Urodziny wśród wiewiórek
Nie denerwujcie się. Nie na stole, choć bardzo blisko stołu biesiadnego. W dzień moich urodzin miałem niezwykłe odwiedziny. Tuż obok werandy, którą niektórzy znają ze Zjazdu nr II (tu się odbywały wszystkie biesiady), a inni ze zdjęć blogowych, rośnie stara, gruba sosna. Na tej sośnie co jakiś czas robią sobie wyścigi mieszkające w moim lesie wiewiórki. Tak było i tym razem. Niby tak jak zwykle, ale trochę inaczej. Popatrzcie na pierwsze zdjęcie i zrozumiecie w czym ta różnica.
Jeden maluch…
Usłyszawszy rumor na sośnie przerwałem przygotowania do kolacji i wyszedłem na zewnątrz. Pod sosną stały pieski sąsiadów, o których już pisałem, z zadartymi pyskami i wlepiały wzrok w sosnę. Zrobiłem to samo. Zobaczyłem tam to co i Wy widzicie.
… drugi i…
Tych maluchów z nieowłosionymi jeszcze ogonami było aż cztery sztuki. Napominane przez zdenerwowana matkę nie przejmowały się jej cmokaniem i ganiały w górę i w dół. W pewnym momencie WSZYSTKIE pospadały na trawnik wprost pod pysk gapiącego się Lolka. Ten nie zastanawiając się kłapnął szczęką i schwytał jedną wiewióreczkę. Trzy pozostałe mogły dzięki temu galopem uciec do mojej drewutni, gdzie zniknęły między porąbanymi klockami ściętych sosen.
… trzeci rozrabiaka
Ja zaś wydałem z siebie taki ryk, że przerażony pies otworzył pysk i wypluł mokrą ale nie uszkodzoną wiewióreczkę. Ta jednym susem wskoczyła na werandę a Basia zatrzasnęła drzwi.
Spotkanie z matką
Nie trzeba było psa strofować, bo przerażony moim wrzaskiem podkulił ogon pod siebie i czmychnął do budy.
Wróciłem na werandę, by odnaleźć nieszczęśnicę ale jej już tu nie było. Znalazła dziurę po sęku w podłodze i wymknęła się do lasu. Tam spotkała przerażoną matkę i obie powędrowały do gniazda, które ? jak wyśledziłem ? mieści się właśnie w mojej drewutni.
Taki był początek urodzinowego przyjęcia.
Zadowoleni ze szczęśliwego końca tej przygody mogliśmy siąść do stołu gdzie już stały półmiski, na których rozróżnicie chyba bruschettę z pomidorami, ostrygi, pieczonego homara, sałatę i moje ukochane wino czyli amarone della valpolicella, które wprawdzie nijak nie pasuje do skorupiaków ale do bruschetty i makaronu owszem.
Deseru nie widać ale był też niezgorszy: parmezan w kawałkach polany obficie miodem.
A najlepszym deserem były bez przerwy napływające od Was i innych przyjaciół życzenia. Komputer grzał się, telefon śpiewał, a my byliśmy szczęśliwi.
Komentarze
„Drzewny pajacyk, Florek,
Wiewiorka
O oczach Wlocha”, a brzuchu Turka,
O uszach diabla, ruchach wariata,
Komik, filozof i akrobata
M P-J
Jak to dobrze i zdrowo tak sobie w dniu urodzin ryknac:)
Dzień dobry,
Opowieści Gospodarza o wiewiórkach miałam okazję wysłuchać w czasie naszego niedzielnego obiadu w restauracji ” Różana”, a same wiewiórki/ choć oczywiście inne/ spotkałam w Parku Łazienkowskim, gdzie są niewątpliwą atrakcją, bo na co dzień nie ma okazji widywania ich. Podbiegają do każdego, kto przysiądzie na ławce z nadzieją na orzeszki. Wsadzają nosy do torebek, ale my nic dla nich nie miałyśmy.
Po tym moim wyjeżdzie do Warszawy spodziewałam się miłych wrażeń, ale rzeczywistość przerosła oczekiwania, co nie zawsze się zdarza.
Oprócz wrażeń towarzyskich miałam niepowtarzalną okazję poznania Warszawy, a to dzięki Jolinkowi, u której miałam wielką przyjemność gościć i która poświęciła mi cały swój czas i uwagę od chwili , kiedy wysiadłam z pociągu na Dworcu Centralnym aż do samego wyjazdu. Zabaczyłam bardzo dużo. Warszawę zwiedzałam jeszcze w czasach szkolnych, a potem tylko przejeżdżałam ,jadąc na południe Polski. Stolicę znałam więc właściwie tylko z telewizji. Teraz mam już pewną orientację.
Zjazdowiczów poznawałam stopniowo, co sprzyja lepszemu poznaniu. Najpierw była Jolinek, której wcześniej nie znałam. Pod jej opieką czułam się bardzo pewnie i bardzo dobrze dogadywałyśmy się. Potem było spotkanie wieczorne – dołączyłyśmy do znanych mi już Danuśki i Alicji oraz do Małgosi W. Małgosia na blogu udziela się trochę lakonicznie, co wynika z jej skromności, ale przez to osoby, które jej nie znają osobiście, nie wiedzą jaka to wspaniała osoba. Na szczęście miałam okazję ją poznać. Na Starym Rynku w jednym z ogródków restauracyjnych siedziałysmy sobie i rozmawiałyśmy jak stare znajome.
Następnego dnia wieczorem u Danuśki poznałam Jotkę i jej męża, Nisię oraz Barbarę, a w sobotę dołączyły Zgaga i Alina. Mogłam więc poznawać towarzystwo stopniowo. W drodze powrotnej jeszcze przypominały mi się różne sprawy, o które miałam zapytać niektóre osoby.
Na razie tyle, ale to nie koniec.
Cichalu,
najlepsze życzenia urodzinowe !
