Pamiątki z podróży
Zawsze z podróży przywozi się pamiątki: jedni tylko w sercu i umyśle, inni lubią podeprzeć je bardziej materialnymi. Wazoniki, obrazy, figurki, popielniczki i inne cudeńka, po jakimś czasie tracą swój wdzięk i stanowią tylko domowe rupiecie, z ulgą przy okazji porządków wyrzucane. Od dawna wiadomo, że i tak obecnie najczęściej pamiątki produkowane są w Chinach niezależnie od tego, gdzie będą sprzedawane.
Prawdziwi smakosze będąc na obczyźnie, chętnie zaglądają do sklepów spożywczych, tu właśnie szukając zagranicznych podarków i oryginalnych ( i smakowitych) pamiątek z podróży.
Ale od dłuższego już czasu i tu czeka nas sroga niespodzianka. W sklepach półki uginają się od typowych produktów, jakie bez kłopotu dostaniemy i u nas. Oryginalne jedzenie można znaleźć tylko w specjalistycznych (drogich!) sklepikach.
Właśnie wróciłam z podróży do cieplejszego kraju i wierzcie mi, napracowałam się tam, na miejscu, aby kupić coś oryginalnego. Przedmioty ciężkie nie chodziły w grę: bagaż musiał być lekki. Lekki zaś portfel nakazywał dodatkowo rozsądne wybory. No i masz babo placek! Niemal wszystko, co można było dostać w miejscowości, w której byłam, jest do kupienia w naszych sklepach. Turron – proszę bardzo, w ramach dni hiszpańskich można dostać ten przysmak w różnych marketach. Szynka hiszpańska – codzienny gość na sklepowych półkach. Za winami hiszpańskimi też nie tęsknimy, bo jest ich wielki wybór. Sery – jak wyżej. Może warto byłoby przywieźć doskonałe, a nawet przepyszne gazpacho opakowane jak sok – ale czy to byłby godny prezent?
Kupiłam w końcu niewielkie pudełeczka, szczelnie zamknięte, a zawierające doskonałe guacamole. Miały wszelkie zalety ”drobiazgu” i pasta została szybko zjedzona. Nie były to wprawdzie prezenty, lecz zaledwie prezenciki, ale przynajmniej nie leżą w kącie przeszkadzając przy wycieraniu kurzu.
A jaki z tego wniosek? Otóż taki, że globalizacja przeszkadza w turystycznym życiu, a już co najmniej trochę je zmienia.
Komentarze
ja też od kilku lat przywożę podarki jedzeniowe … szukam ich na bazarkach .. np. konfitury z miejscowych owoców … z Albanii konfitura z fig .. z Przylądka mus z mango .. z Bułgarii konfitura z róży itp. … kupuję też miejscowe zioła suszone od tak zwanej „baby” …
Nie jest aż tak źle, z Kenii, Tanzanii i Gwatemali przywoziłam kawę kupowaną u producentów, którą potem delektowałam się w domu, w Grecji kupuję oregano i liście laurowe, bo maja one znacznie intensywniejszy smak i zapach, były też różne ciekawe „herbatki”, czekolada 99%. Ale faktem jest, że coraz trudniej jest znaleźć coś ciekawego.
Jeszcze spod poprzedniego wpisu:
Zaciekawiłaś mnie tymi drobno pokrojonymi różyczkami kalafiora, Orco. Podstawa pizzy? Kalafior ma dość charakterystyczny zapach, mocny zresztą, i nie wiem, czy nie zakłóciłby tym smaku pizzy.
Kalafior najchętniej jadam na surowo, podobnie brokuły, może być z sosem do zamaczania, może być bez. o trzon brokułów się bijemy – to znaczy pilnujemy, żeby było po równo na łebka, bo to znakomita rzecz, konkurująca smakiem na równi z kalarepą.
A propos mediów, na tym internecie można znaleźć ciekawe rzeczy, na przykład na Onecie oprócz Jarosława Kuźniara znalazłam też ciekawy program Katarzyny Janowskiej „Rezerwacja”. U kuźniara pojawiają się osoby z całego przekroju społecznego, politycznego itd. natomiast u Janowskiej ludzie z kręgu szeroko pojętej kultury – artyści sceny, plastyki, muzyki, pisarze i td. Bardzo ciekawe osoby. Ja sobie cenię takie rozmowy, zarówno u Kuźniara, jak i u janowskiej, bo w końcu dowiaduję się czegoś prosto z ust konia*, jak to tutaj mówią, a nie z różnych medialnych plotek-szmotek. Wiadomości też na Onecie czytam. Religijnie* czytam „Politykę”, ale to przyzwyczajenie od czasów późnego ogólniaka, a poza tym jak dla mnie, Polityka ciągle trzyma styl oraz ciągle zatrudnia moich ulubionych dziennikarzy-felietonistów. Nowi i nowsi też są nie od macochy
*”straight from the horses mouth”
*religiously – czyli, powiedziałabym, rutynowo, tak jak odmawianie pacierza przez osobę religijną. Mniej więcej.
u nas też modny kalafior jako spód pod pizze …
https://poprostupycha.com.pl/fit-pizza-z-kalafiora/
jako niby ryż …
https://www.olgasmile.com/ryz-z-kalafiora-z-warzywami.html
a nawet sklepy mają takie przepisy z kalafiora …
https://kuchnialidla.pl/2-sposoby-na-pizze-z-brokulu-i-kalafiora
Małgosiu też poluję na miejscowe kawy a mam kawoszy w rodzinie ..
Z Grecji przywiozłam oliwę z małej „oliwiarni”, produkowana tylko dla niewielkiego kręgu osób. Liście laurowe wyszły mi już daaaaawno!
W zasadzie nic takiego już nie kupuję, bo bodaj od czasów Grecji 2012 podróżujemy tylko z bagażem podręcznym – a tam są różne ograniczenia i zawsze czytam, co jakimi liniami aktualnie mogę przewozić w bagażu podręcznym.
Zwykle wagowe ograniczenia podręcznego bagażu są w granicach 8-10kg, a na Kubę tylko 5kg 😯
Jeśli chodzi o Kanadę, są ograniczenia co do produktów spożywczych. Muszą być zapuszkowane, zasłoikowane bądź zabutelkowane albo inaczej, fabrycznie zapakowane. Z Kiritimati jedynie co mogłabym, ale nie mogłam, to orzech kokosa, bo tam nic innego nie rośnie 😉
Z Kostaryki przywiozłam kawę…ale taką samą znalazłam na innych lotniskach świata! Z Islandii przeszmuglowałam kawałek wcale nie fabrycznie zapakowanego zgniłego rekina, ale nikt go się nie doszukał, natomiast doszukał się mojego wielofunkcyjnego, znakomitego „swiss army knife” (taki scyzoryk wypasiony).
