Jak się (cholera!) wyciszyć?
To proste. Udać się do kuchni i zająć się przyrządzaniem takiego posiłku, który wymaga skupienia, spokoju, namysłu, uwagi, nie dopuszczania do przeciągów i trzaskania drzwiami. Po kilku godzinach, gdy kolacja (tu wpisujemy właściwą nazwę w zależności od pory jedzenia) jest gotowa, to kucharz już nie pamięta dlaczego szukał wytchnienia przy garach. A jeśli odniósł sukces i biesiadnicy proszą o dokładkę, to jest w siódmym niebie.
Kalmary (tuszki) i to co będzie w ich wnętrzu
Znając ten sposób, po wylądowaniu na wsi ( i to na cały tydzień), wyłączyłem z sieci telewizor, by wnuki nie miały pokusy a ja nie musiał słuchać szumu – a raczej wrzasku – informacyjnego. Włączyłem natomiast płytę z toskańskimi piosenkami kupionymi przed laty w Sienie. Wyciągnąłem odpowiednie garnki, patelnie i naczynie do zapiekania, włączyłem piekarnik i – w łagodnym rytmie melodii – zabrałem się do roboty.
Najpierw zająłem się daniem bardziej pracochłonnym czyli kalmarami faszerowanymi cielęciną z warzywami i migdałami. Spore tuszki kalmarów umyłem, pozbawiłem ostrych, długich fiszbinów tkwiących we wnętrzu, odciąłem macki i odłożyłem na bok.
Spory kawałek z udźca cielęcego zmieliłem w maszynce, dodałem do tego pokrojone drobno macki, migdały, natkę pietruszki, plasterki marchewki i wrzuciłem na patelnię, na której już szkliła się posiekana cebula i kilka ząbków czosnku. Gdy ów farsz podsmażył się lekko, wlałem duży kieliszek białego wytrawnego wina, posoliłem i wrzuciłem troszeczkę pokruszonego peperoncino. Tym wszystkim nafaszerowałem kalmary, spiąłem otwory wykałaczkami i ułożyłem je w brytfannie z oliwą. Z wierzchu zalałem pomidorami z puszki. I to obficie. Wsadziłem brytfannę do piekarnika, który nastawiłem na 200 st. C.
Już wszystko na talerzu Fot. P.Ad.
Uff, teraz półtorej godziny spokoju. Ale nie do końca. Druga potrawa była naprawdę wyciszająca. To był suflet serowy, wymagający ciszy w kuchni, spokojnych ruchów kucharza, zapobiegnięcia podmuchom powietrza i wszelkim hałasom. Ponieważ robotę przy suflecie już tu opisywałem więc dziś oszczędzę szczegółów. Pokażę tylko rezultat, który tym razem był efektowniejszy niż przy poprzedniej próbie.
Minęły dwie godziny od chwili wejścia do kuchni i kolacja była gotowa. I tym razem musiałem sięgnąć po wino, bo w naszym domu towarzyszy ono (poza śniadaniem) wszelkim posiłkom. Tym razem było to proste sauvignon blanc z nowozelandzkiej winnicy Malborough Silver Lake. I do sufletu, i do kalmarów z cielęciną doskonałe.
A że dania smakowały to i ja uspokoiłem się całkowicie, zapominając o tym co dzieje się poza moim lasem oraz łąką.
Komentarze
cisza i wyciszenie zawsze w cenie … posiłku … 🙂
Opowiadał mi kiedyś Jurek Porębski, szantymen i doktor oceanologii, a także facet pływający z rybakami – jak wyglądają łowy kalmarowe na skalę przemysłową. Otóż łowi się je nocą, na tzw. dżigersy. To takie małe wrzecionka, b. kolorowe, z dwoma rzędami ostrych igieł. Wiesza się je na linkach między dwoma statkami (jak rozciągnięte pranie), opuszcza do wody i zapala wszystkie światła na statkach. Głupie kalmary podpływają do światła i widzą kolorowe rybki, rzucają się więc na nie, połykają i nadziewają na te dwa rzędy haczyków. Potem się dżigersy s nich wyjmuje metodą odkręcania im tuby. Kalmarom, nie dżigersom.
Ciekawa jestem, czy ta metoda wciąż jest stosowana?
Dziędobry na mokrej rubieży!
„s nich”. Hehe. Z NICH.
Suflecik serowy mnie nastroil z rana, a ze w posiadanie zem wszedl kilku najleszych polskich serow to moze byc to swietny sposob na wyciszenie. Z tym sufletem to podobno nie jest latwa sprawa.
pozdrawiam
Moja rubież nie mokra, a wręcz przeciwnie, piękne słońce, ino wiaterek lekutko za mocny. Ale i tak się chyba wybiorę na dłuższy spacer.
Witam
Pies mokry, Pyra mokra, ale załatwiliśmy to, co nas z domu wygnało, a przy okazji w domu znalazły się razowe bułki z ziarenkami, świeży chleb, twarożek, rzodkiewki i szczypiorek – czyli już wiecie, co na śniadanie. A tak w ogóle popatrzyłamna zapłakany świat i doszłam do wniosku, że na obiad będzie dzisiaj zupa jarzynowa; klasyczny, poznański eintopf vel rumpuć. Gdzieś tam w lodówce od dawna hibernują dwa świńskie ogony i jakiś niewielki kawałek mięsiwa z dopiskiem „na zupę”. I to będzie to.
Gospodarzu miły – obawiam się, że przez najbliższe dwa miesiące trzeba będzie na dobre zamieszkać w kuchni.
No proszę,jak ostatnio robiłam zakupy to tęsknym wzrokiem
spojrzałam na kalmary i w rezultacie nie kupiłam,a może
trzeba było. Zawsze przy kalmarach obawiam się,co by nie wyszły
za twarde,albo gumowate. Tym niemniej jak są dobrze przyrządzone
to chętnie je jadam 🙂
panie gospodarzu,
dla mnie gotowanie to tez pewien rodzaj „psychoterapii”
i przyznam szczerze,
gdyby nie moje „gary” dawno bym sie dal zwariowac…
przepis na kalmary zacny
RUMPUĆ.
Co za piękne słóweczko!
Pyro-jak już schrupiesz te rzodkiewki i bułki z ziarnami,
to zajrzyj do skrzynki !
Ja mam dzisiaj do chrupania białą rzodkiew.
Nisiu-też mi się podoba,ale kojarzy mi się z rupieciem.
Z całym szacunkiem dla pyrowej jarzynowej 🙂
Wysłuchałem wywiadu z p. Migalskim.
Facet twierdzi że J Kaczyński jest kandydatem esencjonalnym …
Wychodzi na to, że dwa w jednym.
http://www.tok.fm/TOKFM/0,88789.html
http://www.pecheaubar.com/images/TM9TP-001.jpg
ilustracja do Nisinego wpisu
Otóż to, takitam. Dżigersik. Paskudne narządko. Mój kolega operator makabrysta twierdził, że to przyrządzik do drylowania oczek.
