Must have
Parafrazując pieśń wojów Chrobrego można rzec, że ”Naszym praprababkom wystarczały ”…drewniane łyżki, gliniane garnki, oprawne w drewno noże i kilka innych prostych sprzętów, nawet w najlepiej urządzonej, zamożnej kuchni. Dopiero druga połowa wieku XIX przyniosła erupcję pomysłowości, wynalazki i propozycje, wśród których były metalowe trwałe garnki, kuchnie bez buchającego ognia, metody konserwowania żywności bez potrzeby magazynowania zimowego lodu, stanowiące zaledwie początek istnej rewolucji w kuchennych technikach. Raz rozpoczęta rewolucja rozpędza się. Spójrzmy na nasze kuchnie. Co jeszcze można wymyślić? Skoro mamy samodzielnie sprzątające urządzenia, może będą i takie, którym wydamy przed wyjściem do pracy składniki i zaprogramujemy przygotowanie obiadu według ulubionych receptur rodzinnych? Nic nie jest niemożliwe.
Od zawsze, do czego już się przyznałam byłam amatorką kuchennych gadżetów. Przez moją kuchnię, poprzez dziesiątki lat, przewinęły się dziesiątki fascynujących mnie elektrycznych przyrządów. I choć, jak wiemy te starszej generacji były trwalsze, bo nie zaprogramowane na działanie tylko do końca okresu gwarancji, myślę, że zebrałaby się spora górka wyrzuconych przeze mnie przez lata, zużytych sprzętów. Odkąd dbamy świadomie o środowisko, próbuję znaleźć dla nich ratownika. I oczywiście nie w Warszawie, gdzie nikt nie ma czasu, aby uratować stary mikser czy wyciskarkę do cytrusów, ale daleko poza miastem, gdzie życie tak nie pędzi.
Liczba znajdujących dziś w każdej niemal kuchni urządzeń jest imponująca niezależnie od tego, czy gospodarstwo jest małe czy wielkie. Zaczynając od rozmaitych rodzajów kuchenek i piekarników, poprzez wolno- i szybkowary, różne miksery, kuchenki mikrofalowe, elektryczne maszynki do mielenia, krojenia, zmywarki po urządzenie do gotowania jaj na twardo i… uff. Myślę ,że nie ma sensu wymieniać ich wszystkich. Od dziesiątek lat niemal każde urządzenie łączy w sobie możliwości wykonywania kilku funkcji co jest sensowną oszczędnością .Reklamę jednego z bardziej wszechstronnych urządzeń znaleźć możemy wśród tekstów w naszym blogu. Thermomix w mojej kuchni działa już przeszło dziesięć lat i za każdym razem, kiedy go używam, cieszę się, że zdobyliśmy się na ten zakup. Nie był tani, ale zastępuje mi kilka innych urządzeń. Robię w nim bez wysiłku pyszne ciasto drożdżowe, pączki, ciasto na tartę i, podobno smakowity , gładki pasztet. Ostatnio przygotowuję w tym urządzeniu domową, wolną od chemii przyprawę do potraw oraz aksamitne zupy. Najbardziej lubię zupę z pietruszki, która jest zresztą także hitem moich towarzyskich kolacji.
Do podduszonych, niedbale pokrojonych kawałków tego warzywa dodaję obraną gruszkę i gotuję 15 minut z wodą lub wywarem. Homogenizuję i doprawiam konwencjonalnie solą i pieprzem oraz słodką 12 proc. śmietanką. To pyszna i elegancka zupa. Czekam też już na pojawienie się na wiejskich grządkach dyń Hokkaido, z których w 20 minut powstaje w tym zaczarowanym garnku pyszna zupa. Ważne, że ten przyzwoity owoc (warzywo?) nie wymaga obierania, po prostu wrzuca się posiekany byle jak miąższ do pojemnika, po czym gotuje, i wreszcie miksuje doprawiając „w biegu” kostką rosołową lub tylko solą, cukrem i sporą szczyptą curry. Niby banał, ale jakże smakowity. Dobrym dodatkiem jest odrobina mleka kokosowego lub 12.proc. śmietanki. Pewnie, można wszystkie te czynności wykonać w zwykłym garnku, a warzywo rozdrobnić za pomocą ręcznego blendera, ale zawsze lubię, aby w pracy wyręczył mnie tajemniczy „ktoś”. Życząc „smacznego” zaczynam przygotowanie kolejnej zupy, o której, jeśli się uda, napiszę wkrótce.
Komentarze
„Kultowa” piosenka dnia (Francja elegancja niech poczeka 😉 ):
https://www.youtube.com/watch?v=NpZHBMjyzN0
Wracając do „adremu” Gospodyni – też mam parę kuchennych „must have”. Mikrofalówka używana jako podgrzewaczka i tym podobne (mikrofalówka „przyszła” z szafką nad piecem i – przede wszystkim, wyciągiem zapachów!
Czajnik elektryczny, ale to stary gadżet.
Znakomity gar do gotowania ryżu, przy czym można do tego ryżu dodać parę rzeczy i robi się danie.
Mam zwyczajny mikser oraz ulubioną maszynę „w jednym” (wiele z tych zalet nieodkrytych przeze mnie=niepotrzebnych pewnie) do:
– zmielenia mięsa
-starcia ziemniaków na placki
-zmielenia czegokolwiek
-pokrojenia w „dowolny format” czegokolwiek
-więcej grzechów nie przychodzi mi do głowy, ale wymagań mam niewiele.
Gdybym była jak Gospodyni osobą „siedzącą” w temacie i o tym piszącą/mówiącą, to prawdopodobnie też bym testowała, co nowego.
Zdrowie naszych blogowych Jolek 🙂
(dzisiaj portugalskie tempranillo, 7200 kroków tam i z powrotem!)
p.s.
Hazardowo: troszkę (minimalnie! darmowy bilecik) wygrałam i nie pozostało mi nic innego, jak doinwestować lekuchno dychę w te 70 melonów, co to od tygodni nikt ich nie może wygrać jakimś cudem, i jakby co, to funduję wszystkim chętnym jakieś Hula-Gula na następny Zjazd!
krystyna
15 CZERWCA 2021
17:31
Super !!! Teraz mozesz posadzic u siebie. U nas te drzewa rosna miedzy iglastymi drzewami. Powodzenia 🙂
Czerwiec obfituje w blogowe okazje do toastów, tortów i bukietów. Alinko, dla Ciebie dzisiaj serdeczności imieninowe i życzenia wszystkiego najlepszego 🙂
Kiedyś bardzo się interesowałam urządzeniem o którym w dzisiejszym wpisie. Jednak cena trochę chłodziła emocje, no i z czasem mi przeszło.
16c, słońce
Dzisiaj znowu imieniny
naszej blogowej koleżanki Aliny.
Stosowny toast wzniesiemy winem
by uczcić naszą blogową Alinę.
Zdrowie i najlepszego 🙂
Alino – wszystkiego najlepszego!
I fragment Gałczyńskiego 🙂
Dzikie wino
„Koło tych pagórkow piaszczystych, które księżyc
po kolei odsłania
jeden po drugim,
jeden po drugim,
ptaki śpią,
tylko droga się srebrzy
i Wisła świeci jak latarnia —
i cisza jakby Szopen przed chwilą zamilkł,
lecz niech struna się przypomni srebrna jak te koleiny,
zapląsają chmury z sosnami, z pagórkami,
dzikie wino pocznie szeptać z dzikim winem;
no, i już masz polonez. Przeklęte polskie serce!
Diabli wiedzą, co to jest: w liniach skrzypiec
i pagórkow tego szukaj, w dzikim winie na szybie:
szepty zaśpiewne i niebiosa bohaterskie,
i wrzawa nad niebiosami, i pory roku jak struny
skrzypcowe, cztery, cztery: wiosna, lato, jesień i zima,
wiatr w struny, i deszcz w struny, i grad w struny, i blask w struny,
bas śnieżny i słowicza szalona kwinta,
Wisła pod smyczkiem, srebro wiślane, Wisła pod palcem, ta, co
śpiewa najwyżej struna, rzeka na skrzypce sopranowe
naciągnięta, a z worka czasu chmury, ptaki, horyzonty wielogłosowe
i jesień fruwająca, i ogromne lato;
i chmury nad skrzypcami, i liście tuż nad smyczkiem,
i te pagórki faliste, i wiatr, i światła wszystkie.
*
Na liściu dzikiego wina trudno jest zmieścić Warszawę
i gwiazdę Wenus nad nią, a jednak
w jakiejś trudnej podróży to on ci przypomni Warszawę,
ten liść —
na wszystkich kontynentach,
we wszystkich miastach,
zaułkach
labiryntach.
Na liść dzikiego wina jak na mapę ojczyzny
patrzę; tu węgiel, mówię; tu morze jak Kochanowski rozśpiewane,
a tutaj, mowię, góry, a tutaj równiny,
wszystko razem jak fotografia ukochanej;
ognie portów, lampy w oknach, maszyny i ludzie,
nasi ludzie, budowniczowie pogody,
i słońce, słońce, słońce, które przodem pójdzie
przez ogrody, ogrody, ogrody;
i wiatr, i wiatr w liście, i znow wyrażalna trudno
nuta, drzazga cudowna pod sercem samym.
Powiedz, skąd jesteś, nuto; powiedz, skąd płyniesz, nuto,
nuto-latarnio idąca przed nami.
To w niej, w tym błysku nagłym: twarz jakaś, chmura jakaś,
jakiś sierpień, dom, dzikie wino —
i — jak burza odetchniesz, lecz nie deszcz będzie płakać,
to łzy twoje szczęśliwe popłyną;
gościńce złote wszystkie, rzeki wszystkie chóralnie
zejdą się w twoim sercu,
ziemia ciebie przyciągnie, księżyc ciebie dopadnie
i po polsku ci powie: „Dobry wieczór!”
A to jest dzikie wino. Rozszumiało się ono,
zestroiło głos do głosu w pieśni,
dzikie wino — dokoła; dzikie wino — noc wesoła;
krzyczą liście: „My tutaj jesteśmy,
nad tym oknem, nad tą lampą nie zagasłą,
rozgadane jak jesienna plucha —
jakich »Trenów«, jakich »Ballad i romansów«
można by się jeszcze w nas dosłuchać!”
O, dzikiego wina nocy, czarne blaski
rozsypane muzyką śnieżno-ciemną!
Nocy, w której jak w pokoju babki
i liść, i ptak, i gwiazda bawią się ze mną.
Osowieje liść, gdy mrok go najdzie,
ptak w gąszcz frunie, zaś gwiazda do nieba,
pokój babki zniknie, czas szumiący
swoje wody będzie toczył i rozlewał.
(.. )
https://youtu.be/LXWCbpdgEFQ
https://youtu.be/j-R7hN6bZZ8
https://youtu.be/2sglrbx6rVo
Alino, dużo zdrowia , pogody ducha, pomyślności. Wszystkiego najlepszego! Ślę uściski.
Cos mi sie wydaje, ze kilka miesiecy temu skladalismy juz Alinie zyczenia.
https://youtu.be/EyzBuo53u_0
https://youtu.be/sJDG60HiGkw
https://youtu.be/YE3c0UJB3Qo
Elapa,
Aliny są czerwcowe (bardziej popularne) i grudniowe, a mogliśmy też składać życzenia urodzinowe, które są w listopadzie. Zdaje mi się, że składaliśmy życzenia 20 kwietnia Alainowi i Michelowi – Aliny syn!
Zrobiłam 7300 szybkich kroków, straciłam 380 kalorii, które szybko uzupełniam zimną Łomżą – cóż, ciężkie jest utrzymanie zdrowego trybu życia (marsz).
Nawiasem mówiąc, u nas uczestnicy maratonów dostają na zakończenie biegu po pół szklaneczki piwa (ok. 200gram) w celu uzupełnienia elektrolitów. Serio! Oczywiście dla niechcących jest i woda 😎
Piękna pogoda, wyjątkowo rześko, 20c, słońce. Jaśminy pachną, ptaki strzegą swych gniazd i zachowują się nerwowo, kiedy przechodzę koło bzowego buszu – jednego roku zostałam nawet zaatakowana przez jakiegoś nadgorliwego stróża, red wigned blackbird (czerwonoskrzydły czarny ptak). Nie było to miłe, obroniłam się torbą!
Poza tym wysyp jachtów i żaglówek na jeziorze, wiatry wieją, 14km/h.
Salony fryzjerskie otwierają dopiero 2 lipca (1 mamy Canada Day, święto). Czyli jeszcze pozaplatam sobie ten warkocz, bo prawdopodobnie będzie oblężenie na początku.
Moja koleżanka Jolanta z Edmonton sama sobie kupiła wczoraj kwiaty, bo w Kanadzie nie ma zwyczaju obchodzić imienin. A jak jest w innych krajach? Francja, Niemcy, Aussieland i skąd tam jeszcze stukacie?
Dla Aliny kawałek naszej frankofonii 😉
https://www.youtube.com/watch?v=LlHxrI2O2aY
…oraz niespodzianka w Notre Dame:
https://www.youtube.com/watch?v=Qy4GHd526OY
To drugie wykonanie jest – jakby to powiedzieli nasi przyjaciele Moskale – duszoszczipatielnyje. Nie znałam tej wersji.
Domyślam się, że piosenka nawiązuje do „Dzwonnika z Notre Dame” V.Hugo.
Piękna książka, piękna piosenka…
Ciekawy artykuł:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2122627,1,polonia-jest-taka-jak-my-ewa-winnicka-opowiada-o-polskim-greenpoincie.read?src=mt
„Polonia jest taka jak my. Mnie ten temat dlatego tak bardzo pociąga, że zmusza do zastanowienia, co to znaczy być w ogóle Polakiem. Jesteśmy nieprawdopodobnymi indywidualistami naznaczonymi brakiem umiejętności współpracy, niechęcią do kompromisów, niespecjalnie radzącymi sobie w świecie, w którym trzeba stworzyć swoją reprezentację, by coś załatwić. Bardzo powoli nabieramy poczucia obywatelskości. Potrafimy rywalizować, ale nie organizować się. Nie cieszy nas sukces sąsiada. To się ciągnie od dekad.”
(z powyższego artykułu)
Bardzo sie wzruszylam Wasza pamiecia i zyczeniami, dziekuje z glebi serca.
Nie zapominam Was tylko okres jest troche trudny i nie udaje mi sie wykrzesac energii i idei do wpisow. Asiu, dziekuje za Galczynskiego i muzyke i Tobie Alicjo za Garou ( plus komentarze rosyjskich internautow 🙂 ).
Zycze milego dnia.
Alino-moc uścisków i bon courage!
Melduję się po powrocie z wojaży. Było pięknie, ale naszedł najwyższy czas, by znowu pomieszkać we własnym domu. Zajechaliśmy najpierw na nadbużańskie rubieże, gdzie oczywiście chwasty rozpleniły się ochoczo po całym ogrodzie, a łodygi rzodkiewiek można wpisać do księgi rekordów Guinnessa-mają około metra wysokości! Same rzodkiewki raczej niejadalne, bo w większości zdrewniałe. Larorośl miała podjadać i się zaopiekować, ale z racji różnych obowiązków rzadko zaglądała na tutejsze grządki. Sąsiedzi, dzięki Bogu, dzielnie podlewali co należy i żadna roślina nie padła, a wręcz przeciwnie-kwiaty prezentują się pięknie.
Szara rzezywistość chwyciła nas jednak w swoje szpony już na drodze dojazdowej przez las-mijający nas traktor zahaczył o lusterko naszego samochodu. Papiery już przesłane internetowo do ubezpieczyciela (sprawca przyznał się od razu do winy i nie dyskutował), a za chwilę jedziemy na ekspertyzę i dalszy ciąg papierkologii do warsztatu, który będzie wymieniał lusterko.
Proba
Alinie imieninowo
echidna©2021
czerwca szesnastego
dzień imienia Twego
z kwieciem, winem, życzeniami
dziś już mamy poza nami
że zaś nieco się spóźniłam
oraz życzeń nie złożyłam
zaniedbanie to niemiłe
już naprawiam w jedną chwilę
zdrowia życzę, bo nad wyraz konieczne
by COVID-19 obejść z dala bezpiecznie
słońca ciepłych promieni nawet gdy szaruga
nocą radośnie niech gwiazdka do Ciebie mruga
przesyłając me życzenia
planów i marzeń spełnienia
Witajta w domu z podróży, nasi Francuzi 😉
Ledwie południe minęło, ja mam za sobą 7837 kroków, co przekłada się na 6km, co przekłada się na spalenie 387 kalorii.
Wczoraj zaliczyłam 12 400 kroków, co zamieniło się w 8.3km, a kalorie zapomniałam zapisać – o północy mój „licznik” resetuje się na zero. Dzisiaj założyłam od samego rana, ciekawa jestem wyników 😎
Na obiad… no właśnie, co na obiad???
https://next.gazeta.pl/next/7,172392,27197301,dziwidlo-olbrzymie-zakwitnie-w-polsce-po-raz-pierwszy-ogladaj.html
Uroczy Twoj wierszyk, Echidno. Dziekuje.
Dziwidło już przekwitło i oklapło. Tak naprawdę to trwało chyba dobę w pełnym rozkwicie, bo korzystając z Twojego linku Alicjo, oglądałam go na bieżąco.
Ja dziś zaliczyłam 18800 kroków co przełożyło się na 13 km. Ciężko trochę się szło bo rano już było gorąco, a jeszcze przyczepił się do nas skądinąd sympatyczny pies i szukałyśmy jego pana, znanego z widzenia. Dobrze, że psina miała na obroży telefon więc po pewnym czasie znalazł się właściciel, któremu z radością przekazałyśmy zgubę.
Alino,
z opóźnieniem, ale serdecznie życzę Ci imieninowo dużo zdrowia i spokoju. 🙂
Dziwidło zostało pokazane we wszystkich stacjach TV i już przekwitło. Chętnych do oglądania było wielu.
Dziś był pierwszy z zapowiadanych upalnych dni, w cieniu było 29 st. Pomagał na szczęście lekki wiatr. Apetyt w związku z tym mniejszy, na obiad wystarczył kalafior z sadzonym jajkiem.
Chwaliłam tegoroczne truskawki, że takie smaczne i słodkie. Ale już takie nie są. Choć pogoda sprzyja owocom, truskawki są dość twarde i mało słodkie.
Ceny czereśni są na razie tak wysokie, że dla zachęty podawana jest cena za 200 g. Na takie drogie owoce nie mam zupełnie ochoty.
Na obiad – podsmażone piersiątko kurczaka (pod koniec smażenia 2 ząbki czosnku), tortilla – na niś sałata lodowa z dodatkami typu czerwona cebula, papryka – ale przede wszystkim tortilla posmarowana średniej ostrości salsą. Kupną – nigdy lepszej nie zrobię!
Na sezonowe owoce też wolę poczekać.
No to ja nie tak dużo, ale zawsze to – 12 378 czyli 9.5km. Przyzwoicie. Myślę, że jak się zaczną nasze zwyczajowe sauny, to tak dobrze nie będzie, bo po prostu człowiek nie ma siły, a ja przeszłam dwa udary cieplne i muszę być ostrożna.
Teraz jest przyjemnie i dla mnie takie lato mogłoby być 20-25c, wiaterek od jeziora…
Póki co, ten wiaterek od jeziora chłodzi, ale jak się jezioro nagrzeje, będzie sauna.
Podobno taka pogoda ma się utrzymywać przez następny tydzień – i to jest dobra wiadomość 😎
Ja podglądałam to dziwadło, teraz jest na youtube w wersji skróconej. Przypomniałam sobie, że lekuchno podobną roślinę widziałam w ogrodzie botanicznym w Pretorii, ale nawet nazwy jej nie zapisałam (albo mam zapisaną w kajetach!) – i też podobno zakwitała raz na jakiś czas. Roślinka jest gdzieś na zdjęciach z wycieczki do stolicy, dosyć spora.
https://photos.app.goo.gl/WrPPYXhHPPICWSbn1
Alicjo, masz dobry wynik kroków. Zaleca by dziennie robić przynajmniej 10 tys. Ja mam tak dużo w dniach spacerów z kijkami, bo wtedy na dzień dobry robimy te 10 tys. W inne dni rzadko przekraczam to magiczne 10, mam za blisko do sklepu 🙂
Markowi – wszystkiego najlepszego!
Dla Misia Kurpiowskiego moc serdeczności 🙂
Swoją drogą, Marku, szkoda, że nie napisałeś choćby kilku słów o swoich wakacjach na Ile d’Yeux.
Nie liczę kroków, ale w dzisiejszym upale spociłam się cokolwiek jadąc na rowerze do sklepu ze sprzętem elektronicznym(jestem teraz w Warszawie). Wśród różnych niespodzianek po powrocie z wakacji była i ta dotycząca czytnika, z którego korzysta Osobisty Wędkarz. Czytnik odmówił współpracy, zamówiłam nowy i pojechałam na rowerze odebrać osobiście, bo w ten sposób było najszybciej. Kolejna siurpryza dotyczyła ekspresu do kawy-zaczął dziwnie rzęzić i chrobotać. Tym razem nic poważnego, po prostu dawał znać, że należy go odkamienić. Odkamieniłam!
Jako że do trzech razy sztuka to do tego wszystkiego dołączyły się kłopoty z anteną telewizyjną na nadbużańskich włościach-przestaliśmy odbierać francuskie programy. Nic to, damy radę!
Na bretońskich rubieżach jest bardzo ciekawy trójkąt skłądający się z trzech miast-Dinan, Dinard i Saint Malo. Kiedy spotkaliśmy się z Elapą i Bernardem rozmawialiśmy między innymi o tym, w jaki sposób najlepiej zwiedzić te trzy miejsca. Stanęło na tym, że najciekawiej byłoby przypłynąć statkiem do Saint Malo i tak właśnie zrobiliśmy. Miasto-twierdza Saint Malo robi rzeczywiście niezwykłe wrażenie od strony morza. Jest całkowiecie odmienne od wytwornego Dinard czy urokliwego Dinan, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg, zgodnie z podpowiedzią naszej bretońskiej koleżanki. Zresztą sprawdźcie sami, jak wyglądają te trzy, tak różne miasta:
https://photos.app.goo.gl/yJ4tUCekA4RcrVym8
Alicjo, Elapa-wędrując ulicami Saint Malo wspominaliśmy Wasze spotkanie w tym porcie. Na pokładzie była wtedy również Nisia……
Wyspa, na której co roku spotykają się Sławek i Miś nazywa się Ile d’Yeu!
