Podwieczorek w parku (albo tuż obok)
Wraca moda na podwieczorki. To ładny obyczaj zwłaszcza gdy ma się czas i ochotę na mały posiłek w towarzystwie miłych osób. No i oczywiście w sympatycznym entourage’u. No i jest takie miejsce w Warszawie. To Amber Room czyli restauracja w Pałacyku Sobańskich w Al. Ujazdowskich przy Al. Róż, vis a vis Parku Ujazdowskiego. Nie ma sympatyczniejszego miejsca w tym mieście.
Pałacyk Sobańskich Fot. Jan Morek/Ag.Forum
O Amber Roomie wspominałem przy okazji recenzowania pięknej książki wybitnego kucharza Wojciecha Modesta Amaro. To on przez lata w szefował kuchni tego lokalu. Teraz, chyba od początku bieżącego roku, rządzi tu Jacek Grochowina. Niewątpliwa młoda gwiazda wśród stołecznych szefów. Szlify kulinarne zdobywał on w londyńskim Ritzu. Pracował też w kilku restauracjach szczycących się gwiazdkami w przewodniku Micheline.a. Dobra to rekomendacja i zachęta dla smakoszy.
Ambicją nowego szefa jest podobno wykazanie, że polska kuchnia całkiem niesłusznie cieszy się opinią (złą!) kuchni ciężkiej, nudnej i konserwatywnej. Jacek Grochowina sięgając do tradycyjnych przepisów łączy je odważnie z recepturami z dalekich stron i kontynentów. Jednak akcenty nadwiślańskie zawsze są widoczne i odczuwalne. Częste zmiany w karcie sprawiają, że wizyty w Amber Room zawsze mają element niespodziewanych spotkań z nieznanymi dotąd daniami.
Grochowina zaprasza gości na lunche, brunche i PODWIECZORKI. Te ostatnie mają dość długą tradycję. Zapoczątkowano je w XIX-wiecznej Anglii, gdzie księżna Anna Bedford narzekała, iż po południu robi się bardzo głodna, gdy tymczasem do kolacji było jeszcze parę długich godzin. Księżna zaczęła więc domagać na cztery godziny przed kolacją (którą podawano o 8 wieczorem) tacy z herbatą, chlebem, masłem i paroma gatunkami ciasta. Obyczaj ten wszedł na stałe około 1840 roku i szybko rozprzestrzenił się po dworach i pałacach całej Wyspy. Ponieważ podwieczorki bardziej smakowały gdy księżna jadała w towarzystwie przyjaciół, posiłek ten stał się zwyczajem a nawet wydarzeniem towarzyskim.
Po jakimś czasie z Anglii przeniesiono go na kontynent i przewędrował do Polski, która chętnie przejmowała wszelkie towarzyskie nowości.
Podwieczorek nad Wisłą był posiłkiem delikatnym, w odróżnieniu od tradycyjnego podkurka podawanego nad ranem, zwykle po nocnym szaleństwie przy kartach czy tańcach. Na podkurek podawano bowiem barszcz, kiełbasy na gorąco, bigos.
Podwieczorki u Grochowiny wchodzą więc w modę i gromadzą nie tylko ludzi mających sporo wolnego czasu. Zasiadają do nich także rozgorączkowani i zapracowani młodzi pędzący po szczeblach kariery, by choć na chwile ochłonąć, zebrać myśli i? znowu ruszyć do pracy, gdy inni od ich stolika spokojnie maszerują do Ujazdowskiego lub nawet dalej ? do Łazienek.
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-06-07.html
Miły zwyczaj podwieczorku skasowała praca zawodowa. Jeżeli do domu wraca się najwcześniej ok 16.00, to nie ma miejsca na podwieczorek po prostu. Pozostał po nim ślad w postaci świąteczno – niedzielnej „kawy z deserem” kiedy to po wczesnym obiedzie, spacerze albo zajęciach działkowych, rodzina i znajomi zasiadają do napojów, ciasta, owoców i lodów. Zostqała też prześliczna piosenka z tekstem Osieckiej „Truskawki w Milanówku. Może ktoś ją wrzuci do sieci? Odsłuchać już mogę, bo dzięki Nisi głośniki mam i Dziecko nawet twierdzi, że wypasione. Ja się nie znam, ale dźwięk ładni, nie „druciany”
Jeszcze raz dziękuję.
Pyro,
Mowisz? Masz!
http://www.youtube.com/watch?v=lsf3W3iykuQ
dźwięk „odnisiowych” głośniczków jest ładny, nie ładni
Dzięki Ewo, chociaż Pyra okradła z dorobku Młynarskiego, przypysując piosenkę Osieckiej.
Pyro,
Zawsze do usług 🙂
Młynarski się chyba nie obrazi – w końcu Osiecka to też KTOŚ!
No to jesteś Pyro gotowa do zainstalowania Skype`a.
Otwierasz
http://www.skype.com/intl/pl/get-skype/on-your-computer/windows/
i klikasz na guzik: Pobierasz teraz
rozpocznasz w ten sposób proces ładowania Skype na swój komputer.
Reszta to bajka – strona jest w języku polskim, instukcja też.
Sprawdz tylko jaki OS Windows posiadasz. Podana strona dotyczy systemu operacyjnego: Windows? 2000, XP, Vista lub 7
Problema? Daj znać, pomogę.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidno – jeszcze kilka dni do tej rewolucji, bo Młodsza musi wyciągnąć mikrofon, do którego w tej chwili nie ma dojścia. Mikrofon też porządny.
Witam, kum, kum, kum…
Śniadanko gosciom szykować czas, chociaż jeszcze (!) wszyscy śpią, a przynajmniej leżą w łóżach i się byczą 🙂
Siostra mnie wczoraj zapytała: – no, dobrze, jakie plany mamy na dzisiaj? – a ja jej odpowiedziałam: – ŻADNYCH!
I obejrzyj sobie
http://www.dailymotion.com/video/x2gp98_rhapsody-in-blue_shortfilms
podesłane przez Sławka (jeśli mnie pamięć nie myli).
Warto.
Do Skype dobrze mieć kamerę. Np jedną z
http://www.okazje.info.pl/komputery/kamery-internetowe/
To nie sama kamera lecz jednocześnie mikrofon. Dzięki temu masz darmową wideo-rozmowę. Rozmawiasz, jesteś widziana i w przypadku gdy rozmówca posiada taki drobiazg też widzisz interlokutora.
Oczywiście to jeden z wielu gadżetów. Sam mikrofon też spełni swoją rolę aczkolwiek bez wizji.
Kłamię – jeśli Twój rozmówca ma kamerę będziesz Ją/Jego widziała. Sama pozostaniesz wizualnym incognito.
Mając kamerę masz opcję wyłączenia wizji i pozostawienia fonii.
E.
PS
Podaną wcześniej stronę otwórz i wrzuć do ulubionych aby później nie szukać.
Kum, kum, kum … bry, bry, bry … dzień, dzień, dzień …
http://www.youtube.com/watch?v=A4xeidmjy6s&feature=related
E.
Echidna – zainstalowałam na przyszłość, zalogowałam się, na razie nie wiem, jak powstaje moja książka telefoniczna ani jak to ma iść na głośniki, nie na słuchawki. O to zapytam Cię, kiedy już odkopiemy mikrofon.
Żabie i Nisi rośnie (wy jesteście pracowite i ciągle w ruchu kobiety, ja leniwiec pospolity), a mnie maleje – czwarta nad ranem, otworzyłam oko i już po śnie. Gwizdnęłabym na służbę o jaki podkurek, ale służba gdzieś się zmyła, mogę sobie gwizdać do utraty dechu.
Teraz usiłuję sobie wyobrazić, jak służba mi serwuje bigos, kiełbasy na gorąco, barszcz do popicia 😯
Jem obiad ok. 17-tej i potem zazwyczaj już nic, chyba, że mnie zassie, to jakąś kromuchę. A tu księżna pani kolację o 20-tej i jeszcze z podkurkiem lecą nad ranem, no wiecie co?! Z rozlicznych wpisów Gospodarza, z przytaczanych anegdot i rozmaitych źródeł historycznych wynika, że nasi panowie szlachta mieli niezły spust 😉
Wykorzystam czas twórczo, napiszę przeprosinowy list do Ateneum, bo tak bez niczego tego numerka nie wyślę. Pokajam się. I podziękuję.
Zerknij w pocztę, Pyro.
Alicjo –
ciekawam dlaczego nie dociera do Ciebie ma korespondencja. Ja nic takiego jak zwroty lub inne informację nie otrzymuję.
Piszę na @gmail.com
Any idea?
Echidna
Ni cholery 😯
alicja.adwent@gmail.com
rezerwowy: alicja@cogeco.ca
Może ktoś jeszcze spróbuje coś do mnie pchnąć, zobaczymy, czy to tylko echidna ma problem, czy jest to problem ogólnoświatowy, czyli mój?
Dziędobry na rubieży!
Pada. Ma się wyjaśnić. No to niech się wyjaśnia.
Pyro, cieszę się, że głośniczki Ci służą. 😆
Żabo, cieszę się, że szpargały czekają. 😆
Poza tym się nie cieszę, bo cuś mnie trzęsie. 🙁
Damy radę. 🙂
Taki podwieczorek w pałacyku może być przyjemny, ale ogólnie nie mam do końca zaufania do nowej kuchni, która proponuje musy w sosie z ciekłego azotu… Jest poza tym jedna rzecz, która sprawia, że nie ciągnie mnie do kuchennych kreatorów: widziałam w telewizorze, jak oni układają na talerzu te przepiękne kompozycje z żarcia… Otóż całe to jedzenie biorą w łapy. Mnie mamusia nauczyła, że wszystko w kuchni (oprócz kilku oczywistych oczywistości) robi się sztućcami. Z powodu higieny. Troszkę (nie troszkę!) brzydzi mnie świadomość, że wielki kucharz brał mój kotlet palcamy…Tymi samymi palcami ganiał ziemniaczka po talerzu. A bo ja wiem, czy mój organizm pokocha jego florę bakteryjną? Przecież można wziąć kotlet widelcem albo szczypcami i też umieścić go na szczycie kompozycji.
Może przesadzam. Jednakowoż takie jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
👿
Alicjo, pchłam do Cię.
😆
Tyś pchła, tyś pchła mnie do miłości tej!!!
😆
Działa, echidno, własnie dostałam dwa maile .
Pchła doszła, Nisiu 😉
I po swietach! Narazie.
W sobote bal na dwadziescia par, rozwiazany ze zgoda stron ok. godz. 2.00, wczoraj wypoczynkowo, przy drukowanych gazetach i leczniczym piwie, a dzisiaj w poludnie pogrzeb. Dalsze imprezy nadchodza podlug kalendarza. Tu mowia: man feiert die Feste, wie sie fallen.
Niebo zachmurzone, nieco chlodniej.
Dobrego tygodnia,
pepegor
Tobie też Pepegorku.
Dostałam od Pyry bardzo dobrą nalewkę – Jotka stwierdziła, zdegustowawszy, że to Twoja tarninówka.
