Sprawozdanie z kolejnego zebrania Klubu Piwnego czyli o czym przy stole rozprawiają starsi panowie
Parę razy wspominałem o Klubie piwnym, w którym uczestniczę od sześciu już lat. Klub a właściwie klubik, bo było nas ośmiu a zostało siedmiu. Jeden z nas – historyk, dyplomata a nawet szef MSZ – równo dwa lata temu udał się na wieczny kufelek, gdzieś tam w obłokach. Na ziemi pozostali: historyk dziejów najnowszych, fotografik, aktor, scenograf, dziennikarz, okulista no i łakomczuch kulturalnie zwany smakoszem, który tej bandzie przewodzi.
Spotykamy się w tym samym miejscu, w miłej knajpce z widokiem na Ogród Saski, przy tym samym stoliku ustawionym na przeszklonej werandzie, raz na miesiąc w porze wczesnego popołudnia. Nasze menu bywa zmienne. Przez pewien czas zajadaliśmy się dużymi krewetkami smażonym z czosnkiem i zieloną pietruszką, ale mieliśmy z tego powodu poważne kłopoty po powrocie do domów. Rodziny nie były w stanie wytrzymać pięknego aromatu czosnku wydzielanego z organizmów wszystkich klubowiczów przez całą kolejną dobę. Głównie z tego powodu od kilku spotkań zamawiamy kociołek muli duszonych w białym winie. Wprawdzie kucharz „Elefanta” i tu dodaje czosnek, a także i cebulę ale najwyraźniej w mniejszej ilości. Ale gotowane widocznie pachną mniej intensywnie niż smażone.
Gdy pojawiamy się na miejscu nasz stolik jest już nakryty a kelnerki (mężczyzna stoi za barem a na sali królują młode i piękne dziewczyny, najczęściej studentki stołecznych uczelni dorabiające na czesne i na życie) czekają przy wejściu. Na wstępie dostajemy gorące, bo prosto z pieca, delikatne bułeczki i masło w kilku smakach. No i oczywiście piwo. Większość z nas lubi guinnessa więc nie ma zamieszania przy zamawianiu. I tylko okulista wyłamuje się z porządku, zamawiając karafkę białego wina.
Po kwadransie na stół wpływają miski na skorupy i miseczki z letnią wodą oraz plasterkami cytryny do mycia rąk. Parę minut później przed każdym staje emaliowany czerwony rondel pełen pięknie pachnących, dużych małży. Pływają one w winno-śmietanowym sosie, oplątane wstążeczkami cebuli i posypane natką.
W tym momencie rozmowy cichną i słychać tylko siorbanie oraz mlaskanie. Muli bowiem nie da się zjeść po cichu. Na koniec, gdy w rondelkach zostaje tylko sos, prosimy o kolejną porcję gorących bułeczek, by było czym go wymaczać. I to jest dopiero pycha.
Niektórzy kończą spotkanie zieloną herbatą (to hipochondrycy) inni espresso (to niskociśnieniowcy) a ja kolejnym kuflem guinnessa (samo zdrowie). Gdy – na ogół po dwóch godzinach – prosimy o rachunek, razem nim dostajemy po malutkim kieliszku domowej wiśniowej nalewki. I do zobaczenia za miesiąc.
Takie spotkania to nie jest wyłącznie obżarstwo czy opilstwo. Każdemu klubowemu spotkaniu towarzyszą interesujące rozmowy. Tematy niesie samo życie. I mimo, że bardzo różnimy się poglądami, nie dochodzi do silniejszych spięć czy broń boże awantur. Ale bywają gorące spory.
Podczas ostatniego spotkania głównym tematem były kontrowersje wokół książki o Ryszardzie Kapuścińskim. Wszyscy znaliśmy go dobrze a niektórzy – jak np. ja – pracowaliśmy w przez długie lata w tej samej redakcji. Znamy też wdowę oraz autora biografii Ryszarda. Nasza dyskusja toczyła się wokół problemu: dobrze czy nie dobrze, że książkę usiłuje się zatrzymać przy pomocy sądu. A także na ile biograf może lub powinien wkraczać w życie prywatne czy wręcz intymne swego bohatera. To bardzo interesujące sprawy. I bardzo delikatne. Nie da się ich streścić w dwóch zdaniach. I nie blog smakoszy jest do tego miejscem. Chciałem tylko pokazać o czym można rozmawiać przy dobrym jedzeniu, życząc wszystkim takich samych wrażeń, w równie dobrym towarzystwie.
Komentarze
Skoro Gospodarz z góry zapodał, ze o wiadomej książce i problemach z nią związanych obowiązuje cisza na blogu, to ja sie tez nie odezwę, chociaż chciałam cos pysknąć.
Natomiast nabrałam chęci wielkiej na krewetki i odwiedzenie tej „miłej knajpki z widokiem na Ogród Saski”, czy to aby jest dawna „Błękitna”? Bardzo dawno w tych rejonach nie byłam, ale w końcu do Warszawy dojadę może na dłużej niż kilkanaście godzin?
Ja tylko zapytuje. Czy bardziej smakowite jest piwo czy te kelnerki.
Jak Wojtek dojedzie do Warszawy to cos podrzuci z mysla o klubiku
Pieknego dnia.
Pan Lulek
Dzień dobry.
Jak wiadomo robactwa morskiego nie jadam, ale klubu zazdroszczę. Dobre towarzystwo i interesujące rozmowy przy stole, to najlepsze i najzdrowsze przyprawy. O książce się nie wypowiadam, bo jej nie czytałam, a zresztą (moim zdaniem) pisarze, artyści i wielkie osobowości nie muszą koniecznie przypominać pomników spiżowych, bo prędzej czy później zjawi się jakiś Boy i zacznie odbrązawiać. I nie dla nieskazitelnego charakteru cenimy tego czy owego autora, tylko za to, co i jak pisał, malował, opowiadał pędzlem i muzyką. Tu wejdę na chwileczkę na margines innego naszego Blogera, aby najszczerzej się zdziwić : „Santo subito”? A dlaczego? Jeżeli ktoś uważa, że święty i że blisko Przedwiecznego, to niech się o wstawiennictwo modli albo inaczej swoją wiarę w świętość demonstruje. Wcale do tego nie jest potrzebne „placed” tego czy innego gremium. Jeżeli zaś chodzi tylko o znaczący, pośmiertny awans, to czy Najwyższy na pewno pozwala sobie dobierać towarzystwo przez instytucje choćby i najszacowniejsze?
Nie, nie wymagam ani spiżu ani świętości od ludzi, których podziwiam.
Ależ Żabo ja niczego nie zamykam ani nie zakazuję. Sam nie chciałem obszerniej się wypowiadać, bo bałem się Was zanudzić.
Natomiast nasz klub spotyka się w knajpce mieszczącej się w Hotelu Saskim, więc już wiesz gdzie się udać.
Mnie się zdaje, że zanudzenie to nam najmniej grozi 😉
Dzięki, Piotrze, za adres. Teraz jak jest panienka (mam nadzieję, że się zadomowi na dłużej), która może mnie zastąpić, to naprawdę nabieram ochoty na ruszenie w świat. Zurawie już zaczynają przylatywać, gęsi ciągną, może i ja pociągnę (z gąsiora, bul, bul…)?
Żabo, sfotografuj proszę nowe drzwi, żebyśmy mogli podziwiać. Najlepszy byłby reportażyk: przed i po 🙂
ja poproszę o przybliżenie adresu 😉
Żabo to przyjedź na targi w maju …
Hotel Saski w Warszawie jest jeden. Stoi sobie przy Pl. Bankowym i czeka na remont. A „Elephant” patrzy sobie na Ogród Saskileżący po przeciwnej stronie Marszałkowskiej. Pluszaku, byłeś harcerzem? Bliższych namiarów już nie trzeba, prawda?
