Widoki z różnych stron
Jaki niezwykły jest widok pustej hali supermarketu, po której ekspresowo przemykają się klienci! A widok ażurowej, długiej kolejki do tych najbardziej uczęszczanych sklepów także ma w sobie coś z groteski, gdybyśmy nie mieli z tyłu głowy, że wcale nie jest to śmieszne. Przecież takie duże sklepy miały nam ułatwiać i przyspieszać zakupy, zachęcać do włóczenia się wzdłuż regałów i ulegania pokusie kupowania niekoniecznych przedmiotów. Kolejka zmusza nas do przyspieszania. I to jedyny pozytyw. Wydajemy mniej pieniędzy. Ale z drugiej strony kupujemy na zapas, który czasem jest chybiony…
Drugi pozytyw, to fakt, że jadamy jakby staranniej. Godziny spędzane w domu muszą przecież mieć oprawę. Pomyślcie, ile talentów kulinarnych się rozwinie, ile osób odkryje w sobie Jamiego Oliwera lub Paula Tremo.
Nie mamy braków, w każdym razie jeszcze nie musimy się krępować, sklepy są pełne, lodówki i zamrażarki załadowane po brzegi. Ale jeśli brakuje nam jednego składnika, czy ma to nas odstraszać od uprawiania sztuki kulinarnej? Żyjemy i tak w czasach zastępowania jednych produktów innymi.
Zastępujemy prawie każdy. Namnożyło się uczuleń , idiosynkrazji i modnych trendów. Masło zastępujemy margarynami, ciasta robimy z innym niż biały cukrem, mleko krowie wyrugowane zostało z wielu jadłospisów, a jego miejsce zajęły „mleka” z migdałów, owsa czy soi. Mąkę z glutenem zastępujemy bezglutenowymi, potrawy mięsne rugują „kotlety” i „pasztety” z soi, fasoli, tofu czy innych substancji. Już krok dzieli nas od upowszechnienia się mięsa z próbówki.
Zresztą polskie gospodynie od wielu dziesiątek lat musiały się uczyć jak bez szkody dla smaku zastępować jedne produkty innymi, bardziej dostępnymi. W czasie I wojny uczone broszury mówiły jak przyrządzać 100 potraw z ziemniaka (smakowite), jak niezbędny przecie na eleganckim stole czarny kawior zrobić z kaszy perłowej i …sadzy z komina. Na razie, jeśli chcemy coś czymś zastąpić, robimy to raczej w ramach twórczych eksperymentów, na które mamy teraz (niektórzy!) czas, niż z zaopatrzeniowej konieczności, jak choćby w czasach PRL.
Trochę mi jednak zrzedła mina, kiedy chcąc zamówić do domu nieco jedzonka otrzymałam odpowiedź, że możliwe to będzie za miesiąc. No cóż, trzeba się będzie nauczyć ścisłego planowania.
A tymczasem przekazuję pomysł mojej przyjaciółki, która wymyśliła przepis na krupniko-ogórkową. Zamiast kosteczki kartoflanej w środku esencjonalnej zupy ugotowała kaszę jęczmienną, czym wzbudziła podziw głodnych wnuków.
No to smacznego!
Komentarze
Podazam wiec za nowym wpisem:
Czasy jakies monotematyczne.
Dzis, wbrew ogolnym zaleceniom nie stronilismy od bliznich i odwiedzilismy potomstwo na wsi. Pogoda byla piekna wiec zabralismy wnusie i spacerem odwiedzilismy pobliskie owieczki. Owieczki znajduja sie na laczce w starej czesci wsi i mamy tam pare krokow. Owieczki nie byly laskawe podejsc do plotu u wejscia, za to ich wlasciciele zapraszali gestami, aby wejsc glebiej na posesje, tam gdzie owieczki i baranki. Zawiazalismy w ten sposob bardzo ciekawa znajomosc z para emerytowanych lekarzy, ktorzy 40 lat temu zaadaptowali na mieszkanie najstarszy budynek we wsi, notowany juz w 1604 roku!
