Napijmy się dobrej herbaty
Nie narzekamy na nudę. Niestety. Jeśli możemy znaleźć cokolwiek krzepiącego wokół nas, to chyba tylko życzliwość i chęć niesienia pomocy, choć bardziej zwyczajna wydawała nam się dotąd obojętność, jeśli nie niechęć i wrogość. Dziwne są na szczęście meandry ludzkich zachowań!
Ale i sama myśl człowieka chadza dziwnymi drogami. Dawno nie włóczyłam się po ulicach Śródmieścia, wychodząc z założenia, że nie czeka tam żadna niespodzianka prócz zmian sklepowych witryn, na przykład pojawiania się hamburgerowni w miejsce księgarni a pubu tam, gdzie niegdyś oglądało się piękną porcelanę. Ulica Krucza, samo serce Warszawy nie uniknęła dziwacznych metamorfoz. W miejscu wspaniałej kwiaciarni mamy aptekę a tam, gdzie kupowało się biżuterię czy zegarki można zaopatrzyć się w bułki i mleko. Luksusowy zakład krawiecki o wiekowej historii straszy póki co pustymi witrynami.
Podczas spaceru ulicą Kruczą napotkałam jednak miejsce, gdzie narzuciły mi się najmilsze wspomnienia. Tuż za rogiem, gdzie apteka zastąpiła cudowną kwiaciarnię umieścił się, od niedawna, sklep firmowy znanej herbacianej firmy Dilmah. I choć dzień był wilgotny i chłodny, nagle przypomniałam sobie, jak chodziliśmy kilka lat temu po górzystych polach uprawnych na Cejlonie zwiedzając miejsca związane z produkcją doskonałej herbaty.
Moda na wypijanie w biegu kawy z papierowych kubków to nie moja bajka. Od zawsze uwielbiam herbatę i jednym z istotnych wspomnień z mojego dzieciństwa było to, jak rodzicom, w latach słusznie minionych, udawało się kupić wyjątkowo pyszną herbatę Yunan lub bardzo drogą, ale pyszną Ceylon. Nie patrzyło się w moim domu na dostępną w sklepach Gruzińską czy Ulung, które były karykaturami herbat. To upodobanie pozostało mi, jako miły spadek po poprzednim pokoleniu. Czy zatem dziwne, że sklep Dilmah na Kruczej 47 przywołał dobre wspomnienia z różnych okresów życia?
Nie jestem wielbicielką herbat w torebkach, choć właściciele firmy Dilmah zapewniali mnie, że herbata w torebkach jest tak samo doskonała jak sypka. Sama też na własne oczy widziałam, jak się w wielkiej hali napełnia i zamyka torebeczki wsypując do nich ten sam produkt, który trafia do pudełek z sypką herbatą. Dla mnie nadal herbata ma być parzona konwencjonalnie, w czajniczku, zalewana bardzo gorącą ale już nie wrzącą wodą. Ma nabierać mocy przez kilka minut a potem ciemnobursztynowy płyn ma trafiać do filiżanki (broń Boże kubka!), gdzie jej moc można osłabić dolewaną wedle gustu wodą. Herbata to smak, piękna porcelana i rytuał. Mam wrażenie, że jest to rodzaj szacunku dla zbierających herbatę kobiet, które idąc do ciężkiej pracy ubierają się w najpiękniejsze stroje i ozdabiają jak na bal.
Mój spacer po Kruczej, jak widać uruchomił wspomnienia, więc weszłam napić się herbaty „z pierwszej ręki” w herbaciarni, która stanowi część sklepu. Niech żyje dobra herbata!
Komentarze
Niech żyje!
Zawsze parzona w listkach, zawsze mocna (dla mnie) zawsze świeża, bez cukru i innych dodatków 🙂 Zawsze w cienkiej porcelanie, żadne kubasy – no, ewentualnie szklanki z cienkiego szkła mogą być.
Horror: 3 litrowy szklany dzbanek i jedna, jedyna torebka (!!!) herbaty nie wiadomo jakiego howu w tym się kisi. Przeżyłam i byłam na tle grzeczna, że nie odezwałam się słowem, albo wiem gospodarzy nie należy pouczać, na pewno chcieli dobrze!
Nasza Japonka, ta barristerka herbaciana, na pewno wie, co robi. Dała mi lekcję parzenia herbaty zielonej, oraz sprzedała do tego odpowiednie narzędzia (miotełka i takie tam miseczki, ale mimo wszystko herbata zielona to nie moja półka.
Czarna – i najchętniej yunnan, czasami z maleńkim dodatkiem Earl Grey z niebieskimi kwaiatami (płatkami).
Do dzisiejszego dnia płaczę nad zniknięciem Herbaciarni Herbowej we Wrocławiu 🙁
A propos – Japonka powiada, że żadnego zaparzania – woda do zalewania herbaty powinna mnieć ok. 80 stopni, a tak naprawdę nawet mniej. Żaden wrzątek!
No dobra, ale opowieści o pierwszym, a nawet drugim parzu wylewanym do zlewu odpuściłam 😉
W końcu to moja herbata 👿
Warto się szczepić. Zdrowia – Nowy! Na pewno Ci szczepienie pomogło, przynajmniej lekko przechodzisz.
Między jedną filiżanką herbaty a drugą – – > https://photos.app.goo.gl/LX3iEi6asgwNo3xB6
Poszukałam zdjęć z opisywanego sklepu. Ładne miejsce i dobrze położone, ale czy herbaciany i kawowy biznes powiedzie się? Nie wiadomo. Może jednak chodzi tu bardziej o promocję marki, choć moim zdaniem jest ona dość popularna.
Dobre gatunki herbat bez trudu można kupić także w supermarketach.
Kupuję głównie herbatę Ahmad; mam i liściastą, i w saszetkach. Pijemy w domu także zieloną. Każdy ma jakieś swoje przyzwyczajenia związane z piciem herbaty i kawy. Do herbaty lubię dodawać goździki lub kardamon, albo jakiś sok własnej produkcji, albo pigwę.
U bezdomnego wśród tych cudów natury można zapomnieć o herbacie. Przepiękne kwiaty. U nas pod tym względem bardzo skromnie, ale dziś posadziłam bratki w skrzynkach, więc jest trochę kolorów.
Przez całe lata sklep Dilmah był na Kopernika, mniej więcej na przeciwko dawnego Kina Skarpa. Kuzynka, która robiła tam często zakupy uzbierała cały serwis herbaciany, bo do większych zamówień dokładano porcelanową filiżankę ze spodkiem.
Łatwo znaleźć na Sri Lance herbaciane pola Dilmah , ciągną się długo wzdłuż drogi w centrum wyspy i są tam reklamy firmy.
Podczas tureckiej eskapady kupiłam pół kilogramowe (najmniejsze, bo są też w sprzedaży opakowania 2 lub 3-kilogramowe!) opakowanie czarnej, liściastej herbaty. Pijemy ją do tej pory, jest znakomita. Nie mam tureckiego czajnika zatem parzę herbatę w czajniku z porcelitu i mam nadzieję, że producenci z okolic Rize mi to wybaczą 🙂 Czy wiecie, że to właśnie Turcy wypijają najwięcej herbaty na świecie? Mieszkaniec Turcji ze szklaneczką herbaty w ręku to chyba najpowszechniejszy widok w tym kraju.
Tak, jak Krystyna kupiłam i posadziłam bratki, od razu zrobiło się weselej w ogrodzie. Nadal kwitną kolejne odmiany krokusów. Na targu w Wyszkowie były też hiacynty, żonkile, stokrotki i prymulki czyli cały wachlarz wczesno wiosennych kwiatów. Bardzo przydałby się deszcz, ale przez najbliższe dni pogoda ma być nadal słoneczna.
U nas pochmurnawo i zimno, tylko 6c. Możnaby pozbierać jakieś gałęzie albo cokolwiek, ale lenistwo mnie trzyma mocno. Żeby słoneczka troszkę…
Póki co, herbatka z bergamotką rozjaśnia dzień. Oraz śnieżyczki – wreszcie wyszły spod śniegu i zeschłych liści.
Jakieś dobre wieści? Podobno prezydent Biden witał Dudę na ziemi polskiej – zdarza się awaria sprzętu 🙂
Z wojakami zajadał pizzę…dobra myśl w porze obiadowej. Chociaż mam w zamrażarce frytki z ziołami oraz dwa mielone, które domagają się zjedzenia.
Chłopaki po wycieczce do N. Karoliny są na kwarantannie, odbywają jakieś rozmowy telefoniczne (mają siedzieć w domu!) oraz wypełniają/wysyłają jakieś próbki. Ktoś na tym nieźle zarabia.
Czy to się kiedyś skończy???
Byłam znowu na spacerze z kijkami. Pogoda zaczyna się psuć, zrobiło się pochmurno i trochę wieje, pojawiła się drobniutka mżawka.
Herbat w torebkach używam bardzo rzadko , stanowczo preferuję herbatę liściastą, sypkiej nie kupuję.
U nas przed południem było jeszcze całkiem ładnie…
Wykorzystaliśmy…
Znakomite przemwienie.
-3, biało, śnieg pada.
Napijmy się dobrej herbaty…
Dziś piłam tylko zieloną i ziołowe.
Widać już małe pączki na forsycjach. Powoli pokazują się zawilce, ale do pełnego rozkwitu potrzeba około 10 dni. Pilnuję tego, żeby nie przegapić wspaniałych widoków w wejherowskim parku pokrytym wówczas łanami zawilców białych i żółtych.
Zasmakowaliśmy w cieście marchewkowym, więc upiekłam je kolejny raz. Poza tym nie mam żadnych kulinarnych pomysłów i smaku, a i chęci też brakuje.
Mój ulubiony utwór (bywał już tutaj), ale nigdy w tym wykonaniu…
Na dobranoc, a jutro na dzień dobry,….. i znowu na dobranoc, i znowu….
Aż się ziści ….
https://www.youtube.com/watch?v=S40i4NZR0pQ
-9c, pada drobny śnieg.
Herbata wskazanam zwłaszcza rozgrzewająca – np. „Leśne owoce” + kilka plasterków świeżego imbiru + plasterek cytryny.
Obrazy i wiadomości dotyczące wojny na Ukrainie nieustająco przygnębiają. Informacje dotyczące naszej sceny politycznej zarówno teraz jak i od kilku dobrych lat nie napawają optymizmem. Do tego zmiany klimatyczne i susza:
https://www.sadyogrody.pl/warzywa/102/brak_opadow_budzi_coraz_wieksze_obawy_przed_susza,29945.html
Usiłuję zatem znajdować zajęcia, które pozwalają, choć na chwilę o tym wszystkim nie myśleć. Na tym blogu wszyscy wiemy, że jednym z takich zajęć jest gotowanie 🙂 Dzisiaj zrobiłam na obiad lazanie w wersji lekkostrawnej, by nie nie powiedzieć light 😉 Zamiast mięsa wieprzowego dodałam mielone mięso indycze, a zamiast beszamelu sos pomidorowy. Pomysł okazał się wielce słuszny i wielce smaczny 🙂
I teraz przyznam się do jeszcze jednego grzechu(chociaż gotowanie dobrych obiadów grzechem przecież nie jest): obejrzałam od początku do końca(!) wszystkie odcinki hiszpańskiej telenoweli:
https://www.filmweb.pl/serial/Velvet-2013-693268
Nie ma wątpliwości co do tego, iż nie jest to dzieło wybitne, Krystyna na pewno nie spędziłaby przy tym filmie nawet kwadransa. Oglądałam pilnie z dwóch powodów:
pierwszy i najważniejszy to język hiszpański. Takie filmy są doskonałą lekcją nauki języka, jako że bohaterowie posługują się prostym i w zasadzie ciągle tym samym słownictwem-kocham cię, będę z Tobą, możesz na mnie liczyć, jesteś podły, nie chcę cię więcej widzieć itp… Jako że od jakiegoś czasu usiłuję poznać trochę ten język to uznałam, że tego rodzaju mydlana opera oglądana w wersji oryginalnej(z polskimi napisami) będzie pomocna w moim ambitnym, lingwistycznym wyzwaniu. Drugim powodem, dla którego obejrzałam ten serial była kobieca i wspaniała moda z lat 50 i 60-tych. Ach, gdzież te piękne sukienki podkreślające atuty kobiecej sylwetki! Zatem mimo, iż irytowała mnie bardzo gra aktorów stosujących stale te same środki wyrazu-zrozpaczona kobieta pada z płaczem na łóżko, a wściekły mężczyzna zrzuca z biurka wszystkie papiery, dałam radę. Ło Matko, ileż w tym filmie było tak samo zagranych scen! Jednak kto wie, może tych kilka czy kilkanaście hiszpańskich słówek, które zapamiętałam kiedyś się przyda….?
U mnie też był dziś obiad z mięsem indyczym, czyli duszone kawałki udźca w sosie własnym lekko zagęszczonym. Do tego ziemniaki i tarte buraczki.
Danuśka 🙂
obejrzałam kiedyś kawałek serialu ” Velvet” za namową koleżanki, ale jakoś mnie nie wciągnął. Ty miałaś konkretną motywację.
Ostatnio na Netfliksie obejrzałam dwa sezony polskiego serialu kryminalnego ” Rojst”; ponure historie, ale z bardzo dobrymi rolami i świetnie odtworzonymi realiami lat 80-tych i 90-tych.