Nie byłem, ale bliższych nie trzeba 😉 Dziękuję pięknie! Hotel Saski jest też w Krakowie, ale z menu wynika, że „wongołów” tam nie dają 😉
„Śledzie pocztowe” mię zaintrygowały
Alina przekazuje blogowiczom wiadomość,że jest dobrej
myśli.My też uważamy,że będzie wszystko dobrze i życzymy
jej mężowi szybkiego powrotu do zdrowia i do domu !
Pluszaku przybliżam adres :
http://www.derelefant.pl/elefant.htm
szukam różnych przepisów i znalazła na wędliny domowe ale gotowane:
http://dodajiwymieszaj.blox.pl/2008/02/Prosta-domowa-wedlinka.html
może ktoś też ma taka potrzebę … 🙂
Adres dobry, już po wskazówkach Gospodarza trafiłem nieomylnie! Wygląda, że tam jest serio kawałek słonia.
Danusiu przekaż Alinie nasze słowa otuchy … i ucałowania serdeczne …
Jolinku- dzięki,przekażę !
W tych okolicach jest jeszcze jedna restauracja z widokiem
na Ogród Saski,a właściwie nawet położona w samym ogrodzie :
http://www.stantonio.pl/
Bardzo dobre jedzenie, a pobyt ogródku w miesiącach letnich
to sama przyjemność. Płacenie rachunku już jest może mniejszą
przyjemnością,no ale,jak mówi moja koleżanka : raz,nie zawsze.
„…historyk dziejów najnowszych, fotografik, aktor, scenograf, okulista no i łakomczuch kulturalnie zwany smakoszem…” = 6
Co robi sódmy?
I w czym została przeszkolona weranda? 😯 I gdzie? Na miejscu? 😉
W nocy był deszcz, okolica powyżej 1000 m przyprószona na biało, teraz wyszło słoneczko i ptaszki nadają z zapałem. Wiosennie jakoś.
Nemo potrafi znaleźć i wtknąć błędy, których inni nie widzą. Powiem więcej – ich nie ma!
Super refleks 😎 😆
… ale wtykał kto inny 😉
Całym sercem jestem z Aliną i jej mężęm.
Podzielam pogląd Pyry w kwestii dziwaczności oczekiwania od ludzi, że będą doskonali. Od dawna myślę, że Polacy cierpią na jakiś specyficzny kompleks Niepokalanego Dziewictwa. Przejawia się to tym, że tak trudno o akceptację cudzego prawa do bycia człowiekiem „z całym dobrodziejstwem inwentarza”, z wielkością i małością, która jest w każdym z nas. Tak trudno o wybaczenie cudzych potknięć i upadków. Mnie się źle z tym żyje w tym naszym boguojczyźnianym grajdołku. Ale chyba tego nie zmienię …
Zapowiada mi się bardzo kulturalny weekend a raczej koniec & początek.
Dzisiaj idziemy na film o poznańskim zamku a potem na spotkanie z twórcą filmu, organizuje to Towarzystwo Polsko – Niemieckie (poletko Ślubnego), w sobotę początek Roku Chopinowskiego w naszej gminie: Nahorny przy fortepianie a Barszczewska czyta listy Chopina. W poniedziałek koncert w Filharmonii, awizowany między innymi w ostatnim Niezbędniku Polityki.
Teraz idę porobić za gospodynię domową 🙂
Ja wtykam, Nemo wytyka!
Wracam do wczorajszego przepisu Aszysza na temat glowy cukrowej. Puscilem kaloryfer na siedem fajerek. Najbardziej podobala mi sie ta glowa w Rio de Janeiro. Sa przejsciowe klopoty ze zgromadzeniem takiej ilosci cukru i ogrzewaniem od spodu.
Pytanie oczywiscie brzmi nastepujaco. Czy po zestaleniu sie wegierskiego cukru z rosyjska wódecznoscia nalezy zalozyc na te glowe jakas prezerwatywe celem ochrony od cukrolubych insektów. Jesli tak, to jaki bylby optymalny kolor i material.
Oczekujacy na skuteczne rady oraz w trakcie eksperymentu.
Pan Lulek
Yes, Sir 😎
Panie Lulku,
jest przedwiośnie, insekty powinny jeszcze spać, ale jeśli już jakieś pszczółki (flotte Bienen) koło Pana się kręcą, to oswajać, oswajać 😎
Dzień dobry Szampaństwu!
Całą noc padał śnieg, zima, że ho-ho!
Gospodarzu,
pytanie – czy Domosławski będzie na Targach? Bo ja już ostrzę sobie zęby na tę książkę. Lubię biografie i już – i postaci krwiste, jakim był na przykład Jerzy Waldorff, zersztą nie pisze się biografii o nudnych jak flaki z olejem (żeby było kulinarnie 😉 ).
Sprawy lotu będę załatwiać po Rejsie, ale Targi mam wpisane w kalendarz. Już się cieszę! Byle rekiny mnie nie zeżarły do tego czasu 🙄
Pozdrowienia i uściski dla Aliny – będzie dobrze, cały Gang trzyma kciuki!
A Brzucho gdzie się szlaja i nie melduje?!
PaOlOre,
zapomniałam podziękować za zdjęcia Sławkowe (czy on jeszcze w czyśccu?),
Panu Lulkowi urosła broda i wreszcie zaczyna być podobny do swego portretu, a Sławka to już całe lata (od picia brudzia absyntem) nie widziałam.
Panie Lulku,
Trudno będzie o właściwy rozmiar prezerwatywy skoro ma być
to głowa cukru z Rio. Proponuję zatem zatknięcie na jej
szczycie dwóch odpowiednich flag- węgierskiej i rosyjskiej.
Jak już cementowć tę przyjaźń cukrowo-wódczaną to w
odpowiedniej oprawie.
Mój kulturalny weekend będzie się ograniczał do obiadu (jutro) dla Bonnie i Rogera, będą mieli chałupę pod pieczą na czas Rejsu, trzeba się godnie pożegnać.
W planie mam mielone (prawdziwe, jak u mamy) i grochówkę na wędzonym polskim boczku. Grochówka i owszem, jest tutaj znana, ale zapuszkowana, nikt nie robi domowej. Oprócz Polaków, oczywiście.
Że mielone mało wykwintne? Ależ oni bardzo lubią polskie mielone!
Zycze rowniez mezowi Aliny powrotu do zdrowia.
Ten „Elephant” to, kiedys jak jeszcze niewiele nowinek bylo w Warszawie, robil kiedys za lokal z niemieckim piwem, czy teraz sie cos zmienilo?
Nie po to kciuki mi drętwieją, żeby nie miało być dobrze 🙂 Wierzę w siłę dobrych myśli 🙂
Alicjo, rekiny mają czerwony alarm. Całe w trwodze, już teraz kryją się po kątach 😆
Dzisiaj u nas jeden z bardziej lubianych obiadów – kotlety z panierowanych pieczarek do tego surówka selerowa z pomarańczą i rodzynkami. Żadnego ryżu, ziemniaków ani klusek – tych pieczarek jest na tyle dużo, że będzie co robić, żeby je zjeść (nóżki i wierzch czapeczki zostaną odłożone do jajecznicy na jutrzejszą kolację) Taka jajecznica podana na gorąco na grzance, leciutko posypana najdrobniejszym szczypiorkiem i koperkiem pachnie wiosną.
