswiadczam, ze jesli nie otrzymam pewnej sumy (jeszcze nie ustalonej), rozbiore sie do naga.
Wychodze, kupuje duza, nedzna torebke za 40,000 dolarow i wypelniam ja kosztownosciami i bilonem w nastepnych przybytkach.
Po dwoch latach podpisuje umowe z wydawca, inkasuje zaliczke za wspomnienia, wspominam siedzac w wygodnym fotelu, otoczony wonnym dymem z cygara, malymi lyczkami popijam zlotawy plyn, a Inga wystukuje to wszystko na kastanietach. Potem film oparty na mym dziele, Oscar, Niedzwiedz, Palmy, pozycja doradcy zyciowego w Bialym Domu.
Nie powiedzialem, ze zabilbym za kurki, nic nie mowie, mysle o Belgach 🙂
…Szwajcarzy zmechanizują i będziemy mieli świetną pozytywkę 🙄
Placku,
gdybyś u nas był wtedy, to kurki byś jadł, zamarynowane specjalnie na SPOTKANIE!
Wniosek – nigdy nie odmawiaj zaproszeń w tą stronę!
A po cholerę człowiekowi 40 000$ ?! Toż to głowa boli, co z tym zrobić 😯
Less is more 🙂
Placku,
przyznaj, że pomysł ściągnąłeś ze sprytnych Szwajcarów, którzy tak długo jodlowali na każdym zakręcie drogi, że Mark Twain płacił im za zaprzestanie. Jak myślisz, skąd ten helwecki dobrobyt? Nastał wraz z turystami 😉
Proszę, nie przejmuj się tymi Belgami, na razie czekamy spokojnie. Właśnie dzwonił Diego z zapytaniem, czy się nie meldowali… 🙄 Daliśmy im jeszcze parę godzin, bo w górach ciągle jeszcze spływają różne lokalne potoczki podeszczowe…
Oni są w tej dziurze od niedzieli 😯
Umrę ze śmiechu i moje dzieci przedwcześnie zostaną sierotami. Placek – wszystko prześliczne i jeszcze ten „melodyjny głos”…
Alicjo – Gdyby torebki byly tansze, nie byloby sponsoringu – proste jak drut.
Nemo – Jak mozesz tak myslec ? Mark Twain jest mlodszy ode mnie. Skoro Diego Rivera trzyma reke na pulsie, usuwam sie w cien – stealth-worrying.
Czy zauwazylas slowo w Paisaje nocturno ?
Zjedli SPECJALNE KURKI beze mnie – ostatnia kropla w czarze goryczy. Alicjo – Czy zrobilas zdjecie tego przestepstwa ?
Mam nadzieje, ze nie – nie chce byc niesponsorowanym masochista.
Placku,
torebki to pies, less is more, powtarzam! Ież można mieć torebek?! Natomiast moje druty są bardzo proste 😉
Oraz odpowiednio ostre. To bynajmniej nie żart, to wymogi techniki i materiału 😉
Jak to dobrze.
Prostota – TAK.
Torebki – NIE.
Dobranoc.
Spij spokojnie Pyro.
(Diego Rivera – Pyra pod kocem z gwiazd, Oleo sobre tela, Museo de Arte Moderno, Poznan)
Dla dzieci – Lista tysiaca obrazow ktore musisz ujrzec przed smiercia, Elementarz Falskiego 2012. Mozna odlozyc na ostatnia minute, ale po co szukac okularow ?
Taaak…We Wroclawiu wszyscy rozkoszowali sie ciastem i spacerami, a w Pompei, Koryncie. To tylko okruchy zycia. Pyszne 🙂
Wykonalem dzielo. Chyba jednak artystyczne, Niechaj do rana dochodzi do siebie.
Pan Lulek
Placku,
może Cichal ma zdjęcie, gdzie zajadamy kurki marynowane, ja jeszcze wszystkiego nie przejrzałam, ale kilka jeszcze jest, nie żartuję… 🙂
Dosłownie kilka.
Torebki i torby są potrzebne. Rzecz w proporcjach, mocium panie. Ponieważ sporo podróżuję, sprowadzam rolę torebki tak zwanej damskiej do TORBY.
Spojrzałam na zdjęcia ze spotkania majowego – chyba Nisia ma ten sam pomysł i ten sam kolor 😉
Torba mieści dobra wszystkie potrzebne i nabyte! Dobra różne. Torebka jest na bzdury, takie mogę nosić po kieszeniach. Chyba, że wbijam sie w suknię, a tam kieszeni niet 😉
dzięki Nemo spędziłam wieczór bardzo kulturalnie, szperając w muzeach, wirtualnie oczywiście. Też znalazłam, ale znacznie później. Niestety w moim albumie tego dzieła nie zamieszczono, a szkoda 🙂
http://www.virtualmuseum.ca/Exhibitions/Landscapes/popup.php3?language=1&image=img14mbm
Dobranoc, na mnie już czas 🙂
Alicjo – Napisz ksiazke o czarodziejskiej zawartosci kobiecych toreb.
Dobranoc Barbaro 🙂
Placku,
nie da rady. Ja w swojej noszę rzeczy, które się z chyba nie bardzo zgadzają z innymi – a innym w torby nie zaglądam, to zasada! Chetnie kiedys napomkne o swojej, bo są rzeczy, które absolutnie muszą tam być, a dodatki zmieniają się w zależności, gdzie się udaję w podróż.
http://www.youtube.com/watch?v=nEoW2Mx3WoA
Dyskoteka 😉
http://www.youtube.com/watch?v=F3H4qC4sEAI
http://www.youtube.com/watch?v=7WzUZ7aXWOU
…białe żagle…
To jest stare… ale barokowa muzyka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Q1DExUH7bj8&feature=related
…kulinarnie też… wymogi 🙄
W czasach, kiedy ta piosenka była słynna, ja nie wiedziałam, osochozi, ale podobała mi sie , rytm i tak dalej 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=TehFZ38kt6o
Alicjo – Torby, listy, dusze…trzymam sie tej samej zasady, ale jesli otrzymuje imienne zaproszenie do najbardziej odleglego zakatka tajemniczego ogrodu, dygocze z przejecia jak slynna wroclawska galareta z nozek. Czasem wystarczy samo zaproszenie. Jesli w torbie jest siekiera i sznur, uciekam gdzie pieprz rosnie
Musha ring dum-a do dum-a da…tez mi sie podoba, zwlaszcza gdy Irlandczyk nabiera pewnosci, ze kazde slowo to bol z jego serca wydarty.
Gitara…oh jej… w poprzednim życiu byłam gitarzystą albo co?
Tylko w poprzednim nie było elektrycznych! A ja nie potrafię grać na żadnym instrumencie 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=XsIubn5Pp6s&feature=related
Twoje zdrowie Alicjo…nauczysz sie jak wyzdrowiejesz.
Szans elize, i bożole łajn…
http://www.youtube.com/watch?v=pWVTqr6EgWk
…Placku,
lekutko podchodzę do życia, bo jestem za stara, żeby podchodzić poważnie i sie przejmować. Liczy się to. Szans Elize i takietam.
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=REElUors1pQ
Placku –
Zawartość torby kobiety to zagadka- tak jak sama kobieta. Ponoć. Niewątpliwe jest jedno – każda pani posiada co innego w torbie lub torebce. Gdyby Alicja pokusiła się na monografię: „Wnętrze torby” byłaby to sążniasta pozycja, ilością tomów konkurująca ze słynną Encyclopedia Britanica (wraz z corocznym suplementem). A jaka dokumentacja!
Powiedz mi co masz w torbie, a powiem ci kim jesteś. Pięknie brzmi, nieprawdaż?
Cynamonu nie znoszę, zatem problemu z wypiekiem Streuselkuchen nie mam.
Z ciast drożdżowych najbardziej lubię wyjadać rodzynki. Komuś. Z własnej porcji to nie frajda.
Pyro –
Sponsoring – dość interesująca i ładnie brzmiąca nazwa dla określenia najstarszego zawodu świata.
Jak paOlOre słusznie zauważył wiele jest dziewcząt zmagających się z trudnościami materialnymi podczas studiów. I też pracują – „temi rencami”. Kupczenie własnym ciałem pod patronatem studiów nawet na wymówkę nie zasługuje.