Okazalem sie wdziecznym rozmowca, bo takie budynki to byla kwintesencja mojej roboty, a ja bylem uradowany, ze moglem przyjzec sie znowu z bliska takiemu klejnotowi. Wszystko wewnatrz pieszczotliwie wyremontowane, drewna ktore byly zniszczone zostaly zastapione wspolczesnymi oryginalami, np debowe deski sufitowe, zniszczone podciagi zastepowane byly debowymi belkami z rozbiorek. Calosc konstrukcji jest prezentowana zewnatrz jak i wewnatrz, w bezcennym kolorze czarno-brazowego debu, bo chata jeszcze 100 lat temu funkcjonowala jako tzw kurna, tzn nie miala komina, a dym z paleniska pelzal przez szczeliny na strych i dalej tam gdzies. To jest patyna nie do podrobienia. Mimo to bardzo czyste powietrze wewnatrz, zadnych wiekowych zapaszkow.
Bardzo mile przedswiateczne przedpoludnie.
Bardzo miłe miałeś przedpołudnie, Pepe 🙂
Ja kiedyś jadłam zupę ogórkową z kiszonych ogórków z ryżem w szkolnej stołówce mojej starej szkoły i była ona bardzo dobra, polecam taki eksperyment. Zwykle zabielam lekko zupę ogórkową, ale ta z ryżem wcale nie musi być zabielana, ryż łagodzi kwaśność. Za moich czasów stołówki nie było, była tylko nieoceniona Pani M. z garem wspaniałej herbaty! Owa herbata była nie tyle parzona, ile zagotowana i oczywiście cukrowana bardzo w sam raz – w tamtych czasach rzadko kto pijał herbatę bez cukru. I była mocna, a nie żadna słomka, pyszna była! Ale zaraz po maturze zarzuciłam cukier i tak mi zostało. Kawę bez cukru nie toleruję, zresztą, piję ją tylko na wyjazdach.
Gdyby ktoś nie czytał, to jednak powtórzę sznureczek do rozmowy przy stole z prof. Bralczykiem, Katarzyną Lengren (tak, córką TEGO Lengrena!) oraz dr.nauk społecznych Jackiem Wasilewskim.
Jest to oczywiście bardzo smaczna rozmowa 🙂
A za tym artykułem jest następny, też o jedzeniu – bezmięsny i różne ciekawe propozycje.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,22000002,polakow-rozmowy-przy-stole-jedzenie-zawsze-bylo-w-polsce-wyrazem.html
maseczek nie ma bo ..
https://m.facebook.com/militarium.net/photos/a.222710007782588/2780253695361527/?type=3&theater
państwo z dykty …. co za dziady ..
ciekawsze kto zarabia teraz sprzedając je na Allegro – na czysto jest circa po 100 zł na jednej masce (a było ich ponad 62 tys.) ….
Jolinku, tak sobie myślę, że pewnie ci od wystarczy nie kraść.
Jak na czysto jest 100zł, to dodajmy te dwa zera do 62 000…
Tak się robi miliony na ludzkim nieszczęściu.
Liczy się skuteczność czyż nie? I to by było na tyle.
Alicjo, poprawka. Na brudno. Żaden problem, bo jak wyżej.
pepegor
wyjątkowo miłe przedpołudnie. Czy i na niebie były baranki? Uzupełniłyby obrazek jaki widzę oczyma wyobraźni.
Odrestaurowanie tak wiekowego budynku to zapewnie kosztowna sprawa. Jakie to szczęście, że są jeszcze osoby pożytkujące swe finansowe zasoby na tego typu inwestycje miast budować kolejne pałacyki/wille-maszkaronki.
Danuśka
spacer po nadburzańskich błoniach to sama przyjemność. Lata temu podczas długiej przechadzki nad Bugiem jaką odbywałam wraz z przyjaciółką, usłyszałyśmy nad głowami dziwny szum z pogwizdem. Dwa łabędzie leciały nisko nad naszymi głowami. Niezapomniane przeżycie.
Myślę, że zakaz spacerów po lesie podyktowany został niesubordynacją części społeczeństwa. Wieloosobowe wypady na łono natury, pikniki ze znajomymi itp rażąco odbiegały od wprowadzonych zakazów.