Powściągliwy bardzo Gospodarz w kwestii książki. Słuchałem wczoraj w TOK FM Stefana Bratkowskiego, który oceniał tę książkę nie tylko w kwestii prawdy, do czego też miał istotne zarzuty, ale w kwestii oderwania od realiów opisywanych czasów. Bratkowski przypomniał, że się przyjaźnił z Barcikowskim, jak i Kapuściński zresztą. I twierdził, że się tego nie wstydzi, bo Barcikowski był bardzo porządnym czowiekiem. Teraz wiele osób, szczególnie spod znaku IBN, powie, że nie mógł być porządnym człowiekiem, skoro był w Biurze Politycznym.
Zarzut co do prawdy dotyczył pisania (ponoć) o raportach dla polskiego wywiadu sporządzanych w krajach, po których podróżował. Tymczasem wg Bratkowskiego w teczce Kapuścińskiego żadnego raportu nie ma, a nawet nie ma notatki o jakichkolwiek raportach.
W sumie podchodze do tej książki jak do śmierdzącego jaja. Kwestia, czy należy zakazać rozpowszechniania to zupełnie inny problem. Z bólem serca byłbym przeciwny takiemu zakazowi.
miało być IPN
Stanisławie,
myślę, że gdy książka się ukaże, wszelkie błędy i ewentualne kłamstwa zostaną z ochotą wytknięte autorowi. Zdumiała mnie nieco wypowiedz Władysława Bartoszewskiego, który z Kapuścińskim rozmawiał raz w życiu, przyznaje, że prywatnie mało o nim wie, no ale jak świat Książki wydaje taką książkę, to on się zastanawia, czy z wydawnictwem nadal współpracować.
Emocje ponoszą wszystkich, zanim jeszcze książka się ukazała. Już pisałam, że jestem pies na biografie – nie mam zdania, dopóki nie przeczytam.
Dzień dobry,
Jolinku, w kwestii wędlin polecam stronę http://www.wedlinydomowe.pl/index.php
W menu po lewej stronie na dole znajdziesz zakładkę „Wszystko o szynkowarach”. Na podstawie lektury metodologii i przepisów, zakupiłem na Allegro porządny szynkowar ze stali kwasoodpornej i od paru miesięcy eksperymentuję z wędlinami gotowanymi. Najlepiej wychodzi filet z indyka, robiłem już też boczek, mielonkę i szynke wieprzową. Nadal kombinuję z przyprawami i ilością soli więc powtarzalności partii jeszcze nie osiągnąłem. Udało się natomiast osiągnąć to, że od początku listopada (data zakupu szynkowara) nie kupowałem żadnej wędliny w sklepie 😉
Pozdrawiam,
Witaj Pawle; dawno u nas nie byłeś. Czyżby wędliny zabrały Ci cały, wolny czas?
Ja się Bartoszewskiemu nie dziwię z jednego powodu – książkę tę miał wydawać „Znak” i po dokładnym zapoznaniu się z „manuskryptem” zrezygnował. Dla Władysława Bartoszewskiego Znak może być autorytetem. I vice versa.
Pan Bartoszewski książki nie czytał a mimo to ma do niej stosunek bardzo emocjonalny. Bohatera też nie znał. Ale jego emocjonalny stosunek usprawiedliwia dążenie do tego, by śiwat był przyzwoity (cokolwiek to znaczy).
Stefan Bratkowski też książki nie cztał i jak twierdzi czytać nie będzie a wypowiada się o niej autorytatywnie i niezwykle ostro. Także o autorze.
Nawiasem mówiąc ze Stefanem znam się i przyjaźnię (był moim wielkim autorytetem zawodowym i wręcz mentorem w wielu sprawach życiowych) od pół wieku.
Teresa Torańska (też nasza przyjaciółka) w dyskusji z Bratkowskim broniła biografii i autora, bo PRZECZYTAŁA całość. I twierdzi, że dzieło nie obraża pamięci Ryszarda i nie odbrązawia. Ale wielkość pisarza i człowieka (jeśli jest wielki tak jak Kapuściński-pisarz) nie wymaga lukru. Lukier odczłowiecza. I kusi by go lizać.
Książkę znam. A Ryszarda nadal kocham!
Cóż, wierzę Gospodarzowi. Zamieszanie wywołane przez wdowę wytworzyło pewną atmosferę, która mi się udzieliła. Nasz przyjaciel, który był promotowem doktoratu hc Kapuścińskiego na Uniwersytecie Gdańskim prawdopodobnie przybliży nam tę książkę zanim ją przeczytamy.
Stanisławie nie wierz nikomu. Sam Pan musi przeczytać i wyrobić sobie opinię. Ja tylko ujawniłem swoją. Autor tej książki, która zbulwersowała środowisko stwierdza, że pisarstwo Ryszarda jest najwyższego lotu. I warsztatowo i ze względu na stosunek do świata oraz ludzi. A cała reszta to drobiazgi i potknięcia jakie spotykają każdego człowieka na jego życiowej drodze. Zakręty, upadki, wzloty nie omijają a ubarwiają życie każdego z nas.
Alicjo. Na środę zamówiona pogoda słoneczna i ciepła, ale bez przesady, cobyście nie doznali szoku termicznego. Noc rześka, śpiwory bawełniane, szampan i rum w temperaturach odpowiednich do Panapiotrowych wskazań. Wybrzeżowe ptaszki dostały zakaz obsrywania okolicy, co normalnie czynią con amore. Ile płatków róż (w kg) potrzeba do ceremonii powitalnej?
Magnificencja zaszczycila kontaktem. Obiecala odbyc wraz z malzonkiem studialna podróz. Program uzgodnimy na miejscu. Do Alicji nastepujace pytanie typu ortograficzno-gramatycznego. Formuluje.
Jeden zalogant na jachcie to majtek
Zespól pracujacych na rejach i szorujacych poklad to majtki
Jedna zalogantka to chyba majtka.
Jesli podróz na daleka pólnoc to chyba barchanka albo cieplomajtka.
Znowu pelen rozterek
Pan Lulek
W ostatnim Newsweeku ukazał się wywiad z panem Domosławskim na temat jego książki.
Wychodzi na to, że chyba przeczytam nie czekając na opinię przyjaciela biegłego w temacie.
Panie Lulku, na jachcie, jeśli się nie płynie we dwoje, a jacht nie jest pałacem, to uciechy cielesne sprowadzają się tylko do ortograficzno-gramatycznych. Dlatego barchantki czy bachantki bez znaczenia.
Ich troje i nóż w wodzie 😯
to juz prawie jak trzech gosci z szafa
Opowiadał mi kiedyś kumpel (trochę rozgorycznony, a trochę rozbawiony) jak to pełem gorącej nadziei zabrał w tygodniowy rejs panienkę na jeziora konińskie. Tu zaznaczam, że nie był to jeszcze czas romansów „od jednej dyskoteki”, pewien czas trzeba jednak było w panienkę zainwestować. Co najmniej miesiąc, czasem trochę więcej, ale mój przyjaciel miał wielką nadzieję – bo to sami, cały czas na łódce, wspólne noclegi itp. Kto pływał w zamierzchłych czasach Omegą ten wie, że na dnie posadowiona jest długa skrzynia miecza – automatycznie wydziela ona dwa wąskie miejsca noclegowe, po obydwu bokach skrzyni. Z grota można zrobić mały namiot nad kokpitem i w sumie spać można ale wszelakie ksiuty nocne trzeba włożyć między bajki ( w każdym bądź razie jeżeli nocuje się na łodzi). „No i wyobraź sobie – wracamy; ona z anginą, ja z zapaleniem pęcherza, bo lało codziennie. Na przystani zawet pożegnać się nie chciała”, a ja nie miałem czasu za nią ganiać, bo, rozumiesz, pęcherz…” I teraz powiedzcie czy jest inny rodzaj wakacji, na które z całym spokojem o jej bezpieczeństwo, można posłać nieletnią córkę?