Smutne jest to, że taka postawa znajduje poparcie i zrozumienie u innych kobiet.
Życzę udanego weekend`u.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzis przynosze Wam (poprzez Basie) zdjecie Dorrie. Ponoc biegla ze zniczem w olimpiadzie w Vancouver:
http://picasaweb.google.ca/barbara.borodziewicz/DorrieAndPrinceGeorge#slideshow/5499910085574850498
Dlaczego spotkanie Dorrie bylo wazne dla druzyny Basia wyjasnia jak sama w swoim blogu (Texas4000, recent journals).
Po rozmowach, zartach, zaopatrzeniu w jedzenie, mile drobiazgi i szmaty do rowerow:
„Nastepnego dnia (Dorrrie) posadzila nas kolo jeziora i nie pozwolila nam odejsc. Siedzielismy, odpoczywalismy, czytalismy, rozmawialismy, i teraz jestesmy jeszcze blizsi niz przedtem, jezeli to jest mozliwe.”
Skad ta kobieta wiedziala co mlodziezy jest potrzebne nawet kiedy sami tego nie wiedzieli? Miala doswiadczenie z poprzednimi ekipami, swoje ciezkie przezycia. W kazdym razie podarowala im wazny dzien.
Mial byc dzien lenia. I co? , nie wyszlo. Trzeba bylo sie zabrac za pranie, prasowanie zaleglosci i temuz podobniez. Caly dzien przede mna. Da sie rade jak sie chce.
Pieknej soboty po deszczowej nocce zycze.
Pan Lulek
Już za parę chwil, za chwil parę , zabierając Wasze dobre życzenia, za które serdecznie dziękuję, wyruszamy na spotkanie z Fridą, kobietą, która potrafiła przemienic ból w perłę
Mam nadzieję, że nie zapomnicie jutro o urodzinach Blogu
A było tak:
Początek
Witam wszystkich smakoszy i miłośników gotowania.
Od dziś będziemy mogli razem spędzać po kilka chwil, ale za to codziennie dzieląc się swoimi kulinarnymi odkryciami. Ja będę starał się przekazać Państwu zarówno wszystko, co wiem o gotowaniu, historii kuchni, nowościach w dziedzinie sprzętów, ale i produktów spożywczych. Będę starał się także podawać Państwu jak na talerzu co, gdzie i kiedy można kupić, a także gdzie dobrze zjeść.
Mój blog będzie podsuwał rady, będzie też służył jako przewodnik weekendowy po lokalach, przewodnik po sklepach, targach. Będzie to taki internetowy Smakosz na co dzień i od święta. Nie zapomnę też o absolutnie niezbędnej rubryce – Współczesny savoir vivre.
Blog będzie zapisem lektur, podróży, godzin spędzonych nad garnkiem, czasu przygotowań przyjęć dla rodziny i przyjaciół.
Ponieważ historia kulinarna jest nieodłączną częścią historii, na blogu jest miejsce na anegdoty historyczne i inspiracje do rozmów przy stole. W ostatnim czasie kuchnia i gotowanie awansowały – stały się tematem rozważań towarzyskich na równi z literaturą, filmem, a nawet sportem.
Inteligent, zarówno czytelnik tygodnika jak i internauta, nie tylko nie wstydzi się przyznawać do kulinarnych zainteresowań, ale szczyci się nimi. Dlatego też na blogu będzie miejsce do wymiany myśli oraz doświadczeń w tej mierze. Mam nadzieję, że Państwo odwzajemnicie mi się tym samym i będziemy wspólnie gotować.
Znajdą tu miejsce relacje z mistrzostw kucharzy, cukierników i barmanów, międzynarodowych olimpiad kucharskich, pokazów i spotkań mistrzów rondla i patelni.
Osobny rozdział to porady sommellierskie, czyli dobór win do potraw, odkrywanie nowych win na polskim rynku i rady gdzie oraz jak je kupować.
Na koniec informacja czego w blogu nie będzie. Nie będzie zbioru przepisów kucharskich. Mogą – incydentalnie – znaleźć się omówienia nowych, fascynujących i nieznanych potraw, ale nie będą one klasycznym zapisem receptur. Po przepisy odsyłam Państwa do mojej witryny http://www.adamczewscy.pl.
Tych zaś, którzy chcieliby także posłuchać moich opowieści, kieruję na adres Radia TOK FM.
No to ruszajmy w tę podróż z łyżką , nożem i widelcem.
Ten wpis został opublikowany dnia 2006-08-01 o godz. 17:07 w kategorii Piotr Adamczewski. Możesz śledzić komentarze do tego wpisu, korzystając z wątku RSS 2.0. Możesz dodać komentarz lub wysłać sygnał trackback ze swojej strony.
Jako trzecia Blogowiczka wpisała się, z rzadka już tu bywajaca, Ana z krainy wiatraków. Z osób ciągle pisujących najdłuższy staż ma Alicja, ona też jest weteranką wszystkich „walnych” zjazdów.
Szanowny Gospodarzu, Drogi Piotrze, Mili Blogowicze: świętujmy, oby nam się … 😆 😆 😆
Jotce i Włodkowi już wczoraj życzyłam udanej ekskursji, a nadto Jotce osobiście zimnego szampana urodzinowego. Dzisiaj życzenia ponawiam. Najlepszego i czekamy sprawozdania.
Nasz biedny jamnior ma czarną serię – wczoraj tortura prysznicowa, dzisiaj zwaliła sę na niego drabinka : lekka aluminiowa ale zawsze. Jakoś musiał ją potrącić wybiegając z balkonu i rąbnęła jednym końcem w szybę (bez tłuczenia na szczęście) a jakąś dłużyzną w psi grzbiet. Teraz boi się wychodzić na balkon.
Skoro swietujemy to i ja przytocze wspomnienia z zycia sfer i dzialalnosci naukowej. W czasach poczatku transformacji ustrojowej rzucil mnie los do Warszawy. Ide sobie Nowym Swiatem w kierunku ulicy Swietokrzyskiej a tam w okolicach siedziby Zwiazku Kynologicznego siedzi przy stoliku Mistrz Broniarek i usiluje sprzedawac swoje ksiazki. Przechodze raz i drugi a tu nikt nie zwraca uwagi na te perelki. Podszedlem troche dalej do ksiegarni. Nabylem droga kupna tablice na kiju, model do demonstracji i mazak w czerwonym kolorze. Najszerszy jaki byl. Wypisale nastepujacy tekst reklamowy:
….”Ludzie, ludzie, czy wy spicie, czy Broniarków nie widzicie”…., ze stosowna strzalka w wiadomym kierunku. Ruszylo, niezupelnie z kopyta ale do poludnia wszystko poszlo. Mistrz wstal, zobaczyl tablice i az go zamurowalo.
Byla pora obiadowa i zlozylem prosbe o wykonanie wspólnego posilku.
Zabralismy cala aparature i udalismy sie w wiadomym kierunku.
Na portierni zlozylem korzysc materialna z prosba o przywolanie Szefa lokalu w sprawie niecierpiacej zwloki. Wreczylem kolejny dowód przyjcielskich uczuc i poprosilem o zajecie sie dwoma godnymi tego Osobistosciami.
Zajeli sie znakomicie. Pod koniec biesiady, sam Szef Lokalu podbiegl w landsadach oswiadczajac, ze pobyt mial miejsce na koszt firmy a on prosi o zezwolenie wniesienia historii do kroniki lokalu.
Dzis prawdziwych Broniarków juz niema. Jest za to
Pan Lulek
Wielka jest siła naszych toastów i dobrych życzeń – Lulek w dawnej, wysokiej formie. Pan Lulek niech żyje!
mighty fritz placka z kruszonkom nie znosil,
francuskie mu ciasto smakowalo;
wprowadzil hodowle pyry w europie srodkowej.
witam po małej przerwie … 🙂
tydzień zajęty bo wnuczka … bo Mistrzostwa Europy w Lekkiej Atletyce .. bo przetwory trza robić … 🙂
Alino bardzo dobrze Twoja ekipa sobie radzi w ME … gratuluje .. 😀
Pan Lulek jak nowy … kobitki z Caritasu na medal a Marek wrócił zadowolony bo Pan Lulek znowu w dobrej formie ..
wakacjującym dobrej pogody a chorowitkom zdrówka … 🙂
Placku,
jak się obudzisz, to możesz już przestać czekać. Wyszli! O 4 rano, cali i zdrowi 😎
Dziękuję za towarzystwo w czekaniu 🙂
Nemo – z plackiem (pieczonym) znajomość zawarli?