Podobnie jak w Sydney czy Melbourne. Nie lasy co prawda lecz plaże. Początkowo nie zabraniano plażowania. Jednak zachować należało przepisową odległość między plażowiczami. Rodziny z dziećmi mogły dzielić wspólny „grajdołek”. Wspaniała pogoda – 28 stopni i bezchmurne niebo – zwabiła na plażę dziesiątki ludzi. Nikt nie przestrzegał wymogów ustalonych przez rząd federalny zatem plaże zamknięto. W obu miastach. Obecnie można jedynie spacerować, biegać i pływać. Oczywiście zachowując odpowiednią odległość.
O ile kontrolowanie plaż jest możliwe, chociażby z promenad (też milicja i też głownie chodzą trójkami*), o tyle lasu nikt nie upilnuje i zapewnie dlatego tak regorystyczny zakaz.
Wiadomo – większość społeczeństw dostosowuje się do nakazów i zakazów. Nie wszyscy, Stąd te „drakońskie” ograniczenia. A skutki odczuwamy wszyscy.
Niełatwo. Wszystkim. Wszędzie.
Wszelkie bariery mają to zapobiec zahamowaniu i zapanowaniu nad przenoszeniem COVID-19. A sytuaja światowa jest niełatwa:
https://coronavirus.jhu.edu/map.html
*sytuacja
Dzień dobry,
Pepegor – miło Ciebie widzieć znowu w pełni sił i energii!
echidna – też możesz bywać częściej!
O sytuacji tutaj nie będę się rozpisywał, wszyscy znają. Dzisiaj największy Pan w Stanach powtarzał wielokrotnie, że bardzo szybko musimy otworzyć kraj!
Jest tragicznie, a nawet do szczytu zarazy bardzo daleko. On chce kraj otwierać i znosić wszelkie restrykcje!
Alicja – może Ciebie zainteresuje, byłaś tam. Przeczytałem komentarze, trudno uwierzyć ile w nas, Polakach rasizmu i mrzonek o powrocie do czasów apartheidu.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25839275,polacy-w-rpa-jak-sie-zyje-w-kraju-kontrastow.html
dzień dobry … ☕ …
pepegor miły dzień … ale uważam, że to nie jest rozsądne postępowanie … narażasz siebie i rodzinę na kontakt z obcymi a nikt nie ma wypisane na czole czy zdrowy czy chory …
idę na spacer …
Nowy,
byłam tam. Wstyd powiedzieć, ale w gronie rodaków takie same sentymenty. I pogarda dla człowieka. Też to przeczytałam, komentarze z odrazą, ale tak jest, niestety. Trudna koegzystencja.
Jolinek idzie na spacer, a ja do sypialni.
Dobranoc.
Troszkę fotowspominek – przepiękny kraj…
https://photos.app.goo.gl/BeqHjtAb2HR0qJdQ2
Jolinku, może Pepegor (na dodatek do polisy w postaci stosunkowo sprawnie działającej germańskiej służby zdrowia) ma w pogotowiu prywatny szpital zakaźny z czekającymi wypoczętymi medykami (tajemnie uodpornionymi) i respiratorami dla wszystkich aż do piątego szczebelka drabinki zakaźności?… — Nie wiemy…
Tak czy owak zazdroszczę… Moich bliskich (nie licząc najbliższej osoby) nie widziałam od prawie miesiąca… Choć wszyscyśmy (odpukać!) zdrowi jak ryby przez cały ten czas dziwny…
Strasznie tęsknię za Bratankami… … …
Swoją drogą, z jaką jaskrawością wychodzi „my—oni”.
Niekiedy w jednym komentarzu… 😉
— Gdy „my” — ach, jaki fajny dzionek miałeś!!!
— Gdy „oni” — nie przestrzegają, nieodpowiedzialni, zaostrzać trzeba wszystkim, brak solidarności społecznej, …
…Ty jedna się wyłamałaś…
Basiu ja też bardzo tęsknie zwłaszcza, że jestem sama … a za moją Amelką to już okropnie tęsknie .. cieszę się, że dzieci mogą być razem ze swoją rodziną … uważam bardzo na siebie by im nie sprawić jakiej przykrej niespodzianki … nawet zwykła choroba dziś może być tragiczna w skutkach …
dziś spacer udany … nie spotkałam nikogo … a przy okazji zrobiłam zakupy w Biedronce bez kolejki ..
dziś kotlety mielone, ziemniaki i szpinak …
Jolinku, a cappella stwierdzenie słuszne aliści nasz blogowy przyjaciel powinien sam wiedzieć co należy, a czego nie. Szczególnie, że niedawno był mocno zaniepokojony swym stanem zdrowia.