Ach. To po prostu poszatkowany kalafior, ten „ryż” 🙂
Ciekawa jestem, jak by mi się kojarzył z pizzą, ale kombinować nie będę, bo ciasto mogę kupić gotowe, lubię takie skróty. Jedyna znana mi osoba, która własnoręcznie robiła ciasto na pizzę, była Bonnie.
I pizzę robiła na bardzo bogato.
Też robiłam sama ciasto na pizzę, przepis dostałam od Siostry, która dorabiała kiedyś we włoskiej knajpce.
Jadłam rożne dziwne rzeczy, ale ten rekin miał wyjątkowo odstręczający zapach i nie mogłam się przemóc.
Z kulinarnymi pamiatkami z podrozy mam taki problem, ze w domu juz nie smakuja tak dobrze. Nie wiem dlaczego. Bo brakuje tej atmosfery?
Ja także robię sama ciasto na pizzę, ale z kalafiora jeszcze nie, choć o takowym czytałam. Jakoś nie mam zaufania do tych mrożonych ze sklepowych zamrażarek. Prezenty z podróży to rzeczywiście zagadka jak trafić z właściwym, ale też uważam, że najbezpieczniejsze są wspominane przez koleżanki ciekawostki do posmakowania, ale też drobiazgi typu ceramiczna podstawka pod czajniczek, zakładka do książki itp. drobiazg użyteczny. Ale taki drobiazg już może stać się tzw. durnostojką. Kiedyś można było przywieźć np. muszelkę, teraz zabronione.
Kupiliśmy kiedyś w Hiszpanii karton wina, próbowaliśmy go oczywiście na miejscu, ale w domu było chyba jeszcze lepsze i żałowaliśmy, że nie ma go więcej. Zapytaliśmy o to wino w La Iberica, tam szefem jest kucharz z Madrytu, znał wino, ale ono jest z Katalonii powiedział zdegustowany.
Magosiu,
rekina w żadnej knajpie nie było, kupiłam zamrożony kawałek na lotnisku. Jadłam go w domu, ale na wpół zamrożony, więc nie zdążył wydzielać zapachów. Kroiłam cieniutkie plastry jak na carpaccio i nawet nie spostrzegłam, kiedy zjadłam. Jerzor nie tknął 🙄
Dla mnie zapach jakikolwiek nigdy nie jest powodem, żeby czegoś nie spróbować, ale konsystencja już tak. Na przykład chyba nie tknęłabym oka barana, a Gospodarz dał radę 🙂
Z ostrygami miałam ten sam problem, ale się przemogłam. Szału nie ma – bez cytryny, a jeszcze lepiej dodatek chrzanu, to-to jest właściwie bezsmakowe. Oraz drogie! Ale spróbować trzeba.
*Małgosiu
Po „pierwszego” przepraszam za skrót myślowy względem Placu Unii Lubelskiej (w poprzednim blogowym wpisie i dyskusji). Też nie mieszkaliśmy za przysłowiowym rogiem, ale trzeba było zobaczyć sklep i nowoczesny budynek o jakim było głośno. I „musowo” wyjść z jakimś nabytkiem.
Prawdę powiedziawszy dość często bywaliśmy w tamtych rejonach – najbliższa rodzina mieszkała na Mokotowie i przy Placu Unii Lubelskiej „wypadała” przesiadka. Co nie znaczy, że za każdym razem odwiedzaliśmy Super Sam. Czasami…
A miejsce wyjątkowe jak na tamte czasy:
http://cargocollective.com/powojennymodernizm/SuperSam
Pamiątki? Pamiętam plastikowe straszaczki-figurynki górala i góralki, ciupagi i inne takie z rejonów górskich jakie można było nabyć ,wiadomą drogą, w kiosku z pamiątkami w Mielnie (lata 60-te). Oczywiście podpisane: „Pamiątka z Mielna”. Były też stateczki, muszelki, bursztyny itp. Najbardziej jednak utkwiły mi w pamięci w/w figurki. Bursztyny i inne wymyślne pamiątki znad morza nie były na kieszeń smarkacza jakim byłam. A muszelki zamiast kupować zbierałam na plaży. I to były moje prezenty z obozu.
Ciupagę syn przywiózł 🙂 Niestety piramidka i skarabeusz to nasze „zdobycze”. A muszle całkiem duże udało nam się wyłowić.
Ze Słowacji można przywieźć bardzo dobre sery z mleka owczego, koziego i oczywiście krowiego. Latem konieczna jest więc turystyczna lodówka. Młodzi mieli nieprzyjemną przygodę związaną z tymi serami, bo ze Słowacji pojechali do Lwowa, a w drodze powrotnej polscy celnicy zarekwirowali wszystkie sery, bo nie wolno wwozić do Polski wyrobów mlecznych z krajów spoza UE. Nieważne, że hermetycznie zapakowane, że w lodówce, że kupione w kraju unijnym. Przepisy nie pozwalają. Takie sprawy trzeba sprawdzać wcześniej.
Zdarza mi się otrzymywać miłe upominki z dalekich podróży, np. zieloną herbatę z Chin, czekoladki Astor z Nowego Jorku/ metalowe pudełko służy nadal do przechowywania pierników/, herbatę japońską. I japońskie sake, na które nikt nie ma ochoty, a ja nie wiem, czy z upływem czasu nabiera czy traci na jakości.
Krystyna – Sake można użyć do przygotowania sosu teriyaki. Stek wołowy w sosie teriyaki to wspaniały obiad. Do tego obowiązkowo ryż, o ile ktoś nie ma nań uczulenia.
A propos pamiątek – było u nas zaprzyjaźnione małżeństwo polsko-niemieckie z wizytą, dosyć dawno, chyba 87 rok. Pojechaliśmy z nimi między innymi do pobliskiego rezerwatu Tyendinaga Mohawk Territory. W ichnim sklepie pamiątki, od drobiazgu po skórzane łapcie, solidniejsze zimowe obuwie, kurtki, czapy i cała masa innych rzeczy, wyrabianych przez mieszkańców. Nasi znajomi pooglądali wszystko z uwagą, na pamiątkę zakupili mały totem, rzekomo wyrzeźbiony „lokalnie”, jak i wszystkie inne sklepowe produkty. O czym przekonywał nas „chief”, który zapytał, skąd my są, Jerzor zażartował, że z Polski, na co chief, że wczoraj gościli cały autobus turystów z Polski (ha ha!).
