Wyprawa w głąb podwórka
Restauracja jest zupełnie nowa. Właściciele, ciekawi opinii osób, które się troszeczkę na tym znają, zaprosili kilkanaścioro gości i o tę opinie poprosili. I ja tam byłam i wprawdzie nie piłam „miodu i wina”, ale spróbowałam kilku potraw. Co tu dużo mówić: restauracja „Na Bałkany” daje pysznie zjeść.
Położona jest w głębi śródmiejskiego podwórka, za to w samym centrum, parkowanie jest nawet w gwarny dzień bezproblemowe, bo wielki parking na Placu Konstytucji ma zawsze kilka wolnych miejsc. Nie zapraszają „Na Bałkany” kuszące witryny czy szyldy od frontu. A jednak myślę, że Koszykowa 47 będzie dobrym warszawskim adresem. Bo na tutejszych smakach poznają się znawcy dobrej kuchni.
Gotuje kucharz Polak, właścicielami są także Polacy. Dlaczego więc taka nazwa? Otóż o prostu z fascynacji kuchniami bałkańskimi, które, okazuje się, doskonale współgrają z najnowszymi trendami kulinarnymi, co można zauważyć w nazwach dań spisanych w karcie. No bo czy nie brzmi dobrze: falafel na humusie z karmelizowaną marchewką, panierowana cukinia z ogórkową galaretką i koperkową oliwą, cevepcici z jagnięciny z pilafem z pęczaku albo pierś z kaczki z karmelizowanymi warzywami i konfitowanymi w maśle ziemniakami? Każdej z tych potraw s p r ó b o w a ł a m. I były naprawdę pyszne. Ponieważ Bałkany to także świeże owoce morza i tych nie brakuje w menu. Doskonałe są zwłaszcza kalmary, zarówno te serwowane w panierce, jak i w sosie do linguini.
Win nie piłam, ale słyszałam i na ich temat pochwały. Mówię Wam, warto wyprawić się w głąb podwórka.
Komentarze
tu można trochę podejrzeć polecaną restaurację …
https://www.nabalkany.pl/
oceny na Fb na 5 …
https://pl-pl.facebook.com/nabalkany/
Dziękuję za porady. Zaraz wypróbuję.
Z parkowaniem na pl. Konstytucji i w okolicach ul. Koszykowej łatwo nie jest. Moim skromnym zdaniem zdecydowanie lepiej przyjechać miejskim transportem.
Poczytałam informacje zamieszczone na stronie restauracji „Na Bałkanach” i okazuje się, że właściciele tejże zaczynali od dwóch bałkańskich restauracji na Ursynowie, a owe rzeczywiście żywią smacznie i cieszą się dużym powodzeniem. Odnotowuję zatem w pamięci dobry bałkański adres w Śródmieściu 🙂
kwiaty wkoło i na stole … dziś na słodko …
https://przepisy-online.blogspot.com/2018/05/krystalizowane-kwiaty-na-ciasta-i-torty.html
Danuśka na ul. Koszykową mi bliżej .. a jak sprawdzony właściciel to warto wpaść …
Dzisiaj obiadowo nie było Bałkanów, mieliśmy jednak klimaty z południa Europy 🙂 makaronowe muszelki z cukinią zrumienioną z lekka na oliwie i potraktowaną czosnkiem oraz prowansalskimi ziołami. Do tego zielona sałata z groszkowymi łodyżkami i pomidorami. Całość w towarzystwie słusznej szklanki czeskiego piwa.
Jolinku-i dlatego Koszykowa odnotowana w pamięci 🙂
sezonowa kawa na upał ….
http://surowkowezycie.blogspot.com/2018/05/kawa-mrozona-z-rabarbarem.html
Zrobiłam knedle z morelami i truskawkami i niestety… były bardzo dobre 🙂
Ten upał jednak sprawia, że gotowanie w kuchni nie należy do przyjemności. Długi weekend spędzę w okolicznościach przyrody spożywając zimne napoje, warzywa, owoce- no może jeszcze trochę grillowych specjalności 😉
Życzę wszystkim dobrego długiego weekendu!
Droga @Asia,
Kilka lat temu dalas mi w prezencie na blogu ksiazke pod tytulem
Kucharka Polsko-Amerykanska
Dalas mi rowniez ksiazke z przepisami na „marmelady”, dzemy I powidla. Obie ksiazki sa super. Dzisiaj troche zmieniam uklad na polkach i chce zacytowac fragment z pierwszej wymienionej ksiazki. Ksiazka byla wydana w roku 1917. Cytat wydaje mi sie bardzo zabawny:
„Kilka ogolnych uwag dla kucharek. Dobre gotowanie potraw jest sprawa wiekszego znaczenia anizeli sie na pozor zdaje. Bardzo czeste nieporozumienia w malzenstwach stad powstaja ze zona nie umie dobrze gotowac lub tez lekcewazy sobie gotowanie. Maz spracowany przychodzi do domu a tu rosol przydymiony,mieso twarde kartofle niedogotowane. Oczywiscie ze takie postepowanie nie przymnaza milosci I szacunku”
Gentlemen – don’t get any ideas. To czasy juz dawno minely 🙂
Orco – cieszę się, że książki się przydały. 🙂 Mam nadzieję, że te czasy już dawno minęły, ale nie jestem do końca przekonana o tym. Wprawdzie wśród najbliższych i znajomych rodzin panowie chętnie gotują, podobnie jak nasi panowie blogowi, ale słyszałam o takich przypadkach jak ten z fragmentu książki z 1917 r.
A może taka książka się Tobie też spodoba? 🙂 :
https://polona.pl/item/kuchnia-jarska,MTczMzYzMDQ/8/#info:metadata
Jest tam przepisy na „chłodnik z rakami”, „pasztet z kartofli” czy „kapuśniaczki małorosyjskie”.
Ostatnio Robert Makłowicz podróżował po Ukrainie Zakarpackiej i odwiedził Kosów i Zakład Wodoleczniczy Dr. Tarnawskiego. W Zakładzie tym obowiązywała kuchnia jarska.
Nie „jest tam”, a „są tam” 🙂
Ciekawe, co to za przydymiony rosół. Może taki, z którego nie wyłowiono szumowin z gotowanego mięsa, ale nie jestem tego pewna.
Spojrzałam o właściwej porze, czyli o 22.30 na niebo i obserwowałam Międzynarodową Stację Badawczą. Poruszała się bardzo szybko, szybciej od samolotu. Myślę, że nad Warszawą także można ją było /i będzie /obserwować, bo to bardzo jasny obiekt. A księżyc dziś ma mocno żółty kolor i jest nisko nad horyzontem.
Asia,
Dziekuje bardzo. Dodam do mojej kolekcji ksiazek kucharskich o czasach ktore minely 🙂
Ksiazki od Ciebie to nie tylko przepisy ale zwyczaje. Wycieczka w przeszlosc I rowniez skladniki ktore obecnie sa malo znane lub uzywane. Kardamon znam z wypiekow skandynawskich. Kiedy dostalam od Ciebie ksiazke o „marmeladach” dodaje ziarna katdamonu do powidel ze sliwek. Super kombinacja.