O Tobie także mówiłyśmy w damskim gronie. 🙂
Piękny urodzinowy prezent od wiewiórek otrzymał Gospodarz! Miałam okazję dawno temu obserwować taką gonitwę młodych wiewióreczek po pniu sosny
i był to niezapomniany widok. Dobrze, że ta przygoda nie skończyła się tak smutno jak cytowany przez Placka wiersz Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej!
Cichalowi życzę zdrowia, wielu wspaniałych przeżyć i ciekawych spotkań na szlaku wędrówek,radości i pomyślności w każdym dniu!
Napiszę trochę o restauracji ” Różana”, póki Alicja nie zamieści zdjęć. Mieści się ona w starej wielkiej willi, w której zdaje się, że mieściła się przedtem rezydencja ambasadora Grecji. Budynek oddzielony od skromnej ulicy wysokim murem, przy bramie pachnące pnącza/ Jotka mówiła nazwy, ale zapomniałam/ .Sam lokal bardzo elegancki i wystrój dostosowany do nazwy/ lub odwrotnie/ .Wprawdzie samych róż o tej porze było niewiele , lecz rzucał się o oczy bukiet wspaniałych angielskich róż w kolorze białym. Ale dominowały lewkonie, ostatnio mało obecne na rynku kwiaciarskim. Piękne bukiety lewkonii w kolorach białym i różowym, samych i w kompozycjach budziły zachwyt. Na tym tle i nasze towarzystwo nabierało dodatkowego blasku. Gospodarz i Małgosia wymieniali już to, co jedliśmy. Ja wybrałam po wielkich wahaniach/ bo wybór był duży/ karpia w sosie borowikowym .Jotka wybrała to samo. Bardzo ciekawe połączenie smaków, choć oczywiście, jak to w karpiu, troszkę ości jest, ale nie było to problemem.
Nie było wspomniane, że popisaliśmy nasze dania nie tylko wodą, ale winem białym i czerwonym, tym razem chilijskim, a decyzję o wyborze scedowaliśmy bardzo wygodnie na Gospodarza.
Deser też zasugerował pan Piotr, a był to tort bezowy – ponieważ była wersja daktylowa i kawowa, zamówiliśmy po kawałeczku obydwóch.
Alicja także się zdecydowała, choć ona nie lubi słodkości. Skubnęła zresztą tylko trochę, a i tak ,jak pisała, nie czuła się dobrze . Ponieważ Alicję miałam po lewicy / po prawicy Barbarę/ , byłam doskonale zorientowana w smakach Alicji. Dlatego też może ją uprzedzę i napiszę, że ponieważ ” od stu lat ” nie jadła tatara, zamówiła właśnie tę przystawkę. A potem jeszcze móżdżek cielęcy na grzance. Mimo że do tej pory trochę zżymałam się na móżdzek, to danie wyglądało bardzo apetycznie.
Czas zleciał jak z bicza trzasł, aż szkoda było, że tak szybko.
Rozpisałam się, aż zachciało mi się jeść. Nie jadłam jeszcze śniadania, więc czas najwyższy.
Witam serdecznie życząc wszystkim miłego dnia i udanego tygodnia 🙂
Cichalu,
dopisuję się do tak pięknie wyrażonych przez Gospodarza życzeń, ściskając baaaardzooo, baaaardzooo serdecznie 😆
Trzymam kciuki za Piotra i Basię, którzy dzisiaj przez cały dzień w podróży lotniczej na daleką północ Norwegii.
Udało nam się Blogowisko. Małgosia W. jest artystką kulinarną. Przygotowała pyszne i piekne przekąski. Na koszyczkach z podpiekanego parmezanu kolorowe sałaty a na nich: jajka przepiócze z dodatkami, łosoś wedzony z dodatkami, sałatka z tuńczyka i kukurydzy – poezja. Barbary poduszeczki z ciasta francuskiego ze szpinakiem i fetą rozpływały się w ustach. Takoż samo Danuśki tarta. Nie pamiętam już czyjego autorstwa były pyszne sałatki. Szampan od Małgosi, wina i cała bateria nalewek. Niespieszne pojadanie i niekończace się rozmowy, śmiech i radość ze spotkania. Danuśka dba o to żeby wiktuałami, które naprawdę są nie do przejedzenia, obdarować wszystkich biesiadników aby jeszcze w domu mogli delektować się tym dobrem.
Gościnność Danuski była tu już wiele razy opisywana. Mogę to tylko potwierdzić w całej rozciagłości. Gościnna jest cała rodzina. Ala oddała nam swój pokój żeby nam było wygodnie.
Mam nadzieję, że zechce skorzystać z naszego zaproszenia i przyjedzie z koleżanką, która chce zwiedzać Poznań śladami bohaterów książek Musiorewiczowej. Alana chcemy zwabić naszym jeziorem, które jest bardzo dobrze przygotowane do wędkowania.
Nad zachowaniem umiaru, proporcji i zdrowego rozsądku w gościnności czuwa Piksel, przypominając raz po raz gościom, że dom jednak należy do niego 🙄
Nisię w telewizorni obejrzałam, wkurzając się, że nie poświęcono jej tyle czasu, na ile zasługuje. Różni zwariowani ludzie nie schodzą z ekranu
Ale przecież nie dodałam, że ten tort bezowy był doskonały. Ja dość często jem tort bezowy z cukierni Sowy, ale ten był inny : dość cienki spód bezowy , na nim warstwa kremu, a wierzchu to co na spodzie. Całość nie przesłodzona, co jest dość częste w przypadku tego rodzaju tortów. Która wersja jest lepsza – daktylowa, czy kawowa, nie ustaliłam. Obydwie bardzo smaczne.
Pnącze, o którym pisze Krystyna, to bladoliliowa wistaria albo inaczej glicynia.
Nasz długi stół przykryty był staroświeckim obrusem haftowanym w bukieciki róż w kolorach bladego i ciemniejszego różu, obszytym koronką. Zapewniam, że nie była to żadna fabryczna podróba. Mniejsze stoliki w lokalu przykryte były obrusami szydełkowymi.