Passent obok jest książką zachwycony.
Ja zaś mam nadzieję, że wdowa K. dostanie przynajmniej tantiemy za akcję promocyjną tego dzieła 😎 Powinno się teraz dobrze sprzedawać.
Wróciłam z kintopka 😆 Fantastyczny film ! Serio polecam ! W ogromniastej sali kinowej siedziało 7 osób z nami włącznie (tzn.Psiapsiółką i mną). I wyobraźcie sobie nawet był jeden „młody człowiek” i tak samo głośno „rżał” jak szóstka babek.
Uważam, że wbrew napuszonym krytykom – panom (sic), film w trochę zwariowanej formule pokazuje samo życie – kobiet i mężczyzn „po przejściach”. I jestem dziwnie przekonana, że takie sytuacje w życiu nie jeden raz występowały.
A jak chcecie wiedzieć o co chodzi, to (niestety 😀 ) musicie iść na ten film p.t. „To skomplikowane”. 😉 Meryll Streep jest nieodmiennie fantastyczna.
„Kurcak”, trochę to trwało, bo musiałam się upewnić u Kopalińskiego, czy w dobrym kontekście użyłam uwagi sic. Jeszcze trochę posiedzę z Wami przy stole a z moich słowników zostaną „latające” kartki. 😆
W kontekście tego pęcherza opisanego przez Pyrę zwrot „panowie (sic)” nabiera innego odcienia 🙄 😉
Zgago- ja ogladałam ten film tydzien temu i opowiadałam
o nim na blogu w niedzielę.Cieszę się,że mamy podobne opinie 🙂
Danuśka pisze:
2010-02-21 o godz. 19:29
….
Wczoraj byłam zobaczyć moją ulubioną Meryl Streep w romantycznej
komedii ?To skomplikowane?. Film ogląda się znakomicie, Meryl Streep
wspaniała,a na dodatek smakowite sceny z przyrządzaniem np.
croissantów z czekoladą.Jest to rodzaj filmu po obejrzeniu,którego
człowiek wychodzi z kina w doskonałym nastroju.
Zgago,
Daj znać kiedy Ci się słownik rozleci – kupimy następny 😉 .
Ewo, oczywiście dam znać 😆 😆
Danuśko, dlatego potwierdziłam w całej rozciągłości Twoje sprawozdanie 😀 , bo dzisiaj Ewa wybiera się na ten film i prosiła o sprawozdanie.
Muszę Szanowne Blogowisko zawiadomić, że nasza Ewa niezbyt dobre interesy robi. Wychodzi na nich jak przysłowiowy Zabłocki na mydle 😀
Kiedyś stukałam, że mam za dużo amarylisów a nie potrafię „żywej” roślinki wyrzucić do śmieci (taki „odchył”). Na mój problem odpowiedziała Ewa, że chętnie uszczupli mój stan posiadania amarylisów (jak się zresztą okazało, to są Hippeastrum). Wreszcie dzisiaj była okazja, żeby zanieść Ewie trzy nadprogramowe doniczki. I ja szczęśliwa, że się pozbyłam kłopotu a Ewa …. jeszcze mi za to dała butelkę swojej własnoręcznie zrobionej nalewki pigwowej. Nie uwierzycie, ale będę po raz pierwszy w życiu piła dziś nalewkę 🙄 Jak mój Tata robił nalewki, to byłam w niedostatecznym wieku, żeby móc skosztować.
Dlatego dziś o 20:00, wzniosę toast najprawdziwszą, piękną, o bursztynowym kolorze, nalewką 😆 Oczywiście za zdrowie męża Aliny, za to aby Aliny smutki się wreszcie skończyły, za wspaniałomyślność Ewy ….. no i za zdrowie Was wszystkich.
Zgago,
Cieszę się że mogłam sprawić Ci przyjemność 🙂 .
A jeśli trafią Ci się jeszcze jakieś zbędne kwiatki… to wiesz komu dać znać.
Poszłam śladem Pyry i zrobiłam surówkę z selera. Dodałam jabłko. Poza tym nastawiłam żurek na wywarze z szynki. Na obiad było spaghetti w sosie pomidorowym i sałata i mam już ochotę na ten żurek. Osobisty wybiera się do stolicy na walne zebranie speleologów, a ja zaplanowałam sobie dłuższy pobyt w wannie 😉
Żurek w wannie??!!
O kąpieli w mleku oślicy słyszałem ale żeby w żurku – to nie….
Zgago-Ty będziesz piła nalewkę od Ewy,a ja będę czytać książki
otrzymane od Aliny.Alina przysłała mi „Les chaussures italiennes”,
które to Osobisty miał kupić przy okazji najbliższej wizyty we Francji
(może w zamian kupi coś innego ? ) oraz na deser „Casanova etait
une femme” R.Deforges i Sonia Rykiel.Alina wysłała mi ten prezent
zanim jeszcze pojawiły się problemy ze zdrowiem jej męża.
Alinie dziękowałam już telefonicznie,ale jeszcze GRAND MERCI na blogu !
Jotko – mam nadzieję,że w swojej książce opowiesz,o tym jak
życzliwi i wspaniali są uczestnicy naszego blogu !
Dzisiaj piątek,czy już wiadomo,że przyjeżdżasz w marcu do Warszawy ?
Mało kulinarnie: zbiłam (raczej skręciłam, bo używam śrub i wkrętów zamiast gwoździ) następną dolną część drzwi, ale nie pojechałam kupić zawiasów, więc ich nie powiesiłam. Desek zostało mi na jeszcze jedne „spody” i na dwie „góry”.
Zadzwoniłam do tartaku, moje deski nadal na mnie czekają, teraz mozna mówić, że się wysezonowały, tylko im to na zdrowie wyjdzie, bo te, co odebrałam pierwsze, jak rozmarzły w stolarni, okazały sie być bardziej mokre niz przyzwoitość nakazuje i panowie stolarze zadzwonili, żebym je sobie zaraz zabrała, bo u nich złożone na kupie już ciemnieją. Ja też ich od razu nie poprzekładałam jak należy i mam za swoje, podsiniały. Szukam drewnochronu w kolorze oliwkowym, a jest tylko (znaczy u nas, w Połczynie) taki zielony jak szczypiorek, taki jak na kółku do ganiania koni. Takich drzwi nie chcę. Zastanawiałam się, co wyjdzie jakby pomieszać ten zielony z brązowym? Może jednak bezpieczniej poszukac oliwkowego.
Haneczko, zrobię zdjęcia tego co już i w trakcie następnych. Jeszcze brakuje mi zamknięć, ukoronowaniem byłby koń wystawiający łeb przez nowe drzwi 🙂
Aszyszu,
to wcale nie jest zły pomysł 😎
Najpierw w żurku, a potem… kto wie 🙄
Żurek na wywarze z szynki bliski ideału 😎
Paweł dziękuję za link … ja to skromnie zacznę od robienia wędlin gotowanych na wolnym ogniu w specjalnej zalewie … 🙂 .. widzę, że podczytujesz nas … 😀
dzisiaj u mnie kasza jaglana z sosem gęstym grzybowo-kurczakowym i ogórkiem kiszonym … posypane koperkiem … wyciągnęłam ostanie grzyby z zamrażalki … pyszne było i na jutro mam jeszcze … 🙂
Albo zatrzaśnięty w boksie, zamknięte obie częsci drzwi (nie połowy, bo górna jest mniejsza), bez możliwości wystawienia rzeczonego łba.