Wyszliśmy ze sklepu, Jola odwróciła totem „do góry nogami” i zerknęła na metkę – made in Taiwan. To było jeszcze przed czasem, kiedy Taiwan królował, zanim Chiny skutecznie ich pogonili z rynków świata.
Alicja i zainteresowani,
Cauliflower rice moze sluzyc jako przystawka warzywna. Surowy mozna usmazyc na oliwie i dodac kilka przypraw. Ja kupuje cauliflower rice, czyli ryz kalafiorowy.
Cauliflower pizza crust mozna zrobic w domu. W sieci jest duzo przepisow. Ja regularnie kupuje vegetarian pizza z cauliflower crust. Generalnie jem malo miesa.
Tu jest instrukcja jak zrobic w domu ryz kalafiorowy. Po prostu wrzucic kalafior do maszynki, ktora to zmieli na drobne kawalki (nie na paste).
https://www.jessicagavin.com/make-cauliflower-rice-four-ways/
Ja kupuje w Trader Joe’s male opakowania juz zmielonego ryzu kalafiorowego. Chociaz powinnam zaczac to robic w domu. 🙂
Mnie też, tak jak Magdalenie, nie zawsze tak samo smakują, przywiezione z podróży, pamiątki kulinarne. To chyba rzeczywiście chodzi o atmosferę. Ale i tak są to najczęściej wybierane przeze mnie prezenty czy pamiątki. Pasta sardynkowa z Portugalii, sery z Rumunii, papryka czy pasta paprykowa z Węgier, wina itd. Przywiozłam też kiedyś sery z Francji (wspaniały pomysł! 😉 ) – cała noc w autokarze – sery w torbie w luku bagażowym. Ale potem przesiadka i 3półgodzinna podróż do domu autobusem PKS, z bagażem pod siedzeniem. Ten intensywny zapach serów pleśniowych (nie zepsutych, na szczęście) możecie sobie wyobrazić. Wyjęłam gazetę i nie spoglądałam na współpasażerów. Jakoś dojechałam, nikt nie skomentował zapachu 😀 Nie dałam się namówić koleżance na zakup bacalhau w Portugalii, chociaż był próżniowo zamknięty.
Ano właśnie. Product of X, Made in Y. Gdzie Y to przeważnie Chiny.
Chciałam nabyć prezent dla przyjaciółki, prezent w duchu typowo australijskim. Coś, co byłoby jednocześnie praktyczne, unikalne i związane z tym kontynentem. Zdecydowałam, że torebka to jest to.
W galerii sztuki aborygeńskiej znalazłam torebkę na ramię wykonaną z rodzaju grubo tkanego lnu w kolorze wypalonego słońcem eukaliptusa, z klapą z wytłaczanej skóry w kolorowy wzór aborygeński, typowy dla rejonu skąd pochodziła autorka torby. Dołączona do wyrobu elegancka mini-broszurka podawała dość szczegółową informację o artystce (łącznie z jej fotografią), rejonie i grupie z jakiej pochodzi, materiale z jakiego wykonano torbę, znaczeniu poszczególnych elementów projektu*.
Jakież było moje zdziwienie gdy doczytałam się (napis tyciutkimi literkami), że torba jest produkcji takiej, a takiej grupy aborygeńskiej, a wykonano w Chinach. Druk broszurki tamże. W Chinach.
Rozumiem, że w niewielkim miasteczku czy osadzie położonych gdzieś na australijskich bezdrożach może nie być odpowiednich warunków do produkcji lecz zapewnienie o autentyczności oraz cena produktu to nabijanie klienta w butelkę. Niewiele osób czyta maleńki, wręcz nieczytelny tekst na dole metki, broszurki, wizytówki produktu.
Podzieliłam się mymi obiekcjami z właścicielem Galerii. Co i tak niczego nie zmieniło.
A torbę kupiłam w innej galerii gdzie autentyczność wyrobu i atest były bez zarzutu. O cenie nawet nie będę wspominać.
*
wiele wzorów aborygeńskich opartych jest na piktorialnych zapisach wędrówek z oznaczeniem schronień przed wiatrem i deszczem, żródeł wody, miejscu polowań, sakralnych miejscach dla mężczyzn itp. Znajomość poszczególnych symboli pozwala odtworzyć całe historie nie tylko sprzed lat.
Dogorywam nieco. 44 stopni w cieniu. W lutym 2009 roku było 47 stopni, ale dobijanie do rekordu sprzed lat dziesięciu niekoniecznie w moim guście Pani Naturo.
W chałupce dość przyjemnie, klimatyzacja chodzi na „całego”.
Niestety, my nie możemy przywozić tego co by się chciało. Zarekwirują.
Echidna,
daj tych celsjuszy (-ów?) trochę, Tobie ulży, a mnie też będzie przytulniej 😉
No właśnie – nawet sobie nie zadadzą trudu, żeby usunąć to „made in China 🙄
Walczę z kotem, bo i tak spać nie mogę. Wchodzi do wanny i jojczy o wodę. Wyrzucam ją z wanny i zanoszę do michy z wodą, którą wcześniej na oczach hrabiny napełniłam wodą z kranu. Na razie skapitulowała po pięciokrotnum wyrzuceniu z wanny (jak nie wanna, to zlew w kuchni!), chlapnęła trochę z michy i poszła spać.
Zabroniłam Jerzoru się łamać – brać za tak zwany wszarz, jak siedzi i jojczy w wannie czy zlewie i sadzać przed michą. Jak nie zajarzy, to umrze z odwodnienia, tfu-tfu! Albo my ją, albo ona nas…
Albo się szarpnę jednak…?
https://www.walmart.com/ip/Pet-Water-Fountain-Petacc-Drinking-Fountain-Electric-Fountain-Waterer-Healthy-Drinking-Water-Bowl-for-Dogs-and-Cats-BPA-free-1-5L-Green/398707232
dzień dobry … ☕
teraz kalafior drogi jak nie wiem … ale mrożony się nada …
https://kuchnia-marty.pl/kotlety-z-kalafiora-z-serem/
napadało i świat znowu trochę ładniejszy .. mrozek średni .. spacer zaprasza …
o a tu sernik wytrawny bez pieczenia … na wykwintne śniadanie albo przyjęcie …
https://kuchnia-marty.pl/wytrawny-sernik-z-mozzarelli-i-suszonych-pomidorow/
idę sprawy załatwić i pooddychać zimą …
Stare, ale może się przyda zerknąć…
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/politykaekstra/1778056,1,pozytki-z-uzywki.read
Do śmiechu:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1778668,1,biologiczna-bzdura-roku-2018–zobacz-kto-wygral.read
I dobranoc.