Krysiu,
smacznego. My wczoraj na kolację jedliśmy odgrzane „francuskie” poduszeczki Barbary, łososia od Nisi, ciasto cytrynowe Zgagi, do tego kieliszeczek cytrynówki Danuśki. Pychota. Naturalnie rozmawialismy o całym Blogowisku i wspominali szczególnie serdecznie wszystkich Zjazdowiczów.
Zestaw musztard francuskich od Aliny czeka spokojnie na swoją kolej.
Alino, wzruszyłaś nas bardzo swoim gestem. Cieszę się niezmiernie, że mogłyśmy się poznać osobiście. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twoich bliskich 😆
Cichalu, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin 😀
Podobnie jak Krystyna miałam przyjemność posłuchać o wiewiórkowej przygodzie przy naszym różanym obiedzie. Do opisu Krystyny dodam jeszcze, że wnętrze restauracji ozdabiały stylowe meble, m.in. szklona serwantka wypełniona porcelaną itp. bibelotami, a białe obrusy miały dyskretny hafcik oczywiście różany. No i te kwiaty, kwiaty, ach…
A czy wspomniany był pasztet Włodka ? Jeśli nie to, to już wiadomo, że był i to doskonały. Przy okazji podejrzałam, w jakiej foremce był pieczony- w owalnej z czarnego teflonu ,odpisanej tak jak tortownica, a więc nie ma żadnego problemu z wyjęciem pasztetu po upieczeniu. Zresztą pasztet w tej formie odbył podróż do stolicy.
Kiedy stół jest bogato zastawiony, zapomina się o chlebie. A był chleb upieczony przez Małgosię. Bardzo dobry wypiek.
Jotko, ja także oglądałam Nisię w poranej ” Kawie i herbacie”. Byłabym przeoczyła, ale akurat przeczytałam wpis Jolinka i zdążyłam włączyć telewizor. To typowe, że te programy sa przeładowane, zupełnie bezsensu. Wszystkiego po trochu i ” po łebkach”, a osoby zainteresowane czują niedosyt. Nie rozumiem, że zaprasza się do programu gościa, pozwala mu się powiedzieć kilkanaście zdań i do widzenia. W radiu przeważnie jest trochę lepiej, ale wiadomo, że to właśnie telewizja dociera do większej ilości osób.
Muszę wreszcie zjeść to śniadanie.
Cichał !
100 lat,100 lat niech żyje nam i pływa po morzach i oceanach świata !!!
Kochani – wrzucam na „pożarcie” pierwszą serię zdjęć zjazdowych.
http://picasaweb.google.pl/zosiarusak/TargiMaj?feat=email#5474754837959087202
Cichalu, silnych wiatrów i wszelkich innych pomyślności
W ramach drugiego śniadania podgryzam poduszeczki szpinakowo-
fetowe Barbary 🙂
Przeczytałem, podziwiam. Jeszcze raz przeleciałem menu. Może w przyszłym roku i nam się uda. Tymczasem w sobotę cały dzień kosiłem trawę na wsi. Mała (ze 3 godziny) przerwa na grila.
Grilla przygotowała córeczka – kurczak marynowany i karkówka marynowana plus papryki, pomidory, pieczywo. Było to wyjatkowo smakowite. Ale przygotowywała parę godzin w nocy z piątku na sobotę. Wiedziałem, że dobrze gotuje, ale tym grillem zaskoczyła nas kompletnie.
Do tego dość tanie wina Tritium Vendimia Seleccionada 2005 (Rioja) i Egri Corona Borhaz Cabernet Franc 2006. Oba doskonałe albo prawie doskonałe. Rioja calkiem doskonała, wymarzona do grilla. Z wytwórni Egri Korona wolę Egri Bikaver. Cabernet Franc powinien byc podobnej jakości, ale miał mniej kwasu niż Bikawer na bazie Kefrankos. Ale ta słodycz sprawiała wrażenie nie do końca naturalne. Byłbym skłonny podejrzewać dosłodzenie pomimo zdobytych madali na prestiżowych konkursach.
W każdym razie Egri Bikaver tej wytwórni bardzo polecam. Jeszcze bardziej polecam Korona Selection Merlot barrique 2003, które zdobyło złoty medal na Challenge International du Vin w Bordeaux w 2006 roku. Tylko nie sugerujcie się nazwami i nie kupujcie wina nazwanego Egri Bikaver z wytwórni nie tak renomowanej. Może to być płyn zupełnie nie nadający się do picia.
Cichalu, STO LAT! Dużo zdrowia i radości!
Aha, marynata do kurczaka była zupełnie inn niż do karkówki, co zrozumiałe. Dużo dobrej oliwy i ziół, ale te zioła właśnie zupełnie inne, jak i innymi środkami uzyskiwana ostrość. Do tego w karkówce dużo cebuli, której kurczak nie dostał wcale. Do tego bardzo dobre dziadziki własnej roboty, z którymi nie bardzo było wiadomo, co robić, bo w mięsie zabijały aromat i smak z marynaty. W marynacie kurczakowej dużo białego wina, w karkówkowej czerwonego, ale i odrobina octu balsamicznego.
Ukochana w zasadzie nigdy nie uczyła gotować córeńki. Najciekawsze, że wszystko jej wychodzi. Zarówno gdy korzysta z trudnego przepisu z książki kucharskiej jak i wówczas, gdy coś improwizuje. Zaczynam się zastanawiać, czy zamiast bezowocnie, jak dotąd, szukać pracy w zawodzie, nie powinna zająć się gastronomią.
aa11 – lepszego kodu dla Kapitańskich życzeń nie można sobie wymarzyć
Cichalu, Kapitanie nasz Blogowy –
Ja ziemne zwierzątko, wodę pijam lecz niekoniecznie zanurzam się w jej słodkowodnych lub morskich odmętach. Wręcz przeciwnie. Zatem z terminologią jestem na bakier.