🙂
Kilka zagadek z okolic nadbużańskich włości Danusi:
„Zagadki ludowe znad Narwi i Buga na pograniczu Mazowsza z Podlasiem 1865 – 1880” Zygmunt Gloger
„Wlaz kosmaty
w pękaty,
Kosmaty się rusył
pękaty się skrusył”
„Panna młoda w piecu siada,
a pan młody scury jada”
„siedemdziesiąt lat,
jak śnieg na te góre spad,
nigdy nie ubywa
Tylo zawse przybywa.”
„Jak ze słomy zrobić masło?”
Krystyno – tu też wspominają o przydymieniu rosołu: http://www.chefpaul.net/stare_recep.html
Kaesjot – może Ciebie też zaciekawi ta strona – przepisy z Twojej okolicy 🙂
http://www.chefpaul.net/index/2/index.html
Rozwiązanie.
Depresso, każda filiżanka to ma, jak jest już pusta.
Yurek – 😀
Dzień dobry,
Asia,
Bardzo dziękuję za link z 26 maja z godziny 22:35.
Jesteś niesamowita w wyszukiwaniu ciekawostek. Oczywiście przekazałem dziecku.
Asiu 🙂 Niestety nie wiem, jak ze słomy zrobić masło.
Znalazłam natomiast ciekawą stronę z przepisami z Poleskiej Doliny Bugu.
Najbardziej podobają mi się bomby różanieckie polecane przez Koło Gospodyń Wiejskich z Różanki http://www.archiwum.dolina-bugu.pl/kuchnie-regionalne/
Czego to człowiek nie przeczyta, kiedy spać nie może…..
Nowy-co u Ciebie? Chyba już za parę dni lądujesz w Warszawie?
dzień dobry … ☕
krystyno oglądałam i wczoraj i przedwczoraj .. niebo z księżycem, z gwiazdami, z lecącymi samolotami w ciepłą noc to dobry ekran na takie widoki ..
Dzień dobry 🙂
kawa
8 rozpoczynam spływ kajakowy rzeką Włodawką do Bugu , a potem Bugiem. Mam nadzieję na klimaty i zdjęcia 🙂
My też Irku mamy nadzieję na Twoje zdjęcia. Oby pogoda była sprzyjająca.
Asia – dziękuję.
Niektóre z dań pamiętam z dzieciństwa – mama je gotowała.
Plyndze sam robię od czasu do czasu ( niedługo będę miał go więcej ) – mam nawet specjalnie tylko do nich żeliwną patelnię. Ale robię je „po węgiersku”.
Pamiętam, jak mama przygotowała ciasto ale nie zdążyła ich usmażyć bo musiała wracać do pracy więc spadło to na mnie – chodziłem wtedy do podstawówki. Ojciec gdy wrócił z pracy nie mógł się nimi najeść – tak mu smakowały! A ja odkryłem w sobie talent kulinarny.
Z czasem coraz częściej gotowałem.
Teraz wstaję pierwszy i szykuję śniadanie ( żonie do łóżka !!!) . Najczęściej pierwszy wracam z pracy to i obiad gotuję.
Oczywiście najbardziej „przerąbane” mam u mężów koleżanek mojej żony……
kaesjot z tym gotowaniem przez męża to super i zmora … mój maż gotował bardzo dobrze i dogadzał nam ciągle ale czasem chciałam go udusić za to … bo jak nie zjeść pysznego obiadku jak człowiek wraca zmęczony z pracy? .. moje prośby by mniej i zdrowiej na nic się zdawały bo miał swoje zasady i już .. nie umiał gotować mało i lubił karmić wszystkich … sam niestety od tego jedzenia miał kłopoty ze zdrowiem a ja musiałam walczyć z kilogramami ciągle .. no i miałam stres jak sama gotowałam zamiast przyjemności bo gdzie mi konkurować z mistrzem kuchni ..
w parku grillują .. spotkałam Małgosię, która też się wybrała na spacer .. kupiłam truskawki ale w tym roku mi mało smakują .. zrobię trochę dżemu …
A mnie tegoroczne truskawki bardzo smakują, w przeciwieństwie do ubiegłorocznych, o czym już wspominałam. To jeszcze nie są truskawki kaszubskie, które uchodzą za najlepsze, co wg mnie jest opinią mocno przesadzoną. Ich zaletą jest to, że nie potrzebują długiego transportu i są po prostu świeższe.
Muszę sprawdzić moje zapasy przetworów i ustalić, czy czegoś brakuje. Na razie ususzyłam trochę pokrzywy i zaczynam suszyć miętę.
Nie chciałabym uogólniać, ale wydaje mi się, że kobiety zwracają większą uwagę na zdrowotną stronę domowej kuchni. Ale znam też panie, które zupełnie o to nie dbają.
Wolałabym męża, który uwielbia sprzątać. Niestety, moja znajoma ma takie szczęście, a na niedzielne śniadanie w łóżku mąż robi jej jajecznicę i serwuje szampana – do łóżka! Jest to małżeństwo ze stażem 44-letnim, tak a propos. Jednakowoż przyrzekł, że niczego poza tą jajecznicą nie nauczy się robić, bo wtedy już wszystko byłoby na jego głowie. Koleżanka narzeka, że jest zbyt pedantyczny 🙄 Ten koleś ma u Jerzora przerąbane 😉
U mnie leje, na obiad będą schabowe, klasyk, ale bez kapusty, tylko z jakąś sałatą. Staram się wykorzystać wszystko z lodówki przed wyjazdem.
Mój mąż nie gotuje, jego brat robi to nieźle, a mój szwagier świetnie. Nie wiem od czego to zależy. Nie wiem czy druga osoba w kuchni byłaby by dla mnie do zaakceptowania, ale zastępstwo czasem mi się marzy 🙂
Jerzor gotuje czasami, zwłaszcza, gdy odkrył zalety gara do ryżu…Robi to nieźle i nawet lubi. Tylko posprzątać po sobie „nie umie”, a jest strasznym bałaganiarzem.
Nie da się mieć wszystkiego 🙁
Jolinek51
Zmorą jest to, gdy każdy z domowników ma inne upodobania – to lubi, tego nie znosi, jeden preferuje „al dente”, drugi „na miękko”, ten lubi mięso soczyste inny suche jak podeszwa. No i oczywiście czy z pracy wróci głodny czy coś tam sobie przegryzą. Bywa tak, że zabraknie dla wszystkich albo sam przez 3 dni jem to samo.
Rozwiązałem problem z zupami warzywnymi – zblenduję wszystko na krem i już nie ma wybierania z zupy tego co nie lubi. Szczególnie skuteczne jest to w odniesieniu do wnuków – nie mogą w niej znaleźć tego, czego nie lubią.
czy my tu już taki schab przerabialiśmy? ….
https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/2018/01/domowa-wedlina-schab-gotowany-w-mleku.html
kaesjot takie dywagacje mam już za sobą .. dzieci na swoim a ja na swoim …
Inna wersja schabu gotowanego w mleku proponowana przez Gospodarza :
https://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/06/08/schab-gotowany-w-mleku/
I jeszcze jedna : https://adamczewski.blog.polityka.pl/2013/06/12/schab-w-mleku-na-obiad-i-na-sniadanie/
Z tych przepisów nie korzystałam, natomiast wypróbowałam z dobrym skutkiem przepis podany kiedyś przez Jolinka na schab gotowany w wodzie z dodatkiem przypraw i majonezu. Kawałek schabu gotuje się przez kilka minut, po czym pozostawia się go w wodzie na kilka godzin i czynność tę powtarza się kilka razy.