17c, lekko pochmurnawo, podobno ma padać…
Ja też nie liczę kroków – licznik-zegarek mi liczy, taki mądry 😉
Swoją drogą do sklepów Za Róg mam 7200 kroków plus/minus, a cała wczorajsza reszta to takie zwyczajne kroki w domu i zagrodzie. Ciekawa byłam, ile od rana do wieczora człowiek wychodzi. Zdjęłam przed pójściem do łóżka.
A propos czytnika – tak po prostu się wypiął, czy ze starości? Może bateria się przestaje po pewnym czasie doładowywać?
Markowi – najlepszego 🙂
No prosz… a już miałam zapytać, czy dostaniemy jeszcze jakąś fotograficzną strawę z Francji 🙂
Nie dość, że dostaliśmy, to jeszcze wspominkową!
Alicjo-ten czytnik nie był stary, ale cóś się popsuło 🙁 W serwisach nie chcą się takimi durnotami zajmować.
I jeszcze jedna fotorelacja:
https://photos.app.goo.gl/TPiGpArsZwCf3v9RA
Dzięki za fotorelacje – widać, że fajnie było 🙂
Mam już 7464 kroki na koncie, ale idzie deszcz i nie wiem, czy uda się zrobić wieczorną 2.5km rundkę po zacisznym sąsiedztwem. Ale nie tracę nadziei!
Danuśka,
wspaniałe miasta, krajobrazy, zdjęcia i w ogóle…. A dziś przypadkiem trafiłam w telewizji na francuskie filmy krajoznawcze o wybrzeżach Francji z lotu ptaka, czyli drona lub helikoptera. Te akurat pokazywały wybrzeża Normandii i częściowo Bretanii . Było i Saint Malo, i mnóstwo nadbrzeżnych miast i miasteczek. Napatrzyłam się i na filmy, i na Twoje zdjęcia.
Od około pół roku korzystam z dzbanka na wodę z filtrem. Długo nie mogłam się zebrać na ten zakup, a powinnam zrobić to o wiele wcześniej. Chodziło głównie o ograniczenie plastikowych butelek, bo pijemy dużo wody mineralnej. Ale przy okazji okazało się, że od tamtego czasu ani razu nie musiałam odkamieniać czajnika elektrycznego, na dnie nie ma ani śladu osadu. Filtr starcza nam na miesiąc.
Misiu, wszelakich luksusow i kazdego dobrostanu we wszystkch mozliwych kierunkach, a wszystko to: Wybuchowo!
Zyj nam dlugo, tak dlugo w zdrowiu, abysmy mieli wiele okazji u Ciebie zawitac.
W St.Malo byliśmy tylko kilkanaście godzin, stanowczo za krótko, padał deszcz…
była Nisia, był Andrzej Mendygrał – żeglarz wielkich mórz i oceanów, był Sławek Paryski, który mnie i Krysię dowiózł z Paryżą do St. Malo… Dojechała Elapa z Bernardem, czyli Frakcja Łasuchów była mocno reprezentowana!
Pamiętam, że wtedy Nisia zarządziła pójście do sklepu pamiątkowego po to, żeby zakupić figurki korriganów (o korriganach więcej w książce Nisi – wtedy pisanej na pokładzie DM, „Matka wszystkich lalek”).
Mam tuż obok jegomościa, stoi na parapecie i złośliwie się do mnie uśmiecha, jak to korriganowi przystało. Najpierw byliśmy w jednej knajpie na małym conieco, a potem w innej chyba, bliżej portu, gdzie daliśmy sobie na całość. A co!
https://photos.app.goo.gl/dCnh41MEb5zcnTqP9
Ale kapkę po tym mieście pochodziliśmy, a na koniec, przed udaniem się na pokład Najpiękniejszego Żaglowca na Świecie wypiliśmy po drodze z miasta pożegnalne piwo i tyle tego było fajnego spotkania. Stanowczo za mało miasta, a spotkań tym bardziej za mało, a z niektórymi już se ne vrati 🙁
https://photos.app.goo.gl/FcfXX196jPiLKXDs8
Jeszcze ja – na dzisiaj 11966 kroków – 9.3km.
Pod wieczór się rozjaśniło, zrobiło rześko, zmusiłam Jerzora, żeby ten 2.5km. zaciszek przejść.
Nie pytajcie mnie, dlaczego ja, leniwa z gruntu, nagle mnie tak sparło, żeby chodzić.
Teraz chce mi się, a za chwilę kto wie.
https://www.youtube.com/watch?v=4pbuZBt2QrQ
No właśnie… dobranoc i dzień dobry 🙂
Ale lubię tę piosenkę – świetna! Budka Suflera jest mi bliska. bo natenczas mój teraz Jerz zakupił mi album „Cień wielkiej góry”. To były czasy!
https://www.youtube.com/watch?v=OOtLKvsx1Jo
A teraz naprawdę – kierunek wyrko!
Pozostaję jeszcze we francuskich klimatach, jako że od wczoraj czytam tę książkę:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4965526/polki-na-montparnassie
Oj, ciężki był los kobiet, które chciały realizować swoje zawodowe marzenia w tamtych czasach. Bardzo ciekawa lektura, polecam.
Jaśmin pachnie oszałamiająco, lubię ten zapach lata 🙂
Dzisiaj żniwa pietruszkowe-zielona pietruszka rozrosła się nieprzytomnie. Przetwarzam jej liście na pietruszkowe pesto, kuzynka Magda radzi się sobie również w ten sposób z nadmiarem tej rośliny.
Poranny spacer zaliczony, dobrze, że większość trasy jest w lesie, w cieniu, bo już jest 28 stopni, a po południu będzie trzydzieści kilka. Dziś w planach obiadokolacja na mieście, wcześniej pewnie jakaś sałatka, bo upał już daje się we znaki.
Danusia w podróży nasyciła oczy pięknymi widokami i jestem wdzięczna, że my też trochę w tym uczestniczyliśmy.
Małgosiu 🙂
20c, słońce
Wczoraj znakomicie popadało, nad ranem znowu – i wszystko rośnie jak na drożdżach!
Czytam „Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisiosa Sturisa. W Grecji to ja się kocham od szesnastego roku życia…
O, autor, autor!
https://www.youtube.com/watch?v=RrwtBkT9Pro
„Grecja. Gorzkie pomarańcze” stoją na mojej półce w wersji papierowej. Wydaje mi się, że kupiłam i przeczytałam już dobrych parę lat temu, pod wpływem blogowych rozmów o tej książce 🙂
Natomiast ledwie zakończone wakacje splotły mi się z gracją i wdziękiem z obecną lekturą, w której właśnie trafiłam na obraz Anny Bilińskiej z roku 1889 „Bretonka na progu domu” https://rynekisztuka.pl/wp-content/uploads/2013/11/anna-bilinska-bretonka-na-progu-domu-1889-2013-11-12.jpg
Musiałam to przeoczyć – dyskusję o tej książce, bo nie przypominam sobie…
Ale na pamięci nie można w tym wieku polegać 😉
Ja znałam (i znam) sporo Greków, oczywiście z mojego pokolenia, więc starszych od Dionisosa. Uciekinierów Greckich osiedlano prawie wyłącznie (a może nawet bez „prawie”) na tak zwanych ziemiach odzyskanych, najwięcej na Dolbym Śląsku. W moich okolicach – Ząbkowice Śląskie, Bielawa, Dzierżoniów, i tych właśnie Greków znam. O tej książce wspominał mi Perykles, teraz mieszkający w Atenach – nasz kontakt w Grecji, kiedy to odwiedzaliśmy w 2012 roku ten piękny kraj. Ostatnio spotkaliśmy się 3 lata temu na lotnisku we Wrocławiu – my przyjechaliśmy z Kanady, a oni z Aten. Jego żona jest Polką.
*greckich
Na obiad był ryż i krewetki z ostrym sosem indyjskim, kupnym, bo takiego sosu też nie zrobię.
Przy okazji wyniknął temat – płukać ryż przed gotowaniem czy nie? Pamiętam taką dyskusję na blogu – i jak nie mam racji to z góry przepraszam, ale jak powiedziałam, że płukam ryż, to kilka osób podniosło blogowo brwi ze zdziwienia, że jak to, ważne elementy wypłukuję…
Otóż warto poczytać speców:
https://polakuleczsiesam.pl/pluczesz-ryz-gotowaniem-jesli-mozesz-miec-duzy-problem/
Nowe słowo – „niedasizm”, od nie da się. Skojarzyło mi się z „przydasiami” 😉
7996 kroków, co się przekłada na 6.1km. A dopiero dochodzi 16:41!
Niestety, już jest 28c i nie jest to dobra pora dla mnie na dłuższe spacery. Zawsze zabieram ze sobą zimną wodę prosto z lodówki z dodatkiem łyżki octu jabłkowego (bardzo orzeźwiające!), ale wracając, prawie wymiękłam.
A wiarygodne źródła podają, że jest zaledwie 37% wilgotności w powietrzu 😯
Czyli jeszcze nie sauna!
Jest 1 w nocy, byliśmy ze znajomymi na obiedzie i spacerze po Starym Mieście. Ciekawe na Nowym Świecie restauracje były prawie puste, te dalej co miały telewizory były pełne, bo grała Polska z Hiszpanią. Kiedyś to miasto żyło teraz po 22-giej wszystko się zamyka. Ciepły wieczór, jeszcze teraz +24, lato już prawie, a tak pusto, smutne to. Jednak sporo restauracji się zamknęło, szkoda.
Małgosiu,
„ze złezką w oku” – jakby to pisała Nisia – przypomniała mi się nasza butelka wina na Rynku Starego Miasta, potem na Rynku Nowego Miasta, a potem pożegnalna na Starym Mieście, albo odwrotnie, we wrześniu 2019.
Ach! To była vinoteka! Jakoś tak. A na zakończenie wino na Rynku – z dobrymi ludźmi zawsze jest pora na rozmowy i wino 🙂
O czym wiedzą Grecy!
Dzisiaj zajrzałam do marca 2012 na blog, bo chciałam sobie przypomnieć (i zebrać) moje wpisy na gorąco pisane na blogu i przypomnieć sobie Grecję i moje refleksje na ten temat. Przy okazji zauważyłam, ile osób nam ubyło na blogu z przyczyn od nich niezależnych. Jak świetnie się czyta wpisy Pyry, Placka, Nisi, Gospodarza…
Wrzucę coś, chociaż to nie te święta i w ogóle nie o to chozi…:
Nisia
7 kwietnia 2012
17:12
Oprócz własnych dla Was życzeń, które, oczywiście są i jak najserdeczniejsze – przesyłam dodatkowo porcję wielkanocnej przyjacielskiej „poezji” – ku uciesze.
Zaczął w tym roku Mirek Kowalewski zwany Kovalem:
LAPIDARKOVAL WIELKANOCNY 2012
Wszystkim życzę jak najmocniej:
Niechaj radość Was rozpiera!
I tradycji Wielkanocnej
Z setką jaj od Fabergera!!!!
Pierwszy zareagował Marek Szurawski:
SIURAWA WIELKANOCNIE RUSZONY KOVALEM
Myśl o słusznych rad sposobie
Łatwo daje się znarowić
Miast kupować jaja drogie
Lepiej sobie jaja robić!
Cóż obyczaj, cóż tradycja!
Nowe prawo niech brzmi wdzięcznie
Oto idzie abolicja –
Jaja róbmy własnoręcznie!
Tak, dokładnie; precz z drożyzną!
Podłą, wredną i oślizgłą
Pozbawiony owulacji
jestem przeciw Jajokracji!!!
Wielkanocna Siuraweńka
z dywagacją o jajeńkach
życzy wszystkim to i owo
Abstrahując od ab ovo…
JAJ KOSZYCZKI OD MONICZKI
Cóż Faberge, cóż brylanty,
forsa, co się na łeb zwala –
gdy tu jaja od Siurawy
oraz liścik od Kovala!
Wiosna przyszła, kwitną kwiatki,
bazie prószą paproszkami,
my z apelem do ludzkości:
Przyjaciele, jajczcie z nami!
Tu uwaga lingwistyczna –
lecz niezbędna, jak się zdaje:
nie JOJczymy, a JAJczymy
(pozytywne ma być jaje)!!!
Ponoć kraj nasz cały w trwodze,
rządzon przez żarłoczne tuski,
już Al Kaida do nas w drodze,
a w rubieżach stoją Ruski…
Naród głodny, jak żyć – nie wie,
sprawiedliwym źle się dzieje,
prawi się zatchnęli w gniewie,
Michnik cynizm wokół sieje!
Ale nam to luźno zwisa,
my śwąteczni i serdeczni,
jaj na stole pełna misa,
więc zasobni i jajeczni –
otwieramy Wam ramiona,
serca, dusze oraz jaźnie,
przytulamy Was do łona
i ściskamy Was przyjaźnie.
Niech jajeczne mknie przesłanie
poprzez piękny polski kraj:
Szczęście niech Wam w progu stanie,
niech nie zbraknie nigdy jaj!!!
Tak jajecznie do Was fika
Monika
KOVAL
Człek się męczy, człek się stara,
Skąpi słowa, myśli zgarnie,
By raz godnym być Cezara:
i coś skrobnąć… lapidarnie!!!!
Lecz tu w gwizdek idzie para,
Furda chęci i ochoty.
Przyjaciele jak Niagara
Wierszne tworzą słowogrzmoty!
Patrzę na nich dość zazdrośnie
Z bólem serca patrzę na to,
Gdy się dają ponieść wiośnie
I jej stwórczym postulatom.
Bo toż trzeba być na haju,
i wpaść w chuci kołowrotek,
by o jednym prostym jaju
chcieć napisać tyle zwrotek!
A więc pokój Waszym domom!
Szczęścia, słońca i poezji:
By ab owo ecco homo,
Panta rei Was Szurwiensis!
Tak prawdziwie i wiosennie.
Niech nam wszystkim będzie naj…
Żeby krzyczeć wciąż niezmiennie:
-Pięknie jest, że Szwajajaj…!!!
Wszelkich szczęść Wam życzą stale przedświąteczni wciąż Kowale!!
MONIKA DO KOVALA I RESZTY
A!
Jeszcze mam pytanie do Pepegora, przeglądając te moje wpisy z wycieczki (prywatnej, naszej jak zwykle) do Grecji:
pepegor
4 kwietnia 2012
23:45
Alicjo, nie wiem, czy miałbym sumienie pojechać jeszcze do Grecji po tym jak przeczytałem, ile oni dopłacali do każdego turysty.
To wszystko przed kryzysem – a teraz dopiero ile?
Litości!
Alicja
5 kwietnia 2012
0:26
Pepegorze,
to ja krzywdę zrobiłam Grekom, że wydałam kupę forsy na tę wyprawę?
Na czym to dopłacanie do mnie polegało?”
Nie odpowiedziałeś na to pytanie, Pepe…
Dzień dobry powakacyjnie. Mam Chłopa malkontenta…
https://www.eryniawtrasie.eu/45122
Ewo, ja mam podobny stosunek do aplikacji bankowo-urzędniczych w telefonie.
A plażę, jak na Grecję, mieliście bardzo ładną.
Alicjo, to była Enoteka. Kolejny raz dotarliśmy tam za późno, już się zamykali, ale troszkę dalej trafiliśmy na włoską knajpkę , gdzie dzbanek wina można było wypić.
Małgosiu,
Potem już było tylko lepiej 😉
Ewo-trudno nie być malkontentem w dzisiejszym covidowych czasach 🙁
Muszę jednak przyznać, że nasza podróż do Francji nie był skomplikowany-jedyne dwa obowiązkowe papiery to było oświadczenie o stanie zdrowia(można było wypełnić nawet na lotnisku) oraz test PCR. Powrót bez stresu jedynie z zaświadczeniem o szczepieniu oraz tzw. dokumentem lokalizacyjnym wypełnionym na pokładzie samolotu.
Korfu wspominamy z miłym rozrzewnieniem 🙂 Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu Twoich opowieści.
Wróciliśmy z targu w Popowie Kościelnym. Lubimy niedzielne wypady na ten niewielki bazar. Jest tu jedno bardzo duże i świetnie zaopatrzone stoisko warzywno-owocowe oraz są sprzedwacy miodów, kwiatów ogrodowych, ciast, tureckich ciuchów i chińskich przydasi (cytuję za Ewą 🙂 )
Kupiliśmy czereśnie, truskawki, bób i fasolkę szparagową. Bób już ugotowany, obrany i przegryza się w towarzystwie pietruszkowego pesto.
Nasza czereśnia, jak co roku, obsługuje nadbużańskie ptasie i wiewiórcze towarzystwo.
Trzy błędy w jednym tekście, wybaczcie! To zapewne przez ten upał!
15c świtem bladym, słońce.
Ja to w ogóle mam stosunek żaden do telefonu komórkowego – nie posiadam 😉
Małgosiu,
Tak myślałam, że mi się coś z vinem kojarzy, a to była eno!
Ewa,
a propos wody na stół karafka z wejścia i za darmo – tutaj jest taki zwyczaj w restauracjach, że kranówa z lodem na stole, jak tylko człowiek się usadzi – i karta dań. Za periery i bajery trzeba płacić, ale zawsze też jest kranówa na dzień dobry.
I myślę, że to jest dobry zwyczaj.
A to nam się Grecja zeszła 😉 Mnie w czytaniu i wspominaniu…
Słonecznej niedzieli 🙂
Alicjo,
Toż w Grecji też był ten obyczaj, ale „za darmo – umarło”.
Z Bretagne na krancu Europy w ten pierwszy dzien lata zapraszam na kraniec kontynentu Pn Amarykanskiego. Kamera na zywo w La Push, WA.
Nazwę La Push tej małej osady wiele lat temu dali podroznicy z Francji.
https://forkswa.com/first-beach-webcam/
Ewo – nie dziwię się Witkowi, ta papierologia jest męcząca. W tym roku znowu nie zaplanowałam żadnego wyjazdu. Nawet nie mam zaklepanego urlopu. Od pewnego czasu jestem w takim dziwnym nastroju. Nie wiem czy to skutki pandemii i covida?
Wczoraj dostałam drugą dawkę szczepionki i znowu noc z głowy. A do tego ten upał.
Łączę się z Witkiem w malkontenctwie. 😀
A na moich rubieżach jest tak – przynajmniej czyste niebo 😉
https://www.cityofkingston.ca/explore/webcams/confederation-basin
Najgorsza papierologia graniczna (a granic przekraczaliśmy wiele), jest chyba na granicy Argentyna – Chile. Przełęcz Los Libertadores przekraczaliśmy 2 razy (w sumie 4, bo tam i z powrotem). Kolejka bardzo długa, bez względu na porę dnia czy nocy, a papierów do wypełnienia kilkanaście, format A-4. Ponieważ mieliśmy wypożyczony w Santiago (a raz w Mendozie) samochód, papierów do wypełnienia jest jeszcze więcej. Jerzor zestresowany, bo kolejka – ja podwójnie zestresowana, bo papiery muszę wypełniać podwójnie (Jerzor nie, wszak kierowca i co chwila musi podjeżdżać dalej). Oficery graniczne bardzo skrupulatne, i chociaż nie robią przeglądu naszego samochodu, ot zerkną, przeglądają te wypełnione papiery, paszporty pod lupę nieomal… i stoimy, stoimy stoimy, wykończeni – albo wjazdem od Santiago przez te 29 curvas peligrosas, albo przerażeni perspektywą zjazdu. Bo to są nerwy na postronkach! Nie wyobrażam sobie tam jazdy zimą… Dodatkowym utrudnieniem są olbrzymie ciężarówy, oczywiście zwykle podwójne przyczepy, które wloką się koło za kołem i nie ma je jak wyprzedzić, bo z jednej strony samochody nieprzerwanie jadą, z drugiej strony przepaść. Kiedy jechaliśmy ostatnio, były roboty drogowe (ha! znowu przestoje wahadłowe…) i rozpracowywano drogę na nowo – tworzono drugie pasmo tam, gdzie dało się je tworzyć oraz dodano sporo „zjazdów ratowniczych”, żeby można było na chwilę przystanąć i odpocząć. Ale mimo wszystko lubię tę drogę – jest niesamowita.
Całość osładza bliskość (względna, trzeba trochę podjechać w bok) Aconcagui 😉
Małgosiu,
te wczorajsze pustki w restauracjach to pewnie z powodu meczu. Dużo ludzi ogląda mecze. Rozmawiałam ze znajomymi, którzy wybrali się na kilka dni o stolicy i wrócili bardzo zadowoleni. Pojechali Pendolino, mieszkali w hotelu w pobliżu Pałacu Kultury/ cena niewygórowana/, zwiedzali muzea/ wg nich bilety bardzo tanie/. Miasto bardzo im się podobało – takie europejskie. Ale oni oglądali je w dzień.
W każdym razie ich opinie bardzo by się podobały koleżankom warszawiankom.
Papierologia, choć w skromnym zakresie, obowiązuje także w teatrze. Każdy widz musi wypełnić krótki dokument z danymi kontaktowymi. Pary mogą spisać się na jednym druku. Polega się w tym wypadku na prawdomówności, bo nikt nie weryfikuje danych. Wczoraj zamiast oglądać mecz wybrałam teatr, a spektakl „Znaczy kapitan” oparty był na podstawie książki Karola Olgierda Borhardta.
Mnie się miasto Warszawa zawsze podobało i podoba, nawet wieczorami! Nie wiem, na czym to polega, ale tak właśnie jest, że Wrocław, Kraków, Poznań i Warszawa to moje ulubione miasta – a także Trójmiasto, z wyróżnieniem Gdańska. Stolica jest fajna i do ogarnięcia – myśmy z Jerzorem kilometrami chodzili z hotelu nad Wisłą, naprzeciwko jakiejś siedziby Wioślarzy po drugiej stronie Wisły – stamtąd do Rynku było bodaj ze 2.5km w jedną stronę, ale szło się przez fajny park…
A ile oprócz tego zrobiliśmy km po okolicznościach Starego Miasta z przyległościami… 🙄
Nie wiem, jak to miasto nazwać, ale jest po prostu fajne. Ujutne nawet 🙂
„Znaczy kapitan” – książki nie czytałam, ale postać oczywiście znam z rozlicznych opowieści, a przede wszystkim dzięki Monice. Oraz dzięki hymnowi, który napisała dla s/v Kapitan Borchardt.
U nas w nocy z czwartku na piątek (17/18 czerwca) zniesiono restrykcje ograniczenia oddalania się od miejsca zamieszkania (promień 25 km). Częściowo zniesiono również „zamordyzm”, czyli obowiązkowe maseczki nawet podczas spaceru. Co nie znaczy, że w zamkniętych miejscach publicznych ten obowiącek przestał obowiązywać.
Sklepy, restauracje, instytucje itp mają wystawione kody dla posiadaczy odpowiedniej aplikacji na telefonie rejestrujące wchodzących, a także wydrukowane listy dla osób nie posiadających owej gdzie podaje się imię oraz kontakt.