Z leśnej szkółki co nieco pamiętam i mam nadzieję iż nic nie pokręcę w mych urodzinowych życzeniach dla Ciebie –
Stopy wody pod kilem, pomyślnzch wiatrów w żaglach i szmaragdowych toni
życzy
Echidna
A zamiast laurki, pocztówki czy kwiatków piękny wiersz Leopolda Staffa, który mam nadzieję przypadnie do Twego Kapitańskiego serca.
Wiesci morza
W dzień biały morze śpiewa, szepce i szeleści,
Samemu sobie jeno gwarząc opowieści.
Kto się w nie wsłucha, słyszy w jego dziwnym szumie
Dalekie, tajne głosy, których nie rozumie.
Ale po nocy ciemnej, wśród pomrocznej głuszy
Morze prawi wybranym o swej wielkiej duszy.
I kto w swej piersi prawdom nieznanym nie przeczy,
Umiejąc słuchać głosów niewidzialnych rzeczy,
I samotnością łaskę swej jawie wysłuży,
Temu morze się zwierza, wieści, z duszy wróży,
Iż, utopiony sercem w oszołomnej pieśni,
W zachwycie najpiękniejszą bezsenną noc prześni.
A gdy upojonemu wiedzą w morskim wietrze
Z oczarowań zawrotnych powieki świt przetrze,
Co złotą obietnicą słońca się uśmiecha:
Ujrzy, jak łowiąc nocy pierzchającej echa
Wypływają z dniejących wód tajnej głębiny
W sen o pieśni Ariona wsłuchane delfiny.
E.
Do obecnych jeszcze w Warszawie Zjazdowiczek wysłałam maila
z pytaniem dotyczącym wieczoru pożegnalnego.
A zatem czekam na Wasze odpowiedzi.
Errata
pomyślnych
E.
wiewiorki z grilla
(przepis angielski):
wiewiorki sprawic,
zamarynowac na noc w czerwonym winie z dodatkiem
soku pomaranczowego i tymianku,
faszerowac dzwonkami pomaranczy,zaszyc,
wbic(podluznie) na rozno,
piec ciagle obracajac i pedzlujac marynada
z wina, miodu, pieprzu i soli
Cichalu,
niech Cię Posejdon życzliwie traktuje,
Ajolos takoż przyjaźnie duje
w żagle Cygneta.
Zdrowia i portów z dobrymi ludźmi!
Panie Lulku,
jeszcze zostanę posądzony o szpiegostwo…
kulinarne 😉
I pamiętaj, że zapasy w lodówce to nie rekwizyt do pokazywania szkiełku.
To nie tylko można, ale i trzeba jeść!
Malzeit!
Żabo,
trochę podoczytywałam do tyłu. Bardzo mi przykro z powodu Twoich kłopotów. Trzymam kciuki żeby „karta się odwróciła”. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Byku, to nie byczo. Wierzę, że Anglicy sa zdolni do sporządzenia podobnej receptury, ale ja radzę ją zastosować do piersi kaczych. I na patelnię zamiast na rożen. Wersja oryginalna nijak się nie ma do Pana Piotrowej drewutni.
Życzę, Żabo, oby Twoje kolano samo wydobrzało zanim gdzieś miejsce się zwolni. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale od czasu do czasu podobne cuda się zdarzają.
A propos cudów tłumaczyłem wczoraj córce, jakie cuda będa się zdarzać, gdy ukoronujemy Chrystusa na Króla Polski. Nic z tego nie mogła zrozumieć po ponad 3 latach pobytu we Francji. W końcu rzekła, że tak czy inaczej to zwykłe bluźnierstwo. Nie wiem, co na to radio toruńskie powie. ja osobiście jestem tego samego zdania. To tak na marginesie tylko i nie proszę o opinie, żeby nie było, że wkraczam na kruchy lód tematyczny.
Podbudowany ruszam na posiedzenia
@stanislaw:
w meksyku(95% katolikow)
na prawie kazdym bazarze dostanie pan z grilla
nie tylko wiewiorki, ale i chomiki, oraz swinki morskie(sic).
Danuśko, wielkie dzięki za zdjęcia. 😆
Przepis na babkę cytrynową jest bardzo przyjazny dla każdej osoby, która musi upiec coś na szybko. Oto on:
Składniki :
4 jajka
1 szklanka cukru
1,5 szklanki mąki
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2/3 kostki margaryny (czasy kartek minęły więc daję 17 dkg masła)
sok z 1,5 cytryny
Jajka z cukrem ubić na kogel-mogel
mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i przesiać a następnie wsypywać po trochu do kogla-mogla, delikatnie wymieszać (nie mikserem).
Masło zagotować i gorące wlewać do ciasta – delikatnie mieszając.
Gdy powyższe składniki się wymieszają – na samym końcu wlać sok z cytryny i też delikatnie wymieszać.
Piec około 30-40 minut w temp. 180 stopni C.
Mimo, że mam formy teflonowe, to wolę jednak je wysmarować masłem i wysypać mąką. Kiedyś im zaufałam i musiałam wyjadać drewnianą warzechą (żeby nie porysować). Już się więcej nie dam nabrać. 😉
Danuśko, mam jeszcze do Ciebie pytanie, czy mogłabym sobie skopiować zdjęcia na swój komputer ? Jeśli się zgodzisz, to zapytam fachowców w jaki sposób można to zrobić. 😉
Żabo, pamiętam, myślę i „trzymam”.
Teraz idę sobie zrobić ekspresowy obiad. 😀
Zgago- własnie wysłałam do Ciebie maila !
Zdjęcia możesz oczywiście skopiować, mogę też przesłać Ci
je,jako załącznik w poczcie.
Danuśko, już lecę „na pocztę”. 😆
Hej Bando Mini-Zjazdowa!