Jolinku, sympatyczny pomysł na ten wytrawny sernik, dziekuje 🙂
Obawiam się, że taki sernik nie „przejdzie” u nas w domu.
Sernik to sernik. Deser słodki. Czosnek i takie tam inne pozostawiam na bardziej konkretne dania.
Kiedyś (lata temu) zrobiłam pizzę marchwiową. Wyglądała całkiem, całkiem. I to by było na tyle jak mawial Prof Doc Dr Mniemanologii Stosowanej. Nawet zapach miała przyjemny. Niestety smak…hmm, nieciekawo-odrażający. Wylądowała w koszu.
W ramach tematyki artykułu „Pożyki z używki” podaję przepis na „bergamutówkę” mistrzowsko podany przez Fijewskiego:
https://www.bing.com/videos/search?q=wiosna+panie+sier%c5%bcancie&view=detail&mid=53B14B513BE1DC487B8053B14B513BE1DC487B80&FORM=VIRE
pożytki miało być
Pożytki z użytki 😉
Mnie wytrawny sernik kusi, niekoniecznie jako deser, bo nie przepadam nawet za sernikiem nie za bardzo słodkim. Do „Baltic deli” nie dowieźli wczoraj twarogu 🙁
Słoneczko, a i chyba echidna podesłała jakieś celsjusze, które zredukowały mi parę minusów ujemnych 😉
-4c
Echidna,
dzięki za przypomnienie Tadeusza Fijewskiego. Jak ja go kocham! Za całokształt, a szczególnie za Rzeckiego. Wspaniały aktor był to…
gdyby ktoś chciał … „Gdańsk jako wspólnota” – ostatnia książka śp. prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza została udostępniona za darmo do ściągnięcia …
https://www.gdansk.pl/wiadomosci/gdansk-jako-wspolnota-ostatnia-ksiazka-pawla-adamowicza-pelna-tresc,a,136655
Nareszcie po serii nieudanych chlebów, jest światełko w tunelu. Wypiekłem razowy na serwatce. Pyszny ci on jest, jakby powiedziała Alicja. I jeszcze do aproposa (cd) do „Ewa Deli” dowieziono twaróg. Był pożerany! 🙂
Alicjo, kupcie kotu to zrodelko. Serce mi sie kraje, kiedy czytam, jak ona sie meczy. Koty nie sa zlosliwe, one sa madre na swoj sposob i na swoj koci sposob sie z nami komunikuja, tzn przynajmniej usiluja.
Kota nie wytresujesz, jak psa.
Nie meczcie jej, prosze. Gdybym byla blizej, to bym sama jej to kupila, uwierz mi, i podarowala…
cichal a twaróg na słodko czy słono? …
ekologicznie .. szkło ze zniczy, które utworzyły „Największe Serce” dla śp. Pawła Adamowicza będzie przetopione na serduszka, które wesprą kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy …
https://www.gdansk.pl/wiadomosci/pawel-adamowicz-najwieksze-serce-ze-zniczy-co-dalej-jest-pomysl-potrzebna-pomoc,a,136594
szkoda, że nie ma takiej akcji ze szkłem po innych zniczach .. tyle szkła się marnuje …
Och Cichalu 🙂 nie bardzo kumam, dlaczego adresujesz złote myśli do mnie 🙄
Zapodalem co podałem, bo wiedziałem, że znikam z obszaru objętego internetem na jakiś czas. A tu taka bezpośrednia dedykacja 😛
Odwiedzalem tutejszych Hippies. Ale o tym potem.
Gdybym miał cokolwiek z Hiszpanii zabierać ze sobą, do krainy mlekiem i miodem płynącej, to nie mogłoby być to nic innego niż……
No właśnie, tylko coś pochodzącego z rejonu znanego w światowej literaturze.
La Mancha miała jak na razie jednego bohatera znanego, w pozytywnym słowie tego znaczenia, Don Kichot.
W jego rejonie od dawna wyrabiali najsmaczniejszy ser (oczywiście jak zwykle pisze o własnych smakach)
MANCHEGO to jest to, a dokładnie mówiąc, manchego en acite.
Z dodatkiem ziół, szczegolnie rozmarynu jest wyjątkową kulinarną pysznością.
To jest deser, spożywa sie z owocami po dobrym obiedzie i nie na co dzień. To jest luxus, delikatese.
Przyjaciel nie chce bym to przywoził 🙄 woli przyjechać i na miejscu degustować 🙂
W 100% kumam
Magdalena,
spokojnie. My kota nie męczymy, to kot męczy nas, z premedytacją, bo chce pokazać, kto tu rządzi! Już pisałam, że niezainteresowana fontanną (u Briana, jak bywa na służbie). Nie ma u nas źle, króluje, ale bez przesady, w nocy samoobsługa obowiązuje, ma obie michy pełne i tego niech się trzyma 🙂
Magdaleno, bez przesadyzmu. Znamy Alicję, znamy Mrusię, ma jak ten pączek w maśle! Sam bym czasem wlazł do wanny i pomiauczał…
Jolinku! Dziękujemy za książkę Adamowicza. Już się wczytujemy. A twaróg? To zależy co Ci w danej chwili w duszy gra. Raz z cebulą i czosnkiem, a drugi z miodem alibo jamem jakimsik… Zalałem antygrypowo czosnek miodem. Bardzo dobrze idzie do kanapki z pasztetem kurczaczym! Serio!
Bezdomny, nie wiem o co Ci biega…
Hm. Terror w Kingston. Nadsłuchuję lokalnych wiadomości.
Jakiś smarkaty (ale 20-latek według mnie to dorosły i z założenia myślący), sponsorowany przez lokalny kościół uciekinier z Syrii, razem ze starszyzną rodzinną, osób kilkanaście, zaczął fikać i grozić, że zrobi bum-bum, a poza tym wspierał jakieś tam terrorystyczne organizacje.
„Zaproście mnie do stołu…”
Ręce opadają 🙁
Dzisiaj Szkoci obchodza urodziny swojego poety narodowego – Roberta Burns. Z tej okazji je sie rozne „pysznosci”, takie jak pieczony haggis, ciastka owsiano-orzechowe z pasta z sera cheddar i whisky, cullen skink czyli kremowa zupe z wedzonego dorsza, jagniecine, czy ziemniaki z rzepa (neeps and tatties). Z tych przykladow i moich wspomnien z letniej podrozy widac, ze Szkocja do rajow kulinarnych raczej nie nalezy, i jedyna rzecza warta przywiezienia na pamiatke jest butelka szlachetnej whisky.
U nas znowu mroz. Na obiad pizza i salata, po obiedzie uczta duchowa z ksiazka na kanapie.