W ramach porządków przed remontowych, Młodsza kupiła 4 paczki poskładamych, kartonowych pudeł. Po rozpakowaniu okazało się, że pudeł kupiła 8, bo pakowane są po 2 szt. Bardzo porządne, wykończone metalową taśmą, z ramką na winietkę i uchwytami. Każde trzeba było skręcić, przewidziano bowiem po 6 wkrętów. Fajnie, tylko na wszelki wypadek wzięła największe. W rezultacie zamiast 4 ustawione dotąd na półce nad drzwiami – wejdą dwa, trzy albo 4 na szafę w przedpokoju się właduje. Przewiduję, że to, co do nich trafi, następnym razem zostanie wzięte do ręki przed następnym remontem, bo kto będzie te kobyły ściągał i ustawiał? I, na Boga Ojca!, Niech to moje Dziecko nie wsadza tam wszystkich map i przewodników (tak było do tej pory) Papier jest bardzo ciężki.
Poleciałam do sklepu z materiałami po jakieś marynarskie paski, niby mam, ale może się przyda jeszcze cuś. Dawno nie byłam w tym sklepie – zmniejszyli „areał” o połowę 😯
I wybór też taki jakiś… zakupiłam coś pasiastego, jedno w marynarskich kolorach, ale paski takie sobie, drugie czerwono-czarne. Może coś w poniedziałek z tego uszyję. jako osoba mająca awersję do żelazka, szmaty na łajbę najlepiej z trykotu, doszłam do jedynie słusznego wniosku.
Kapitanie,
śledzimy pogodę. Jeszcze kilka dni zostało, może się zmienić. A cokolwiek by nie było, dla nas Kanadoli to lato – bo śniegu na Florydzie o tej porze roku chyba nie będzie?!
U nas to, co w nocy napadało, topnieje i robi się breja. Wieje jak licho.
A mnie przed 16:00 „zezarło” internet 👿 Czekałam z nadzieją, że wróci w ciągu pół godziny ale nic z tego, to poszłam trochę odespać zaległości.
Nie zdążyłam Wam napisać, że jednak Jotka mi solidnie na ambit wjechała i w nocy „wysmażyłam” elaborat, pod koniec, to już sobie powieki przytrzymywałam zapałkami 😉 Byłam pewna, że sknociłam, bo jak ma być odpowiedź dłuższa, to mi się nagminnie zdarza, odpowiadać nie na temat. 🙁
Ale nasza Jotka okazała się super wyrozumiała, więc nie musiałam się wstydzić.
Za 4 minuty toast, Panie Lulku, co Pan dorzuci do moich osobistych propozycji toastowych ? 😀
Za Alinowego!
Powoli eksperyment z glowa cukru dobiega konca. W dalszym ciagu nie jestem pewien czy wegierski cukier zgodzi sie z rosyjska wódecznoscia.
Na powaznie zas, za koniec klopotów Aliny, Marialki, wszystkich blogowiczów i naszych bliskich. Nigdy nie poddawajmy sie.
Toast !
Pan Lulek
Oczywiście, że Alinowego, Alinę i całe Blogowisko, żeby wszystkim dobre zdrowie służyło przez wiele, wiel lat.
Uhhh ! Ale mocna ! A jaka pyszna ta pigwówka 😀
Uwaga do opedratora WordPress. Godzina podawana na blogu nie zgadza sie o cala minute z czasem rzeczywistym. Prosze o skorygowanie bo wygladam na niepunktualnego fajtlape
PL
O 14:44 napisał jedno zdanie „takitam”, czy już bywał na blogu ? Czy to nowy Gość przy stole ?
Panie Lulku; Pan i fajtłapa wykluczone. 😀
Zgago – nie wiem kto tpo, ale ktoś „swój” się pobawił; mogę tylko podejrzewać kto, ale pewności nie mam
Pyro, dziękuję za wyjaśnienie 🙂
Za Alinę i Jej Rodzinę! Zdrowie!
Na dole listwy blogowej jest 20.36 a jak naprawde
Pl
Toast za Alinowego Pana i resztę zdrowotnie poszkodowanych – zaliczony
Ja nie z powodu niepotrzebnej punktualnosci. Przypominam tylko o projekcie CERAD na pograniczu Francji i Szwajcarii. Mezowie uczeni usiluja tam niczym trafic w nic i nie jest wykluczone, ze bedzie gigantyczne BumBum. Jak na razie pomylili sie o miliardowe czesci sekundy i przebudowa potrwa do lata i bedzie kosztowac mase pieniedzy. Moze wezma WordPress gdzie jest einsteinowskie poczucie czasu i czasami zgadza sie co do minuty.
Propozycja nie zostala opatentowana ale skromne, zwyczajowe, honorarium mile widziane.
Pan Lulek
chcialem o 44.44 zeby enigmie stalo sie zadosc, ale cyferblat nie proponuje, a chlop dalej w szalecie,
zeberka z puszki, kartofel z wody
Tego jeszcze nie grali, ja z maluchem w kuchni, dogladajac przysmazania kaszanki i doprawiajac grochowe.
W koncu mam z Rejsu nadawac… wlasnie chcialam sprawdzic, czy da sie i wwzystko mam na tym malym, ale mi wychodzi, ze nie wszystko mam. Trza poinstalowac. Sie zrobi.
Witajcie ponownie,
Dołączam się do toastów za męża i rodzinę Aliny.
Nemo – cieszę się że pomysł z żurkiem na szynce wypalił 🙂 .
Zgago – przepraszam. Zapomniałam uprzedzić że nalewka jest mocna 😉 .
Ewo,
jeszcze jak wypalił! Trochę słony wyszedł, ale Osobisty jest tolerancyjny 🙄
Do wanny nic jednak nie zostało 🙁 Wzięłam sól iwonicką 😎
Panie Lulku,
oni w tym CERNie to już podobno antymaterię wyprodukowali, całą buteleczkę, i niewiele brakowało, a wysadziliby Watykan w powietrze 😯 Nie ci z CERNu, tylko taki jeden ksiądz, co był przeciwny zbyt szybkiemu rozwojowi nauki. Na szczęście Tom Hanks z jedną panią uratowali najpierw jednego kardynała z fontanny, a potem cały Watykan i resztę świata 😎 Sama wczoraj widziałam 😎
Szef gwardii papieskiej też był podejrzany, ale niesłusznie 😎
Alicja bardzo poważnie przygotowuje się do rejsu ,bo to i stroje odpowiednie przygotowała i sprzęt do korespondencji przysposabia .Naprawdę ,podziwiam . Mam nadzieję ,że rejs będzie udany ,a my będziemy na bieżąco informowani o wszelkich atrakcjach .
Nemo przesoliła swój żurek , a mnie z kolei wyszły za słone śledzie po kaszubsku /albo po żydowsku /-z cebulą duszoną z rodzynkami i przecierem pomidorowym .Gotowe filety śledziowe dokładnie płuczę,ale nie moczę ich ,bo nie lubię takich wymocznych .Ale te były chyba zbyt przesolone i moczenie przydałoby im się .Ale mąż dopiero na moje stwierdzenie ,że są za słone ,przytaknął .No trudno ,trzeba zjeść takie ,jakie są ,ale na przyszłość muszę bardziej uważać .
Krystyno,
ten wywar z szynki był za słony, powinnam była bardziej rozcieńczyć 🙄 Mam jeszcze dwie takie szyneczki, niebawem je też ugotuję, ale zmienię wodę w trakcie.