Śniadania do łóżka nie zazdroszczę, bo nigdy nie jem go wcześniej niż półtorej godziny od wstania, a przeważnie jeszcze później. Dopiero wtedy mam ochotę coś zjeść. Tak więc moje śniadanie w łóżku musiałoby wiązać się z jakąś chorobą, czego zupełnie sobie nie życzę.
W kuchni zawsze musi być jeden szef/szefowa. W przeciwnym wypadku konflikt murowany. Ale też ta druga osoba powinna umieć sobie poradzić sama z przygotowaniem prostych potraw albo przynajmniej z odgrzaniem zapasów z zamrażarki.
Śniadanie do łóżka? Tak, ale tylko kiedy Ewa słabuje, a czyni to rzadko. Normalnie nie, bo w wieczór poprzedzający sami sobie robimy mieszanki do zalania jogurtem o poranku. Ale lancze i obiady czy też wypieki robię chętnie i bez bicia. Zawsze skrupulatnie sprzątam po swoich działaniach, nie tylko kuchennych. Alicjo, nie pokazuj tego Jerzorowi, bo jeszcze mnie lubi, (chyba) 🙂
Krystyna,
to byś musiała moich Młodych przy kuchni zobaczyć – grają na cztery ręce perfekcyjnie. Ale też mają kuchnię taką, że wszystko jest poręczne i nie muszą na siebie wpadać.
Ja natomiast jak gotuję, to muszę być w kuchni sama, co najwyżej ktoś może mi towarzyszyć, siedząc przy kuchennym stole. Najczęściej tam siedzi Mrusia i obserwuje, co robię, a ja do niej gadam 😯
Chłe chłe…nie powiem 😉
A propos, pakujecie się już? Ja jak zwykle, bagaż podręczny, a Jerzor bez rowera – ma problem z kolankiem i na razie rower zabroniony. Co to z tymi kolankami – epidemia jakaś czy co? 😉
Ewa się pakuje już od tygodnia. Ja to zrobię w dniu wylotu. Leniwy jezdem… 🙂
Krystyna,
Pisalas ze obserwujerz ISS.
To zdjecie zrobilam 31 stycznia. ISS przelatuje nad Manitoba, Canada podczas silken zorzy polarnej.
To jest prostu. Otworz strone explore.org
Wybierz Aurora Borealis
Sprawdz rozklad lotow ISS
Cierpliwie czekaj.
Zrob zdjecie wykorzystujac kamere dostepna przez explore.org
Oczywiscie czerwiec to nie jest pora aby robic takie zdjecie.
https://get.google.com/albumarchive/112949968625505040842/album/AF1QipNmRiTYtFp26tSOfGfDT20b9jaQwp5S2veOs8eq/AF1QipO6-QPbmrDZHTTo2-ElL8YR7TNr3GzW6DNMd5Br
Nie silken tylko silnej
Rozklad lotow ISS oznacza miejsce przelotu
Tu jest mapa na zywo
http://www.isstracker.com
dzień dobry … ☕
Orca my od yurka mamy link i sobie patrzymy jak nad Polską leci … ja z balkonu … niebo gwiaździste nad nami … 🙂
http://bi.gazeta.pl/im/89/62/16/z23472009Q,Kiedy-ogladac-Miedzynarodowa-Stacje-Kosmiczna-.jpg
Wszystkim Dzieciom szczęścia i radości … 🙂
więcej o podwórku …
https://smykwkuchni.blogspot.com/2018/05/jak-na-bakany-to-koszykowa-47.html
Orca,
bardzo interesujące zdjęcie ISS. Ale na naszym bezchmurnym niebie też pięknie się prezentuje. Wczoraj poruszał się po dość jasnym niebie, a dziś będzie widoczny od godz. 22.22, więc już w ciemnościach.
” Na Bałkany” mają nowoczesny wystrój. Podobają mi się betonowe ściany i dużo drewna. A jaka ładna zastawa stołowa. Wszystko zachęca do odwiedzin tego miejsca.
Na kartach dań nie ma cen – czyżby to była restauracja dla tych, co pieniędzy nie liczą? Ja lubię wiedzieć, ile co kosztuje. I to mnie zniechęca do odwiedzin tego miejsca 😉
Alicjo ceny są a te karty to takie wizytówki … ceny średnio drogie …
https://www.nabalkany.pl/
trzeba wejść menu … mnie się podoba, że ma ogródek … 😉
Krystyna,
Ja rowniez lubie obserwowac ISS w „normalnych” warunkach czyli przy bezchmurnym niebie. Jest to moim zdaniem doswiadczenie ktore nasuwa wiele mysli.
Te Bałkany to dla mnie – widzę tam dania, które znam z kuchni greckiej i nie tylko. A grecka kuchnia wyjątkowo mi podchodzi.
Jolinku,
ogródek? U nas w restauracyjnych ogródkach nie wolno palić, a nawet poza nimi trzeba zachować jakiś określony dystans 😉
Wszystkim dzieciom, małym i dużym – najlepszego 🙂
Zdjęcie na dzień dziecka 🙂 : wakacje na wsi – moja mama ze swoim tatą, bratem i kuzynem – https://photos.app.goo.gl/YBQTSI9hmqUTtLcf2
Brat to ten blondynek na końcu, chyba wtedy bał się wysokości, a taki był z niego łobuziak w dzieciństwie 😀
Tuwim na Dzień Dziecka:
Figielek
Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął,
Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.
Cietrzew się zacietrzewił, słysząc takie słowa,
Sęp zasępił się strasznie, osowiała sowa,
Kura dała drapaka, że aż się kurzyło,
Zając zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło,
Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał,
Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał.
Z tomiku Wiersze.2
🙂
dzień dobry … ☕
mamy dzień po nocnych burzach i miły chłodek ..
zrobiłam trochę dżemu z truskawek z dodatkiem soku pomarańczowego … bardzo mi smakuje …
może kogoś skusi taka konfitura …
http://hellena1983.blogspot.com/2018/05/piwoniowa-konfitura.html
Asiu, urocze zdjecie. Orca wspomina książkę o dżemach, ktora tutaj udostępniłas. Czy pamiętasz datę? Chętnie bym do niej zajrzała.
Po licznych burzach zapowiada sie piekny dzień.
Alino: https://polona.pl/item/wyrob-marmelady-i-powidel,MjAyNDY4NzQ/4/#info:metadata 🙂
Asiu, dziekuje 🙂
Kupiłam truskawki, robię dżem.
Mój tata właśnie pasteryzuje kompot truskawkowy, osiem słoików, bo wnuczki lubią 😉 . A one są najważniejsze. 😀 Najbardziej lubią czereśniowy, ale czekamy aż cena trochę spadnie.
Asiu, dziś ładne czereśnie kupowałam po 6 zł/kg.
Wy o truskawkach a ja dzisiaj znalazlam w ogrodku pierwsze dojrzale i slodkie poziomki.
Czeresnie po 6 zl ? U mnie sa po 12 €.
Bylam na konkurie gry na kobzie i bombarde ( nie znalazlam polskiego odpowiednika w slowniku – mala piszczaca trabka ) Po godzinie nie wytrzymalam tej piszczacej muzyki i wrocilam do domu. Wczesniej zjadlam dw nalesniki z karamelem solonym.