Czytam teraz ciekawą książkę Aleksandry Zaprutko- Janickiej ” Okupacja od kuchni”/ wpadła mi w oko w bibliotece/. Czytałam wcześniej tej samej autorki
” Dwudziestolecie od kuchni”. Autorka opiera się na dokumentach, wspomnieniach i pamiętnikach. To były niezwykle trudne czasy także w dziedzinie wyżywienia, trudne do wyobrażenia przy dzisiejszym nadmiarze wszystkiego. Wszechobecne były erzace.
Nawiązując do obecnego herbacianego wpisu wspomnę tylko o herbacie. Oprócz
herbatek ziołowych z różnych roślin ” w oficjalnym obiegu pojawiły się herbaty syntetyczne w dwóch rodzajach: namiastka w płynie i namiastka w postaci stałej. Produkowano je w podły sposób, nawet na bazie farby. Jednym z takich produktów była ” Tonga” z takim opisem na reklamie – Surogat herbaty Tonga, artykuł zastępczy, jest produkowany z odżywczych składników roślinnych bez domieszek szkodliwych dla zdrowia. Tonga to napój zdrowotny, aromatyczny, łagodny w smaku, a w użyciu ekonomiczny. Nie wpływa ujemnie ani na serce ani na system nerwowy. Wytwórnia i sprzedaż … Warszawa, Hoża 23 m. 5
Autorka zebrała też wiele przepisów na superoszczędne dania.
Aleksandra Zaprutko- Janicka jest współzałożycielką portalu ” Ciekawostki historyczne.pl” i właśnie tam znalazłam informację o polskim dębie Dunin, który zajął pierwsze miejsce w plebiscycie na drzewo 2021 roku. Tutaj więcej na ten temat :
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2022/03/23/polski-dab-wybrany-europejskim-drzewem-roku-2022/
Eres malo! Sprawdziłam w necie 😀
Moje przygnębienie sięga Himalajów, chociaż jeżeli to przygnębienie to chyba to powinien być Rów Mariański. 😉
Dzięki nowemu aparatowi – najlżejszej podobno lustrzance, chodzę na długie spacery. Jest to jedna z pozytywnych ostatnio rzeczy, te długie spacery. Nie mam nastroju, żeby coś upiec. Obiady, na szczęście, gotuje tata.
Ukraina to jedno, drugie to jest to co dzieje się na wschodniej granicy, ale bardziej na północ.
I to co wyprawia paskudna zmiana. I tak jak pisze Danusia, ta susza, z której cieszy się mój szef. Najpierw pandemia, teraz to . Siedem lat chudych? I w ogóle jest beznadziejnie.
Wokół nie czuć spokoju, wszyscy są jacyś zestresowani, zmęczeni.
Do tego czytam ostatnio same przygnębiające książki. Teraz jest to „Cena” Anny Bikont.
Z Czarnego.
Rojst też mi się podobał. W niedzielę byłyśmy z siostrą i siostrzenicą w kinie. „Śmierć na Nilu”. Taka komiksowa wersja. Z zespołem bluesowym grającym na statku. Muzyka super, ale bardziej pasująca do parostatków na Misissipi. 🙂
Z pozytywnych: kupiłam mamie dwa białe amarylisy w sklepie na B. Pięknie zakwitły. Każda cabula miała dwie łodygi. Na każdej zakwitło po sześć kwiatów. Podwójnych. Cudownie wyglądały.
A na koniec parę piosenek. Muzyka może przegoni trochę ten smutek:
https://youtu.be/5mCu2uMYFLg
https://youtu.be/hgoSlepPeq8
https://youtu.be/Agk1byIie70
-1c, słońce
Dzisiaj pizza, a co!
To prawda, że opery mydlane są bardzo pomocne w nauce języka – przynajmniej w nauce języka angielskiego. Używa się tam języka poprawnego i tak jak Danuśka zauważa, szybko wpadają w ucho całe zdania. Robiąc latami na drutach, oglądałam chyba ze 3 tasiemce amerykańskie i właściwie to one nauczyły mnie języka – z pisownią nie mam kłopotów, bo jestem wzrokowcem i szybko zapamiętuję to, co widzę. Nie wyobrażąm sobie chodzenia na lekcje i uczenia się gramatyki. Prawideł polskiej gramatyki też nie nauczyłam się w szkole, tylko z czytania książek. Gramatyka i jej regułki to matematyka języka, a matematyki nie tygryski nie lubią!
Tymczasem w gazeta.pl zawsze znajduję perełki, jak na przykład ta:
„Małgorzata Rozenek-Majdan często dzieli się swoimi stylizacjami na Instagramie. Jej ostatnia podróż była inspiracją do stworzenia stylizacji, która zachwyciła fanów. Podobne spodnie z looku gwiazdy można kupić w Reserved i CA.”
Zachwyciły mnie „spodnie z looku gwiazdy” oczywiście. „basicowy i uniwersalny model” też fajny. Oczywiście rozumiem, że język się rozwija, tylko ja jestem stara gropa i tego nie przełknę.
Spodnie są niezłe, opis… nie wyrażę się.
https://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,28273608,spodnie-malgorzaty-rozenek-wzbudzily-niemale-emocje-wszyscy.html
p.s.Na takich tekstach można sobie język połamać, a nie rozwinąć!
Z lektur – ja nadal „siedzę” w kryminałach. Aktualnie Ken Follet – „Nigdy”.
Kryminały mają to do siebie, że przeważnie mają zajmującą akcję, a poza tym rzecz dzieje się na kartach książki, w przeciwieństwie do tego, co rzeczywiście dzieje się na świecie. I skutecznie odwracają uwagę. Spacery owszem, ale wtedy kiedy temperatura podskoczy powyżej zera – to znaczy, że mam już dość zimy tej wiosny!
Są i tacy uciekinierzy…
https://photos.app.goo.gl/vX5Vsh3UigHnN1vi7
https://www.plotek.pl/plotek/7,154063,28275312,kot-stepan-to-prawdziwy-influencer-wykorzystal-popularnosc.html#s=BoxOpImg9
Powróćmy do stołowych dań i z nimi powiązanymi trunkami.
Nic szczególnego poniżej. Parę ugotowanych wcześniej ziemniaków tutejszych posypanych tymiankiem i spora dawka rukoli obranej z łodygi. Do tego tutejszy pęczek rzodkiewki przepuszczonej przez tarkę. Posolić dobrą solą dodać dwa małe jogurty.
I to wszystko.
Na obrazku może nie wygląda tak apetycznie ale smakowało wyśmienicie. Typowo wiosenna objadokolacja w mobilku.
We dwoje 🙂
https://photos.app.goo.gl/ND3s7zRceDbzSSM99
Wystarczająco apetycznie wygląda, jak dla mnie przynajmniej.
Tutaj zimno (okołozerowo) i wiatrowato, jezioro jeszcze skute lodem, więc fali nie ma żadnej. Pochmurno. Czyli też typowa, wiosenna pogoda 😉
Obiadowo – mielone, frytki pieczone i ogórek kiszony, herbata owocowa do popicia.
Siostra była, ale już wybyła dziś o 6 rano. Zmienili jej rezerwację z miłej godziny 11 na 8 rano, a żeby było śmieszniej te samoloty są regularnie opóźnione o godzinę, pasażerowie siedzą w samolocie i czekają te 60 minut na start, dzisiaj jeszcze dodatkowo je odladzali.
Na obiad wczorajsze resztki: piersi kaczki w pysznym sosie zrobionym przez Siostrę , kasza gryczana i surówki.
+9c po południu, ale mieliśmy dzisiaj taki misz-masz, że głowa mała.
Obiadowo – barszcz biały na białej kiełbasie z ziemniakami i grzybkiem.
Pada śnieg od rana, trochę zostaje na drzewach reszta się topi, nieprzyjemny wiatr wykręca parasolki.
Na obiad pieczony halibut.
+3c, też pada śnieg 😉 Ale podobno na chwilę.
Dzisiaj fasolka po bretońsku. Na razie herbata, oczywiście dobra i mocna – yunnan pół na pół z earl grey, bo jak dla mnie sama earl grey jest za bardzo intensywna przez tę bergamotkę. Natomiast mieszanka jest w sam raz.
Śniło mi się, że nikt nie nosi już masek – u nas od dzisiaj podobno można nie nosić, wyjątek stanowią domy opieki, szpitale i tym podobne. No ale to chyba Primaaprilisowy żarcik taki? Wybieram się Za Róg, to sprawdzę empirycznie…
Tymczasem:
https://photos.app.goo.gl/i68ZDMKUgj2zgpiB7
Ciekawy artykuł, co na to bezdomny, który chyba orientuje się w sprawie?
No i Danuśka:
„Francuzi na przykład wydają na jedzenie trzy razy więcej niż Niemcy. I to nie dlatego, że ich stać. Uważają po prostu, że najwyższej jakości produkty to inwestycja w siebie, w zdrowie, w przyjemność biesiadowania.”
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177340,28145293,niemiecki-talerz-pelen-niespodzianek-do-lask-wracaja-szparagi.html
Marzec był…no cóż, marcowy 😉
https://photos.app.goo.gl/Qce5hnm11PdyC1YW7
Wprawdzie dzień był bardzo słoneczny, ale + 1 st. C i bardzo silny wiatr zniechęcały skutecznie do spacerów. Jest bardzo sucho, więc tumany piasku i kurzu są nieprzyjemne.
Pogoda jest, jaka jest, także w Wielkopolsce, a bocian w Przygodzicach już wrócił do swojego gniazda. Na razie samotnie odpoczywa: http://www.bociany.przygodzice.pl/
po dalekiej podróży.
Wykorzystałam dziś do pieczenia odmrożone drożdże. Zamroziłam je chyba rok temu, kiedy stały się produktem deficytowym , bo nastał szał pieczenia ciast i chlebów w domu. Żadnych zapasów nie robiłam, ale nigdy na raz nie zużywam całej kostki drożdży. I tak sobie leżały. Nic im to nie zaszkodziło i ładnie wyrosły, oczywiście do ciasta drożdżowego. Zostało jeszcze na jedno pieczenia.
Na wiosenne przysmaki bezdomnego u nas jeszcze na wcześnie; wczoraj był więc solidny rosół, a dziś pomidorowa 🙂
Czyli prawie jak u mnie, bo też z pomidorami serwuję fasolkę po bretońsku 😉
U mnie też wieje, ale poszłam Za Róg, owszem, bezmaskowo! To znaczy – ja zawsze chodziłam bez maski, ale wchodząc do jakiegoś publicznego pomieszczenia lub domu (ha ha!), zakładałam maskę. O dziwo, w sklepach personel z maskami oraz rzadko kto bez maski… myślę, że przyzwyczailiśmy się…
Jerzor ma teorię, że ktoś na pandemii nieźle zarobił, (nie chodzi nawet o maski), ale szary człowiek stracił wiele. Bardzo możliwe. Moim zdaniem można było nie zamykać restauracji etp. tylko dać im możliwość działania na pół gwizdka. Jest też wiele innych gałęzi gospodarki, które z głową pomyślnie mogły działać. No cóż…
Po drodze troszkę deszczu (dosłownie 1-2 minuty) i drobna „kasza” śniegowa, też momentami. Oraz przebłyski słońca, bo przecież kwiecień – plecień przeplata…
Wiatr z każdej strony świata. Nadal czekamy na lepsze czasy 😉
U mnie dzisiaj tak jest za oknem
https://photos.app.goo.gl/nRpMmAQCTxVEkfVaA
Przestało przed chwilą sypać śniegiem, wnuki szalały na sankach zaskoczone zimą w kwietniu.
W kwestii zimy w kwietniu oraz bocianów 🙂
https://demotywatory.pl/uploads/201504/1427902223_e1irk4.jpg
Alicjo-cytat, który przytoczyłaś dotyczący jakości jedzenia i Francuzów słuszny jak najbardziej. Myślę, że są dwie nacje w Europie, które przywiązują ogromną wagę do tego, co znajduje się na talerzu-Włosi i Francuzi. Uważam, że zarówno jedni, jak i drudzy są w stanie zapłacić więcej za najwyższą jakość i stąd też te wszystkie znaki i etykiety potwierdzające pochodzenie i jakość żywności.
Tutaj mamy na przykład kurczaki z najwyższej półki: https://tiny.pl/9k234
Średnia cena zwykłego kurczaka to ok.10 euro. Elapa-czy dobrze pamiętam?
Poza tym obydwa narody czerpią też ogromną radość z biesiadowania i spotkań przy stole, czego wszystkim życzę! Wielkanoc już niedługo zatem biesiadowanie przed nami, poniżej ciekawy pomysł z serwetką w kształcie uszu zająca:
https://tiny.pl/9k8hj
+1c, słoneczko
Takie też miałam wrażenie, chociaż we Włoszech byłam tylko na lotnisku i nawet nie pamiętam, co tam jadłam. Rzuciło mi się o tej oliwie, otóż moja niemiecka przyjaciółka, często-gęsto podróżując, narzekała na kuchnię grecką, że tam tej oliwy walą tyle… A mnie to zupełnie nie przeszkadzało, bo przecież oliwa, chociaż tłuszcz, to przecież nie smalec, masło czy łój wołowy!