Dzień dobry 🙂
W porzeczkach siedzimy, winne będą. Wczoraj czerwone, dzisiaj czarne. Wszystko przez Żabę, bo gąsiorami obdarowała i pan mąż się rozpędził.
Nemo, gotowi do następnego włażenia, czy chwilowo mają dosyć?
Pyro,
tak, i jeszcze mnie obcałowali 😉
Haneczko,
to są młodzi ludzie, pełni entuzjazmu i optymizmu. Nic nie mówili o mieniu (maniu?) dosyć. Przeprosili za wprawienie nas w niepokój, rozesłali SMS-y do wszystkich zainteresowanych i pojechali do domu. Obiecali przywieźć piwo.
Typowa pogoda dla naszej Pannonii. Goraco ale zimny wiatr podwiewa.
Sasiadce trze. Ogródek trzeba przylac. Ogródek z brzega. Prosze pamietac, ma byc nieco zmrozone ale w miare, do smaku.
Pan Lulek
Lulkowi, bodajże, przylało nieźle. A mówiłam – zmienić kieliszki na mniejsze.
Dzień dobry Szampaństwu!
Wszystkiego najlepszego Jotce!
Jutro to dopiero nas czeka świętowanie 😯
To już tak starzy jesteśmy?! Ale na temat blogu jutro.
Cesarska u nas, chłodny poranek i piękny dzień się szykuje. Udaję się za pół godziny na ekskursję, zapodam po powrocie, tymczasem lecę się ogarnąć.
Przyjemnego dnia wszystkim życzę!
Cztery lata wypisywało się takie androny:
# alicja pisze:
2006-09-24 o godz. 22:38
(…)
A propos smakow, to nie przejda mi przez gardlo ostrygi, a slimaki w Paryzu jadlam tylko dlatego, ze bylam tam 3 doby bez snu (slusznie, to miasto nigdy nie spi!), biegajac po najwazniejszych rzeczach do obejrzenia w Paryzu, a przy tym wszedzie wino, wino, wino. W pewnym momencie przestalam zauwazac, co do tego wina serwuja, dopiero po powrocie do domu, ogladajac zdjecia, zobaczylam, co tym winem popijam 🙂
Nie wskażę palcem winnych, gdzie mnie przenicowano na te tam… 🙄
I jak tu nie wierzyć w cuda?
Zadzwoniłem do św. Michała, a tam Pan Lulek jak żywy 😉
Nadaje tak szybko, że ledwo nadążam.
Przywiezione z Polski blachy Nazaretti poszły wczoraj na przemiał, co PL przyjął z ulgą ale i z nostalgicznym westchnieniem.
Z braku innych kłopotów PL aktualnie rozwodzi Caritasówkę.
Co to będzie, jak przyjdą dolne numerki?
Krzywa rośnie, apetyt rośnie, stare dziurki w pasku wracają do łask.
Tak trzymać, PL! 🙂
*Cztery lata temu* – miało być… 🙄
Zajrzalam tu na chwile, zeby odetchnac, zanim zabiore sie za kolacje.
Wczoraj zawiozlam znajomych do Vézelay. To miejsce jest piekne, atmosfera tam specjalna. Pod koniec wizyty weszlysmy z przyjaciolka do sklepiku, z ktorego wyszlysmy z zabawnymi kapeluszami, produkowanymi przez „La tribu des oiseaux” ( Plemie ptakow)! Nie jestem pewna, czy odwaze sie nosic ten kapelusik ale zabawe przy przymierzaniu mialysmy przednia 🙂
Jolinku, witaj
Młodsza uprawia skrobania cd (po 3 dniach przerwy rehabilitacyjnej) Kończyła się w domu kawa, więc wzięłam pieska i poszłam kupić. Nie yło ukochanej Gevalii, więc kupiłam puszkę Lavazzy. Cena dwukrotnie wyższa, a jakość porównywalna. Na obiad była fasolka szparagowa ziemniaki i owoce. Placek jeszcze nie zrobiony, bo upał niemożebny i nie chcę grzać piecyka, ale muszę się za to zabrać, bo szlak mi śliwki trafi Na blog dołączyłam w jesieni, zaraz po śmierci Jarka. To była najlepsza terapia pourazowa na świecie.
Wczorajsze zakupy. Kalafior jak ksiezyc, ziemniaczki malutkie jak wisienki, cebulka pachnaca zolta fasolka delikatna i krucha (wszystko Amisze, Alberta). Maslanka schlodzona, do tego posadzone jajo od wybieganych kur i obiad gotowy. Brzoskwinki jeszcze male ale juz soczyste, morelki duze i slodkie, czeresnie wielkie i jedrne, papierowki pycha (wszystko z Brytyjskiej Kolumbii a dokladnie z Okanagan Valley krainy wina i sadow) . Grapefruity (Kalifornia) rozowe, soczyste i na szklanke soku jeden potrzebny…z wodeczka w te upaly jak znalazl…))
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Market#slideshow/5500094199501556834
PaOLOre. Witaj. Jeśli można prosić. jest sobota.
A gdzie się podziała Nisia? Brakuje warty na rubieży!
I znowu wsiąkłam w Szwaję…
Siła oderwałam się od lektury i zajrzałam na bloga. W końcu musi być jakaś równowaga w nałogach 😉
Nisiu, skąd wytrzasnęłaś TAKĄ GOSPOSIĘ? Ja też chcę, tylko obawiam się że mnie nie stać…
Pyro, Alicjo – mnie blog wciągnął 7-go sierpnia 2006. Jak ten czas leci…
Z pierwszej „załogi” niewiele osób zostało, ale stale pamiętamy o Helenie, Okoniu, Torlinie, Wojtku z Przytoka, Ani Z, Marialce, Puchali i wielu innych.
Upiekłam puchatkę z wiśniami i borówkami amerykańskimi, przed chwilą wyjęłam z pieca i już połowy nie ma 😀
Pyro, część osób przeniosła się do Bobika, którego też tu brak.
Pewnie, ze pamietamy o wszystkich. nawet o tych którzy odeszli na odwieczne Blogowisko. Takie jest zycie i nic sie na to nie poradzi. Zyc jednak trzeba nawet z potluczonymi paluchami.
Jak w ten piekny wieczór zyje
Pan Lulek
no trochę medali mamy dzisiaj … 🙂
Ojej, mam nadzieję, że nasz Gospodarz na takie nie trafi
http://fakty.interia.pl/swiat/news/wloskie-ryby-na-dopingu-i-z-makijazem,1513265
Witam!
Tak z okazji….
http://www.youtube.com/watch?v=07pILhpl4W4
http://www.youtube.com/watch?v=affCbixG544&NR=1
Pyra, jestem tez od poczatku blogu tylko odzywam sie bardzo malo. Nie jestem tak wygadana jak Wy. Pamietam jak Gospodarz sie kiedys poskarzyl, ze chyba przestanie pisac, bo nie ma reakcji z drugiej strony i wtedy duzo osob sie odezwalo. A ja skromnie siedze w kacie i od czasu do czasu sie odzywam, ale pilnie wszystkich czytam.
Dobrej nocki wszystkim.
Pan Lulek
Dzis moje mysli kraza wokol chleba w zwiazku z ciekawa ksiazka a wczesniej interview autora na npr. Tu tylko link do strony o ksiazce: 52 bochenki, z nadzieje ze predzej lub pozniej zostanie udostepniona na rynku polskim. Jak to zwykle z wielbicielami dobrego jedzenia, w tym dobrego chleba, w ksiazce jest wiele ciekawych opowiesci i rozwazan zwiazanych jakos z chlebem ale nie koniecznie zawsze i tylko o nim.
http://www.williamalexander.com/bread/galleryoven.cfm
Jak moglby (maglby) doniesc prawdziwy Broniarek w belgijskim kapeluszu, na calym swiecie trwaja uroczystosci dziekczynne zwiazane z wydarzeniami w Szwajcarii i Austrii. W Kanadzie trwa festiwal poezji owocowo-warzywnej. Nad Polska zalega wyz i aromat wsciekle drogiej kawy.