U mnie truskawki, nie wiem, po ile, na oko to kilogram za ok.4$
Pięknie wyglądają te z wierzchu, pod spodem trochę mniej dojrzałe…Dwie smakowały jak prosto z grządki, dobrze dojrzałe, reszta kwaskowata. Ale i tak się zjadło 😉
U mnie czereśnie po 5 euros a truskawki były dzisiaj na rynku po 8, spróbowałam, wcale niesłodkie.
Truskawki potrzebują słońca – inaczej dojrzeją „na kwaśno”, jak pamiętam z naszych upraw truskawek. Nienawidziłam, bo moim zadaniem było zbierać. Było tego pół ogrodu, całkiem niezła działka. Teraz chętnie jeździliśmy na farmę i zbierało się dla siebie – więc nie było problemu, kiedy przestać.
Dżemów nie robię, bo nie ma dla kogo, Jerzor walczy z cukrem. Tak, jakby u nas było z czym walczyć! Praktycznie niczego nie słodzimy, czasem tylko upiekę ciasto z owocami (bardzo rzadko, bo goście), które wymaga pół szklanki cukru 🙄
U mnie dżemy jedzą „dzieci” 🙂
Małgosiu – u nas dzisiaj najtańsze czereśnie kosztowały 12 zł, a cena truskawek zatrzymała się na 8 zł i nie chce spaść. Są słodkie i ładne.
Wczoraj spadł pierwszy, od wielu dni, deszcz. Dzisiaj też. Trawa na skwerach i w parkach jest żółta, może teraz się zazieleni? Za to lipy od wczoraj pachną obłędnie. Zwłaszcza wieczorem, po tym deszczu.
A szparagi, białe – 3,90 zł za pół kilo. Cena fasolki szparagowej spadła z 25 zł na 20 zł za kilogram. Jeszcze poczekam 🙂
Truskawki były w cenie 5-7 zł
Blisko Warszawy jest chyba więcej plantacji, większa konkurencja i pewnie dlatego te niższe ceny. U nas część plantatorów zrezygnowała z upraw.
Do poczytania przy porannej kawie:
Z Kurjera Stanisławowskiego 1900 r.
„Kronika.
Zarząd Bursy im. J. I. Kraszewskiego składa rodzinie Wnych Halpernów podziękowanie za dar 20 koron złożonych na rzecz Bursy z powodu śmierci bł. p. Lipy Halperna.
Festyn Sokoła odbył się ubiegłej niedzieli w parku Elżbiety przy nader licznym udziale publiczności. Pomimo zachmurzonego nieba deszczu nie było. Goście bawili się bardzo dobrze. Gra w „rouge et blanche”. poczta czyli „złota nić miłości”, rzucanie w „pień szczęścia”, koła szczęścia, confetti i serpentyny – to wszystko rozweselało i bawiło naszą publiczność przez całe popołudnie. Corso cyklistów nie wypadło tak świetnie jak się zapowiadało, a to z powodu, że niewielu tylko kolarzy brało w nim udział. pierwszą nagrodę (latarkę do koła) otrzymał p. Sponar, którego koło było też istotnie najpiękniej udekorowane. Drugą nagrodę (zegarek do koła) wziął p. Barancewicz, a trzecią takąż samą p. Weingarten. Punktem kulminacyjnym festynu było ćwiczenie naszych Sokołów maczugami świetlanemi. W takt skocznych dźwięków walczyka „Na falach Wisły” poruszały się maczugi oświetlane kolorowo tworząc wspaniałe figury i łuki świetlne, które na ciemnem tle nocy przedstawiały się imponująco. Burzą oklasków podziękowała publiczność dzielnym Sokołom za prześliczne wykonanie tych ćwiczeń. Festyn zakończyły ognie sztuczne (rakiety, młynki, fontanny), a goście znużeni zabawą z żalem opuścili Park Elżbiety unosząc ze sobą miłe wspomnienie i to przeświadczenie, że zabawa Sokoła w naszem mieście zajmuje tak pod względem programu jak i pod względem powodzenia pierwsze miejsce.
Wielki festyn urządzają dzisiaj wspólnie w parku miejskim Towarzystwo Oświaty Ludowej i Towarzystwo Muzyczne im. Moniuszki, które odwołało wycieczkę do Uhrynowa. Zabawa zapowiada się bardzo zajmująco, tem więcej, że komitet pomyślał o mnóstwie figlów rozmaitych i żartów w programach naszych festynów nie znanych. Pomiędzy innymi będziemy mieli na dzisiejszym festynie obrazek z toczącej się wojny w Chinach, mianowicie szturm Bokserów na Tientsing. W program dzisiejszej zabawy wchodzą także produkcje chóru i gra w fanty.
Nieszczęśliwy wypadek. Kadet R. zamieszkały przy ulicy 3 Maja złamał w ubiegłym tygodniu nogę w sposób bardzo oryginalny. Czytającemu przed otwartem oknem wiatr porwał gazetę. pan R. wyskoczył przez okno za gazetą i potknąwszy się o własną szablę, złamał nogę.
Z wysokości piątego piętra spadli we środę dwaj murarze Antoni Prochaska i Edward Czekoński, obaj zajęci przy restaurowaniu gmachu sądowego przy placu Trynitarskim. Pierwszy z nich odniósł rany na lewej ręce i nodze, a drugi na głowie. Przyzwany lekarz miejski dr. Sztencel orzekł, że rany nie są niebezpieczne i zarządził przewiezienie rannych do ich mieszkań. Majstrem budowy jest niejaki Kopanicki.
Komisarz targowy p. Piotrowicz skonfiskował w kilku kramach i trafikach tutejszych wodę sodową brudną i nieczystą, zawierającą zdrowiu szkodliwe substancye, a przeznaczona do sprzedaży dla uboższej ludności. Sprzedający tę wodę podali, że pochodzi ona z fabryki wody sodowej Buchwaltera w Knihininie.
Popis. Onegdaj odbył się popis szkoły muzycznej znanej pianistki p. Adelmann-Majewskiej. Gra uczennic i uczniów wykazała bardzo dodatnie rezultaty, o stosunku zaś uczennic do swej mistrzyni świadczyła wymownie owacja zgotowana przez młode panienki nauczycielce swojej na tym popisie.
Samobójstwo. O godz. pół do 12. w nocy z czwartku na piątek odebrał sobie życie wystrzałem z rewolweru ukończony kandydat nauczycielski Anatol Lewicki, 20 lat liczący, zamieszkały przy ul. Kamińskiego u p. Edwarda Geislera, naczelnika straży pożarnej. Przywołany dr. Drzewicki zdołał już tylko skonstatować śmierć. Denat dopiero kilka dni temu złożył w tut. seminaryum egzamin dojrzałości z dobrym postępem. Znaleziono przy nim bilet następującej treści: „Matko moja i Rodzino najbliższa! Nie wiecie, bo nie mówiłem, ile cierpiałem i cierpię! Mnie nie sadzono z Góry być szczęśliwym, chociaż tak tego pragnąłem i nie dla siebie samego. Sił już nie mam! kto znał moją przeszłość i stosunki teraźniejszości temu samo sumienie jego nie da spokoju (?), że przyczynił się do tego 1. że matka moja traci jedyną pociechę 2. i moj…… Najbliżsi sercu memu , bądźcie szczęśliwszymi, kiedy ja nie mogę tego osiągnąć. Jeden mi d. szkodzi, ale zdaję się na sąd przed Bogiem. Złożyło się wszystko ale – ale nie tak jak powinno. Żegnam Was nieszczęśliwy – jak niektórzy powiedzą… Młodzik jeszcze.”