👿
http://www.morze-morze.eu/kalmary.html
A tu jest opis łowów kalmarowych.
Autor wspomina statek „Gopło” – pływał na nim Poręba i układał o nim piosenki. „Gopło” zostało kupione przez niemieckiego armatora i przerobione na żaglowiec – robiłam o tym piękne kino, o przemianie starego burtowca na białego ptaka oceanów, tralala. Dwa lata go przerabiali, potem pływał gdzieś po Karaibach.
Nisiu, mamy też inne ciekawe nazwy, „ślepe ryby” np.,czyli zupa ziemniaczana,kartoflanka.
No proszę, facet o tym wszystkim pisze…
http://www.morze-morze.eu/plawnice.html
Ewo z P. – ślepe ryby fajne, ale RUMPUĆ ma to brzmienie!
Nisiu, moze rzeczywiscie by sie nadal, ale nalezaboby go wprowadzic od tylu galki ocznej, wiec kolega operator jest wrecz arcymakabrysta z wyobraznia 🙂
http://www.morze-morze.eu/goplo_peace.html
A tu jest zdjęcie trawlera takiego samego jak Gopło i samo Gopło już po przeróbce na „Pica”.
ah, nie przesadzaj Nisia. mozna sie z nimi za to w kuchni w calkiem humanitarny sposob obejsc
Kalmary z takim farszem, chyba sie skusze w najblizszych dniach. Podobnie jak Danuska, tez sie zawsze boje, ze beda gumowate.
Dzieki Nisi wiem juz, jak sie je lowi.
Zycze wszystkim udanego dnia, bez stresow.
Dzień dobry Szampaństwu.
U mnie przedświtowo i nawet jeszcze nie blado. Przeklejam wam tekst, który zamieściłam w sąsiedztwie u Owczarka, bo „drastycny” sen miałam (czytanie nieobowiązkowe).
„U mnie piąta nad ranem dochodzi, obudziłam się zlana potem (przedtem), bo śniło mi się, że byłam na koncercie Roda Stewarda.
W realu byłam dwa razy na jego koncertach, a teraz we śnie to był taki kameralny koncert, jak gdyby na jakiejś imprezie urodzinowej, być może była to impreza urodzinowa u Alsy.
Roda Stewarda kocham od zawsze, dodam. No i ta impreza? Rod śpiewa ?I am sailing?, czyli prawidłowo, bo niedawno żeglowałam, ja robię za fałszujący chórek jednoosobowy, dałam komuś aparat foto, żeby mi trzasnął fotkę z Rodem, a tu ten ktoś, kto miał fotkę trzasnąć, zniknął z aparatem 😯
Pies drapał fotkę z Rodem, ale na karcie było blisko tysiąc innych zdjęć!
I stąd ten pot zimny – aż się obudziłam, i ulga – ah! To znaczy, że aparat na biurku, nikt nie zwinął 😯
?Przedziwne czasem sny się ma?
Dziesięć w skali Beauforta!?
———–
Tyle o śnie.
Nisia,
się nie wybierasz na jakąś oceaniczną włóczęgę? Warto! Od czerwca do końca września się nie żegluje, powiada Kapitan, bo huragany, sztormy i takie tam okoliczności pogody.
a swoja droga to dzisiejszy wpis jest bardzo inspirujacy 😆
„Zakład techniki połowów” 😯
Pięęęęęękne 🙂
mam kod 5555! Pozdrawiam więc Wszystkich, życzę pogodnego dnia i udanego pitraszenia. Niech wszystkie dzisiejsze obiady poprawią nastrój tych co je przyrządzać będą i tych co będą je spożywać.
Te durne znaki zapytania to znaki cudzego słowia, tylko jak się tekst wkleja, to tak wychodzi durnowato.
Kalmary robią się gumowate, jeśli są za długo „poddawane obróbce cieplnej” 😉
Trudno wyczuć, nie kiełbasa 🙄
Alicjo, się wybieram. Umówiłam się na luty (wcześniej mój kapitan szwenda się po jakichś Hornach, a teraz sezon się właśnie kończy) na małe szlajanko pomiędzy Brytyjskimi Wyspami Dziewiczymi na Karaibach. To bardzo przyjemny akwen dla starszych pań. Katamaran też dla starszych pań.
Kalmary tam jadłam na przystawkę podziabane na krążki i usmażone w bardzo delikatnym cieście. Oni to podawali w miseczkach, a na dnie miseczek były podobnie tylko bez ciasta usmażone krążki cebulki. Zażeraliśmy się tym nieprzytomnie, bo dobre było.
http://monikaszwaja.pl/index.php?k=16&id=3&lang=pl
Myślałam, że już tam nigdy nie pojadę, bo mi lekarz zabrania, ale tęsknię!
Ewo z P. – a może na użytek Blogowiska zrobiłybyśmy mini – słowniczek kuchni wielkopolskiej? Te wszystkie parzybrody, skopowiny, fałszywe zające, ślepe ryby, białe-kwaśne, rumpy, polewki, gziki i młodzie?
Pyro, Ewo – TAK, TAK, TAK!!!
Pyro, dobry pomysł! zatem na początku byłby ajntopf (jednogarnkowa potrawa,chyba trochę synonim rumpucia)
Nisia,
co Ty tu o starszych paniach, jaki katamaran, jacht! Sama „mglałam” z wrażenia, jak się kładł na boku 😯
A prawie się kładł, kiedy kołysał nas zachodni wiatr… 😉
Podziabane na krążki w delikatnym cieście kalmary – i sporo czosnku do tego smażenia, ostra papryka żywa, posiekana, smażenie króciutkie.
Kombinowałam, jak to zrobić (restauracyjne było doskonałe) i wykombinowałam, że najlepsze ciasto będzie takie na tempurę japońską, zakupiłam gotowiec w proszku i wyobraźcie sobie – trafiłam 😯
Tylko naprawdę to minutki smażenia, takich małych, podziabanych krążków – na tych dużych, co to Gospodarz zapodaje, nie znam się.
Ewa, Pyra i inni Wielkopolanie –
nadawajcie, ja będę notować. Początek już jest.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Slowniczek_kuchni_Wielkopolskiej.html
Uwielbiam kalmary! Jadłam je jeden jedyny raz, kiedy byłam piękna i młoda (dzisiaj zostało z tego „i”) i wczasowałam się u rodziny na Sardynii. Na coś w rodzaju kolacji (późnego obiadu?) podano właśnie kalmary. Przyrządzone bardzo skromnie, nie pamiętam, co tam przy nich było, na pewno mniej różnych różności niż u pana Piotra. Ale wino obowiązkowe.
