Popiół na głowie
Po raz kolejny wyciągam z archiwum popielcowe przepisy. Są one bowiem i pyszne, i tradycyjne. I mają wielu zwolenników w moim domu.
Na mojej siwiźnie nie widać ciemnych okruszków popiołu, ale na stole stoi półmisek śledzi w śmietanie i drugi – pełen kartofli ugotowanych w mundurkach. Nie dość, że dobrze się czuję, podtrzymując tradycyjne obyczaje, to jeszcze cieszę swoje podniebienie wspaniałym smakiem mięsistych, delikatnych śledzi otulonych śmietanową kołderką w towarzystwie doskonałych kartofli przywiezionych z sąsiedzkiej kurpiowskiej piwniczki.
W polskiej tradycji postnej wiele jest takich wyśmienitych dań, które można jeść bez grzechu, ale za to ze smakiem. Śledzie należą do tych wspaniałych potraw przyrządzanych od stuleci i na setki sposobów. Oto niektóre z nich.
Śledzie w śmietanie
2 opakowania gotowych filetów w oleju lub 50 dag filetów, szklanka śmietany 18 proc., sok z 1 cytryny, co najmniej łyżka cukru, jabłko, duża cebula, łyżka majonezu, sól
1. Filety śledziowe w oleju umyć pod zimną wodą, zalać 2-3 szklankami zimnej wody i moczyć, próbując, 2-3 godziny. Filety zwykłe (np. matjasy) umyć, zalać wodą i również (próbując, czy już są dobre) moczyć, te jednak zazwyczaj moczy się nieco dłużej.
2.Przygotować sos: jabłko utrzeć na jarzynowej tarce, cebulę drobno posiekać lub także utrzeć na tarce, dodać śmietanę, cukier, sok cytrynowy (próbując), majonez i na koniec odrobinę soli do smaku.
3. Wymoczone śledzie osuszyć, pokroić na kawałki i układać w słoju, przekładając warstwę ryby sosem. Odstawić na kilka godzin.
To najbardziej klasyczne, obok śledzi w oleju, danie z tych ryb. Śledzie w śmietanie doskonale nadają się jako dodatek do postnych, ugotowanych w mundurkach ziemniaków.
Śledzie w zieleni na Popielec
Paczka filetów z matjasów (50 dag), 3 duże kwaśne jabłka, sok z połowy cytryny, pęczek dymki, 2 szklanki śmietany, 2 łyżki francuskiej musztardy, łyżka majonezu, łyżeczka cukru (niekoniecznie), 5 jaj ugotowanych na twardo, 3 łyżki posiekanej zielonej pietruszki
1. Śledzie wymoczyć, jeśli to konieczne, jeśli nie – opłukać i wysuszyć papierową kuchenną ściereczką. Pokroić na ukośne kawałki. Ułożyć na szerokim półmisku.
2. Jabłka obrać i bardzo drobno posiekać, posiekać także dymkę wraz ze szczypiorkiem.
3. Jajka obrać ze skorupek, oddzielić białka od żółtek. Białka jak najdrobniej posiekać.
4. Śmietanę wymieszać z roztartymi żółtkami jaj, dodać musztardę i majonez, posiekane jabłka i dymkę oraz białka, doprawić sos do smaku cukrem.
5. Zalać sosem ułożone na półmisku śledzie, posypać po wierzchu siekaną zieloną pietruszką. Po 2 godzinach śledzie są dostatecznie „dojrzałe”.
Śledzie po milanowsku
50 dag filetów s śledziowych, 3 średnie cebule, jedna trzecią szklanki oleju słonecznikowego, 2 łyżki cukru, spora szczypta mielonego pieprzu, ćwierć szklanki octu 6 proc., 4 łyżki przecieru pomidorowego, 2-3 listki laurowe
1. Filety śledziowe namoczyć w zimnej wodzie i wymoczyć w zależności od tego, jak bardzo są słone: te najbardziej słone nawet przez całą noc. Wymoczone filety śledziowe osuszyć papierowym ręcznikiem i pokroić na kawałki.