I też, jak wspomina Krystyna, „strażnika przy tym nie ma”.
Ma to swój sens i większość ludzi przestrzega obowiązkowego prowadzenia ewidencji w celu śledzenia kontaktów ew. zakażeń.
Alicjo – zauroczonych było, jest i będzie wielu…
https://www.youtube.com/watch?v=tDFUH8s9rBE
https://www.youtube.com/watch?v=P-VbicTmEok
https://www.youtube.com/watch?v=ujh2-JyU6XA&list=RDujh2-JyU6XA&index=1
Echidno,
do mnie to trafia, a przy Niemena „Sen o Warszawie” od czasu kiedy usłyszałam tę piosenkę (przecież to było Opole 1967r!), rozkłada mnie na łopatki. Być może dzięki temu Warszawa tak mi w sercu utkwiła. Bo Niemena kocham od zawsze! I jest to piękna piosenka. Przepiękna. Sekcja perkusyjna jest za głośna w tym nagraniu, ale… takie były możliwości nagrywania koncertów na żywo.
https://www.youtube.com/watch?v=caGTML2-4W4
Warszawa jest jaka jest – MałgosiaW dostała ode mnie album (który Roger znalazł gdzieś tu na śmietniku, rzeczy niepotrzebnej, i za darmo garażowa wyprzedaż, a album zupełnie darmo), i jak przejrzałam ten album, a przecież wszyscy widzieliśmy zdjęcia zburzonej Warszawy tu i ówdzie, w takim sporym wydaniu kartka po kartce to jednak robi ogromne wrażenie. Na mnie zrobiło.
Wracając do restrykcji – sporo z nich miało sens i może nadal ma, ale ja nigdy nie zakładałam maski idąc Za Róg, bo na tej trasie spotykałam ze dwie- trzy osoby, a czasami nikogo. Jaki sens?
No nic, życie się toczy, czekamy na drugą dozę Moderny (termin na 4 września), spokojnie…
Czesław Niemen – „Piosenka o mojej Warszawie” z ostatniego linku to perełka. Choć wizja jest do… wiadomo czego, dźwiek nie najlepszej jakości, to jako żywo nigdy nie słyszałam ani nie widziałam tego wykonania. Podałam jako ciekawostkę.
Podczas szukania gdzie, kiedy i z jakiej okazji Czesław Niemen wykonał tę piosenkę, trafiłam jeszcze na:
https://www.youtube.com/watch?v=XrDkS-G_Cq0
niestety też bez opisu. Domyślam się, że „U Mieczysława Fogga”, ale informacji na ten temat nie znalazłam.
Może ktoś z Blogowej Bandy wie…
Teledysk „Sen o Warszawie” z linku drugiego też zasługuje na uwagę. Zdjęcia wykonano najprawdopodobniej w roku 1966 lub coś kole tego (napisy). I taką stolicę pamiętam. W panoramie Starego Miasta od strony Wisły nie ma Zamku Królewskiego, bo jeszcze nie był odbudowany, stare samochody też zasługują na uwagę.
W tej chwili widok na Starówkę jest inny , bo w tle widać wieżowce warszawskiego Manhattanu czyli biurowej części Woli. Tam się dokonała prawdziwa rewolucja. To jest zdjęcie Marii Tajchman (MT7),
https://scontent-frx5-1.xx.fbcdn.net/v/t1.6435-9/131675399_4108770149171015_5507373997024618100_n.jpg?_nc_cat=111&ccb=1-3&_nc_sid=730e14&_nc_ohc=jIEr4gR6w_IAX_ZlH1A&_nc_oc=AQllMOCROPuKvPtPjEgRlw5yy4BmYeOdadaea2_JDJyfWG0c62H8U_L5TCHvy4cxL9M&_nc_ht=scontent-frx5-1.xx&oh=e311fcb9b2d94fb741271cc0ff6b4145&oe=60D5122D
17c, pada… Lato, lato, lato ejże ty 👿
„W 2021 pierwszy dzień lata astronomicznego wypada dzień wcześniej niż lato kalendarzowe, czyli 21 czerwca. Będzie to poniedziałek.” (wiki)
Odkąd pamiętam, zawsze tak było:
https://www.youtube.com/watch?v=Sw4jcFyCSF0
Ciekawy wywiad:
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,27226089,dyktatura-piecdziesieciolatkow-chca-wszystko-zmienic-zeby.html#e=RelRecImg2
Pierwszy dzień lata , czyli ciąg dalszy upałów +30 °C, bezchmurne niebo, na jutro zapowiadają 33 °C, ale po południu mają się pojawić burze i trochę ochłodzić.
W pierwszy dzień lata ma swoje święto Alicja 🙂
Alicjo-wszystkiego najlepszego! Wielu pięknych podróży, pasjonujących lektur oraz zdrowia przede wszystkim!
https://www.youtube.com/watch?v=FsLhDwBaVO0
Siedzę w cieniu i obserwuję kosy podjadające nasze czereśnie, sprytne ptaszyska.
Sąsiad pszczelarz odwiedza pasieki na rowerze o 5 ranem, wtedy jeszcze nie ma upału.
Alicji- podróży małych i dużych, zdrowia i pomyślności. Wszystkiego najlepszego!
Danusiu, zazdroszczę rannym ptaszkom, dla mnie piąta to środek nocy, choć wiem że już jest jasno.
Alicji imieninowo
echidna©2021
choć zimno na naszym świata padole
u Ciebie potrzebne słoneczne parasole
w ich cieniu świetnie się wypoczywa
popijając imieninowy kufelek piwa
w tak sympatycznym aury nastroju
zapomnij o domowo-ogródkowym znoju
ja wirtualnie przy Tobie zasiądę, życzenia
serdeczne składając w Dniu Twego Imienia
– zdrowia, pogody i spokoju ducha
choć wokół ciągle pandmii zawierucha
– spełnienia marzeń rychłych podróży
mimo iż w oczekiwaniu na nie czas się dłuży
– innych Twych planów spełnienia
i niechaj ziszczą się Twe marzenia
– jednym słowem moc radości
w domu, kuchni i ogrodzie wszelkiej pomyślności!
19c, przestało padać… to mi się podoba, w nocy deszcz, w dzień słońce 🙂
Danuścynej Latorośli – Najlepszego!
Dzięki za życzenia, czekam ich spełnienia 😉
Tymczasem w telewizorni usłyszałam, że przechodzimy na system iPhonowy, jeśli chodzi o przekraczanie granic, tych państwowych – już nie wystarczy machnąć paszportem, ci co tak chcą, niestety, muszą oczekiwać „oczekiwania ich załatwiania” na granicy i większej papierologii. Oraz przymusowej kwarantanny dwutygodniowej, wjeżdżając do Kanady. W wyznaczonych do tego hotelach. Nie dość, że ma się zaświadczenie o podwójnym szczepieniu, trzeba też mieć zrobiony w ciągu 72 godzin test na to, że się nie posiada. Wirusa, znaczy się. To wszystko ma się mieć w tym telefonie, albo w papierach, ale z telefonem przechodzi się szybko (zakładam…) a papiery czyta się długo. Ci co mają zaśœiadczenie o szczepieniach i zrobiony ten test, jadą dalej. Reszta siedzi w kozie. Dwa tygodnie, na własny koszt! Plus rzeczony test. Dziennikarze (zmory ciekawskie!) dopytują, co z dziećmi poniżej 12 roku życia, dla których jeszcze nie ma odpowiedniej szczepionki? Nie wiadomo…
O rany! Teraz to dopiero czuję się skołowana… od rana! Udzieliło mi się za Echidną rymowanie 🙂
Dla relaksu odsłuchałam podesłaną przez Danuśkę piosenkę w werski Alici i w oryginalnym wykonaniu Arethy. Aretha wymiata! Chociaż „cover” też jest nie do pogardzenia.
Echidnie osobno podziękowania za rymowania (a mówiłam, że mi się udzieliło?) – skąd Ty to bierzesz, że na każdą okazję masz gotowe strofki? Dzięki 🙂
Co do gorzkich pomarańczy – autor ciekawie rozwija historię rodu Mercourich – dziadek Meliny Mercouri – Spiros Mercouris (tak, panowie w nazwisku mają zawsze na końcu „s”, kobiety nie) był na przełomie dwóch ubiegłych wieków burmistrzem miasta i facetem z pomysłami! Rozbudował miasto, unowocześnił i w ogóle zrobił dla miasta tyle dobrych rzeczy, że był tym burmistrzem przez kilka kadencji (bodaj 24 lata). A potem syn, po synu wnuk… wątek tej rodziny i jej wpływu na rozwój Aten jest niezwykle ciekawy i obfitujący w skandale, afery i różne takietam. Sama Melina, przyglądając się dziadkowi postanowiła, że ona taka nie będzie – ja jako facet mogę wszystko, a baba już nie, tylko na to, na co jej facet pozwoli! No i Melina też robiła, co chciała, na swoich warunkach, ale mogła sobie na to pozwolić, była bardzo znana na całym świecie, i, że przytoczę skróty z wiki:
„Za rządów junty wojskowej była zmuszona w 1967 wyjechać na emigrację do Francji. Po upadku dyktatury w 1974 powróciła do Grecji.
Działała w partii PASOK. Od 1977 aż do śmierci sprawowała mandat posłanki do Parlamentu Grecji[1]. W 1981 została pierwszą kobietą minister kultury Grecji (w rządzie Andreasa Papandreu). Sprawowała ten urząd do 1989 i później w 1993. 13 maja 1985 podczas spotkania Rady Europejskiej przedstawiła ideę zintegrowania Europejczyków za pomocą kultury, co doprowadziło do powstania inicjatywy Europejskich Miast Kultury, a potem Europejskiej Stolicy Kultury. Czyniła starania w sprawie powrotu tzw. marmurów Elgina na Akropol ateński.”
Nie wiedziałam, że to z jej inicjatywy powstawały Europejskie Miasta Kultury – jedną z nich jest mój ukochany Wrocław 🙂
Panowie, żar leje się z nieba 😀
https://youtu.be/CKTKbiZW38Y
Dziewczyny to trochę o Was – można zdobyć odznakę nizinną. 😀
Alicjo – wszystkiego najlepszego. 🙂
https://youtu.be/OMOGaugKpzs
https://youtu.be/jK_9ppta_M0
https://youtu.be/DTNOarAmv3Q
https://youtu.be/bzEYNsFC2gE
https://youtu.be/oG6fayQBm9w
https://youtu.be/WGU_4-5RaxU
Alicjo – wszystkiego najlepszego imieninowo!
Czerwiec obfituje w popularne imieniny, a to przecież jeszcze nie koniec 🙂 .
Asiu,
wybrałaś piękne piosenki, a młodziutka Ewa Szykulska zawsze mnie zachwyca.
Lubię oglądać starsze polskie filmy / sporo ich na kanale Kino Polska/ także dlatego, że przypominają, jak wyglądały wtedy miasta i miasteczka. Bardzo często sprawdzam od razu w necie, gdzie film był nakręcany.
Żar leje się z nieba, ale i tak mam komfortową sytuację, bo nie mam żadnych zaplanowanych wyjazdowych spraw. Zresztą poruszanie się samochodem z klimatyzacją to przyjemność, gorzej jest poza autem.
Danuśka,
sami byście nie dali rady czereśniom 🙂 , a nie tylko kosy lubią te owoce, także dzięcioły, sójki, a najgorsze są bandy szpaków.
Po pierwszym szoku cenowym ceny bobu, czereśni, fasolki szparagowej spadły o połowę i pewnie dalej będą spadać.
https://www.youtube.com/watch?v=Z6qnRS36EgE
Moja ulubiona piosenka… Ale za wszystkie dziękuję Asi 🙂
Kapkę starsza wesja – ale głos i duch ten sam!
https://www.youtube.com/watch?v=RAWToarM78I
Tej wersji też nie mogę pominąć…
https://www.youtube.com/watch?v=bUy83PKjkOI
https://www.youtube.com/watch?v=esyhF5ITB44
Ha!
https://www.youtube.com/watch?v=nTbRcyo0aGY
Alicjo, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, zwłaszcza tych podróżniczych 🙂
Danuśko, dla Latorośli wielki imieninowy buziak 🙂
Dla Danusinej Ali – wszystkiego najlepszego!
Alicjo, wszystkiego najlepszego.
Danuska, dla waszej coreczki tez najlepsze zyczenia. Opuszczajac Bretanie Danuska przez pomylke zabralas ze soba slonce i cieplo. Zrobilo sie zimno 15C i brzydka mzawka leci z nieba. Jutro podobno ma byc lepiej. Oby !
Na obiad zrobilam pesto z brokulow, dorzucilam makaron rurki. Zostalo jeszcze na kolacje.
No ale w Polsce upały, toteż spieszę z przepisem na zimną, pożywną sałatę!
Wystarczy za obiad, bo fasola jest w ogóle i w szczególe pożywna.
-Ugotować fasolę typu jasiek
Przyrządzić sosik do ugotowanego, schłodzonego jaśka:
– 2-3 ząbki czosnku
– troszkę oliwy
– troszkę ulubionego octu
– dyżurne + szczypta cukru
-garść posiekanego kopru (ważne!)
Sosikiem zalać jaśka, dowalić garść kopru, odstawić do lodówki na godzinę, i można jeść. Pamiętajcie, że fasola jest jak kawał mięcha z dodatkami, dlatego taka sałata wystarczy za obiad 🙂
Ja jestem zanurzona w Niemenie… a co, imieniny ma się raz na rok!
Przy okazji – czy nie uważacie, że „za naszych czasów” raczej obchodziło się imieniny, a nie urodziny? Na Zachodzie, w moich rubieżach odlicza się czas, urodziny… to ja już wolę imieniny! Bo czasu nie da się niestety cofnąć…
https://www.youtube.com/watch?v=VOOspoDJ7nw&list=RDVOOspoDJ7nw&start_radio=1
Wszystkim życzącym dziękuję za życzenia 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=UG3r2_QOfRg&list=RDUG3r2_QOfRg&start_radio=1
Alicjo – serdeczności imieninowe!
Znowu było pod górkę 😉 https://www.eryniawtrasie.eu/45139
„Jak ja Wam zazdroszczę tych podróży małych (moim standardem) i takich świetnych, że „za rogiem” zaraz coś będzie innego. Niestety, u mnie są odległości, odległości, nic i nic przez setki kilometrów, prerie ia same nudy, zanim sie dojedzie do gór, które znowu przez tysiące km się wspinają, ale przynajmniej jest ciekawie 🙂
Pozdrowienia!”
To chciałam napisać na Waszej stronie pod zdjęciami, Ewo, ale odmawiam wykonywania matematyki. Ja już jestem za stara na takiecoś i nie chce mi się.
Zwyczajnie.
Ja też mam stronę internetową, a nigdy nikt mnie nie atakował – po prostu ludzie się nie interesują moją stroną, ot co! Tak jak są Wasze zdjęcia z podróży, Wasze wspominki – kto by Was miał atakować, spamować? Przecież to jest nisza dla przyjaciół, którym podajecie sznureczek. A poza tym – zawsze trzeba mieć tak zwany „back up” – czyli zgrane to wszystko na osobnym dysku, żeby w razie co i czego mieć osobno.
Ale mogę być w mylnym błędzie – bo mój komputer jest serwerem dla mnie i to co nań wkładam, to je moje. U mnie na komputerze – podejrzewam, że Wasza strona to gdzieś tam na czymś innym działa. I stąd te dziwne (dla mnie) zabezpieczenia.
Jest mi niezmiernie przykro, że zainstalowałem na stronie captcha akurat matematyczne, ale:
– musiałem zainstalować captcha bo „roboty” spamowe zasypały nam kiedyś blog ‚komentarzami reklamowymi” – łącznie z reklamami pornograficznymi. Nie chciałem ryzykować oskarżenia o szerzenie pornografii dziecięcej;
– matematyczne captcha wydało mi się najprostsze – wystarczy w większości przypadków wpisać jedną cyferkę (jak wydaje się, że więcej, można odświeżyć i zmienić równanie). Inne captcha wymagają, albo wpisywanie tekstów, albo stukania w obrazki – czasami nieczytelne.
– blog jest postawiony na serwerze komercyjnym gdyż umiejscowienie go na komputerze domowym jest ekonomicznie niebezpieczniejsze…
Przepraszam, że odpisuję z konta Erynii.
Życzę miłego dnia.
Witold
Ale ale… ja tylko tak przy okazji, bo nie lubiłam matematyki i nadal nie lubię.
Ja mam na domowym serwerze stronę od lat i jakoś nic (odpukać) a także nikt nie dobierał się. Czasami strona nie działa, bo Jerzor robi bezprzewodowe i dwa samce nie działają.
Lata temu, kiedy zaczęła się wojna w Iraku, mój znajomy korzystał z mojego komputera jako skrzynki kontaktowej, pojechał tam w samym wielkim tumulcie, kiedy Sadama obalono i tak dalej.
Nie rozumiem tego właśnie:
„blog jest postawiony na serwerze komercyjnym gdyż umiejscowienie go na komputerze domowym jest ekonomicznie niebezpieczniejsze”.
Mam nadzieję, że tego poza Łasuchami nikt nie czyta 😉
Może też być różnica między linuxem, a korzystanie z windows. My jesteśmy linuxowce owce od zawsze. Ekonomicznie płacimy za łącza kablowe, jak wszyscy.
Z drugiej, a nawet trzeciej strony, Wasza strona ma tekst i zdjęcia pozbierane w taki sposób, że fajnie się to ogląda i czyta – ja nie mam takiej możliwości, mogę tylko podpisywać zdjęcia.
Wybaczcie – komentarze to tylko tutaj, i nie bierzcie sobie moich takitam, bo ja sobie mogę wrzucać komentarze tutaj, bez matematyki 😉
Rozumiem Wasze obiekcje, ale…
…ale „blog postawiony na serwerze komercyjnym” to znaczy, że blog zarabia na siebie 😉
Macie rację – lubię i zawsze tam zaglądam jak wrzucacie fotki, ale logować się nie będę, podobnie odrzucił mnie fejsbuk z jego wymaganiami. A w końcu – jak się okazuje – żadne zabezpieczenia tak naprawdę nie zabezpieczają.
he he… Witold,
a dlaczego odpisujesz z konta Erynii, skoro jesteś tak zabezpieczony (jak rozumiem)?
Sieć to jest sieć i tyle – chyba że się ma coś do ukrycia/sprzedania.
Rozumiem, że „serwer komercyjny” to jest coś do sprzedania. No. To mówmy jaśniej.
Ja za!
Ale logować się to nigdy i nigdzie, poza tym blogiem. W „Polityce” jestem zalogowana od zawsze. Howq!
Alicjo,
Bo musiałby sobie zakładać konto, a mu się nie chce. Politykę podczytuje z mojego.
Alicjo, a w księgarniach internetowych się nie logujesz?
Spam bywa często automatyczny i prostego działania nie pokona, jest to dobry sposób na pozbycie się przynajmniej takiego.
Latorośl dziękuje bardzo za pamięć i za Wasze życzenia.
Dzisiaj od rana Osobisty Wędkarz w roli hydraulika, montuje nowo zakupioną pompę abisynkę u naszej sąsiadki. Chłop w swoim żywiole 🙂
14c, pochmurnawo….
Nie loguję się w księgarniach – one mnie już „mają” na wędce – nie robią utrudnień, wręcz przeciwnie, prawie codziennie mam pocztę z listą książek że dzisiaj taka i owaka okazja, na przykład dzisiaj taka (co mnie zdumiało!), że „reportaż jest kobietą”. Ja bym powiedziała, że reportaż jest człowiekiem. Po prostu.
Ewa,
a myślisz, że Jerzor skąd podczytuje Politykę 😉
Uważam, że jak mieszkamy w jednym domu, to jedna gazeta nam wystarczy. No i nie loguję się codziennie – jestem zalogowana do „Polityki” od zawsze. Odkąd jestem. Nigdy nie dostaję spamu, nikt się do mnie nie włamuje (odpukać!!!), a poczta, którego nadającego nie rozpoznaję, od razu idzie do kosza – nie otwieram.
Nadmieniam ponownie, że nie korzystam z windows 😉
Ani z jabłuszek. Zawiadowcą tej stacji jest Jerzor, a on się na tym zna lepiej, niż na kamyczkach.
Danuśko, bardzo pożyteczny żywioł, zazdraszczam 🙂
Chłodnik u mnie na okrągło, ciągle jeszcze szparagi, ale dzisiaj kupiłam też bób, będzie uczta. No i truskawki, truskawki …
…a poza tym upał, 32 C, jak w Meksyku 🙂
Alicjo,
Chyba musimy uściślić kilka kwestii:
1. Serwer komercyjny, ale nie nasz. W tym przypadku słowo „komercyjny” oznacza, że to my płacimy za miejsce na serwerze, obsługę, backupy i ochronę przed włamaniem. My piszemy dla przyjemności a nie dla pieniędzy.
2. Co do weryfikacji, Polityka oraz inne duże portale przeprowadzają ją na poziomie logowania (bot sobie konta nie założy), dlatego „kapeć” nie jest później potrzebny. Przypuszczalnie twoje dane logowania zapisywane są w „ciasteczkach” (cookies), dlatego z automatu jesteś rozpoznawana na portalu i nie musisz się ponownie logować. Z kolei blogi które nie wymagają logowania, muszą przeprowadzać weryfikację na poziomie captcha (obrazeczki, teksty do przepisania, matematyka, etc).
Ja miałam kiedyś w Atenach 42 C.
A Ty Salso w domu, nie na działce, czy uciekłaś przed zapowiadaną burzą?
MałgosiuW.,
47 C. w lipcu w hiszpańskiej Grenadzie. Wyjście z klimatyzowanego biura bolało…
Ewo,
tak właśnie to rozumiem – serwer komercyjny, czyli taki, który zarabia na… na Was. Coś za coś – macie to ładnie poukładane. Ale skoro trzeba wpisywać jakieś tam, mnożyć, dzielić (może różniczki?) żeby zamieścić komentarz, to chyba nie jest to tak wspaniale zabepieczone?
Ja się po prostu nigdy nie wylogowuję, dlatego nie muszę się logować na przykład w Gotuj się, ani w Polityce w ogóle.
42c, a w porywach i więcej to ja miałam dzień w dzień na Kiribati. To była moja wyprawa życia (fundował synek, sam z siebie, z własnej inicjatywy), a teraz mi się już nie chce. Jak sobie pomyślę, że w masce na lotnisku, a potem w samolocie ileś tam godzin, to niedobrze mi się robi. A niestety, chyba maski nam już przyrosły do twarzy. Mnie nie – bo nigdzie nie bywam, zgodnie z nakazami.