Subordynacja nie stosowana! O czym wspominałam
5 kwietnia o godz. 2:21 591432 bez wskazywania palcem.
uppps! Link chyba powinien być:
echidna
5 kwietnia o godz. 2:21 591432
echidno po to są przyjaciele by dbać o przyjaciół … nie ma to tamto … trzeba mówić jak ktoś nierozsądnie postępuje ..
jak byłam na spacerze z maseczką to nie czułam jaki syf jest na dworze .. dopiero na balkonie mnie przytkało … znowu czarny smog …
gołąbki inaczej …
http://blogzapetytem.pl/2020/03/19/meksykanskie-golabki-w-kapuscie/
No cóż, Pepe pewnie liczy na łut szczęścia. Ja bym się nie odważyła.
Podobnie jak Jolinek boję się jakiejkolwiek dolegliwości wymagającej zewnętrznej interwencji.
Co do Młodych, to świadomość, że zobaczę je nie wiadomo kiedy, a może nigdy, jest nie do opisania.
Haneczko-co Ty piszesz? Dlaczego nigdy?!
Dla wszystkich zatroskanych i zdołowanych kolorowe palmy z Łysych:
https://www.rdc.pl/wp-content/uploads/2017/04/91-600×342.jpg
Miś Kurpiowski ma w swoich zbiorach piękne zdjęcia z najbardziej znanej w Polsce Niedzieli Palmowej. Moje wrażenia z Łysych są utrwalone na CD, a płyta nadal nie wgrana do komputera. Misiu-może przypomnisz te ładne dziewczyny i ogromne palmy?
Kuzynka Magda donosi, że ma dwa zamówienia na obrazy. Uważam, że to dobra wiadomość, bo to znaczy, że ludzie oprócz maseczek i płynów dezynfekujących myślą również o sztuce.
Jolinek podrzuciła niedawno sznureczek o forsycjach i ich dobrym wpływie na zdrowie to może dzisiaj stosowna herbata?
https://domowysmakjedzenia.pl/wp-content/uploads/2018/04/napar_z_forsycji1.jpg
Echidno-oczywiście masz rację, te przepisy o zakazie wuejscia do lasów, na plażę czy na bulwary to z powodu osób, które nie przestrzegają podstawowych zasad bezpieczeństwa w obecnej sytuacji.
Danuśka, bo jestem realistką.
haneczko ja nie myślę tak pesymistycznie chociaż z tyłu głowy mam koszmary … najgorszy to jak zachoruję i nikt mi nie pomoże …
tak mi się przypomniało z dzieciństwa, że moja mama tacie do drugiego dania zawsze podawała i ziemniaki i kaszę lub makaron … musiało tak być bo inaczej nie jadł .. taki zwyczaj wyniósł chyba z domu … urodził się w Wilnie a babcia była Białorusinką … ale nigdy nie dopytałam czy rodzina babci czy dziadka takie miała zwyczaje .. spotkaliście się z tym? … ja takiego połączania nie znoszę na talerzu z kotletem ale w zupie już tak …
Nie jesteś sama pomocna dłoń zawsze w zasięgu.
http://ak5.pl/fl7.html
Chodzi mi o to, że gdy były zdrowotne problemy, to Młody przyleciał i wyleczyliśmy go tutaj, a oboje przylecieli, gdy trafiło mnie. Teraz byłoby to niemożliwe w żadną stronę.
Zofia Stryjeńska
„Żyję w jakiejś hipnozie – w jakimś męczącym śnie o ponurym zabarwieniu, w dusznym tunelu, w którym nie ma czasu na zastanowienie i myśl, lecz pędzi się, pędzi ostatkiem sił, w nadziei, że wybiegnie się wreszcie na słońce, na biały dzień, na pełny oddech.”
https://photos.app.goo.gl/er2BiqYyWDwL74o87
Haneczko, jak wszystkie zarazy ten wirus przewali się i przez pewien czas będzie spokój.
Sytuacja wszystkich dołuje, nam się kończy jutro kwarantanna. Nikt nas nie kontrolował, nie ma nas nawet w systemie, na prośbę o badanie nikt nie odpowiedział.