Tak jest, za 2 tygodnie święta, u nas rozpoczyna się w Wielki Piątek, ale my zachowujemy polski zwyczaj. Przyjeżdża Wojtek z Ottawy.
Właśnie dzisiaj z rana do nas zadzwonił skoro świt i ostrzegł Jerzora, że bladym świtem policja do niego wpadła, żeby sprawdzić, czy odsiaduje kwarantannę, którą mu nakazali na 2 tygodnie po powrocie z North Carolina. Oczywiście obaj z Jerzorem mieli robić testy (dwa razy) i odsyłać kurierem gdzieś tam (moje podatki 👿 ), ale sprawdzić nie zawadzi… owa kwarantanna ma trwać do poniedziałku – przy okazji, te testy były robione tak, że Jerz na swoim iPadzie był połączony i odrabiał te wymazy z nosa na oczach panienki z iPada, przy czym musiał pokazywać wszystko, co robi, łącznie z zaklejeniem wielkiej, czerwonej koperty. Wojtek zresztą też miał podobne ćwiczenia. Kolesiom zachciało się 5 dni na kajt i rower w Pn. Karolinie, to teraz mają… do poniedziałku włącznie.
Tymczasem Młode przyjechali z Portland w lutym i nic nie musieli, żadnej
kwarantanny… Zaznaczam, że i Jerzor, i Wojtek byli szczepieni łącznie z trzecim „wzmocnieniem”… Ktoś na tym na pewno zarabia, bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze 👿 – i to moje pieniądze, z moich podatków 👿
Przy okazji, ja to ciągle uzupełniam…
https://photos.app.goo.gl/zoe54WQwTrjJLNZZ7
Byłam niejeden raz w Niemczech u przyjaciół i to prawda, zawsze jedzenie w knajpie, z tym, że zawsze spotykaliśmy się grupą, pogadać, zjeść, wyjść. A w domu nocne pogaduchy Niemców z Polakami, kameralne. Podparyskie klimaty z Cergy…. i dalej.
Tam były nocne Polaków i Francuzów rozmowy! Przy ciągle zastawionym stole.
https://photos.app.goo.gl/eJJa5tXgUFnoea3f6
Makaron i pomidory tak nam zasmakowały, że po wczorajszej pomidorowej dziś jedliśmy spaghetti, którego wystarczy także na jutro.
Niemiecki/ chyba/ zwyczaj pakowania niezjedzonych potraw w restauracji i zabierania ich do domu, który kiedyś wydawał się dziwny, dziś już nikogo nie dziwi. choć wydaje mi się, że nie jest zbyt powszechny. Sam pomysł uważam za słuszny, ale niewiele razy z tego korzystałam.
O niemieckim oszczędnym stosunku do jedzenia opowiadali mi znajomi. Na Kaszubach przed weselem zaprasza się na poczęstunek tych, których nie zaproszono na przyjęcie weselne, bo całej wsi zaprosić się nie da. To spotkanie ma swoją nazwę, ale nie udało mi się jej zapamiętać. Kiedyś miało dość skromny charakter – trochę alkoholu i zakąsek, ale z czasem ilości jednego i drugiego powiększyły się. Na podwórku ustawia się duże namioty, stoły i impreza jest dość kosztowna. Rodzina moich znajomych przybyła na tę okoliczność z Niemiec nie mogła się nadziwić takiej, ich zdaniem ,rozrzutności. Tłumaczono im, że nic się nie zmarnuje, bo każdy dostaje coś do domu, a resztę albo się zamraża, albo konsumuje na bieżąco. Nie bardzo ich to przekonało, bo u nich nie ma takiego zwyczaju. Weselne obyczaje to temat rzeka, na szczęście wszyscy, którzy w rodzinie i wśród bliskich znajomych mieli się pożenić albo wyjść za mąż już to zrobili, więc weselne atrakcje już mi nie grożą 🙂 .
W Polsce także większość imprez rodzinnych typu: chrzciny, urodziny, rocznice albo spotkania rodzinne bez okazji, odbywa się w restauracjach, także w małych miastach. W domu – rodzinne obiady w niewielkim gronie. Na sobotnio- niedzielne wyjścia z reguły trzeba rezerwować stolik. Może inflacyjny wzrost cen ograniczy ten trend.
„… za moich czasów” wszelkie imprezy odbywały się w domu. No ale ja ze wsi, albo jak Jerzor i ja potem – małomiasteczkowa. Czasy były inne, budżet domowy inny.
Mimo wszystko ja i nie tylko ja, moi znajomi kanadyjscy – zapraszamy do siebie na kolacje-obiady, w gronie mniejszym czy większym.
Jedynym wyjątkiem po śmierci Bonnie (od Rogera) jest doroczne przedświąteczne śniadanie w knajpie. Ja urządziłam raz, ale trzeba było je zjadać prawie an stojąco. bo miejsca dla wszystkich było mało.
Święta jedne i drugie się przegrupowały w naszych czasach, naszych – na emigracji.
Ale jednak w domu. Bo przecież muszą być te nocne rozmowy Polaków z autochtonami!
https://www.youtube.com/watch?v=WKSgJ4lKieU
Na kolacje byla tarta jarzynowa z szynka, byla troche mdla, bo zapomnialam dodac sol i pieprz.
Lubie francuskie biesiadowanie przy stole, na poczatku troche mnie to meczylo, bo nie bylam przyzwyczajona, ale z czasem docenilam zalety wspolnych dlugich posilkow. Z rozczarowaniem wspominam 90 urodziny Mamy w restauracji w moim rodzinnym miescie. Cala impreza trwala godzine , pani kelnerka mi doslawnie zabierala talerz z niedokonczonym rosolem spod nosa. Tutaj to by trwalo ze trzy godziny. Kilka lat temu w Berlinie nasza mala grupa , 6 osob, siedziala w restauracji, obok siedzieli Wlosi. Zgadnijcie o czy rozmawiali moi towarzysze podrozy i Wlosi obok ! O jedzeniu ! Gdzie dobrze zjedli i detale co zjedli. Lepsze to niz klotnie o polityce czy religii.
Krystyno – może polter? U nas też jest popularny, chociaż to uciążliwy zwyczaj. Najczęściej bardziej chodzi o picie niż jedzenie. Przychodzą koleżanki, a przede wszystkim koledzy z pracy.
I przynoszą butelki, puste. Kiedyś zdarzało się, że całe kineskopy od telewizorów. Potłuczone szkło najczęściej musi sprzątać przyszła panna młoda z rodziną, bo przyszły pan młody, po tych obowiązkowych kolejkach alkoholowych 🙂 z kolegami, idzie spać.
Asiu,
sprawdziłam i nazwa brzmi podobnie – polterabend. U Was jest skrócona.
Widziałam kiedyś tłuczenie szkła na klatce schodowej w bloku. Nie znałam wtedy tego zwyczaju i byłam trochę zszokowana.
Zima tym razem ominęła północną część kraju; było słonecznie , zimno i wietrznie. Szkoda, bo jest bardzo sucho.
A propos francuskiego biesiadowania polecam goraco francuski film, ktory przed chwila obejrzalem: „Delicieux”. Byc moze juz ktos kiedys wspomnial ten film na blogu wiec moze sie powtarzam, ale bylem oczarowany. Film kostiumowy: Francja w przededniu rewolucji i narodziny restauracji gourmet. Uroczy film i od razu ma sie ochote pojechac do Francji, zwlaszcza na prowincje i cieszyc sie zyciem, krajobrazami i swietna kuchnia. Smacznego.
Dzień dobry 🙂
kawa
Irek 🙂
Bez wieży i na otwartej przestrzeni smakuje znakomicie – – > https://photos.app.goo.gl/4dcDhVakVYPAuEnp9
U nas każda restauracja ma styropianowe pudełeczka dla zabrania do domu tego, co zostało na talerzu – dobry zwyczaj, przynajmniej nie sprzedadzą tego dwa razy 😉
Idze puścił nerw… a już myślałam, że ona taka świątek 😉
https://ebd.cda.pl/620×395/10488926d0?autostart=1
https://pbs.twimg.com/media/FPW-unaWQA4CC6o?format=jpg&name=small
Urocza ta kwietniowa zima!… A dowilżenie (po miesięcznej suszy) wręcz modelowe… optymalne… 🙂 🙂 🙂
https://basiaacappella.wordpress.com/2022/03/06/nie-odlatuj-trzmielu/#comment-92215
Byłam dzisiaj na bardzo ciekawym wykładzie na temat produktów Faberge , bo to nie tylko jaja, choć te są oczywiście najpopularniejsze. Firmę doskonale rozwinął Peter Carl Faberge syn Francuza , który ją założył w Petersburgu w 1846 roku. Głównymi odbiorami byli carowie Aleksander i Mikołaj, którzy kupowali jaja dla swoich żon i matki. Panowie Faberge nie robili tych jaj osobiście od tego byli projektanci (Eryk Kollin, Michał Perchan, dwudziestoletnia Anna Pihl) i cała rzesza złotników. Do rewolucji mieli swoje salony w Petersburgu , Moskwie, Kijowie i Londynie. Rewolucja zniszczyła firmę, zagarnęła majątek, właściciele przenieśli się do Lozanny.
Małgosiu-świetny pomysł z tym wykładem, szczególnie przed Wielkanocą 🙂
U nas dzisiaj udane eksperymenty kulinarne w postaci faszerowanych liści cykorii: https://photos.app.goo.gl/cSx4qcFwMeEaCafk7
Do dwóch rodzajów farszu postanowiłam użyć to, co było w domu pod ręką:
-farsz nr 1-awokado, jajka na twardo, koperek, majonez, dyżurne
– farsz nr 2- kurczakowe resztki, suszone pomidory oraz sos składający się z jogurtu naturalnego, czosnku oraz ajvaru.
Łódeczki z cykorii można wypełniać na wiele sposobów i zapewne każdy ma swój najlepszy na świecie przepis 🙂
Na powyższych zdjęciach jest też frytura z drobnych płotek i okoni. To był nasz obiad sprzed kilku dni. Oczyszczone ryby czekały na swój dzień w zamrażalniku od jesieni i nareszcie postanowiliśmy je odmrozić, usmażyć i zjeść!
Zamiast bezcennego Faberge podrzucam na deser trochę tańsze jajo czekoladowe:
https://www.leregio.ch/wp-content/uploads/20180224_031500.png
Na obiad byly resztki z ostatnich dni. Przy tych skokach temperatury nabawilam sie kataru i siedze w domu;
Usmazylam przed chila baczki zakonnicy. Same baczki lubie ale nie znosze zapachu goracej oliwy w ktorej sie smazyly.
Kilka lat temu bedac w Baden-Baden zwiedzilam muzeum Faberge. Bylko kilka ladnych sztuk, ale te najcenniejsze sa pewnie w Moskwie.
Skąd się wzięły bączki zakonnicy czyli pets de nonne we francuskiej kuchni?
Oto co pisze na ten temat autorka bloga „Po francuskiej stronie”:
„To pączek smażony w głębokim tłuszczu, a pochodzenie jego nazwy jest dość mgliste. Najbardziej wdzięczna z wersji, spisana przez kronikarza nazwiskiem Fulbert-Dumonteil w dziele pod tytułem „La France gourmande” na początku XX wieku poświadcza, że na wieść o nadchodzącej wizycie arcybiskupa Tours, pobożne i ciche na ogół siostry z zakonu Marmoutier wpadły w popłoch i w ferworze przygotowań jedna z nich poczęła puszczać głośne i donośne gazy. Ze wstydu i poruszenia upuściła do garnka z gorącym olejem kawałek ciasta, które zaczęło się smażyć, a ten nieznany dotąd proces dał interesujący efekt, z którego zasłynęły siostry.”
Elapa-życzę zdrowia! Czy Twoje pączki wyglądają podobnie? Z tego, co przeczytałam bazą tego przysmaku jest ciasto ptysiowe:
https://i.notrefamille.com/1400×787/smart/2020/11/26/52361-large.jpg
Przyznam, że nie jadłam do tej pory tego deseru. Alain potwierdza, iż jest bardzo smaczny.
Wszystkich jaj było prawdopodobnie 65, z tego 50 trafiło do carów ( zachowało się do dziś 43). W Moskwie rzeczywiście jest ich najwięcej bo 10, w Petersburgu 9. Wiadomo, że kilkanaście z nich znajduje się w Stanach Zjednoczonych, m.in. w muzeach w Richmond, Nowym Jorku, Waszyngtonie czy Baltimore. Własną kolekcję liczącą trzy jaja ma brytyjska królowa Elżbieta II, a jedno ma w posiadaniu książę Monako Albert II Grimaldi. Jaja znajdują się też w Szwajcarii, Niemczech, a nawet Katarze.
Słyszałam anegdotę na temat jak Książę Grimaldi wszedł w posiadanie jaja. Podobno jeden z oligarchów rosyjskich usiłował zacumować swój jacht w porcie w Monako, ale nie było ani jednego wolnego miejsca, a było to tak dla niego ważne , że zaproponował za to miejsce właśnie jajo i w ten sposób jedno z jaj trafiło do Monako.
Ale jaja! 🙂
Tak Danuska, podobne. To jest ptysiowe ciasto, na ptysie piecze sie w piekarniku a baczki smazy w oleju. Ja jem z dzemem.