Ciągneliśmy ją z gwinta wraz z zaprzyjaźnionym zespołem szantowym nocą w ogródku zamkniętej knajpy… Są klimaty w życiu człowieka!
Nisiu – jeżeli ta nalewka wiśniowa (?) przetrwała wieczór szantowy to jej solidnie łyknij pod jaką ciepłą herbatę. Nalewki owocowe dobrze wystałe działają trochę jak aspiryna.
Nisiu – nie ma smaku nasza Jotka. W żadnym razie nie była to tarninówka od Pepegora – ta została z nabożeństwem spożyta wewnątrz domowo. Natomiast wlałam domową nalewkę w butelkę od pepegora, bo nie miałam innej półlitrówki, a jako, że nalewki ubiegłoroczne kończą się, pożałowałam Nisi i nie dałam całej litrowej zawartości mojej butelki.
Nisia… z gwinta?! 😯
p.s. Napisałam, pokajałam się, zapakowałam – ale pocztę otwieraja dopiero za 5 godzin (świt u mnie blady i ptaki drą dzioby).
Nisia –
pozostaw statut Pierwszej Naiwnej mnie. Bo to moja domena.
Ale mimo tak zacnego tytułu nie wierzę by w kuchniach świata, nawet tych 5cio gwiazdkowych szczypczyki i inne kuchenne gadżety były używane w celu estetycznego i artystycznego udekorowania serwowanego dania.
Sam Jamie Oliver namawia do mieszania składników dłonią. I nie tylko on.
A tak prawdę powiedziawszy – czy sama stosujesz zalecenia Rodzicielki podczas kucharzenia?
E.
Mnie tez cos trzesie. Tak, damy rade 🙂 Golymi lapami moze sobie artysta garnek ulepic. Gwizdanie na sluzbe, zwlaszcza w srodku ciemnej nocy, tez mnie wkurza lub na fortepianie brzdakac. Chopin z cieklym azotem jest zbyt zimny, z wyjatkiem koncertow na Marsie.
Ksieznej bigos i kielbasy dla roztargnionych.
Panie Piotrze – co podaja w Amber Roomie na podwieczorek, jakie herbaty pija ? Pytam w imieniu tych ktorzy nie zazeraja sie goracymi wedlinami i znecaja sie nad Ludzmi Pracy.
Byc moze Jamie Oliver moglby jednoczesnie zachecac do mycia rak ?
A jak wy sobie wyobrażacie dla naprzykładu wyrobienie i uformowanie kotletów mielonych, ha? Ciasto ugnieść itd.? No?! To się robi temi ręcami!!!
Nisi chodziło o to, żeby obce łapy się nie babrały w gotowym produkcie.
Jednym z 5 doskonałych potraw kuchni angielskiej, jest kanapka z ogórkiem i druga z rzerzuchą (to już dwie potrawy) Tym sposobem jestem za podwieczorkiem angielskim.
Placek… aleś poleciał!
Idę gwizdnąć na służbę, podkurek potrzebny natychmiast, bo Placek mnie podkurzył, a raczej mój żołądek mi podkurzył!
Alicjo – obudzilas mnie, zemsta ma smak konfitur. Glosuje na Hrabiego Kanapke i na Rzezuche.
Echidno – naiwna – że co???
No więc tak, stosuję się do zaleceń mamuśki, i to nawet z większą gorliwością niż sama mamuśka, bo jak mam mało mięska na mielone, to je wyrabiam widelcem…
Formowanie, czy wyrabianie ręką żarcia, które potem się smaży lub gotuje, generalnie nie robi mi krzywdy. Usmażone bakterie mnie nie brzydzą. Natomiast branie w łapę (cudzą) czegoś, co za chwilę wezmę do gęby – no, brzydzi mnie i już. Nie mam na myśli np. kanapek, bo to się robi rąsią – ale ciepłego. Kotletów, ziemniaczków, ciapanie sałatki jarzynowej…
Jamie Oliver wydaje mi się ciutkę niedomyty…
To taka moja cecha osobnicza, żeby nie było, że narzucam jakieś głazy narzutowe.
Jeść palcami też nie lubię. Skrzydełka kurczacze dyźdam widelcem i nożem póki się da. Nie znoszę tych wszystkich naćpanych buł z wyciekającymi sosami. Talerzyk proszę, widelczyk, nożyk, serweteczka, estetyka.
Ale nie narzucam, nie narzucam!!!
A teraz dojrzałam do śniadanka: dwie małe ale grubaśne paróweczki (hrabiego Barry Kenta być może) z musztardą diżońską od Aliny. Alino, buźka!
😆
Ja Cię obudziłam, Placek?! Nawet nie pisnęłam, nie mogłeś się obudzić!
A w ogóle po nocy to ja się tu tłukę po tej stronie Kałuży… jak zaczniemy we dwoje, to dopiero narobimy hałasu 😯
Idę dospać.
Obecni panstwo Bedfordowie zakasowali ksiezna. Nadal chwala sie jej blekitna podwieczorkowa komnatka, kolekcja obrazow Canaletta w stolowym, ale czuli gleboka potrzebe dodania do tych skarbow ogrodu zoologicznego. Swiezym nabytkiem jest bialy nosorozec. Teraz jest bezpieczny, ale ksiezna mialaby go na podwieczorek.
Cudze bakterie to jakby szczepienie 😉
Jeśli ktoś bierze w gołe paluchy kotlet czy pieczone ziemniaki to znaczy, że rzeczony produkt nie jest gorący i świeży 🙄 Osobista higiena kucharzy i kelnerów powinna decydować o zaufaniu do lokalu, a pierwszym sprawdzianem jest stan toalet… Czasem jest możliwość zajrzenia na zaplecze knajpy. Ogólnie nie mam zaufania i nie lubię jadać w restauracjach, bo mam zbyt bogatą wyobraźnię i widziałam za dużo programów o kontrolerach sanitarnych w restauracjach i barach 🙄 I nie chodzi mi o wkładanie paluchów do zupy 🙄
Jak komu nie przeszkadza picie z gwinta to nie powinien wydziwiać nad brakiem szczypczyków 😉
Nisiu –
W swej bezczelności wlazłam kiedyś do kuchni w restauracji, bo nie mogłam się doczekać bułeczki. A tam co widzę? Kucharza (może kuchcika?) wybierającego dłonią z olbrzymiej misy sałatke i artystycznie rzucającego niniejszą na kilka talerzy z już przygotowanym daniem.
Wyrzucono mnie stamtąd grzecznie lecz kategorycznie.
Bułeczkę dostałam w locie.
Higiena to inna sprawa. Obserwuję w piekarniach obsługę w rękawiczkach by w ten oto higieniczny sposób podać pieczywo. I tą samą dłonią, odzianą w tę samą rękawiczkę obsługują kasę przyjmując i wydając pieniądze.
Higiena?
E.
Placku, resztę możesz obejrzeć na stronie Amber Room.
A tu odpowiedź na Twoje pytanie:
herbata lub kawa
ciasteczka i angielskie ?scones? wypiekane w Pałacu, serwowane
z konfiturą i waniliową śmietaną
selekcja mini kanapek
59 pln
poniedziałek – piątek między 15:00 ? 18:00
Szeroki wybór herbat Tea Forté
English Breakfast, Earl Grey, Darjeeling, Ceylon Gold, mięta z nutą cytryny, zielona jaśminowa, malinowy nektar, lawenda z nutą cytryny, oraz owoc granatu z jeżyną
Specjalnie dobrane, delikatne i lekkie wina
Wiosenno-letnie koktajle
Amber Rose, Bellini, Rossini, Pimm?s Classic, Summer Gin Punch, oraz Lemon Lady
Zapomniałam dodać, że na zwróconą uwagę reagują jakby mieli do czynienia z osobnikiem z innej planety. Albo prosto od czubków.
E.
Eee, Nemo, ja też potrafie z gwinta w spiżarni :D. Ale to MOJA WŁASNA butelka, z moim zaplutym gwintem 😀
Gwizdanie, piszczenie – „ta sama roznica”. Musze sie polozyc. Przeraza mnie mozliwosc koszmaru w ktorym Jamie Oliver kapie sie w kadzi rosolu.
Nisiu – niech cie juz nie trzesie; natychmiast masz sie poczuc lepiej (prosze)
,Zabo – odpisałam. Ja dzwoniła w niedzielę bodajże, bo na pocztę nie odpowiada. Kobita się nam znarowiła dokumentnie. Trzeba przeczekać.
Była kiedyś anegdotka na temat dzisiejszy :
gość w restauracji zamawia barszcz, przy czym zaznacza, że ma być gorący. Kelner przynosi – gość nawet nie próbuje; mówi, że za zimny. Kelner trzy razy nosi zupę o tyleż razy jest odsyłany. Wreszcie nie wytrzymuje i wrzeszczy „Pan nawet nie posmakował! Pan nie wie, co Pan mówi. Skąd podejrzenie, że barszcz chłodny?”. „A, bo, proszę Pana – tak długo, jak Pan może trzymać kciuk w tym barszczu, tak długo on niezbyt gorący”
Panie Piotrze, dziekuje za odpowiedz. Menu jak poezja spiewana, kojace.
Dzieki temu moglbym lagodnie w sen zapasc, ale nieeeeeee….toalety i zapluty gwint wszystko zrujnowaly.
Nemo – nigdy nie pilem mielonego z gwinta, zbyt niskie procenty. Nawet szczypczyki powinno sie zanurzac w alkoholu 🙂
Żabo,
ze swojego zaplutego gwinta to każdy potrafi 🙄
Ja pozwolę sobie zacytować:
„…Ciągneliśmy ją z gwinta wraz z zaprzyjaźnionym zespołem szantowym…”
Co by było, gdyby zaprzyjaźniony zespół szantowy podał parówkę paluchami?
Z tą paluchowatą parówką… Znałam kuzyna mojej psiapsiółki, bardzo kulturalnego młodzieńca, który pozostał głodny na Targach Poznańskich (lata 50-te) bo dostał parówkę na kartonowej tacce z musztardą i bułą, ale nie dostał sztućców, a on nie umiał zjeść ze skórką i bez widelca przynajmniej. Natasza i młoda Pyra bez nikakich zahamowań pożarły swoją parówkę, a potem solidarnie podzieliły się parówką młodzieńca, który patrzył rzewnym wzrokiem. Mówiąc cichutko – do dzisiaj lubię wziąć gorącą parówkę w łapę. To trening z pochodów 1-majowych i różnych imprez plenerowych.
Wybralem Summer Gin Punch. Wdycham aromat duetu Lawenda-Cytryna. Och, jak dobrze byc Ksieciem. Spor o paluchy szumi jak Blekitny Dunaj, istny raj.