Z Waszych opowieści okraszonych fotografiami Danuśki wyłania się obraz generalnej Zjazdowej rozpusty towarzysko-kulturalno-kulinarnej. I choć większość z nas przebywała z Wami duchem, nie będziemy zazdrościć, a jedynie współczuć sobie iż okoliczności nie pozwoliły powiększyć tak doborowego grona.
Na pociechę pozostaje nam – co się odwlecze … i Wasze opowieści oraz utrwalone w kadrze chwile.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Rozrzewniłem się. Tylu przyjaznych słów nie dostałem od lat! Dziękuję Wszystkim! Ale sprawozdawam. Wczorajszy „bankiet urodzinowy” nie był po polsku, czyli do dna ostatniej butelki, ale po ichniemu. Grill (świetnie przygotowany przez mojego zięcia filet mignon + mnóstwo dodatków) i conajwyżej dwie butelki dobrego, angielskiego piwa na osobę. Czasem łyskacz. Ameryka idzie na psy…Oczywiście wszędzie okolicznościowe napisy i laurki.
Na ostatnim zdjęciu ciekawostka. W supermarkecie kupuje się „poletko truskawkowe” Zawiesza się toto pod okapem i od czasu do czasu skubie wyrosłe owocki.
http://picasaweb.google.com/cichal05/Urodziny10#
Urocze laurki Cichalu!
A takie truskawki to genialny pomysł, też bym takie chciała! 😀
Małgosiu, takie truskawki są i u nas do kupienia. W lecie wieszamy doniczki z warkoczami truskawek na zewnątrz werandy. Kupujemy je w centrum ogrodniczym pod Nieporętem. To rzeczywiście fajna zabawa.
Dziękuję za informację, będę się za nimi rozglądać.
No to musi być rzeczywiście wspaniała zabawa! Szczególnie ptaszkowie mają uciechę! Szpaczki …
E.
Cichal,
Najlepszse życzenia urodzinowe – samych radości. 🙂
O ósmej będzie uroczysty toast, może będziesz w pobliżu komputera.
Dzisiaj dla odmiany bedzie historia astronomiczna. Zacne towarzystwo zebralo sie w heurigerze dla omówienia waznych spraw dotyczacych wszechswiata. Jak to zwykle bylo poleciala runda jedna po drugiej a potem zabrzmiala piesn patriotyczna:” Kto to zamówil, kto bedzie placil, kto ma tyle pieniedzy”. Zawsze jednak wszystko jest uregulowane. Jeden z biesiadników doszedl do najblizszego skrzyzowania i padl jak rycerz w boju. Obrócil sie na plecy a tu niebo pelno gwiazd. Patrzy i widzi: ksiezyc nie calkiem w pelni za to Wielki Wóz, Maly Wóz i inne. Za chwlke pojawil sie trzeci wóz z kogutem niebieskim na dachu.
Zabrali balownika do zlobka dla silnie wskazujacych. Zeby studiowac astronomie nalezy jednak miec mocna glowe albo mniej rundowac.
Pan Lulek
Wiadomo wśród kwiatów – Króluje róża,
Wśród róż – róża wiatrów,
Wśród wiatrów – burza.
Różne są róż imiona,
Różne są miana burz.
Jeśli róża – to czerwona,
Jeśli burza – to szalona.
Na najburzliwszym z mórz.
Cichalu, życzę Ci, aby omijały Cię, zarówno te burze na morzu jak i te życiowe 🙂
Zakopiańskie wiewiórki trochę podtuczyły się na moich śniadaniach, które zostawiałam im na płotku wracając ze szkoły do domu 😆
Obecna!!!
Dzisiaj szaleństw weterynaryjnych ciąg dalszy. W samo południe jeden doktor i seans kastracyjny – trzy ogierki, dzieki nowym środkom i wynalazkom farmacji – szybko i w miarę bezboleśnie,ufff, potem znieczulenie i dalsze rozcinanie ropnii klaczce. Jeden doktor wyjechał, przyjechał drugi do kucyka. Dał co wymyślił, posiedział, pojechał. Marne rokowania kuca.
Młodzież poszła pracować – na zabiobłotnych koniach prowadzą jazdy u sąsiada, tego co podpadł dorotolowi, nie poznając się na żarcie i jej kurtce – jego córka prowadzi w Warszawie przedszkola i podstawówkę Montessori, co roku przywozi dzieci w ramach zielonej szkoły. Dzieci są zakwaterowane w dworku nad jeziorem a tutaj przyjeżdżają w ramach poznawania wsi. Młodzież instruktorska, nieźle obyta z dziećmi i nauczaniem ich, na te strasznie wyrzeka, ze nieposłuszne i rozwydrzone.
zdrowie cichala … i blogowiska całego by się wiodło wszystkim … 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!!
Cichalu, za drogi pod gwiazdami! Za wspomnienia w kilwaterze!
Bardzo tę szantę lubię
http://samaro.wrzuta.pl/audio/8nmZgGcy1JX/andrzej_korycki_dominika_zukowska_-_wysoki_brzeg_dundee
Żabo, ja i tak będę „trzymać” i słać fluidy z milionami dobrych życzeń, nie zaszkodzą a „nóż, widelec”, pomogą.
Cichalu, Kapitanie blogowy; za Twoje nieustające zdrowie, piję pełny kielonek pigwówki od Jotki – ale to jest „siekiera”, że uch. 😆
Danuśko, odpisałam. 😀
Zgago,
Czy ta Twoja babka cytrynowa nadaje się do przekładania jakąś masą ?
Cichal,
sto lat jeszcze za sterem, a pod kilem wody na pięć palców przynajmniej!
Szczęścia i zdrowia
Haliczku, raczej nie, bo ma strukturę bardzo puchatego biszkoptu, jest wilgotna i jakbyś ją chciała przekroić, to nóż zamiast przecinać, będzie „grabił” ciasto za sobą. Mam nadzieję, że się domyślasz o co chodzi w tym moim pokręconym tłumaczeniu. 😆
To jest bardzo lekka babka.