Ten rzeźnik nie żałował soli 🙄
Jeżeli na tym jachcie nie ma szafy, to laptop w wodzie 🙁
W niedzielę planujemy przedpołudniowe wyjście do kina .Z tym ,że mąż uparł się ,że chce obejrzeć ten słynny „Avatar ” ,którego ja nie mam ochoty oglądać ,bo taka tematyka mnie nie interesuje .Ja z kolei chcę obejrzeć nowy film z moim ulubionym George,m Clooneyem ” W chmurach ” o człowieku ,którego praca polega na tym ,że wyrzuca z pracy innych ,podróżując po Stanach jako posłaniec niebobrych nowin .Ponieważ filmy są mniej więcej o tej samej porze ,ustaliliśmy ,że każde pójdzie na swój film .Ale coś mi się wydaje ,że ja będę bardziej zadowolona .Jak do tej pory samotne wyjścia mojego męża do kina np. w czasie moich wyjazdów ,zawsze kończyły się rozczarowaniem .Uprze się nieraz na jakiś beznadziejny film ,choć ja mu odradzam .Po prostu znam lepiej jego gust niż on sam i wiem ,co będzie mu się podobało . Ale może jeszcze do niedzieli zmieni zdanie .
A jutro idziemy do opery .Tym razem na balet „Chopinart ” ,oczywiście do muzyki Fryderyka Chopina .
Ewo, nie masz za co przepraszać, to była miła niespodzianka, na szczęście piłam z namaszczeniem i smak jest …. mniam. 😀 Chyba sobie kupię kroplomierz, żebym się nie rozbestwiła. 😉
Nemo, nie wierzę, prędzej rekiny odwiedzą Bałtyk, niż Alicja pozwoli swojemu maleństwu pływać w wodzie.
Może rzeźnik się zakochał ?
Krystyno, ja się już śledziowo poddałam. 2 razy próbowałam zrobić i za każdym razem nie dało się ich zjeść, tak były słone, mimo moczenia i kosztowania przed wyjęciem z wody. 🙁 Teraz już tylko mogę robić pastę śledziową, ta mi zawsze „wychodzi”.
Zgago ,poddać się śledziom – nigdy w życiu ! Po prostu będę bardziej czujna .
Na zakończenie tego miłego dnia, napomknę na temat wpisu Gospodarza (lepiej późno niż wcale 😉 ), że jeden raz w życiu miałam okazję zjeść mule duszone w białym winie i z tymi samymi dodatkami. I muszę bluźnierczo stwierdzić, że najbardziej smakował mi właśnie ten sos, sama nie wiem dlaczego same mule nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, nie to co sos.
Może dlatego, że w przeciwieństwie do skorupiaków, nie byłam do muli przyzwyczajona ?
Teraz życząc Blogowisku spokojnej i dobrej nocy z pięknymi snami, idę się wyspać. 😀 😆
A moja Ryba specjalnie przyjechała na „Avatar” (jak poprzednio na inne, głośne filmy) w Świnoujściu nie ma kina, a do Szczecina pociąg wlecze się 3 godziny, więc lepiej dołożyć godzinę i odwiedzić Mamę z Siostrą. Była zachwycona – nie fabułą, tylko scenografią i efektami. Matros się skarży, że musi samotnie oglądać w domu filmy – Żonie nie „pasi”. Oni po prostu mają zupełnie inny gust – Zięć przepada za komediami, obie moje dziewczyny najchętniej oglądają gatunek nazywany przeze mnie „Puj, puj, łupu, cupu” Co za krwiożercze baby – morderstwa, trillery, awantury szpiegowskie, czyli tzw „męskie, twarde kino” ???
Może być nóż (ja mam scyzoryk światowej marki) i cokolwiek w wodzie (oprócz „laptoka”) – byle nie Ich Troje 👿
Z szantami może być róznie. Jak ja i Jerzor zaczniemy, to pewnie wszystkie rekiny udadzą się na bezpieczną odległość.
O, wszystko zainstalowane i gotowam.
A propos przesolonych zup – podobno ziemniak surowy lub dwa, wrzucony do przesolonej zupy na kilka minut – pobiera trochę soli. Ziemniak spory przekroić, wrzucić do zupy, poczekać z 5 minut, wyłowić, wyrzucić. Zupę zjeść.
Krystyno,
pamiętam, jak za dawnych czasów moczyło się śledzie przez całą noc i jeszcze trochę. Ja moczę kilka godzin, ze 3-4, ale obłożone solą, więc wiadomo, że będą słone jak diabli. Te kilka godzin wystarczy, żeby je odsolić – i soli już nie używam. Dodam, ze to z naszego Baltic Deli, czyli z Toronto, z beczki – a róznie bywa, jak kto soli. Ja próbuje kawalątko, żeby wyczuć, ile mniej więcej powinno się moczyć.
Jasne, że się szykuję na Rejs 🙂
Krystyno, popieram ! Ja się w sprawach kulinarnych i „drutowych” zbyt szybko zniechęcam. Sweter Młodszej robiłam ze 4 lata 😳 W końcu jak go skończyłam, to Ona go już nie chciała i ja go noszę. 😉
Bardzo póżna pora jak na mnie .Udaję się zatem do sypialni . Dobranoc .
Jedna z naszych koleżanek w pracy, postanowiła zrobić prezent córce na Święta. W wielkiej tajemnicy zabrała się za haftowanie bluzki (hafty były wtedy b. modne). Przyłapał ją na tej robocie Syn
– Mama, co robisz?
-Haftuję bluzkę dla Jasi.
– A skąd wiesz, że w 2002 r będą jeszcze nosić takie bluzki?
spytał bezczelny smarkacz w 1972 roku
Irena jednak bluzkę skończyła przed Gwiazdką.
Też sobie idę na randkę z Morfeuszem. Pa.
O… wszyscy w objęcia?!
A ja dopiero czas, żeby zasiąść 🙄
Haftowania próbowałam, ale nie miałam cierpliwości – robiąc na drutach, mogłam chodzić do kina i spokojnie oglądać film, szmaty druciały się po ciemku, nawet jak w trzech kolorach czy czterech, byle to nie były „Szczęki”!
O. Telefono…
Nie należę do Klubu Piwnego, a żadne piwo do Guinness nawet zbliżać się nie powinno, ale Gospodarz swoim dzisiejszym wpisem narobił mi ochoty, więc wyjąłem z lodówki butelkę schłodzonego Guinness extra stout, nalałem do zimnego kufla, teraz będę się delektował.
Śniegu nasypało, w pracy nie byłem, dzień chciałem spędzić na porządkach, zacząłem od książek i na tym porządki się skończyły, a zaczęło czytanie.
Teraz udka kurczaka wstawiłem, posypawszy najpierw wszystkim co miałem, pieką się.
O książce hałas coraz większy – nic nie jest w stanie zmienić mojego zdania o Kapuścińskim, ale jeśli będę miał możliwość to książkę przeczytam, żeby mieć swoje zdanie.
Żabę podziwiam za prace stolarskie, Alicję za własnoręczne kreacje jachtowe (pewnie zobaczymy na zdjęciach), a Wszystkich za energię, humor, wpisy i w ogóle.
Zima powoli się kończy, a nic nie było słychać od Nemo o słynnym sznurku, który wraz z sankami chciał ukraść tamtego roku jakiś nicpoń. Czyżby dla bezpieczeństwa przeleżał w piwnicy cały sezon? 😯
Odpisuję na listy, Nowy… i słucham, dedykując… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=okd3hLlvvLw
Jedna z piękniejszych piosenek…
http://www.youtube.com/watch?v=PaLfDnShEn0&feature=related
No masz… wzięło mnie na takie…(starsza kobieta wysiaduje przed youtube)
Zaczynamy ?
http://www.youtube.com/watch?v=iAJ2AoEwDvY&feature=related
To już ostatnie.