To było boskie, BOSKIE! Pamiętam smak do dzisiaj, choć minęły – niech policzę – to brutalne, ale tak, 22 lata.
Alicjo,pierwsza porcja:
ajntopf-potrawa jednogarnkowa, najczęściej zupa z dużą ilością warzyw
bratkasta-piekarnik
deptano gorzoła-wódka własnej roboty
dobra kawa-kawa prawdziwa, w odróżnieniu od zbożowej
drzuzgawki-truskawki
galart-galareta z mięsa, z nóżek wieprzowych szczególnie
Rumpuć – to zawsze eintopf jarzynowy i na wszystkim, co się z jarzyn pod rękię nawinie; bo eintopf jako taki, może być i monotematyczny – np grochówka, marchwiówka, jarmuż itd itp. Rumpuc natomiast jest mieszanką warzywną.
„Białe – kwaśne” jest w zasadzie gęstą zupą podrobową, ale jednorodną. Jako b-kw podaje się flaki, płucka ale także grzyby świeże (b.-kw z kurek, grzybów mieszanych – pychota) Zupę gotuje się na wywarze jarzynowym + produkt tytułowy z majerankiem, odrobiną gałki muszk. sporą ilością czarnego pieprzu, listkiem laurowym i zielem angielskim. Na wydaniu zupa podprawiana jest śmietaną kwaśną z mąką ew. jeszcze sokiem cytrynowym. Musi być aromatyczna i wyra źnie kwaskowa.
Dodane!
Idę dospać – wiecie, co?! Śnieg!!! Nie dziwota, że mnie w starych młodych kościach zreumatyzowanych rwało od wczoraj 🙄
Śnieg 😯
Wielkie płaty, aż szumi!
Na chwilę zmienię temat, bo ze zdziwienia nie mogę zawrzeć ust korali; Niezwykle rzadko kupujemy prasę codzienną. Bogiem, a prawdą tylko wtedy, kiedy Młodsza chce mieć film albo płytę załączoną do gazety. Tym sposobem trafił do nas wczoraj „Głos Wlkp”, a ja dzisiaj zajrzałam w zawartość. W oczy rzucił mi się wielki nekrolog, jakiego w swoim życiu nie myślałam nigdy „na bieżąco ” czytać. Przytoczę w skrócie – nie mając pojęcia, czy jest to czynność prawnie dozwolona – ale dlaczego tylko ja mam mieć ten zaszczyt? ” Z bólem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Człowieka Wielkiej Wiary, śp. hr Marii Kazimiery Witkowskiej, z domu Nowosielskiej z hr.Trawińskich i hr Szydłowskich /…? Połaczone w bólu z najbliższą Rodziną absolwentki Sacre Coeur”
cd.
gzik-twarożek,zwykle ze śmietaną i szczypiorkiem.Pyry z gzikiem-ziemniaki z takim właśnie twarożkiem jako danie obiadowe
kaszak,kaszok-kaszanka
kawiorek-długa pszenna bułka
korbol-dynia
maryjanka-majeranek
młodzie-drożdże
modra kapusta-czerwona kapusta
obkład-dodatki do kanapek(np.ser,wędina)
pyry-ziemniaki(zdrobniale pyruszki)
pyzy-drożdżowe kluski na parze
szabel-fasolka szparagowa
świętojanki-porzeczki
Witam wszystkich i życzę radosnego dnia. 😀
Gospodarzu, przesyłkę właśnie odebrałam z poczty – pięknie dziękuję za dedykacje. 😆 😆
Marcinie Ł. zajrzyj do skrzynki mailowej 😆 😆
Pyro i Ewo! Bardzo lubię parzybrodę. 🙂 i gzik też. Ale całego węborka gziku nie dałabym rady zjeść na śniadanie 🙂
jeszcze plyndze, czyli placki ziemniaczane
polewka-zupa ze zsiadłego mleka albo z maślanki
nawarka-mleczna zupa z mąką( byłam tym karmiona na śniadanie w klinice położniczej, ponoć była wskazana dla karmiących matek-)
A mój wujek robił przepyszną leberkę – wątrobiankę
c.d.
polywka (polewka) – kwaśna zupa mleczna na śmietanie albo zs.mleku podawana z ziemniakami albo z jajem na twardo. Ma wiele odmian.
skopowina – baranina
jarmuż – nie tylko warzywo ale i zupa z niego – rodzj zielonego krupniku,
glajda – rozdziabdziane pure albo zbyt gęsta zupa („Ady dziwcze, nie syp tyj kaszki tylo, bo ci glajda wyjdzie”)
reszta, jak mi się przypomni.
Asiu,to może chociaż tytkę gziku na śniadanie?
c.d. – u rzeźnika babcie nasze kupowały :
karmonadę (schab, dolna część karkówki
od kulki – udziec cielęcy, barani, sarni
wspomnianą przez Asię leberkę i okrasę, czyli sloninę.
Reszta sukcesywnie, jak się przypomni
Pyro,poczęstowano mnie kiedyś zupą zrobioną na bazie tartego chrzanu,Kwaskowa była.Miała jakąś regionalną nazwę,ale nie mogę sobie przypomnieć.Może znasz nazwę tej potrawy?
Ewo – nie znam, ale żur wielkopolski był z chrzanem.
O, jeszcze zupy (dobrze, że zaginęły, bo paskudne były)
siemieniotka – jedna z zup wigilijnych z nasion konopii albo lnu
loker – zupa z solanki śledziowej,
zupa z chleba (nazwy nie pamiętam_
Zupę z chleba często wspominała moja Mama-nazywała ją wodzianką
może być tytka 🙂
Witajcie,
Zgago,
A jednak!
🙂
Bardzo ładne są te poznańskie nazwy. Ciekawe czy wszystkie są nadal w codziennym użyciu, czy żyją tylko we wspomnieniach. Pamiętam, że Pyra używała już tu słowa ” obkład „.
Co do kalmarów – sama nigdy ich nie przyrządzałam. Nawet ich nie widziałam w sklepie, choć zapewne gdzieś można je kupić. Natomiast bardzo mi smakowały kalmary smażone podawane w gdyńskiej ” La Fortunie „.Niech więc pozostaną w tej doskonałej wersji jako danie restauracyjne.
A za tydzień kulinarny słownik gwary śląskiej- i tu zagnamy
do pracy Zgagę i Ewę.
Za dwa tygodnie błyśnie Marek-Miś i zapoda nam kulinarną
gwarę kurpiowską.
Mamy jeszcze Stanisława i Krystynę i do przerobienia
gwarę kaszubską.
Ja się z gwarą warszawską nie wychylam,bo znam tylko
meduzę z lornetą,a to też tylko z literatury,bo kto teraz
w Warszawie używa takiej gwary ? Restauratorzy jedynie,
by kokietować klientelę.