Grimaldi powinien sprawdzić, czy to autentyk…
+10c
Drobne płotki i okonie – tygryski to lubią! Dawno już nie używałam w kuchni cykorii. Lubię nadziewaną cykorię – ja nadziewałam jakimś żółtym serem, zawijałam w plaster prosciutto, posypywałam parmezanem i zapiekałam lekko. Czasem dodawałam pokrajane w plasterki pieczarki. Innych grzechów nie pamiętam 🙁
Ze smutkiem przeczytałam dzisiaj w prasie, że Alain Delon potwierdził, że ma zamiar umrzeć na swoich zasadach, bo cierpi, ma dość i w ogóle… A ponieważ mieszka w Szwajcarii, więc jak sobie zażyczy odejść z tego świata, to może i syn go wesprze w ostatniej godzinie. Śmiała decyzja, jego decyzja, nikomu nic do tego.
Nie był to wspaniały, genialny aktor, ale na pewno bardzo dekoracyjny. Z filmów najbardziej zapamiętałam „Dziewczynę na motocyklu” z Marianne Faithfull.
https://www.youtube.com/watch?v=nzDMWt6LrXE
Kiedyś, kiedyś wspominaliśmy na blogu o pięknie lustrowanym magazynie „Nad Bugiem”. Do dzisiaj jeśli tylko mam okazję kupuję. Jest tam stała rubryka Kuchnia Nadbużańska pana Waldemara Sulisza. Ostatni tytuł to „Łyżka mówi”, a pod nim bardzo dużo o naszym Mikołaju Reju, który nie tylko poetą naszej polszczyzny był, ale także nie lada łasuchem. Dobrze pił i jadł mówi podtytuł. Podobno lubował się „w osobliwych polewkach, czyli wywarach mięsnych,, w pieczeniach, do których zalecał koper, chrzan i ćwikłę. Będąc na Polesiu zajadał się farmuszką piwną, koniecznie z ulubionymi grzankami lub podsuszonym serem. Za serami przepadał do tego stopnia, że sprowadził do swego majątku w Siennicy wołoskich pasterzy, by wyrabiali mu bundz.”
Pisał też sentencje na łyżkach, np. Żywot poćciwy jest skarb prawdziwy.
Dawne rejowskie smaki można wciąż znaleźć wędrując koło Włodawy, np. zupę jak u Salci lub kaczkę pana Mikołaja, albo gicz po urszulińsku. Przepisy w ostatnim numerze Krainy Bugu.
Na jednej łyżce znaleziono sentencję „A smak dał nam Bóg za darmo”, chociaż nie rejowską ręką pisaną.
Jeśli ktoś chciałby zerknąć do Krainy Bugu – bardzo polecam. Wszystkie artykuły ciekawe i pisane piękną polszczyzną bez modnych dzisiaj naleciałości z angielszczyzny.
Nowy, to pismo to „Kraina Bugu”
Tak, oczywiście Małgosia! Dzięki, nie wiem dlaczego to nad Bugiem tak się do mnie przyczepiło, ale w dalszej części tekstu już jest poprawnie.
Nowy dobrze, że przypomniałeś. Pewnie sobie zaprenumeruję,
Zakupiłam biografię Gombrowicza, napisaną przez Klementynę Suchanow – „Gombrowicz. Ja, geniusz”. Przeczytałam wszystko, co „geniusz” napisał oraz genialne zapiski, zebrane przez Ritę Gombrowicz – „Kronos”.
Myślę, że Gombrowicz jako osobowość jest genialny – moim zdaniem lepszy od swoich książek…
„Kronos” polecałam i polecam, kawałek dobrego czytania.
…oraz „Dzienniki” samego Mistrza polecam, dawno temu czytałam, wydanie z 1986 roku, kiedy to książki rozpadały się, ledwie je dotknąć… To wtedy Rita Gombrowicz wydała dzieła wszystkie Witolda Gombrowicza – i niewiele tego.
Francuska telewizja nadaje program kulinarny, który bardzo lubię i o którym wspominaliśmy już kiedyś na blogu. Jest on również nadawany w innych telewizjach i chyba wszędzie pod oryginalnym tytułem „Les carnets de Julie”. Bardzo sympatyczna Julie podróżuje po całej Francji i gotuje wspólnie z różnymi osobami dania charakterystyczne dla danego regionu. Ostatnio pojawiła się nowa odsłona tego programu, w której nasza bohaterka odkrywa przysmaki znanych francuskich pisarzy czy artystów. Bohaterem ostatniego programu był Georges Simenon, który wprawdzie nie był Francuzem z krwi i kości, tym niemniej mieszkał w tym kraju przez wiele lat. Przyrządzano, między innymi, ulubionego kurczaka tego pisarza. Przepis nie był skomplikowany- kurczak został upieczony w towarzystwie kawałków boczku, cebuli i ziemniaków. Zaprezentowano też deser, za którym nie wszyscy przepadają, ale Simenon to ciasto uwielbiał-tartę z ryżem. W internecie można znaleźć przepisy na podobną tartę, występuje jako deser rodem z Florencji lub z Belgii, a pisarz, o którym opowiadam był z pochodzenia Belgiem więc nie dziwota, że lubił to ciasto 🙂
Wszystko to przypomniało mi się, kiedy Nowy napisał o Reju i jego upodobaniach kulinarnych.
PS. Był oczywiście program o Prouście i jego sławetnych madelaines!
Alicjo-czy w biografii albo w „Dziennikach” Gombrowicza jest może też coś na temat kuchni i dań, które nasz geniusz lubił jadać?
Moj brat pisal prace magisterska z powiesci a raczej kryminalow Simenona . Napisal do niego i George Simenon zaprosil go do siebie. Simenon mieszkal wtedy w okolicach Lozanny, zapomnialam nazwe miasteczka. Brat przebywal na koszt Simenona przez trzy tygodnie w hotelu i co pare dni spotykali sie. Na pierwsze spotkanie pisarz przyjechal po brata Rollc- Roysem. Zaprosil brata jeszcze raz pare lat pozniej. Pozniej przyszla ladnie wydana kolekcjia dziel Simenona.
Danuśka,
kiedy czytałam „Dzienniki”, nie zwracałam uwagi na kulinarne sprawy, to mi przyszło z blogiem 😉
Ale jak tylko coś zauważę w biografii Klementyny Suchanow, to natentychmiast nadam! Nie przypominam sobie też, czy w „Kronosie” było coś na ten temat – pisarz stołował się głównie w restauracjach, a jeśli Argentyna, to na 100% jadał słynne argentyńskie steki! Nie przypominam sobie, żeby był wegetarianinem…
Elapa,
kryminały to też powieści!!! ( 😉 )
Jest wielu znakomitych pisarzy, który uprawiali ten gatunek literatury.
Simenon należy do klasyków gatunku z górnej półki, podobnie jak Agata Christie – dzięki za przypomnienie, Danuśka. Ale dzisiejsza górna półka różni się nieco od klasyki, jest znakomita pod względem literackim właśnie. Treść treścią, akcja akcją, ale u tych z górnej półki forma jest bardzo ważna.
Według mojego prywatnego rankingu Henning Mankell i potem długo, długo nikt…
Nie zapominajmy, że nasz polski klasyk gatunku, czyli Joe Alex, był znakomitym tłumaczem dzieł Szekspira i, ratunku! – Jamesa Joyce’a, a jego biografia, napisana przez jego córkę (Małgorzata Słomczyńska – Pierzchalska) jest także godna polecenia, znakomicie napisana. Pióro po tatusiu…
Tyle książek do przeczytania i tak mało czasu 🙄
p.s.Elapa,
to brat miał gratkę 😉 Może masz więcej opowieści brata z tych spotkań? Chętnie poczytam.
p.s.p.s.
Danuśka – te dzięki za przypomnienie Simenona! Sprawdziłam na publio – są wszystkie z komisarzem Maigretem, za jedne 20zł bez grosza 🙂
Z chęcią sobie przypomnę, wiele z tego nie czytałam, a co czytałam to zapomniałam.
Podobnie z Agatą…
Elapa-super historia z pracą magisterską Twojego brata 🙂
Alicjo-ja często kupuję ebooki na woblink.pl. Kryminały Simenona są po 14,90 zł (z bonusem dla wiernych klientów) zatem w bardzo atrakcyjnej cenie. Po obejrzeniu programu nabyłam kilka tytułów drogą kupna 🙂 Fajnie sobie czasem przypomnieć dawne lektury.
Danuśka,
ja kupuję na publio.pl od dwóch lat i nie powiem, ile tego mam i przeczytałam – jakżesz, oczywiście że dostaję zniżki i różne takie. Trzymam się publio, bo rozmach i apetyt mam duży i lepiej, żeby mi się nie pomyliło… publio mi przypomina, które książki już zakupiłam.
Na popołudnie dnia dostałam miły prezencik via UPS od synowej:
https://photos.app.goo.gl/aRM3cLt1zRCqZoxK9
Nie potrzeba baterii, nie potrzeba nakręcać… teraz to choćby na Hula-Gula wyspy mogę wybyć i się nie martwić, czy zegarek będzie chodził 😉
Zajrzałam na stronę ” Krainy Bugu” przypomnianej przez Nowego. Ileż ciekawych opowieści i postaci z tamtego regionu. I piękne ilustracje.
Nie pamiętam, czy czytałam Simenona, ale sprawdziłam, że kilka jego książek dostępnych jest w bibliotece, więc może po nie sięgnę dla porównania z dzisiejszymi kryminałami. Ja należę do tych, którzy większość książek wypożyczają.
Na kulinaria w kryminałach zwracam uwagę, bo w kryminałach współczesnych autorów życie prywatne policjantów, detektywów czy dziennikarzy śledczych jest też bardzo istotne.
Alicjo 🙂 ja bym tam z usług chrabąszcza nie rezygnował tak szybko. Technika jest zawodna, przykładów nie muszę tutaj dawać bo oprócz mnie każdy z was ma pralkę telewizor i inne głupoty mi nie potrzebne, które nie od czasu do czasu, lecz w określonym cyklu dają ciała.
Na wszelki wypadek trzymaj zawsze chrabąszcza w pudełku po zapałkach 🙂
Bezdomny,
ten eco-zegarek jest w porządku i ładny, ale mój nie taki znów stary na baterię ma funkcje, które mnie motywują – mierzą dystans, kroki, liczą zgubione kalorie, mierzą ciśnienie i coś tam jeszcze – to się przydaje. I motywuje, żeby jeszcze kawałek dalej…
U znajomego lekarza sprawdziliśmy to ciśnienie i wygląda na dobry ciśnieniomierz, przy czym dla pewności lepiej jest zrobić 2-3 pomiary pod rząd. Co prawda (odpukać!) nie mam kłopotów z ciśnieniem, wręcz książkowe, ale kto wie, co przede mną. Mocnych wiatrów życzę!
A propos kryminałów – policjanci zazwyczaj jedzą podle i w biegu, o regularności już nie wspomnę 😉 Zastanawiam się też, gdzie oni mieszczą te hektolitry kawy… 😉
Teraz czytam dość zabawny kryminał francuskiego autora Guillaume Musso, na razie akcja przypomina mi Arsena Lupina, chodzi o kradzież obrazu ze słynnego Orsay Museum, czyli rzecz dzieje się we Feancji, ale i w USA. Zobaczymy, co jedzą francuscy policjanci 😉
*Francji
Złodziej, który skradł jeden z portretów Vincenta van G. posilił się polędwicą a la Rossini i małymi ziemniaczkami z patelni, posypanymi tymiankiem.
Wina nie podano, bo to Szkot i pija 40-letnią szkocką. Cdn.
Policjant – spec od kradzieży dzieł sztuki, młody i przystojny, jest karmiony przez starszą panią, u której wynajmuje mieszkanie. Na śniadanie, podobno w angielskim stylu (w Paryżu 😯 ) pani przyniosła mu tosty z dżemem cebulowym (!!!), cynaderki, jakąś galaretkę oraz, o zgrozo, puszkę dietetycznej coli 😯
Złodziej natomiast na pokładzie sporego jachtu otworzył butelkę Dom Perignon, Vintage Rose 1959 – i taką samą butelkę otrzymał ów policjant od złodzieja (ok.40 tys.$ na aukcji Sothebys, wyprodukowano tylko 300 butelek…).
No dobra – policjant ściga Złodzieja od 3 lat, a Złodziej dobrze zna życiorys Policjanta i wszelkie ruchy, które wykonuje. Robi się coraz ciekawiej, o kulinariach doniosę, ale już wiadomo, że Policjant będzie zjadał byle co (chyba, że Złodziej coś extra mu podeśle), natomiast Złodziej to zupełnie inna półka. Wysoka!
Zapomniałam spisać menu z restauracji Jules Verne na II piętrze wieży Eiffla, a w czytniku niewygodnie wracać kilkadziesiąt stron…
Ale za to spisałam drobne przekąski na drugim końcu świata, które zajadano a restauracji w pobliżu Golden Gate Bridge w San Francisco. Do wyboru:
-mrożone ostrygi z kawiorem
-sałatka ze ślimaków z czereśniami
-smażone krewetki z masłem orzechowym
-koktail z homara i żabich udek z pistacjami
do popicia białe wino kalifornijskie.