Jamnik od czasu do czasu unosi glowe znad gazety – skrobanie time.
Zdobylismy zloty medal w biegu na 400 metrow. Nie my, blogowicze, nie my Polacy, nie my Belgowie , ale Kevin Borlee, ktorego tylko i wylacznie ja zwe Badenskim Belgii. Powtarzam; zloto jest nasze.
Typowa zebata, puchata sobota.
Witaj Jolinku 🙂
Placku .. 🙂 .. ale mamy też złoto i brąz na 800 m … 🙂 …
Panie Lulku proszę uważać … nie po palcach …
wiśniówka nastawiona …dzisiaj były wiśnie nawet po 3,50 .. planuje zrobić likier malinowy ale poczekam na tańsze maliny bo teraz po 6-7 zł … jagody zamroziłam …
przez ten brak czasu mam jednak w tym roku mniejszy zapał do robienia zapasów na zimę ..
Alino kapelusz pasuje do Twojej urody … 🙂
Pyro, sorry, już wracam na rubież.
Ewo – taką gosposią mogła być jedna znana mi Osoba, tylko się bała zmienić życie. Jest u nas całe mnóstwo ludzi płci dowolnej, którzy mogliby zarabiać prowadzeniem domu – zauważ, to nie jest zwykłe gosposiostwo czyli sprzątanie z gotowaniem. Moja Gosposia odciąża panią domu dosłownie od wszystkiego, za co bierze sowite honorarium.
My jesteśmy w kraju przyzwyczajeni do małej pracki za małe pieniądze, a przecież klasa średnia nam rośnie i forsę zarabia – coraz więcej osób stać by było na taką Profesjonalną Panią Domu. PPD. Mój wynalazek.
A tak naprawdę nie mój. Czytałam taki kryminał Agaty, uroczy zresztą jak wszystkie o pannie Marple – „4.50 z Paddington”. Uczciwie się na niego w tekście powołuję. Tam była taka jedna Lucy Eyelessbarrow, która dokładnie na tej zasadzie pracowała. Moja Gosposia postanowiła na niej się wzorować i ładnie jej to wyszło. Bo i czemu miało nie wyjść?
Znana mi Osoba, o której wspomniałam, była genialną panią domu i kucharką, a harowała całymi dniami w sklepie rybnym, odmrażając sobie ręce. Namawiałam ją, żeby ogłosiła się jako PPD i zaoferowała swoje usługi za porządny pieniądz. Pracodawcy, jak sądzę, by się znaleźli. Poradziłaby sobie z palcem w nosie, ale bała się pracy „u ludzi”.
A za granicą nasi inżynierowie stają na zmywaku, a panie magisterki opiekują się cudzymi domami bez oporów. Tymczasem i u nas rynek pracy się rozwija. Również w tę stronę.
Nisiu,
Dziękuję za wyjaśnienia. Nie pozostaje mi teraz nic innego jak nadrobić zaległości w Agacie C.
Agata C. jest dobra na wieczory za długie ..:) .. i tyle mądrych rzeczy od Pani Marple można się dowiedzieć …
a ja marzę o takich okularach … 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Q7SI7N22k_A&feature=related
Miło poczytać ,że PL jak żywy.
Ja za to jestem przejechany. Rączka osobno, nóżki osobno, głowka sama opada na poduszkę. Koniec z energoterapią!
Ciekawe kto zabrał mi całą energię?
Idę nalać sobie Boucheta. Może zasnę po nim, jak niemowlę. Czego serdecznie państwu życzę…
Ależ byłam dzisiaj aktywna 😯 Chyba z tej radości na widok Belgów 😉
Placku, jutro w całej Szwajcarii fajerwerki i mowy okolicznościowe, u nas we wsi to nawet korowód będzie (przeciąg – jak mówi moje dziecko) 😎
No więc tak: przejechałam się rowerem po ogrodnikach (ca 18 km) i nabyłam drogą kupna różne sadzonki, które następnie zasadziłam uwolniwszy uprzednio grządki od cebuli, szalotki i ziemniaków (4 kosze!). Zasadziłam więc różne sałaty (dębolistną, frisee, endywię, cykorię Zuckerhut), kapustę pekińską, koper włoski fenkuł, jarmuż. Pory poczekają do poniedziałku.
Osobisty tymczasem zebrał mnóstwo fasolki szparagowej, którą jeszcze dziś powinnam zamrozić. Są pierwsze pomidorki, ogórki długie wężowe i wreszcie pierwsze żeńskie kwiaty kabaczkowe 😀
Po tej ciężkiej robocie zjedliśmy resztę ciasta z kruszonką i ruszyliśmy na grzyby, bo od jutra znowu szlaban na zbieranie. Mamy kurek, nie powiem, ile, żeby nie stresować wrażliwych, ale co najmniej kilogram i dwa małe prawdziwki. Wróciliśmy przy zapadającym zmroku, na kolację omlet z kurkami i sałata.
Niniejszym zaświadczam, że PaOLOre jest nie tylko aniołem (opinia Pyry) ale i również i znawca przedmiotu pt. KOMPUTER. Jest też wielkiej łagodności człowiekiem, bo wytrzymał z takim jełopem jak ja, dwie godziny naprawiając moją maszynę na odległość i to w dodatku przez Atlantyk!
Panie Lonzio,
czy u Waszmości grzybnia aktywna?
Jolinku – To ten model, tanie jak barszcz , moze buraki podrozaly.
PaOLOre! DZIAŁA! Nic więcej już nie będę ruszał! Ten tekst i poprzedni napisałem bez żadnego skoku kursora! Wielkie dzięki!
Tak.
Jestem starym grzybem
😉
Prosze Panstwa – jak tak mozna ? Grzyb, jelop, aniol ?
paOLOre to archaniol 🙂
Wtracam sie tylko dlatego, ze moja pokojowka jest zbyt zajeta myciem mego samochodu. Chciala pozyczyc, niech myje. Nad sluzba nie mozna sie rozczulac.
ZARTUJE NISIU – Swietny wynalazek. Szkoda tylko, ze klasy sredniej i gospos z klasa nadal ze swieca szukac. Dlatego tez w momencie w ktorym u Ciebie zwolni sie etat, daj mi znac, prosze 🙂
Nie chce byc gosposia w Kanadzie czy Singapurze, za zadne pieniadze.
Placku, ja jestem na razie tylko lekkopółśrednia… nie stać mnie na gosposie, które sama wymyślam.
Ewo, nadrabiaj, nadrabiaj! Przy „4.50 z Paddington” będziesz miała mnóstwo radości – jest to wyjątkowo urocza książka! Ale bo też Agata była wyjątkową i uroczą damą. Tak mi się przynajmniej wydaje, kiedy czytam jej kryminały i jej autobiografię.
Nisiu – Waga musza jestem, ale mialem szczescie – moj sluzacy jest finansowo niezaleznym altruista. Czarujacy dzentelmen.
Nisiu – Jean Passepartout
Janie – Nisia
Pomysl naprawde przedni. Wartosc osobistego asystenta, podobnie jak kuchmistrza zaczyna byc nalezycie oceniana. Z niecierpliwoscia czekam na wzrost statusu wszystkich bez wyjatku zawodow wykonywanych w bliski perfekcji sposob.
Mamy zatem nowy miesiac, Nowy Dzien.
Pan Lulek
Oj Nisiu,
Jest co nadrabiać. Ostatni raz miałam do czynienia z Agatą C. jakieś 15 lat temu. Potem był Perez-Reverte a ostatnio zaczytywałam się kryminałami Henninga Mankella. Raz na jakiś czas trzeba wrócić do klasyki.
Skleroza nie boli: po drodze był jeszcze Akunin, Krajewski i Chmielewska (znakomite lekarstwo na odstresowanie – stosowałam między egzaminami). Przyznaję się bez bicia – ze wszystkich detektywów / policjantów najbardziej przypadł mi do gustu Erast Fandorin. Nie potrafię natomiast przekonać się do ksiązek Krajewskiego. Zbyt krwawe te krymninały jak na mój gust. Za to akcja toczy się w przedwojennym Wrocławiu, a w kolejnej serii we Lwowie – moich ulubionych miastach. Więc mimo wszystko sięgam po książki Krajewskiego.