Małgosiu, u nas był przypadek, że zrobiono test osobie na kwarantannie w ostatnim dniu. Wynik po 3 dniach, a kazano tej osobie iść do pracy. Sanepid nie widział przeszkód. 😯
Wśród osób, które były ze mną na wycieczce były 3 lekarki, tylko jednej z nich, na jej osobiste żądanie, zrobiono test, czeka już tydzień, wyniku nie ma, jutro idzie do pracy.
Jolinku – moja Mama opowiadała o wujku (wspomnienia sprzed II WŚ), który po obiedzie zawsze dostawał na talerzyku sporą pajdkę suchego chleba. Obiady nie należały do „cienkich”. Wujostwo było zamożne, ciocia bardzo dbała o dom i męża oraz czuwając nad poczynaniami kucharki, niejednokrotnie wraz z nią pichciła potrawy. Będąc w kilkudniowej gościnie u wujostwa, Mama zapytała wujka dlaczego tak robi. Z dziecięcą najwnością dodając: „czyżby wujek był jeszcze głodny?”
Okazało się, że wuj w ten sposób oddawał cześć pieczywu jakie uratowało go od śmierci głodowej podczas I WŚ.
Różne są powody nietypowych zestawów dań. O połączeniu ziemniaków z makaronem lub kaszą na jednym talerzu słyszę po raz pierwszy. Czy to zwyczaj białoruski? Myślę że wątpię. Może powód jest zupełnie inny. Zwyczaje domowe przeniesione z innego regionu?
haneczko, Małgosia ma rację. Przeminie i powoli odwołane zostaną zakazy. Teraz dbaj o siebie i poddawaj się burym myślom.
wiosna, niebawem lato nadejdzie
co dziś nas martwi wkrótce odejdzie
i NIE poddawaj się
Jolinku, moją rodzina trafiała na różne wschodnie rubieże i dalej, ale nie słyszałam o takich zestawieniach. Chleb do zupy, ale to jest dość popularne, mój Dziadek tak lubił.
Chleb do zupy – też znam, zwłaszcza popularne u „ludzi zza Buga”, jak pamiętam. Południowy obiad (raczej – lancz, przerwa w pracy) dla ciężko pracującego rolnika znajomego i jego znajomych, to często była sążnista zupa plus dopełniająca kromka chleba.
U nas zawsze do drugiego dania było zawsze albo jedno (ziemniaki najczęściej), albo drugie – ryż lub kasza, albo trzecie – makarony.
I zawsze jakaś surówka albo kiszonka. Takie płączenie, jak Jolinek pisze, to chyba osobista fanaberia 😉
Haneczko, Jolinku-koszmarnym myślom mówimy precz! Przecież spotykamy się na blogu również po to, by poprawiać sobie nastrój, nieprawdaż?
A zaraza w końcu minie, jak już wyżej Dziewczyny napisały.
Jolinku-pamiętasz z Wietnamu ryż i makaron w jednym daniu?
Gdzie taki piękny mural? W Łodzi!
http://ak5.pl/gl7.html
Przejrzałam prasę na portalu gazeta.pl i dowiedziałam się od niejakiej pani Paczuskiej, że przez tę pandemię ludziom w d… się poprzewracało i teraz każdy ma depresję, zwłaszcza tylu „rozmemłanych facetów” 😯
Ja w pewnym sensie też obcuję ze sztuką i „rozmemłanymi facetami”, wcale nie z czasów pandemii, bo sprzed kilkunastu lat – czytam biografię „Beksińscy”, wcale może nie lektura na te czasy, niestety, ale już nie mam co czytać.
W Onecie polecam wywiad z prof.Mikołejko, bardzo go lubię. Oraz przepiękna tradycja ze Spycimierza i paru innych, niewielkich miejscowościach w Polsce, nie wiedziałam, że coś takiego się dzieje, ludzie mają pomysły! To też sztuka:
https://podroze.onet.pl/polska/dywany-kwiatowe-na-boze-cialo-i-sokolnictwo-kandydatami-na-liste-unesco/qk0sv4m
Jak o Wietnamie, to i Japonia – tam też do wszystkiego podają malutką miseczkę ryżu 😉
No chyba, że się zamówi ramen z makaronem 🙂
Trochę się nie zrozumieliśmy. Zapewniam, że nie wpadłam w czarnowidzki dół. Ten pesymistyczny scenariusz jest jednym z wielu, o których myślę w związku z sytuacją.