Cichalu, jak Twoja Ewa robi twarog? Czy moge prosic o przepis?
No, to walnęłaś pisowską „informację”. Insynuacja, ale wyraźnie ukierunkowana rasowo, bez żadnych wyjaśnień, wspierał jakieś… bum-bum. Mnie też opadły!
Jeżeli RCMP bierze kogoś za fraki i hareśtuje, to nie jest to byle co. Ależ tam rasowo, raczej religijnie. Ja nie jestem „wiadomości tv-jakiekolwiek”, więc wypraszam „se”, pisałam na gorąco i zaraz zapodam, co dalej.
No, to odetchłem…Może mnie Magdalena nie poprawi… 🙂 Nie dałem „…”
Proszszsz…
Pewnie jutro będzie więcej wiadomości. Nie chce mi się tłumaczyć, dodam tylko, że słuchając wiadomości obok, a będąc na komputerze, wpisałam co wpisałam – bo to w końcu moje krzaki. Porównanie z pisowskimi mediami, a jeszcze rasizmem pojechałeś, Cichal…rąk już mi zabrakło, mam tylko dwie.
https://www.thewhig.com/news/local-news/local-politicians-weigh-in-on-rcmp-terror-operation
Kulinarnie, barowo…
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24361041,barman-seks-w-toalecie-to-nic-bylem-swiadkiem-jak-ludzie.html#s=BoxWeSl_1_1
Dobrze Alicjo, że się znamy jak, te, no owłosione koni! Inna by się obraziła, że ho! a nawet Ho, HO! Przeczytałem. Bez konkretów. Albo to political correctness, albo tylko crajm, że tak po naszemu zagaję.
Jeszcze nie wiadomo, Cichalu,
konkrety bydom jutro zapewne, ale podali co podali, a dla mnie szok w naszej wsi spokojnej, wsi wesołej, byliśta, widzieliśta.
Chrzanić korektność, tutaj sprawa jest poważna, i to w moim ogródku!
Nie łapać mnie za słowa – każdy ogródek jest ważny, ale koszula bliższa ciału, takż i ogródek.
dzień dobry … ☕
ja dziś i jutro urodzinuję i obiadu nie robię … ale ta propozycja zasługuje na uwagę …
http://smakinatalerzu.pl/2019/01/22/szaszlyk-w-kurczaku/
Dzien dobry,
Odszedł dziś Michel Legrand, kompozytor muzyki do wielu filmów. Tu poniżej do Thomas Crown, wiatraki mojego serca
https://youtu.be/YE3c0UJB3Qo
Niemniej jednak, jak bym to zrodelko kupila. Chyba nie majatek… Obcym sie nie bedzie interesowac, to oczywiste, bo nie jest „jej”.
Kot nie terrorryzuje, on nie mysli ludzkimi kategoriami. On chce cos dac do zrozumienia.
Alino kompozytor mojej młodości … Michel Legrand 13 razy nominowany był do nagrody Oscara i zdobył trzy statuetki … jego muzyka będzie żyć wiecznie …
Tutaj źródełka co niemiara, noc minęła w miłej atlantyckiej atmosferze 🙂
https://photos.google.com/share/AF1QipOoGvcswqcQUY2YWLEMuxmMi_kLUSYS2m18GHQdH06PDFy4WyPLgB8u787_LyO–A?key=alNqV3hXVmtLLVBIc1lhNVlUUlhMMmsyMUw5ejJB
Teraz zaczyna się mocny przypływ. Woda dochodzić będzie do dwóch metrów do mobilka. Ale bądźcie spokojni, stoję tutaj od wczoraj i tutejszy przypływ już przerabiałem.
Alino, uwielbiam tego kompozytora i utwór, który podesłałaś- dzięki.
Szkoda jego odejścia ale zostawił nam dużo pięknej muzyki. Chyba dziś wyszukam i obejrzę „Parasolki z Cherbourga”.
Powróciłam zrehabilitowana i wynudzona z sanatorium. To jednak impreza nie dla mnie. Za długo, towarzysko fatalnie, mdła kuchnia 🙁 Muszę udać się na zakupy i wypróbować przepis na fuczki.
W Lidlu podobno są w ofercie mule- na to też mam ochotę 🙂
o rany…
https://www.youtube.com/watch?v=KnJWtUfHH-o
Jolinku-powiedziałabym nawet -kompozytor naszej młodości
Kiedy w bardzo dawnych, bo licealnych czasach zaczęłam się i interesować Francją i kulturą francuską, to było jedno z pierwszych nazwisk, które zapamiętałam.
Rzepie-najważniejsze, żeś zrehabilitowana! Zatem wszystko wskazuje na to, że wiosną znowu wsiadziesz na rower, czego Ci serdecznie życzę.
Danuśka,
w naszych latach licealnych (i wcześniej) piosenka francuska, mimo różnych tam Beatlesów i Rolling Stones, zawsze była obecna. Nie tylko Legrand, ale Legrand „wymiata”, jak by powiedziała dzisiejsza młodzież.
https://www.youtube.com/watch?v=g-AGuQuEC9c
https://www.youtube.com/watch?v=d0ZljYnObOI
GosiuB
Się bierze mleko. Może być z marketu. Mu używamy 2%, ale każde jest OK. Pierwszy raz trzeba zakisić jogurtem, kefirem, maślanką, śmietaną, co Ci pasuje. Dwie łyżki wystarczą. Stawiamy na tyle lodówki, bo najcieplej. Następne zaprawia się resztką ukiszonego. Rano, po śniadaniu, do którego idzie kwaśne, zalewam słodkim mlekiem. Na drugi dzień jest gotowe. Na twaróg używamy duży gar 4 litrowy. Po zakwaszeniu, Ewa kroi go na 16 (jak pizzę) żeby ciepło się równomiernie rozchodziło (ja tego nie robię, bom leniwy) i stawia na minimalnym gazie. I tu zaczynają się schody. Czas! Wszystko zależy od garnka, temp. w kuchni, i jakiejś magii, bo w takową wierzymy 🙂
Generalnie trzeba doprowadzić do koagulacji, ale nie za długo, bo będą krupy. Po 20 min. delikatnie trzeba przemieszać od dołu (nie bełtać) następnie tak długo, żeby zanurzony palec odczuwał mocno ciepło (50C ? Ewa się od lat odgraża, że kupi termometr) Potem na sito (po krakosku durszlag) wyścielony gazą. Można odciskać w płóciennym woreczku. My tylko odsączamy. Ewa je ser, a mnie zostawia serwatkę do picia i do pieczenia chleba! 🙂 Podobno pierwsze 20 lat, to ćwiczenia. Potem już się robi dobre twarogi – czego serdecznie Ci życzymy!