Parówki tylko palcami 😎
Instytucja podwieczorku w Helwecji ma się bardzo dobrze od wielu lat. W wielu miejscach można napotkać tzw. Tea room-y, zazwyczaj stowarzyszone z piekarnią i cukiernią. W domach jada się ciasto do kawy lub herbaty, posiłek nosi nazwę „Zvieri” od pory jadania czyli ok. godz. 16. Istnieje też tradycja „Znueni” czyli drugiego śniadania ok. 9 rano. Wielu ludzi zaczyna pracę o 7:00, szkoła o 7:30, śniadania bywają bardzo lekkie, więc na drugie jada się kanapkę, owoc lub jakiś jogurt i tak wytrzymuje się w dobrej kondycji do obiadu o 12.
$18,- za rytual podwieczorku w najsympatyczniejszym zakatku Warszawy…bardzo rozsadna cena.
Placku, Ty reż, mam nadzieję, przestałeś się trząść? Bo ja w zasadzie przestałam.
Aczkolwiek nie jestem jeszcze Księżniczką. Nie ten etap.
http://www.youtube.com/watch?v=j6nY7A6UI5Q&feature=related
Za tydzień imieniny Jolanty, za miesiąc licznych Anuś, a w międzyczasie Piotra i Pawła – rekomenduję podwieczorek zamiast spraszania gości na wieczór. Znacznie mniej roboty, doskonałe efekty kolorystyczne i wieczorem święty spokój.
Przykładowy podwieczorek czerwcowy :
kawa, herbata, mazagran, kawa mrożona z lodami, ew.sangria
mini kanapeczki na krakersach
kruche babeczki z móżdżkiem (babeczki gotowce, w to nadzienie i na 10 minut w piec) szparagi na zimno z dipem serowym,
tarteletki z owocami i bitą śmietaną, szwajcarski plaek czereśniowy.
Lipcowy podwiecorek dla Anny
jeden z tortów wiśniowych albo malinowych
krem morelowy mrożony
mini kanapeczki rozmaite
warzywa z dipami
kruche babeczki z grzybami
Napoje jak poprzednio
Jeżeli skończymy remonty, to ja zrobię taki podwieczorek dla Młodszej, gdzieś na 8-10 osób
Mam teraz ochote na bardzo goraca parowke z gesta smietana, miodem z dodatkiem lawendy i orzecha, przypruszona truflami i na kieliszek wina z winogron bezczelnie zmiazdzonych nagimi stopami. To wina Waszych smakowitych wspomnien, a moze jestem w ciazy ?
Melduję się w przelocie. Uporałam się z papierzyskami i ruszam z Podhala na pólnoc, ku starej chatce Ojca. Taterki piękne pozostawiam słoneczne.
Jestem prawie na bieżąco. Blogowisku życzę udanego dnia.
Placek, na bank jesteś w ciąży.
Gdyby tak się przyjrzeć naszym uprzedzeniom, bzikom, maniom i urojeniom to każdy znajdzie jakieś niekonsekwencje i niespójność poglądów i rzeczywistego zachowania 🙄 Moja przyjaciółka, pielęgniarka z doktoratem, pierze swoją osobistą bieliznę w 95 stopniach, a po wysuszeniu prasuje gorącym żelazkiem. Owoce kupione na straganie je za to bez mycia, prosto z otrzymanego od sprzedawcy opakowania 😯
Nisiu – slucham i patrze, Pani wiruje z Panem, cieszmy sie kazda nuta, czyz nie tak?
Apaw – udanej podrozy.
Nemo – Przyjrzalem sie i jest bez zmian. Tylko bziki, manie, urojenia , panika – nie umiem prasowac owocow. Masz racje, ale przygladanie sie innym jest bardziej rozrywkowe.
Pewnie, że bardziej 😉 Wymaga jednak pewnej dyskrecji 🙄
Nemo,
Bo Ty nic nie rozumiesz – bakterie od zaprzyjaźnionego zaspołu szantowego sa oswojone i absolutnie nieszkodliwe. 😉
A tu jakiś obcy kucharz łapy wsadza w sałatkę. Co on na tych łapach ma???!!! Zgroza…
Hm, a może pani pielęgniarka też ma zaufanie do oswojonych bakterii od zaprzyjaźnionego sprzedawcy?
😉
Podwieczorkowa Ksiezna slynela z dyskrecji. Zapraszala przyjaciolki na „tea and walking the fields”. Finezja. Brzmi bardziej szlachetnie niz „z gwinta i ploty, wpadajcie” 🙂
Ewo, 😆
Pani pielęgniarka traktuje tak wszystkich sprzedawców, byłam świadkiem na wspólnych wakacjach we Włoszech 🙄 Dotąd jakoś nie szkodziło albo szkód nie przypisywała spożywanym produktom. W prawie każdej podróży miewa sensacje żołądkowe, ale tylko raz musiała skorzystać z fachowej pomocy – czarownika w Kamerunie 😯
Pracuje w ministerstwie zdrowia i jeździ ciągle na rozliczne konferencje, jada na bankietach, więc chyba już jest zaimpregnowana albo przyzwyczajona do reakcji swojego organizmu 😉
Ma wysokie zdanie o polskiej minister zdrowia.
To ja się teraz udaję na walking the fields 😎
Na podwieczorek będzie ciasto z rabarbarem.
Po pierwsze primo, nalewki nie degustowałam a jedynie wąchałam. Jesteś Pyro pewna, że starannie umyłaś karafkę po Pepegorowej tarninówce? Bo ja wywąchałam tam zapach tarniny 😯
Jak już idziemy w higienę to na całość 😈
Po drugie primo, zaprzyjaźniony zespół gwinta, za przeproszeniem, nie obśliniał. Jak przystało na załogę, co to z niejednego … wystarczyło zgrabne odchylenie głowy i niczym z kroplomierza Zgagi, zaaplikowanie niezbędnej ilości kropel celem dokonania oceny zacności trunku. Zespół nie na to jest zaprzyjaźniony żeby Nisine dobra za jednym abcugiem wypijać. A do picia to było tyle, że ho, ho … 🙄
Po trzecie primo, Nisia ze spokojnem obliczem przyjęła moją deklarację, że ja drób grilowany to tylko rencami. Pokazała, na moją prośbe, drogę do łazienki i mogłam sobie temi rencami do oporu, co też z przyjemnością robiłam 😆
I żadnych uwag na temat mojej zasadniczności proszę tu nie czynić. Właśnie wróciłam ze spotkania z Komisją Rewizyjną UTW i wiem co to solidność, dokładność i inne takie. Zwłaszcza po pyrlandzku i w wykonaniu bardzo się nudzących panów emerytów, z dużym poczuciem misji i przykiepskawą pamięcią 😎
Moi goście nie muszą jadać w łazience 🙄
Tylko palić powinni na zewnątrz.
Placku: JES, SER.
A propos przykiepskawej pamieci – zapomnialem, co sie rencami z drobiem w lazience robi, ale nic to. Wazne, ze do oporu i z przyjemnoscia 🙂
Spokojnego dnia.
Jotko –
rencamy? w łazience?? drób???
Porządek jakiś musi być. Jak goście chcą ręcami to do łazienki i na wannie nakrywamy. Od razu się wykompiom.
Cesarzowi co cesarskie.
http://www.youtube.com/watch?v=EhZ1yBzhBGc&feature=related
Polecam
http://www.youtube.com/watch?v=RgDfd7GUQHs&feature=related
E.
No właśnie, też mi się przypomniał dyskretny urok burżuazji 😉
Wykonałam kawałek porządnej roboty, a mianowicie rozmroziłam lodówkę i zamrażarkę.Przy okazji przejrzałam zapasy. Jestem zwolenniczką zamrażania, ale to często powoduje, że zapominam, co już zachomikowałam.
W domu, kiedy jestem sama, bardzo często pozwalam sobie na jedzenie rękoma, w restauracji już nie. Poza domem jadam raczej rzadko i wtedy nie zastanawiam się nad sposobem przygotowywania potraw. Nadmiar wyobraźni niekiedy nie jest wskazany. Są osoby przewrażliwione i nic na to nie poradzą. Nie jem tylko u nikogo sałatki jarzynowej, tej pospolitej z gotowanych jarzyn, jajek i z majonezem. I tu bezpośredni kontakt cudzych dłoni z produktami przeszkadza mi.
to lepszejsza wersja i poprawna
http://www.youtube.com/watch?v=vMLtYiTTgB4&feature=related
E.
Witam obecnych przy stole. Brakowalo czasu, zeby do was zajrzec ale poczytalam wstecz, zeby nie stracic tak zupelnie watka. A dzisiejszy sympatyczny i przypomnial mi urocze miejsce, gdzie mozna wybrac sie na popoludniowa herbate z ciasteczkami, przed albo po zwiedzeniu Vezelay ( ode mnie ok. 20 km ). Dla podrozujacych przez Burgundie:
http://www.marc-meneau-esperance.com/fr/index.php#salons-bar-et-terrasse.php
Nisiu, mam nadzieje, ze dijonska smakowala 😀
W sobote jadlam pierwsze czeresnie a te na naszym drzewie juz czerwienieja.
pamięć głupstwo, liczy się WYOBRAŹNIA 🙄
piórka głupstwo, bo odrosną, ale głos, majątek
Jotko – zwłaszcza Sępi…
Alino, musztardka tre bą! Pięknie ubarwia dyskretny urok paróweczki… 😆
echidna 😀 😀
Alino – jakież urocze miejsce. Podoba mi się pokój ze słoniem w szafie.
Nie ma to jak małe zwierzątka do snu!
Witaj Alino. Piekne miejsce. Watek tez mily, ale pod zadnym pozorem nie naciskaj odsylaczy od echidny. Urocze lecz ponure.
podałam – poprawna – bo to jest z filmu Luisa Bu?uela The Phantom of Liberty
E.
Dodam tylko, ze takie popoludniowe wyjscie kosztuje ok. 15 euros, a miejsce jest naprawde piekne.
Placek, pozdrawiam.
Ponure???
Raczej surrealistyczne!!!
A Alinowy ogród piękny! U mnie też zielono. Niestety głównie chwasty!
E.
Wyobrazilem sobie, ze Mniszkowna zarazila mnie ksiazka, podarowala mi tez ostrzegawczy dzwoneczek. Poradzila mi tez, ze jesli lubie trzymac parowke w lapie, powinienem ja owinac w stary banknot.
Dosyc tego dobrego – bawcie sie dobrze.
14:11, powinno byc watku, przepraszam.
Podwieczorki nadal są kultywowane w przedszkolach, tak mi się przynajmniej wydaje. I jak pamiętam, był to posiłek, który nigdy nie wywoływał żadnych stresów w przeciwieństwie do śniadań z zupą mleczną czy obiadów z jakimś nielubianym daniem. Podwieczorek był zawsze smaczny.
echidno, nie moj, oj nie moj ten ogrod! W moim tez duzo chwastow a na domiar zlego zepsula sie kosiarka.
Jotko – butelka była wymyta dokumentnie, bo po co obciach u Darczyńcy?
Alino – pięknie i chcice po człeku łażą.