Ewo, to ja Ci nieskromnie powiem, że też popełniłam jeden śmieszny kryminał… Mało krwawy. Może by Ci się spodobał?
Placku, a więc to Ty jesteś Fileasem Foggiem?!
Odpowiednia dobranocka:
http://www.youtube.com/watch?v=uDa3iB43KUk&feature=related
Nisiu – Bylem, teraz chcialem zostac kapitanem Nemo, ale ktos wymienil zamki w lodzi. Kapitan zeglugi wielkiej Grant, do uslug 🙂
Juz mozna – Zycze milej rocznicy. Kanada obchodzi swe urodziny w tym samym dniu, dzisiaj czyli jutro.
Snulem sie po ulicach Wroclawia szukajac otwartej cukierni i nawet nie zauwazylem, ze jestem juz w Pszczynie. Zadna tam rowerowa latwizna z przerzutkami, zabladzilem pieszo. Zwabily mnie zapachy uczty w zamku.
Okazuje sie, ze historyjki o manewrach wojskowych w niczym sie nie roznia od wymowek typu „musze natychmiast jechac do Mietka, potrzebuje przeszczepu szpiku kostnego” i sa sposobem na tance, hulanki i swawole z kolegami.
Koledzy dobrali sie jak w korcu maku – Wilhelm II-gi , niezle ziolko i jego slascy pochlebcy, po Bercie Krupp najzamozniejsi obywatele Kajzerlandu – Guido Henckel von Donnersmarck, Hans Heinrich Pless i Hermann von Hatzfeldt-Trachtenberg. Kazdy z nich moglby kupic Wilhelma i jego ciasto za kieszonkowe. Guido poslubil slynna kurtyzane , Pauline. Bedac jeszcze jej „sponsorem” podarowal jej dwa diamenty, nawet nie 200 karatow, ale je przyjela. Hans urzedowal na zamku w Pszczynie, zerkajac na pelne zwierza lasy lub na niepospolitej urody zone, Daisy. Zona Hermanna byla takze ujmujaco goscinna.
Od czasu do czasu ciasto dostarczal Antoni Radziwill, z wdziecznosci za stopien generala artylerii i order Czarnego Orla.
Osobisty rekord kajzera w czasie dzialan wojennych to ponad 700 ustrzelonych bazantow – w ciagu jednego dnia. Rezultat bylby lepszy gdyby nie bezwladnosc lewego ramienia. Dodajmy do tego wysilki pozostalych strzelcow – 2400 bazantow. Na sama mysl o ciescie na deser robi mi sie slabo.
Tyle o prozniakach i darmozjadach.
Ksiezniczka Daisy, Walijka, byla wspaniala kobieta. W czasie wojny sluzyla jako pielegniarka, a pare lat pozniej opuscila ksiecia. Lubi przesiadywac na laweczce w Pszczynie, i wspominac swego brata, Jurka. W 1900-ym roku Jurek poslubil mame Churchilla. Winston byl rowiesnikiem ojczyma. Byc moze dlatego nie mamy juz Kresow. Nad tym, ze Jennie Churchill miala w sobie krew Irokeska nie bede sie rozwodzil. Co ma Winetou do Tomka Wilmowskiego ?
Legenda glaszaca, iz Jennie stworzyla Manhattan coctail to insza inszosc – Jeszcze raz – Zdrowia, szczescia i blogowej sielanki 🙂
Kod jak pseudonim mi wyskoczył: deba.
Wy tam w Europie smacznie sobie śpicie, po drugiej stronie Atlantyku powoli o piernatach myślicie, a u nas już dzień biały. W nocy rozpadało się niemożebnie – co jest nader korzystne, oj korzystne – a teraz za oknem widzę niewielkie przerwy w chmurach i przeświecający błękit. Choć nadal coś jeszcze kapie. Coś na podobieństwo dziecinnego wierszyka: deszczyk pada, słońce świeci, czarownica ciasto kleci.
Jak znalazł pora na wspominki, przy porannej kawie w niedzielny poranek. A było to tak …
Początek
01 sierpień 2006, wtorek
„Witam wszystkich smakoszy i miłośników gotowania. Od dziś będziemy mogli razem spędzać po kilka chwil, ale za to codziennie dzieląc się swoimi kulinarnymi odkryciami. /…/ Blog będzie zapisem lektur, podróży, godzin spędzonych nad garnkiem, czasu przygotowań przyjęć dla rodziny i przyjaciół. /…/ … na blogu jest miejsce na anegdoty historyczne i inspiracje do rozmów przy stole. /…/ …zarówno czytelnik tygodnika jak i internauta, nie tylko nie wstydzi się przyznawać do kulinarnych zainteresowań, ale szczyci się nimi. Dlatego też na blogu będzie miejsce do wymiany myśli oraz doświadczeń w tej mierze. Mam nadzieję, że Państwo odwzajemnicie mi się tym samym i będziemy wspólnie gotować. /…/
No to ruszajmy w tę podróż z łyżką , nożem i widelcem.”
I wyruszyliśmy. Poprzez kraje, kontynenty, bezmiar wód i szczyty gór.
Poznając nowe dania, przyprawy, owoce, smaki … Inspirując się wzajemnie, niekiedy spierając się aż wirtualne pierze fruwa dookoła, dyskutując, dywagując, zaśmiewając się do łez, służąc sobie pomocą i radą, poznając nieznane miejsca i szlaki do jakich bez fotograficznej pomocy współblogowiczów zapewnie nigdy byśmy nie dotarli …
Wirtualna znajomość wykroczyła poza ramy komputerowych ekranów by nabrać realnych wymiarów.
Pierwszy Blogowy Zjazd zainaugurowany przez Pyrę zaowocował w kolejne spotkania Blogowej Bandy. Wrześniowe, coroczne Zjazdy wzbogacone o kameralne imprezy zacieśniają towarzyskie więzy wśród bywalców Blogowej Kawiarenki.
Pomysłodawca, autor i nasz Blogowy Kulinarny Guru zapwenie nie przypuszczał jaki fenomen internetowy rozkręcił w dniu 1 sierpnia 2006 roku.
Za wspaniałe, interesujące i inspirujące wirtualne rozmowy – dziękuję Piotrze.
Za Wasze towarzystwo przy Blogowym stole, rozjaśnianie pochmurnych dni, ciepłe słowa, wspaniałe wycieczki i okruchy muzyki – dziękuję wszystkim Blogowiczom.
Nawet nasze spory miewają swe komiczne momenty. Bądźmy jacy jesteśmy, wybaczajmy siebie lecz i innym, korzystajmy ze wspaniałości blogowego stołu, dorzucając nasze co nieco.
A teraz idę na chojkę posiedzieć sobie cichutko, bom wzruszyła się wirtualnie.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Piekne slowa, wzruszajace….ale to przeciez nie koniec podrozy.
Tanczmy 🙂
Echidna! Czuj duch! Licz lata, bo liczenie czasu to pamięć, a pamięć to kultura pokoleń…
Pomocy! Odkryłem w zamrażalniku prawie 2kg wieprzowiny. „Boneless pork loin”. Co z tym ustrojstwem zrobić? Mam mnóstwo pomysłów i co pomysł to gorszy…Dopraszam się empatii!
2 kg? A na ile osób?
Placku –
wiadomo że nie koniec! Słówko „bądźmy” samo w sobie zawiera kontynuację!
Cichal –
ja tam na wszelki wypadek niczego nie liczę. Nawet mamony w portfelu by nie popaść w czarną rozpacz!
E.
Oto fotorelacja z dzisiejszej działalności. Szczegóły i podpisy jutro, niedawno wróciłam i jestem umęczona. Polecam zwłaszcza Pyrze Młodszej.
Nie zrobiłam w picasie, bo potrzebne mi miejsce na co innego, dużo miejsca, dlatego trzeba troche poklikać, na powiększenia też.
Ostatni obrazek to moje małe co nieco.