Może sobie sami czytelnicy wykombinują z powyższego listu, jaki był powód samobójstwa.
Bezczelność naszych fijakrów rośnie u nas wraz z temperaturą. Wiadomo, że w czasie upałów, każdy rad by się wykąpać, a że do kąpieli daleko, przeto każdy najmuje dorożkę. Ale ci „panowie na koźle” korzystając z upałów i braku fijakrów żądają za taką jazdę skromnego wynagrodzenia w kwocie 3 koron lub więcej. Zdarzyło się w ubiegłym tygodniu, że dwóch panów chciało już zapłacić trzy korony, ale wtedy przebiegły „bałaguła” z serdecznym śmiechem na ustach oświadczył, że woli czekać na oficerów, to dostanie pięć koron za taką jazdę. Może by świetny Magistrat wglądnął w tę sprawę.
Cyrk „Variette” pod dyrekcją Horvatha, składający się z 30 osób pań i panów, tylko pierwszorzędnych artystów zagranicznych, przybywa w tych dniach z Czerniowiec.
Otwarta w naszem mieście w lutym filia zjednoczonych fabryk syropu i cukrów we Lwowie (stow. rej z ogr. poręką), której kierownikiem jest p. M. J. Korner, zaprowadziła z początkiem tego miesiąca w lokalu swoim przy ul. Sapieżyńskiej (linia A-B) sprzedaż hygienicznej wody sodowej z prawdziwym sokiem malinowym. Przy sposobności nadmieniamy, iż filia tutejsza ma na składzie najprzedniejsze artykuły cukiernicze krajowego wyrobu, które wytrzymują konkurencję wyrobów zagranicznych nie tylko pod względem jakości ale i pod względem taniości.
Czereśnie, najlepsze gatunki, koszyk 5 kilowy 1,50 złr już z opłatą poczty i koszyka za zaliczką, jako też agresty, porzeczki, maliny i poziomki są do nabycia po cenach najtańszych u Petrovits & Pantits, Werschetz (Węgry południowe). Na sezon winogronowy poszukuje się agentów.”
„Moje plotki.
Na ostatni mój list otwarty do p. Kliszewskiej otrzymałem odpowiedź tak piękną i serdeczną, że przez cały tydzień serce moje waliło jak u pensjonarki na widok pierwszego listu różowego. Ale nie tylko ten jeden list przyszedł w ubiegłym tygodniu na mój adres. „Złota nić miłości” na festynie Sokoła opętała i między innymi moją chudą farę przynosząc mi kilka widokówek z wykrzyknikami, pytajnikami i docinkami. Kto pisał te kartki – nie wiem. Poznałem tylko (po ortografii), że tego chyba nie pisali mężczyźni. Także i to ze stanowczością twierdzić mogę, że żaden z autorów nie był wegetarianinem, bo wszystkie prawie kartki ozdobione były tłustemi plamami i nosiły wyraźne znamiona – szynki, co z łatwością mógł skonstatować każdy inteligenty nos, o ile nie rozbił się po ciemku o słup, drzewo lub któregoś z uczestników festynu. Po powrocie z festynu zawadziłem nosem o tablicę przestrzegającą przed wprowadzaniem psów do parku i po cichu modliłem się w duszy za braci Ehrlichów, którzy mię namówili do ubezpieczenia się od upadku.
Mniej niebezpieczne jak ciemności egipskie były confetti i coriandoli, czyli sztuczne śmiecie, którem na wzór zagranicy uczestnicy zabawy obrzucali się dla rozrywki. Obsypywaliśmy się tym śmieciem wszyscy bez wyjątku. Bez wyjątku? Otóż nie reguły bez wyjątku – nawet na festynie. Zdawało się niektórym panom, którzy sami rzucali te papierki na wszystkich, ze zabawa ta jest ich wyłącznym przywilejem i oburzali się ile razy kto inny pozwalał sobie na wybryk i śmiałość.
Zresztą bawiono się bardzo dobrze. Ale nieprawdą jest, jakoby dwie panny na festynie się zaręczyły i jakoby trzecia (ich przyjaciółka) z tego powodu zemdlała.
Tak samo nieprawda jest, jakoby kwiatowe corso cyklistów składało się z jednego bicykla. Przeciwnie! Sami stwierdziliśmy, że było więcej rowerów: coś podobno dwa czy trzy. Jeżeli było mało kół , to natomiast było dwa razy tyle nagród, a sędziów było trzy razy tyle. Udekorowanie kół było wprost wspaniałe: papierowe kwiaty, papierowe kwiaty, no i inne dekoracje, których nie można było dostrzec z powodu kurzu lub ich w ogóle nie było. Sami cykliści umówili się między sobą, który z nich ma wziąć którą nagrodę. W tym tez porządku ustawili się jadąc. Pierwszy zdobył pierwszą itd. Ważną zarówno okolicznością jest, że pierwszy cyklista trąbił, ale na trąbce, a nie broń Boże w bufecie.
Bufety, a raczej to co się w nich znajdowało było najpiękniejszym punktem programu. Szkoda tylko, że ten punkt tak krótko trwał, bo przed wieczorem nie można było już nic dostać, a za porcję chleba z masłem ofiarowano dwie pary wołów na księżycu.”
Asiu, do kawy i nie tylko – świetne .
dzień dobry … ☕
Asiu sobie poczytałam … 🙂
u nas słońce dopisuje i pewnie dlatego wszyscy oczekują słodkich truskawek .. a tu zonk …
Małgosiu miłe zaskoczenie ceną czereśni …
a jak robicie kompoty? … kiedyś robiłam i nie pamiętam kto mi dał wtedy przepis .. ja gotowałam syrop, gorącym zalewałam owoce i potem 20 minut pasteryzowałam .. a teraz czytam, że zimnym syropem się powinno zalewać i pasteryzować 40 minut ..
Też mnie dziwią te kwaskowe truskawki, ale może one za szybko dojrzewają i ta słodycz nie zdąży się wytworzyć. Nie znam się na tym, może ktoś mnie poprawi i wyjaśni.
Asiu, jak to miło sie czyta z samego rana.
U mnie w domu tez tak sie robiło kompot.
Miałam na myśli metodę Jolinka 🙂
Jolinku, dawno nie robiłam kompotów w słoikach, ale zwykle było tak, że owoce do słoja, na to cukier i zalewałam gorącą wodą. Potem pasteryzacja 20 minut.
Jolinku – ja zalewam owoce wrzącą słodką wodą, zakręcam słoik i pod kołderkę. Żadnej pasteryzacji. Nawet renklody tak robiłam .Łatwiej, mniej pracy, a skutek ten sam.
Melduję się po powrocie z kolejnej włóczęgi 🙂 Tym razem odwiedziliśmy Monachium oraz Salzburg. Oba miasta mają doskonałe połączenie kolejowe, pociągi kursuja często, podróż trwa dwie godziny. Dzisiaj pierwszą rzeczą, którą zrobilam po powrocie była wyprawa na targ po warzywa i owoce, jako że podczas ostatnich kilku dni nie jedliśmy ich za wiele. Został zaordynowany wegetariański obiad i tego się bedziemy trzymać w najbliższym czasie. Natomiast te wszystkie sznycle, kiełbaski, golonki oraz kufle piwa pozostaną oczywiście w naszej miłej kulinarnej pamięci. Z całego bawarsko-tyrolskiego menu najbardziej smakowały mi białe monachijskie kiełbaski: https://www.bawaria.travel/monachijska-biala-kielbasa-muenchner-weisswurst
Momenty były? 🙂 Mam nadzieję na zdjęcia.