Krystyno – z taką sałatką bywa tak, że pani domu tylko „recamy” obiera warzywa i jajka, a jako osoba o silnym instynkcie samozachowawczym (patrz Pyra) cały ten nabój przepuszcza przez siatkę ( w rękawiczce, żeby się po ręce nie mazało) albo jak u mojej Ryby przez „pomocnika szefa kuchni”. To raczej inne sałatki robi się ręcznie.
Nisiu – marsz cesarski u mnie ma czkawkę; u Ciebie też?
Dla ASzysza i Nowego, ktorzy mieli szczescie byc na Armidzie,
dla Nisi i innych lubiacych R.Fleming, niespodzianka:
http://www.youtube.com/watch?v=rI65rdrVTdg&feature=related
„Normalnym” glosem tez pieknie spiewa.
nemo –
czy wiesz coś na temat Muzeum Polskiemu w Rapperswilu ?
Byłaś tam może?
Alino –
wiem, że nie Twój ci on. Aliści podałaś linka i przez to skrótowo nazwałam go Twoim.
E.
echidno, oczywiscie, ja tez tylko zazartowalam…
Pies chciał wyjść, to Młodsza z nim poszła (od rana był tylko raz) Ledwo wyszli, a tu łomot : roleta u Anki chciała wybić okno. Musiałam pozamykać okna, część drzwi, bo nad Poznaniem nagły, gwałtowny szkwał – wichura i siekący poziomo deszcz. Gdzieś daleko słychać pomruki burzy. Jejku jej, gdzie to moje Dziecię z psem? Przyjdą pewnie jak ścierki na nóżkach. Niebo znowu pojaśniało. Wszystko razem trwało może z 10 – 15 minut. Burza zbliża się, deszcz jest słabszy.
Chmurki podświetlone słońcem, bezwietrznie, zielono. Po 15 min nie ma śladu po bury i wichurze.
U mnie też zbiera się na burzę. Wczoraj wieczorem już lało i grzmiało, ale bez ekscesów.
Echidno,
a co Cię w tym muzeum interesuje?
Od jakiegoś czasu trwa debata nad dalszym losem muzeum na zamku w Rapperswil, bo podnoszą się głosy o udostępnienie zamku i wieży szerokiej publiczności, zamek ma się stać kulturalnym punktem spotkań etc. Może się obudzą ze snu śpiącej królewny, a ambasada dorzuci trochę grosza…
Na razie trwają w żałobie po Kurtyce…
Ja muszę natychmiast coś z gwinta, niechby nawet z zespołem szantowym (alkohol ma jakieś własności odkażające, było nie było). Natychmiast!
Lata całe nie prowadzę tak zwanego biznesu ze wzgledu na poszkodowane pracą ręce. Przez jakiś czas przysyłano mi deklaracje podatkowe, zgodnie z prawdą wpisywałam, że zero zarobków, zero podatków. Wreszcie zadzwoniła pani, że co ja tak na zero – wyjaśniłam, że już kaput, nic nie robię i nie będę.
Przestali przysyłać. Po pół roku zaczęli. Zignorowałam. No i tak przysyłali co pół roku, a ja tego nawet nie otwierałam. Spojrzałam dzisiaj na ten stosik, ciekawością wiedziona, otworzyłam ostatnią kopertkę z maja.
Stoi tam jak byk, że jestem winna fiskusowi:
1.000$ – z racji pobranych od sprzedaży podatków (u nas to 6% od każdej rzeczy sprzedanej/kupionej).
100$ – kara za grzech niewpłacenia owego badyla
5.88 – narosły od sumy procent.
Zusamen do kupy – 1.105.88$
Ja też potrafię wyciąć numer (vide – szatnia Ateneum), ale żeby takie numery, i co gorsza, przytoczone cyfry?! Najpierw prysznic, potem spokojny marsz na pocztę z rzeczonym numerkiem, a w międzyczasie nabiorę oddechu do spokojnej i kulturalnej rozmowy z fiskusem.
Wracając do paluszków i jedzenia, to przypominam, że jedyną słuszną metodą rozdrabniania sałaty jest jej rwanie palcami. Co oczywiście nie znaczy, że ja nie używam noża do tego celu 😀
Echidno,
polsko-szwajcarskie spotkania kulturalne zaczynają się mszą świętą, potem mała przekąska…
Byl sobie Krul, byl sobie paz i byla tez królewna. Zyli wsród róz nie znali burz, rzecz to zupeewnie pewna.
Az srogi los pokaral ich, niedola sie tam wkradla,
Krula zjadl pies, pazia zjadl kot, królewne myyszka zjadla.
Dalej prosze samemu dospiewac
Zatroskany o losy swiata
Pan Lulek
Panie Lulku,
mam ponure przeczucie (spod prysznica), że świat sobie poradzi. Natomiast mnie czeka walka z fiskusem – oni się tak łatwo nie poddają. Obmyślam strategię. Najpierw kultura, potem stanowczość kulturalna, gdyby trzeba było, a potem… potem powinni mi dać spokój?
Lulek, Ty nie rzucaj kalumni na psy, koty i myszy. Ja tam Cię wolę w jednym kawałku.
Alicja – masz moje wspomożenie.
Jestem kobietą tradycyjnej kuchni – sałatę palcami (tylko lodową i kruchą nożem), chleb na talerzu też palcami, a nawet i bułkę też.
nemo –
No bo (wiem, wiem ale tak ładnie brzmi!) chcą bym jakieś petycje podpisała. Już ponoć zebrali 16322 podpisów na petycji utrzymania Muzeum Polskiego w Rapperswilu.
Władysław hr. Plater, serce Genarała Tadeusza Kościuszki, Henryk Bukowski – to doczytałam. Ze strony internetowej niewiele wynika. Na przykład na jakich warunkach Muzeum zostało utworzone i dlaczego władze szwajcarskie kładą na nim rękę. To znaczy jak to kształtuje się od strony prawnej.
E.
Pyro, żadnej czkawki nie zauważyłam. Pewne niedostatki wizyjne, ale dźwięk w zasadzie w porządku – jak na jutuba. A co masz konkretnie?
Zajrzyj do Jutuba i zobacz, czy inne muzyczki też czkają.
Nisiu – już; tam musi byc któryś przewód albo wtyczka obluzowane, bo miałam „czkawkę” na wszystkim, a potem ścisnęłam głośniczek (bo chciałam wziąć do ręki) i minęło, jak ręką odjął. Kiedy odwiedzi mnie wnusio, to dam obejrzeć, ale działa pierwszorzędnie.
nemo –
doczytałam więcej. Tylko jeśli po 99 latach wynajmu, w zamku nadal mieści się muzeum wnioskuję iż kolejny kontrakt był podpisany. Nie bardzo rozumiem zamieszczony na stronie teks …Nieprzyjazna akcja trzech obywateli z Rapperswilu zagraża istnieniu Muzeum Polskiego …
O co tu chodzi?
Ponuro zabrzmiały owe spotkamia kulturalne.
E.
No! Dobra chińska robota.
Może się w transporcie rozchwierutał, chociaż nie powinien. Wnusio podokręca śrubki.
Siermiężna była ta demokracja ludowa, ale o kulturę dbała, na ile było ją stać. Ponadto dla miast – gospodarzy był to sposób, na pomaganie „narodowi specjalnej troski”. Teraz od 20 lat niby wolność, więc nas zaczęli traktować normalne. W efekcie chwieje się Instytut Mickiewiczowski w Paryżu z biblioteką, Instytut gen Sikorskiego w Londynie, Muzeum w Reperville. Krajowa kultura ma za mało pieniędzy MSZ nie widzi specjalnej potrzeby wspierania bardzo prawicowych instytucji, ambasady w ogóle nie mają na to środków, a Polonia jest skłócona, rozproszona i niezorganizowana. Dla żadnej społeczności zachodniej impreza, która zaczyna się od mszy, nie może być atrakcyjna.
Taki ładny kod: 7744, nie można zmarnować okazji.
Pyro –
ja też palcami, a nawet całą dłonią, ba często obiema w kuchni pracuję.
Nie zastanawiam się nad tradycją. Warunek – przed jakąkolwiek pracą w kuchni myję ręce. I nie tylko wtedy.
Dobranoc z mojej połówki
Echidna
PS
Czy ktoś pamięta wierszyk:
Historia krótka taka – ptaszek zjada robaka …
Idylla maleńka taka:
Wróbel połyka robaka,
Wróbla kot dusi niecnota,
Pies chętnie rozdziera kota,
Psa wilk z lubością pożera,
Wilka zadławia pantera.
Panterę lew rwie na ćwierci,
Lwa – człowiek; a sam, po śmierci
Staje się łupem robaka.
Idylla maleńka taka.
Napisał niejaki Rodoć.
1777
Rodoć – Mikołaj Biernacki
Wygląda na to, e Rodoć wytłumaczył dzieciom co to jest łańcuch pokarmowy, albo jak egzystują drapieżniki.
Dziękuję Nisiu
E.
Ta burza, o której pisała Pyra, wyswiadczyła mi przysługę. Połamała wielką yuccę na balkonie. Yuccę ogromniastą wcisneli nam sąsiedzi bo maja małe pokoje. Najpierw stała u Włodka, ale jak obrósł w dobra, to też jej nie chciał.
Przeflancowalismy ją do duzej łazienki z oknem, którą zaanektowała prawie w całości. Teraz wyrzuciłam ją na duży balkon. Była z tego taka korzyść, że zasłaniała widok na niezagospodarowany ogród sąsiadów i dawała trochę cienia. Już nie bedzie tego robić.
Generalnie nie lubię yucci doniczkowej. Szał i moda na nią nastała po Stefce Krokodylance. To już ostatnia z czterech jakimi mnie obdarowano. Amen
Ja to pamiętam z dziecięctwa, ale nie robiło na mnie większego wrażenia… natomiast dzisiaj?! Przeczytałam ze trzy razy i włosy mi stanęły dębem 😯
Chyba od tamtych czasów wyobraźnia mi się znacznie rozwinęła, bo ja to „widzę”, jak ten rwie, tamten zadławia, ów rozrywa i tak dalej 🙄
W Seattle odbywa sie teraz coroczny miedzynarodowy festiwal filmowy. Na festiwalu sa pokazywane filmy. ktory nigdy nie trafia do szerokiej dystrybucji z wielu powodow. Sa to przewaznie ciekawe filmy pelno metrazowe lub krotkie formy.
W czasie festiwalu sa miedzy innymi pokazywane filmy rodem z Polski. Jak widac w zalaczeniu niektore filmy byly wyprodukowane w okresie ‚demokracji ludowej’, jak to ladnie ujela Pyra.
http://www.siff.net/festival/film/results.aspx?CID=46&FID=166
Kod 1f1f cokolwiek by znaczył, fajny jest.