U mnie to bardziej gwara małopolska, chociaż na codzień mam do czynienia ze Ślązakami. No i rodzina po równo ulokowana w Krakowie, Rudzie śląskiej i Gliwicach…
Ewo 😆 😆
Ewo – moja rodzina po mieczu też w Rudzie Sl.
Krystyno – w Poznaniu używa się już niewielu z tych słów (pyry, gzik, parę innych) Na prowicji słyszeć można o wiele więcej, a szczególnie małe miasta przechowują ogromne bogactwo gwary; wcale nie wieś. Obkładu używam stale, bo to pojęcie adekwatne i przydatne; też jest w powszechnym użyciu
Niech ja pęknę, jak ślicznie!
W antrejce na ryczce stoją pyrki w tytce…
A u Ślązaków:
W antreju na befeju stoi szklonka teju…
I teraz pytanie: czemu śląskie mi podkreśliło, a poznańskiego nie???
I był jeszcze „gelynder blues”…
Danuśko, dziękuję, że mi dajesz tydzień czasu na poszperanie. Już kiedyś stukałam, że moja rodzina po kądzieli, od wielu pokoleń żyje na Górnym Śląsku ale moja Mama, gdy byłyśmy dziećmi, kazała nam w domu mówić tylko literacką polszczyzną. Jak Jej w dzieciństwie pytałam dlaczego? To odpowiadała, że nie lubi i już. Odkąd mam dużo czasu na myślenie, to przypuszczam, że chciała nas uchronić przed wyzwiskami typu „niemra”, jakie nie jeden raz słyszały w latach „50” osoby mówiące gwarą śląską na ulicach Katowic.
Mój tata też mówi obkład na wędlinę 🙂
A macie:
http://www.mhk.katowice.pl/korfanty/dane/gwara.htm
Popatrz Zgago, a mnie się dostało za literacką polszczyznę. Było tak : spędzałam wakacje u stryjostwa w Rudzie (na Wirku) i razem z ukochaną siostrą stryjeczną, Bożenką, wybierałyśmy się do Babci, do Pawłowa, autobusem. Miałyśmy kilkanaście lat (ja 16, bOŻENKA 17) i jak to sroki, paplałyśmy o panieńskich sprawach na przystanku. O parę metrów dalej grupa chłopaków omawiała burzliwie ostatni mecz. W pewnej chwili dwóch młodzieńców z tej grupy podniosło się z barierki dotąd okupowanej i jeden z nich krzyknął „Dziouchy, co się stalujecie, że po polsku godocie?”
Zmieniamy nazwę blogu na bardziej naukową. Przecież to prawdziwy leksykon, albo wręcz encyklopedia. Tak się zajęłyście słownikiem, że nikt nie powitał Kruszyzny. Dzień dobry i siadaj swobodnie. Zrobiłem trochę miejsca, bo jedną ręką szykuję wędki a drugą rąbię drewno. Trochę tu zimno nad łąkami i na skraju Puszczy Białej. Ale za to nie ma zgiełku. I tylko żal, że w czwartek musimy na parę godzin wrócić do Warszawy. Będziemy o 15 gadać w Radio Euro. Oczywiście o tym co zwykle. Do usłyszenia więc!
I już wiemy kiedy będziemy na Targach: 16 maja (w niedzielę) od 13.00. Oczywiscie w PKiN. Czyli o tydzień miniemy się z Nisią.
Witaj Kruszyzno!
A propos śląskiej gwary, 2 lata pracowałam już w Katowicach jak odwiedził nas ujek (wujek). Dość długo mnie słuchał i rzekł: „Dziołcha, ale akcent ci stwardnioł. Ty już godasz po naszymu.” I tak mi zostało. Ale znajomość śląskiej gwary mam szczątkową.
w wymborku na ryczce staly pyrki w tytce
przyszła niuda zżarła pyry i w wymborku myła giry
Gospodarzu, stacja już zaprogramowana. 😆
Kruszyzno, witam i już się przesuwam aby zrobić Ci miejsce. 😆
Kruszyzno, spróbuję się ścieśnić!
Moje ukochane powiedzątko po śląsku: jo żech jest blank gupio… Bardzo mi to dźwięcznie brzmi.
O, to my z Gospodarzem na konkurencyjnych targach. Szkoda. Ale rozumiem, że zjazd jest, jak miał być 22.05?
O, dostało nam się ojcowskie napomnienie delikatne. I słusznie.
Witaj Kruszyzno, zaglądaj częściej
Doroto – 5 pkt na Oscara! Nie znałam tego zakończenia.
No to się spotkamy w eterze. A przy okazji: zięć Zgago, do pozazroszczenia!
Z takich rymowanek to plącze mi się jeszcze „Stary papudrok z czerwonym klubrem, niech se kalafe wypapro pudrem”.
szagówki-kluski ziemniaczane,kopytka
Zara zara… ale 22-go maja o 16 w „Różanej” jesteśmy umówieni?!
no właśnie w jakim eterze … na spotkaniu 22-go maja o 16 w ?Różanej? jesteśmy umówieni z Gospodarzem i małżonką też …
Kruszyzno witaj … 🙂
a to się wydało ten Marcin co wygrał to zięć Zgagi … 😀
Poza tym jestem okrutnie zasmarkana, aż mi ślozy płyną.
Wielkopolanki (Ewa i Pyra),
zaraz mi tu dawajcie przepis na zupę z kwaśnego mleka czy maślanki! Toż ja przynajmniej ze dwa razy podczas czteroletniego pożycia blogowego pytałam, czy ktoś zna takie coś, i nikt nie odpowiedział, Pyra chyba nie zauważyła mojego wołania na puszczy czy co?!
U mnie w domu mama (kielecczyzna) gotowała kwaśne mleko (do zagotowania tylko), zaprawiała to ugotowane cebulką, drobniutko pokrajaną i podsmażaną na smalcu ze skwarkami (o właśnie! To jest ta konieczność smalcowa!), na talerz ugotowane ziemniaki, do tego łycha zupy – pyszne to było!!!
Czy to jest coś w tym stylu, Pyro, Ewo?
Jako naczelny koordynator imprezy z całą powagą potwierdzam,
że zjazd majowo-targowy odbywa się w „Różanej” 22 maja o 16.00
Stolik już zarezerwowany (żeby czasem te komunijne przyjęcia
nie weszły nam w paradę ).
Ja te gwary uwielbiam- śląską przede wszystkim,ale poznańska
też nie gorsza.
W pracy rozmawiam z ludźmi z całej Polski przez telefon,czasem
już po akcencie można poznać skąd,kto dzwoni – Podlasie,Wielkopolska
czy też Śląsk właśnie.
Jolinku,
czyli Marcin – Antka kobity brata szwagra Zgagi zięć 😉
No właśnie… żeby mi potem nie było, bo ja lecę na Targi, na Targi!!! Tylko na te 22-23 majowe. No i impreza w „Różanej”, ma się rozumieć.