A propos spamów i takich tam… tego naprawdę nie rozumiem:
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,27234001,afera-mailowa-wyciekly-rzekome-wiadomosci-ze-skrzynki-premiera.html#s=BoxOpImg1
Przecież ten facet, premier znaczy się, co tak walczył z komuną jako młody (ha ha…) – on jest ode mnie o wiele lat młodszy i nie wie, jak się posługiwać komputerem, pocztą mailową?!
Nie wie, że jako szef państwa powinien mieć ludzi od tego, żeby zabezpieczyli to i owo? Przecież to jest śmieszne… Nie, nie jest śmieszne, śmieszne by było, gdyby to dotyczyło na przykład mnie, nic nie znaczącej osoby. Ale głowa państwa? Nikt nad tym nie czuwa? Może premier powinien uzywać gmail 😉
Alicjo, właśnie takie mamy państwo, mierni ale wierni, żadni zawodowcy. Zniszczone służby i mamy aferkę, ale prokuratura, sądy, trybunał już ich i wszystko mają w nosie. Na mniejszych aferach wywalały się rządy innych państw ,tych nic nie rusza i poparcie im nie spada.
Małgosiu, zgadłaś, wystraszyły nas zapowiedzi gwałtownych burz. Upał tam też doskwierał, można co prawda nogi w Pilicy pomoczyć, ale najpierw pokonać rozpaloną słońcem łąkę. To piękny teren spacerowy, ale nie przy tych temperaturach.
A w Meksyku te 32 C to było o 8 rano, później to już powyżej 40. I tak przez całe lato, bez oddechu 🙂
Burza do nas dotarła 😯
No, zaczęła się burza!
U mnie w samo południe (a nawet trochę po…) jest 15c – tak niskich temperatur o tej porze roku nie pamiętam, a mieszkam w tym samym miejscu 39 lat!
Małgosiu,
i wyobraź sobie, Jerzor do takiego państwa ciągle chce wracać! Maciek podpowiada – no i dobrze, niech się bierze za to wracanie, pozałatwia tam, polikwiduje tu, zapakuje i tak dalej… I już wiem, że nie mam się o co martwić (ja nigdzie nie wracam – jestem u siebie!)! Zorganizowanie tego wszystkiego to nie wyjazd na wakacje, a poza tym życie na wakacjach w Polsce dla nas to insza inszość, niż zamieszkanie na stałe.
Poparcie im nie spada – no jak ma spaść, kiedy „oni dają”, a „tamci kradli”. Ja myślałam, że obywatele, dzięki wszelkim przekaziorom, a w końcu dzięki internetowi, gdzie naprawdę jak ktoś chce wiedzieć, to się dowie… ale nie, tu ciągle jest ambona, nie ma potrzeby samemu coś wykombinować szarą materią, trzeba czekać, by ktoś coś podpowiedział. Tak to widzę z daleka. Jak jestem w Polsce, często okazuje się, że jestem lepiej zorientowana w tym, co w trawie piszczy, niż niejeden z mieszkańców. Brak poczucia współodpowiedzialności za państwo i to, jak ono funkcjonuje. Nie ma co zwalać na zawikłaną historię, na Niemców, Ruskich, Austriaków i wreszcie – Szwedów! Trzeba żyć teraźniejszością i ustawiać sobie przyszłość. Mam nadzieję, że młode pokolenie da sobie radę i zauważy, jaką drogą iść. Dobry artykuł na ten temat parę dni temu:
https://next.gazeta.pl/next/7,151003,27226089,dyktatura-piecdziesieciolatkow-chca-wszystko-zmienic-zeby.html
Skok na południe:
https://www.eryniawtrasie.eu/45213
Dla zainteresowanych wędzeniem łososia:
Swieże filety z łososia mozna uwędzic korzystajac z Little Chief Smoker.
https://www.smokehouseproducts.com/collections/electric-smokers
To jest elektyczne urzadzenie w ktorym mozemy wedzic nie tylko ryby. Uzywac tylko na zewnatrz.
W tej instrukcji wedzimy 2 funty filetow z lososia.
Przygotowac suche przyprawy (dry brine):
2 szklanki (cups) brown sugar
1/4 szklanki (1/4 cup) soli przenaczonej do “canning”. NIE sól kuchenna do gotowania
15 kawalkow czosnku (15 cloves) zgniecionych w maszynce.
Wszystkie skladniki wymieszac. Kazdy filet dokladnie oblozyc mieszanka.
Filety ukladac w szklanym naczyniu. Pierwsza warstwa skora do dolu. Przelozyc mieszanka “dry brine) I ulozyc nastepna warstwe filetow miesem do dolu. W ten sposob jest mieso do miesa I skora do skory. Wsypac duzo dry brine miedzy warstwami. Przykryc naczynie I trzymac w lodowce przez trzy dni.
Na trzeci dzien przed domem wlaczyc Little Chief Smoker. Rozgrzac przez 15 minut.
Delikanie oplukac I wysuszyc papierem kazdy filet.
Na polkach Little Chief Smoker ulozyc folie z aluminum. Na tym ulozyc filety.
Do pojemnika na drewno wlozyc kawalki drewna. Na poczatek jest dobry “alder”. Pozniej mozna wkladac kawalki drewna jabloni lub czeresni lub inne owocowe drewno.
Wedzenie trwa 6 – 8 godzin. Jesli jest ciepla słoneczna pogoda, rezultaty sa lepsze.
Nie jest polecane wedzenie w zimny, wietrzny dzien.
Uwedzone filety mozna zamrozic w indywidualnych szczelnych paczkach. Food Saver bardzo dobrze “zamyka” filety i inne kawalki jedzenia.
Smacznego
Na yt jest instrukcja po polsku . Grill Kamado 🙂 troche inne proporcje i skladniki. Rowniez inny proces. 🙂
https://youtu.be/mlcyLeTxTjs
Orco,
Przy tych 15 cloves, to chyba chodzi o ząbki czosnku,
Z opoznieniem wszystkiego najlepszego dla Alicji i Ali z Warszawy.
Niech Wam sie wiedzie !
11c (!), słońce wstaje… tak zimno o tej porze roku?!
Dziękuję za opóźnione życzenia – dzięki temu dłużej trwa 🙂
Dopadła mnie jakaś niestrawność, a przecież jedliśmy to samo… herbatka miętowa się parzy. Straszne burze w Polsce, mam nadzieję, że nikt nie ucierpiał.
Warszawę ominęło epicentrum burzy, było bardziej na północ Wołomin, Pułtusk. Niestety temperatura nie odpuszcza już jest 28 C , a na dodatek znacznie większa wilgotność.
Kupiłam pierwsze czereśnie i torebeczkę bobu.
Na obiad „chińszczyzna” z resztki indyka, tylko nie mogę dostać świeżego imbiru, trudno będzie mielony.
Dla Echidny najserdeczniejsze uściski imieninowe wraz z życzeniami zdrowia, pomyślności i wszystkiego dobrego!
Echidnie życzę:
rychłego powrotu do normalności,
zdrowia i pomyślności,
zestawu miłych gości,
na stole samych pyszności!
Wczoraj zostaliśmy obdarowani kobiałką truskawek, a na dodatek te kupione przez nas jeszcze nie zostały zjedzone. Przetwarzam je zatem na kefirowe koktajle oraz heroicznie włączyłam piekarnik, by upiec sernik wiedeński z truskawkami.
Ten sernik jest bardzo udanym eksperymentem 🙂 Osobisty Wędkarz jest fanem polskich serników z wyjątkiem tych na zimno zdobionych galaretką, co byłoby całkiem sensownym czy wręcz pożądanym deserem w czasie obecnych upałów.
W lodówce chłodzi się chłodnik, pierwszy w tym sezonie.
Czytam kolejne relacje Ewy i zazdroszczę przede wszystkim morskich kąpieli 🙂 Domyślam się, że będą jeszcze opowieści o innych plażach i następnych kąpielach.
ewa
23 CZERWCA 2021
7:09
Orco,
Przy tych 15 cloves, to chyba chodzi o ząbki czosnku,
Ewa,
Tak, 15 ząbków. Zgniecionych w tej malej ręcznej “maszynce” 🙂
Dzisiaj w Polsce Dzień Ojca zatem podrzucam stosowny kubek 😉
https://tiny.pl/9hlpf
Echidno, bez rymow ale jak najserdeczniej wszystkiego najlepszego!
Moze lubisz grupe Texas, wydali nowa plyte, slucham jej na okraglo.
https://youtu.be/Nvz_CT0wlKE
A kiedy slysze Niemena Piesn o mojej Warszawie, ciarki przechodzi mi po plecach.
Serdeczności dla Wandy – teraz to dosyć rzadkie imię, nie uważacie?
Mnie natomiast tak robi „Sen o Warszawie”, Alino.
Temperatura nieco się podniosła, jest już 16c, ale nie ma co liczyć na więcej. Gdyby Warszawa przysłała ze 4-5c, to mielibyśmy całkiem znośnie, Warszawa też.
Tymczasem nie mogę nawet myśleć o jedzeniu, tak bardzo mnie „nyje” w żołądku.
Dla odmiany poszłam w rumianki, mięta nie pomaga.
Czytam „Zachód słońca na Santorini. Ciemniejsza strona Grecji” Sturisa – zastanawiam się, jak to jest, że Grecja, taki piękny kraj, a i ludzie serdeczni i fajni, niestety nazizm zadomowił się u nich całkiem dobrze. Jak pisze Sturis – to nie żaden neonazizm, tylko nazizm w prostej linii od Mein Kampf, ich głównej biblii.
Ciężkie sprawy… a ja przeczytałam tytuł bez podtytułu „Ciemniejsza strona Grecji” i zamiast się rozkoszować opisami tego pięknego kraju, mam wgląd w brudną politykę. No trudno – już doczytam.
W pomidorach (aż 2 krzaki!) mam ruch, pierwsze owoce już zawiązane, chłodno jest, ale słońce sprzyja. Od kiedy tu mieszkamy (ponad ćwierć wieku!) usiłuję wyhodować przed domem krzak winorośli. Zawsze tam parę kiści było, ale w tym roku to ho-ho! Chyba ze dwa litry wina mi wyjdą 😉 Jak ptaki mnie nie uprzedzą…
Alicjo, ja tez myslalam o Snie o Warszawie, pomylilam tytul…
Danusko,
Akurat tu nie masz czego zazdrościć. O ile czerwiec jest idealnym miesiącem na zwiedzanie wyspy, o tyle temperatura wody w tym miesiącu przypomina Bałtyk a nie zupę. Tego akurat nie przewidzieliśmy, a portale tutystyczne rozpisujące się o wspaniałej temperaturze powietrza, są enigmatyczne w kwestii temperatury wody…
„Trudno jest zrozumieć nienawiść. Szczególnie tę, którą wykreowało kłamstwo i manipulacja. Szczególnie tę, której ofiarami padają niewinni. Przepraszamy za naiwność – wydawało nam się, że napompowana przez media akcja odsyłania książek Noblistce nie znajdzie żadnego odzewu” – czytamy we wpisie, który we zamieściła na Facebooku Fundacja Olgi Tokarczuk. Poinformowano w nim również, że na adres fundacji nadesłano 31 książek. Jedna z nich została pocięta, na innych znalazły się wulgarne hasła.”
Macie pojęcie??? Zaniemówiłam.
Całość tutaj:
https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114628,27241238,31-prawdziwych-polakow-odeslalo-ksiazki-olgi-tokarczuk-wulgarne.html#s=BoxOpImg1
Nienawiść hodowana, podsycana. Kojarzy mi się z klimatem książek Sturisa 🙁
On też uważa, że w Grecji społeczeństwo jest podzielone. Zresztą, fakty to potwierdzają.
Alina,
w takim razie „mam tak samo jak Ty” 🙂
Obejrzałam „Erynię w trasie”, dzięki za kotki z Pelekas 🙂
Kilka dni temu przejrzałam sobie moje fotki z Grecji, więc klimaty wiadomo… No i przypomniały mi się karkołomne zjazdy/wjazdy na „pagórzasty Peloponez”, który okazał się być górzysty, co tam pagórzasty!
Alicjo,
Peleponez rozważaliśmy w tym roku, ale ostatecznie stanęło na Korfu. W kolejnych latach zamierzamy się tam wybrać samochodem, tym bardziej, że mają tam znaczacą liczbę winnic, a i wina ponoć są nie od macochy… 😉
Echidno – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://youtu.be/iBAs3TGIz7M
https://youtu.be/5yT568Aqamk
https://youtu.be/jti-1AG6UbM
https://youtu.be/IpT909uLlXo
https://youtu.be/risx6I6yKfU
https://youtu.be/r92vAPZiACY
Wina zdecydowanie polecam – ale drogi są…. nie wiem, jak teraz, myśmy byli w 2012 roku. Ale jest kryzys i wiadomo… A górzyste zakręty i drogi pozakręcane pod 180st. to już macie troszkę opanowane 😉
Ja bym chciała na wyspy, ale kiedy? Jak się uspokoi wszystko. Czyli nie wiadomo kiedy…
Zyczenia blogowe
Alicjo, Echidno sciskam imieninowo, aczkolwiek z opoznieniem, jak zawsze, a życzę dużo zdrowia, radości, pięknych podróży i spełnienia marzeń.
Ponadto: negatywnych wynikow badan! Na zawsze.
Kompa czytam tylko krotko, bo jest co robic. Teraz w ogrodku, bo buduje zadaszenie nad pomidorami. Bez przezroczystego zadaszenia nie zbierzesz tu juz niczego, bo grzyb na krotko przed zbiorami zezre i wszystko. Ponadto, stale jeszcze jezdze z niepelnosprawnym klientem.
Alicjo, wspominasz wpisy z 2012, wroce do tego, ale teraz jest 79 minuta meczu Niemcy-Wegry.
A nasi do domu 🙁
pamięcią Waszą sece me połechtało
życzeń ciepłych było wcale niemało
serdecznie wszystkim dziękuję
dziś jeszcze wszystkie wolno sobie dozuję
te prozą i wierszem pisane
muzyką z youtube okraszane
Echidno, jeszcze ode mnie dużo serdeczności imieninowych, a ponieważ na truskawki sezon trwa, to
https://www.youtube.com/watch?v=fEk8J-br0U8
Echidno,
ściskam imieninowo!
Przy okazji:
https://www.eryniawtrasie.eu/45294
Nadciąga groźna burza nad Warszawę, zrobiło się ciemno i już mruczy.
Burza się przewaliła, wiało, lało i grzmiało. Z raportów wiemy , że zalało ulice, metro, a wiatr był tak silny, że wywrócił jakąś osobę.
Przez chwilę było rześko bo temperatura spadła do 20 C, ale już słońce operuje i robi się gorąco.
Na obiad makaron z truskawkami.
Echidno,
serdeczne życzenia imieninowe 🙂
Małgosiu,
o burzy nad Warszawą mówiono nawet w radiowych wiadomościach.
Do nas dotarły zaledwie jakieś niedobitki deszczowe mimo poważnych ostrzeżeń. A deszcz bardzo by się przydał. Tyle że nie ma upału i można normalnie funkcjonować. Mogłam iść na kijki, a obiad mógł być na ciepło, czyli pierogi z mięsem i kapustą. Kalafiory, brokuły, kefir itp. już mi się przejadły.
O przetworach na razie w ogóle nie myślę. Za to mam już sporo ususzonej mięty.
20c, słońce, przyjemnie.
Natomiast północno-zachodnie stany mają grillowanie nienotowane nigdy, zwłaszcza stan Orki, Washington, który jest zawsze chłodniejszy od Oregonu. Tymczasem od ubiegłego tygodnia upały tam sięgają lekuchno 40c, Maciek nadaje, że w niedzielę było u nich 44c i jak na razie nic nie zapowiada zmiany, co gorsza ten trend ma się utrzymać przez następny tydzień. To są temperatury równikowe, sama odczułam to na Kiribati.
20c, słońce, przyjemnie.
Natomiast północno-zachodnie stany mają grillowanie nienotowane nigdy, zwłaszcza stan Orki, Washington, który jest zawsze chłodniejszy od Oregonu. Tymczasem od ubiegłego tygodnia upały tam sięgają lekuchno 40c, Maciek nadaje, że w niedzielę było u nich 44c i jak na razie nic nie zapowiada zmiany, co gorsza ten trend ma się utrzymać przez następny tydzień. To są temperatury równikowe, sama odczułam to na Kiribati.
Martwię się, że jak wyschną na pieprz lasy, to może być groźnie…
Orca,
a jak Ty się masz – Pacyfik się nie zagotował jeszcze? W Vancouver też podobnie, jak w okolicach Seattle, nigdy tak ciepło nie mieli…
Coś mi uciekło, a coś mi się powtórzyło w poprzednim wpisie. Chciałam dodać, że obrzeża Portland to dzielnice pięknie położone praktycznie w lesie, ale domy, amerykańskim zwyczajem, są budowane z drewna. A Młode mieszkają w takim lesie właśnie…
Kiedy przychodzi pożar, wszystko błyskawicznie się rozszerza i nie zostaje nic. Takie pożary były w Kalifornii w poprzednich latach. Zastanawiam się jak to jest, że w środkowej części USA, w stanach na północ od Zatoki Meksykańskiej a także na Florydzie, gdzie najczęściej są tornada i tym podobne tropikalne ulewy, wichury etc. – otóż dlaczego tam nie buduje się solidnych domów murowanych. Nie dziwota, że po wichurach, trąbach powietrznych i innych okolicznościach pogody zostają drzazgi z całych miast i osiedli, a zawsze są też ofiary w ludziach.
Dzisiaj Jan i Janina świętują – pamiętam z dawnych lat, że to był zazwyczaj dzień zakończenia nauki i zaczynały się wakacje.
Też mnie zawsze dziwiło, że te domy w USA są takie kartonowe prawie, ale skoro i tak solidny huragan niszczy murowane, to chyba większość inwestuje tylko w solidne schrony.
Nadciąga chyba kolejna burza, znowu się błyska.
Takie chmury widziałam dziś po południu
https://www.fakt.pl/wydarzenia/chmury-mammatus-wyjasniamy-czym-sa-chmury-jak-wymiona/7ps6l0l
Wcale nie taka większość – te domy z reguły są bez podpiwniczenia. Czytam o trąbach powietrznych w Polsce w Małopolsce. Właśnie – wichury zrywają dachy i robią szkody, powalają drzewa etc, ale murowana struktura domów, nawet uszkodzona, nie rozpada się w stos cegieł.
Ktoś mi tłumaczył, że budowa drewnianych domów jest dużo tańsza – ma to sens, a poza tym trzyma budowlany biznes (olbrzymi tutaj!) w ruchu. Ja tego nie rozumiem, sama mam drewniany, i to stary dom, ale mam podpiwniczenie, i to solidne, jak przeciętna polska piwnica o wysokości 2.5m. Widzę, że nowe domy tu budowane też są już solidniej budowane, aczkolwiek w większości z drewna. Ale mój sąsiad z naprzeciwka, który zabudowuje mi (już zabudował!) widok na jezioro, twardo robi bloczki betonowe i stawia twierdzę 😉
Jest to cholernie pracowity człowiek, buduje sam (oprócz wiadomo – zakładania wodociągu, elektryki i tym podobnych, które musi robić wyspecjalizowana firma) i zwykle już od 6 rano widzę go z taczkami i tak dalej. Dom jest już pod dachem i trwają prace wykończeniowe. Budowanie na pewno nie było proste, bo dom jest na stoku (schodzi do brzegu jeziora). Trochę klęłam, kiedy robił te bloczki, bo później je przycinał i cały kurz leciał na moje okna, ale co tam, umyłam raz i drugi – a faceta podziwiam, bo rzadko się zdarza, żeby ktoś sam wkładał tyle wysiłku. Zazwyczaj zamawia się firmę i dom staje w tydzień-dwa, zależy od domu. W okolicy jest jeszcze jeden taki dalszy sąsiad.
Alicja,
Dzieki za zainteresowanie wysokimi temp na west coast. Jest rzeczywiscie cieplej niz zwykle. Dobra pogoda na wedzenie łososia 🙂
Architektura w US nie jest i nie bedzie nawet porownywalna do Europy. Nie wiem ile lat temu zaczeli tu budowac domy z cementu lub z cegiel.
West Coast jest drewno ze wzgledu na bezpieczenstwo przed trzesieniem ziemi. Drewno jest “miękie” w porownaniu do cegiel.
Sa domy zbudowane z aluminium I szkla. Takie domy sie wyginaja lub przesuwaja podczas trzesienia na soecjalnie zbudowanych szynach(rails).
Kazde przęsło mostu jest połaczone specjalna ruchoma konstrukcja.
Jest jeszcz odleglosc miedzy domami i wiele innych przepisow.
Kazdy projekt musi byc zatwierdzony na przypadek trzesienia, pozaru (wyjscie awaryjne) i tsunami.
Kazdy dom, most, droga i wszystkie inne konstrukcje musza byc dostosowane na przypadek trzesienia. Moze to nie wyglada estetycznie ale jest dosyc bezpieczne.
Czytałam ten artykuł, bo zaciekawiły mnie te chmury. Wynika z tego artykułu, że nie zapowiadają one nic dobrego…
Pandemia nie zwalnia, ale już można pomyśleć nad wyborem:
https://photos.app.goo.gl/AK42HQu59NpT8ouo6
Nomen omen… rozmawiamy o budownictwie w Ameryce, a tymczasem na Florydzie tragedia – dwunastopiętrowy apartamentowiec (ok.100 mieszkań) ni z tego ni z owego po prostu runął w środku nocy. W polskich środkach przekazu też o tym piszą. A tam nie ma trzęsień ziemi ani żadnych takich… Tragedia.
Przy okazji, ja pisałam o domach jednorodzinnych – i te tereny z daleka od Ring of Fire też mają swoje uwarunkowania, klimatycznej natury, jak na przykład wspomniane przeze mnie środkowe stany.
Alicja,
Czytalam o Florida. Bardzo tragiczne.
Styl prywatnych domkow w calym kraju jest bardzo podobny. Prosty I przewidywalny. Domy na terenach huraganow na pewno wymagaja specjalnych konstrukcji. Tak przypuszczam ale nic na ten temat nie wiem.
Bardzo ladne sa domy w Savannah, Georgia i w Louisiana. Opisane w wielu ksiazkach i pokazane w filmach.
Jeszcze raz dziękuję Wam za życzenia.
https://www.fakt.pl/kobieta/kuchnia/pizza-z-patelni-przepisy-pizza-fit-bez-jajek-bezglutenowa-weganska/jbewbee
Wszędzie w Ameryce są ładne domy (mówię o prywatnych) i coraz ładniejsze, na przykład w Portland są bardzo ładne dzielnice i piękne domy, w dodatku olbrzymie, nie wiem po co, bo nasi chętnie mieliby mniejszy, gdyby był taki w okolicy.