2. Cebulę posiekać i poddusić na oleju. Kiedy się zeszkli, dodać cukier. Podgrzewać, aż cukier się rozpuści.
3. Do uduszonej cebuli dodać pieprz, przecier pomidorowy i liście laurowe, ewentualnie odrobinę soli.
4. Kawałki śledzi układać w słoju lub salaterce, przekładając wystudzonym gęstym sosem.
Śledzie najsmaczniejsze są po co najmniej jednej dobie leżakowania w chłodnym miejscu.
Smacznie, postnie i zgodnie z tradycją.
Komentarze
A ja jeszcze nie śpię! Śledzie w śmietanie(solone, z beczki!), z cebulą i tak dalej to było danie piątkowe w rodzinie, nie, żeby moja rodzina była bardzo religijna, (post!), tylko wszyscy lubiliśmy śledzie właśnie w ten sposób (minus majonez), do tego pasowały ziemniaki postne. I te śledzie zawsze w wioskowym sklepie za mojego dziecięctwa były, z beczki! Z głowami w dodatku i mleczami, mlecz był zarezerwowany dla Mamy, ikra jak się zdarzyła, to dla mnie.
Szanowny zięć, czyli Jerzyk jakoś nie wpisał się w to, chociaż śledzie lubi, najbardziej rolmopsy po mojemu. Dla niego śleðź w śmietanie to nie obiad 🙁
Jak wspomniałam, tutaj śledzie solone z beczki dzięki polskiemu sklepowi mamy dwa razy do roku, a poza tym matjasy, też dobre.
MałgosiaW,
prześlij ze 4kg słońca, bo niespodziewanie zima do nas wróciła. I jeszcze z 10 deko celsjuszy poproszę…
Nie będzie w Popielec śledzi (głupie dzieci i zięć także) i nie pojedzie Ryba do nowego Warpna na Nisine pierogi, bo rosołku rybnego ani,ani. Dla matki Dziecko kupiło malusieńkie opakowanie śledzia na raz i starczy. Produkuję dzisiaj pieczarki w śmietanie z dużą ilościa zielonej pietruszki, do klusek drożdżowych. Dla nas starczy, a Matrosy przyjadą po obiedzie. Robię w rodzinie alarm „mundurowy” – omc nie mam co na siebie włożyć. Do października nosiłam rozmiar 54-56, a teraz spada ze mnie 52 – i portasy i spódnice mogę zdjąć bez rozpinania – co gorsze zrobiony specjalnie dla mnie gorset ortopedyczny też się do niczego nie nadaje, bo spada bez rozsznurowania. Obejrzałam się starannie w dużym lustrze i niestety – nie widzę smukłej sylfidy, a tylko kościstą i niezbyt apetyczną figurę z pokaźnym brzusZkiem – tam jakoś nie spada. Tracę masę mięśniową m/w w tempie 6 kg na 3 tygodnie. Razem z Piotrem będziemy miło uduchowieni i subtelnie wydelikaceni – no, chyba, że zaczniemy normalnie jeść, co jest wszak zajęciem miłym, przyjemnym wielce i dającym wiele towarzyskich okazji.
Wlasnie sprobowalam zakupione wczoraj w polskim sklpeie rolmopsy , firmy „Beczka sledzi”. Jedyne co mozna dobreg o nich powiedziec, to ze maja dobre wykalaczki.
Moze nlezy te rolmopsy porozwijac, wyjac nadzienie, wymoczyc z ordynarnego bialego octu w jakim przebywaja, ponadziewac i pozawijac na nowo i zalac czystym olejem, moze z lekkim dopdaniem cytryny.
A jak bede chciala miec naprawde dpbre sledzie, to pojade do Waitrose’a po szwedzkie, drigie jak diabli, w miniaturowych sliczkach i pysznyc zalewach – koperkowej, musztardowej, smietanowej. Wszystkie maja lekka sliodkawa nute, ale mnie to akurat bardzo odpowiada.
Heleno – chyba wyroby Bismarck’a są dostępne w Anglii. Różne próbowałam (różnych firm) i te są najlepsze. Rolmopsy, płaty śledziowe w zalewie octowej i inne.