To Gospodarstwo nie będą w tym tygodniu?! No to jak ja mam buszować po ich stoisku, pytam?!
Gospodarzu, wiem i oby tak dalej. 😀 Sama nie wiem czym sobie u losu na takiego cudownego Zięcia zasłużyłam.
Jolinku w eterze, to w czwartek o 13:00 Gospodarz z p. Basią będą mieli audycję a ja tej stacji nie miałam zaprogramowanej. A dziś Gospodarza audycyjka w TOK FM, była fantastycznie optymistyczna – o kubkach smakowych. 😆
A jeśli „Bozia da a partia pozwoli”, to ja mogę tylko raz przyjechać 🙁
I tu się nasuwa myśl, czy do „jasnej ciasnej” obie „firmy” nie mogły się dogadać i zrobić wspólnych targów ? Przecież jest to jednak ograniczenie możliwości odwiedzenia targów przez tzw. zamiejscowych, którzy z różnych przyczyn nie potrafią „być jedną ledusią na dwóch kiermaszach”
Alicjo ja coś czułam, ze Gospodarza to na tych wcześniejszych … nawet pisałam swego czasu ale zostaliśmy uspokojeni … no i co … masz babo placek … dobrze, że Nisia w terminie będzie … na pocieszenie pojedziemy sobie na górę Pałacu … 🙂
szneka z glancem – drożdzówka z lukrem
Alicjo,moja Mama polewkę robiła tak:Gotowała w osolonej wodzie pokrojone w kostkę ziemniaki.Gdy były miękkie,dolewała zsiadłe mleko rozbełtane z niewielką ilością mąki(powiedzmy płaska łyżka).Doprowadzała do wrzenia ponownie.Przyprawiała podsmażoną cebulką.
Termin i uczestnictwo w Targach nie w naszej mocy. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by pobuszować po stoiskach z książkami tydzień po tygodniu – raz u mnie, raz u Nisi.
A w „Różanej” będziemy jak umówione.
…Jolinku, i „Różana”! Zamiejscowi… ja zaoceaniczna 😯
I to specjalnie się wybieram! Jerzor już od tygodni przypomina – walizka nie może być cięższa, niż 21 kg. a bagaż podręczny – 8 kg. (przepisy lotnicze, bagażowi muszą przerzucać ten bagaż)
Ewo,
to coś podobnego, nie byłam pewna tej mąki, ale zdaje się, że też w zasmażce smalcowej była. Ależ mnie oskoma na tę zupę wzięła! Kwaśne mleko pilnie potrzebne!!!
A przy okazji – jest jakaś nazwa na tę zupę?
U mnie wodzionką (wodzianką) nazywano taką cienką ziemniaczankę bez skwarek.
Poza tym pogoda jest zdecydowanie zupowa, zimno, świtem śnieg 🙁
No właśnie u mnie stoi na przeszkodzie, Gospodarzu, a raczej leci – bo w Warszawie będę lądować 20-go !
Trudno – moja mama mawiała – nie można być z d… na wszystkich kiermaszach <– podobno też kieleckie, jak i polewka.
Ewa – właśnie, POLEWKA!
Co dom, to polewka. Moja Mama nie gotowała i jeść nauczyłam się dopiero u Stasi, Teściowej. Bardzo lubię; natomiast nic mi nie wiadomo o cebulce i smalcu :
Polewka mojej Teściowej
0,5 litra osolonego wrzątku
025 l. kwaśnej smietany
płaska łyżka mąki ugotowane osobno gorące ziemniaki albo jajka na twardo
Bardzo starannie rozbić śmietanę z mąką, odstawić na chwilę wrżątek, wlać śmietanę z mąką, zaparzyć, ale już nie gotować. Zupę lać na talerze a ziemniaki albo kłaść sobie w zupę, albo dojadać – mogą być omaszczone. W wersji jajowej zupę lejemy na pokrojone w cząstki jajo na twardo – można posypać zupę zielonym koperkiem.
Teściowa moja opowiadała, że kiedyś na wsi było to podstawowe jedzenie (2-3 razy na dzień); tylko, że polewki nie gotowano na śmietanie, a na maślance albo serwatce. Była tak kwaśna, że gębę wykrzywiało. Dla złagodzenia smaku, zalewano ją słodkim mlekiem po zagotowaniu. Do tego pyry, z czym kto miał, choćby z solą.
Alicjo, u mnie w domu wodzionka, to na talerzu; ząbek czosnku roztarty z solą, zalany wrzątkiem i pokruszony czerstwy chleb a w czasach „lepszych” na końcu dodawało się kawałek masła. 😀
Dobra…
zbieramy przepisy na wodzionkę (wodziankę), bo to będzie zapomniane, zobaczycie, i nie znajdziecie tego w książkach kulinarnych!
Podawać więcej!
Polewka zanotowana, ale jak ktos dorzuci, to dodam.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Polewka.html
No i masz babo placek:
http://ksiazki.wp.pl/wiadomosci/id,40147,wiadomosc.html
Kruszyzna nie pozostalo tylko „i” , gdyz mowi sie „kiedys bylam pienka i mloda a teraz jestem tylko piekna”
ddff
…ano masz…Po cholerę tyle zamieszania?!
Jak coś nie jest zepsute, to nie naprawiać – mówi tutejsze przysłowie.
Coś mi się wydaje, że ta polewka pozostanie tylko jako przepis. Może Alicja w przypływie wspomnień ją ugotuje, o ile będzie miała kwaśne mleko. Z kwasnych zup dobra jest ogórkowa, a niebawem będzie świeży szczaw na zupę szczawiową. Obiecałam sobie, że w tym roku ją ugotuję.
Z tymi targami książki to rzeczywiście bardzo dziwna sprawa. Ale najważniejsze będzie nasze spotkanie.
Jedni namieszali w targach książkowych,a ja mieszam tylko
we własnym garnku- jesienną fasolkę po bretońsku.
Pogoda przecież wiosenna nie jest 🙁
to taka ryba po grecku?
a wlasnie, ze jest 🙂
Ja chyba zrobie powtórkę z rozrywki (wczoraj), bo mam wszystko, co trza.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/img_2586.jpg
Krystyno – nie przesadzam, ale ta na śmietanie jest b.smaczna. Osobiście najbardziej ją lubię jako gorący napój kolacyjny – w kubku, bez ziemniaków, jajek itp. Jeżeli pasuje do tego, co na talerzu, to piję b.chętnie
pewnie, że jest
…a pojutrze zrobię polewkę według mojego domowego maminego, tylko Jerzor ma zakupić smalec ze skwarkami. Jak nie – to przestanę gotować!
takitam- owszem,to taki śledź po japońsku 🙂
Ze staropolskich zup,które rzadko gotuje się w dzisiejszych
czasach jadłam kiedyś zupę piwną,ale nie powiem,by mnie
rzuciła na kolana.Już wolę wypić zwyczajne zimne piwo.