No proszę, dałem radę na kamulach już drugi dzień. Jeszcze tylko jutro tutaj, od pojutrza wiatr wzywa do obowiązków 🙂
Jeżeli ktoś z was ma ochotę na, pamiątkę z podróży, z tutejszego miejsca, to proszę wskazać, na którego kamula macie ochotę
https://photos.google.com/share/AF1QipOoGvcswqcQUY2YWLEMuxmMi_kLUSYS2m18GHQdH06PDFy4WyPLgB8u787_LyO–A/photo/AF1QipMDbvfIjJLAGIGCN9FuIYFvFM6JUTaWc7Rz6iTh?key=alNqV3hXVmtLLVBIc1lhNVlUUlhMMmsyMUw5ejJB
Ten z lewej na górze. Taki beżowy! Adres znasz.
Pozdrowienia!
OK, masz jak w czeskim banku 🙂
Z racji na gabaryty nie dostarczę go osobiście, ale mam nadzieję, że mimo wszystko znajdziesz dla kamula poczytne miejsce w mieszkaniu 🙄
🙂
Słońce jeszcze nie zaszło. Ciepło oświetla sasiednią wyspę, Gran Canaria, i właśnie tą południowo zachodnią stronę gdzie lata temu kręcono na górskich półeczkach kolejnego Jamsa Bonda.
Podobno kolejny JB będzie grała kobieta :))
To dopiero będzie ubaw 🙂
Palące samochody, potężne eksplozje, dużo wypadków i ofiar….
I to tylko, kiedy JB będzie parkowała tyłem auto 🙄
Arek! Ryzykant jesteś z tym parkowaniem. Zaraz się zacznie! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=93G3uxkMmHU
Magdalena
26 stycznia o godz. 8:46 582091
Na kotkach to ja się już dobrze znam, wszak z Mruśką przebywam 24/34 i porozumiewamy się świetnie. Piszę o czym piszę. Może nie powinnam, podobnie jak o czymkolwiek innym, bo byle jakie to jest.
Może powstrzymajmy się od pisania na blogu?
https://photos.app.goo.gl/ZaFc6Wj2cHm6xXHm9
Spoko spoko, Cichalu 🙂
Nic nie będzie się działo, no bo niby jak można stawić czoła z żywą rzeczywistością?
🙄
Jest odpływ, więc spokojnie mogę udać się do wioski na browara
Ja już w wiosce jestem, więc trudno mi się udać. Podążam do lodówki. Twoje zdrowie! Prosit! Cheers!
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24390470,armia-czerwona-w-polsce-zolnierze-mowia-ze-polska-sni-im.html#s=BoxWeSl_1_1
dzień dobry … ☕
wczorajsze urodziny bardzo udane .. była lazania w dwóch wersjach … mięsna i szpinakowa .. oraz pyszny tort śmietankowy z owocami .. kawałek tortu mam teraz do kawy … dziś liczę na faworki u drugiej jubilatki ..
niedziela handlowa jakby ktoś pytał ..
Irek kawy ostatnio nie podaje … martwię się …
Jolinku, właśnie robię na obiad lazanie mięsna i szpinakowa, przychodzi syn z sympatia. Na przystawkę mam ten wytrawny sernik, ktorego przepis podałaś kilka dni temu.Ciekawa jestem, jak bedzie smakował.
Miłej niedzieli 🙂
prosta, tania, zdrowa … surówka domowa .. zrobię na jutro .. będzie też na kanapki pod wędlinę …
https://www.e-ksiazkakucharska.pl/2019/01/surowka-z-cebuli-i-jabka-do-obiadu.html
Alinko smacznego … 🙂
miałam iść na spacer ale smog jak smok mnie wystraszył … dobrze, że na urodziny dzisiejsze mam dwa kroki …
Mam mala przerwe w gotowaniu i ide na pizze w poludnie. Ze spaceru chyba nic nie bedziz, bo wieje bardzo silny i zimny wiatr z polnocy.
Na kolacje zupa z dyni i reszta zapiekanki z lisci blettes. Nie znalazlam tego slowa w slowniku, duze zielone lub czerwone liscie.
Ja znalazałm – burak liściowy (?), po angielsku „chard”.
Wielkie okno zalepione śniegiem, tak duje. Jeszcze nie wiem, co na obiad – może bigos? Jest w zamrażarce…
https://gotowanie.onet.pl/porady/ziemniaki-w-kilkunastu-odslonach-pycha/j6n62p7
Alicjo, masz racje. To jest to.
Alicjo – czy aby Wasze kocie szczęście nie przytyte ciutkę? To na zdrowie kotce nie wyjdzie.
Kulinarnie rozwinęłam się nieco, bo remont przychamował me zapały w „tem” względzie.
Wczoraj knedle ziemniaczane ze śliwkami (węgierki to niestety nie były lecz blisko). Dziś gołąbki.
Alicjo, policytujemy sie, ktora z nas zna sie lepiej na kotach? – bo ja zyje z kotami od ponad 18 lat.
Skoro jest z wasza kotka tak dobrze, to dlaczego jest tak zle?
Zreszta, rob jak uwazasz, pisz, o czym chcesz, tylko sie nie dziw, ze to wywoluje reakcje czlowieka myslacego. Moim zdaniem przytyty kot, ktory nieustannie potrzebuje wody biezacej, ma poczatki cukrzycy albo „przynajmniej” znacznie podwyzszony poziom cukru.
A kto mówi, że jest źle, Magdaleno? Nie jest to kot „przytyty”, waży 4.5 kg. Zdjęcia to zdjęcia, waga to waga.
Bez jaj – widzę, że tu się cała weterynaria zebrała, a to w końcu ja jestem, było nie było, córką weterynarzy 😉
Do 20-go roku życia koty mi zawsze towarzyszyły, więc to nie tak, że nagle pojawił się w moim życiu kot i ja nie wiem nic o kotach. Owszem, pije wodę, to żeby uspokoić Magdalenę, że jak fontanny nie kupię, to kot zemrze. Dała za wygraną. Instynkt jedzenia i picia to instynkt, a fochy to fochy.
A propos cukrzycy czy innych chorób, niedawno była u lekarza i zrobiono jej „przy okazji” wszystkie badania. „Przy okazji”, bo każde takie badania to dodatkowa kasa. Kot nie wychodzi na dwór, chyba że pod naszą ścisłą opieką, ale szczepienia przeciw wściekliźnie „pobiera”. Nawet nasz weterynarz uznał, że co 2-3 lata wystarczy, bo po co męczyć kota. Ja piszę o kocie, ale widzę, że tylko namieszałam tym tematem. Taki mam styl pisania – piszę też o Jerzorze i już kiedyś bardzo mu niektórzy współczuli, tymczasem Jerzor ani myśli ode mnie uciekać, a 46 lat minęło jak jeden dzień…
Przysięgam, że nie jest w dyby zakuty 😉
Alicjo! Jest! Jako i ja! Są to dyby nierozkuwalne i nierozbieralne!