Rozumiem 🙂
Szukam jakiegoś ciasta innego niż biszkopt, które nadawałoby się do przełożenia masą. A jak wysokie ciasto wychodzi z tych składników które podałaś?
Dorota z Poznania u Ewy z Poznania
Kapitanowi Cichalowi składam serdeczne, urodzinowe życzenia. Wiatru w żagle, radości w sercu, zdrowia i dobrego nastroju.
Dorota z Poznania u Ewy z P.
Haliczku, do przełożenia doskonale nadaje się puchatka Żaby zrobiona bez owoców.
Haliczku, te proporcje wystarczają na 2 keksówki o wymiarach dna 22×8 cm.
Ja mam teraz (niestety stare wywaliłam) tylko jedną o tych wymiarach a drugą dłuższą ale węższą, dlatego upiekłam tylko w tej dłuższej.
Bo ja to już tak mam, że najpierw wywalam a potem w sklepie się okazuje, że jest tylko jedna sztuka o potrzebnych wymiarach. Potrzebowałam wtedy na już i dlatego dokupiłam tą drugą niewymiarową. 🙁
Na mój dusiu! Ponie Pietrze! To jeśli ta młodo wiewiórecka ryktuje własnego bloga (a dzisiejso młodziez najcynściej ryktuje), to jo juz se wyobrazom, co ona napisała w dzisiejsym wpisie 😀
Haliczku, mam przepis na „czarny tort”, ciasto jest też bardzo delikatne ale nie jest wilgotne i po ostudzeniu da się przekładać. To nie jest typowy biszkopt, bo z kakaem i inne proporcje a krem do niego robię albo kawowy, albo orzechowy.
Cichalu, Twoje Zdrowie!!!
Zgago,
Przepisy zbieram na potęgę 😆 Nie wiadomo kiedy, który się przyda. Teraz akurat szukam delikatnego ciasta na tort urodzinowy dla mojej wnusi. Młoda rodzinka wróci z wywczasów tuż po urodzinkach a młoda mama nie dość, że będzie zmęczona po podróży to jeszcze spodziewa się drugiego dzieciątka 🙂
Po prostu babcia chce zabłysnąć nowym wypiekiem i odciążyć młoda mamę. Tak to już, z tymi babciami jest 😆
Haliczku, wiem coś o tym 😉 moja Mama dla mnie konsekwentna i surowa, dla swoich wnuczek, niczym plastelina w ich łapkach. 😆
W jakim wieku jest solenizantka ? Bo małym dzieciom ten tort jest za mało słodki – dominuje smak kakaa, tylko krem jest słodki.
Ja jeszcze toastowo :
– za Żabę i jej koński dobytek !
– za Cichała !
– za wszystkich Uczestników Zjazdu majowo-targowego !
A Pyra z Dorotolem chyba ciągle w krzakach ?
Zgago,
Maleńki szkrabik kończy 3 latka 🙂
Haliczku, polecam puchatkę, ja z niej namietnie robię torty, Można dodać kakao i mieć czekoladowy blat, czasem dodaję mielone orzechy włoskie, albo laskowe, mniej więcej 1 szklankę (reszta składników bez zmian). To jest takie ciasto-wytrych
Ojoj ! Toż to najsłodszy wiek. Dzieci wtedy są takie grzeczne, jeszcze rodzice i dziadkowie są jedynymi wyroczniami, dopiero w przedszkolu już im się, na ogół, zmienia i „Pani” ma zawsze rację. 😆
Jeśli będziesz chciała przepis na „zaś”, to napisz a ja go jutro napiszę, bo teraz jestem po pysznej a mocarnej pigwówce i wolę nie ryzykować pisania przepisu. 😉
A gdzie się podziewa nasza Alicja ?
Danuśko, popieram Twoją listę toastową w całej rozciągłości. Już nadganiam. 😆
Stara Żabo,
Szukałam u Alicji w przepisach, ale nie znalazłam (może jest pod inną nazwą). Pamiętasz może kiedy podawałaś przepis na puchatkę na blogu, bo nie chciałabym Cię obciążać dodatkowo przy ogromie Twoich zajęć ?
Wybaczcie Kochani żem spóźnił toast, ale najpierw „musiałem” odebrać moją dziatwę ze szkół (taka tradycja i mój przywilej, że jak jestem tutaj to jeżdżę po nich) Oni wcześniej rozpowiadają, że przyjedzie po nich dziadek, który jest wilkiem morskim, że ma 159 lat i że żeglował z admirałem Nelsonem. Rebiata nie bardzo wie kto to Nelson, ale słowo admirał i moja broda przydają kolorytu.
Na początku nie wiedziałem co jest grane. Razem z moją czeredką wylegał tłumek, który patrzył na mnie jak na jak na małpę w ZOO. Po drugim razie przyznały się basałyki do tego szalbierstwa! Nie wysypałem ich!
Potem musiałem skoczyć do sklepu i nabyć tzw. ucho, czyli pół galona ok. 1.75l
Butla ma ucho do noszenia. Oczywiście był to Kapitan Morgan 50%. Ichni mają ichnie tradycje, ale tradycji przodków się nie zaprę! (Na mój dusiu, Owcarku)
Haliczku, cud się zdarzył, oto puchatka żabia. 😀
# Stara Żaba pisze:
2009-09-30 o godz. 14:58
puchatką żabią Pyra ochrzciła ciasto owocami, które z kolei ja nazywałam ciastem Grażyny. Niewiele Ci to chyba, Danuśko, przybliża? Skrótowo proporcje: 5 jaj, szklanka cukru, szkanka mąki, dwie kopiate łyżeczki proszku do pieczenia, pół szklanki oleju (np słonecznikowego), owoce w zasadzie dowolne. Jak czereśniopodobne (znaczy soczyste) po upieczeniu wywrócić spodem do góry.