Dziś na podwieczorek miałam upieczony wczoraj wieczorem placek drożdżowy według przepisu, który otrzymałam od działkowej sąsiadki. Postanowiłam przepis ten wreszcie wypróbować, choć muszę przyznać, byłam trochę sceptyczna: ciasto to nie wymaga ani ucierania, ani ugniatania,robi się prawie samo. Rozłożyłam na nim pokrojony rabarbar i wczesne czereśnie oszczędzone przez szpaki ( zwykle to one robiły sobie
ucztę zostawiając mi bałagan do uprzątnięcia, w tym roku zaakceptowały układ:one to co wyrosło na górze, ja to co się dało zerwać bez użycia drabiny). Sąsiadka posypuje jeszcze owoce kruszonką, ja z niej zrezygnowałam.Placek okazał się smaczny i delikatny. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, chętnie podam ten najprostszy z możliwych przepis.
Jotka,
ją (yuccę) powinien szlag trafić na samą wiadomość, że jej nie lubisz, widocznie nie dość stanowczo to wyartykułowałaś. U mnie też jest jedna (prezent, oczywiście…), pogięta i jakieś powojowate ją oplatają, a ta zaraza trwa na posterunku i trwa. Nie mam serca wywalić, niech trwa.
Natomiast ogrodowa… o, ta jest piękna!
http://alicja.homelinux.com/news/yucca/img_1380.jpg
Panie Piotrze. Podkurek być może miał konotacje biesiadne, ale przede wszystkim był ostatnim posiłkiem (posiłeczkiem) przed snem. W mojej rodzinie funkcjonował jeszcze po wojnie gdy żył mój stryj legionista i szlagon. Mieszkał u nas po powrocie z oflagu Woldenberg i wyrzucony przez komuchów z włości. Często słyszałem póżnym wieczorem, jak swoim stentorem prosił moją mamę: „Uleńko jak by tak coś na ząb i kusztyczek na konkokcję żołądka, sny będą ciekawsze…”
Teraz z kolei f11f!
Żałuję, że Dorota wyjechała na 2 tygodnie na zajęcia terenowe-podwieczorek smakowałby lepiej w jej towarzystwie.
Ewo, Krajanko – Ty się nie pytaj, Ty wklepuj. Lubimy wszak wszyscy. Ja też cichutko wzdychałam kiedy Ania na zajęcia terenowe wyjeżdżała.
Konkokcja – urocze!
Czy ktokolwiek sobie wyobraża, że w dzisiejszej, konfesyjnej Polsce możliwe byłoby nakręcenie „Matki Joanny od Aniołów”?
Orco – jestem ciekawa odbioru.
Echidno,
może jak JK wygra wybory, to dorzuci grosza…
Z polskimi organizacjami w Helwecji staram się nie mieć do czynienia, szczególnie gdy mnie zapraszają na sadzenie drzewek katyńskich czy inne patriotyczne imprezy 🙄 Muzeum w Raperswilu działa nadal, ale nie wiem na jakiej zasadzie mieści się w zamku, pewnie na prawach „zasiedzenia”. Właściwe Muzeum Polskie, założone przez Platera w 1870 r. przestało istnieć w 1927 roku, kiedy po odzyskaniu niepodległości jego zbiory zgodnie z testamentem założyciela zostały przeniesione do Warszawy. Tam w dużej mierze zostały zniszczone w czasie wojny. Potem były jeszcze dwie fazy jego dziejów, a rządzi nim Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Polskiego w Raperswil.
W petycji wspomnianej przez Ciebie jest mowa o „odebraniu” zamku Polakom, mimo że go odrestaurowali i sprawili, że „promieniował kulturą” na całą okolicę 🙄
W tej chwili w Helwecji jest całe mnóstwo zamków do nabycia, gminy pozbywają się ciężaru utrzymywania i konserwacji tych uciążliwych zabytków, może zamek w Rapperswil też jest do kupienia, ale Polacy chcieliby za frajer, za martyrologię?
Akurat mszami i ciągłym nawiązywaniem do walki z komunizmem trudno w dzisiejszych czasach zdobyć sympatię i poważanie.
Pyra,
Odnosnie odbioru filmow przydatna moze byc informacja na temat pogladow i zwyczajow ludzi zamieszkujacych stan Washington. Ktos to ujal krotko i bardzo rzeczowo:
‚One of the most beautiful areas of the country full of progressive minded people, liberal norms and peace loving potheads.’
Troche mam problemy z przetlumaczeniem tego na jezyk polski, ale chodzi o to, ze miejscowi ludzie sa otwarci na wszystko i maja liberalne poglady. Poddaje sie z tlumaczeniem ‚peace loving potheads’, ale to jest esencja (!) miejscowych ludzi.
Przekaze wrazenia z festiwalu.
Mi się marzą pikniki a może i podwieczorkowate pikniki. Ludzie siędzący na trawie w letni dzień przy dobrym jedzeniu i winku. Taki obrazek mi pasuje…
A co do kuchni „molekularnej” i dań z ciekłego azotu to tylko sprostuje, że one są robione w ciekłym azocie a nie z niego samego.
Po drugie miałem okazję zaliczyć warsztaty kuchni molekularnej aby na własnej skórze czy też raczej przełyku skonfrontować obiegowe opinie na jej temat.
Cóż – powiem tak, kto tego nie posmakował nie bardzo wie o czym mówi.
Na przykład gotowanie w 62 stopniach w specjalnym pojemniku mięsa zapakowanego próżniowo to niebo w gębie.
Po 20 minutach mięso osiąga „szczyt” swoich walorów smakowych. Nawet nie koniecznie trzeba je solić.
I tak dalej… Warto spróbować aby wyrobić sobie własny pogląd na temat nowoczesnej kuchni.
Nakładania łapami rzeczy, które za minutę mają znależć się na stoliku raczej nie popieram ale jak ktoś wspomniał niektórych potraw inaczej przygotować się nie da.
Nasz antyseptyczny świat pod tym względem trochę zwariował.
Jeszcze nigdy na świecie nie było tylu alergii przy tylu środkach im niby przeciwdziałających. Zresztą leki jak wiadomo to wielki biznes więc opłaca sie nas straszyć różnym badziewiem i sprzedawać rękawiczki, w których niedługo może być normą nawet spanie.
Mój Dziadek mawiał, że jak się skaleczył to piaskiem ranę posypywał ale to było bardzo dawno temu. Ja odpowiadałem, że mi raczej od tego by wyrosła trzecia noga z tyłka i żeśmy sobie tak dywagowali.
pozdrawiam szanowne Towarzystwo zebrane
Dzięki Orco – ja tak trochę intuicyjnie rozumiem to i owo.
„Pyra pisze:
2010-06-07 o godz. 16:56
Siermiężna była ta demokracja ludowa, ale o kulturę dbała, na ile było ją stać. Ponadto….’
Przepraszam, ale większych idiotyzmów już dawno nie czytałem. Tłumaczę to sobie jedynie demencją Starszej Pani. Orzechy proszę jeść. I popijać ziółkami „na spokojność”.
„It’s only rock & roll, but i like it”
peace loving pothead = friedliebende Kiffer = miłujący pokój ćpun
Może ćpun to za mocne. Pothead pali trawkę i jest przyjaźnie nastawiony do świata 😉
…no to suma sumarum, „zesmy sie dogadalisma”, gdyz cpuny maja znakomita percepcje… i to na calym swiecie i nawet na blogach
Witaj Dorotol. Ne sczęście nie spotkałam ćpunów aktywnych. Nie moje roczniki. Teraz ponoć eksperymenty w modzie. Dobrze, że moją rodzinę ominęła moda.
Pyrciu moderatorze tego blou aktualnie, cpunow mozna podciagnac pod to co ich narkotuzyju poczawszy od torby z wdychanem z niej butprenem po konsumpcje i noworyszostwo. Dzeiki, ze mnie ktos wita na tym blogu, gdyz jak wrocila tydzina tem i wpisalam sie, ze jestem to zostalam nawet nie olana, serdeczne dzieki.
nemo, dorotol
‚ćpun’ to rzeczywiscie troche odmienne od ‚pothead’. ‚Pothead’ nigdy nie slyszal o tym, ze trawa jest substancja kontrolowana. W zasadzie nigdy nie slyszal o tym, ze cos moze byc kontrolowane i na pewno to go nie interesuje. Moze z wyjatkiem terenow parkow narodowych, gdzie wszystko jest swietoscia.
‚Pothead’ moze mieszkac pod mostem Aurora Bridge lub byc wlascicielem duzej firmy. Obaj sie swietnie porozumiewaja.
Język polski (ten mi znany) ubogi jest w odpowiedniki stosowane w liberalnym społeczeństwie, bo u nas to od razu ćpun, narkoman, a tam stopniuje się określenia konsumentów w zależności od używanego środka odurzającego lub raczej stymulującego. Tutaj ćpun to już junkie – uzależniony i niebezpieczny, kiffer popala sobie dla poprawy nastroju i dla odprężenia, czasem może przesadzić, ale nie robi się od tego agresywny…
Pyro, nie znałaś żadnego hipisa?
Alicjo,
ja tej „swojej” też nie miałam sumienia wyrzucić. Ogrodową lubie bardzo, ale jakaś taka marna.
Z protokołu pokontrolnego Komisji Rewizyjnej:
* Proponujemy zwiekszenie liczby Członków Zarządu do 11
To jest maksymalna liczba dopuszczalna przez Statut UTW. Ustne uzasadnienie Przewodniczącego Komisji Rewizyjnej: „zwykle tylko połowa członków zarządu pracuje” 😯
Jak wam się to podoba? 🙄
Rozumiem, że to swoiste „Dzieci wolności” i dopokąd nie przeszkadza to w normach współżycia społecznego, to jest O.K.
Pogoda zmienna dzisiaj jak sam nie wiem kto. Czyzby
„La donna mobile”
Dalej sami sobie dospiewajcie
Jarzebina zawiazuje pierwsze korale.
Czyzby jednak równolegle jarzebiak.
Oby tylko starczylo butelek
Zatroskany
Pan Lulek
Dorotol,
witaj 😆
pisałam do Ciebie, ale mi się zwracało 🙄
Wybrać tę pracującą połowę 😎
Placek drożdżowy.
Na dno garnka rozsypać rozkruszone drożdże(5 dkg).Przysypać je cukrem wymieszanym z cukrem waniliowym( cukru 3/4 szklanki)Na cukier wylać 2 roztrzepane jajka.Kolejna warstwa, to pół szklanki oleju,na to +- równomiernie pół szklanki letniego mleka, wszystko zaś przysypać mąką w ilości 2 i pół szklanki.Przykryć ściereczką i odstawić na minimum 3 godziny.
Zawartość garnka po tych 3 godzinach(może być i dłużej) zmiksować i wyłożyć na blaszkę, rozłożyć na wierzchu owoce(np pokrojony rabarbar) i wstawić na chwilę do otwartego ciepłego piekarnika, żeby ciasto trochę podrosło.Teraz można jeszcze posypać wszystko kruszonką i upiec (piecze się ok 40 minut -tak mówi przepis,mój placek był gotowy po ok pół godz.)
Wróciłam z poczty, wyekspediowałam numerek.
Witaj Dorotol, Tyś w krzakach siedziała, a nie na chójce, Boże broń? Przy okazji – po co (za co) się siedzi w krzakach?