Niekoniecznie Lecha (bez podtekstów).
Witam wieczorowo
U mnie największą popularnością z polewek cieszy się kiesełycia. Przepis pochodzi z kuchni cerkiewnej matuszki Nadziei ze Szczecina. Ta łemkowska zupa w smaku przypomina nieco żurek, ale jest bardziej szlachetna i swojska zarazem.
„składniki:
paczka płatków owsianych (górskie),
łyżka mąki żytniej(do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością),
zimna woda (tyle by płatki były przykryte),
cebula, czosnek(według uznania),
liść bobkowy i ziele angielskie,
sól i pieprz
Najpierw należy przygotować zakwas.
Do naczynia kamionkowego lub glinianego wsypujemy płatki owsiane dodając mąkę żytnią. Wszystko zalewamy zimną wodą i odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka dni(3-4), mieszając co jakiś czas. Po upływie tego czasu, zakwas przetrzeć dokładnie przez sito. Przetartą gęstą substancję przelać do dużego słoja i w nim przechowywać w chłodnym miejscu.
Na wrzącą osoloną wodę, z listkiem bobkowym i zielem angielskim delikatnie lejemy kisiel owsiany, w takiej ilości by polewka zgęstniała. W trakcie można podsmażyć ząbek czosnku i cebulkę i także dodać do polewki. Doprawić do smaku pieprzem, ewentualnie jałowcem. Kiesełycia zacnie smakuje z gotowanymi ziemniakami, które wówczas należy sowicie zalać gotową i gorącą zupą.
SMACZNOHO!.”
Danuśko,
bez podtekstów… mam w kuflu (historycznym, od Pepegora), Tatrę, ale najczęściej bywa Lech, bo bywa zawsze, a innych czasami brakuje.
Kojarzy mi się jakaś zupa piwna z zakamarków pamieci, ale ja wolę tę kuflową, nie gotowaną 😉
Przypomniała mi się „zupa nic” – z pamięci podaję, otóż zagotowywało się mleko, kożuch won, na to piana ubita z białek z dodatkiem wanilii, a żółtko roztrzepane szybko z ochłodzonym mlekiem wlane do zupy przed ta pianą. Faktycznie – nic 🙄
U mnie w domu raz przerobiliśmy i wystarczyło.
Co do mnie, lubię zupy sążniste, z wkładką, solidne eintopfy – tu zupa gulaszowa Tadeusza Olszańskiego zdecydowanie wiedzie prym!
Poza tym kapuśniak, krupnik, pomidorowa, barszcze ukraińskie i kiszone z uszkami, żury, żurki na własnym zakwasie…mmmmmnnniammmm!
Lece do kuchni. Zgłodniałam!
Matahari – podoba mi się przepis. A gdyby tak (w wersji nie postnej) nagotować na żeberku wędzonym?
Zimno, fasolowa za mną chodzi 🙂
Pyro,
właśnie tak robię. Dobre są lekko podwędzane. Kuchnia cerkiewna z założenia jest postna, unikają tłuszczów zwierzęcych (nigdzie nie znalazłam np. smalcu)
Za chwilę ma być podobno powyżej 20oC, to trzeba będzie
pomyśleć o jakichś chłodnikach.
Matahari – adopcję zupy przeprowadzę – będę robiła na wędzonce, albo jak żur na białej kiełbasie.
Życzę smacznego 🙂
Jutro gotuję polewkę-mleko zsiadłe można zastąpić maślanką, a tę łatwiej kupić.
ASzyszu, gdybym mial taka pamiec, tobym sloniem zostal,
szapo ba
po slaskiemu zyto, to pszenica, a przepis Matahari37 ze Szczecina, do tego odlemkowski, jak w tym sie odnalezc?
moze to wszystko jeden orkisz?
Takitam,
pogooglaj. Żyto to żyto, pszenica to pszenica, owies to owies, a jęczmień to jęczmień. Meycje 🙄
I groch to nie fasola, ani nawet bób!
Matko Jedyna- 20.00 dawno minęła,a toastu nie było !!!
Pan Lulek nie dopilnował,Zgaga się nie stawiła,Żaby nie ma !
Nie może być ! Z opóźnieniem,ale toast wszak być musi !
Za nieobecnych,za obecnych i za wiosnę,żeby przestała się
wygłupiać !
Pan Lulek napisał, że prosi by Go zwolnić z toastowania bo chyba lekarz mu zabronił i woli by ktoś młodszy przejął obowiązek … może i dobrze bo będzie pamiętał by kolacje zjeść … 🙂
Alicja, polecam slownik o 14.44 od Ewy 🙂
przedostatnia pozycja na z z kropeczka,
zeszta tez bardzo pouczajaca
Danuśka,
na Ciebie wypadło. Jesteś Generalną Podczaszynią 😉
(bo przecież nie Podczaszką?! 🙄 )
Takitam…
latam między kuchnią, a piwnicą, zajrzę potem, ale cztery podstawowe zboża to ja znam i rozróżniam, wsiową dziewuchą będąc. To, co napisałam wyżej.
Ziemniaki kipią!!!
Matko jedyna 🙄
Żyto to żyto!!!
Nie pszenica – przecież mamy chleb żytni (rzadkość w Polsce teraz, albo ja sie nie znam) i pszenny!!!
Głupoty tam wypisują…
http://www.ekoenergia.pl/uploaded/Image/obrazki/zdjecia/zboza/jpg/zyto_2.jpg
http://www.gmina-klucze.pl/gci/images/stories/foto/Aktualnosci/2007/pszenica.jpg
O, żyto!
I ziemniaki mi sie rozgotowały, tak sie zagotowałam 😯
http://pl.wikipedia.org/wiki/Żyto
Alicjo-a jak nie będę mogła się skrupulatnie z obowiązków
wywiązywać ? Najczęściej wieczorami dostęp do komputera
blokuje mi dziecina.Dzisiaj matka mogła dorwać się do klawiatury,
bo dziecko film ogląda w telewizorze,ale najczęściej nie ogląda,tylko
udaje, że komputer do odrabiania lekcji jest jej niezbędnie potrzebny.
Albo skypuje ! Łatwo nie będzie…
Alicjo- a rozgotowane ziemniaki przerób na pure.
Ostatnio jedliśmy,ale zostały po rozgnieceniu i wymieszaniu
z mlekiem i masłem,jeszcze wrzucone do piekarnika,co by się
zarumieniły.Pyszota !
Nie zdążyłam na toast, bo mi zaczyna komputer „podskakiwać” i oczywiście musiałam przeprowadzić konsultację. Jutro muszę go rozkręcić i delikatnie odkurzyć miękkim pędzelkiem.