Ale tam wszystko jest wielkie! To jest tylko część salonu, z jadalnią i sporą kuchnią, do tego wielki balkon oraz pokój do pracy, łazienka,na piętrze taka sama przestrzeń i dwie olbrzymie sypialnie z osobnymi łazienkami i spory hol, a jest jeszcze parter właściwy, gdzie jest spora sypialnia z łazienką oraz wielki pokój rekreacyjny, gdzie można rowerem jeździć, oraz pokój mużyczny, gdzie Maciek rozłożył się ze swoim sprzętem. No i balkon jak na parterze „właściwym” – dom ma trzy poziomy i jest zbudowany na skarpie, jak prawie wszystkie tutaj. Za oknem las oczywiście.
https://photos.app.goo.gl/aS7BwQgeoXmb5FNLA
W ubiegłym roku kiedy paliły się tam lasy w okolicach, na balkonach lądował popiół. Ale skończyło się na strachu.
Łysy znowu nie daje mi spać…
Alicja,
Pacific Northwest to mój dom.
Gratuluje synowi, ze mieszka w tak ładnym miejscu. Przypuszczam ze wlasnie w ten sposob moze poznac i docenic ten region.
Odnośnie pogody:
Natura to kapryśna pani. Czasem szaleje ogniem, wiatrem lub wodą, czasem delikatnie muska wszystko dokoła.
A że ludzka działalność oraz inne- znane i nieznane – czynniki wzmagają jej furię, efekty bywają tragiczne.
Dwa tygodnie temu bardzo silne wiatry i deszcz dokonały kolosalnych spustoszeń w stanie Victoria. Melbourne też nie ominęły.
Położone około 43 km od nas Góry Dandenong (niskie pasma górskie, wznoszące się do 633 metrów) to nie tylko malownicze widoki, wspaniałe trasy do pieszych wędrówek lecz wiele innych atrakcji. Położone w Parku Narodowym, wzdłuż głównej, pnącej się do góry drogi dzielnice oferują unikalne sklepiki, restauracje, domy noclegowe itp. Wspomniana wyżej nawałnica powaliła drzewa i słupy trakcji elektrycznej. Brak prądu równa się brakowi wody i ogrzewania. Uszkodzonych jest wiele domów.
Poniższe linki przedstawiają sytuację kilka dni po rozszalałej aurze.
Prace porządkowe trwają do tej pory.
https://www.youtube.com/watch?v=Q4DwONTNW2Y
https://www.youtube.com/watch?v=j5tN_bUlOWY
https://www.youtube.com/watch?v=mMk-OUqQNdU
Ciąg dalszy skoku na południe: https://www.eryniawtrasie.eu/45323
Zniszczenia pokazane na filmach Echidny zatrważające 🙁
U Orci dobra pogoda na wędzenie łososia, a u nas dobra pogoda na …..kurki. Alain wybrał się dzisiaj bladym świtem, po cichutku (nie budząc mnie, bo chciał zrobić niespodziankę) do lasu. Okazało się, że miał rację-po ostatnich ulewnych deszczach pojawiły się pierwsze kurki zatem sezon rozpoczęty i pierwsza jajecznica z kurkami posypana zieloną pietruszką z własnej grządki już zjedzona!
Wczoraj natomiast byłam w Warszawie i pierwszy raz od marca 2020 wybrałam się do kina na: https://www.filmweb.pl/film/Ojciec-2020-835469
Film jest poruszający, a aktorzy grający dwie główne role są rewelacyjni. Nie dziwota, że zarówno film jak i aktorzy obsypani zostali licznymi nagrodami.
Dzisiaj w polskich szkołach zakończenie roku szkolnego, Alicja dobrze pamięta, że koniec szkoły wypadał i nadal wypada w okolicach imienin Jana i Janiny.
Wczoraj przez sale kinowe przetoczyły się liczne szkolne wycieczki, ale dzieciaki oglądały, dzięki Bogu(!) inne filmowe realizacje.
U nas wczoraj od popołudnia do późnej nocy przewalał się front burzowy, tak że nawet nie zaglądaliśmy do sieci. Okna dachowe przeżyły (a grad był), garaż o dziwo tylko delikatnie mokry a nie zalany. Zapadła jednomyślna decyzja o zakupie rolet zewnętrznych.
Te zjawiska pogodowe na całym świecie są coraz groźniejsze.
Moją dzielnicę grad jakoś omija na szczęście. Po wieczornej burzy bardzo długo padało w nocy i ten dźwięk bębniących o parapet kropel nie dawał mi zasnąć.
Takie okropne zniszczenia w drzewostanie pamiętam jak byłam po halnym w Tatrach. Całe pasy drzew leżały, albo całe zbocza gołe.
W Czechach przy granicy ze Słowacją wczoraj trąba powietrzna zniszczyła dwie wsie, w Polsce okolice Nowego Sącza. Ten klimat umiarkowany robi się mocno niebezpieczny.
Jak widze zniszczenia po przejsciu burz to ciesze sie, ze mieszkam w Bretanii gdzie praktycznie ich nie ma. Przezylam tutaj dwie wichury ktore naprawde narobily duzo szkod i bylo duzo ofiar.
Na jutrzejsza kolacje, na ktora zaprosilam znajoma z corka, zrobilam juz tiramisu a jutro przygotuje farsz do duzych muszelek a raczej muszli w sosie pomidorowym. Bedzie tez salatka z avocado, krewetkami i grejpfrutem.
Maliny na krzaku sa czerwone, ale jeszcze kwaskowate. Brakuje slonca. Dzisiaj caly dzien leciala mzawka z nieba. Wazne, aby jutro i w niedziele nie padalo. Znalazlam miejsce gdze pojde ogladac kolarzy.
Przeczytalam wpis Agaty Passent. Cos niesamowitego.
Elu, też przeczytałam, to niestety nasza codzienność 🙁
Oficjalnie NOAA podaje ostrzezenie o wysokich temperaturach na caly stan WA.
Ostrzezenie jest od dzisiaj, piatek, od 2 po poludniu do poniedzialku 9 wieczorem.
Zaleznie od miejsca temperatury moga byc w granicach 110F i wyzej.
Siedziec w domu, zamknac okna, zasunac zaslony, pic duzo wody.
W WA prywatne domy rzadko maja klimatyzacje. Duze sklepy i duze biura maja klimatyzacje.
W niedziele planujemy wedzic łososie ktore juz chyba drugi dzien sa w lodowce w mieszance cukru i czosnku. Zaczniemy wczesnie rano. Na pewno beda uwedzone w 6 godzin jesli nie szybciej.
Przeczytałam. Słów brak.
Orca,
no właśnie – brak klimatyzacji, bo nie była specjalnie potrzebna, ale teraz naprawdę się przydaje, zwłaszcza w tych wielkich, przeszklonych domach. Z drugiej strony w momentach wielkiego zapotrzebowania na klimatyzację bardzo rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną.
My w naszych krzakach dawaliśmy sobie radę przez lata, ale przyszedł moment, kiedy naprawdę nie dało się żyć, bo nawet zamykanie okien i odwilżacz powietrza (u nas ważne!) nie dawał ulgi. Lata stały się bardziej upalne. Założyliśmy klimę z 10 lat temu chyba. Nigdy nie jest włączona na okrągło tylko tyle, ile potrzeba, żeby temperatura spadła do znośnego poziomu. 28-30c (bywało!) to nie jest komfortowa temperatura w domu (w nocy zwłaszcza!) dla nikogo, a szczególnie dla osoby po dwóch udarach cieplnych i kilku bliskich spotkań z tymi przyjemnościami.
Z wiekiem ta tolerancja idzie w dół…
Ja sprawdzam pogodę na accuweather – radar i inne dane, także prognozy na tydzień czy parę dni. Dość akuratni, a jeśli chodzi o np. nadchodzący w okolicy deszcz czy burze, to sprawdza się prawie co do minuty 😉
Dzień dobry Blogu,
Ciąg dalszy greckich wojaży: https://www.eryniawtrasie.eu/45391
Na obiad beda faszerowane pomidory i cukinia. Starczy tez na jutro. Zrobilam tez farsz do muszelek na kolacje. Po obiedzie mam wolne do 18 00.
My nie mamy problemow z wysokimi temperaturami i klimatyzacja jest nam, na razie, niepotrzebna.
Ewo-cóż za sympatyczne odkrycie owa kukwacirania!
U nas bez żadnych odkryć, ot zwyczajne pole pełne maków:
https://photos.app.goo.gl/sfnWXLGcu9LdcVHR6
Wybrałam się na rowerze do wsi, by zajrzeć do „naszej”gospodyni i zapytać o jajka.
Z tymi jajkami sprawa wcale nie jest taka prosta, bo kury raz niosą, a raz nie.
Tym razem niosły i jajek w bród! Umówiłyśmy się, że teraz, w lecie mogę zaglądać regularnie. Przy okazji pogawędziłyśmy o kwiatach ogrodowych, bo dookoła na grządkach była ich rozmaitość.
Upały odpuściły, można się zająć pieleniem chwastów, które po ostatnich deszczach rosną na potęgę.
W lesie pojawiłi się pierwsi zbieracze jagód, ale owoce jeszcze kwaśne, na dodatek komary nie ułatwiają zadania.
Oczywiście kumkwaty i kumkwaciarnia!
I jeszcze garść pomysłów na orzeźwiające koktajle:
https://dieta-sportowca.pl/2017/06/orzezwiajace-letnie-koktajle-przygotuj-sie-na-upaly-cz-1/
18c i pada. Deszcz się przyda, ale byle nie rozpadało się na długo!
Co na obiad? Jeszcze czas, namyślę się. Chodzi za mną makaron echidny 😉
Zakupię kolorowy makaron śrubki oraz kilka plastrów prosciuto – to doda wykwintności 😉
Dziś urzędują u nas wnuki, już padły. Wcześniej zafundowały sobie długą kąpiel w wannie, bo w domu mają tylko prysznic, łazienka jest malutka. Każde z osobna jest aniołkiem , razem tworzą mieszankę wysoce wybuchową. Zjedli sporo owoców głownie czereśni, a potem o dziwo kolację. Czeka nas pewnie wczesna pobudka , ale ich rodzice może dzięki temu się wyśpią.
https://photos.app.goo.gl/eSrNqSzy6ztGnR8h7
Ten skubaniutki przychodzi do nas już od dobrych paru tygodni (od maja i wcześniej!) i sobie podskubuje a to trawkę, a to kurdybanki, a teraz biała koniczyna mu smakuje. Przychodzi z rana na śniadanie, potem wczesnym popołudniem, a i zdarza się kolacyjnie wpaść wieczorem. Wcale nas się nie boi, można podejść całkiem blisko.
Małgosiu,
jak duże są Wasze wnuki? No właśnie, że smarkatymi to jest tak, że już o świcie są na nogach, dopiero jak zaczną chodzić do szkoły, to dobudzić ich się nie można!
22c, duszno, pochmurno, rano przestało padać, ale zapowiadają się burze.
Kupiłam tymianek w doniczce oraz mini orchideę dwukolorową, ot tak sobie.
Poza tym polędwiczki wieprzowe, bo na jutro zaprosiłam Kim i Rogera. Polędwiczki będą w sosie pieczarkowym, do tego tłuczone ziemniaki pokoperkowane własnym koperkiem oraz surówka z białej kapusty i marchewki, do popijania argentyński malbec lub chilijski shiraz. Na deser lody z toffi, polane Grand Marnierem.
Miałam upiec ciasto z rabarbarem, ale zleniwiłam się deczko, czytam Jo Nesbo, („Trylogia z Oslo”)moje nowe odkrycie z półki skandynawskich kryminalnych autorów. Prawie równa się Mankellowi.
Alicjo, wnuczka sześć, idzie od września do szkoły, a wnuk 3,5 przedszkolak.
https://photos.app.goo.gl/jz4jF4uX2DB6Wadi8 <— okoliczności mazowieckiej pogody )podesłane dzisiaj, ale z wczoraj)
Orca,
wędzenia w tych temperaturach nie zazdroszczę 😉
Lubię wędzonego łososia, ale opłaca mi się kupić, jak na nasze potrzeby. W sklepach jest drogi, a jak jeszcze dodać te wszystkie inne rzeczy, znaczy wędzarnię elektryczną itd – skórka nie jest warta wyprawki. Użyłabym to ze trzy razy w roku, a nawet mniej…
Ale jak się ma dostęp do względnie taniego łososia świeżego i spore grono do zapraszania na – to na pewno warto. Ja skapcaniałam całkiem przez tę pandemię, bo u nas lockdownów było kilka, i to sporych – ludzie przestali się odwiedzać i życie towarzyskie prawie zamarło. Dlatego jutro goście, niech się coś dzieje!
Alicja,
🙂 kiedy sama uwedzisz lososia w najprostszym urzadzenie juz nigdy nie kupisz wedzonego lososia. To tak jak z Twoimi kiszonymi burakami 🙂
p.s.
Pytanie do wszystkich – wyczytałam ostatnio, że najlepsze tłuczone (tutaj mashed potatoes) ziemniaki wychodzą wtedy, gdy są ugotowane w mleku zamiast wody.
Zastanawiam się, czy mleko nie kipi wtedy? A już je zrobić ekstra znakomite, należy dodać trochę masła. Hm.
Ja gotuję w wodzie, po odcedzeniu dodaję odpowiednią ilość kwaśnej śmietany i chwatit. Po co masło? Po dodatkowe kalorie? (przepis jest amerykański).
Little Chief smoker uzywam trzy/cztery razy w roku kiedy losos migruje. Wędze jak najwiecej i zamrazam . Juz tak nie rozdaje na boki jak to robilam kilka lat temu. Trzymam w zamrazarce. Jest super!!! Malo soli.
Orca,
ale mnie potrzeba raz na wielki czas potrzeba parę plastrów łososia. Porównanie z kiszonymi burakami nietrafione – buraki są tanie, do ukiszenia potrzebny słój oraz przegotowana woda 🙂
Oglądam NBC news prime time – wiadomości z Florydy bardzo złe. Ktoś niestety, dał ciała, jeśli chodzi o stan budynku i to, jak był zbudowany. 159 osób – nie wiadomo, co z nimi. Nie ma żadnych odgłosów, nic, co by wskazywało na to, że ktoś żywy pozostał.
Okropna tragedia.
No tak, w naszych rzekach migruje losos.
Florida – bardzo tragiczne.
Po żniwach pietruszkowych nastał czas na zbiory bazyliowe. Obecna pogoda sprzyja bazylii i to bez dwóch zdań! Starannie poobrywałam liście, wrzuciłam do blendera w dobrym chlustem oliwy, uprażonymi ziarnami słonecznika, czosnkiem oraz utartym parmezanem, doprawiłam solą i pieprzem. Bazyliowe pesto smakuje znakomicie, używam je do pomidorów, makaronu oraz do kanapek z różnymi, łagodnymi serami. Może Włosi nie wpadli jeszcze na ten ostatni, wymieniony przeze mnie pomysł 🙂 ale nie szkodzi, mnie takie kanapki bardzo smakują. Mam też w lodówce greckie halloumi, które lekko zgrillowane i potraktowane bazyliowym pesto również smakuje wyśmienicie.
Alicjo-gotowałam już kilka razy ziemniaki w mleku. Były pokrojone w plastry i służyły, w kolejnym etapie, do zrobienia zapiekanki. Mleko pyrka, ale nie kipi, a ziemniaki gotowane w ten sposób zyskują na smaku. Do zapiekanki gotuję ziemniaki nie do końca, a jedynie na pół twardo lub, jak kto woli, na pół miękko 😉
Bliżej, dalej, całkiem blisko.
Nieustannie.
Naturalnie.
Dziś w nastrojach wzmożonych (sielsko-rajskim?) zdumieniem.
(Wiara w człowieka [w Edenie] – nie mylić z ludźmi ani ludzkością;-/)
https://photos.app.goo.gl/CL7mEUnhmUDey3at7
Ci, którzy wszędzie węszą (brzydkie 😈 ) biznesowe podteksty – proszeni są tym usilniej o NIE-klikanie 😉
➡ W zasadzie chodziło o to:
https://basiaacappella.wordpress.com/2021/06/27/i-nagle-ogrod/
😳
24c, słońce, straszna parówa w dodatku…
No, wreszcie zbliżamy się do jakichś temperatur możliwych… Tyle wystarczy!
Danuśka,
czyli śmiało mogę podlewać ziemniaki mlekiem! Tak właśnie myślałam, że jak jest jakieś obce ciało w mleku, takie większe, to kipienie będzie zablokowane. Dzisiaj jednak zrobię po staremu, bo nie mam mleka, a Jerzor był wybył na zakupy (lody!) i nie ma mleka na liście. A czego na liście nie ma… mleka od lat nie używamy.
Przeczytałam poniższy artykuł i brzmi to jak jakiś horror:
https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,27251278,spedzili-wakacje-na-islandii-w-hotelu-covidowym-kazdy-dzien.html#s=BoxOpImg9
Póki co dowiedziałam się, że lecąc do Polski, muszę mieć dwa szczepienia i musi minąć przynajmniej 2 tygodnie od drugiego zaszczepienia do daty wylotu. Cholera jasna, ta pandemia pomieszała w garach tak, jak tylko niekucharnia może 👿
Czytam „Politykę”, która chwali się, że (cytuję):
„Numer „majówkowy” ze Stanisławem Tymem na okładce przekroczył granicę 100 tys. sprzedanych egzemplarzy – wynik na dzisiejszym rynku prasowym imponujący.”
Moje pokolenie kocha Stasia Tyma miłością bezwarunkową, no chyba żeby on nam śmiał zgłupieć na starość – ale na to się nie zanosi!
Przepis na pesto zanotowałam, moja bazylia jeszcze za mała, żeby obchodzić się z nią tak brutalnie i wyrywać jej listek po listku 😉
*Niekucharnia wzięła mi się stąd, że Maciek kiedyś nazwał mnie „dobrą kucharnią”, bo mu coś posmakowało, a że był jeszcze mały, to zamiast „kucharka” stworzył sobie „kucharnię”.
Przyjemnej niedzieli 🙂
Lubię ziemniaki nietłuczone, gotowane w kawałkach albo w mundurkach. Mąż woli utłuczone, więc odkładam moją część, a resztę lekko rozgniatam. Oboje nie lubimy piure.
Danuśka,
maki polne piękne, ale zdjęcia nie oddają ich urody/ to nie jest przytyk do Twoich zdjęć/. Polne widoczki – maki, chabry, rumianki, zboża – zawsze robią wrażenie, nawet dla tych, którzy często mają okazję je oglądać.
W piątek upiekłam ciasto biszkoptowe z truskawkami. Wyczytałam, że dobrze jest dodać trochę oleju, który nadaje ciastu wilgotność. Rzeczywiście, jest o wiele lepsze niż zwykły biszkopt.
Elapa,
wczoraj i dziś oglądałam obszerne fragmenty transmisji Tour de France. Wczorajszy etap prowadził głównie drogami oddalonymi od morza , ale dzisiaj pokazywano bardzo dużo terenów przybrzeżnych. Widoki wspaniałe, chociaż akurat był odpływ.
Zdjęć do oglądania mam mnóstwo: od ewy i a cappelli. I inne zaległości. Obejrzałam na razie pobieżnie, ale warto poświęcić im więcej uwagi.
Dni długie, obowiązków niezbyt wiele, a czasu brakuje…
Na chwilę zastąpię Asię 😉
Myśli nawiedzające mnie na ruchliwych ulicach
Wisława Szymborska
Twarze.
Miliardy twarzy na powierzchni świata.
Podobno każda inna
od tych, co były i będą.
Ale Natura – bo kto ją tam wie –
może zmęczona bezustanną pracą
powtarza swoje dawniejsze pomysły
i nakłada nam twarze
kiedyś już noszone.
Może cię mija Archimedes w dżinsach,
caryca Katarzyna w ciuchu z wyprzedaży,
któryś faraon z teczką, w okularach.
Wdowa po bosym szewcu
z malutkiej jeszcze Warszawy,
mistrz z groty Altamiry
z wnuczkami do ZOO,
kudłaty Wandal w drodze do muzeum
pozachwycać się trochę.
Jacyś polegli dwieście wieków temu,
pięć wieków temu
i pół wieku temu.
Ktoś przewożony tędy złoconą karetą,
ktoś wagonem zagłady.
Montezuma, Konfucjusz, Nabuchodonozor,
ich piastunki, ich praczki i Semiramida,
rozmawiająca tylko po angielsku.
Miliardy twarzy na powierzchni świata.
Twarz twoja, moja, czyja –
nigdy się nie dowiesz.
Może Natura oszukiwać musi,
i żeby zdążyć, i żeby nastarczyć
zaczyna łowić to, co zatopione
w zwierciadle niepamięci.
Ten wiersz zamieścił w jednym z reportaży serii Kontynentów „Wyspa.Opowieści podróżne” Jarosław Mikołajewski. O czym to pisał? O Lampedusie i jej tragedii, a także o tym, z czego wymiguje się rząd polski i „prawdziwi polacy” też.
Przywołuje obraz Polaków, „łaskawie” przez Stalina wypuszczonych w ’42 roku (tu się mogę mylić!) wraz z wojem pod komendą generała Andersa – i jak się ta armia tułała, zanim dotarła… wraz z armią tysiące cywili. Przypomina, jak Irańczycy zajęli się uchodźcami, zwykli ludzie, przecież nie cesarski ród Pahlavi. Jest to opis wstrząsający. Dzisiaj niegdysiejsi uchodźcy, ich potomkowie, odmawiają dzisiejszym uchodźcom pomocy. Bo oni inni, nie katolicy, inna kultura, inny kolor skóry… nigdy w sensie – przecież człowiek to jest człowiek, mój brat/siostra.
Łatwo jest, znajdując się po tej bezpiecznej stronie dostatku, operować stereotypami. Bardzo polecam ten zbiór reportaży z wielu podróży, różnych autorów.
krystyna
27 czerwca 2021 17:34
W kwestii ziemniaków – jem ich mało i wszystko jedno mi, jaka forma, chociaż najbardziej lubię frytki 😉 Albo odsmażane z poprzedniego dnia, forma nieważna.
Jerzor natomiast lubi wielką górę ziemniaków na talerzu, a do tego wszelkie inne dobro.
Myślałam, że zainaugurujemy obiad na ogródku, ale chyba się nie da. Parno, duszno niemożliwie. Ciekawe. Bywały lata, że nam to nie przeszkadzało, nawet komary. Starszość czy co? 🙄
Alicja
27 czerwca 2021 16:59
Komentarze wszystko wyjaśniają.
yurek 🙂
„Jest czas epidemii i do ludzi nie dociera, ze są obostrzenia i nie ma co teraz wozic dupy po świecie. Trzeba to przeczekać. Polska jest tez pięknym krajem i ma niezłe atrakcje !”