Cichalu,
powiem więcej – to są dybka niewidzialne 🙂
wróciłam obżarta do wy-pępku i z wałówką na dwa dni .. gospodyni nie potrafi ugotować mało a smaczne wszystko było .. od zupy szczawiowej z jajkiem po karpatkę .. teraz piję ciepłą wodę na dobre trawienie ..
Alicjo 46 lat? … to od dzieciaka jesteś z Jerzorem …
Jolinku,
dzięki za komplement 🙂
Jolinku,
a faworki były ?
U mnie w rodzinie nikt oprócz mnie nie smaży faworków, choć wszyscy bardzo je lubią. Jestem więc zdana na siebie. Już raz je robiłam i w lutym będzie powtórka. A wczoraj upiekłam małe ciasto drożdżowe.
Faworki!!!
dzień dobry … ☕
krystyno były, dziś spróbuję bo wczoraj nie dałam rady .. dostałam spore pudełko z faworkami i dziś będą do kawy (mam jeszcze na jutro biszkopt z jabłkami) … 🙂 … a na obiad kasza gryczana i zraz z sosem grzybowy oraz kiszony ogórek (wszystko podarek od wczorajszej gospodyni) …
podobno będą plusy za oknem w tym tygodniu …
Dzień dobry 🙂
pora na kawę
od razu lepiej … Irek podał anielską kawę … 🙂
Witam szanowne Gospodynie blogu i wszystkich uczestników blogu. Chcę się „ujawnić”. Czytam od kilku dobrych lat. Chciałam się już jakiś czas temu ujawnić, ale nie poradziłam sobie opublikowaniem wpisu. Kilka dni temu, już raz się ujawniałam- tak myślałam, ale mój wpis pozostał w „zamrażarce”. Czy ten wpis zostanie opublikowany? Bardzo proszę o to. Pozdrawiam, Margit.
Wracam jeszcze do kotów.
Podczas listopadowej podróży po slonecznych okolicznościach przyrody „zaprzyjaznilismy się „z jedenastoosobowa zagrają dzikich kotów. Nie były do końca dzikie, bo nie tylko my je odwiedziliśmy i dokarmialismy. Miały swoją bazę w pobliżu miejsca, gdzie stale zatrzymywali się wędkarze zatem dostęp do świeżych ryb był gwarantowamy Lubiliśmy je obserwować, bo kiedy pojawiliśmy się z jedzeniem, to ujawnialy się różne kocie charaktery-począwszy od tych najbardziej odważnych i zadziornych, po te strachliwe i nieśmiałe.
Czy świat ludzi i kotów jest podobny, może trochę…?
E tam…my ludzie jesteśmy wyjątkowe 😉
Psy i koty bezdomne nie widuję w swoich okolicznościach przyrody, każdy jest zaopiekowany i ma właściciela. Pardon, koty mają personel!
Ostatni raz spotkałam się z bezdomnymi kotami na Kubie, a jeden po prostu skradł mi serce, czarny kotek chudziutki z uszkodzonym futerkiem i bez jednego oka – to chyba wynik wewnętrznych kocich porachunków. Kupowałam mu „ośrodkowym” sklepie puszki rybne – wyboru nie było, tylko jedna ryba w pomidorach, ale i tak był wdzięczny. Za resztki ze stołówki też. Oto jeden z kotów Hawany.
Swojemu czarnulkowi nie zrobiłam zdjęcia, zawsze czatował pod naszymi drzwiami.
https://photos.app.goo.gl/SbWVyRK3Tp76QaJW9
Irek,
to anioły piją kawę?! No masz…
Cichal, dziekuje za przepis na ser – wyprobuje w weekend. Ja czesto robie jogurt, ktory jest duzo lepszy od tego kupnego. Jogurty owocowe ze sklepu sa dla mnie za slodkie, wiec robie wlasny i dodaje potem do niego owoce.
Weekend minal nam bardzo aktywnie, bo wybralismy sie na biegowki. Nie bylismy juz ladnych pare lat i przypomnialo nam sie jak bardzo lubimy ten sport. Snieg byl super -lekki puch, mroz tylko troche za mocny jak dla mnie. Na trasie (stara nieczynna linia kolejowa przerobiona na sciezke rowerowa, a zima – narciarska) tylko 3 osoby za caly dzien. Dzis i jutro ma jeszcze dosypac sniegu, a potem ma byc znow bardzo zimno. Dzis rano -19, z wiatrem -30.
GosiaB,
ja kupuję jogurt sklepowy „obojętny”, bez niczego (Astro original) – i do niego wrzucam łyżeczkę moich małosłodkich porzeczek.
Przez jakiś czas robiłam własny twarożek, ale jestem leniwa i pełna podziwu dla Ewy Cichalewskiej, że to robi. Praca niby niewielka, ale trzeba mieć tę rutynę, nastawić etc.
To tak, jak ja was czasami (ze dwa razy do roku) nwołuję do kiszenia buraków na barszcz 🙂
Ewa robi to chyba codziennie, o ile się nie mylę.
Alicjo, anioły nie tylko piją kawę, zwiastują nawet narodzenie 😉
Elap – pamiętasz?
https://www.youtube.com/watch?v=dkutdwfZW0s
https://photos.app.goo.gl/nsGff5nJGyCHGeP56
https://photos.app.goo.gl/crVHB4CA9RCmdzVw5
Oko łzawi nieco….
A tu jeszcze bardziej…
https://photos.app.goo.gl/7XiPkfoHsyBQVa5N8
Irek 🙂
Entweder bist du Vater oder Großvater geworden. Glückwünsche 🙂
A tu obejrzyjcie sobie pamiatki z pewnej podróży i pewnego Zjazdu,
niech tam bezdomny nie podskakuje.. 😉
https://photos.app.goo.gl/ALer2HCUHpZyUJPu2
p.s.Zdjęcia są pomieszane, tak mi ten google napomieszał. Ale są 🙂
Pamietam, pamietam ! Spedzilismy tam dwa piekne dni. Ja bardzo lubie St. Malo. Ostatnim razem bylismy tam trzy lata temu.
elapa,
ja też pamiętam, pamiętam Twoje zaproszenie do Was, a było nijako to zrealizować. Ale spotkaliśmy się – i to jest piękne! Jest co wspominać.
