Dwa obiady w Norwegii

Obydwa zjedliśmy za kołem polarnym w sąsiadujących ze sobą miejscach. Pierwszy był niezwykle wytworny i przyrządzony przez jednego z najlepszych kucharzy w Europie. Kjartan Skjelde gotuje na co dzień w Tango Bar, współpracuje z instytutem żywności w Stavanger i uczestniczy we wszystkich ważnych wydarzeniach kulinarnych w Norwegii. Jest on także zdobywcą prestiżowej nagrody Bocus d’Or , który otrzymał w ubiegłym roku.

Kjartan i filet z łososia

Kjartan (to imię podobno znaczy „miły” czy wręcz „kochany”) podejmował nas w Arctic View czyli lokalu nad fiordem na przylądku północnym. Widok z okien przyprawia o zawrót głowy, bo człowiekowi zdaje się, iż za chwilę spadniez tej gigantycznej skały wprost do morza. O kolejny zawrót głowy (i wcale nie bardziej bezpieczny) przyprawił nas pokaz filetowania łososia a potem dorsza. Kjartan operował nożem z szybkością niebywałą, by w ciągu kilkudziesięciu sekund zaprezentować nam czysty i piękny mięsisty plaster ryby. Łeb, kręgosłup i reszta ości oraz skóra znalazły się w garnku z przeznaczeniem bądź na zupę rybną, bądź na wywar dający początek sosom.

Łosoś lekko podwędzony na przekąskę

Trzeci spektakl był z krabem (patrz wyżej) w roli głównej. Szef Tango Baru pokazał jak bez zbędnego wysiłku (znając tylko specjalny sposób) wyciągać różowe , elastyczne mięso z krabowych długachnych odnóży.
Potem, gdy my sączyliśmy doskonałe wino, które dotarło nad fiordy aż z Doliny Loary, on w ciągu kilkudziesięciu minut przygotował pięciodaniowy obiad.  Byłoby truizmem gdybym zaczął teraz rozpływać się nad smakiem poszczególnych dań. Lepiej je obejrzeć.

Tak pieknie prezentuje się kolejne danie ze smardzami

Drugi obiad miał miejsce w laavo czyli namiocie Samów. Rozsiedliśmy się na ziemi na rozłożonych skórach reniferów, a w kociołku osmalonym od częstego używania, pyrkotała zupa z renifera z marchwią i kartoflami. Ten posiłek ugotowała nasza młoda gospodyni – Risten z pomocą młodszego brata – Pjero. Obydwoje podejmują gości zza granicy zapoznając ich z obyczajami i kulturą swoich współplemieńców.
Zupa pachniała dziczyzną. Mięso było delikatne i kruche. A lekko rozgotowane jarzyny spowodowały, że powstała lekka zawiesina, którą w zupach typu gulaszowego cenię najbardziej.

Risten wita nas

Ten obiad zakończył popis w wykonaniu Pjero, który zaśpiewał krótką pieśń w stylu jojk czyli klasyczną ludową melodię Samów. Po tym popisie zrozumiałem fascynację jaką wzbudza w słuchaczach spoza Norwegii ten rodzaj sztuki wokalnej.

To nie jest wygodna pozycja obiadowa

Po obiedzie zajrzeliśmy do kanionu, którym płynie rzeka Alto. To najbardziej łososiowa rzeka Norwegii. Wykupienie 18 godzinnej licencji na łowienie kosztuje tu 2500 euro. I mimo astronomicznej ceny nie brakuje wędkarzy z wielu krajów świata.

W tym i Polaków. Wędkarz morze zabrać 10 kg własnoręcznie zrobionych filetów i jedną sztukę (bez względu na rozmiary) łososia jako trofeum. A widziałem tu łososie wielkości sporego chłopaka. Kto ma więc pasję wędkarską i gruby portfel winien znaleźć się nad Alto.

Pocieszam mniej zamożnych: łowienie w fiordach czyli w morzu nic nie kosztuje. Oczywiście nie licząc ceny podróży, wędek i łodzi.