A tu ciąg dalszy: 😉
# Stara Żaba pisze:
2009-09-30 o godz. 15:36
Danuśka, zmiksować całe jajka z cukrem, dosypać mąkę z proszkiem, dalej miksować, wlać olej i też miksować. W sumie to trwa z pięć minut. Będzie rzadkie. Wlać do foremki (jak robie półtorej porcji to są dwie keksówki) – Haneczki ma 21 x 27 cm. Wrzucić owoce w zasadzie dowolne, np pokrojone na ćwiartki śliwki, albo rabarbar (wersja pierwotna). Z góry zapowiadam, ze opadną na dno, chyba, ze duża blacha i ciasta cieńko :). Praktycznie jest wyłożyć formę papierem do pieczenia, jak się upiecze i wystygnie, odwrócić (z keksówką oczywiste), wyrzucić, odkleić papier. Piecze się w zależności od ilości ciasta, owoców i pieca od 30 minut do nawet godziny. a wstawiam na 180 stopni i potem skręcam na 160, bo mi zbytnio ciemnieje od góry.
Można jeść na ciepło z bitą śmietaną, lodami, sosem waniliowym – wszystko można.
Żabo! W pierwszych słowach mego listu dziękuję za szantę i w ogóle.
Jak ciasto nie za luźne, to obtoczyć owocki mąką
Haliczku, tutaj wersja podstawowa:
5 jaj
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 szklanki oleju (ja preferuję słonecznikowy)
jaja ubić z cukrem (aż zbieleją, znaczy mikserem do oporu), dodać mąkę z proszkiem i olej. Wlać do dowolnej w kształcie formy, albo tortownicy.
Zmierzyłam blaszkę – z owocami jest pełna 20 x30 cm, czyli 600 cm kw., co odpowiada tortownicy o średnicy 28 cm, myślę, ze bez owoców odpowiednio mniej, tak 22 – 25?
Zgago,
wielkie dzięki 🙂 Już zapisałam. Wykorzystam w odpowiedniej chwili. Ale Twój „czarny tort” też chętnie wciągnęłabym do swoich zapisków. 🙂 Jak będziesz miała swobodną chwilkę to wystukaj przepis na klawiaturze
Ooooooooo, widzę, ze puchatka już się znalazła dzięki Zgadze Niezawodnej 🙂
A ja spadam pod kordełkę,
dorotol donosi z krzaków, ze im z Pyrą dobrze, chociaż mają kłopoty z wodą i hydraulikiem, zdaje się, ze je olał, jak to hydraulik
Żabo ,
bardzo, bardzo dziękuję 🙂
Cichalu, Twoje zdrowie 😀 Niech omijają Cię mielizny, sprzyjają wiatry a ster będzie zawsze posłuszny 😀
Cichalu, Twoje zdrowie 🙂
Zanotowałam i ja przepis na słynną puchatkę Żaby, a w zamian podrzucam mój ulubiony przepis na ciasto z rabarbarem, można też z jabłkami. Jest równie łatwy i szybki jak puchatka, ale nie dodaje się ani tłuszczu ani proszku, a więc:
4 jajka (jak małe – to 5)
zapach (cukier waniliowy)
1,5 szkl. cukru
ubić mikserem na kogel-mogel, dodać:
1,5 szkl. mąki, wymieszać lekko łyżką,
część masy wylać do blaszki (ja robie w prodiżu) wysmarowanej masłem i posypanej tartą bułką, na to warstwę rabarbaru pokrojonego dość drobno, znów masa, rabarbar i resztę masy na wierzch żeby zakryła owoce. Piec ok. 45 min. Przed upieczeniem, wierzch można posypać płatkami migdałów. Polecam, sprawdzone i pyszne 🙂
Czuję się rozpieszczany. Dziekuję za następną porcję życzeń, za dobre słowa, za życzliwość. Ewa mówi, że jeszcze chwila i się rozbisurmanię. Hej! Chciałbym Ci ja jeszcze krzynę pobisurmanić, hej! Ale to już tylko pobożne życzenia…
Haliczku, jak rzekłam, będzie jutro popołudniu. 😆
Żabo, to był tylko łut szczęścia, pigwówka mnie „oświeciła”. 😆
Spokojnej nocy i dobrego jutrzejszego dnia Ci życzę.
http://www.youtube.com/watch?v=h_Sj9o7DWJU&feature=related
Piosenka, o którą mi chodziło, zaczyna się w 54 sekundzie. 😆
Zmykam, bo ziewam już jak smok.
Dobrej, spokojnej nocy życzę i bisurmańskich snów. 😆
Cichalu,
raz jeszcze wszystkiego najlepszego w dniu urodzin
W następnym roku, białych żagli,
Tak wydętych dobrym wiatrem,
Byś zawsze żeglował
Do archipelagu pragnień…
Dobry wieczór na rubieży!
Wróciłam uchetana jak nieboskie stworzenie.
Renamencik:
Cichalu, pomyślnych wiatrów i Twoje zdrowie! Kapitana Morgana chętnie pijamy w naszej Kongregacji, oby żyła wiecznie… Ty też! Znaczy: żyj wiecznie, pływaj dzielnie i generalnie nie daj się!
Blogowisko…
Blogu trwaj, Blogu, jesteś piękny… Chyba powtarzam po kimś. Zjazd był samą radością. Został już porządnie opisany i sfotografowany, więc się nie będę wyrywać.
Powiem Wam tylko o zajęciach indywidualnych, jakie uprawiałyśmy wczoraj we trójkę: Alicja, moja telewizyjna przyjaciółka Krysia i ja. W restauracji „Literatka” na Krakowskim spożywałyśmy w jakichś niemałych ilościach bardzo dobre wino południowoafrykańskie Zafrica – Shiraz, bardzo polecamy! Deserem po pięknym dniu był grający w tejże Literatce młodzian, który Chopinem wycisnął łzy Alicji (chowała, ale widziałam!), a Patetyczną Beethovena – mnie. Szkoda takiego dobrego pianisty na granie do kotleta…
A teraz, chwiejąc się na nóżkach, idę lulu.