Mouton Rothschild 1945
Romanee Conti 1985
Dla odmiany w poczekalni do Raju podają drobną przekąskę – pieczony luzowany gołąb z pasztetem z gęsich wątróbek, a do popicia szkocką Glenfiddich single malt, Mouton Rothschild 1945 oraz Romanee Conti 1985
W tej restauracji nie trzeba płacić (jak to w Raju!), nawet jak zawracają delikwenta na Ziemię, bo nie całkiem umarł 😉
A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie, ci w Raju już na zawsze.
Dobranoc!
*wina mi się powtórzyły, ale im więcej, tym lepiej 😉
Żabie – zdrowia i pomyślności. Wszystkiego najlepszego!
Nie wiem, czy Żaba jeszcze do nas zagląda, ale jeśli to może przeczyta ten wierszyk:
Żaby wiosnę już poczuły,
bo takie są żabie reguły.
Niech zatem radośnie nasza Żaba hasa,
i niech zdrowie jej dopisuje. Hop sa sa, hop sa sa!
Co do mnie to w trosce o zdrowie, zamiast zajmować się wiosennymi porządkami, udałam się do wód i pozdrawiam Was z Ciechocinka. Osobisty Wędkarz pozostał na straży domowego ogniska, bo wędkarze, jak wiadomo, dbają o zdrowie łowiąc ryby 😉 i kontemplując przyrodę. Ciechocinek ma nieodparty urok nawet o tej porze roku, kiedy nie ma jeszcze w parkach sławnych dywanów kwiatowych. Będę zwiedzać w miarę wolnego czasu, bo w zdrowotnym grafiku zabiegów różnorakich nie brak. Nie martwcie się 🙂 zdążę wrócić do domu przed Świętami i pomyśleć o wielkanocnym menu.
Wczoraj na kolację zjadłam znakomite jarzyny na ciepło: czerwona cebula pokrojona w piórka, suszone pomidory, liście roszponki. To wszystko zostało lekko podsmażone na oliwie, a warzywom towarzyszył sandacz z patelni.
Alicjo-mam w swojej bibliotece sporo książek Guillaume”a Musso, zarówno w wersji papierowej i elektronicznej, odprężające lektury.
O, Danuśka na deptaku w Ciechocinku.
https://www.youtube.com/watch?v=cGYLDbnbcYs
Danuta Rinn kojarzy mi się z Nisią – Nisia także miała niezły głos i śpiewała z powodzeniem ze „Starymi dzwonnicami”. I ten błysk w oku, poczucie humoru…
Zapomniałam napisać, że ten francuski kryminał to całkiem niezłe czytadło. Dzisiaj zauważyłam w ofercie sporo Arsena Lupina (ktoś podgląda moje wpisy w „Polityce”??? Tanio, po dysze idą 😉
Musso wchodzi na listę sprawdzonych pisarzy, skoro i Danuśka dobrze się o nim wyraża. „Odprężąjące” – to jest to, czego tygryski w literaturze ostatnio poszukują.
No proszę… złodziejstwo w Kanadzie!!! I co im pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz…
Starej Żabie sto lat i wszystkiego najlepszego 🙂
https://wyborcza.pl/7,177851,28316162,lwy-morskie-wlamaly-sie-na-farme-lososi.html?utm_source=mail&utm_medium=newsletter&utm_campaign=wieczorny&NLID=4b19350acc705d6d9366dacdafe519b940068bcce2f6e35c52d81f21b0dca36c
https://www.bbc.com/news/entertainment-arts-61037080
Żaba często obecna jest w moich myślach i wspomnieniach z Żabich Błot. Niech jej się wiedzie jak najlepiej.
A Danuśka w Ciechocinku. Mam przypuszczenia co do miejsca, w którym przebywa, bo w Ciechocinku też gościłam. Wprawdzie nie zdrowotnie, a rekreacyjnie, a głównie dlatego, aby mój mąż zmierzył się z legendą tego miejsca, którą syciła go kuzynka, wielka amatorka tego uzdrowiska. Im większa legenda, tym większe rozczarowanie, bo spodziewał się po opowieściach kuzynki nie wiadomo jakich cudowności, więc miłe miasteczko, parki i kwiaty a nawet tężnie/ bardzo oszczędnie eksploatowane/ nie były specjalną atrakcją. Ale Ciechocinek został zaliczony i ja uważam ten pobyt za całkiem udany, tym bardziej że robiliśmy wycieczki po bliższych i dalszych okolicach. Do Torunia zawsze warto jechać, bo to miasto nigdy mi się nie znudzi. No i Kruszwica oraz bardzo ciekawe zabytki romańskie w Strzelnie.
Żaba i jej Błota to centrum, gdzie odbywało się najwięcej spotkań blogowych, zjazdów małych i dużych, a także odwiedzin, bo akurat w okolicy…
https://www.youtube.com/watch?v=j2s8yGMEbSs
Skoro Pink Floyd, to jeszcze jeden utwór, z gatunku „Must See”.
https://www.youtube.com/watch?v=saEpkcVi1d4
Pink Floyd jest wielki!
https://www.youtube.com/watch?v=DjX3VyoL4-4
Nowy , wszystkiego najlepszego! Zdrowia, radości i pomyślności!
Widzę, że mamy kolejny powód do świętowania 🙂
Nowy- moc serdecznych uścisków! Czy wystarczy na wieczorny toast?
https://tiny.pl/92drl
Krystyno-byłam w Ciechocinku tylko jeden raz i to przejazdem, właśnie w drodze z Torunia. Teraz mam okazję spokojnie pooglądać to miasto i jestem z tego bardzo zadowolona. Jest tu wiele pięknych miejsc do spacerów oraz i sporo różnych ciekawostek do oglądania. Dzisiaj wybrałam się obejrzeć cerkiew prawosławną, niestety tylko z zewnątrz 🙁
https://ciechocinek.pl/places/cerkiew-prawoslawna/
Poza tym jestem zdumiona ilością sklepów z butami i odzieżą oraz mnogością cukierni. To właściwie zrozumiałe, bo do sanatoriów i pensjonatów przyjeżdżają w większości kobiety i musza mieć co robić 😉 poza godzinami posiłków i zabiegów. Poza tym są mężowie, którzy cierpliwie towarzyszą swoim paniom w wyborze bluzek czy obuwia 🙂
Tym razem nie uda mi się wyskoczyć do Torunia, jest stanowczo za mało czasu pomiędzy zabiegami i smakowitymi wizytami w restauracji.
Jak już, to na całość, nawiązując do dzisiejszych Urodzin Nowego oraz do ostatnio czytanego francuskiego kryminału:
https://photos.app.goo.gl/6XHSkGtHGkvoTw9c8
Sto lat!
Oraz nieśmiertelne:
https://www.youtube.com/watch?v=QzeTZw7oot8
Szukając czegoś, przypadkiem znalazłam, są to kulinaria, nieprawdaż… Nie ma to, jak Gajos:
https://www.youtube.com/watch?v=QzeTZw7oot8
„Ursula von der Leyen, zapowiadając swój udział w konferencji na początku kwietnia, powiedziała, że jedna czwarta ukraińskiej populacji musiała opuścić swoje domy. W ramach funduszy spójności Komisja skierowała na pomoc uchodźcom blisko 3,5 miliarda euro. „Te pieniądze zostaną przeznaczone na tworzenie klas w szkołach, łóżka szpitalne, wsparcie rynku pracy w regionach, które goszczą największą liczbę Ukraińców. I w tej sprawie Polacy są niesamowici. Cały kraj solidaryzuje się ze swoimi ukraińskimi gośćmi. Dlatego wraz z premierem Kanady Trudeau i prezydentem Dudą w najbliższą sobotę w Warszawie organizujemy konferencję darczyńców na rzecz ukraińskich uchodźców – tych w kraju i poza nim” – zapowiedziała.”
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,28313882,jezeli-nie-bylo-co-do-garnka-wlozyc-wlaczal-sie-mechanizm.html
Nowy, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Twoja ksiazka do mnie jeszcze nie dotarla, bo cos nie bylo tak z adresem i ksiazka wrocila do Zaby. Wyslalem wiec adres wlasciwy i czekam z niecierpliwoscia.
Ewo na Zabich…,
spoznione, ale jsk najszczersze zyczenia!
Czytajac posty z ostatnich dni zauwazylem, ze inni winszowali.
Przepraszam jeszcze raz za klopot.
A propos powyższego artykułu – ja trochę inaczej to wspominam. Kiedy nie było co do garnka włożyć, włączała pomysłowość, jak z niczego (no, prawie…) zrobić coś, co by było jadalne. Bo żartem to się jednak nikt nie naje. Ludzie byli pomysłowi i jakoś sobie radzili, teraz to można sobie zamówić pizzę albo coś innego i mieć w nosie gotowanie raz na jakiś czas, a jak kogoś stać, to i cały czas.
Pisz Danuśka, jak Cię tam karmią! Ja jestem na etapie – nic dzisiaj nie gotuję, bo pan mąż wymyślił, że w ramach przygotowań do wyjazdu należałoby przejść na dietę, szczególnie ja. Ciekawe… kilkuletnie spodnie ciągle są na mnie dobre, a że jego cisną, to sprawa ciągłego podjadania. Żeby nie wiem, na jakiej diecie być, podjadanie skutecznie sabotażuje wysiłki w celu zrzucenia wagi. „No ale ja tylko jedną kromeczkę!”.
Sobota ciepława, ale szału nie ma, +9c i więcej nie będzie, a od jeziora ciągnie chłodem. Na Rynku sobotni targ, ale już późno (14:50) i mało stoisk.
https://www.cityofkingston.ca/explore/webcams/springer-market-square
Nowy – wszystkiego najlepszego!
https://youtu.be/fEjzBKo-sxI
https://youtu.be/srn5Cd9yR3Y
https://youtu.be/C_oACPWGvM4
I dla Żaby – wszystkiego najlepszego!
https://youtu.be/L5i4stj4M30
https://youtu.be/iYAnixLQno4
https://youtu.be/-Q9uIhuvUKc
Nowy,
najlepsze życzenia z okazji urodzin ! 🙂
Dobrze, że Małgosia przypomina nam o miłych datach.
Od czwartku mamy wnuki, więc nie ma mowy o nudzie.
Alicjo,
a gdzie ten Gajos ?
Tutaj!
https://www.youtube.com/watch?v=BspNoMHH3-c
Dzień dobry,
Dziękuję Wam za tak miłe życzenia!
Wczoraj rodzinny dzień z córkami, synem, wnukami uwieńczony obiadem w Siwym Dymie. Restauracja idealna jeśli idzie się z małymi dziećmi. Nikomu tam nie przeszkadzają, miejsca dużo, mogą biegać, zawierać znajomości z innymi dziećmi, robić co chcą.
Jeszcze raz dziękuję za życzenia!
test
Hyleys Black Tea , warta grzechu kiedy blogi Polityki pozamykane
Alicjo-karmią wyśmienicie, chociaż wczoraj zaskoczył mnie trochę halibut w sosie żurawinowym. Żurawina kojarzy nam się raczej z pasztetami lub z kaczką, ewentualnie ze śledziami po skandynawsku. Halibut w tym czerwonym towarzystwie też okazał się dobry, tym niemniej najbardziej smakują mi ryby z sosami na bazie cytryny.
Ciekawe były też śledzie w trzech odsłonach-z drobno pokrojonymi kiszonymi burakami, z pastą jajeczną oraz musztardą z ziarnami gorczycy, w której to ziaren było zdecydowanie więcej niż musztardy. Wszystko ładnie podane- każdy z dodatków był ułożony w zgrabny materacyk, na którym ułożono niewielkie kawałki śledzi. Dzisiaj na śniadanie wśród wielu różności była też pasta z makreli i tu przypomniała mi się Haneczka, bo to był chyba jej przepis: wędzona makrela, ogórek kiszony, jajko na twardo, majonez, wszystko drobno pokrojone i dobrze wymieszane.
Któregoś dnia zjadłam również znakomitą tartę cytrynową i od razu pomyślałam, że zrobię podobną na Wielkanoc, wystąpi w roli mazurka 🙂
Jutro wybieram się do tego muzeum:
https://www.uzdrowiskociechocinek.pl/o-uzdrowisku/atrakcje-uzdrowiska/muzeum-warzelni-soli
O dziwo jest otwarte również w poniedziałki.
Nowy- jako, że „Siwy dym” jest niedaleko od Ciebie oraz od nas to też znamy to miejsce 🙂 Widzę, że nadal jesteś w Warszawie.
https://www.youtube.com/watch?v=8dYdNTjVWzo
…oraz inna gratka, bociany czarne – kiedy oglądałam, były w gniezdzie, a potem odleciały gdzieś. Piękne są:
https://next.gazeta.pl/next/7,172392,28320114,florentino-juz-przylecial-fermina-tez-urzadzaja-sie-w-domu.html#do_w=55&do_v=227&do_st=RS&do_sid=609&do_a=609&s=BoxZieImg1
Żurawina – koniecznie do indyka tutaj, w formir konfitury. Ja mam zamrożoną i robię sobie kisiel żurawinowy.