Alino, Małgosiu i krysiude dzięki za odpowiedz .. kiedyś robiłam kompoty na zimę dla dzieci a teraz mnie naszło by zrobić dla siebie bo owoców będzie sporo a i gorzej działają na mój żołądek owoce surowe … sposób kryside mi pasuje …
burza z gradem i ulewą nas złapała w parku na spotkaniu rodzinnym ale strat nie było … 😉
Danuśka ale co sobie podjedliście i popiliście to Wasze … 🙂
a taki schab już przerabialiśmy? .. wygląda na zdrowy i dobry w smaku …
https://www.zielonacukinka.com/2018/05/schab-parzony-w-garnku-atwy-przepis.html
Małgosiu-zdjęcia oczywiście będą, a momenty są podczas każdej podróży i to na dodatek różnego rodzaju 🙂
Piękne dekolty kelnerek w bawarskich strojach należą zapewne do uroków podróży po tym regionie:
https://st.depositphotos.com/2012425/1923/i/950/depositphotos_19232275-stock-photo-bavarian-waitress.jpg
A mokre podkoszulki podczas zwiedzania ogrodu wodnych uciech w Hellbrunn to też
radości co niemiara:
https://www.salzburg.info/pl/sights/top10/hellbrunn-palac-letni-i-ogrody-wodnych-uciech
Jolinku-oj, nasze, nasze…I zostało w naszych biodrach…
Danuśka,
nie należy mieć wyrzutów na sumieniu („I zostało w naszych biodrach…”), bo wtedy zostaje na dłużej!
Wczoraj była jakaś impreza, niejedna zresztą (długi weekend) w sąsiedztwie. Do czwartej rano śpiewy i krzyki, podziwiałam w duchu faceta, który wygłaszał przez ponad godzinę orację do kilku lub najwyżej kilkunastu przyjaciół, a wydzierał się, jakby przemawiał do tłumów stutysięcznych.
Na szczęście czytałam autobiografię Roda Stewarta, więc było mi wszystko jedno, co tam się dzieje.
U mnie dzis otwarcie sezonu szparagowego – lokalne szparagi (zielone) juz sa dojrzale i zamowilam w zaprzyjaznionej farmie kilka peczkow. Do wyboru bylo kila kategorii, ja zwykle biore „skinny” czyli te cienkie, ktore bardzo szybko sie gotuja, a najlepsze sa na barbeque, skropione oliwa i sola, mozna tez dac trche rozdrobnionego czosnku do oliwy. Wzielam tez peczek krotkich grubych – na zupe, nie nie ma zadnych odpadow, odcinania koncowek itp. Take szparagi prosto z pola mozna trzymac w lodowce dobrze ponad tydzien (zawiniete w wilgotny recznik papierowy), a te ze sklepu zwykle wiedna po 2 dniach.
Na miejscowe truskawki trzeba jeszcze czekac – podobno beda pozniej w tym roku. U mnie w ogrodku wlasnie przekwitly bzy, a przejazdem gdzies widzialam kwitnace kasztanowce. Piwonie i rysy niedlugo zakwitna.
Alicjo, wracaja do poprzedniego watku – dziecko nie wybralo Queen’s. Dlugo sie nie mogla zdecydowac (a termin byl do 1 czerwca) – czekala do ostatniej chwili. Miala kilka ofert i wybrala uniwersytet blizej domu.
Alicjo-nie mam wyrzutów sumienia 🙂 Przecież podróżuje się również po to, by próbować lokalną kuchnię, zatem próbowaliśmy chętnie i z oddaniem 🙂
GosiuB-też ugotowałam dzisiaj zielone, cienkie szparagi, tę odmianę kupuję najchętniej.
Jolinku – my robimy kompoty tak jak Ty. Ciepłym syropem zalewamy owoce i pasteryzujemy 20 minut.
Danusiu – czekam na Twoje zdjęcia 🙂 Akurat byłam w obu miastach i chętnie znowu przespaceruję się ich ulicami dzięki Waszym zdjęciom.
Bawarskie posiłki były ogromne, jak dla drwala 🙂 – na przykład: trzy duże plastry mięsa, wielki knedel, spora porcja sałatki ziemniaczanej i ogromny talerz z trzema rodzajami sałat i surówek. Zamawiając nie spodziewałam się takiej porcji. A niemieckie kiełbaski chyba najlepiej smakowały nam w Regensburgu, w pobliżu przystani dla statków i Kamiennego Mostu. Były tak podawane: dwie sztuki cienkich kiełbasek w bułce z gotowaną kapustą kiszoną i słodką musztardą. To jest to miejsce, które warto odwiedzić: https://en.wikipedia.org/wiki/Regensburg_Sausage_Kitchen
W co drugi czwartek w SPATiF-ie występuje Mała Orkiestra Dancingowa Noama Zylberberga. Można posłuchać i potańczyć 🙂
http://klubspatif.pl/wydarzenia/
https://www.youtube.com/watch?v=s_fDnlLdaTs
https://www.youtube.com/watch?v=m9HVrI7klNs
Asiu, mysmy jedli kielbaski dokladnie w tym samym miejscu, w sierpniu zeszlego roku. Jest to ponoc jedno z najstarszych miejsc wyrabiajacych i podajacych kielbase w Bawarii, a jego historia siega do czasow budowy Mostu Kamiennego – w tym miejscu przygotowywano i podawano posilki dla budowniczych mostu.
Monachium zas to jedno z moich ulubionych miast europejskich. Odwiedzamy je zwykle po drodze do Polski tzn. lecimy do Monachium i zatrzymujemy sie na dzien albo dwa, a potem samochodem do Polski: jak nam sie spieszy to autostrada, jak mamy czas to przez Austrie. Raz spedzilismy w Monachium caly tydzien i bardzo nam sie podobalo – wreszcie byl czs zeby bez pospiechu pozwiedzac wszystkie warte zobaczenia miejsca i pochodzic po ulicach.
Proza i poezja
Pozorna proza piwa
Na pianę marzeń się zdobywa.
Z rana należałoby raczej o kawie/herbacie, ale z Monachium kojarzy się przede wszystkim
piwo 🙂
dzień dobry … ☕
Monachium też mile wspominam … znalazłam się tam niespodziewanie na dwa dni i byłam pierwszy raz w kinie Imax na dokumentalnym filmie „Everest” …
Pogoda, owszem, jest bardzo piękna, ale dla tych, którzy lubią upały. Mnie one bardzo męczą, a co dopiero mają powiedzieć ci, którzy muszą pracować. W poszukiwaniu ochłody byliśmy wczoraj w Orłowie, gdzie po spacerze brzegiem morza odpoczywaliśmy pod lipami . Od razu przypomniał mi się Jan Kochanowski i pochwała lipy. Bardzo słuszna. Dziś pojechaliśmy też niedaleko, bo do Rewy. Widoki są tam piękne, ale plaża nieciekawa. Dobra dla tych, którzy leżą plackiem i smażą się w słońcu i dla kitesurfingowców, którzy maja tam swoja bazę. Spacerowanie wzdłuż morza tylko dla masochistów. Ale wszędzie można znaleźć miejsce, gdzie można wypić dobrą kawę.