Psiaki – australijskie owczarki, jeden się wyrodził i inaczej umaszczony, rodzeństwo nie chce się z nim bawić. Reszta jutro, czołgam sie do wyrka, dobranoc!
http://alicja.homelinux.com/news/Gemboree-2010/images.html
Cichal –
<b<Wieprzowina w stylu „Pimont”
Składniki podstawowe:
2 kg wieprzowiny
600 ml białego wina
600 ml rosołu z kurczaka (ja robię na kostkach – szybciej i smaku nie zmienia)
3 ząbki czosnku
1 cebula (w ćwiartkach)
1 marchew (posiekana)
2 listki laurowe
3 goździki
10 ziaren pieprzu
Sos:
95 g tuńczyka w oliwce
15 g filetów anchovy
2 żółtka
2 łyżeczki soku z cytryny
130 ml oleju z oliwek
do przybrania:
cienko pokrojone plasterki cytryny
zielona pietruszka
kapary
Wszystkie podstawowe składniki włożyć do dużego garnka i zalać wodą do ? wysokości mięsa. Zagotować, zmniejszyć ogień, przykryć i gotować na maąym ogniu około 1? godziny.
Pozostawić do ostygnięcia przez 30 minut i wyjąć mięso, pozostały w garnku wywar przecedzić do mniejszego garnka i gawłtownie gotować aż pozostanie 250ml sosu. Ostudzić.
przygotowanie sosu
Tuńczyka wraz z olejem z puszki i filetami anchovy zmiksować, dodać żółtka i 1 łyżkę soku z cytryny i delikatnie miksować dodając powoli oliwę z oliwek, a na końcu przecedzony i ostudzony sos z gotowania mięsa. Dodać 1 łyżkę soku z cytryny, posolić i popieprzyć do smaku.
Sos powinien mieć konsystencję rzadkiego majonezu.
Można podawać na zimno – pokrojone plastry mięsa polać sosem, udekorować po bokach półmiska plasterkami cytryny, przybrać listkami pietruszki i posypać kaparami.
Można podawać na gorąco – tan sam sposób przybrania, jedynie mięso wraz z sosem podgrzać na małym ogniu by się nie zwarzyło.
Najwięcej roboty jest przy sosie. Reszta to pestka. Zapewniam – smakowite.
Ja przed włożeniem mięsa podwiązuję sznurkiem kuchennym by zachować kształt.
Smacznego.
E.
Errata:
1 – zalać wodę do 1/3 wysokości mięsa
2 – gotować na małym ogniu około 1 i 1/4 godziny
Symbole matematyczne w niezrozumiały sposób przemieniły się w znaki zapytania. Magia czy co?
E.
Alicjo –
Szczeniaczki przepiękne. Owczarki australijskie to bardzo inteligentne i wesołe psiaki. Niestety nie dla każdego. Muszą się wybiegać, trzeba im zapewnić zabawę imitującą prace – w końcu to psy tzw pracujące. Cechą charakterystyczną tej rasy jest dość często spotykane dwojakie ubarwienie oczu jak na podanych przykładach:
aussie shepherd
Twój nowy nabytek interesujący. A gdzie kapelusze?
E.
Nisiu,
Poczytamy, zobaczymy 🙂
dzień dobry … 🙂
Alicjo ładny nabytek .. 🙂
Placku czyli mam kupić …
ewa mnie Krajewski też mało pasuje … za Chmielewską chciałam się znowu zabrać ale chyba wyrosłam z niej … a Agata C. wciąż dobrze na mnie działa … 🙂
Misiek chyba zazdraszczasz Panu Lulkowi tych kobitek … weź się w garść i nie marudź … 😉
Jak się popatrzy na caritasówkę , która wygląda jak krew z mlekiem, to żyć się chce.
Ja tak dobrze nie mam.
Muszę żyć w samotności . Ze dwa tygodnie…
Jak zwykle zyje wspaniale.
Pan Lulek
Misiek to przenieś się do Pana Lulka … Pan Lulek Tobie też załatwi jakąś Caritasównę … dla Pana Lulka to nic trudnego … z jego urokiem osobistym to masz to jak banku szwajcarskim … 😀
idę poszukać na wysprzedaży małego co-nieco dla duszy … 🙂
Dziędobry na rubieży.
Miła temperaturka na dworze, żadne tam piece ogniste.
Życzenia najlepsze, Jubilaci Blogowi.
Ewo – 😆
Alicjo, i pieski cudne, i kamyczki, Jestem osobiście wielbicielką jednego i drugiego. Te labradoryty… kurczę… mam kawałek z porównywalnym blaskiem, nieduży, wielkości połowy dłoni dorosłego faceta.
W Polsce podobne cuda można zobaczyć u Jula Naumowicza w Szklarskiej Porębie (te druzy ametystowe…).
http://www.chatawalonska.pl/index.php?show=galeria&strona=1
Witam!
http://www.youtube.com/watch?v=7mWCjk7sHWw&feature=related
Dlugich lat Blogowisku i podziekowania dla Gospodarza za inicjatywe i inspirujaca i ciepla obecnosc!
Echidna 3:03 sformulowala to najlepiej wiec podpisuje sie chetnie.
Zycze Wam udanej niedzieli i oddalam sie do moich gosci 🙂
1. sierpnia. Urodziny obchodzą:
– Blog „Gotuj się”
– Helwecja
– „Playboy”
– Jeep
– British Airways
– Belgijskie prawo jazdy (ostatni w Europie wprowadzili egzamin)
– telewizja austriacka
– pamiętny koncert
Pogoda cesarska. Byliśmy w Kurparku na tradycyjnym „apero” z darmowym wyszynkiem piwa z beczki i napojów bezalkoholowych. Do tego świąteczne bułeczki, paluszki francuskie, chorągiewki, alphorny, żonglerka flagami, jodel chóralny i powitanie w wielu językach. Nad zgromadzoną publicznością przelot 28 tandemów paralotniowych z flagami wszystkich kantonów.
Na obiad zupa jarzynowa. Czekamy na Geologa z gościem z Polski. Zameldował się u nich w ramach „hospitality” na nocleg w stolicy, ale tu jest ciekawiej. Dzisiaj zwłaszcza.
Wyrazy współczucia, dla fetujących TAKIE urodziny. Może z wyjątkiem jubileuszy: bloga i Szwajcarii. A już najbardziej rozbawiła mnie rocznica koncertu „pożal się Boże” orędowników „peace & free love”. Chyba, że koncert miał by być pamiętny ze stopnia zidiocenia. Wtedy – prawda.
Ja to mógłbym się przenieść . Potrzebna tylko mała emeryturka ze szwajcarskiego banku. Tak na oko ze dwa tysiące w miejscowej walucie.
Niestety szanse na drapane niewielkie i pozostaje ciężka praca na swoim. Jednym słowem kiszka i kwaszone ogórki.
Idę się przejechać do lasu. Z rozpaczy…
Może znajdę jakiegoś grzyba. Albo młodą łanię.
-1944 ? siedzibę PKWN przeniesiono do Lublina.
-2004 ? wystartował TVN Style, kanał telewizyjny należący do Grupy ITI, przeznaczony głównie dla kobiet
-1981 ? w USA rozpoczęła nadawanie telewizja muzyczna MTV. Pierwszym wyemitowanym teledyskiem był Video Killed the Radio Star zespołu The Buggles
-1981 ? w USA rozpoczęła nadawanie telewizja muzyczna MTV. Pierwszym wyemitowanym teledyskiem był Video Killed the Radio Star zespołu The Buggles wydarzenia
Może są jeszcze inne wydarzenia, warte przypomnienia dzisiaj.
Na pewno jednak te, przypomniane przez Nemo i przeze mnie mnie, są najważniejsze.
Byla sliczna Karitasówka. Marek widzial ja na wlasne oczy. nakarmila mnie wszystkimi pysznosciami przygotowanymi przez Marka. Plotkowalismy o jej przyszlosci w kategoriach, ze zostanie Pania Doktor od opieki spolecznej Na zakonczenie podala mi raczke. Jak zwykle ujalem paluszki i pocalowalem pomiedzy dlonia i palcami. Nagle przeszla na prywatny sposób zwracania sie i powiedziala: …”lubie kiedy tak calujesz moja reke, czuje jakby przelatywal przeze mnie prad, nawet nie elektryczny”…
Potem dygnela wdziecznie i wyszla do samochodu.
Odespalem drzemke popoludniowa i powalesalem sie po komputerze
Pan Lulek
Pan Lulek – wampir energetyczny 🙂
Nisiu,
A propos Wiśniewskiej:
http://www.youtube.com/watch?v=1q9Rf-_U4f8
Gotujcie sie. Za kilka minut bedzie godzina „W” w dniu 1 sierpnia 1944.