Bezdomny 🙂
Oder Gott, Vater 😉
I jeszcze jedne pamiątki z podróży… 😉
https://photos.app.goo.gl/KTcbkLx1zvMnHNyL8
Super zdjecia, Alicjo.
St. Malo jest swietnym miejscem na wakacje – spedzilismy tam kiedys tydzien robiac wypady do okolicznych atrakcii na wybrzezu i spedzajac wieczory w przeroznych knajpkach czy spacerujac po murach obronnych i po uliczkach. Jako ze bylo to latem, to bylo mnostwo turystow, glownie brytyjskich – poza sezonem musi byc bardzo przyjemnie.
Yogurt robie w domu bo uzywam mleka bez laktozy – w sklepie jest, ale tylko w wersji slodkiej. Sprobuje zrobic twarozek, bo juz chodzi za mna od jakiegos czasu.
http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/56,101460,17314783,Pora_jedzenia_ma_znaczenie__Dlaczego_warto_trzymac.html
Alicjo znasz nasz rozkład paszy. 9:00 śniadanie, jogurt, owies, owoce+jagody. 13:00 lunch, niewiele. kromka razowego z beleczym, jarzyny. 17:00 obiad (kolacja, dinner) jedno danie np dzisiaj: fasola z sosem cebulowo-mięsnym + czarne oliwki i parmezan. Papryka do pogryzania. Pyffffko. Deser: sernik Ewiny. Wczoraj był rosół z lanymi. a przedwczoraj schabowe, ziemniaki, duuuuża sałata. W ciągu dnia, owoce, czasem lody z orzechami i nutą bourbona. Proste, wiejskie jedzenie. Jemy dużo cebuli i czosnku w różnych postaciach. Przed wizytami dwa dni przerwy… 🙂
U nas dzisiaj fasolówka, że łycha stała na baczność 😉
Solidne jedzenie około 16-17-tej, bo klasa pracująca wraca z fabryki i jest głodna. I właściwie na tym solidnym jedzeniu koniec, ewentualnie jakieś jabłka albo co tam. W ramach „co tam” Jerzor często zapieka chlebek z serem, wrzuca na to pomidora plaster. Ja jabłkuję albo jagoduję (rozmrażam właśnie).
Czosnek i cebula w ilościach oczywiście. Pyfffko owszem, ale raczej latem. Zimą nas trzącha nieco (-18c). Czerwone wypiliśmy za zdrowie wczoraj i dzisiaj suchy zakon, herbata 😉
dzień dobry … ☕
coś dziś dłubali bo rano same errory były …
może takie kulki do kawy … ja mam jeszcze ciasto i faworki …
https://mmcooking.pl/2019/01/26/deser-z-suszonych-moreli/
Ewie i Cichalowi można jedynie pogratulować znakomitej formy. Zapewne kulinarny skład i rozkład dnia ma też na nią wpływ. A poza tym, jak się domyślam, nuta bourbona tu i ówdzie ma również swoje znaczenie
U nas dzisiaj śniadaniowo banalna jajecznica na maśle wraz ze świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy.
Po słowie znaczenie miała byc wielka, uśmiechnięta buzia
https://www.tvn24.pl/superwizjer-w-tvn24,149,m/chore-bydlo-kupie-chore-krowy-sprzedawane-na-mieso-w-rzezniach,903977.html
poszlo w swiat, zanosi sie na szlaban eksportowy
https://www.msn.com/fr-fr/actualite/monde/en-pologne-de-la-viande-de-vaches-malades-mise-sur-le-marché-inquiète-leurope/ar-BBSRQqc?ocid=spartandhp
Sławek my tu mamy większe zmartwienia … ktoś zarzuca Jarkowi, ze jest nieuczciwy … 🙂
ostatnio oglądam programy w tv typu „Zamieszkaj na plaży”, „Zamieszkaj na Karaibach” itp. oraz czytam o wojażach Danuśki i już sama nie wiem o czym marzyć … z jednej strony te plaże kuszą ale chyba kocham mieszkać w Polsce gdzie zima przygotowuje człowieka do radości z wiosny i lata … z drugiej strony może gdybym miała kupę kasy i odpowiedniego towarzysza to i marzenia mogłyby być zupełnie inne ..
Alicjo a Ty gdzie się wybierasz po ciepełko? …
Sławek-przerażające! W czasie epidemii wściekłych krów też różne dziwne rzeczy działy się z ich mięsem. Czy masz może w zanadrzu jakiś bardziej optymistyczny zestaw wiadomości….?
W czasie wakacji nad morzami, czy oceanami staramy się jeść przede wszystkim ryby i owoce morza(chociaż kozina tez się trafia 🙂 ). Problem w tym, że stwory morskie również często pochodzą z hodowli. W wielu krajach informacja o tym, gdzie i jak ryby są polawiane znajduje się na etykietach, ale to jeszcze nie reguła.
Warzywa i owoce to z kolei pestycydy i chemia wszelaka. Zawsze zazdroscilam Nemo jej hektarów i różnorodnych eko zbiorów, chociaż pracy przy tym niemało.
Na wyspach, gdzie gleba jest wulkanicznego pochodzenia(Sycylia, czy Kanary) mówią, że nie muszą używać zadnych chemicznych wspomagaczy, bo i tak wszystko znakomicie rośnie. Nie jestem jednak przekonana, że na wielkich plantacjach wszystko samo cudownie dojrzewa.
Jolinku-wszystko przed nami, jeszcze powtórzymy wspólną eskapade po słońce 🙂
Ja na razie siedzę po uszy w zaspach i nadal pruszy śniegiem.
No kurczę blade, ma Trump swoje Towers (bo nie tylko w Nowym Jorku), to dlaczego kaczyński nie miałby mieć swoich dwóch, a nawet 5… Problem w tym, że w Polsce partie polityczne nie mogą prowadzić działalności gospodarczej. Niejaki ojciec rydzyk jest chyba wyjatkiem od tej reguły, nie? 😉
Karaiby mam już przerobione – trochę tam gorąco. Jakieś Sardynie, Sycylie może? No ale tam mafia 😯
Ostatnio czytałam o Sycylii właśnie. Ledwie wrzucam Sycylię na google, już mam podaną cenę lotu (794$) oraz długość lotu (10:40)… Dobrze, że wujek google nie robi za mnie rezerwacji!
Na razie więc Jerzor będzie wyrabiał sobie sześciopak, machając łopatą do odśnieżania 😉
Danuśka,
nam nic już nie zaszkodzi 😉
Danuśka … 🙂
jest nowy wpis ….