Sama, w miarę możliwości i czasu, robię sama. Oczywiście najlepsze z beczki – tak, tak, dostępne w wybranych sklepach (typu Delicatessen, choć nie we wszystkich). Ewentualnie Matiasy w oleju. Po wylaniu zawartości oryginalnej zalewy i opłukaniu oraz osuszeniu filetów postępuję podobnie jak Ty. Taka metoda nigdy nie zawodzi.
Jak wiadomo Gwiazdka była 3 miesiące temu , a z wszystkich otrzymanych w prezencie książek ad calendas graecas odłożyłam tylko Miłosza ofiarowanego mi przez Haneczkę – nie mogłam się przemóc. Nie chciałam się nadmiernie umartwiać wieczną głupotą polskiej polityki. Poglądy i obsesje Miłosza znałam nieżle, a i historia tworzenia państwa w latach 1918 – 1922 była mi nieźle znana – i z monografii tematycznej i z pism Kadena i prasy… Tak mi się wydawało. Np sporo z I wojny i lat tuż po niej dowiedziałam się o Galicji z prywatnego archiwum Żabiej rodziny. I co? I pierwsze, wielkie zaskoczenie dotyczące stosunków polsko – żydowskich. Nie wiedziałam, że starozakonni tworzyli 40% populacji na Wileńszczyźnie i wycofanie się ich z wyborów zmieniło drametralnie skład Sejmu Wileńskiego. Nie wiedziałam, że w czasie walk o Lwów Żydzi masowo popierali Ukraińców (dobrze się jakoś dogadywali z administracja ukraińską) Na co po wejściu wojsk ekspedycyjnych polskich odpowiedziano wielkim pogromem (prawie 400 zqabitych, 3,5 tys rannych) o rabunkach, podpaleniach i gwałtach nie ma co i mówić. A były tam miasteczka niemal w 100% żydowskie – np Berdyczów. No i nie tak wiele ta Pyra jednak wiedziała, prawda? A zwycięstwo powstania wielkopolskiego zawdzięczamy rewqolucji niemieckiej, bo struktur administracyjnych nie mieliśmy żadnych tylko potępieńcze swary i pozycje izolacjonistyczne. Ej, następnym razem urodz e sie w jakimś nudnym, mało bitnym i myślącym społeczeństwie. Może w Skandynawii?
Przeglądając półki z książkami, „odkryłam” „Kuchnię postną” napisaną przez Bassię Adamczewską w białej serii „100 potraw”. Wstyd, ale zapomniałam o niej. Teraz się przyda.
Na czasie: http://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/1,141634,19586060,podrobione-ryby-ktorymi-mozna-sie-zatruc-krewetki-z-azji.html
To zresztą też: http://www.polskieradio.pl/7/163/Artykul/848422,Najwiekszy-przekret-zywnosciowy-XX-wieku
Rozejrze sie za Bisarckiem, dzieki Echidna.
Oxczywisciem ze sledzie z beczki sa najlepsze. BYwaly u nas bardzo dobre , atlantyckie, w rosyjskim sklepie, ale wlasciciel przestal zamawiac, koncentrujac sie na papierosach z kontabandy. Ktorego dnia ktos doniesie, aresztuja go i sklep zniknie. Nie chcialabym, bo kupuje tam regukarnie aromatyzcny dziewiczy olej slonecznikowy. Nigdzie indziej takiego nie maja. I dobre ogorki i pomidiory konserwowe,
Ale chcialabym sie nauczuc robic sledzie tak jak Szwedzi. Musze sie rozejrzec po internecie.
Proszę mnie doinformować co się stało z ogórkawmi konserwowymi „Krakus”. Nigdzie nie widzę.
Od wczoraj podczytuję blog z nowego urządzenia wielkości trzech paczek papierosów. Czego tam nie ma! Możliwość używania internetu, tysiące stacji radiowych i telewizyjnych z całego świata, filmy w takiej ilości, że nigdy nie da się obejrzeć. Wszystko w najwyższej jakość obrazu i dźwięku. Kilka lat temu kupiłem odtwarzacz multimedialny do filmów i muzyki. Działa świetnie do tej pory ale z internetu nie dało sie korzystać. Teraz postęp techniki sprawił że komputer będzi używany sporadycznie , poza tym tradycyjna telewizja z blokami reklam trwającymi dwadzieścia minut za chwilę trafi do lamusa. Chyba wyciągnę kabelek i rozwiążę umowę z platformą.