Kiedys pamietano o tej rocznicy. Cytuje komentarz sprzed roku.
…”1 sierpnia 1944 o godzinie 17, na rozkaz dowódcy Armii Krajowej – gen.Tadeusza „Bora” Komorowskiego – w Warszawie wybuchlo powstanie zbrojne przeciwko Niemcom. Dowódca zostal upowazniony do dzialania przez Delegature Rzadu na Kraj”…..
Najlepsza jest herbata firmy Dilmah.
Reszta jest milczeniem
Pan Lulek
Tu Stara Pyra – piszę z masyzny Młodszej. Umnie znowu remontowa hurtownia.Chcę opowiedzieć o przypadku dramatycznym i wstąsającym, czyli o czarnewj serii jamnira c.d.
Rano, spacer z wyspanym psem, powrót – pies grzecznie wchodzi do windy. Drzwi się zaczynają zasuwać i nagle – jak pocisk wybiega mój pies, a ja zostaję ze smyczą w ręce/ Ta winda nie ma funkcji „stop” – raz zaprogramowana jedzie. Na wysokości 1 ptr zerwała się smycz. Wysiadłam na 3-cim, wróciłam na dół chcąc zabrać zwłoki psa. Przed windą stał dpktor z II ptr ze swoją psicą hysky. To do niej wyleciał mój zwariowany wychowanek, żeby ją zjeść. Patrzę – jamnik pod windą nie leży. Pytam gdzie pies – a tam, siedzi przy wyjściu. Wzięłam idiotę na ręce, żeby doktor mógł ze swoją psicą spokojnie przejść. Wniosłam do windy, wysiadłam na III=cim – patrzę – psa nie ma. Bał sę wyjść i pojechał na parter. Pojechałam też – psa nie ma. Wjechałam na III – cie – pies siedzi pod drzwiami mieszkania. Przyszedł na górę piechotą. Zawału nie dostałam tylko dlatego, że nie miałam czasu. Jeździłam windą.
z racji rocznicy wybuchu Powstania w Warszawie odbywa się wiele imprez,
którym patronuje Muzeum Powstania Warszawskiego :
http://www.1944.pl/
My wróciliśmy z krzaków nabużańskich w nasze ursynowskie cztery ściany
W warunkach wiejsko-letniskowych bardzo łatwo nawiązuje się kontakty
międzysąsiedzkie.Byłam już w odwiedzinach w trzech różnych domach
i ogrodach, kosztowałam po sąsiedzku pysznej szarlotki.
Bardzo to miłe 😀 Na moim osiedlu w Warszawie,gdzie mieszkamy od
5 lat (też domy i też ogrody) oprócz zwyczajowego dzień dobry i drobnych pogaduszek z innymi właścicielami psów nie mamy takich sympatycznych
i bezpośrednich kontaktów z sąsiadami.Szkoda 🙁
Pyro – opowiadanie 🙂 ale co sie masz to sie masz z psiatkiem.
Wszystkiego dobrego Blogowiczom – byłym, obecnym i tym, którzy dołączą!
Wychodzi na to, że jak Chińczycy – trzymamy się mocno 🙂
Panie Lulku – o rocznicy Powstania zawsze się pamięta, nie tylko „kiedyś”. Nie jestem warszawianką, spędziłam tam może tydzień z groszem ze swojego życia, ale zawsze o tym dniu pamiętam, nawet daleko od kraju. Nie wyobrażam sobie, żeby Polacy w Polsce nie pamiętali, a co dopiero mieszkańcy Stolicy.
Pyro,
chciałaś mieć spokojne życie – masz jamnika 🙂
Nie masz prawa się nudzić, o nie! A durnego musisz trzymać na bardzo krótkiej smyczy w windzie 😉
Dzięki Bogu,że Radek zdrowy i cały,bo przecież czeka go wrześniowe
spotkanie z Pikselem oraz czworonożnym dobytkiem Żaby 🙂
W ubiegłym roku dostałem od naszego Gospodarza płytę Pospieszalskiego, tam jest także ta litania.
http://www.youtube.com/watch?v=hWAw9vgu2Uk&feature=related
Na grilu wczoraj wieczorem został usmażony antrykot.
Najpierw poleżał sobie trochę w ziołach,skropiony oliwą i octem balsamicznym.Nie był wysmażony za mocno,mięso było lekko różowe.
Do mięsiwa usmażyliśmy plastry cukinii.Taka grilowana cukinia,
też posypana ziołami i natarta czosnkiem, to sama rozkosz.
Piksel dzisiaj na kolację dojada kaszankę,która nie była niestety
godziwej jakości- sucha i rozsypująca się.
Piksel powiedział,że jemu to absolutnie nie przeszkadza.
Piksel-dzięki,że jesteś ! Przy tobie nic się nie marnuje.
Idę walnąć urodę na twarz oraz się ubrać letnio – jedziemy na dorocznego grilla u Bonnie (and Clyde).
Każdy ma przynieść jakąś sałatę albo cuś. Ja przynoszę : kapusta kiszona z marchewką, pieprzu dużo, odrobina cukru, oliwa z oliwek. Bonnie lubi, zawsze u mnie podaję do schabowego, a w Kanadzie popularne to nie jest, poza środowiskami polonijnymi i niemieckimi.
Wzniosę toast za Blog i Blogowiczów!
Nowy,
Bardzo dziekuje za ta litanie…ale to przesada. Te czasy byly GLUPIE, Ci co sa winni sa caly czas nierozliczeni. Zginela Tam prawie cala moja rodzina.
Pa
Wszystkim Blogowiczom wszystkiego najlepszego życzę i serdecznie pozdrawiam.
Toast za nasz blog i jego 4 piękne urodziny !!!
Niech żyją nam wszyscy byli,obecni i przyszli blogowicze !
Hip,hip,hurrra !
Pyreńko 😆 Ty żyjesz, Radek żyje, psica doktora cała 😆 , tylko smycz źle skończyła 🙁
Za Gospodarza i Panią Basię, za nas wszystkich obecnych i już nieobecnych, za bycie z Wami. Niech się nam przyjaźnie dzieje 😀
Jolka,
Ja nie oceniam, nie chcę niczego roztrząsać, mówić co zostało juz po stokroć powiedziane, mam swoje zdanie, które tu kiedyś napisałem, nie chciałem też rozpoczynać jakiejkolwiek dyskusji.
A każdy może uczcić rocznicę jak chce, lub w ogóle on tym nie wspominać. Ja wspomniałem załączonym linkiem. To wszystko.
Niestety muszę znowu wyjść, wrócę jak zwykle późno, więc do kiedyś.
Wiem, gdzie jest Jolinek, ale gdzie pozostali 😯
Haneczko, weekend jest, rozleźli się i weekendują. Ja już pożegnałam swoich gości, wstawiłam bałagan do zmywarki i teraz nie robię nic. Bardzo przyjemne zajęcie na niedzielny wieczór…
Dla Gospodarza, Pani Barbary i Wszystkich Blogowiczów kolejnych pięknych rocznic.
Przez 66 lat od czasu wybuchu powstania padło niejedno słowo o przyczynach i skutkach. Niedawno trafiłam na
http://blogbiszopa.blog.onet.pl/Druga-strona-Powstania,2,ID338957993,n
PaOLOre – u mnie kursor też przeskakuje; zupełnie nie rozumiem dlaczego. O tyle jest to istotne, że w tym tygodniu zaczynam pisać dla chleba i nie mogę sobie pozwalać na „zdania wtrącone”.
Alicjo – druzy piękne, różne kamuszki też (Mama, to minerały, nie kamienie)
Jej zbiory już się nie mieszczą w domu i kolorowe sole okupują jedną z moich miednic w skrytce).Psiaki kochane, ale na razie mam psy w niełasce. Mój mi dokopał. Placek ze śliwkami wyszedł doskonale, a ponadto wymyśliłam co zrobić ze schabem, który nijak nie daje się rozklepać w duże, apetyczne kotlety schabowe.Miałam ok kilogramowy kawałek schabu bez kości, z którego wykroiłam 8 schabowych. Rozbijając to-to doszłam do wniosku, że kotlety będą twarde, jak podeszwy – rozklepywały się wyłącznie wzdłuż, na dość długie, wąskie paski mięsa. Podumawszy, posypałam solą i pieprzem, potem na każdym położyłam plasterek boczku wędzonego, parzonego (sprzedają taki na wędlinę po ok 18,- zł kg) zwinęłam roladki, spięłam szpilkami drewnianymi, dorzuciłam cebulę w piórka krojoną , zrumieniłam na maśle i dusiłam do skutku. Są znakomite. Wystarczą jeszcze na jutro. Sałata, pomidory i ogórki jako garnitur.