Pogoda cesarska, chociaż oszczędna w celsjuszach.
Ćpuny to ćpuny, ale potheada można się wcale nie obawiać. Przeciwnie wręcz, przyjazny ci on do potęgi. Jest trochę różnicy między zapaleniem zielska, a ćpaniu chemii, o której przeważnie nie wiadomo, co tak naprawdę zawiera i w jakim stężeniu. Ja tam in vino veritas.
Pyro, podczaszyni Ty nasza – mamy jakiś toast? Właśnie się zastanawiam, czy najpierw fiskus, a potem toast, czy fiskusa brać za bary po toaście.
Nemo – autentycznych hipisów nie znałam. Znałam trochę młdzieży artystycznej snobującej się na… panny w kwietnych albo czarnych powłóczystych szatach i długim włosem luzem puszczonych, długowłosych chłopaków z paciorkami na szyi i gitarą przez plecy. Pamiętacie? Był taki wiersz Pawlikowskiej, o Hiszpanie, który „na wniebowstąpienie czeka i na autobus”. To ta mlodzież też taka była – „chrystusiki przydrożne i Magdaleny wszeteczne”. Ale autentyków co to komuny tworzyli – nie, nie znałam.
Toast jest – na pohybel fiskusom wszystkich krajów łączcie się podatnicy nieszczęśni! O
Ewo,
ciekawy przepis. Najbardziej mnie intryguje, jak takie przepisy powstają? 😯 Ktoś przygotował wszystko do zamieszenia klasycznego ciasta i zapomniał, bo zadzwonił telefon… a jak sobie przypomniał po paru godzinach to rzekł: szkoda wyrzucać, wymieszam i zobaczę, co z tego wyjdzie? 😉
Alicjo – mwstyd starszyźnie przynosisz niedoinformowana taka. W krzakach nie siedzi się za coś; w krzakach nie siedzi się po coś; w krzakach się siedzi, bo się je ma.
Piotr z nadobną Barbarą nad Narwią,
Dorotol w Ośnie,
Żaba – z definicji
Danuśla z Alanem też sobie kupili.
Jak kto ma duże krzaki i dobre serce to przyjaciół tam przyjmuje (aktualnie w krzakach siedzi Zgaga u przyjaciółki)
Nemo, pewnie faktycznie tak to się odbyło.Mimo zapewnień sąsiadki jakoś do końca nie wierzyłam, że ten przepis się sprawdzi. Zaryzykowałam i placek okazał się dobry.
Nie strzymałam, zadzwoniłam. Porozmawiałam z maszyną. Maszyna zadała kilka pytań i kazała czekać, bo wszyscy są teraz pracowici jak pszczółki, rozprawiając się z innymi nieszczęśnikami. Puścili mi jakąś ckliwą muzyczkę, skoro mam czekać. Niech się bujają, mam inne plany na dzisiejsze popołudnie.
Zacznę ich gnębić jutro z rana, nastawiając się na dłuższe czekanie.
Cześć dorotolu. Żeby nie było, ze Cię nie zauważyłam
To ja siedzę permanentnie w krzakach i nawet o tym nie wiedziałam 😯
Nemo,
ta pracująca połowa już jest, to po co wybierać te drugą 😯
Jak Blogowisko nie ma pilniejszych okoliczności toastowych, to może już dziś zacząć świętować nasza jutrzejszą 41 rocznice ślubu. I proszę mnie nie pytać jak myśmy to zrobili, te 41 lat znaczy się. Ja naprawdę nie wiem. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi, to nie miało prawa nam się udać 🙄
Nie, nie Alicjo – Twoja górka, to Twoje stałe i podstawowe lokum. Kiedy sobie kupisz w puszczy placyk na ustawienie namiotu – o, będziesz miała swje krzaki.
Pyro, czy ogródek działkowy można uznać za krzaki?
Jotka,
nie wychylaj się – jutro będziecie tak obtoastowani, ze nie uniesiecie!
Dziś na pohybel tym tam… z drugiej strony biurka!
41? Ty se żartujesz… to ślub brałaś zaraz po pierwszej komunii czy co? 😯
Wciągnę do kalendarza blogowego na tzw. zaś 🙂
Po cholerę mi poletko w puszczy, jak ja mam tu krzaków od cholery?! Między innymi dlatego latem siedzimy tutaj i to do nas przyjeżdżają w krzaki, natomiast zimnymi miesiącami pedzimy w cudze krzaki po ciepłej stronie kontynentu i globu 😉
Może by zacząć namierzać Echidnę…jak u mnie zima, to u niej lato 🙂
Ewo z P. – pewnie, działka też.
A pojutrze imieniny Emi!
Rock@Troll, zasiadaj przy stole, co będziesz tak podpatrywał i trzymał język za zębami… wal śmiało! Możesz się udać do Pana Lulka i Cichala po nauki w zakresie zachowania się wobec dam, bo do dżentelmena troszkę Ci daleko. Tak z kilometr – ale wszystko da się nadrobić 😉
Alicja,
to właśnie przez te cholerne wychylanie, te 41 lat 👿
Sie nie przejmujcie, toastujcie co tam komu w duszy gra. Ja tak tylko na okoliczność, jakby miało zbraknąć pretekstu do wychylenia kielicha 😆
Pyra,
czyli ja też krzaków nie posiadam 😯 no to w jakich, za przeproszeniem okolicznosciach przyrody, narażam na szwank swoje manicure ? 🙄
Wybić 4 jajka do garnka, dodać szklankę cukru i wymieszać. Zalać szklanką gorącego mleka, dodać ? szklanki roztopionego masła – wymieszać. Wkruszyć 6-8 dag drożdży i zostawić ciasto na 1,5 godziny. Następnie wsypać 4 szklanki mąki i zmiksować. Wykładamy ciasto na wysmarowaną blachę, na wierzchu układamy owoce lub ser. Ciasto wkładamy do zimnego piekarnika na mały ogień (10 – 15 mim) do wyrośnięcia, później zwiększyć temperaturę do 200 stopni i piec około 50 min.
Piekłam ciasto wg tego przepisu wieki temu i nie za bardzo pamiętam czy było smaczne. Na pewno było zjadliwe. Odważni mogą wypróbować. Ciasto w moich notatkach nazywa się ?Leniwiec?
6bba ?
Jutro rano wyjeżdżam do Warszawy, wracam w czwartek, jak nic nie nawali,
miłej zabawy!
3 / 4 szklanki roztopionego masła (łotr z Worda przeinaczył)
Bareyo, jażem zastosowała licencję poetikę, wiem, że z azotu nie robi się sosu. Żarcik taki, może nie całkiem się tłumaczący. Bo wiesz jak to jest, do jednej kuchni czuje się miętę, a do innej niekoniecznie. Już poważnie mówiąc – w kuchni molekularnej (nie przeczę, że mięsko może być rewelacyjne), jaką obserwowałam w różnych programach telewizyjnych, wiele rzeczy występuje pod postacią musów i takich strasznych pianek – ja mam taką cechę osobniczą (powtarzam: osobniczą, nie twierdzę, że ktokolwiek prócz mnie ją ma) – że takie pianki rosną mi w gębie i sam ich widok przyprawia mnie o ścisk w żołądku.
Napisałeś: „Nakładania łapami rzeczy, które za minutę mają znależć się na stoliku raczej nie popieram ale jak ktoś wspomniał niektórych potraw inaczej przygotować się nie da.”
No to ja właśnie to samo twierdzę. Jeśli Wielki Kucharz wsadzi łapy do mielonego, to mnie to krzywdy nie robi. Jeśli zatłuszczonymi łapami układa kompozycję na moim talerzu, to mam ten sam odruch, co w sprawie pianek.
Ja naprawdę nie chcę narzucać nikomu swojego zdania – ja chcę tylko je wyrazić. Zawsze wydawało mi się, że to nie jest karygodne.
Slynny ‚pothead’ z Cupertino, CA pokazal nowa iZabawke.
http://www.cnn.com/2010/TECH/mobile/06/07/apple.wwdc.preview/index.html?hpt=C1
Ewa z Poznania, Haliczek
Moze teraz moje ciasto z rabarbarem bedzie jadalne zanim minie sezon na rabarbar.
Ostatnie zdanie poprzedniego wpisu wygląda jakbym się nadęła.
Nie nadęłam się!!!
😆
Jotko – ja tam utrzymywać będę, że obie mamy krzaki!
Nisiu:: Pewnie, że nie jest karygodne. Odnośnie Twojego ostatniego zdania. Skąd ten pomysł… W rzeczy samej nie zauważyłem aby ktokolwiek sie tu na blogu narzucał dlatego tak lubie go czytać. Na tą olbrzymią różnorodność i dygresji w dygresjach. To lubię.
pozdrawiam
Nie naraże się chyba nikomu ? Boże, co za mimozy mimozowate przy tym naszym stole. Nic to – Pyra jest granitowa – nie pęka (najwyżej się rozwali)
Kiedyś, dawno temu, za lasami, za górami, za dolinami, elegenckie towarzystwo wyjężdżało albo „do wód” albo na „letnisko”. Nasze pospolite krzaki, to jest wnuk onego letniska – miejsce do przebywania tylko w lecie. Jeżeli ktoś mą piękny, wygodny dom z ogrodem albo górką, to ma, ale krzaków nie ma. W krzaki trzeba wyjechać.
Tu chciałabym poprzeć Nisię – żadnych musów, pianek i mazideł! I talerzy upstrzonych pietruszką, albo marcheweczką, albo czekoladą albo innym cholerstwem, które przypomina robactwo, a na tym talerzu jeden ziemniaczek, pół kotlecika i trzy szparagi, a wokół dwa esy – floresy z sosu ! Precz ode mnie elegancjo światowa!
Ja jestem za ‚lasami, za górami, za dolinami’, ale eleganckiego towarzystwa tu nie ma. Tu sa krzaki. Duze i duzo.
Kiedys odwiedzila mnie 18 letnia Hania z Polski. Kiedy juz przestala jesc obiady o drugiej w nocy zapytalam ja, co wie o tym regionie, co chcialaby najbardziej zobaczyc. Hania bez namyslu odpowiedziala – grob Kurt’a Cobain’a. Dla tych, ktorzy skonczyli 18 lat 20 lat temu, Kurt Cobain byl solista zespolu Nirvana. Kurt skonczyl tragicznie.
Poniewaz nikt nie wiedzial, gdzie Kurt jest pochowany, zadzwonilam do stacji radiowej. Wytlumaczono mi, ze prochy Kurta przejela jego zona Courtney Love i nikt nie wie, co sie z nimi stalo.
Zabralam Hanie w krzaki. Hania powiedziala, ze nigdy nie widziala drzew wyzszych od wiekszosci budynkow w Polsce.
Eh, Orca! Gdybym mogła, to miałabym co w Twoich krzakach zwiedzać przez 2 miesiące. To niewielki stan ale okoliczności przyrody ( i geologii) że hej. Nie chciałabym tylko zwiedzać żadnego rezerwatu indiańskiego. Byłoby mi żal i głupio.