Ponieważ mam duże opakowanie matjasów, oprócz tradycyjnych już rolmopsów zrobię mały słoiczek z żurawiną. Zobaczę, jak to gra, z musztardą zawsze mi pasuje. No ale ile można robić, jak święta co najwyżej będą trzyosobowe? A i to zależy, czy wiatry dla Wojtka będą bardziej nęcące tutaj, czy w Ottawie. Dla tego gościa stosuję zasadę „bez presji”, czyli co mu bardziej pasuje.
Chłodno dzisiaj, nawet przymrozek był (wczoraj też…).
Dziś był indyk bez żurawiny, bo mi nie pasowała do młodej kapusty. Może jutro do innej surówki.
Kiedy narodziła się moda na uzdrowiska czyli pod koniec XIX wieku unosił się w nich dyskretny urok burżuazji (tudzież arystokracji) i urokliwą architekturę z tamtych czasów możemy podziwiać do dzisiaj. Nie wszystko przetrwało próbę czasu, ale w Ciechocinku wiele budynków zostało wspaniale odnowionych, kilka nadal czeka na inwestora lub może nadal się rozpada z powodu skomplikowanych zawiłości spadkowych.
Dzisiaj niestety w wielu polskich uzdrowiskach unosi się dyskretny „urok” smogu, bo piece węglowe nadal ogrzewają niektóre domy. Uzdrowiska chwałą się swoim mikroklimatem, ale piece na węgiel robią swoje. Mamy dosyć wietrzny kwiecień zatem ten zapach nie jest bardzo intensywny, a poza tym temperatury coraz wyższe. Owszem spacer wzdłuż tężni na pewno dobrze robi na płuca, no ale to nie wszystko. Jestem pewna, że władze uzdrowisk robią co mogą, by przekonać właścicieli pieców węglowych, że najwyższy czas zmienić sposób ogrzewania domu. Czuję oczywiście różnicę w jakości powietrza w porównaniu z tym, którym oddychaliśmy kilka dobrych lat temu w Busku w listopadzie. Nigdy nie zapomnę reakcji Alaina, kiedy 36 lat temu wysiedliśmy z pociągu na dworcu w Krakowie i usłyszałam: „O mój Boże, przecież tu nie ma czym oddychać. To powietrze jest straszne.” Dużo się od tej pory zmieniło, ale nadal jest jeszcze sporo do zrobienia.
Łatwo nie będzie, bo np. ceny gazu poszybowały kosmicznie w górę.
Mam wrażenie, że w naszej nadbużańskiej wsi przynajmniej połowa gospodarstw nadal używa węgiel do ogrzewania. Dobrze, że nasza chata jest położona kilka kilometrów za wsią i dzieli nas od niej rozległy las.
Teraz czeka mnie rozluźnianie mięśniowo-powięziowe. Ach, czegoż to ludzie nie wymyślą!
Węgiel to betka – najgorzej jest wtedy, kiedy w tych piecach pali się śmieci – za każdym razem jadąc przez Polskę jesienią, czuję ten dyskretny „chanel no.5) pieców węglowych „na wszystko”.
O ile się nie mylę, był projekt, że do końca dwudziestego któregoś roku wszyscy posiadacze pieców węglowych są zobowiązani poszukać innych źródeł ocieplania, ale zapomniałam szczegóły. Moja siostra miała taki piec (nigdy nie paliła w nim śmieci!) i teraz ma kuchnię elektryczną, zafundowała sobie też fotovoltaikę… Są też piece olejowe, na ropę (my taki mamy, gdyby kominej gazowy nie wyrabiał przy wielkich mrozach).
36 lat temu to jeszcze, o ile dobrze pamiętam, cały Górny Śląsk szedł pełną parą i jak ja byłam w Krakowie w ’88 roku, to też mnie zatkało. A kołnierzyk białej bluzki miałam czarny, nie mówiąc o zatkanymprzez sadzę nosie (co świetnie obrazowała chusteczka do nosa).
Czas na śledzie – marynowane na święta. Jeden słoiczek zrobię z żurawiną, bo mi to brzmi dobrze. I wyglądać będzie nieźle 😉
Dzisiaj jadlam pierwszy raz w tym sezonie szparagi. Sezon trwa chyba miesiac czasu to trzeba sie pospieszyc. Mam chyba tez przepis na risotto i omlet ze szparagami . Poszukam jutro w moich gazetach i ksiazkach kucharskich.
elapa,
u nas, w zaglebiu szparagowym, w pol drogi miedzy Warszawa a Paryzem, sezon konczy sie w polowie czerwca. Kiedys termin byl wyznaczany oficjalnie i padal na odpowiedni weekend. Inna jednak sprawa, kiedy sezon sie zaczyna.
Kiedys to byl jakis dobry miesiac, w zaleznosci od tego, jak laskawa byla pogoda, dzis i klimat nie ten sam, i srodki pomocnicze, jak np folie potanialy – a tanie rece do roboty sa stale jeszcze i robia swoje. Fakt, ze miejscowe szparagi juz sa na rynku chyba trzeci tydzien.
Pewnego stycznia, kiedy nie mialem jeszcze 24-lat musialem przejsc pol przystanku tramwajowego pod gorke. Pod taka gorke jaka jest w ogole mozliwa w Zabrzu, tzn zadna. Przystawalem, kaszlalem, nie mogac wyksztusic, a jak wreszcie wyksztusilem, to snieg byl lekko zakrwawiony. Dostalem pietra jak nigdy pozniej. Juz myslalem ze…. i jakie tam. Powietrze bylo takie, ze nawet mnie zlamalo mimo, ze tam sie urodzilem, a w chwilach wolnych duzo plywalem i nurkowalem.
Trochę ptactwa z mojej rzeki 🙂
https://photos.app.goo.gl/ncaiQDbv7EnBmtfY7
Trzeba kliknąć na zdjęcie.
Asiu, piękne ptactwo, a jakie muzykalne! Super!
Ptactwo Asi wytworne i eleganckie zatem, jeśli pozwolicie wprowadzę kacze klimaty rodem z muzyki pop i proszę mi nie mówić, że ktoś z Was nie tańczył, choć raz w życiu, tych radosnych kaczuszek:
https://www.youtube.com/watch?v=B_VJe5iHrJw
W Ciechocinku czas na podsumowania zatem podrzucam drobny fotoreportaż:
https://photos.app.goo.gl/esayGCjfMkNankNn8
Aby nie czytać nieustająco kryminałów z komisarzem Maigret w roli głównej, bo przecież ileż można, kupiłam Torańską:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/3721410/dalej
Fantastyczna lektura! Jak dobrze poczytać to, co mają do powiedzenia mądrzy, odpowiedzialni i przyzwoici ludzie, szczególnie w obecnej, pisowskiej rzeczywistości…
Kontynuując temat śledzi – otóż do mojej zwykłej marynaty śledziowej dodałam sporą garść sparzonych żurawin, a drugą część śledzi zrobiłam „jak zwykle”.
Zalewa z żurawiną ma ciekawy smak, a śledzie wyglądają bardzo przystojnie w tej lekko różowawej zalewie. O smaku wypowiem się, jak spróbuję, to znaczy najwxześniej jutro, ale już mi się wydaje, że będą znakomite.
Pani Torańskiej polecam „Oni”. To była znakomita dziennikarka, takich nie sieją.
W przerwach między różnymi pracami (idą święta!) podczytuję Jeffrey’a Archera „Dzieło przypadku”, zbiór opowiadań, chyba ostatnich, bo wydany w 2019 roku (wyd.I). Nie muszę dodawać, że jest to zajmująca lektura.
+10c, słońce – możę by tak przetrzeć okna, przynajmniej to „wystawowe”? Oprócz tego prasowanie – obrusy, pościel i takietam podobne…
Ciekawa architektura w Ciechocinku, chociaż ten budynek jest jak żywcem wyjęty z innego uzdrowiska, mianowicie z Lądka Zdroju:
https://photos.app.goo.gl/RMHntwwc9KZ8nMHX8
Najbardziej podoba mi się zdjęcie kuracjuszki sprzed ponad stu lat – co za styl! Co za klasa!
No i Pan Jerzy z nieodłącznym Puzonem… (przy okazji polecam „Waldorff. Ostatni baron PRL”, oczywiście autorstwa niezrównanego Mariusza Urbanka).
Danuśka,
Ciechocinek i wiosną ładnie się prezentuje. Na jednym ze zdjęć jest też pensjonat „Danuśka,
Ciechocinek i wiosną ładnie się prezentuje. Na jednym ze zdjęć jest też pensjonat ” Pod jemiołą”, w którym mieszkałam. I nawet widać na drzewie tę jemiołę.
Wtedy też widoki psuły, nieliczne na szczęście, budynki po sanatoriach. Nie widziałam, że tak źle mają się sprawy zanieczyszczenia powietrza.
A do Wisły w Ciechocinku nie dotarłam, choć widziałam ją z wysokości tężni.
W Ciechocinku nakręcono większość scen filmu ” Excentrycy, czyli po słonecznej stronie”.
Krystyno-jeśli podróżujemy, kiedy jest ciepło i nie pali się w piecach to problem wydaje się nie istnieć.
Postanowiłam, że muszę wpaść jeszcze kiedyś do Ciechocinka w lecie czy też wczesną jesienią, by zobaczyć te wszystkie kwiaty na klombach. Ze zdjęć wynika, że parki prezentują się wtedy wspaniale.
Do atrakcji Ciechocinka zalicza się też:
https://www.polskieszlaki.pl/dworek-prezydenta-rp-w-ciechocinku.htm
Nie uwieczniłam tego dworku na moich zdjęciach, bo jego architektura nie wydaje mi się specjalnie ciekawa.
Fontanna „Jaś i Małgosia” oraz tężnie w remoncie.
Dobry wieczór Blogu,
Kolejny skok w bok na zachód: https://www.eryniawtrasie.eu/47220
Teznie przewaznie w remoncie.
Rzecz polega na tym, ze glowny material to galazki drzew (iglastych), ukladane warstwami do gory, az po „sufit”, gdzie znajduje sie korytko z solanka, z ktorego, w miare rowno, wylewa sie te wlasnie. Ta spada z galazki na galazke i paruje. Na dole, w korytku zbiorczym gromadzi sie – rzecz jasna – juz znacznie bardziej stezona solanka. Ta posyla sie znowu do gory, aby jeszcze bardziej stezala. To dla tego nazywa sie teznia*.
Te galazki sa najslabszym ogniwem takiego urzadzenia, wiec stale musza byc wymieniane, a i trwalsze czeci takiej konstrukcji ulegaja zniszczeniu przez solanke, aczkolwiek klasyczni wrogowie drewna: korniki czy grzyby tu nie maja tu jakichkolwiek szans.
Mialem z tym raz do czynienia w moim rejonie, w Bad Salzdetfurth, gdzie takie teznie postanowiono zrekonstruowac. Pamietam, ze wladze miasta sciagnely tam polska firme.
*)Doborowy roztwor wysylano na koniec do wanien, gdzie tak dlugo podgrzewano, az pozostala na dnie tylko sol.
Pepegorze-znam tężnie w Konstancinie k/Warszawy i w Ciechocinku, do ich budowy użyto gałązek tarniny.
Jak tężnie, to i grota solna/solankowa/, czyli naturalne inhalatorium, podobno unikatowe. Owszem, powdychałam sobie te dobroczynne elementy, a obserwowanie tego miejsca od strony technicznej też było ciekawe.
O opactwie w Lubiążu słyszałam, ale sądziłam, że jest w lepszym stanie. Relacja Ewy i W. pokazuje rzeczywisty wygląd obiektu. Jego wielkość/ to największe opactwo cysterskie w Europie/ to kłopot.
Lubiąż? — Znając (pierwej) realia nie mieliśmy podczas zwiedzania jakichś negatywnych odczuć… Raczej aprobatę dla wszystkiego tego, co już zrobiono (3 maja 2016).
Ten sam czas (2015, 16, 17…) był okresem nieustannego „zderzania się” z tężniami. Nowe powstawały jak grzyby po deszczu, rzec można, w co trzecim parku 😉 …teraz nie wszystkie działają… 🙄
Basiu,
Nikt nie neguje tego, co już zostało zrobione (sądząc po zdjęciach, od 2016 nie zmieniło się nic), natomiast wyraźnie czuć było rozgoryzeie w glosie przewodnika, bo pieniądze są na Bąkiewicza, na niedoszłą elektrownię w Ostrołęce, na przekop Mierzei Wiślanej i odbudowę Pałacu Saskiego, a oni od kilku lat nie są w stanie dokończyć renowacji biblioteki i kaplic.
Dobrze zachowane opactwo pocysterskie, którym obecnie zawiadują salezjanie mieści się w Lądzie: https://www.lad.pl/index.html
Nie tak dawno miałyśmy okazję je zwiedzać razem z moją koleżanką, zasady zwiedzania takie same, jak opisała na swoim blogu Ewa. Salezjanin, który nas oprowadzał był wielce ponurego charakteru, być może martwiło go nikłe zainteresowanie życiem klasztornym-do seminarium zgłosiło się tylko ośmiu nowych kandydatów.
Danuśko,
W tamtych okolicach jeszcze mnie nie widzieli, dzięki!