Dobrze im, tym rozlazłym, ja sztafetę przed chwilą biegłam 🙄 Wcześniej, w największym (?) gąsiorze Żaby, nastawialiśmy czerwone porzeczki. Bardzo intensywnie pracują, więc ja, dla równowagi, się byczę 🙂
Nisiu, co to za kryminał?
Agatę mam całą. To, co najlepsze, wydali w PRL-u (z malutkimi wyjątkami). Chmielewska też im starsza, tym lepsza. Dla uspokojenia nerw czytam teraz „Anię z Zielonego Wzgórza” 😎
O godzinie „W” czasu swiatowego pojechalem do parku nad jeziorem, wybralem ciche, zacienione miejsce i posadzilem brzoskwiniowa pestke.
Brzoskwinie beda tak slodkie i soczyste, ze sie komus z zachwytu w glowie zakreci. Niebo jest niebieskie, woda niebieskawa, oddycham, z gory zyczac Panstwu i wszystkim innym Panstwom wielu spokojnych i przyjemneych rocznic tego niepowtarzalnego dnia.
(Jamnikom zycze tego samego – sa tacy ktorzy wierza, ze jamnik to aniol lub dobra wrozka, dowodow na to ze nie sa brak)
Pan Lulek podlewa kasztanowiec, bardzo mnie to cieszy. Moja brzoskwinia nazywa sie Witold Modelski. W parku sa tez male zolwie, rozany ogrod, dzikie wino i wiele drzew na ktore mozna sie wspinac, wkurzajac tym rodzicow.
Z odrobina oslego oporu mozna tez wychodowac rajskie drzewko. Zadna filozofia – w kazdym nasieniu drzemie zycie.
Haneczko, a takie ło:
http://monikaszwaja.pl/index.php?k=13&id=7&lang=pl
Osobiście go lubię. Kiedy się ukazał, dostawałam esemesy typu „pani Moniko, wszystko prawda” – od nieznajomych ludzi z telewizji. Bo kreminałek branżowy jest, napisany z duuuużej potrzeby serca.
O, właśnie , Nisiu – taka była pierwsza moja myśl : Szwaja rozlicza tego i ową; musieli nieźle zaleźć „personelowi ” za skórę. Także nieszczęsnemu dyrciowi z Opery dostało się koncertowo w innej Twojej książce.
Za dalszą pomyślność tego Blogu! Smutno by było bez niego!
Sprawdziłam, nie mają 🙁
W Merlinie mają – o to Ci chodzi, Haneczko?
http://merlin.pl/Powtorka-z-morderstwa_Monika-Szwaja/browse/product/1,640557.html#fullinfo
Pyro, ta baba, którą zamordowałam, nie była prawdziwa, w sensie, że nie miała jednego pierwowzoru. Była kwintesencją szefa idioty. Któż z nas nie miał z takimi do czynienia i kto ich nie chciał udusić?
Ja udusiłam.
😎
Pyro – cd.
A dyrektor opery też był symboliczny. Rozmawiałam z różnymi wybitnymi solistami, którzy mi potwierdzali – dyrektorzy traktują ich jak śmiecie.
No dobrze, nie szklijmy tak całkiem… sytuacje opisane miały miejsce. Tak właśnie dyrektor opery traktował śpiewaczkę. Widziałam jak płakała (a jest to kobieta twarda, nie żadna tam miągwa makolągwa) i szlag mnie trafił. Napisałam.
Nisiu, w naszej bibliotece nie mają. Dziękuję 🙂 Morduj, dam Ci alibi 🙂
Echidna, dziękuję za przepis, ale Ewa sie przestraszyła sosu i zrobiłem część na grillu a część wg przepisu Gospodarstwa.
Pyro koniecznie upros Pawla i On Ci zrobi z tym f…hing kursorem. ja mam teraz absolutny komfort z pisaniem, poprostu paradyz! Ozłocę człeka…
Nisiu – fatalnie, że nie przyjedziesz na zjazd, a drugie fatalnie, że u mnie trafiłaś na remont w stanie ostrym; a człek by sobie pogadał… Jeżeli na jesieni będziesz w Pyrogrodzie, to talerz zupy i miejsce na kanapie masz gwarantowane.
Niniejszym donoszę, ze zyję. I to by było chyba na tyle co i na przedzie. Kum!
Maszyny do koszenia i zbierania siana psują się ustawicznie. A to jakiś pieniek nagle wyskoczy, a to spaw puści, a to części w promieniu 50 km nie ma.
Według prasy wszędzie leje. A u nas nic.
Mieli mi dzisiaj przywieźć 40 kg czarnych porzeczek, ale nie dojechały. Kilka innych rzeczy również nie dotarło, ale przemilczę.
Dziecięta wróciły całe (?) z rekolekcji, odwiozłam im wczoraj psa. Jednego mniej. Nie sprawdziłam na ile są wyprani.
Cichal –
Podpowiedz Ewie, że sos moze zrobić inny. Grzybowy na przykład. To i tak robi się osobno. Zaś mięso tak przygotowane jest nieprawdopodobne. Soczyste, delikatne i po prostu wspaniałe. Spróbujcie!
Cielęcina też się nadaje.
E.
Zupa – ot co. Dzięki, Pyro. Nie wiem, czy będę w Krainie Podziemnej Pomarańczy. Mam kolegę, który mnie pakuje do samochodu, a potem z niego wyjmuje w stosownej chwili i umieszcza w danej bibliotece, gdzie mam robić za małpę. Robię (co zresztą jest bardzo przyjemne), on mnie zabiera, pakuje do samochodu itd. On wie wszystko. Ja nie wiem nic.
A Ty skąd wiesz, że jestem zupowa???
Zrobię sobie jutro krupczyk na skrzydełkach kurczaczkowych,
Zastanawiam się – poważnie! – czy nie przejść na wegetariianizm. Przeczytałam książkę jednego pana („Kręgi czyli kolejność zdarzeń” Jana Antoniego Homy – sami go wydaliśmy!) i coś mi się porobiło.
Haneczko, zdumiałaś mnie. O której ta Twoja biblioteka pracuje???
Nisiu –
chyba źle Ci się porobiło!
E.
Echidno… no właśnie nie wiem sama.
Dobrej nocy.
🙄
Wróciłam z. Najadłszy się i napiwszy, deser spróbowawszy, specjalnie mało słodki dla mnie był. Nie prosiłam się, bo deserów nie jadam po prostu, sama nie wiem, czemu, ale okazało się, że wszyscy liczą kalorie 😯
Mam fotorelację, ale to potem. Kapusta kiszona zniknęła, zanim ktokolwiek zdążył zapytać, co to jest. Bonnie zna i lubi, reszta jakoś nie trafiła na, no i przebój roku w Złotym Stoku.
Nisia… łe…wegetarianizm?! A po co się katować?! No, chyba że masz dosyć mięsiwa. Moim zdaniem jeść to, o co organizm prosi. Mój czasami domaga się rano (około południa) o 4 jaja na pół miękko – i nie odmawiam! Albo kromuchę ze smalcem i skwarkami. Odmówić nie śmiem, wszak to mój organizm mnie trzyma przy życiu 😉 I wolę mu nie dyktować tak zwanej diety, zdrowej, zdrowotnej i zwłaszcza cud.
Idę odpocząć po garden party. Fotosprawo jutro.
Nisiu, ja to cięgiem powtarzam: jednym z największych mięsożerców jest krowa. Ona ma taką fabrykę mięska w żwaczu i po to jej ta trawa.
Prosze nie pytac dlaczego tylko skladac Pawlowi czyli paOlOre gratulacje i wyrazy uznania.
Odbywajacy po obiedzie
…”Popoludnie i wieczór Fauna”….
Pan Lulek