Alicjo, oczywiście, że napisali bzdury, tylko nie wiem, czy chochlik jakiś w tym maczał palce. Szukając, znalazłam taki :
http://www.fazi.strefa.pl/SLOWNIKSLASKI.html
Zwróćcie uwagę na hasło : haliczek 😀
Idę do okulisty 🙁 Oczywiście zamiast „baliczek”, przeczytałam „haliczek” 😳 👿
Czyżby to sygnał, że nie tylko do okulisty, ale i spać ?
Takitam,
Niestety nie znam przeszłości pani Nadziei ze Szczecina, ale znam historię wielu Łemków ( i nie tylko). Akcja „Wisła” za sprawą oskarżenia ludności łemkowsko-rusińskiej o sprzyjanie rebelii wywołanej przez UPA w 1947 roku spowodowała wysiedlenie praktycznie całej ludności łemkowskiej (ok. 40%) z terenów tzw. Łemkowszczyzny na tzw. Ziemie Odzyskane.
Bieszczady w tamtych latach wyludniły się, dziś już prawie żaden ślad nie pozostał 🙁
Zgago
o tej porze spać? To do Ciebie nie podobne 🙂
ok , Alicjo, wiem, ze nie czytalas,
w tym slowniczku jest tez hned przelozone na wned (sic!),
to ja sie tesz wned polorze z tego pszejecia,
matahari, jasne, że nie lubię chodzić wcześnie, ale jak już zaczynam mieć zwidy ? Na razie zrobiłam sobie zielonej herbaty, może mi się od niej patrzałki poprawią ? 😉
Zgaga, podobno oczy odpoczywaja na zielonym,
Zgago,
obiyli znaczy pszenica , ale czy wiesz jak to przeczytać?
takitam, wiem o tym, tylko za oknem już ciemno, zielonego nie widać a i herbata zielona, w kubasku ma zupełnie inny kolor. 🙂
Takitam,
oczy odpoczywaja na zlotym, z biala pianka na gorze.
matahari, właśnie sobie ozor połamałam i nic mi z tego nie wychodzi. A znalazłam ten sam wyraz w innym słowniku gwary a to by świadczyło, że jest w użyciu. Trzeba by znaleźć kogoś, kto dobrze zna gwarę i posłuchać jak wymawia.
Na wszelki wypadek nie będę próbować, bo gips na języku, to by było już trochę za dużo. 😀
Wypiłam toastowo resztówkę z pierwszej butelki wina od Pepegorów. To są litrowe butelki i oszczędnie gospodarząc wystarczają mnie i Mlodszej na 3 dni.
Rozbawił mnie sms od widza Szkła kontaktowego „Zrpbiłem lotto w konia; znowu nie trafili w moje numery.” Wygląda na to, że Pyrom robienie Lotto w konia weszło w nawyk.
chyba masz rechta, do tej pory obywam sie bez soczewek
Zgago, wywołałaś mnie do tablicy 🙂
Mnie bardzo podoba się gwara śląska. Będąc swego czasu w sanatorium miałam współmieszkankę Ślązaczkę. Uwielbiałam jej słuchać jak mówiła gwarą, a potem prosiłam o tłumaczenie, bo ni w ząb nie rozumiałam o czym mówiła 😆 Podobnie jest z innymi gwarami.
Pamiętam również pewne zdarzenie z młodych lat. W młodości mieszkałam w Zakopanem a chodziłam do szkoły na Bystrym ( tam uczęszczały przeważnie dzieci z Olczy i Pardałówki czyli rodowici górale) więc gwarę w zasadzie miałam osłuchaną, bo i na targu i na ulicy ją słyszałam i naiwna myślałam, że wszystko rozumiem. Pewnego razu stałam w kolejce; przede mną stały dwie Góralki ? zrozumiałam może kilka wyrazów z ich rozmowy. A już o gwarze kaszubskiej nie wspomnę. Myślę że gdyby się spotkali Góral z Kaszubem (lub inna kombinacja np. Ślązak) to mieli by poważne problemy z porozumieniem się 😆
Ludzie, toż Pepegor jest Hanysem czystej krwi. A tu słowników gwary szukają!
Mnie się ta wszyćkie gwary podobają 😉
Danuśka,
jako koordynator, napisz do mnie adresy-kontakty, bo wziął mi się i stracił („stracił się” – Hanysy wiedzą 😉 )
Już powoli przygotowuję się na podróż majową!
A, i mój mail ogólnie wiadomy – alicja.adwent@gmail.com
Haliczku, jak się cieszę, że się, po tak długim czasie, odezwałaś. Widać moje ślepia widziały to o czym mózg (móżdżątko) myślał. 😆 😆
Ja rok w rok na koloniach miałam przyspieszony kurs gwary, jak zaczynały dziewczyny rozmawiać między sobą, to stałam niczym kołek.
Pyro, przecież widzisz, że Pepegor zgłosił dał tylko receptę na zmęczone oczy. 😉 A ja nawet mini buteleczki nie mam. 🙁
Zgago, ja jestem na bieżąco z czytaniem bloga 🙂 Ale ja nie z tych wyrywnych 😆 Wolę słuchać (w przypadku bloga czytać) niż mówić 🙂
Haliczku, ale choć raz na tydzień, jedno zdanko. Bo mi brakowało Ciebie na „liście obecności”. 😀
Zgago,
🙂 🙂
Ale teraz już dobranoc, muszę odespać zaległości w spaniu z weekendu 😆
Posłuchajcie co znalazłam. Mam nadzieję, że się podoba. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=0kQEvGmnkCQ
Haliczku, dobrej i spokojnej nocy. 😀
Dziewuchy,
Wczoraj było tu wiele ciekawiej, a jak się rozochociłem, Nisia wycofała się rakiem, a Pyra przykryła to kapą, przywołując mnie do tego za świadka.
Szkoda właściwie.
Teraz muszę naprawdę iść spać, bo jutro też muszę zawalczyć.
Dobranoc
Ja dzisiaj też z doskoku, a teraz już proszę mi zaśpiewać kołysankę.
Pyro, pragniesz – masz. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=1x1Efoj-t7w
Dobrej nocki i miłych snów.
Zgago,
mnie się podoba, ale wolę bez wizji, bo super-narcyz ten ci pan jest, co było widać doskonale na koncercie ze Stoczni. Jakby mógł, to sam by się do siebie modlił.
Pyro:
http://www.youtube.com/watch?v=PUbvl8TIAhY
Pyro, proszę bardzo 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=6AGMDrU8fNE
Dobranoc wszystkim 🙂
Pyro,
ze śpiewaniem u mnie krucho …
Dobranoc! już dziś więcej nie będziem bawili,
Niech snu anioł modrymi skrzydły cię otoczy,
Dobranoc, niech odpoczną po łzach twoje oczy,
Dobranoc, niech się serce pokojem zasili.