Tymczasem https://www.eryniawtrasie.eu/47230
Erynia,
masz zaległości! Chyba jeszcze Cię nie widzieli w Henrykowie, gdzie jest wspaniały zespół opactwa cysterskiego:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Opactwo_Cysters%C3%B3w_w_Henrykowie
No i w ogóle, Erynia, czeka Cię cała Kotlina Kłodzka 😉
Bardzo ciekawa „pod każdem innem względem”, chyba, że przeoczyłam coś…
Henryków w historii znany jest też z czegoś innego – dąb to rzecz wielka, ale mała w porównaniu ze słynnym pierwszym zdaniem, zapisanym po polsku:
„daj, ać ja pobruszę, a ty pocziwaj”.
Henryków jest na liście UNESCO – jako światowe dziedzictwo bodaj. Ja Księgę Henrykowską widziałam jeszcze w Henrykowie, teraz od lat jest w muzeum (nie pamiętam, jakim, ale chyba Muzeum Śląskie) we Wrocławiu.
Dla nieobeznanych zaznaczam, że są dwa Śląska w Polsce – Dolny i Górny 😉
p.s.
Erynia – no właśnie. Będąc w Warszawie co roku (oprócz ostatnich 2 lat), lubię sobie pochodzić to tu, to tam. Poruszyłaś sprawę dotacji rządowych – pytam, na jaki grzyb odbudowa (a w zasadzie budowa od nowa!) Pałacu Saskiego?! Nie widzę uzasadnienia, poza tablicą z napisem, kto był pomysłodawcą odbudowy. Co innego, kiedy Polska będzie już tak bogata, że ją będzie na to stać. Ważny symbol – za mojej pamięci, to odbudowa Stolicy (tak, tak, na to się zbierało makulaturę i różne takie!) i ważny był pomysł, moim zdaniem, odbudowy Zamku Królewskiego. Reszta symboli może poczekać.
Dzisiaj sałatkuję, warzywa stygną, muszą być lodówkowo zimne, bo tak się najlepiej kroi.
Irek,
chichotka – zerwałam sporo gałązek, od tygodnia w wodzie, zielone listki i jeden kwiatek na pocieszenie 😉 Dobre i to.
https://photos.app.goo.gl/kfjovkMc5sbHEY4r6
Alicjo,
I owszem, byłam w Henrykowie, ale dobrych kilkanaście lat temu. O Kotlinę Kłodzką chyba też kiedyś zahaczyłam 😉
Ale nie znalazłam tych wypraw na Twojej stronie, wpisawszy w „szukaj” Henryków – może jest pod inną nazwą? Podaj sznureczek.
Kłodzko też.
Ewa,
znakomity felieton St. Tyma w wydaniu internetowym „Polityki” na temat, który poruszyłaś wyżej.
Owszem, jest Kotlina! – ale nie wiem, dlaczego w wyszukiwarce jakoś mi nie wyskoczyła…
Jako paroletnia mieszkanka Złotego Stoku (rzut beretem od Bartnik, 8km) mogłabym dodać to i owo, ale za dużo szczegółów mogłoby zniechęcić do zwiedzania. Gdyby nie Ewa Szumska (można wygooglać nazwisko), Złoty Stok robiłby bokami albo i całkiem padł, bo żadnego przemysłu tam nie ma. Mam ogromny sentyment do tego miasteczka i jak wszystko pójdzie po mojej myśli, w tym roku znowu tam będę! Jerzor się tam urodził.Skończyłam sałatkować, idę czytać.
https://www.eryniawtrasie.eu/5826
p.s. Pamiętajcie, że jestem starszą panią, która… no właśnie, nie wszystko pamięta 😉
Nawet swoje wpisy pod Waszym blogiem 🙄
Alicjo,
Bo to było w tych zamierzchłych czasach, kiedy kiedy całą podróż opisywaliśmy w jednym wpisie. Trzeba będzie tam znowu zajrzeć.
https://www.eryniawtrasie.eu/2072
Ciasto na mazurki zrobione, mięso na pasztet się dusi.
Właśnie słucham „ministerki” obrony narodowej Kanady – 150 żołnierzy z Winnipegu i Kingston wylatuje dzisiaj do Polski, aby pomagać w kryzysie – konkretnie przy relokacji uciekinierów z Ukrainy. Winnipeg – wiadomo, sporo kanadyjczyków tam zamieszkałych ma korzenie ukraińskie, takie sprzed półtora wieku. Kingston – bo tu jest najstarsza szkoła militarna i zawsze jest sporo woja.
Ewa,
pałac w Kamieńcu Ząbkowickim, odkąd przejęła go gmina, ma się coraz lepiej, bo mieszkańcom gminy zależy na turystach. Były różne pomysły, między innymi takie, żeby przeznaczyć część pałacu na luksusowy hotel dla bogatych (dobra myśl!) ale nie wiem, jak to się będzie rozwijać. Wyrosłam w cieniu tego zamku (dla nas to zawsze był „zamek”, nie pałac), co roku na koniec roku szkolnego chodziliśmy tam na wycieczkę szkolną – ja bardzo dobrze pamiętam, jak wyglądał ten pałac lata temu. Zdewastowali go i podpalili na koniec Rosjanie. Dlaczego podpalili? Bo mogli… kto zwycięzcy zabroni? Z Kamieńca Ruscy wywieźli prawie wszystko, co się tylko dało, całe składy pociągów szły na wschód. A potem była odbudowa Warszawy i budowa Pałacu – marmury, jakie tam są, pochodzą ze stajni (i nie tylko!) pałacu w Kamieńcu. Poza tym jest piękny park z rzadkimi drzewami i krzewami (między innymi azalia pontyjska, ale większość rozkradziono, bo to piękny krzew), jakieś „świątynie dumania” w nim. W pałacu bywałam co roku, więc widziałam postęp prac renowacyjnych, dla władz nigdy nie był to priorytet, bo to jest budowla stosunkowo nowa, no i neogotyk, a nie prawdziwy gotyk z epoki.
Mieszkańcy gminy żartują, że jak już przywrócą pałac do jakiej takiej świetności, to spadkobiercy z Holandii się odezwą…
Oto pałac, jak go widziałam dwa lata z okładem temu, powinnam była opisać…:
https://photos.app.goo.gl/Y8RTxdARmMMUY3eU6
p.s.Dotacje z UE przyspieszyły prace renowacyjne i to widać – gmina Kamieniec Ząbkowicki nie jest bogatą gminą, niestety. Swego czasu słynął z PGR-u, gdzie hodowano nierogaciznę (prosiaki jednym słowem 😉 ), ale po zmianie ustroju to wszystko padło. Przemysłu w okolicy nie ma.
Alicjo,
Możliwe, że w swoim czasie zajrzymy ponownie również i do Kamieńca. Tymczasem zapraszam na spacer po Żaganiu https://www.eryniawtrasie.eu/47244
Zawsze coś się znajdzie przy okazji szukania czegoś… obejrzałam Żagań i trafiłam na Okonek, przypomniało mi się, że tam w latach 70-tych Jerzor był na jakichś ćwiczeniach, jako że po studiach nie udało mu się (nawet nie próbował…) chyba jako jedynemu wyślizgać z obowiązkowego rocznego szkolenia wojskowego dla podoficerów.
https://okonek.pila.lasy.gov.pl/aktualnosci/-/asset_publisher/1M8a/content/skarb-z-okonka
Ja jestem ciekawa postępów prac w kamienieckim pałacu i nie omieszkam wstąpić latem. Może nawet wykombinuję czas, żeby się przejść po parku, bo dawno tam nie byłam, a park jest dosyć rozległy.
Kiedy ewa wspomniała w poprzednich odcinkach o Żaganiu, uświadomiłam sobie, że nic nie wiem o tym mieście poza tym, że położone jest w woj. lubuskim. A tu proszę, to bardzo ciekawe miasto. Przejrzałam w Wikipedii listę zabytków i niejedno większe miasto nie mogłoby się pochwalić taką liczbą.
Ewo,
bardzo sympatyczna relacja. Lubię wycieczki poza sezonem, ale mają jedną poważną wadę – wiele miejsc jest niedostępnych, jak widać także w Żaganiu.
Uśmiechnął się do mnie wszystkimi gębami – musiałam zakupić! Oczywiście szukałam w sklepie czegoś innego…
https://photos.app.goo.gl/VST1CmbV5K1u37rX6
Alicjo, toż to piękności!
Potwierdzam nie ma to jak dobra, czyli dobrze zaparzona, herbata. A i człowiek – smakosz herbaty jakby lepszy..
Ewa,
te piękności nazywają się ornithogalum dubium. Podobno cebulkę ma i latem nie należy podlewać za dużo (akurat mi to pasuje!), pochodzi z Afryki Południowej z okolic Przylądka Dobrej Nadziei. Byłam – a nie widziałam 🙁
AOlsztyński,
poza moją nieżyjącą już niestety imienniczką i przyjaciółką oraz Jerzorem nie znam nikogo, kto by przekładał herbatę nad kawą. Niemniej jednak tak daleko bym nie poszła mówiąc, że smakosz herbaty jakby lepszy nad kawoszami. U mnie w domu posuwam się do tego, że herbatę muszę zaparzyć ja osobiście, mimo że Jerzor doskonale wie, ile suszu i kiedy należy wlać wodę do, a naczynie musi być szklane. Ciekawa rzecz, jak się człowiek do czegoś przyzwyczai – „jak się kto nauczy, to śpi i mruczy”
Pozdrawiam Misia z wiadomych obszarów 😉
*przedkładał
Ewo-mnie Żagań też zaskoczył pozytywnie, dzięki za relację. To miasto kojarzyło mi się jedynie z liczną obecnością wojska.
Alicjo-roślinka cudnej urody!
My zgodnie z długoletnią, świecką tradycją spędzamy Wielkanoc na nadbużańskich włościach. Jesteśmy tu już od wczoraj i właśnie wróciliśmy ze spaceru po okolicy. Nazbieraliśmy różne wiosenne gałęzie i świąteczny bukiet prezentuje się całkiem dobrze.
Wczoraj Latorośl wraz z Osobistym Wędkarzem( tym razem wstąpił w roli podkuchennego) wyprodukowali białą kiełbasę. Jeszcze jej nie próbowaliśmy, dam znać w odpowiednim momencie jak smakowała. Domowa produkcja białej kiełbasy kojarzy mi się nieodmiennie z Pyrą. Pyro-przesyłam pozdrowienia na Twoją chmurkę! Szykuj kiełbasę dla naszych Drogich Nieobecnych!
W piekarniku piecze się właśnie pasztet wegetariański-jest w nim czerwona soczewica, marchew, korzeń pietruszki, por oraz mielone orzechy. Pasztet mięsny był jeszcze w zamrażalnikowych zapasach zatem odmroziłam kawałek.
Dzisiaj zrobię jeszcze babkę piaskową, a jutro mazurek z masą cytrynową. Małgosiu-a Ty jakie mazurki masz w planach? Zresztą może już gotowe?
Też przedkładam mocną, aromatyczną, czarną herbatę nad kawę!
Danuśka,
piącha! Co do herbaty.
Pyra miała (i pisała) niezliczoną ilość przepisów. Należę do tych nielicznych, która u Pyry jadała (golonka!) i do dzisiaj pamięta smak. Ale dzisiaj, szukając czegoś innego, znalazłam przy okazji…
https://photos.app.goo.gl/tbky7b6QtVDavt8L8
Nigdy nie uporządkowałam tych zdjęć, zaraz to zrobię.
Zrobiłam!
Nie samymi zabytkami Żagań stoi: https://www.eryniawtrasie.eu/47253
Danusiu, robię mazurki te co zwykle, czyli dwa na kruchych spodach , jeden czekoladowy, a drugi kajmakowy. Spody już upieczone, puszka z kajmakiem podgrzewa. Trzeci mazurek (zresztą najbardziej lubiany) z białek, które zostają od kruchego ciasta i baby drożdżowej robię mazurek orzechowy. Ubijam pianę z cukrem , dodaję zmielone orzechy i i troszkę rozgniecionych biszkoptów.
Alicjo, kwiat cudny!
Tamte tereny słynęły z win („za Niemca”), zwłaszcza białych. Teraz to jest kontynuacja. I bardzo dobrze!
A propos, nazwa winnicy Saganum, pochodzi od łacińskiej nazwy Żagania. Przyznam szczerze, że 10 lat temu, nie podejrzewałabym,że polskie wina będą pijalne. Cóż, klimat się zmienia, polscy winiarze nabywają wiedzę i doświadczenie – i fajnie.
Owszem, polskie wina są pijalne, zwłaszcza od kiedy zabrała się za to Agnieszka:
https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=agnieszka+russeau
Agnieszkę poznałam via blog Owczarka wiele lat temu, wtedy jeszcze mieszkała we Francji i zgadnijcie, gdzie tam nabytą wiedzę przywiozła…
Wino białe z jej winiarni podkrakowskiej piłam swego czasu w sopockiej renomowanej restauracji…
Winnica Srebrna Góra (nie ta dolnośląska Srebrna Góra!)
Cudny kwiat Alicji jest tu bardzo popularny, nazywa się Milchstern, mleczna gwiazda.
Miasto Żagań nazywało się przed wojną Sagan, a odpowiedni książę to Hans von Sagan, przydomek „zły”. Pewnie stąd wzięła się nazwa winnicy.
Danuśka,
biała kiełbasa w rodzinnym wykonaniu na pewno będzie smaczna, bo jak pamiętam, Latorośl zna się na tego rodzaju wyrobach. Ja kupuję białą kiełbasę w sklepie, ale moja synowa, choć jest osobą dość zajętą, też upiera się przy domowej produkcji.