A ja lubię te mazidła i inne osdupki 😳
Włodek mówi, ze najwazniejsza jest wigilia naszego lecia, bo jutro to juz sie zacznie rok 42 😯
No to popijamy wino z Abruzji a krzaki som tam gdzie byc aktualnie powinny 🙄
Jotka
jeszcze w sprawie tej wrednej ogrodowej yuki (hej szable w dłoń, łuki w juki…etc). Otóż moja była marna, niewzruszona i nie kwitła latami. Wydobyta z cienia (drzewo trzeba było ściąć), nagle zakwitła, i druga obok niej też 😯
Sprawdź, czy Twoja nie jest za bardzo w cieniu. Moja i tak jest, ale teraz ma przynajmniej parę godzin słońca w ciągu dnia. Coś mi się wydaje, że one kwitną dopiero po paru latach – nie sprawdzę teraz, bo jestem jedną noga w kuchni, ziemniaki muszę do gara…
Bardzo wystawny obiad – ziemniaki młode, jaja posadzone, mizeria 😯
Kefir do popicia. Zazdraszczajcie 😉
Jotka,
tak się ucieszyłam, że dzisiaj nie muszę z fiskusem, że rąbnęłam lekutki toast na Waszą wigilijna okazję, a co! Mizeria zrobiona, ziemniaki wrzucone do gara, teraz tylko czekać na Jerzora.
Ja też dziś jajczyłam, tylko na twardo w sosiku chrzanowym plus młode pyraski i sałata lodowa z resztą tej śmietany, co ją wzięłam do sosu…
Jotko i Włodku! Uroczyście śpiewam na Waszą cześć kolędę pod tytułem „Hiszpańskie Dziewczyny”, albo jeśli wolicie „Emma Hokijo”!
Co to, na Boga, są OSDUPKI? Na choinkę, czy co?
Następnym razem jak przyjedziecie, zmiksuję Ci schabowego i nadmucham azotem (mam w oponach). Dla Was wszystko!
Pyra,
Wydaje mi sie, ze polskie slowo ‚rezerwat’ ma troche inny sens niz ‚Indian Reservation’. Indian Reservation nazywany przez samych Indian ‚Rez’ to teren, ktory jest wlasnoscia Indian. Mieszkancy terenu, czyli Indianie, nie podlegaja przepisom federalnym i maja pelna wylacznosc zarzadzania tym terenem.
Nazwa nie ma ani dla mnie, ani dla wszystkich kogo znam, negatywnego znaczenia. Natomiast fakt, ze cale te tereny byly wlasnoscia Indian jest niezaprzeczalny. Nie sadze jednak, aby to mozna odwrocic.
Na pewno istnieje poczucie winy i dlugu. Przepisy federalne lacznie z fiscalnymi daja bardzo duzo przywilejow Indianom, ktorych Blade Twarze nigdy nie beda mialy.
Wiem, ze to jest skomplikowany problem, ale jakie mozna znalezc wyjscie.
Obszar rezerwatu nie jest ogrodzony, nie ma zakazu wstepu. Jedziesz autostrada i nagle widzisz znak o tresci, ze teraz wjezdzasz na teren Blyn Indian Reservation.
Na niektorych terenach Indianie nie zycza sobie, abo robic im zdjecia. My o tym wiemy, ale turysci dowiaduja sie na miejscu.
Kazdy bardzo szanuje ich kulture i odnosi sie do Indian z niezwyklym respektem.
To dlugi temat i moge jeszcze do tego wrocic. Jesli masz jakies pytania, bardzo chetnie odpowiem.
Może uściślimy, że w zadbanych ogrodach nie ma żadnych krzaków, tylko są KRZEWY 😎
Krzaki to dzicz, natura i chaszcze. Mogą zostać przeobrażone w krzewy, trawniki i rabaty, wymaga to jednak wielkiego wysiłku, uporu, czasu i narzędzi 🙄 Tracą wówczas tajemniczość i specjalny urok 🙁
Idylla maleńka taka:
Szef zbeształ raz Kiciniaka,
Kiciniak obrugaL swą żonę,
żona córeczke Iwonę.
Iwona, byjej ulżyło,
lży z przyjaciela aż miło.
A to był szef Kiciniaka,
idylla maleńka taka.
Kochani, teraz dopiero włączyłem i muszę doczytać i przeczytać.
Później może jeszcze raz.
Orca może 3-4 lata temu przyjaciele moich córek – rówieśnicze małżeństwo, zebrało się w sobie, dopożyczyło pieniędzy i pojechało na miesięczną włóczęgę po Stanach, takie wymarzone wakacje sobie zafundowali. W NY wypożyczyli na miesiąc samochód, wykupili te karty abonamentowe towarzystw samochodowych, obkuci byli wszechstronnie – historia, geografia, ekonomia, przewodniki itp. Trzy lata się przygotowywali. Pojechali od oceanu, do oceanu, a potem na południe. Już po 3 dniach się zorientowali, że jeżeli chcą smacznie zjeść, to lepiej, żeby sobie sami przygotowali wieczorem posiłek na biwaku (na hotele nie yło ich stać). Byli zachwyceni przyrodą, przestrzeniami, otwartością ludzi, malutkimi galeriami i targami rzemiosła i wielkimi muzeami. Natomiast spotkania z rdzenną ludnością odchorowali – bo albo nędza, alkoholizm i marazm, albo cepeliada. Po prstu takie wrażenia wywieźli. znam obydwoje i cenię ich i raczej im wierzę, bo to świeże oko inaczej patrzy.
juz mowilam tu kiedys i bede co jakis czas cos opowiadac: Basia wyruszyla wreszcie w kierunku Orki a potem dalej az na Alaske. My, rodzice, poznalismy nieco smaku tej przygody pierwszego dnia, kiedy po raz pierwszy przejechalam w naszym teksaskim upale okolo 50 mil. Po drodze kwitla yucca. Obrazkow niet bo zapomnialam bateri w hotelu 🙁 ale pieknie bialo rolling hills byly ukwiecone.
tu link do ich oficjalnej strony a na niej prosba o glosowanie
http://www.texas4000.org/
jak wiele tego typu polega na „kliknieciu” raz dziennie a potem organizacja dostaje pieniadze. Niestety ta tu wymaga zarejestrowania wiec prosba jest tylko do tych co sie lubia w takie tam wdawac
Jotko! Razem z Ewą życzymy Wam smacznego życia conajmniej drugie tyle! Niech Wam sprzyja i wszystko dobre się rozwija! Czego życzy Ewa i i ja!
Jotki, toast Merlotem podebranym z wyjazdowego do Alicji!
Pyro, Amerykanie tu sa tak rozni. Ja tu juz jestem „wieki” i ciagle cos nowego odkrywam. Goscie, a tymi byli Twoi znajomi, odniesli takie a nie inne wrazenia.
Pyro,
to pewnie zależy w jakich okolicach się tych Indian „zwiedza”. Są plemiona mniej lub bardziej zaradne, różne też są rządy w poszczególnych stanach. My spotykaliśmy Indian bezrobotnych, apatycznych, zapijaczonych, zatuczonych i chorych na cukrzycę, ale też obrotnych właścicieli kasyn i sklepów z pamiątkami, rangerów w parkach narodowych, artystów itp.
Dorotol,
czy znasz w Berlinie ruski Intermarkt „Stolitschniy” na Lichtenbergu, Landsbergerallee 116? U mnie w radiu zachwalali, że taki wybór pielmieni, żywe ryby, jogurty i sery z Bułgarii, polski nabiał itp. Nabrałam wielkiej ochoty na zakupy… Kiedyś Aszysz opisywał podobny sklep w swojej okolicy. Zazdroszczę Wam 🙁
Jotko, poniewaz dla Twojego Wlodka wazniejszy jest przeddzien, wszystkiego naj naj dla Was obojga i gratulacje!
zaraz,zaraz, pogubiłam się -Jotkom wszystkiego najlepszego, czyż nie?
Jotko, Wasze zdrowie Chateauneuf-du-Pape 2006 !!! Kochani, oby tak dalej!
Wando TX. Nie znoszę się wplątywać w takie tam…ale dla Ciebie, zawsze! Będę przez 30 dni klikał jak najęty. Na zdjęciach, która Twoja?
Ludkowie! Zróbta to samo. Wejdźcie na tę stronę http://www.texas4000.org/
i popierajcie Wandziną progeniturę!
Pyra,
Zgadzam sie ze wszystkim, co powiedzieli znajomi.
Masz racje, ze Indianie, nazywani tu ‚Native Americans’, zyja w substandartowych warunkach. Zapytalam, dlaczego. Odpowiedzieli, ze nie przywiazuja do tego wagi. Wodz (Chief) jednego z nabogatszych plemion w kraju, Puyallup Tribe, mieszka w rozpadajacym sie domu. Przed domem stoja zepsuta pralka i lodowka. Z boku jest kilka samochodow w roznym stopniu zardzewienia.
Puyallup Tribe ma siec kasyn do gry. Dochody z kasyn czlonkowie tego plemienia dziela miedzy soba. W minionym roku bylo to $3,000.00 miesiecznie na osobe, wliczajac dzieci. Czyli malzenstwo z dwojka dzieci otrzymalo 4x$3,000.00 miesiecznie.
Wynika z tego, ze ich wydatki i potrzeby bardzo sie roznia od naszych. Wiekszosc Indian nie pracuje i spedza dzien za dniem wsrod swoich krewnych i znajomych.
Jesli chodzi o picie alkoholu, to rzeczywiscie jest to ‚spadek’ po dotarciu Bialych. Indianie nie znali alkoholu przed przybyciem pierwszych ‚pioneers’.
Na terenach niektorych rezerwatow jest zakaz sprzedazy alkoholu. Problem, ktory tylko oni sami moga rozwiazac.
Zgadzam sie rowniez z cepeliada. Wielu z nich wykorzystuje naiwnosc turystow i sprzedaje proste wyroby za wygorowane ceny.
Indianie to grupa raczej zamknieta w sobie, ktora niechetnie dopuszca do siebie obcych. Latem urzadzaja wiele festynow i jest to dla mnie dobra okazja, aby troche zasmakowac ich kultury i tradycji.
Oni sami przyznaja, ze z trudem utrzymuja swoja tradycje. Jedynym jezykiem, ktory zna mlodsza generacja, to angielski. Wydaje mi sie, ze dopiero od niedawna niektorzy zaczeli przywiazywac do tego wage i zalozyli kursy nauki swoich jezykow. Ich jezyk czesto, jesli nie tylko, jest mowiony (nie jestem pewna, czy to dotyczy wszystkich miejscowych jezykow). Brakuje tekstu pisanego.
Podsumowujac – obserwacje znajomych sa sluszne. Moje pierwsze wrazenie bylo podobne, dopoki nie zapoznalam sie dokladniej, jak to wszystko jest skomplikowane.