Dobranoc, z każdej ze mną przemówionej chwili
Niech zostanie dźwięk jakiś cichy i uroczy,
Niechaj gra w twoim uchu; a gdy myśl zamroczy,
Niech się mój obraz sennym źrenicom przymili.
Dobranoc, obróć jeszcze raz na mnie oczęta,
Pozwól lica. – Dobranoc – chcesz na sługi klasnąć?
Daj mi pierś ucałować. – Dobranoc, zapięta.
– Dobranoc, już uciekłaś i drzwi chcesz zatrzasnąć.
Dobranoc ci przez klamkę – niestety! zamknięta!
Powtarzając: dobranoc, nie dałbym ci zasnąć.
Pepegor, Tobie oczywiście też życzę dobrej, spokojnej nocy i fantastycznych snów – jak i wszystkim Blogowiczom po tej i po tamtej stronie kałuży.
Na dobranoc, jeszcze sobie posłucham :
http://www.youtube.com/watch?v=IfQYxOTopW0&NR=1
😆
Po tej porcji kołysanek, to już chyba cały blog głośno chrapie 😆
Matahari, ale piękna kołysanka !
Zgaga, jak Ty tak, to ja tak:
http://www.youtube.com/watch?v=VvawZOnC-iI&feature=related
moze ktos cos znajdzie z odsieczy wiedenskiej?
Haliczku, jak już dorwałam J.M.Jarre, to muszę sobie pozwolić na tę ucztę, bo baaardzo lubię Jego utwory. 😆
Jeszcze 5 minutek i serio pójdę w „kimono”. 😀
Zara zara… u mnie jeszcze widno! Wolę o tej porze Equinox Jarre’a, niż prawdziwe kołysanki.
Takitam…
Dzięki za sznureczek 🙂
takitam, 😆 😆 Bardziej mi się jednak podoba:
http://www.youtube.com/watch?v=mBNdnUMkFrc&feature=related
Tu dla Zaby
http://www.youtube.com/watch?v=2uyKYpve8Fg&feature=related
A mnie się Oxygen Jarre’a kojarzy z wesołymi czasami, kiedy kradliśmy muzyczki skąd się dało, bez zaiksowych konsekwencji, i właśnie pod Tlen ukleiliśmy ładny teledyszczek widokowy z Tater. Pasowało idealnie pod te turnie, pod te wierchy. Hej!
Ło Jezusicku, jaką też ja mam sklerozę straszeczną! Pod Tlen było co innego, a te Tatry były pod Antarktykę Vangelisa…
Tak czy inaczej zabawy było dużo z jednym i drugim.
Pod Hymn Vangelisa puszczaliśmy kiedyś wiersze jednej poetki na kartkach na wodę, a woda była oświetlona słońcem z kontry i takie gwiazdeczki się robiły. Uch, jak ja kocham taką tandetę!!! Zrobiłam miliony kilometrów taśmy z kiczami, nad którymi potem kwiczało pół firmy…
hej! dmuchany ryz pasuje do wszystkiego, dobrze, ze kierowniczka spi, bo bym w ucho chapnal pewnie, co zrobic, nie przepadam za
szczescie, ze udalo sie bez zaixow
Kołysanka taka mojego przyjaciela Andrzejka Koryckiego, posłuchajcie do snu – Alicjo, Ty też jak będziesz szła spać za tym oceanem…
http://www.youtube.com/watch?v=0lgFLkUBh5Q
Ta sama kołysanka, tylko Andrzej śpiewa z Dominiką Żukowską. Chyba to jest ładniejsza wersja.
http://www.youtube.com/watch?v=bqYx8ISvtOw
widzialem, ze Twoj przyjaciel i tego probowal:
http://www.youtube.com/watch?v=ExBKkataNsk&feature=related
z dedykacja dla Zaby, ale Ona juz tym pewnie zadedykowana do spodu, trudno, niech cierpi,
ps z podanych przez Ciebie wersji, ta pierwsza lepiej jednak mi lezy, jako mniej piszczaca,
eh, krytyk sie we mnie przed snem obudzil, nie wierz mi za grosz
Mówisz i masz:
http://www.youtube.com/watch?v=17SaK5v_V_U
Co do krytyki to po prostu jedni wolą z Dominisią, a drudzy bez.
Koń jest przebojem szantowców. Znasz wersję Ryczących Dwudziestek pt. „Moje morze”?
Tego Konia, oczywiście, po rosyjsku (udarienije u nas w porzo) śpiewaliśmy rok temu o drugiej w nocy na pokładzie Daru Młodzieży w Petersburgu przy zwodzonym własnie Moście Błogowieszczeńskim – Korycki, Mendygrał (obecny kapitan Chopina) i ja. Jak się domyślasz, daliśmy z siebie wszystko.
Nie fałszowaliśmy! Śpiewaliśmy w podziale na głosy – w Rosji nie wypadało inaczej…
http://www.youtube.com/watch?v=WPJR0-jKmpE&feature=related
Wersja Ryczących – trochę kulawe nagranie, z koncertu, ale tak to bywa na festiwalach.
Tu nie konie, ale…równie dobre
http://www.youtube.com/watch?v=pxdoWrx0L9M&feature=related
No, kochani, na szantach miewamy fazę na ruskie dopiero gdzieś od drugiej w nocy, a tu proszę…
Chyba Was pożegnam czule i pójdę spać… jutro ma być lepsza pogoda na grzebanie w ogródku.
Dobrej nocy… teraz lub później, kiedy tam tę nockę macie…
grzebaniami wiosna sie zaczyna,
dychnij
…zielona, krucha i mi-i-i-ła…
Tylko ten śnieg poranny mnie podkurzył trochę, o!
U mnie po 20-tej i szarówa, a nie ciemno 😯
Nisia,
na ruskie to ja mam fazę w okolicy obiadowej 😉
http://www.youtube.com/watch?v=fdNKF-3nuBI
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1505196,1,piloci-vip-ow.read
Mam pilotów w rodzinie… serioznych takich, przeszli przez Dęblin, ale wtedy po najsampierw trzeba było być wojskowym (mój był oblatywaczem samolotów w latach 60/70-tych), a potem się ewentualnie załapać na te inne LOT-y, i to nie było łatwo bynajmniej, no bo samolotów było ze cztery albo sześć, a ochotników wielu.
To było dawno temu. Tadziu powiada, że ten młody człowiek , Kapitan felernego statku powietrznego, miał nienaganną opinię i wylatane więcej, niż ustawa przewiduje.Dębliniacy, bez względu na wiek, trzymają się razem.
Ponosi Tadzia, że próbuje się zrzucić winę na pilota. Nikt nikomu nie powinien wyrywać sterów z dłoni i zarządzać – trzymaj lejce sam, jak wiesz, jak prowadzić konie.
Optymistyczny – bo słoneczny – dzień. Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie miły.