Ten komentarz jest najlepszy i najbardziej trafia do mnie – nie wożę d… od czasu pandemii nigdzie. Ale chciałabym do Polski, bo mam tam oprócz rodziny i przyjaciół parę spraw formalnych do załatwienia. Ale ponieważ tak naprawdę ciągle mogę poczekać, to czekam. Przecież covid i jego kolejne mutacje to jest sprawa rozwojowa, ciągle coś nowego i tak dalej. Młodzi ludzie mają czas na czekanie, ale są niecierpliwi. Poza tym – po nas choćby potop, a co!
Widocznie jednak starszość lekutko zaawansowana, bo im człowiek starszy, tym bardziej boi się o swoje życie 😉
Potwierdzam…
Krystyno, poszlam zobaczyc kolarzy z bliska. Jechali blisko domu to czemu nie, atmosfera byla sympatyczna i na szczescie nikt nie wybiegl przed peletonem. Jutro chyba opuszczaja Bretanie to i ja opuszcze Tour de France.
Na obiad byly resztki z wczoraj.
No właśnie – kolarze nie oglądają się na boki, mają głowy spuszczone i patrzą na drogę – trzeba nie mieć po kolei w głowie, żeby z jakimś napisem się wychylać!
Bardzo mi żal tych, którzy ucierpieli z powodu głupiego wystąpienia na jezdnię jakiejś… fanki??? Mogło być jeszcze gorzej.
Kiedyś był Wyścig Pokoju – no dobra… w Kotlinie Kłodzkiej w okolicy Złotego Stoku bywały tak zwane „odcinki specjalne”. Jeździliśmy z Tatą, żeby przemknął koło nas peleton… i to wszystko. Brak wyobraźni. Można dopingować okrzykami – tyle.
Bardzo mi się podobały przygotowania do Tour de France czynione w różnych bretońskich miasteczkach już za czasów naszego pobytu. Na wielu rondach ustawiono różne rowerowe dekoracje albo też stare rowery pomalowane w żywe, z daleka widoczne kolory. Sympatyczny ukłon w stronę kolarzy.
To nawet nie była fanka kolarzy; na desce były pozdrowienia dla dziadków ! I oczywiście sprawczyni zapadła się pod ziemię. Ani rozumu, ani odwagi cywilnej. Niektórzy kolarze musieli się wycofać z wyścigu, wielu ma straty czasowe, których nie odrobią.
Polscy komentatorzy wyścigu/ dziennikarz i były kolarz/ bardzo ciekawie opowiadają nie tylko o zawodnikach, ale także o mijanych miasteczkach i zabytkach. Ciekawostka- w miasteczku, którego nazwy nie zapamiętałam, ale nieodległym od startu dzisiejszego etapu, wybudował zamek/pałacyk polski matematyk, zaprzyjaźniony m.in. z Henrykiem Sienkiewiczem. Nasz noblista w tym właśnie miejscu napisał ” Quo vadis”.
Wyścig Pokoju przemierzał kiedyś także Warmię i Mazury; nie mieliśmy wtedy lekcji i czekaliśmy na kolarzy.
Wedzone lososie wyszly bardzo dobrze. Na pewno zasluga wysokiej temperatury powietrza, bo po trzech godzinach wylaczylam Little Chief. Oficjalnie o 11 przed poludniem bylo 33 C. W miejscu gdzie byl Little Chief na pewno bylo cieplej.
Zapakowalam do szczelnych opakowan (Food Saver) I do zamrazalnika. Zostawilam kilka kawalkow w lodowce jako akompaniament do wina.
Orca,
taki łosoś to rarytas. Zdarzało mi się jeść świeżo wędzone węgorze i pstrągi, niestety rzadko i dawno. Jest różnica między świeżymi a takimi, które już trochę poleżą w chłodni czy lodówce.
Krystyna,
Zgadzam sie ze jest roznica miedzy kawalkiem cieplego lososia z wedzarki a z pólki sklepowej.
Dzisiaj eksperymentowalam z innym drewnem. Zawsze mialam tak zwany wood chips z roznych drzew. Dzisiaj wykorzystalam tak zwane wood pellets. Pellets do wędzenia to sprasowane drewno roznych drzew owocowych. Praktyczna roznica jest taka ze pellets dluzej sie dymia (smoke) i ten dym wolniej przechodzi przez mięso. Wood chips, poniewaz sa ciensze, szybciej sie spalaja dlatego trzeba je czesciej wymieniac. Przy dziesiejszej temp bylo wygodniej uzywac pellets.
W przeszlosci bede uzywala pellets.
Czytalam gdzies ze ryby mozna wedzic w normalnym piekarniku. YouTube na pewno ma instrukcje.
Wood chips po lewej, wood pellets po prawej
https://perthshirebiofuels.co.uk/wp-content/uploads/2011/05/WoodChipVsPellet.jpg
Nie wiem czy te na zdjeciach sa do wedzenia. Chcialam pokazac różnice w wygladzie.
Wędzone węgorze i pstrągi przywoziła na różne zjazdy Nisia.
Orca,
wędzone łososie zdarza mi się kupić w plastrach. Są drogie, wiadomo – ale znakomite jako dodatek do kanapek, takich przystawkowych, z bagietki pokrojonej ukośnie, podpieczonej lekutko do zrumienienia z dodatkiem masła czosnkowego…
Oddalam się do zajęć – wszystko gotowe, tylko włączyć maszynkę pod ziemniaki, ale to wtedy, kiedy goście się zjawią. Za czekadełko – serowe koreczki.
Alicja,
Ja lubie wedzone lososie utarte razem z cream cheese na pastę. Bardzo dobre na kanapki z kawalkiem swieżego kopru.
Krystyno – zaciekawiłaś mnie tą informacją o Sienkiewiczu.
Znalazłam taką wzmiankę:
„Przypomnijmy, że znaczna część powieści Quo vadis? napisana została pod Paryżem w Saint-Maur-des-Fosses, 86/88 quai du Parc, w domu wspomnianego już wcześniej przyjaciela pisarza, Brunona Abakanowicza, polskiego inżyniera, wynalazcy napędu elektrycznego i maszyny liczącej, nagrodzonego Legią Honorową.”
Asia,
wtedy nie było internetu, za czasów Sienkiewicza, a tera mamy co mamy 🙄
Goście byli, zjedli, lody na deser polane Grand Marnier (Nisi patent!) zrobiły furorę.
Myślę, że „Qou Vadis” jest najlepszą książką Sienkiewicza.
Czy ktoś pamięta książki Kraszewskiego? Chyba nie ma wznowień – a ja jako smarkata uczennica czytałam te powieści jedna za drugą. O ile sobie przypominam – pisane archaicznym lekutko języku polskim.
Udaję się do czytania Jo Nesbo.
Ja z kolei przeczytałam, że Sienkiewicz dokończył pisanie „Quo vadis” w Nicei. Ogólnie rzecz biorąc nasz pisarz lubił podróże i sporo zwiedził, jak na tamte bezsamolotowe czasy.
Wybraliśmy się dzisiaj na plażę do Serocka, ale nie po to by plażować, a jedynie po to, by wykąpać się dla ochłody. Plaża jest bardzo dobrze zagospodarowana-są knajpki, lodziarnie, teren wodnych zabaw dla dzieci, są czyste i zadbane toalety i przebieralnie. Jedynie plażowy piasek wymaga regularnego sprzątania, co ma miejsce na plażach, które dbają o dobrą opinię. W Serocku jeszcze o tym nie pomyśleli, ale na pewno nadejdzie czas, kiedy to zrobią. Znamy to miejsce od dawna i najbardziej lubimy tu przyjeżdżać poza sezonem, kiedy jest pusto i cicho. Na plaży rozpoczyna się piękna promenada wzdluż Narwii, która jest jednym z atutów tutejszych okolic.
Orco-zazdroszczę Ci smaku tego wędzonego łososia, który po pierwsze nie pochodzi z przemysłowych hodowli, a po drugie jest wędzony domowym sposobem. Wszelkie ryby, które trafiają na nasze stoły z naturalnych łowisk smakują zdecydowanie lepiej niż te z supermarketów. No cóż, nie wszyscy mamy dostęp do takich ryb 🙁
Oczywiście wzdłuż Narwi, a nie wzdłuż Narwii 😳
Danuska,
Czesto pisze tu o lososiach bo w naszych rzekach wlasnie sa lososie. Chinook, sockeye, coho, pink i kilka innych odmian. Te ktore wymienilam sa uwazane za nasmaczniejsze.
Krystyna pisze o wedzonych wegorzach ktore sa bardzo smaczne tylko ze u nas wegorze nie migruja. Czasami w restauracji jest sushi z wedzonym wegorzem. Nazwy tego sushi w tej chwili nie pamietam.
Jest wczesnie rano i mozna skorzystac z troche nizszej temperatury powietrza. Dzisiaj ostatni dzien wyjatkowych upalow.
Masz w rodzinie rybaka wiec na pewno wiesz o wyprawach na Alaske na polow łososia. Na lotnisku w Anchorage ludzie wracaja z polowow z kartonami ryb. Sa to specjalne kartony zrobione z styrofoam ktore trzymaja niska temperature do 10 godzin. Widzialam rybaka ktory lecial z Anchorage do Houston, TX z kilkoma kartonami ryb. To sa rybacy amatorzy, pasjonaci.
Orco-połowy łososia na Alasce to jedno z marzeń Osobistego Wędkarza.
Niestety to niezwykle droga przyjemność zatem nie sądzę, by to marzenie się spełniło.
Asia i Danuśka,
i tak dzięki Tour de France dowiedziałam się o znanym Polaku/ choć we Francji mówiono o nim ” litewski matematyk”, a miał pochodzenie tatarskie/. Poszukałam więcej informacji o Brunonie Abdank Abakanowiczu. W jego wypadku talenty i wykształcenie szły w parze z sukcesem finansowym – miał kilka posiadłości: pod Paryżem, w Champigny i pałacyk/zamek na bretońskiej wysepce. Sienkiewicz bywał tu i tam. W Bretanii napisał podobno 4 rozdziały ” Quo vadis”; resztę napisał w podparyskiej willi / ” Połanieckich” i ” Krzyżaków”/, a może trochę także w Nicei, bo na pewno nie siedział tam z założonymi rękoma. Tu już tylko badacze twórczości Henryka Sienkiewicza mogliby podać więcej szczegółów.
Bardzo ciekawa jest historia portretu Brunona Abakanowicza namalowanego przez Leona Wyczółkowskiego; zainteresowani bez trudu znajdą informacje.
Danuska,
Przypuszczalam ze tak jest. To jest marzenie kazdego wedkarza ktory slyszal o polowach na Alasce. Alaska jest bardzo droga nawet dla nas. Wysokie koszty zycia (cost of living) poniewaz wszystko z wyjatkiem lososia i benzyny musi byc dostarczone na Alaske. Przewaznie samolotami. Wlasciwie benzyna tez jest o wiele drozsza niz u nas. Bez samochodu (wypozyczony 4 wheel truck) nie ma sensu nigdzie sie ruszac. A podroz z Europy na Alaske to bardzo duzy wydatek.
Krystyno, kiedys juz pisalam o tym zameczku, jego wlascicielu i polskich malarzach, ktorzy przebywali na wyspie. O Sienkiewiczu tez. Obecny wlasciciel za posrednictwem agencji wynajmuje zamek jak jest nieobecny. Tydzien za jedyne 15000€
elapa,
tak to właśnie jest, że rozpisujemy się o różnych sprawach, ale potem większość idzie w zapomnienie. Przynajmniej ze mną tak jest. Tłumaczę to sobie natłokiem informacji/ powiedziałabym nawet, że to tsunami informacyjne/. I tak właśnie było z historią zameczku.
Czytam teraz książkę ” Bralczyk, Miodek, Markowski w rozmowie z Jerzym Sosnowskim. Wszystko zależy od przyimka „. Prof. Bralczyk ma znakomitą pamięć i doskonale pamięta szczegóły fabularne z różnych książek. Prof. Miodek zaś, jak twierdzi, po miesiącu już nic nie pamięta. Pocieszył mnie tą wiadomością i pewnie nie tylko mnie. Książka dostępna już chyba tylko w bibliotekach albo u znajomych.
Mnie też pożyczyła ją koleżanka.
Ja, Krystyno czasami na drugi dzien juz nie pamietam. Jedlismy u Danuski i Alaina karczochy z doskonalym sosem musztardowym zrobionym przez Osobistego Wedkarza Danuski. Podal mi przepis, ale zapomnialam i nie mam odwagi zapytac nasza kolezanke o przepis. Bernard, ktory nie lubi musztardy ciagle mi o tym sosie mowi, a ja nie pamietam skladnikow.
Elapa,
toż to taniocha 😉
No ale niestety, ktoś inny zgarnął pulę z lotto, więc może za tydzień… 😉
26c, słońcowato, czyli raz tak, raz siak. Jerzor co rusz dostaje na swoim iPadzie ostrzeżenia typu „extreme heat warning”, czyli straszliwie gorąco jest, a ja spokojnie wychodzę na ogródek i stwierdzam, że da się oddychać. Jeszcze!
Abakanowicz – skojarzenie mam jedno, abakany artystyczne:
https://artinfo.pl/pl/blog/relacje/wpisy/magdalena-abakanowicz-abakany-mn-w-krakowie2/
To chyba jedna z niewielu artystek/artystów, której nazwisko uwieczniło się w sztuce podobnie, jak Picasso (tak zwane picassy 😉 )
Orca,
dzięki za wykład w sprawie łososi. Ja myślałam, że łosoś to po prostu łosoś, z tym, że jeden hodowlany (widziałam takie hodowle, między innymi na Islandii), a drugi „prawdziwy”.
U nas na Rideau Canal łososie mają swoje „salmon run” i wtedy zaczyna się rzeź, miejscowi wyłapują co większe sztuki, wybierają ikrę i resztę wyrzucają.
To jest nielegalne, moim zdaniem stać nas na to, by postawić policjanta na ten czas, niech pilnuje, to jest jedyne takie miejsce, bardzo wąskie zresztą, ale jakoś nikomu to nie przeszkadza. Barbarzyńcy 👿
Wciąż wakacyjnie: https://www.eryniawtrasie.eu/45476
krystyna
27 czerwca 2021, 21:28
Tej nieodpowiedzialnej osoby (miałam napisać „panienki”, ale naraziłabym się cenzorce 😉 ) szuka policja i mam nadzieję, że ją znajdą i stosownie ukarzą za głupotę, brak wyobraźni i narażenie cudzego zdrowia i życia (bo tak też mogło się zdarzyć!).
Elapa,
Jerzor na początku naszej znajomości (jakieś 48 lat temu…) zaznaczył, że lubi jeść wszystko, ale nienawidzi kopru. Nawet nie zauważył, kiedy mu ten koperek do ziemniaków spasował 🙄
Uprzejmie dopraszam się o przepis na sos musztardowy naszego blogowego Wędkarza 🙂
Sienkiewicz i Quo vadis?
— Szkicowane było jeszcze gdzieś indziej, mianowicie w Abacji/Opatiji pod Rijeką
Na które to tereny mieliśmy eksplorerską fazę w 2017/2018
https://basiaacappella.wordpress.com/2017/10/21/opatija/
https://basiaacappella.wordpress.com/2018/12/01/abacja/
…Później stały się corocznym „powszednim” tranzytem.
Nb, „Ciała Sienkiewicza”* pewnie wielu czytało bo książka ma już swój wiek.
Jeśli nie – super odskocznia od czołobitnych biografii noblisty, typu (choćby) „Marie jego życia”… Choć z drugiej strony w „Mariach” podróże opisane przystępnie i wyczerpująco, zatem na początek może być i to czytadło 🙂
____
* https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/ciala-sienkiewicza
Alicja,
Wiem o roznych “zwyczajach” ludzi z lososiami. Wole tego nie śledzic bo nie mam na to zadnego wpływu.
W stanie WA biuro Fish and Wildlife pozwala rybakow łapać i zatrzymac tylko te lososie ktore sie wylęgły w “hatchery”. Jest to cos w rodzaju wylegarni dla ryb umieszczone w rzekach. To nie jest farma. Lososie z farmy dorastaja w kontrolowanym srodowisku. Farma lososia to duza sieć gdzie lososie dorastaja. Te ryby nigdy nie wyplywaja na otwarte wody. Zyja w ciasnej zamknietej sieci i czesto jedza własne odchody. To sa farmed salmon. Nigdy nie kupuje farmed salmon.
W WA jest przepis ze nie wolno lapac i zatrzymac wild salmon. Wild salmon to ten ktory sie urodzil i przeszedl cykl i migracje w naturalnym srodowisku.
W WA jest proces kiedy lososie rodza sie w “hatchery” (wylegarnia?) i kiedy dorosna do okolo 2 cali dlugosci sa wypuszczane do rzeki i zaczynaja swoj cykl zycia w naturalnym srodowisku. Jedyna interwencja czlowieka polega na prowadzeniu wylegarni (hatchery).
Jest pytanie jak rozpoznac na koncu wędki lososia z wylegarni I lososia ktory sie urodzil w rzece czyli wild salmon.
Kiedy lososie sa w wylegarni pracownicy odcinaja jedna pletwe ryby. Na tym zdjeciu jest porownanie mlodego lososia z wylegarni (bez malej płetwy) i lososia ktory sie urodzil w kamienistym dnie rzeki.
https://www.eenews.net/image_assets/2015/08/image_asset_10210.jpg
Celem tego programu jest utrzymanie genetycznego kodu “wild salmon”.
Czyli jesli zlapiecie lososia ktory ma pletwe blisko tylnej pletwy nalezy go z powrotem wrzucic do rzeki. :). To jest 100% wild salmon. Jesli mu brakuje jednej pletwy z tylu grzbietu wtedy mozemy go zatrzymac.
Jak sie domyslacie ten projekt polega na uczciwosci wedkarzy. Czasami pracownik Fish and Wildlife odwiedza jakies popularne miejsce polowu ryb ale to jest formalnosc. Wszystko sprowadza sie do zrozumienia przez wedkarzy potrzeby utrzymania wild salmon.
Nie wiem czy ten program jest tylko w WA.
Plusem starych filmów jest to, że zarejestrowały „plany filmowe” ówczesnych lat. Nie śmiejcie się, właśnie mi się przypomniał stareńki serial na podstawie powieści Adama Bahdaja (uwielbiałam jego powieści!) – „Stawiam na Tolka Banana”.
W ówczesnej Warszawie, były kawiarenki pod parasolami i różne takie, ale Warszawa to nie Bartniki i nikt poza Warszawą nie wiedział, co się na Bartnikach dzieje. I odwrotnie 😉
Serial był świetny, oglądałam „religijnie”, a Adama Bahdaja już nikt nie pamięta chyba 🙁
„Znany jest głównie z powieści dla dzieci i młodzieży. W plebiscycie czytelników „Płomyka” i „Świata Młodych” na najpopularniejszego pisarza otrzymał w 1970 „Orle Pióro”.”
Powyższe z wiki.
Wakacje z duchami, Podróż za jeden uśmiech, Kapelusz za sto tysięcy…
Znakomite, znakomite powieści dla młodzieży (podobnie jak powieści Krystyny Siesickiej) – rozpalały wyobraźnię…
I na tym się to kończyło. Mnie się marzyło, że auto-stop i tak dalej, ale przecież mając 14-15 lat nie mogłam się na coś takiego udać 🙁
https://www.youtube.com/watch?v=lW_XYk-Xc94
Dla entuzjastów Tolka Banana – warto posłuchać wspomnień. Znakomite.
https://www.youtube.com/watch?v=Gn7RM1nB22s
p.s.Ja Tolka Banana znałam z książek.
Marian Turski w 95. urodziny: Mój los może być waszym losem
Mój bohater, ale myślę, że mało kto się zastanawia nad słowami, które Marian Turski wypowiada.
„Czego mamy oczekiwać od młodych, gdy od wojny minęło ponad 70 lat. Na pewno się wzruszą, słysząc opowieści, jak zginął czyjś ojciec, matka czy dzieci. Ale to nie wystarczy. Trzeba do nich dotrzeć z przekazem, że to się może powtórzyć i stać się ich losem.”
Alicjo, też czytałam jako nastolatka 🙂 Czego ja wtedy nie czytałam!
https://www.polityka.pl/fotoreportaze/2123393,1,marian-turski-w-95-urodziny-moj-los-moze-byc-waszym-losem.read
Alicjo-alainowy sos musztardowy składa się z:
-2 łyżek stołowych musztardy z Dijon
-odrobiny octu winnego (1 łyżeczka do herbaty)
-ok. 3/4 szkl. oleju słonecznikowego
-szczypty pieprzu
Wymieszać musztardę z octem i pieprzem, dolewać stopniowo olej caly czas mieszając, aż do otrzymania gładkiego, gęstego sosu.
Książki Adama Bahdaja i Krystyny Siesickiej nadal do kupienia 🙂
https://tiny.pl/9h311
Małgosiu,
ja też czytałam wszystko i co lepsza, na starość mi to zostało 🙂
A z poważniejszej nuty – myślę, że religia, jakakolwiek, to najgorsze zło co się przydarzyło ludzkości (czytając wspomnienia Mariana Turskiego).
Religia jak polityka – służy do opanowania tłumu i manipulacji tym tłumem. Komunizm, faszyzm – wszystko jedno. Ta sama zasada.
Chłe chłe…
Tabliczkę „schrożenia” i te inne mam na półce 😉 Od dawna.
„Dyskryminacja jako forma leczenia własnego poczucia niższości? W miejsce koloru skóry można podstawić rasę, wyznanie, heteroseksualność?
– Tak, to leży u podłoża wszelkich prześladowań.
Przyznanie równych praw jednym oznacza obniżenie statusu społecznego drugim.”
https://www.youtube.com/watch?v=3aRz0IVMuW8
https://www.youtube.com/watch?v=Djf7WrfyHew
https://www.youtube.com/watch?v=kCuxFZr6muE&t=81s
Polecam/
Powyżej – naprawdę polecam wspomnienie o Marku Grechucie.
„Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie…”
Słuchając, łezka mi się tu i tam potoczyła…
„Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy…”
Przepraszam, to znowu ja 🙄
https://greekreporter.com/2021/06/27/oldest-wine-europe-ancient-greece/
Komu, komu lody dla ochłody?
https://tiny.pl/9qhvd
Podczas tej upalnej pogody wspominam dziecięce wakacje spędzane nad Bałtykiem i sprzedawców lodów „Mewa” czy „Calipso”, którzy niestrudzenie przemierzali plażę dźwigając ciężką skrzynkę z owymi lodami.