Ogorki Krakusa sa w sprzedazy, tylko sloiki zastawuone taka iloscia sloikow dziadziusia-babuni, ze juz nie woidac. Ja tez raczej trzymam sie Krakusa.
Misiu, gratulacje. Ja sie wciaz zastanawiam czy strzelic sobie pierwszego smartfona. Wstyd juz ludziom w oczy patrzec…
Ja tam się nie wstydzę. Potrzebne mi to ustrojstwo jak siódme koło „u woza”. Siódme, bo sześć – wliczając kierownicę i zapasowe – potrzebne. Mnie jest to po prostu niepotrzebne. Nawet SMS’ów nie wysyłam. Zatem czego tu się wstydzić? Takiego wyboru?
Echidno,
to tak masz, jak ja. Kompletnie mi niepotrzebne, bo właściwie zawsze jestem na posterunku, nie mam dzieci pod opieką i nastolatków, żeby ich ode złego pilnować…
Jedynie Jerzyk ma jakiś nexus, i bardzo dobrze, bo jak „jedzie na rower”*, to chcę, żeby to przy sobie miał. Raz strzeliło mu koło i zamiast być w domu za 2 godziny, bo na tyle była obliczana trasa, był za godzin 5. A co ja się nadenerwowałam przez te 3 nadgodziny, to moje.
* Jerzyka „jedzie na rower” jest mniej więcej tak znane, jak naszego kumpla maratończyka „Boguś leci biegać” (dziennie 10 km, żeby być w formie na prawdziwy maraton, który odbywa 2 razy w roku).
Alicjo-Waszego kumpla maratończyka musimy spiknąć z naszą koleżanką maratonką.
Nasza koleżanka mieszka w północno-zachodniej Francji i również codziennie biega oraz uczestniczy co najmniej dwa razy w roku w maratonach. Podczas wakacji wyrusza gdzieś w świat na trekking. Dzięki tej pasji poznała miłość swojego życia i jeśli dobrze pamiętam to jest jej trzecia, wielka miłość 🙂 Bardzo lubimy naszą Raymonde 🙂
Na cześć Placka „przeonacyłam” Jerzora na Jerzyka, niech tam…
Pyro,
jakbyś była bliżej, to przerobiłabym Ci tę garderobę na bliższą ciału, nawet maszynę do szycia mam rozłożoną, tylko siadać i pracować!
Zapomniałam dodać, że ten nexus jako telefon działa darmowo w prowincji Ontario. Skoro przy telefonach, ja w ogóle nie używam, bo drogi w porównaniu z opcją „telefon” na Skype, tam są jakieś groszowe sprawy na cały świat.
Zima zdaje się, że zadomowiła się na dobre, od wczoraj sypie, drobno, ale jednak. Poza tym mrozy w nocy przyszły – Mrusia zadowolona, bo wreszcie kaloryfery poszły w ruch i zamiast przed kominkiem, może się wylegiwać na parapecie przy dużym oknie. Pod parapetem jest kaloryfer, który ogrzewa parapet z… drobniutkiej kostki ceramicznej, takiej łazienkowej (widocznie zostało trochę z łazienki, bo tam taka sama kostka). To właśnie lubi Mrusia, ciepełko i świat przez szybę oglądać!
Ewa postraszyła nas dzisiaj jakością ryb i owoców morza, jakie są oferowane na polskim rynku. A ja chciałam pozytywnie, ale nie o rybach, ale ogólnie o obiadach:
http://www.haloursynow.pl/artykuly/rewolucja-w-kuchni-obiad-w-15-minut-wprost-z-pierw,4455.htm
Ta formuła nazywa się na świecie diner shop, ale na szyldzie, który mijam po drodze z pracy figuruje sympatyczne”Obiady i obiadki”. Moje koleżanki próbowały i orzekły, że smakuje jak u mamy i że będą wszystkich zachęcać. Zatem czuję się zachęcona i przy okazji spróbuję.
A poza tym chciałam o ziemniakach, bo pasują np.do śledzi 🙂 i też będzie pozytywnie.