Siedzę i patrzę jak koła się obracają…
http://www.youtube.com/watch?v=FSBYfc46rhk&feature=related
Dzięki Alicjo,
Też go lubię bardzo.
…rozkrochmalic się można…
http://www.youtube.com/watch?v=PtkVefDcZNc
Alicjo,
Ty nadajesz takie piękne rzeczy, a ja przyziemnie kurczaka doprawiam, nawet już zjadłem. Wyszedł super.
.
Idę spać.
DOBRANOC 🙂
Uwaga, uwaga! Do Pyr, do Pyr!!
W tej chwili wyjechał Laurenty uwożąc pobraną przesyłkę spożywczą. Oba produkty radzę przechowywać w lodówce, dżem nie jest pasteryzowany, po prostu przed chwilą z gara włożony do słoika. Nadaje się do przekładania kruchego ciasta.
Dobranoc, albo dzień dobry!
Nowy, czytając o kurczaku, nawet nie widząć i nie czując, po prostu zgłodniałam. Może dietetycznie jabłko sobie wezmę do poduszki? Kupiłam koksy.
Trudno tu nie zajrzeć od czasu do czasu, nawet, jesli spanie było planowane.
Żabo, a gdzie Ty koksy zdobyłaś, to prawie jak kosztele, no może troszkę łatwiej. Tego już nikt nie uprawia, chociaz w sklepach ogrodniczych drzewka jeszcze pewnie się zdarzają.
U nas dzisiaj obiadowo też będą śledzie. Kupne, w sosie śmietanowo-czosnkowym, bardzo dobre. Do tego, oczywiście, pyrki.
Koksy tak, o kosztelach można zapomnieć, tylko nazwa została. To co jest, wygląda jak kosztela, ale ani smaku, ani aromatu 🙁
Białe spływa, rabatek jeszcze nie widać, błoto rekordowe.
Idę wysiadywać 🙂
dzień dobry … dziewczyny nasze ładnie pojechały drużynowo po lodzie … dzisiaj Justyna się ściga … trzymamy kciuku … 🙂
Dzień dobry z dotkniętego plagą jamnikową domu Pyr.
Impreza zaczęła się o 3-ej w nocy, ale ja przespałam – z niedysponowanym psem i wokół niego, tańczyła Mlodsza. Ja wstałam o 6.00 i od tej pory pomagam sprzątać albo sprzątam po psie i co chwilę odkrywamy nowe miejsce wymagające wody, odkażania, ściery, wałka serwetek kuchennych i mocnego żołądka. Co się stało naszemu ulubieńcowi? A trafił się przyjaciel – idiota. Przyszedł wczoraj Przyboczny Młodszej i z racji minionych urodzin przyniósł Radkowi prezenty – dwie zabawki i woreczek psich ciasteczek. On lubi (znaczy pies lubi) na spacerach albo po zabawie dostaje od jednego do (max) – trzech. A gość cichcem wpychał zachwyconemu psiakowi po jednym 25 dkg. Efekt – mam jeszcze właśnie odkryte kolejne miejsce na moim dywanie do prania – w pralce kocyki i materacyk psa, na pralkę czeka moje prześcieradło i poszewka, tapczan wyszorowany schnie, podłogi umyte, piesek śpi na łazienkowym dywaniku bo to jedyna sucha i czysta podkładka, a teraz jeszcze ten dywan.
Tak mnie zaproszenie Alicji uszczęśliwiło, że przez miesiąc nie mogłem tchu złapać. Ale już się uspokoiłem. 😀
Mam pytanie. „Odziedziczyłem” kilka kilogramów truskawek mrożonych z własnej plantacji i nie wiem, co z nimi zrobić. Po rozmrożeniu do jedzenia się nie nadają, bo to jest breja. Raz zrobiłem zupę z makaronem. Co z nimi zrobić?
Torlin zrobić syrop i nalewkę truskawkową … 🙂 .. albo konfitury do naleśników …. 🙂
ale chmurno nad Warszawą … dzisiaj nasz dziewczyny walczą ….
Alino trzymam …
dzisiaj nasze dziewczyny walczą o medale rozumie się ?. 😀
idę sprawdzić jak jest za oknem …
Torlin,
ja bym te truskawki sukcesywnie „zagospodarowywała” robiąc z nich galaretki, sposobem o którym była już tu mowa, a który ja również stosowałam od lat.
Kupną galaretkę w proszku przygotować według przepisu – ja daję trochę mniej wody, bo truskawki mają jej dość – potem zalewam nią truskawki. Truskawki nie robią się brejowate. Pychota!
Danuśka,
zajrzyj do poczty 🙂
Ale kod: ddee 😯
Torlinie – rozmrażać truskawki posypane dość skąpo cukrem ( na 0,5 kg owoców 2 łyżeczki) na pół rozmrożone miksować z mlekiem, jogurtem śmietanką – po prostu czymś mlecznym i pić – świetny koktajl mleczno – powocowy
Jeżeli to takie koksy , to są tu w sprzedaży. Sezonowe – co prawda, lecz prawiane na miejscu, czyli nie z importu.
Moje ulubione japka – ponad wszystkie inne -i nikt mi nie przetłumaczy.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…
Koksy, prawie tak dobre, a czasem nawet lepsze, niż boskoopy 😎
Torlinie,
zamrożone truskawki zalewać gorącą galaretką.
Albo zamrożone miksować z bananem, sokiem z pomarańczy, odrobiną tartego imbiru – deser lub bomba witaminowa na śniadanie
Pogoda cesarska, idę na narty. W nocy ma być wichura 😯
Nowy,
sanki faktycznie jeszcze nie używane tej zimy, ale nie ze strachu przed złodziejami 😉 Jakoś nie było okazji, ale sezon jeszcze nie zakończony…
Ale wspaniałe przepisy, aż ślinka leci. Wielkie, wielkie dzięki i pozdrawiam.
Eksperyment z produkcja glowy cukrowej metoda Aszysza nie powiódl sie. Glowy nijak nie mozna bylo wyjac ze stozkowego naczynia. Pomimo walenia z rozmachem w podstawiona deske. W zwiazku z powyzszym przeszedlem do fazy póltechnicznej czyli wzialem duze cynkowe stozkowe naczynie. Kiedys wszystko opieralo sie na cynie co prawda spolecnym. Objetosc bedzie o wiele wieksza. Jesli znowu sie nie uda pozostanie tylko wykorzystac przy najblizszym pedzeniu gorzaly czyli w okolicy Wielkiej Nocy.
Trzymanie kciuków mile widziane
Pan Lulek
Jotko – zajrzałam, odpowiedziałam !
Pyro -ja dzisiaj szorowałam mój fotel samochodowy.
Piksel pozostawiony na kwadrans w aucie zamiast pozostać
na swoim miejscu wyścielonym jego ręcznikiem, przeniósł
się na swoich czterech,brudnych,ubłoconych łapach na
fotel kierowcy. Na szczęście wszystko już zdołałam wyczyścić !
Dzień dobry Szampaństwu.
Ja kogoś zapraszałam, czy to mnie zaproszono? Pamięć mam dobrą, bo krótką 😉
Na wszelki wypadek ponawiam zaproszenie – nie w marcu, nie w drugiej połowie maja i nie we wrześniu (nieobecna, usprawiedliwiona). Poza tym – czym chata bogata.
A propos IV Zjazdu. Trzeba ustalić jakieś terminy. Jeśli chodzi o mnie, jak zwykle każdy termin we wrześniu mi pasuje, może nawet zawadzić o pierwszy lub drugi weekend października. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w październiku może już być zimno i mogą nam tyłki pomarznąć na Strychu u Żaby.