Nie wiem, jak jest teraz, bo od bardzo wielu długich wielu lat nie byłam nad Bałtykiem w pełni sezonu. Plaże są najpiękniejsze poza sezonem, kiedy są puste i spokojne i kiedy można wzdłuż nich spacerować słuchając jedynie krzyku mew.
W kuchni zajęcia typowo letnie pod tytułem: łuskanie ugotowanego bobu oraz obcinanie końcówek fasolki szparagowej. Często mieszam razem te wszystkie letnie warzywa dorzucając jeszcze różyczki kalafiora i końcówki szparagów.
Jemy je na ciepło z patelni lub na zimno w towarzystwie różnych sosów.
Bardziej pamietam osoby sprzedajace malosolne i kawalki wedzonego wegorza.
Pogoda jesienna.
W tym roku nie wybieram się nad Bałtyk, a w ogóle polskie morze już mnie nie pociąga, chyba że na spacer. Jako dziecko ciągle tam spędzałam wakacje i te lody doskonale pamiętam. Potem pojawiły się lody Koral, które zupełnie nam nie smakowały. Teraz wnuki znów jadą do Stegny, a tam oczywiście są już sinice, które prześladowały nas w zeszłym roku. Nie jestem w stanie zrozumieć uporu mojej rodziny by jeździć ciągle nad Zatokę Gdańską zamiast nad pełne morze, szczególnie z dziećmi , którym ciągle trzeba tłumaczyć, że mają się trzymać od wody z daleka
24c, słońce
W okolicach bliżej Orki padł rekord, 47,5c. Nadzwyczajne, bo w tamtych rejonach nigdy nie było wysokich temperatur, a już takich to na pewno. My wyjątkowo też mamy umiarkowane temperatury. Odpukać!
Alicja,
Szczegolnie wczorajszy dzien byl bardzo trudny. Na szczescie dzisiaj nie musimy sie chowac w cieniu a kot moze spac w oknie.
Trzeba wyjasnic ze te temperatury tu nie sa znane. Ani nasze domy ani my nie jestesmy do tego przystosowani. Stad trudnosci z przetrwaniem tych temp.
Nadal nie planujemy klimatyzacji . Wczorajszy dzien to wyjatek. Wiele businessow bylo wczoraj zamknietych bo budynki , rowniez z klimatyzacja, nie mogly sobie poradzic z wysoka temp I bezpiecznym kontrolowaniem temp w srodku budynku.
Zaczynają dojrzewać porzeczki – co prawda dałam na nie siatkę, ale w ub. roku też była siatka i wszystkie porzeczki zostały cichcem opędzlowane. Może wystawić straże???
Ciąg dalszy greckich wojaży:
https://www.eryniawtrasie.eu/45510
Ewa,
byliście kiedyś na Malcie?
Malta jest opisana na blogu Ewy i W.
Małgosiu,
też bym polecała jakieś miejsce nad pełnym morzem, chociażby z powodu braku sinic, ale nie tylko, bo plaże są tam bardzo ładne. Trzeba jechać trochę dalej, ale warto spróbować.Latem jednak omijam wszystkie plaże, zostawiam miejsce dla turystów. Plaże traktuję spacerowo, bo bałabym się pływać w morzu. Bezpiecznie czuję się tylko na pływalni. Czekam więc spokojnie do końca sierpnia.
Lodziarzy takich jak dawniej chyba już nie ma, ale w czasie wakacji czynne są letnie kawiarnie .
Alicjo,
No byłam parę lat temu na Malcie: https://www.eryniawtrasie.eu/category/malta
Danuśko,
Mnie też kumkwaciarnie przypadły do gustu 😉
Przegapiłam… ale sobie pospacerowałam dzisiaj z pomocą Google Earth, dlatego pytam 😉
Burzowato jakby.
Owszem. tyle spadło deszczu, że jest sucho pod drzewami. Ale zawsze to coś. W Portland dzisiaj 46.6c Nieźle ich podgrzało…
Na wieczornym spacerze naliczyliśmy cztery króliki, u nas piąty na ogródku. Koniczyna im smakuje 😉
Nie wiedziałam, że Malta ma taką wspaniałą tradycję ceramiczną. Oraz szkło!
Króliki bretońskie pozdrawiają króliki z Kingston 🙂
https://photos.app.goo.gl/wxwxQr5gBbEdZFso9
Dla ochłody mrożona kawa, chociaż w naszych dzisiejszych prognozach burza:
https://koktajleprzepisy.pl/wp-content/uploads/Ice-Coffee.jpg
Dzisiaj pierwszy popandemiczny mini zjazd warszawski! Spotkanie, na które czekamy od dawna i z utęsknieniem. Kuzynka Magda podejmuje nas przy swoim gościnnym stole. Przed nami przejazd przed całe miasto, co może być dużym wyzwaniem, bo mieszkańcy Warszawy jakoś na razie wcale nie wyjechali tlumnie na wakacje. Wszystkie Koleżanki Warszawianki zapowiedziały swoją obecność.
25c, chmurowato (w Portland 48c!)
Czekam na pozjazdowe sprawozdanie (fotki jakieś, dowody rzeczowe!!!), duchem jestem z Wami i zazdraszczam 👿
Tym razem na północy: https://www.eryniawtrasie.eu/45656
Co tu dużo mówić-po prostu było pięknie! Jeśli chodzi o kulinaria to na stole pojawiły się; kotleciki z warzyw i pieczarek, falafele, sałatka ozdobiona bratkami i nasturcjami, jarzynowe lazanie, placki z cukinii przekładane pieczarkami- wszystko w wykonaniu Magdy. Poza tym był talerz kolorowych przekąsek warzywnych przygotowany przez Jolinka i tarta ze szparagami oraz bobem mojej produkcji: https://photos.app.goo.gl/pdx9DWdHeMuuCGoF9
Na deser kruche ciasto z kremem cytrynowym Salsy oraz ciastka z morelami upieczone przez Małgosię. Jolinek zafundowała nam jeszcze super czekoladki.
Na dzień dobry złożyłyśmy najlepsze życzenia urodzinowe Jolinkowi, która właśnie dzisiaj obchodzi swoje piękne, okrągłe urodziny. Następnie wypiłyśmy toast zarówno urodzinowy, jak i powitalny włoskim winem musującym.
O urodzinach Jolinka dowiedziałyśmy się dopiero po przybyciu do Magdy i był to bardzo sympatyczny, dodatkowy atut naszego spotkania 🙂
Jolinku-jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Wszystkie Koleżanki w doskonałej formie. Jakże miło było nareszcie się Wami zobaczyć 🙂 Magdo-dzięki za Twą serdeczność i gościnność!
Dalszy ciąg opowieści Ewy przeczytam spokojnie za chwilę.
Dzięki.
Kiedy byliśmy w Grecji, do mnie naprawdę „mówiły” wieki. Rzym mam przed sobą jeszcze, ale Grecja jakoś zawsze mnie bardziej pociągała. Na pierwszy rzut poszły Delfy…
https://photos.app.goo.gl/rhKuzV5eGcVmRxcP8
Jolinku – takie urodziny to trzeba świętować! Oczywiście z muzyką. Wszystkiego najlepszego! 🙂
https://youtu.be/MoyR8omSULE
https://youtu.be/1DoBK8gVC_Y
https://youtu.be/qwfspl35XqI
https://youtu.be/zf9QiGVwBgg
https://youtu.be/NlwIDxCjL-8
I najważniejsze Jolinku – „Forever young” 🙂 https://youtu.be/RCoWG5vfcyI
Dołączam do zachwytów Danuśki, spotkanie wytęsknione i przepyszne pod każdym względem. Wszystkim serdecznie dziękuję za ten miły czas, Kuzynce Magdzie za zaproszenie i podjęcie nas w swoim zielonym królestwie. Dla Jolinka jeszcze raz urodzinowy buziak, a dla Danuśki za wspólną podróż. To był bardzo piękny dzień 🙂
… wśród deserów były też niezwykle lody. Niezwykle, bo z przepisu i wykonania Magdy. Dokładnie nie przytoczę, ale banan i zmiksowane truskawki były, a dla smaczku i urody poziomki z własnego ogródka.
Pilysmy też herbatę ze świeżych ziół, czyli mięta, melisa i szałwia, bardzo aromatyczne zestawienie, warto popróbować.
Melisę i miętę pijam z własnego zagonu – świeże, a na zimę zamrażam i po listku wyciągam.
Kobiety, mam nadzieję, że jakiegoś wina napiłyście się lub bąbelków, wznosząc toast za zdrowie Jubilatki – bo zioła to dla starszych osób chyba?
Chętnie bym wzięła w celebracji urodzin Jolinka na blogu, ale Jolinek na nas się chyba obraziła jakiś czas temu. To jakoś tak głupio się wcinać w paradę…
Najlepszego, Jolinek 🙂
Jutro Canada Day –
po raz pierwszy będzie to bardzo ciężki do strawienia dzień dla takich jak ja, chociaż nic złego nie uczyniłam dla rdzennych Kanadyjczyków. Trudno jest mi o tym mówić, bo czuję się obwiniana za wszystko, co się stało wcześniej. Dużo wcześniej. Historia swoje koła toczy.
Należałoby pod ścianę podstawić Kolumba, Bolivara, Vasco da Gamę i innych podobnych im, że śmieli, zobaczywszy że deska na wodzie się kołysze i można z niej zbudować łódkę… i zobaczyć, co za horyzontem.
Przecież nie można podsumowywać wszystko dzisiejszym okiem.
Ale wracając do katolickich szkół (kanadyjskie, sto lat i td), do których ściągano z daleka z północy dzieci rdzennych – to od lat wiadomo było, że tak się działo. Czy to było dobre?
Na pewno nie, ale z drugiej strony gdyby rdzennym ludziom nie umożliwiono nauki… Z trzeciej strony przypomina mi to osławione siostry Boromeuszki i ten skandal, przeceż nowy.
Ja tam się nie znam, ale to wszystko jest okropnie powikłane i mnie ciekawi, dlaczego nikt wcześniej tego tematu nie pojął, bo były okazje od lat.
Rozumiem pretensje rdzennych, ale to przecież ja płacę podatki, a oni mają wszystkie ulgi.
W Kingston (pierwsza stolica Kanady) zwalono pomnik Archibalda McDonalda, pierwszego premiera Kanady. Rdzenni obywatele pilnują, żeby nikt nie tknął rozwalonego trupa pomnika. Żeby nikt nie postawił z powrotem.
Ktoś powiedział, że kto nie szanuje i nie pamięta swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości.
Nie, nie jest moim idolem Piłsudski, ale myślę, że to jest celne powiedzenie.
Chyba czas się pakować 🙁
Moze ten artykul troche otworzy oczy: https://www.tygodnikprzeglad.pl/215-dzieci-ktore-zmienia-kanade/
GosiaB,
to nie jest takie proste. Kanada dzisiaj a lat temu sto czy dwieście to są inne sytuacje i sprawy. Nie da się tą samą miarą mierzyć. Historia się toczy. To nie dotyczy tylko historii Kanady, ale każdego innego kraju na każdym innym kontynencie, czyż nie?
HISTORIA.
p.s.
GosiaB,
Dzieci, które zmienią Kanadę? W jaki sposób, pytam?
ps.
Czy Kanada wymaga zmiany? I jeśli – dlaczego?
„Rozumiem pretensje rdzennych, ale to przecież ja płacę podatki, a oni mają wszystkie ulgi.”
Czegoś tak głupiego jeszcze chyba na tym blogu nie napisano.
Gosi B – pierwszy raz dziękuję za zamieszczony link! Ale jak widać artykuł oczu nie otworzył.
dziękuje bardzo za wszystkie życzenia … 🙂 .. fajne miałam urodziny … ❤ … pozdrawiam wszystkich serdecznie .. ♀️
Jest kolejne ogloszenie o zbieraniu owocow (gleaners)
1. Sweet cherries. Homeowner has ladder you can borrow.
2. Artichokes, elderberry blossoms and horseradish.
3. Bare root strawberry plants-variety ” totem”
4. Sweet cherries. Bring at least a 10′ ladder.
5. Rainier and red cherries. Homeowner has 8′ ladder.
6. Stella cherries. Homeowner has 8′ ladder but recommends you bring an orchard ladder, as tree is in a corner
Mam nadzieje ze ta informacja nikogo nie obrazi w kontekscie informarcji z Kanady.
Podpisuję się obiema rękami pod tym co napisał Nowy o 6:46.
Alicja przeczytaj uważnie artykuł który podesłała Gosia.
Akcję odbierania dzieci i oddawania do adopcji rozpoczęto w 1965 roku.
Ostatnią szkołę z internatem zamknięto w 1996 roku. To nie było 200 lat temu.
Obywatele Kanady nie mający z tym nic wspólnego powinni się przynajmniej wstydzić.
Alicja 3:55 „Ja tam się nie znam”
To po co piszesz?
Po nic.
Nowy,
a jednak śledzisz, co kto na blogu… wyjaśnij mi co takiego głupiego napisałam, bom głupia i oczywiście Ty wiesz lepiej, co w kanadyjskiej trawie piszczy.
Eva,
ja nie piszę o akcji zabierania dzieci i oddawania do adopcji (pierwsze słyszę, nawiasem mówiąc…) ale o systemie szkolnictwa, jaki wtedy był. Wprowadził to nasz pierwszy premier, sir John Archibald McDonald i to dlatego w mieście, które było pierwszą stolicą Kanady – Kingston – obalono jego pomnik. I owszem, to było sto, a nawet więcej lat temu, dokładnie dwieście.
Nie, nie mam zamiaru wstydzić się za przeszłość, z którą nie mam nic wspólnego. Uważam, że dawno temu powinno się rozliczyć z przeszłością. Akurat padło na teraz, i bardzo dobrze. Dużo by o tym pisać, ale nie warto, bo kto chce wiedzieć, to się dowie, niekoniecznie z polskiej prasy czy innych mediów.
GosiaB,
przecież tu mieszkam i wiem, co się dzieje…
Alicjo, tak jak napisała Eva47 to się też działo w latach 1965-1996, a więc w okresie w którym już tam mieszkałaś. Nikt Ci oczywiście nie zarzuca, że w tym uczestniczyłaś.
Alicjo,
Ale w prasie kanadyjskiej również o tym piszą. Właśnie odkryli kolejne groby https://www.cbc.ca/news/canada/british-columbia/bc-remains-residential-school-interior-1.6085990
Co do ulg, weź pod uwagę, że te dzieci które ocalały oraz ich rodziny, jak również rodziny tych, którzy „zaginęli”, przeszły piekło. To piekło trwało przez pokolenia.
Ulgi podatkowe dla rdzennych to naprawdę żadna rekompensata…
Małgosiu,
ja nie piszę o przymusowej adopcji, i jak podkreśliłam – pierwsze słyszę (czytam) o tym. Ja piszę o systemie szkolnictwa i jak to wcielano z zapałem od początku powstania państwa Kanada. Dzieciaki pozbierać do szkoły z internatem i szlus.
To są dwie różne sprawy. Moim zdaniem takie szkoły nie powinny istnieć – jeśli przybyli na ten kontynent chcieli szerzyć „kaganek oświaty”, to powinni się udać tam. Tak jak to czynili misjonarze w Afryce bądź w Ameryce Południowej.
Zostawiam temat, bo zbyt rozległy i niestety, możemy się różnić w naszych opiniach, a to grozi zajadłą dyskusją (żeby nie powiedzieć – kłótnią), ponieważ, jak to mawiała Haneczka – moja prawda jest najmojsza 🙄
Nie ma kraju i narodu, który nie ma się co wstydzić za przeszłość. Po prostu nie ma. Wskażcie mi taki.
Ewa,
to powiedz mi, co ja mam jeszcze zrobić – worek na głowę i do Cannosy za coś, czego nie czuję się winna?
Mysle, ze przeszlosc nie jest do szanowania (co to w ogole znaczy?); przeszlosc – ta dobra i ta zla – jest do poznania, do refleksji, i do wyciagniecia wnioskow na przyszlosc.
John McDonald ma swoje miejsce w historii jako pierwszy premier Kanady, i nikt mu tego nie odbierze, ale nie musi wcale stac na pomniku.
The Sixties Sweep ma w mniejszym stopniu swoj dalszy ciag, niestety.
Niektorzy mieszkajacy w residential schools jeszcze zyja – ich wspomnienia (jesli chca sie nimi dzielic) sa wstrzasajace. Zyja tez ich dzieci i wnuki, i to oni czesto opowiadaja o olbrzymiej traumie calej rodziny i spolecznosci.
O roli kosciola katolickiego i braku jakiejkolwiek refleksji czy rekompensaty mozna by duzo napisac …
Ulgi podatkowe? Dobrze wygladaja na papierze. Ponad 100 First Nations communities nie ma dostepu do pitnej wody (skazone jeziora i rzeki). W 21 wieku – wstyd. To samo z dostepem do sluzby zdrowia, szkolnictwa, programow socjalnych, itd.
U mnie tradycyjnie juz miasto rozdawalo sadzonki drzew, bylin i rozne kwiatki jednoroczne (z okazji Canada Day). Drzewka posadzilam wczoraj wieczorem, kwiatki i pomidory zostawilam na dzis.
Orca, ta lista owocow do zbierania jest bardzo atrakcyjna! Jutro jade zbierac czeresnie, ale to malo oplacalna sprawa (drozej niz w sklepie), tyle ze przyjemna wycieczka za miasto no i czeresnie sa o wiele lepsze niz te w sklepie, importowane.
Przesylam serdeczne zyczenia naszym sasiadom z polnocy z okazji Canada Day
Wszyscy czekamy cierpliwie na otwarcie granicy 🙂
Kamera na zywo na przejscie graniczne (przejazd) w Blaine
https://www.see.cam/us/wa/blaine/blaine-north-hwy-at-peace-arch-border-crossing-loo
GosiaB,
Zglosilam sie na jakiekolwiek czeresnie i na artichoke. Licze ze jestem na liscie. To jest na sasadzie ze trzeba szybko sie zglosic. Kto pierwszy, ten dostaje miejsce. Wtedy ta osoba moze zabrac ze soba rodzine i znajomych.
Czeresnie U-Pick na farmie sa $2.00 za funt a wisnie $2.75
Mnie takie drogie wisnie i czeresnie nie smakuja 🙂
U nas ceny sa okolo $20 za 3-litrowy koszyczek (nie mam pojecia jaki duzy ten koszyczek), ale juz mi obojetne, nie kupie duzo, a najesc sie mozna przy zbieraniu. Te czeresnie to bardziej pretekst zeby sie ruszyc gdzies na wycieczke (Niagara Region).
Alicjo,
Nikt nie wymaga od Ciebie aż tak radykalnych działań, ale odrobina empatii i zrozumienia nie zaszkodziłaby…
GosiuB,
Zgadzam się z twoim podejściem do przeszłości.
Alicjo – napisałaś:
„GosiaB,
to nie jest takie proste. Kanada dzisiaj a lat temu sto czy dwieście to są inne sytuacje i sprawy. Nie da się tą samą miarą mierzyć. Historia się toczy. To nie dotyczy tylko historii Kanady, ale każdego innego kraju na każdym innym kontynencie, czyż nie?
HISTORIA.”.
To tak jakbyś wpisywała się w ten polski nurt mówiący: „Jedwabne, pogrom kielecki. Może coś było, a może nie, to historia, to było dawno, po co o tym mówić?”.
A właśnie, że trzeba o tym mówić. Trzeba oddać sprawiedliwość ludziom. Bo te kanadyjskie dzieci czy żydowska społeczność w Polsce to ludzie. I to nie jest tylko historia. To dzieje się wciąż. Z różnymi mniejszościami.
To może zdarzyć się wszędzie. Jak powiedział pan Marian Turski: „Auschwiz nie spadł z nieba”.
I tak jak mówił o tym w przedwczorajszym wywiadzie: „musimy być czujni, faszyzm tupta już wokół” I to może stać się wszędzie, nawet w najspanialszej dzisiaj demokracji. Nie potrzeba wiele. Nie można takich spraw zamiatać pod dywan. Trzeba o nich głośno mówić. I edukować. Nawet w Kanadzie.
Ewa,
ależ ja o tym mówię – późno zaczęto się rozliczać z przeszłością w Kanadzie.
Asia
to nie tak. Nie mieszkasz w Kanadzie, nie wiesz, o czym piszę.
Owszem, czytałam artykuł Mariana Turskiego.
Ale w Kanadzie nie o to chodzi, tutaj są inne rozliczenia. To jest zupełnie nie do porównania – Auschwitz i kanadyjskie sprawy.
Najwspanialszej. Zgubiłam „w”.
Na złagodzenie nastrojów proponuję mojego ulubionego Kanadyjczka:
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
Zamiast czeresni zbieralam dzisiaj moje maliny, 1,5 kg i mam 6 sloiczkow galaretki.
Dwa lata temu czytalam wstrzasajaca ksiazke wychowanka szkoly z internatem dla autochtonow. Naprawde wstrzasajaca. Internat zamknieto w polowie lat 70 tych, byl prowadzony przez ksiezy.
To jest to samo. To samo.
A misjonarze nigdzie nie nieśli kaganka oświaty. Chciałabyś, aby odebrano ci małe dziecko, często siłą i wywieziono wiele kilometrów od domu. Dlaczego, jak tak bardzo chciano „podnieść standard życia” rdzennych narodów nie budowano tych szkół w wioskach, dlaczego w ogóle tworzono rezerwaty? Rezerwaty? Dla ludzi? Czyli miejsca odosobnienia, na terenach na których trudno przeżyć.
Czy to nie jest rodzaj eksterminacji, w białych rękawiczkach?
…oraz:
https://www.youtube.com/watch?v=0oVD-57Tr60
I nikt z nas nie pisze: nie mieszkasz teraz w Polsce, nic nie wiesz o naszej sytuacji, więc się nie wypowiadaj. Przecież możesz mieć swoje zdanie.
Piszemy akurat o Kanadzie bo to świeża sprawa, ale powinniśmy napiętnować takie sprawy obojętnie gdzie się dzieją. Nie ważny jest kraj. Ludziom nie powinna dziać się krzywda.
Czy powinniśmy milczeć o Białorusi bo to ich wewnętrzna sprawa? Nie, nie możemy. Gdy dzieje się krzywda to nie są wewnętrzne sprawy. Nie powinniśmy być obojętni!
Asia,
czy to jest moja wina, że świat jest jaki jest? I tym bardziej – jaki był? Nie rozumiesz, o co chodzi z „rezerwatami”. Nie chce mi się tłumaczyć, poszukaj na sieci.