Czekam na ochłodzenie. A tu całe lato przed nami.
Truskawki dziś po 7,90 zł, ale bardzo dojrzałe i słodkie. Dżemu nie muszę robić, bo jeszcze jest kilka słoików. Trochę truskawek zamrożę, choć właściwie niezbyt się to opłaca, bo mrożone owoce można kupić w każdym sklepie przez cały rok.
a Wy jecie liście kalarepy … ja dziś posmakuję …
http://www.kolorowezycie.eu/?p=13247
Jolinku,
coś komuś padło na mózg ostatnio (być może słusznie), parę dni temu czytałam i zapodałam na blogu, że więcej wartości mają szypułki truskawek niż same truskawki. A niech sobie mają – są paskudne w smaku, gorzkawe i to nie jest to, co lubią tygrysice.
Jakiś nowy trynd czy co??? Niedługo nam każą połykać pestki czereśniowe 🙄
p.s.Bardzo podobnie jak kalarepa smakuje gruby korzeń brokuła, spróbujcie 🙂
Alicjo ja zawsze jem brokuły w całości .. a świat się zmienia i dzięki nauce wiemy jaki ma skład jedzenie i czy nie jest trujące .. kiedyś bym nie jadła liści rzodkiewki a teraz tak .. ale szypułek truskawek albo natki marchwi jakoś niekoniecznie …
Krystyno-spacery wzdłuż orłowskiej plaży należą do moich ulubionych.
Kiedy myślę o Gdyni to natychmiast się rozczulam wspominając Orłowo, Kamienną Górę i światowej sławy 🙂 oraz klasy ulicę Świętojańską 🙂
Te miejsca to dla mnie mnóstwo wspomnień i sympatyczne czasy obecne.
Jolinku-odkryłaś dla nas (a przynajmniej dla mnie) kolejne smaczne i wartościowe surowe liście. Moja Mama podawała kalarepę gotowaną-wrzucała do garnka pokrojoną na kawałki bulwę oraz poszatkowane liście, całość doprawiała zasmażką. Nie było to niestetyż moje ulubione danie 🙁 Do dzisiaj jadam jedynie kalarepę na surowo i
w tej postaci lubię ją bardzo. Alain zaproponowal swego czasu, by kroić ją w słupki i traktować sosem musztardowym. Zapewniam Was, że to znakomity pomysł.
Są jednak pewne tabu, szypułkom truskawkowym mówimy niet!
Ale, ale….Babcia Osobistego Wędkarza przyrządzała napary z ogonków czereśni, o czym już chyba kiedyś wspominałam. Rzeczone ziółka są sprawdzone i dobre na wszystko.
brokuł zawsze w całości, ale ja wolę tę „kalarepną” część 😉
Jolinku, ciekawe informacje w kolorowym życiu i o liściach kalarepy, dziekuje 🙂
O tych ogonkach z czereśni to też słyszałam, podobno napar dobry na bolące stawy.
Bolące stawy uratuje golonka.
albo galaretka z kurczaka ..
Danuśka a jak robicie sos musztardowy bo każden ma swój sposób ..
Jolinku-u nas szefem od sosów jest Alain. Kiedy ja usiłuję zrobić sos do sałaty, czy dowolnych innych warzyw, to zawsze jest jakieś ale…W musztardowym występują te same skladniki, co w winegrecie-olej, ocet winny i musztarda z Dijon, ale ta ostatnia w zdecydowanie większej ilości. Poproszę szefa 🙂 by wykonał podczas zjazdowej biesiady.
Kalarepę lubię na surowo w postaci słupków. Liście do tej pory lekkomyślnie wyrzucałam, ale rzeczywiście powinno się je wykorzystywać.
Jak by się ktoś uparł, to truskawkowe szypułki mógłby wykorzystać do pesto. Dodać jeszcze coś zielonego i może coś zjadliwego by z tego wyszło. Sama jednak próbować nie będę.
Ogonki z wiśni też podobno mają takie właściwości jak czereśniowe. A urodzaj wiśni zapowiada się obfity.
Z krainy Bratanków:
http://www.eryniawtrasie.eu/26797
Ewo-bardzo ciekawy pomysł na węgierską wyprawę. Myślę, że większość z nas pusztę zna jedynie lekcji geografii i z telewizyjnych reportaży.
Ewo – ile dni tym razem tam spędziliście? Czy będą dalsze części? Też uwielbiam Węgry i ich kuchnię. 🙂
„i węgierską kuchnię” miało być 😉 Zasypiam dzisiaj przy tym komputerze.
Jan Sztaudynger
Męska stałość
Mówię do mlecza -Druhu!-
A on cały w marzeń puchu…
Już za chwilę na koń, to znaczy na rower 🙂 Po długim weekendzie roboty huk!
Dziewczyny,
Dalszy ciąg będzie, ale nie na puszcie, niestety. Ja tam jeszcze wrócę dooglądać!
dzień dobry … ☕
ewo jakąś artystyczną formę robienia zdjęć przyuważyłam … a wrócić tam warto …
Jolinku,
Stary aparat umarł po Maderze i tuż przed wyjazdem na Węgry kupiliśmy nowy. Po prostu testowaliśmy różne dziwne ustawienia. Szczerze mówiąc, mam mieszane odczucia co do efektów. Ale fakt, niektóre zdjęcia mają efekty „malarskie” 😉
Vietnam:
https://mapasmakow.onet.pl/articles/wywiad-z-andrzejem-mellerem.html
Dom wysprzątany na błysk (żeby myszom się lepiej tańcowało), teraz tylko się spakować, ale jeszcze jest dużo czasu do jutra.
Popasać będziemy w hotelu Mazowieckim. Wylot nam przesunęli o 2 godziny do przodu. Niech ta.
Popodróżowałam po Węgrzech, nigdy tam nie byłam 🙁
Nic straconego 😉
Alicjo-dzięki za Wietnam! Wraz z Jolinkiem miałyśmy okazję poznać wiele z tych smaków i potraw. A Święto Tet ma swój niezaprzeczalny urok.
Obmyślam menu dla Cichalów na czwartkowy wieczór 🙂
Alicjo-zajrzyj do poczty.
Ty też 😉
Zrobione 🙂
Jeśli macie ochotę na spacer po Monachium i po Salzburgu, to zapraszam:
https://photos.google.com/album/AF1QipMBRZ_dELBrnEM2sEGgVPMbaLHLTwjBth131AWK
Danuśka, spacer niestety niedostępny 🙁
To może teraz:
https://photos.app.goo.gl/h0etKkS4WvbFCi7a2
Teraz dużo lepiej 🙂
Koleżanki podrzucają informacje o jadalnych liściach (dotąd niejadalnych), które mają super własności. Pomyślałam, że jak zacznę je spożywać to będę super zdrowa 😉 Niestety, te różne liście nie smakują mi tak, jak to do czego są „przyczepione” 🙂 Kalarepka, rzodkiewki, różyczki brokułów- to lubię a z liści to najbardziej szpinak, w każdej postaci 🙂 Z drugiej strony jak nie spróbuję to nie będę wiedziała, że nie lubię..