Nie spotkałam się i nie słyszałam nigdy o takim połączeniu na jednym talerzu.
Małgosiu W., jesteście już pewnie w blokach startowych i czekacie na sygnał. Ciekawe, czy nadejdzie, jeśli nie ma Was w ewidencji.
teatr do zobaczeni …
https://www.youtube.com/watch?v=7xYE51dWWzw&feature=share
szkoda, że nie dopytałam o ten zwyczaj … ale na pewno to zwyczaj z domu taty ..
dziś u mnie piękna wiosenna pogoda odgania trochę myśli o epidemii, zdecydowałam się powygrzewać w ogródku
zaczynam 10 dni zaplanowanego od dawna urlopu, poziom stresu mi opadnie przez ten czas
a później… powrót do pracy, tyle że maseczki (czekam na dostawę, ma być lada dzień), rękawiczki, żele udało się kupić stacjonarnie lub online i może to pomoże się uchronić przed koronawirusem
kulinarnie: na obiad pieczona jagnięcina z sosem miętowym, pieczone ziemniaki i gotowane warzywa, a wszystko zrobione przez męża, co mnie cieszy, bo ja nie przepadam za gotowaniem i robię to głównie z obowiązku (jeść lubię!)
Ruskie. Z Baltic Deli. Gotować lubię bez przymusu. Codziennie gotowałam, jak dziecko było dzieckiem…
Dzień dobry,
Liczby są bezlitosne, wielkie, astronomiczne, straszne! Już nie ma respiratorów!
Trudno w takiej sytuacji nie myśleć o wszystkim, jak Haneczka.
Żadne nowe ograniczenia nie są w stanie mnie zdenerwować, denerwuje mnie ich brak!
Ja narzuciłem sobie swoje własne restrykcje – zamknąłem się w domu, niemal nie wychodzę. Chcę to przetrwać, przeżyć, to wszystko.
Boję się o wszystkich w Polsce, z nadzieją, że to się nie rozprzestrzeni jak w innych rejonach świata.
Będę się starł jak najmniej o tym pisać!
Dobry wieczór,
Mój Dziadek od pobytu w obozie jenieckim do końca długiego życia sypiał z kromka chleba pod poduszka.
Niestety z powodu niefrasobliwości mieszkańców zamykane sa kolejne parki. Ukuto nowe słowo na takich- kowidioci. I straszno i śmieszno.
Na obiad łopatka wieprzowa, marynowana po grecku w cytrynie, oliwie, czosnku i oregano na prawdziwym cypryjskim grillu czyli souvlaki. Pycha!
Tata koleżanki rosół jadł tylko z makaronem i obowiązkowo z ziemniakami. Włożonymi po ugotowaniu do tegoż rosołu.
Dzisiaj bez obiadu, reszta pizzy od wczoraj.
https://youtu.be/YaS_O7-f9PA
https://youtu.be/MTkQW2Zok-0
https://youtu.be/UWxOh6ltxeA
Koniec naszej kwarantanny!
https://youtu.be/A-iB9QnbfCQ
Męski strach 😉
https://youtu.be/Yq39sMCcUAs
https://youtu.be/3gYQ6-g0soY
Rosół z osobno ugotowanymi ziemniakami – także ulubiony, ale dawno nie robiony.
Owszem, każdy ma na myśli to, co się dzieje na świecie i naokoło. Może nie do wszystkich, ale do wielu dotarło, że tu nie ma co cwaniakować. My również siedzimy w domu i nie pętamy się niepotrzebnie. Konieczne zakupy zrobi się za 2-3 dni i tak, żeby znowu nie wychodzić między ludzi niepotrzebnie. Się trzymajcie!
Trochę to trwało, nieco zmęczyło Was aleście dzielnie przetrwali. Cieszę się z Wami. Ale chyba się Małgosiu z tej okazji nie wybieracie na nocny spacer?
dzień dobry … ☕ …
Małgosiu ale na kawę się nie umówimy …. fajnie, że mamy park to rano można połazić bezpiecznie …
do poczytania ..