Czy zauważyliście, że w supermarketach można kupić ostatnimi czasy circa about 6-10 rodzajów ziemniaków przyzwoicie pakowanych, opisanych i dedykowanych do różnych zastosowań? A jeszcze tak niedawno narzekaliśmy, że Polska jest wprawdzie potęgą kartoflaną, ale że niewiele z tego wynika. Otóż wynika!
Danuśko,
nasz maratończyk, wrocławianin, ale kanadyjczyk jako i my, biegał jeszcze w ogólniaku bodaj. Oto przykład nałogu, który wcale taki znakomity nie jest dla układu kostnego, jakby się zdawało. No ale biega – jego marzeniem był maraton w Himalajach (drogie wpisowe, żeby się za własne pieniądze tak poniewierać, to trzeba mieć nieźle namieszane pod sufitkiem…). No i się zapisał był, na szczęście nie wpłacił wpisowego (marne 2 000$!), parę dni przed maratonem było to trzęsienie ziemi kilkanaście miesięcy temu i maraton przepadł. A miał być, o ile pamiętam, z Bazy spod Everestu w dół.
Z tym, że nasz maratończyk zna te tereny, bo łaził po górach dwukrotnie. Ale nie biegał! A o bieganie szło 🙄
Nasz maratończyk w ubiegłorocznym maratonie rzut beretem od nas – Picton. Dopingowaliśmy 🙂
Bogdan w swojej kategorii wiekowej (60-70) jest zwykle w czołówce. Zauważcie też, że patriota ci on nasz!
http://aalicja.dyns.cx/news/DSC00854.JPG
Nie wiem, jak gdzie indziej, ale w Warszawie widać wyraźnie wysyp wszelkich knajp, knajpek, stołówek i innych barów, które oferują niedrogie domowe obiady.
Jest popyt i jest podaż, to też bardzo dobre zjawisko.
Gospodarzu-a może by tak jakiś artykuł na ten temat…?
Komu przesłać? Opłata pocztowa na miejscu odbioru 🙂
http://www.forbes.pl/chinczycy-kupuja-swieze-powietrze-z-kanady,artykuly,201382,1,1.html
Danuśko,
z naszych dorocznych wędrówek po Polsce wynika, że w dużych miastach mnogo knajp, knajpek i knajpeczek. Tylko mieć pieniądze i spory apetyt! W Krakowie co krok knajpa, szczególnie na Kazimierzu, we Wrocławiu to samo – gdzie nie stąpniesz, to knajpa. Najbardziej zbulwersowała mnie knajpa Okrasy we Wrocławiu, za 4 byle jakie pierogi ruskie i lampkę wina zapłaciłam spore pieniądze. Ale przynajmniej wiem, że już nigdy nie pójdę do knajpy firmowanej przez tego pana.
Okrasy na tych pierogach nie było 🙁
Alicjo-ale ja mówię o tych, co oferują domowe obiady np. za skromne 14 złotych.
14 złotych jest skromne w Warszawie.
Ach, to co innego.
We Wrocławiu jest słynny bar Miś, słowo „kultowy” jak najbardziej tu pasuje. Parę lat temu poszliśmy tam z Jerzykiem na zawsze wspaniałe ruskie, ale kolejka była taka, że pierogów chwilowo zabrakło. Gdzieś chyba mam sfotografowaną tablicę z cenami, wszystko obliczone na kieszeń studenta, bo bar jest w okolicach Uniwersytetu.
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=bar+mi%C5%9B+wroc%C5%82aw&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-002
Alicjo-z ostatniej wyprawy do Wrocławia pamiętam znakomity bar w pobliżu uniwersytetu.
Obowiązuje tam świetna formuła: nakładaj, co chcesz i ile chcesz, a potem to zważymy. Płacisz od wagi na talerzu. Miejsce poleciła nam koleżanka pracująca na tejże uczelni.
Hm. Miś jest na Kuźniczej, prościutko od głównego gmachu uniwerku. Ja zawsze byłam ślepa na inne bary czy knajpy na tym odcinku. No i jeszcze chodziłam na stołówkę studencką gdzieś w tych okolicach, za obiad płaciło się w latach 70-tych 11 zł, przy czym zupa była darmowa i skolko ugodno. Dodam, że to była świetna kuchnia jak u mamy 🙂
No to Ci się Jerzor wyJerzykował zupełnie… 🙂
Przecież mamy teraz naszego człowieka we Wrocławiu. Yurek, hop, hop, odezwij się!