Ach, jeszcze coś!
Byku, jak będziesz miał takie pomysły co do wiewiórek, przerobimy Cię na steki T-bone, a z tego, co się nie da ugrilować, ugotujemy rosół!!!
Zgago! I Tobie i Wszystkim i sobie życzę With A Little Bit Of Luck
@nisia:
ostrzgam z zawczasu, ze dioksyny,detergenty, zwiazki rteci, ,
tudziez olowiu, we mnie az buzuja,
a licznik geigera warczy na moj widok jak oszalaly.
Byku! Damy radę! I tak nigdy nie wiadomo, od czego człowiek tyje…
Cichalu! 100 lat albo i wiecej w zdrowiu, szczesciu i milosci! Mamy zblizone poczucie humoru (ja jestem po technologii spirytusu i drozdzy) w temacie alkoholu. Lubie Twoje zdjecia i opowiesci.
Cichalu, przyjaznych wiatrów przez następne 150 lat !!!
Cichal,
Spóźniony kilka minut, ale Twoje Zdrowie!!!!
Z tej okazji może być tylko Captain Morgan, co prawda z dodatkiem coli.
Tadziu! Masz rację, ale ja ze względów ideologicznych:)) preferuję obecnie Kapitana z miodem. Taki My Honey…
Bardzo spóźniony, ale wdzięczny
Cichal, cholernie stary!
Cichal,
Pewnie już śpisz, ale przy najbliższej okazji powiedz ile tego miodu dajesz.
Kapitana lubię nie od dziś, ale z miodem nigdy nie próbowałem. Ja też chcę mieć „My Honey” 🙂
Oczywiście nie śpię. Do szklaneczki 1 łyżeczkę. Jak leję z pojemnika liczę do siedmiu. Lubię dodać twist lemonki. Smacznego!
Dzięki Cichal, zaraz spróbuję. 🙂
Cichal, pyszne!
W takim razie ponownie Twoje zdrowie!!!
Trzeba być kapitanem, żeby wiedzieć co wypić gdy łodzią kolebie by chodzić prosto. 😉
Polecam nawet na lądzie.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/KAPITANSKIRUM#slideshow/5475027383172895922
Pokrzepiony kapitańską fantazją w szklance, przeczytałem do tyłu. Dzięki za wszystkie relacje z warszawskiego Zjazdu, bo przecież już nie minizjazdu. Do tej pory miałem okazję poznać Danuśkę, Małgosię W. i oczywiście Alinę i do dzisiaj żywe są dla mnie chwile w danuśkowym, gościnnym domu. Mam tylko nadzieję, że kiedyś poznam resztę Blogowiska.
Fotoraport Danuśki też świetny, ale jak zwykle odczuwam niedosyt. Pewnie reszta uczestników pracuje teraz w domowych „fotoshopach” i wkrótce zdjęcia ukażą się dla publiki. Wspomniałem, że jestem „pokrzepiony”, więc cierpliwie poczekam.
Przy takich przeżyciach i wrażeniach wszystko inne wypadnie blado, tym niemniej – juz wspominałem, że wczoraj miałem gości na kolacji. I się udało, chociaż było skromnie! Upiekłem nóżki kurczaka, pikantne, do tego pieczone ziemniaki i sałatka z pomidorów i ogórków. I co z tego, że danie nie mogło być prostsze – pałaszowali, dokładali, pałaszowali itd. Miłe.
Na deser podałem szarlotkę na gorąco, z kawałkiem zimnego melona i lodami waniliowymi.
To całe jadło nabrało smaku dopiero z francuskim winem – prezentem od Aliny chowanym na specjalną okazję (Mercurey 2003). Wino świetne. Alina – dziękuję bardzo.
A okazja była naprawdę specjalna – mój najlepszy amerykański przyjaciel, którego znam od 1987 roku, opuszcza Long Island i przenosi się na resztę życia na Florydę. Szkoda.
Zrobiłem zdjęcia, ale, oprócz stołu w moim bardzo skromnym mieszkaniu, widnieją na nich także moi przyjaciele – Magda i odjeżdżający na Florydę Martin. Może nie powinienem ich zamieszczać (nikt tutaj swoich znajomych nie przedstawia), dlatego niech otwierą je tylko ci, co chcą, żeby nie było, że zanudzam.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/PozegnanieZMartinem#slideshow/5474658240961864450
Dobranoc 🙂
@nisiu:
jedno pytanie:
a) mowisz w imieniu kolektywu
b) przysluguje tobie pluralis majestatis(vide:komorowski)
c) jest was dwoje
?
Jestem po czwartej kapitańskiej szklaneczce. To naprawdę pomaga – pomimo, że cały dom się kołysze i kolebie nie wiem dlaczego, ja idę prosto…..
Ddddd, ddddooo, braaaaaaa noc. 😉
Kontynuując obchody urodzin Kapitana – właściwie do Dnia Dziecka można pociągnąć- wznosze toast za zdrowie Solenizanta.
Truskawki wiszące tu sa a sa też na wysokich krzewach- ok 0,7 m – jak winorośl. Osobiście jednak wolę maliny- polecam odmianę Polana- owocuje od lipca do listopada, bardzo słodka i co najważniejsze kosi się ją na zimę i nie trzeba przycinac pędów. Wyrasta na wysokośc człowieka. Mnoży się jak króliki na wiosnę więc trzeba uwazac gdzie się sadzi. Pyszna!
Mój internet z Orange – zabrany na próbę niestety nie zdaje egzaminu w mojej okolicy- zasięg jest marny więc za 2 dni skończy sie częste wchodzienie do netu. Pozostanie mi korzystanie w pracy wiec i odwiedziny nie będą regularne.
Milego wieczuru i południa za Wodą.