Upiekłam mały sernik/ z 1/2 kg twarogu/, dwa średnie makowce – tylko dlatego, że miałam zamrożoną porcję masy makowej i nie planowany mazurek pomarańczowy. Ale synowa poprosiła o niego, więc jest i mazurek. Do młodych jedziemy na świąteczne śniadanie.
Małgosiu,
mazurek z białek, zmielonych orzechów i pokruszonych biszkoptów to dobry sposób na wykorzystanie białek. Białka zamrażam w najmniejszych słoiczkach po przecierze pomidorowym o pojemności 80 g; zmieszczą się tam 2 białka.
Jutro zrobię tylko sałatkę i upiekę mięso. Pogoda nieciekawa. Jutro ma być trochę słońca. Zamierzamy wybrać się do parku w Wejherowie, bo zawilce już kwitną i nie mogę przegapić takich widoków.
No popatrz, eva47,
a ja dopiero pierwszy raz widzę ten kwiat! Przystojny jest nadzwyczaj.
Lubuskie słynęło z win białych, ale to pozostałości „po Niemcach” i szkoda byłoby zaprzepaścić.
„Sagan” kojarzy mi się z wielkim garem, w którym na przykład można było bigos gotować 😉
Kojarzy mi się też z Francoise Sagan, bardzo modna za moich dziecięcych czasów pisarka – „Witaj, smutku”. Wiele było szumu wokół tej pisarki, ale przeszumiało, zanim mogłam poczytać książki. Ale kojarzy mi się film o takim tytule, którego też nie oglądałam, bo był dozwolony od lat 18 albo 16.
https://www.youtube.com/watch?v=7b-mbjf113s
https://haps.pl/Haps/7,167709,28338650,krolowa-jest-tylko-jedna-choc-konca-klotni-o-skladniki-nie.html#s=BoxOpMT
Najlepsza jest moja 👿
Bez jabłka! Żadnych mięs (wszak to jest sałatka JARZYNOWA!)! Warzywka, żadnych owoców! Nasz przyjaciel rok w rok zaznaczał, że cebuli w sałatce ma nie być, bo on nie zje, wyczuje cebulę na kilometr. Nie wyczuwał, nawet jak dodawałam cebulę czerwoną i było ją widać!
Owszem, musztardę dijon i trochę majonezu, ale nie tak, żeby sałatka w nim pływała…
Powtarzam – moja jest najlepsza!!!
p.s.
Składniki mojej, jedynie słusznej sałatki jarzynowej:
-ziemniaki,
-marchewka,
– pietruszka,
-seler (kawałek korzenia),
-cebula czerwona Bo ładnie wygląda!)
– jajka na twardo ze 3
– groszek konserwowy
-ogórki kiszone (nie konserwowe!) ze 3-4
-łycha musztardy dijon
– dyżurne i majonez kupny (ale nie za dużo!)
Alicjo – każda pliszka zachwala swój ogonek. A poważnie – skład sałatek zależy od regionu. Moja Bunia przenigdy nie włożyła do sałatki ziemniaków i cebuli. I ja tak postępuję. Marchewka, pietruszka, groszek (ten konserwowy), ogórek konserwowy, grzybki z octu (najlepiej podgrzybki), jajka i jabłka. Jabłka i ogórek konserwowy nadają odrobinę chrupkości. Oczywiście sól, cukier (w ilościach śladowych), pieprz oraz obowiązkowy majonez (ale bez przesady).
Przy okazji – Bunia groszek, ogórki, grzybki robia sama. Ja z przyczyn oczywistych korzystam z „gotowców”.
Najsympatyczniejsza Bando Blogowa – życzę Wam spokojnych Świąt Wielkiej Nocy. Kolorowych pisanek-krajanek, słodkich mazurków, wszelkiej pyszności na świątecznym stole.
Nasze Święta pod znakiem Covid’u jak podłapalam podczas drogi powrotnej z Tasmanii gdzie spędziliśmy z zaprzyjaźnionym małżeństwem 11 dni. Wyprawa promem z Melbourne do Donver (samochody pod pokładem) zaplanowana na zwiedzenie północno-zachodniej części Tasmanii, jej południowo-zachodnią część oraz Hobart, jaki był bazą wypadową.
Nieco więcej na temat naszej wyprawy doniosę gdy zdrówko pozwoli.
Na deser przedświąteczny krótki filmik opiewający piękno rzeki Gordon jaką można podziwiać płynąc katamaranem. Płyneliśmy, a jakże.
https://www.youtube.com/watch?v=3h9SQDwgXXM
Nasze kochane Zwierzątko 🙂
Zaraz popłynę, a tymczasem zauważam, że grzybki marynowane do sałatki…to mi się dobrze kojarzy i następną razą, jak będę miała grzybki pod ręką, dodam!
Teraz to już nie wiem, czy to powinna być sałatka ziemniaczana (u mnie to podstawa), czy jakaś tam:roll:
W każdym razie mówię i nastaję – mój prezepis jedynie słuszny 😉
Zdrowych i wesołych świąt Down Under! Z naciskiem na „zdrowie”.
*przepis
Alicjo, „Witaj smutku” ciągle jeszcze opłaca się przeczytać, a film też da się oglądać .Moja babcia z Legionowa robiła sałatkę tak samo jak babcia echidny. Pewnie były z „tego samego przedszkola”.
Dziękuję wszystkim blogowiczom za sympatyczne wpisy które mam przyjemność podczytywać i życzę Wam Wszystkim miłych i spokojnych Świąt.
Zdrowych i spokojnych Świąt wszystkim Blogowiczom i Podczytującym 🙂
Zdrowych, spokojnych i dobrych Świąt!
Przede wszystkim spokojnych i zdrowych Świąt.
Robota nareszcie skończona i można świętować!
Kochani. życzę Wam zatem udanych, zdrowych i smakowitych Świąt!
A z pisankami, jak się okazuje, trzeba czasem uważać… 😉
https://d-art.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/d0/41/5e931e5d3e1bc_o_full.jpg
Dzisiaj popoludniu robiłyśmy wraz z Latoroślą jajka faszerowane, będą trzy rodzaje:
z pieczarkami, łososiem wędzonym bio(!) oraz z sardynkami. Jutro usmażę jeszcze mini kotleciki jajeczne, które wszyscy bardzo lubimy.
Na zajączki, tudzież króliczki też miejcie baczenie!
https://img.besty.pl/images/361/48/3614832_000.jpg
Dobry wieczór,
Zdrowych, spokojnych, radosnych Świat.
https://photos.app.goo.gl/zeeMieDfxx9sN1mp9
Wojtek przywiózł mały mazurek orzechowy oraz pół makowca, ja upiekłam babę łaciatą piaskową , jajka są…reszta w lodówce, oprócz wina czerwonego w temp. pokojowej, szampany się chłodzą.
Generalnie – dość zimno i bez słońca, +5c.
Robin (kuzyn rudzika) znowu wije gniazdo w krzaku tuż przy schodach, może w tym roku żadna małpa (na przykład wiewióra), nie tknie gniazda.
O ile się nie mylę, to dzisiaj różowy księżyc…Nie sądzę, żeby to aż tam kięknie wyglądało, ale kto wie… może chmury się rozejdą, jest już parę prześwitów…
https://geekweek.interia.pl/astronomia/news-pelnia-rozowego-ksiezyca-2022-to-kwietniowe-zjawisko-wyznacz,nId,5955558
https://photos.app.goo.gl/ckcJcHLkAGXXtaEQ8
Między babą a mazurkiem
https://www.eryniawtrasie.eu/47257
https://photos.app.goo.gl/JAfvDWokKzS6tRtu9
chcialem z obrazkiem, ale maszyna mowi, ze mnie nie lubi, to a propos: dodaj komentarz, wiec obstawie babe z murzynkiem dla jaj, to chyba te swieta?
poza tym, no, przeciez wiecie 🙂
Zdrowych i spokojnych swiat.
Dzis u corki jutro w domu:
Dla Alicji najlepsze życzenia urodzinowe – zdrowia, radości, spełnienia marzeń!
Pozdrowienia poświąteczno-wiosenne!!! 🙂 🙂 🙂
My oczywiście
religijnie-rodzinnie-radośnie-relaksowo-ruchowo 😉
[https://basiaacappella.wordpress.com/2022/04/05/mojzesz-i-faraon-opowiastka-bez-moralu/#comment-92614 ]
Faaajnie było, za szybko minęlo.
(Jeden wyjazd odłożyliśmy na najbliższy weekend… chyba, żeby pogoda wybitnie nie chciała kooperować…)
Alicjo-po świątecznej rozpuście proponuję uczcić Twoje urodziny skromnie i elegancko 🙂 https://tiny.pl/98h92
Wszystkiego najlepszego, zdrowia przede wszystkim!
Biała kiełbasa w wykonaniu Latorośli udała się bardzo dobrze, część produkcji została podana w postaci ruloników w cieście francuskim.
Alicjo-wiem, że nie lubisz węży zatem proponuję, byś nie oglądała poniższych zdjęć. Dzisiaj byliśmy świadkami niecodziennych zalotów i oczywiście żałuję, że nie były to zaloty w duchu wielkanocnym. Żadne miłosne sceny w świecie zajęcy, kurczaków ani nawet kaczek 🙁 U wejścia do naszej drewutni obserwowaliśmy miłosne uniesienia zaskrońców:
https://photos.app.goo.gl/voTDJ9eZjXisTTy98
Zaskrońce to całkiem sympatyczne i pożyteczne gady:
https://www.ekologia.pl/ciekawostki/zaskroniec-opis-wystepowanie-i-zdjecia-gad-zaskroniec-ciekawostki,19767.html
Danusiu, czy dobrze liczę aż trzy zaskrońce? Na zdjęciach wydają się takie duże!
Dzisiaj będę szampanowała w przedwojennych pucharach, specjalnie na białe wino, chociaż mam też zgrabne szkło ozdobne z Krosna, też szampanki i też szlachetne.
Dziękuję za życzenia – różnica taka, że swoim przyjściem na świat zakłóciłam niedzielne śniadanie. Kawior w sam raz, szkoda, że tylko na obrazku, ale od czego wyobraźnia….
Nie lubię wijców ale zerknę… u na się jeszcze nie pokazują, bo są ciepłolubne, więc za zimno nieco. Nocami regolarne przymrozki, a w dzień parę stopni i zamglone słońce.
Ładne one są, jak najbardziej pożytecznie, na ostatnim zdjęciu doliczyłam się trzech łebków – no i dobrze, że widzę je na zdjęciu! U nas najwięcej jest węży wodnych, ale to nie dziwota, jeziorko jest spore. Te widuję czasem w obejściu – zawsze dobrze sprawdzam „przedpole”, zanim wyjdę na ogródek czy podwórko. One przystojnie wyglądają, ale są wielkie i łatwo je zauważyć. Nie są jadowite, ale zaskoczone, mogą być agresywne i mogą ugryźć – Roger raz się przekonał, sięgając w głąb stosu gałęzi…
Zdenerwowane, podnoszą ogon wzorem grzechotnika…Omijam z daleka!
https://photos.app.goo.gl/4ksqaU3bJFtVfXah6
Na trzech zdjęciach są trzy zaskrońce, dwóch panów stawało w konkury do jednej damy. Samce zaskrońców są prawie dwa razy mniejsze niż samice.
Alicjo, wszystkiego dobrego z okazji urodzin – zdrowia i sił na to, co sobie planujesz.
Świąteczne obserwacje przyrodnicze Danuśki i a cappelli bardzo ciekawe.
Danuśka,
ależ miałaś szczęście, że trafiłaś na takie rzadkie widoki.
Ja z kolei mogłam oglądać żabie gody w parku wejherowskim. Żaby mają tam doskonałe warunki. Budząca się do życia przyroda to jeden z nielicznych powodów do radości.
Dzięki, Krystyna,
zdrowie jako tako, ale sił by się przydało. U nas przyroda czeka… na dzisiaj mamy śnieg obiecany, ale podobno za parę dni będzie już plażowo. No i dobrze.
Video-konferencja z Młodymi odbyta, można powoli zamykać dzień.
Alicji – najlepszego!
Alicjo –
urodzinowe serdeczności
z życzeniem zdrowia i radości
planów i marzeń wnet spełnienia
i na kuponie szczęśliwych liczb wypełnienia
2022©echidna
Na zdjęciach a cappelli zaintrygował mnie potrzos, bo o trznadlach oczywiście słyszałam, ale potrzos to dla mnie zupełnie nowa nazwa. Okazuje się, że on też z rodziny trznadli. Będę wypatrywać na naszych podmokłych łąkach, bo takie właśnie tereny lubią te ptaki.
Osobisty Wędkarz udał się na ryby, jako że zgodnie z aplikacją, którą był sobie zainstalował w telefonie powinny brać! Teraz takie czasy, że bez różnych aplikacji żyć się nie da 😉 To jest aplikacja, która pokazuje brania ryb w Twojej lokalizacji i już nawet dwa razy się sprawdziła. Jutro natomiast jest dobry dzień na okonie. Chi, chi, mam nadzieję, że żadnych sekretów nie zdradziłam 🙂
❤️ ❤️ ❤️