WandaTX pisze:
2010-06-07 o godz. 22:07
Czekam cierpliwie
Nemo juz dawno wspominalam, iz chodze do Ruskich na zakupy, tych supermarketow jest w Berlinie napewno ponad dwadziescia, swieze warzywa i owoce z Polski, wszelkie rodzaje kielbas, pierogi ichne i nasze, ogorki kiszone, ryby wedzone i suszone po rosyjsku, krowki, ptasie mleczko i chalwa plus ich smakolyki i to wszystko 24 godziny oraz w swieta otwarte, nawet 1-go maja nie obchodza tylko handluja. Obok bary z pierogami i innymi zapiekankami w ich wydaniu. W tym, do ktorego ja chodze o nazwie „Rosja” pisane w cyrylicy byly nawet swieze karpie i pstragi tansze niz w sklepach rybnych. Podziwiam ich, ze oni potrafia swoje pierogi zareklamowac a Polacy nie. Za tym wszystkim stio lub stal facet, do ktorego nalezy rosyjska gazeta o duzym nakladzie oraz forsa tego faceta. Jest to wszystko dobrze zorganizowane ale oni tzn. Ruskie albo sie od razu morduja miedzy soba albo dzialaja skutecznie nie traca czasu i sily na podgryzanie i dezorganizacje, dlatego taki bar z pierogami rosyjskimi jest oblegany a polskie restauracje padaja.
Nemo,
fszyciu niczego nie będę uścislać, od uściślania do skakania do ócz droga zbyt bliska 👿
Kochani,
Włodek i ja przyjmiemy każdą ilość dobrych życzeń, nie żałujcie sobie i nam i bawcie się z nami 😆 😆 😆
Dziękujemy i prosimy o jeszcze, Alicjo zapuść muzykę 😀
Jotko,
nie widzę powodu do agresji ( 👿 ) Kto chce, ten uściśla, kto nie – to nie 😎 Gdzież bym śmiała komukolwiek cokolwiek narzucać 🙄
Nie stresuj się w tę wigilię, życzę Ci udanego wieczoru i równie szczęśliwych kolejnych lat w zgodnym stadle 🙂
Jotka – czczę Ciebie z Włodkiem jutro; dzisiaj na pohybel fiskusom (Staś ma z nimi też na pieńku). Dobrze Wam życze, chociaż ja dotrwałam do 49 lat i 6 miesięcy, co samo w sobie jest cudem natury, bo ktokolwiek znał mnie i Jarka w mlodości, przewidywał rozwód w ciągu trzech lat.
Orca,
ja juz też to tłumaczyłam, o rezerwatach. Dopóki tu nie przyjechałam, nie miałam pojecia, co się za tym kryje. Nasi podobnie mają – przywileje, o jakich Bladym Twarzom tylko pomarzyć (Czarnym i Żółtym też), w ten sposób spłacamy dług, za Kolumba i tak dalej. To już chyba przeżytek, w dzisiejszych czasach.
A teraz idę spać. Ciśnienie atmosferyczne zjechało p tej burzy o prawie 20 hp i jestem senna, jak świstak w listopadzie. Pa. Do jutra.
Nemo, Kapitanie,
żadna agresja ( :evil:)
ot, ile to w życiu nie trzeba się namęczyć (:evil:) zanim się swiętym nie zostanie 🙄
Przyjedź 10 lipca do Antwerpii, to wszystko na spokojnie rozbierzemy 😎
Jeżeli o mnie chodzi, to bardzo chętnie się z tobą spotkam 😆
Alicja pisze:
2010-06-07 o godz. 23:08
Amen
Pyra,
pokaż Ty mnie takiego co z fiskusem nie ma na pieńku, a ja Ci obiecuję, że my na nim zrobimy duży interes pokazujac go za pieniądz gruby 🙄
Nam z Włodkiem wrózyli, w porywach, lat dwa. Tak zwana astrologia, to sie z nas smieje w kułak, a my z niej 😆
Jotka, Włodku…
http://www.youtube.com/watch?v=3cnSbVjojzM
Dobranoc.
Mojemu komputerowi rowniez.
Placku- dziękuję.
Co do drogi to było średnio- najpierw roboty drogowe na 40 km trasie 2 objazdy.U Ojca jak po przejsciu tarnada ale przynajmniej woda sie nie leje do domu. Wyruszyłam o zmroku. Dalej zamknięta droga więc postanowiłam objechac Kraków bokiem od strony Wieliczki i tu się nieźle zakopałam. Osunięcia drogi i kolejne objazdy. Dołożyłam kilometrów i szczęśliwie powoli docieram do domu. Jeszcze kilka maili i jade w swoje chaszcze.
Pyro- czytam Cię z wielkim upodobaniem.
Alicjo- nie wiem jak u Was ale życie nauczyło mnie rozmawiac z urzedem na piśmie. Może warto mieć i u Was kwit na powiadomienie o zaniechaniu działalności? A swoją drogą żal, ze nie pleciesz dalej- to były bardzo ciekawe wzory i dobra kolorystyka.
Jotko- Wasze nieustające!
Jotka,
to tak trochę retro…, no ale rocznica wspaniała 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=f91EaqWRrJQ&feature=related
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=DINuAWoxy4Q
Alicjo – aleś znalazła ładnie- Hulewicz!!! Jakie to były zabawne nagrania, ze o choreografii nie wspomnę. Za to garnitur z Wistuli znowu modny.
Danusia Rinn też dzisiaj wywołana była…. to była uparta kobieta…
I niedoczytałem,
Czas mi się kłaśc.
Dobrej nocy
http://www.youtube.com/watch?v=iI0Hp3UvooA
http://www.youtube.com/watch?v=8x8S5Mgimy0&feature=related
Apaw,
ja się nauczyłam, że najpierw dobrze jest zapuścić żurawia telefonicznie, a potem zeznawać na piśmie.
Co do plecenia, z ochotą, ale ręce nie pozwalają. Nawet rozważałam projekt, podrzucony przez blogowiczów jakis rok temu z groszem, ja to widzę oczyma duszy mojej, plastyczną parafrazę tego zdjęcia. Ale żeby to miało ręce i nogi, musiałoby być pewnych rozmiarów – tego moje ręce już nie utrzymają. Dłonie się „kurczą ” do środka i niestety, bolą.
http://alicja.homelinux.com/news/Italy.Cinque.Terre.Manarola.2.jpg
Alicjo- Tak to spiętrzenie domków jest dobrym pomysłem. A nie myślałaś o grafice, o malarstwie czy rysunku? Wydaje mi się, ze byłoby to ciekawe.
Weliko Tyrnovo mi się skojarzyło:
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Bulgaria_Veliko_Turnovo_04.jpg&filetimestamp=20090630124442
albo Santorini
1e11 jutro więcej- dobrej nocy
Jotko, Włodku:
http://www.youtube.com/watch?v=tabXO8WCWHk
To na Waszą cześć.
Życzę Wam, żebyście się jeszcze dłuuuugo razem dobrze bawili!
😆
Dwa dni mnie nie będzie – wyjeżdżam do Łodzi w sprawach rodzinnych.
Apaw
nie jestem zła w rysunku, ale 5 kilometrów za dobrymi, nie mówiąc o tych naprawdę dobrych. Malarstwo też nie – to nie dla mnie, nie czuję potrzeby, a bez tego nic nie wyjdzie.
W wełnach czułam się dobrze, eksperymentując, i w sumie nikt przede mną nie robił takich rzeczy „na lewą stronę”, żeby wygladało malowniczo i malarsko. Nie interesowało mnie powielanie, tylko coś innego, czego wcześniej nikt nie robił. No to wymyśliłam, na odwyrtkę 🙄
Nie zmyślam, to mój patent. Ja tę manarolę jeszcze skubnę (baba żywemu nie przepuści!), bo już od roku mam naszkicowaną, a wełny stoją w pogotowiu. Przyjdzie czas…
Jotko –
Szczęśliwej rubinowej i pół karata Rocznicy!
Alicjo –
poczytaj se com Ci podesłała. Powinno pomóc w skubaniu.
E.
Przy lampce nocnej,
ale także z lampką Cabernet Sauvignon pochodzącego z Południowej Australii, by w Północnej Ameryce wzniść toast za śpiących teraz w Centrum Europy Jotkę i Włodka – życzenia niekończącego się dla Was pasma szczęścia. Szczególnie dla Was!
Wasze zdrowie!!!!!
Podczytałem do góry. Dwa słowa dorzucę o rezerwatach. Niedaleko mnie mieści się rezerwat Indian plemienia Shinnecock. W odróżnieniu do innych stanów, do tego rezerwatu Blade Twarze wstępu nie mają, a jesli ktoś zabłądzi może być bardzo nieprzyjemnie wyproszony. Nie radzę tam wchodzić.
Tam nie tylko nie obowiązuje prawo federalne, ale stanowe również jest ograniczone. Mieszkańcy rezerwatu wyznaczyli dokładnie granice i na tej granicy ustawili swoje sklepiki z papierosami, połowa ceny z pobliskich sklepów na terenie stanu. Wiadomo – oni nie płacą żadnych podatków.
Przez cały rok z terenu rezerwatu słychać strzały – strzelają do kaczek, gęsi, saren, których tutaj jest tysiące. Ich nie obowiązują żadne okresy ochronne i inne. Polują kiedy chcą i na co chcą, byle na terenie rezerwatu.
Policja również ma jakieś ograniczenia, bez poważnego powodu nie ma prawa tam wjechać.
Dzisiaj na terenie tego rezerwatu każdy chciałby mieszkać i korzystać z praw jakie mają jego mieszkańcy. Ja również uważam, że te prawa im się jak najbardziej należą. I jeszcze więcej.
Dobranoc 🙂
Zrobiłam sobie poranną kawę i doczytałam nocne wpisy.
Wiem, że sprawa ludów indiańskich jest skomplikowana i nawet dzisiaj musi rodzić różne kontrowersje. Oni mieli pecha nie tylko dlatego, że biali mieli broń palną, potrzebę ekspansji itp, ale i dlatego, że byli ludami półkoczowniczymi, cywilizacji myśliwsko – zbierackiej, czyli mentalnie dzieliło ich od białych jakieś 8 tys lat. I nie da rady w ciągu 400 lat zatrzeć taką różnicę. No i alkohol – oni, podobnie jak Azjaci, nie mają genu umożliwiającego bezpieczne przyswajanie alkoholi. Efekt żałosny.
hej … hej … wróciłam z lasu .. 🙂
poczytam sobie co tu pisaliście …
dobrego dnia … 😀
Jolinku – były grzyby?
Pyro były .. kurki nawet sporo .. i koźlaki ale kilka sztuk nam się udało znaleźć …
ale za to ptaków różniastych było bardzo dużo … miałam album z ptakami to z wnuczką sobie je rozpoznawałyśmy … 🙂
niestety komary okropne i kleszcze nachalne też były …
jotko i Włodku dużo uśmiechu Wam życzę … 😀
Jotce i Włodkowi na dobranoc http://www.youtube.com/watch?v=nAV_5MwchLk