Yurek poleca golonkę na bolące stawy ale nie wiem ile golonek pomaga więc może trzeba zainteresować się ogonkami czereśni bo ostatnio stawy bolą 🙁
Relacja Ewy z wypadu na Węgry jak zawsze interesująca. Nabrałam ochoty, żeby znów tam pojechać.
Dziś robiłam pęczotto z warzywami- niby ritsotto z pęczaku. Do tej pory pęczak omijałam szerokim łukiem ale muszę się z nim poznać lepiej- było dobre 😉
Danuśka,
Piękna wycieczka, dziękuję!
Danuśka, bardzo udany spacer 🙂
Spacer również bardzo mi się podobał szczególnie, że w Salzburgu bywałam tylko zimą.
Danusiu – pospacerowałam z Wami, aż mnie oczy bolą 😀 Piękna wycieczka i ciekawe zdjęcia, odświeżyłam wspomnienia. Dziękuję.
Danuśka! A Ty nas nie rozpieszczaj! My som ludzie proste. Wystarczy skrzynka szampana i kilo kawioru, ino astrachańskiego!
Danusiu, rozczuliłaś nas mailem z zapytaniem co lubimy, a co nie! My wszystkojady a w temacie (nie Marioli) lubienia – to Ciebie!
https://photos.app.goo.gl/lbRgi8VqRSIYbWA12
https://photos.app.goo.gl/FD0SX0c7CYVO9qvv1
To jest gościniec, który ze względów gabarytowo-fiskalnych nie zostanie zabrany, ale będzie czekał na Waszą wizytę u nas.
Cichal-dwanaście skrzynek szampana i kontener kawioru zamówione, oby tylko towar dojechal na czas 😉
Widzę,że przybywa nam powodów, dla których organizacja podróży do Ameryki staje się obowiązkowa i niecierpiąca zwłoki…
56 lat temu w dniu 6 czerwca:
http://www.supersam.nazwa.pl/?page_id=14
Dzisiaj w tym miejscu znajduje się tenże biurowiec:
https://www.e-biurowce.pl/cache/8/3/c/f/e/83cfefc7e246436e6861ff9238ee8bee82b0e0d8.jpeg
W artykule, do którego przed chwilą podrzuciłam sznureczek jest mowa również o „Supersamie” przy ulicy Puławskiej 131. O tym sklepie wspominał czasami w swoich opowieściach Piotr Adamczewski, jako że robił tam zakupy(mieszkając po sąsiedzku).
Po pięćdziesiątce
Gdy człowiek w lustrze twarz swą bada,
Częstokroć chciałby krzyknąć: „Biada!”
Lecz w końcu się odwraca tyłem
I mówi „Nic się nie zmieniłem”.
Jan Sz.
dzień dobry … ☕
Danuśka wyprawa jak zwykle udana ale a na stadionie Olimpijskim nie byliście a ja tak … 😉
goście się zjeżdżają … 🙂
przypominam ta niedziela niehandlowa ..
poranek rześki …
sobie zrobię ze 3 słoiczki …
http://www.facetikuchnia.com.pl/index.php/chutney-truskawkowy/
robiliśmy tu ocet malinowy wg Heleny a może by tak zrobić takim sposobem ocet truskawkowy …
Dzień dobry 🙂
kawa
Załatwcie tam jakąś pogodę, bo 16c w ciągu dnia to nieco za mało 😉
Spakowana, nawet rabarbar zebrałam i schowałam w torbie foliowej do lodówki. Ma przetrzymać 3 tygodnie, łaski nie robi!
Do usłyszenia i zobaczenia w realu!
ja na chwilkę tyko wpadam
życzenia serdeczne składam
te zaległe – nie z mej winy
lecz zdrowotnej, niemiłej przyczyny
choć toasty już ustały
słowa „sto lat” też przebrzmiały
w dniu imienin co minęły
i urodzin co przemknęły
ślę życzena pomyślnści,
zdrowia, słońca i radości
a że Zjazd za sosną czeka
i wesoło się uśmiecha
gości rad powitać znowu
/podróżników ze stron Globu/
życzę miłych chwil zjazdowych
smakowitych, słodkich, zdrowych
Rodacy dobrych lotów .. tu Irek Was kawiorem wita … 🙂
Paweł już w drodze z Widnia. Jerzory i my za parę godzin. Nic nie wiemy kiedy Nowy, ale też napewno się cieszy, jako i my! Danusiu et consortes, dobrze będzie Was zobaczyć! Do rychłego!
A ja właśnie wróciłam z Płocka (pogrzeb w rodzinie) i mijałam kierunkowskaz z napisem Soczewka, w którą to drogę będę skręcać pojutrze.
Pogoda ma być- od soboty coraz cieplej 🙂
Wierszyk od Echidny bardzo zgrabny i miły a kawa od Irka jak zwykle wspaniale komentująca (jak on to robi?!)
Zapowiada się niezły zjazd 😉
Dobre wino nie jest złe:
http://www.eryniawtrasie.eu/26840
Rzepie-smutna podróż. Ta piątkowa będzie radosna 🙂
U mnie gorąca linia. Oj, dzieje się…
W tej chwili lista zjazdowa przedstawia się następująco:
Basia Adamczewska-tylko w niedzielę na kilka godzin
Jolinek
Rzep
Żaba-tylko w sobotę przelotem (bez noclegów)
Paweł Wiedeński
Pepegor
Alicja i Jerzor
Ewa i Cichal
Haneczka i Jurek
Inka i Lucjan
Małgosia i Robert
Danuśka i Osobisty Wędkarz
Różne okoliczności sprawiły, że nie będzie z nami wcześniej zapowiadanych: kuzynki Magdy, Kocimiętki z Jackiem oraz Nowego 🙁
Jutrzejsze menu powitalne opracowane.
Kurz chyba pozostanie w niektórych kątach, bo już nie mam ani siły, ani czasu z nim walczyć.
Dobrych lotów naszym zza Kałuży!
Dzięki za miłe słowa zdjęciowo-spacerowe.
Jolinku-to prawda, stadionu ani muzeum BMW nie widzieliśmy. Niestety nie da się być wszędzie przez marne półtora dnia.
Ewo,
bardzo ciekawe informacje o winiarstwie węgierskim. To fakt, że i u nas pije się coraz więcej wina, ale zdecydowana większość klientów patrzy na ceny. I bez trudu można kupić niedrogie i całkiem dobra wina. Wino w plastikowych butelkach kojarzy się bardzo źle i raczej nie miałoby nabywców, chyba że takich, którzy muszą zacząć dzień od dawki procentów.
Danuśka,
jako zjazdowej głównodowodzącej życzę Ci powodzenia. Na pewno wszystko uda się znakomicie.
Dzięki Krystyno!
Bardzo żałuję, że nie będziesz tym razem z nami zjazdować.
Krystyno,
Tu już nawet nie chodzi o cenę (też nam się zdarza kupować wina z kategorii stołowych, w cenie im odpowiadającej 😉 ), a o opakowanie. Po kilku tygodniach w plastiku, wino smakuje paskudnie. Jak ktoś kupuje kilka pięciolitrowych baniaków, to albo robi dużą imprezę, albo na dłuższą metę będzie cierpiał…
dzień dobry … ☕
Danuśka to szkoda, że gości trochę ubędzie …
ewo W bardzo poszkodowany w tej wyprawie … 😉
Jolinku,
Kolejnego dnia sobie odbił… 😉
Jest nowy wpis!