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1949092,1,pora-powiedziec-wprost-rzad-oszukuje-spoleczenstwo-ws-koronawirusa.read
Magdaleno dochodzą mnie wieści, że w Austrii jest radykalny spadek nowych zakażeń przy większej niż Polska liczbie testów …
racuchy inaczej …
https://www.bezglutenowejadlo.pl/paluszki-i-racuchy/bezglutenowe-racuchy-z-gotowanego-ryzu-aromatyczne-z-kardamonem/
u mnie dziś kotlety mielone w sosie śmietanowo-grzybowym z ziemniakami i ogórkiem kiszonym …
Owszem echidno, troche z przekory, a moze i na wskutek smarkaterii, ale nastawiamy sie na tutejszy poziom. Ulice prawie puste, lecz zycie toczy sie jakos, toczy sie jakos na polobrotach.
Wczoraj, przy przepieknej pogodzie wybralismy sie po objedzie do ogrodka. Nie minela godzina bylo nas juz czworo, aczkolwiek tylko jedna osobe poprosilem, aby mi w czyms pomogla. Okolo 14.30 bylo nas chwilowo juz 6 osob. Moja LP szybko zarzadzila tak, ze wszyscy mieli cos do roboty, a ja ok 17.00 musialem nawet wyskoczyc do domu, aby uzupelnic napoje. Nie powiem, odwalilismy niemalo roboty.
Ryzyko? Moze, ale przyznam, ze rzeczywiscie, ufam tutejszej sluzbie zdrowia. Nie wiem dlaczego, ale jeszcze sobie nie moge wyobrazic, abym wyladowal gdzies na lozku polowym w jakims szpitalnym korytarzu bedac z gory zakwalifikowanym na straty. Mam nadzieje, ze nie wypowiadam tego w zla godzine, ale stale mam wrazenie, ze dookola jest normalnie. Zaraz zawoze LP do pracy, potem do warsztatu wymienic hamulce, bo woz potrzebuje przegladu, a potem znowu po nia itd.
Nie znaczy to, ze nie podzielam waszych trosk, a zwlaszcza trosk Nowego.
Nowy: nie daj sie!
Nie wybraliśmy się na nocny spacer, ale sama świadomość że mogę legalnie wyrzucić śmieci jest miła 🙂
Jolinku tak, to prawda.
Dosc szybko wprowadzono obostrzenia, ludzie sa dosc zdyscyplinowani. Dzis ma byc konferencja prasowa premiera i plany na najblizsze dni/tygodnie. Jakos powoli widze koniec tego wszystkiego.
Magdaleno jest nadzieja …
pepegor ręce opadają …
Małgosiu-jest taki mem właśnie dla Ciebie 🙂
Jutro ja wynoszę śmieci!
Ale czad-nie wiem w co się ubrać?
A wierszyk o wyborach korespondencyjnych zapewne czytaliście:
Skrzynka pocztowa czyni cuda,
wrzucasz Kidawę, wychodzi Duda.
Wiem, wiem, ogólnie rzecze biorąc nie ma się z czego śmiać.
No właśnie Danuśka się nad tym zastanawiam, bo nie wiem jak na zewnątrz 🙂
Małgosiu-czy podczas kwarantanny byliście na diecie pudełkowej? Swego czasu wspominałaś o takim rozwiązaniu.
Za chwilę wyruszamy na kolejny spacer wśród łąk.
Oj, poznamy wszystkie okoliczne ścieżki jak nigdy dotąd!
Małgosiu 🙂
Danusiu, tak byliśmy na tej diecie, bo bez możliwości zakupów musiałabym ciągle ganiać syna. Z jednej strony to wygoda z drugiej udziwnienia tych diet bywają denerwujące, no i co innego świeża jajecznica a co innego odgrzewana frittata. Robert przetestował już kilka firm od czasu naszego pamiętnego wyjazdu do Japonii i wszystkie one popełniają ten grzech udziwnień. Niestety jest to też drogie.
Łąk zazdroszczę, na wiosnę to bajka.
Małgosiu, gratuluję wytrwałości i cieszę się z Wami zakończeniem domowej izolacji 🙂 swoboda nadal ograniczona, ale oddech złapiecie!
Zupa ogòrkowa u mnie.
W polityce zawirowanie…
Jest nowy wpis.