Kto tu rządzi?! No właśnie….
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_6153.JPG
Haneczko,
czy możesz wkleić/przesłać program jubileuszowego Zjazdu?
Koleżeństwo blogowe ma serdeczne pozdrowienia od naszej Szwagierki Teresy, która przebywa w sanatorium w Pustkowie, nad morzem, naszym morzem…co za przyjemność, zimą 🙄
Namawiam ją na Zjazd, przy okazji odwiedzi wnuki w Poznaniu 🙂
Witam, barów z mojej młodości zostało nie wiele. Miś, 40 mu minęło, na Górnickiego boczna Sienkiewicza malutka plackarnia 4 stoliki, też przetrwała. Przepyszne placki po węgiersku z łyżką śmietany pod którą była papryka kiedyś rarytas. Od dziś wstrzemiężniamy się, do czego zachęci poniższy art.
http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/1,137474,19602641,post-od-alkoholu-dlaczego-warto-robic-przerwy-w-piciu.html#TRwknd
Przy okazji – wyobraźcie sobie, że na moim kontynencie nie ma czegoś takiego, jak sanatoria i wyjazdy „do wód”, chociaż na pewno jest tu tysiące zródeł mineralnych.
Takie rzeczy to europejska specjalność, inna rzecz, że do chwila to inny klimat, inne wody, patrząc choćby na Kotlinę Kłodzką.
Pija się tutaj jakąś potwornie drogą francuską „perrier”, to jest taki zresztą z wyższej sfery ten tam snobizm.
Na szczęście w Baltic Deli mamy różne nałęczowianki i jordanki znakomite, popieramy i kupujemy!
Danuśko,
we Wrocławiu pomieszkiwałam przez dobrych parę+ lat i trochę znam się na tym mieście, tym bardziej, że co roku tam bywam.
To jest bardzo ulubione moje miasto 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=iGLVfKf6uHo
Znam bardzo dobrze ten przystanek tramwajowy na Placu Teatralnym przed Operą….po prawej był kiedyś Szklany Dom, akademik Jerzyka.
Alicjo – nasze morze w zimie jest bardzo zdrowe – mocno huśta i jest wówczas dużo jodu. A to zdrowo. I rozczarowań pogodą nie ma, bo i tak kąpać się nie można.
Alicjo
Ostatnio wirtualnie zwiedzałem Saratoga Springs i wydaje mi się, że miasto zasłyneło z wód leczniczych i jest bardzo chętnie odwiedzane przez turystów i kuracjuszy:
https://en.wikipedia.org/wiki/Saratoga_Springs,_New_York
Od ciebie rzut beretem i warto kiedyś zajechac. Piękne miasto.
Alicjo, nie mam. Może Pyra będzie mogła jutro dać głos.
Wypróbowałam nową wyciskarkę i bardzo się polubiłyśmy.
Rzeczywiście Misiu, ładnie tam. To dokładnie w połowie drogi od nas do Montrealu. A wodę mineralną, to ja mam w kranie. 🙂
Przed chwilą ogladałem w Smithsonian Channel film o stanie New Hampshire . Film zrealizowany z lotu ptaka. Szkoda, że nigdy go nie zobaczę Ameryki na żywo. Pozostaje pomachać z wysokiego klifu na wyspie.
Świat jest piękny.
Nigdy nie mów nigdy…
Misiu (21:48),
to Ci się jednak wydaje. Przeróżnych „springs” to tu jest wiele, ale bynajmniej nie słynących, nie butelkowanych, nikt na tym nie robi „interesu”. Zapytaj w jakiejkolwiek restauracji o „mineral water”.
Że co proszę? No właśnie…
Jest interes do zrobienia, ale mnie się już nie chce, a poza tym ja jestem od roboty, interesów nie umiem robić 🙁
ten kontynent jest przepiękny, jak i każdy inny, ale w pn. Ameryce masz lodowce, pustynie, wielkie lasy i wszystko, co tylko chcesz. Zwiedziłam wszystko, tylko Alaska czeka…