W skrócie – rezerwaty (w Kanadzie) stworzyli dla siebie rdzenni obywatele. Rezerwat to jest miejsce, gdzie prawo kanadyjskie się nie liczy. Nie wiesz, o czym piszesz.
No właśnie – każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Dla tych, co chcą poznać inne zdanie proponuję lekturę Joanny Gierak-Onoszko, która kilka(naście) lat przemieszkała w Kanadzie i napisała swój ogląd i pogląd na temat.
Trochę się z nią zgadzam, a trochę nie, ale jak zwykle wszystko zależy od punktu siedzenia. I możliwośći rozmaitych w sensie – piszę książkę, zbieram na ten temat informacje.
Na temat Polski i co się w Polsce dzieje będę się wypowiadać, bo mam do tego prawo – mieszkałam tam do 81 roku, jeżdżę tam co rok od lat wielu, mam rodzinę, przyjaciół i tak dalej. Czytam.
Ty nie mieszkasz w Kanadzie, Asiu, od 29 lat i nie żyjesz sprawami tego państwa.
Ja żyję. Wypowiadam się w sprawach Polski, bo… bo znam ten kraj, boli mnie, co boli. Tego prawa mi nie odbierzesz. Nawet jakbyś chciała.
*39 lat
A mogłabyś przeczytać ze zrozumieniem co napisałam? Nie odbieram Ci prawa do wypowiadania się na temat Polski.
Nie wiem, może jestem niegrzeczna, ale napiszę: uważam, że dalsza dyskusja nie ma sensu.
Zgadzam się. Przepraszam wszystkich, których uraziłam.
To są trudne dyskusje i trudne sprawy.
Asia,
już dawno mi wytykano, że nie umiem czytać ze zrozumieniem. Mam wymówkę – dysleksja 🙂
U nas czereśnie staniały do 5 € za kilogram.
eva,
u nas na 5$ kanadyjskich i niestety, nie są znakomite. Takie jakieś… drewniane. Ale sezon się kończy, więc Jerzor kupuje 🙂
Ciekawa jestem, jak to będzie z podróżą do Polski po całym tym covidovym szaleństwie. Planujemy na październik, ten, co to mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła….
Jakieś specjalne zaświadczenia powinniśmy mieć, testy? Czytam na ten temat, ale „sytuacja jest dynamiczna” ( bardzo modne zdanie, żeby nie powiedzieć – fraza…) i tak naprawdę to nikt nic nie wie, bo za chwilę nowa odmiana covidova.
Co mnie przeraża to lot do Polski, te 8 godzin w masce, a jeszcze przedtem na lotnisku 🙁
Ale jak trzeba, to trza, niestety. Na pewno zastosuję się do.
Moje ostatnie trzy grosze:
Asiu, masz absolutnie racje nawiazujac do polskiej historii i wydarzen wspolczesnych nam – nasunelo mi sie to samo, ale nie chcialam wywolywac wilka z lasu.
Alicjo, rzeczy o ktorych mowimy to fakty, a nie punkt widzenia. Fakty sa brutalne w swym okrucienstwie, ale taka jest prawda. Do tej pory wiedza o tych faktach byla zamiatana pod dywan, albo maskowana powierzchownymi dzialaniami kolejnych rzadow. Mam nadzieje, ze teraz nastapia wieksze i znaczace zmiany, rowniej w stopniu wiedzy i swiadomosci kanadyjczykow.
I jeszcze jedno: napisalas „rezerwaty (w Kanadzie) stworzyli dla siebie rdzenni obywatele. Rezerwat to jest miejsce, gdzie prawo kanadyjskie się nie liczy. ”
To nie jest prawda. Za wiki: An Indian reserve (French: réserve indienne) is specified by the Indian Act as a „tract of land, the legal title to which is vested in Her Majesty, that has been set apart by Her Majesty for the use and benefit of a band.” Tutaj wiecej na ten temat https://indigenousfoundations.arts.ubc.ca/reserves/
Moze lepiej nie powtarzac jakichs utartych opinii -zamiast tego sprawdzic i wiedziec jak jest/bylo naprawde.
Skoro mamy sezon czereśniowy to może ktoś wykorzysta niezwykle prosty i smaczny przepis na clafoutis? To bardzo popularny francuski deser:
https://katarzynarzepecka.pl/2018/07/clafoutis.html
Odkryłyśmy dzisiaj razem z Latoroślą nowe miejsce na Ursynowie. Ot dwa w jednym, bo i restauracja i sklep z winem oraz piwami z niewielkiego, rzemieślniczego bowaru: https://www.littlebarrel.pl/
Menu różni się trochę od tego, które jest prezentowane na stronie, jako że
szef kuchni proponuje dania sezonowe wśród, których króluje w tej chwili bób oraz kurki. W związku z powyższym zamówiłam kopytka z bobem i kurkami w sosie koperkowym, a Latorośl schrupała tosty z tatarem z łososia podane z jajkiem w koszulce. Plusem restauracji, szczególnie o tej porze roku, jest ogródek położony w cieniu drzew. Planujemy jeszcze kiedyś tu znowu wrócić.
Danuska,
Clafoutis z czeresni I wisni wyglada bardzo apetycznie. Ja jestem wielkim zwilennikiem kuchni francuskiej, jezyka francuskiego i rowniez akcentu francuskiego. 🙂
Czesto kiedy otrzymuje email o kolejnym “glean” obok listy miejsc jest jakis przepis lub praktyczna porada.
Tym razem jest zupa z czeresni o nazwie Hungarian Cherry Soup.
Hungarian Cherry Soup
Ingredients:
6 cups water
1 pound cherries, pitted
1/2 cup sugar (or less if the cherries are quite sweet)
1 cup sour cream
2 tablespoons flour
1/4 teaspoon salt
1 teaspoon confectioners’ sugar
Directions:
In a large saucepan, cook cherries with water and 3/4 cup sugar until done, about 10 minutes.
Meanwhile, in a medium bowl, mix sour cream with flour, salt, and confectioners’ sugar until smooth.
When cherries are done, temper the sour cream mixture with a few ladles of hot cherry liquid, whisking until smooth. Transfer to the pan with the cherries and whisk until smooth. Simmer 5 minutes, but do not boil.
Cool to room temperature then refrigerate until cold.
Serve cold as a first course as they do in Hungary or as a dessert with a dollop of sour cream or whipped cream.
Odrobina greckich klimatów: https://www.eryniawtrasie.eu/45682
GosiaB,
dziękuję za lekcję. Jest coś takiego jak wrażenia subiektywne. Życie to nie prosta arytmetyka – mamy prawo do przeżywania i wyrażania własnych opinii, czyż nie?
Ale co mnie dzisiaj ucieszyło i zazdraszczam nawet bardziej niż Zjazdu koleżankom Warszawiankom:
USA. 82-latka poleci w kosmos z Jeffem Bezosem. „Nikt nie czekał dłużej”
oprac. Marta Burza 01.07.2021 21:39
82-letnia Wally Funk będzie najstarszą kobietą, która poleciała w kosmos. Kobieta dołączy do Jeffa Bezosa, najbogatszego człowieka na świecie, aby wspólnie odbyć turystyczną podróż rakietą New Shephard.
Resztę można sobie poczytać na gazeta.pl, kiedy chciałam wpisać sznureczek, to mi się ciągle przerabiało na link do paszportów covidowych.
Już możemy powoli odliczać „ground control to major Tom” 🙂
USA. 82-latka poleci w kosmos z Jeffem Bezosem. „Nikt nie czekał dłużej”
oprac. Marta Burza 01.07.2021 21:39
82-letnia Wally Funk będzie najstarszą kobietą, która poleciała w kosmos. Kobieta dołączy do Jeffa Bezosa, najbogatszego człowieka na świecie, aby wspólnie odbyć turystyczną podróż rakietą New Shephard.
USA. 82-latka poleci w kosmos z Jeffem Bezosem. „Nikt nie czekał dłużej”
oprac. Marta Burza 01.07.2021 21:39
82-letnia Wally Funk będzie najstarszą kobietą, która poleciała w kosmos. Kobieta dołączy do Jeffa Bezosa, najbogatszego człowieka na świecie, aby wspólnie odbyć turystyczną podróż rakietą New Shephard. Tak, wiem, że ten sznureczek niedawno podawałam:
https://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
Ewa,
greckich klimatów nigdy nie za wiele 🙂
ops. Kliknęło mi się dwa razy 🙄
A nawet trzy. Piękny gest miliardera – a tej Pani chyba się należało 😉
Reszta podróży zabiletowana, mnie nie stać, ale co tam, krzywiznę ziemi widać bardzo dobrze z samolotu, który wznosi się 10-11 km. nad poziom morza.
Orca,
Jadłam zupę, a właściwie chłodnik czereśniowy w ubiegłym roku na Węgrzech. Była orzeźwiająca i fantastyczna w smaku.
Przepis na chłodnik czereśniowy też mi wygląda smacznie, podobnie jak ten przepis na clafoutis od Danuśki. Akurat sezon, a i goście jadą…
A na razie bób i ciągle jeszcze truskawki, pojawiły się maliny, lato!
Podoba mi się przepis na clafoutis bo jest prosty i nadają się właściwie wszystkie owoce jagodowe.
Alina dawno temu podawała swój przepis
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/07/21/wino-lubi-czystosc/#comment-232221
Tak, Małgosiu, ten przepis jest nam tu znany, ale nie zawadzi przypomnicc, zwłaszcza gdy sezon owocowy sprzyja 🙂
Też doszłam do wniosku, że nie zawadzi 🙂
Właściwie co roku, w tych samych miesiącach poruszamy podobne tematy kulinarne, bo jak tu nie pisać np. o truskawkach czy czereśniach! Kiedy w końcu nadejdzie lato człek cieszy się tymi owocami jak dziecko 🙂 zajadając je na surowo lub/i przetwarzając na różne sposoby. Dzisiaj, kiedy bladym świtem robiłam zakupy w jednym z wyszkowskich supermarketów co trzeci klient miał w swoim wózku tzw zgrzewkę cukru, czyli taszczył do domu 10 kg. Chyba na konfitury….? albo o czymś nie wiem…?
Jutro mamy od rana gości zatem już dzisiaj szykuję to i owo do zjedzenia.
Właśnie studzę faszerowane pomidory (farsz, jak na gołąbki), mam do nich sporo sosu pomidorowego, który przygotowałam w osobnym garnku.
https://photos.app.goo.gl/Pf14J8MTqsVvRvnKA
Planuję podać je z ryżem, który będzie wymieszany z kolorową cukinią-zieloną i zółtą. Na deser wymyśliłam krem z mascarpone, żółtek, cukru i ubitych białek
czyli początek, jak do tiramisu, ale potem niespodzianka: dodajemy lekko kwaskową konfiturę z rabarbaru. Rabarbar już popyrkał i jest gotowy do użycia.
Czereśnie „cenowo”za jeden kilogram:
u evy47 – €5 co jest równe au $7.90*
u Alicji Candaian $5, co jest równe au $5.40*
u Ork około Candaian $4.5, co jest równe au $4.86*
u nas widziałam ostatnio (trzy dni temu) au $ 29.50
Do skosztowania – owszem; do pojedzenia – no, ewentualnie; przetwory – absolutnie nie.
Jeśli zaś mowa o zbieraniu owoców na farmie, to postawa „podjem sobie podczas zbierania” jest, delikatnie mówiąc, niezbyt uczciwa wobec właścicieli.
*wg „Xe: Currency Exchange Rates – International Money Transfer”
A ja właśnie zakończyłam przetwórstwo cytrynowe. Przerobiłam 9 kg cytryn na organiczny syrop cytrynowy, efekt – 4.43 l. syropu. Pozostałe 8 kg cytryn otrzymali nasi wspaniali sąsiedzi. Na krzewie jeszcze pozostało sporo cytrynek. Dojrzewają jeszcze.
W zeszłym miesiącu zrobiłam galaretkę z granatów, o czym pisałam. Też organiczną.
I to koniec mego przetwórstwa.
Jutro, jeśli czas pozwoli, zrobię napoleonkę zwaną również kremówką. Takie zamówienie dostałam.
Danuśka, na… okowitę to chyba ciut przymało
https://www.youtube.com/watch?v=_Eo3hLfCj-g
Echidno, chyba zartujesz?
Przeciez ta cena zbieranych jest wyzsza wlasnie dlatego – koszty owocow zjedzonych na miejscu sa wliczone.
Poza tym, to nie sa jakies ogromne ilosci – ja nie jestem w stanie zjesc wiecej niz 5-6 owocow, moje dziecko reaguje alergicznie na surowe owoce, wiec nie je wcale. Truskawek zbieranych na farmie malo kto je, bo nie myte …
Czas na korfickie „must see”:
https://www.eryniawtrasie.eu/45779
18c, pochmurno.
Ja czereśnie ze sklepu, jak podaje echidna, piątka z groszami za kilogram. Wygrałam wyścig z ptakami i chipmunkami i zebrałam 2 kg. czerwonych porzeczek, w sam raz do zamrożenia na zimowe ciasta (najprostsze ciasto z owocami – przepis w internecie). Czarne porzeczki jeszcze są zielone i jest ich niewiele.
Królik zadomowił się na ogródku i nic sobie nie robi z naszej obecności, byle nie za blisko! Wygląda dokładnie tak, jak jego bretońscy kuzyni.
Trochę zaniedbany ten Achilleion, ale roślinność piękna. Zauważyłam, że wszystkie damy są ubrane, za to panowie się obnoszą… Widać to dosyć często w sztuce greckiej, że ciało męskie było wielbione, a damskie bardziej zakryte. Z wyjątkami od reguły.
GosiuB, nie, nie żartuję. Nie wiem jak to jest w Kanadzie i USA, ale w Australii (a chyba i w Polsce) ceny za jeden kilogram zbieranych na farmie owoców są niższe niż w sklepach. Niegdyś ta różnica była całkiem spora. Obecnie zbliżona do sklepowych, choć nadal o kilka dolarów niższa. I na tym polega „wic” pick-up: właściciele mają utarg za całoroczną ciężką i kosztowną pracę (naprawa siatek rozwieszonych nad planatcjami, woda czyli podlewanie, przycinanie, zabezpieczenie przed szkodnikami itp) oraz zebrane z drzew i krzewów owoce, a zbierający dojrzałe wiśnie, czereśnie i inne owoce prosto „z drzewa” – te niedostępne na rynku i te za mniejszą cenę.
Jeździmy na farmę wiśni (niedostępne w sklepach) i czereśni (w sklepach – importowanych i rodzimych), są tam również maliny, jeżyny, morele, a nawet agrest. Inna farma, podobnie jak ta pierwsza nie tak znowu odległa od nas , oferuje borówki amerykańskie. Na obu wprowadzono duże obostrzenia podczas zbierania owoców. Na „jagodowej” zainstalowano nawet kamery. A wszystko dlatego, że ludzie podjadają sobie podczas zbierania. Podjadają, łamią gałęzie, a nawet niszczą drabiny postawione dla wygody zbieraczy.
Kosztowanie owoców jest wliczone w cenę, podjadanie – nie. Taki drobny niuans językowy. Niby to samo lecz kaliber inny.
Nie chciałam Ciebie urazić. Moje słowa o pewnego rodzaju nieuczciwości wobec gospodarzy i właścicieli farm nie były kierowane personalnie do Ciebie lecz były generalnym stwierdzeniem na podstawie obserwacji i rozmów z właścicielami. Sama widziałam jak tatuś zerwał gałąź obsypaną czereśniami tylko dlatego, że dziecko nie sięgało łapinami do owoców. Nie było potrzeby bym zareagowała bowiem syn gospodarzy był w pobliżu. Nie muszę chyba dodawać iż był to koniec wizyty rodzinki na farmie.
Swoją drogą tak sobie czasem myślę, że nawet skosztowanie kilku jagód czy czereśni lub wiśni nie jest tak do końca w porządku. W piekarni nikt nie próbuje bułeczek czy innego pieczywa (chyba że pokrojone są wystawione dla konsumenta), kosztowanie drobnych owoców w sklepie podlega karze jako kradzież, no ale jeśli sami właściciele farm mówią lub wystawiają tablice z zachętą: spróbuj lecz nie jedz…
Echidno, napisalam „najesc sie” – nie zabrzmialo to dobrze, faktycznie. Chodzi mi o to, ze przy zbieraniu mozna skubnac pare owocow, nie najadac sie do wypeku, tu sie zgadzam. Przy kasie jest tzw. „honesty box” i kto podjada wrzuca drobna sume (na pudelku byl jakis okolicznosciowy tekst). Jako ze teraz nikt chyba gotowki nie nosi, na terminalu do placenia jest rowniez opcja napiwka. Nie widzialam obslugi pilnujacej zbierajacych, nigdy na zadnej farmie „pick your own” nie widzialam kamer.
Czasem na farmach widzialam znak „jedz po zwazeniu i zaplaceniu”. Mozna sie rozsiasc przy stolach piknikowych i konsumowac zbiory, czesto mozna tez kupic cos szybkiego do jedzenia, z wyrobow lokalnych.
Ze wzgledu na obostrzenia pandemiczne bylo malo ludzi (wizyta umowiona na okreslony czas). Zwykle jest duzo rodzin z dziecmi.
Owoce nie byly tansze od tych w sklepie, ale za to duzo, duzo smaczniejsze.
GosiuB – klimat Australii ma duży wpływ na rozmieszczenie i wielkości farm, które raczej przypominają duże lub mniejsze sady niźli farmy „od widnokręgu do widnokręgu”. Właściciele z reguły są na miejscu bo pracują jednocześnie pilnując i niejednokrotnie mieszkają obok. Pracują zbierając owoce na jakie mają kontrakt albowiem nie wszystkie drzewa udostępnione są dla zbieraczy.
Na przykład Folly Farm Blueberry Growers przepięknie położona na skraju Parku Narodowego w dzielnicy Olinda:
https://www.google.com/maps/uv?pb=!1s0x6ad625ac23be1813%3A0x400df445d2ad72db!3m1!7e115!4shttps%3A%2F%2Flh5.googleusercontent.com%2Fp%2FAF1QipOP-8it4fxQv-_yfz_oc_EFtr_1kv6P1UpRJSRJ%3Dw172-h174-n-k-no!5saerial%20view%20of%20berries%20farm%20in%20dandenong%20ranges%20-%20Google%20Search!15sCgIgAQ&imagekey=!1e10!2sAF1QipNUTP0197bhwXvaV3erVbku5VftTx-0wA_xQbQj&hl=en
Na fotografiach doskonale widać nie tylko wielkość farmy vel sadu, rozwieszone siatki chroniące borówki przed ptactwem, niewielki parking dla zbieraczy oraz dom właścicieli. To właśnie tam po raz pierwszy zobaczyliśmy rozmieszczone kamery. Wg słów właścicieli, ustawione z powodu nielojalnych klientów o czy wspomniałam poprzednio. I zapewnie z uwagi na wprowadzenie nowej technologii ceny „poszły” w górę. No może nie tylko z tego powodu.
ooops, errata
„…ustawione z powodu nielojalnych klientów o czym wspomniałam…”
Kiedy pisze o farmie to u nas farma to teren oficjlnie zarejestrowany w “county” jako teren do uprawy czegokolwiek. To moga byc kwiaty, warzywa lub owoce. Oficjalna rejestracja terenu zwalnia wlasciciela od niektorych podatkow. (Property taxes). Tak wiec jesli mamy kawalek ziemi warto jest posadzic lawende (sarny nie jedza lawendy) i sprzedawac przy drodze male pęki.
Kiedys pisalam o Mr Thompson i jego farmie wisni i czeresni w Naches, WA
Jego przodkowie przywiezli z Europy przez Atlantyk swoj dobytek. Miedzy innymi male drzewko wisni. Na Ellis Island rodzina dostala adres po drugiej stronie kontynentu w Naches, WA. Wozami przejechali kontynent i przewiezli miedzy innymi drzewko wisni.
W Naches dostali kilkadziesiat akrow ziemi i tam mieszkaja do dzisiaj. Taki przydzielony obszar ziemi nazywa sie homestead.
Drzewko wisni roslo przez wiele lat. Mr Thomson zaszczepil wiele mlodych drzew tej samej wisni. Przez te lata nikt nie znal nazwy tej odmiany wiec Mr Thompson nazwal te odmiane Thompson tart cherry. Kiedy zebralam te wisnie w smaku byly podobne do morello cherry.
Zrobilam zdjecie Mr Thompson obok historycznego drzewa wisni ktore juz nie produkuje owocow. Mr Thompson powiedzial ze pieniek tego drzewa bedzie tak dlugo jak tylko przetrwa.
20c, zachmurzenie zmienne (he he, Wicherek mi się przypomniał!).
Wiśnie nie są tutaj (na moim terenie i okolicach) popularnym owocem – raz trafiliśmy w jakimś sadzie, gdzie zbieraliśmy maliny, była to „prywatna” wiśnia farmera, ale pozwolił nam trochę zebrać, ledwie tyle, co do zjedzenia (bez opłaty!).
Czereśni w sklepie od zarąbania, codziennie jemy, zdarza się też, że zimową porą są chilijskie, ale cena odpowiednia do odległości 😉
Kiedyś jeździliśmy na farmy na truskawki i maliny, ale teraz nam się nie chce i nie mam dla kogo zamrażać, przerabiać i tak dalej – kupuję mrożonki w sklepie.
Ostatnio pojawiła się borówka kanadyjska (canadian blueberry) – owoce są tak duże, jak borówki amerykańskiej, ale są w środku fioletowe (granatowe) i dużo smaczniejsze, niż w sumie dość „bezbarwna” borówka amerykańska. Bardzo polecam spróbować, jakby ktoś trafił.
Tymczasem do aptek nagle „rzucili” szczepionkę na covid (jesteśmy zależni od Amerykanów) i przyspieszyli nam szczepienie o 2 miesiące. Czyli dzisiaj – a nie dopiero 4 września. Dobrze będzie mieć to z głowy.
Wrocilismy z restauracji, pierwszy raz od chyba 10 miesiecy. Bernard chcial zjesc tête de veau, tzn glowe cieleca. Dziwne danie, wiecej sie na to nie pisze. Danie dosyc obfite, zrobilismy pozniej duze kolo aby dotrzec na parking. Restauracja byla pelna, goscie zadowoleni, ze moga w towarzystwie dobrze zjesc i napic sie. Bohatersko zrezygnowalam z deseru i na koniec wzielam tylko kawe.
Ciąg dalszy greckich peregrynacji: https://www.eryniawtrasie.eu/45792
Obejrzałam Grecji c.d. potem jeszcze pogooglałam z Google Earth.
Troszkę mnie pobolewa szczepionka, ale podobno to normalne, że drugą można odczuwać gorzej. Dobrze, że z głowy, no i papiór jest.
Można spać spokojnie,
dobranoc 🙂