Strych u Żaby został niedostatecznie opisany. Otóż jest to miejsce urocze, a pokotem może tam spać mniej więcej połowa blogowiczów. Owszem, warunki harcerskie, ale czyściutko, sucho, jest kuchenka, łazienka, derka do spania, śpiwór własny nie zaszkodzi, elegancja – Francja, *jeszcze słychać śpiew i rżenie koni*…
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Polska2009ZabieBOtaIIIMiedzynarodowyZjazdAsuchow#5388783053203715042
Muszę odszczekać kalumnię niesprawiedliwie rzuconą na Przybocznego Ani : pies się wcale nie pochorował od ciasteczek, tylko złapał wirus grypy jelitowej – tak orzekła p.dr.od zwierzątek. Jako, że czas mijał, a psu lepiej nie było, o 10.00 wzięła Młodsza ulubieńca do torby i poleciała do lecznicy. Poszła i nie było jej, nie było i nie było, wreszcie po ponad godzinie wróciła – pies miał zrobione analizy krwi, dostał dwa zastrzyki i kroplówkę, ma na lewej łapce założony weflon i jutro Ania da mu następną kroplówkę – leki juz dostała gotowe, przygotowane w lecznicy. W domu zawinęła mu tę łapkę w bandaż, żeby sobie weflonu nie wyrywał, teraz śpi. Ma dziś i jutro przepisaną kompletną głodówkę – jutro rano może dostać trochę wody do popicia. Pani stwierdziła, że nabawił się tego niuchając po trawnikach – po zimie są tam różności. Na spacer chodzić może – tzn będzie roznosił zarazę dalej?
Alicjo-rozrzewniłam się oglądając,po raz kolejny zresztą,
nasze zjazdowe zdjęcia ! Przed kolejnym maxi-zjazdem wrześniowym
szykują nam się jednak mini-zjazdy marcowe.
Jeden- wiadomo,na jachcie u Cichała,a drugi na Ursynowie !
Właśnie wyjaśniło się,że Jotka zawita do Warszawy 16 marca.
A zatem impreza perliczkowa odbędzie się w tym właśnie terminie.
Zapraszam wszystkich chętnych blogowiczów oraz oczywiście
Panią Barbarę i Pana Piotra.Godzina spotkania jeszcze do dokładnego
ustalenia,ale zapewne wczesno-wieczorna.
Proszę o wpisywanie się na listę gości,bo trzeba przewidzieć
odpowiednią ilość ptactwa do upieczenia.Przekąski i desery bardzo
chętnie w wykonaniu uczestników biesiady.
Dla Radyjka wyrazy ubolewania oraz życzenia szybkiego
powrotu do zdrowia. Od Piksela koleżeński uścisk łapy !
Pyro- wychodzenie z psem na spacer o tej porze roku jest nie lada
wyzwaniem,również dla właściciela ! Roztopy,błoto,kałuże i, jak się
okazuje, wirusy.
No i znowu nas nie będzie a zazdrość nas zeżre. Od 12 do 20 marca nurkujemy w Morzu Czerwonym podgladając kolorowe ryby i żółwie żyjące na rafie koralowej. Grzejemy kości co przynosi dobry skutek przez kolejny rok. Wydawało mi się, że ten mini zjazd miał być w maju?!
W maju z okazji Targów Książki mini-zjazd, ja też przybywam na całe 6 dni do Stolycy!
No tak Gospodarzu,impreza goni imprezę !
Nie wiem teraz, kto komu ma zazdrościć,bo te rafy na Morzu
Czerwonym to też byśmy chętnie pooglądali !
Trudno, albo perliczki na Ursynowie,albo żółwie w Egipcie 🙂
Witam Wszystkich słonecznie 😀
Targi Książki są od 20.V. do 23.V., dajcie cynk, na który dzień planujecie mini spotkanie, bo ja przyjadę tylko na 1 dzień a marzy mi się spotkanie z Wami. 😀
Ja przylatuję 20 maja rano (jakiś komitet powitalny na Okęciu, czerwony dywan, te rzeczy? 😉 ), wylatuję 26-go w środę. Będę osiągalna w okolicach Rynku, gdzie będę rezydowała, w odpowiednim czasie dam zainteresowanym numer telefonu.
Zgago,
w maju dostosuję się do terminów Alicji, Alicja da cynk i jadę 🙂
Danuśka,
Już się cieszę na spotkanie marcowe 😆 żałuję ogromnie, że nie będzie Gospodarza i Jego Żony 🙁
Alicjo,
podpisuję się pod wrześniowym terminem IV Walnego Zjazdu Blogowego w Żabich Błotach. Dla tych zza wielkiej kałuży tańsze bilety – argument niebagatelny, dla tych z tej strony wody, apanowane szaleństwo wakacyjnych wyjazdów. Żabie Błota wymarzone: kto chce po spartańsku, ten może po spartańsku, sabaryci mogą się udać do gospodarstwa agroturystycznego. Żaba bez stresów związanych z pozostawieniem dobytku – my jej dostarczymy innych 🙄
Jeżeli o mnie chodzi, to bardzo proszę, w miarę mozliwości, żeby to nie był pierwszy weekend września – jestem na konferencji. Inne terminy na razie mam wolne 😀
Alicjo,
wystraczą dzieci tańczące krakowiaka w strojach ludowych czy potrzebna orkiestra dęta? 😯
Danuśka,
wstępnie się piszę na 16-tego. Szampan oczywiście czeka na taką okazję!
No widzicie- Małgosia to jest po prostu szampańska dziewczyna !
Już mówiłam,że Ona bez szampana to z domu nie wychodzi 🙂
Co do majowego spotkania to może Gospodarz też dałby znak,
jaki termin byłby dlań odpowiedni ?
Alicjo, to fantastycznie, że już od 20 będziesz w W-wie, to pozostaje uzgodnienie przez resztę Blogowiska, daty. Będę grzecznie czekać i wzdychać, żeby szanownemu „kolejarstwu” nie zachciało się strajkować w tym czasie 😀
Dzieci w strojach wystarczą, ale przypominam – bochen chleba i całowanie!
Co do majowego – Jotka, od 20-go do 26-go mam metę, w której jesteś zamustrowana także i zarówno.
Wszelkie namiary podam w stosownym czasie. Co mi przypomina… machnij mailem adresy-kontakty, numery telefono, komórki i tak dalej, żebym zapisała i natychmiast po zamustrowaniu się w rzeczonej dziupli dała Ci znać. Będzie Komitet Powitalny 🙂
Uczestniczymy w Targach ale to nie koliduje ze spotkaniem, bo dyżury targowe są dwugodzinne. Reszta wolna!
Danusko my mamy od 10 do 25 maja ferie zielonoswiadkowe lub cos w tym rodzaju, wiec moze my tez….
A zatem majowy mi-zjazd zapowiada się hucznie.
Myślę,że nie skończy się na jednym spotkaniu.
A Zgaga niech się nie odgraża,że wpadnie tylko na 1 dzień.
Zawsze jakaś wolna kanapa się znajdzie na nocleg !
mini-zjazd…
Zresztą on może wcale nie będzie taki mini !
Danuśko, nawet mi przez myśl nie przeszło jakiekolwiek odgrażanie. 😀
To może już tradycyjnie jeden wieczór na Ursynowie np.
w sobotę 22 maja,a drugie spotkanie 21 lub 23 maja w jakiejś restauracji,
którą zarekomenduje nasz Znawca i Bywalec- Drogi Gospodarz ?
Co o tym sądzicie ?
Ja praktycznie mogę być na mini, makro i tak dalej zjazdach, czas na Warszawę, całe 6 dni. Ponieważ sprzątam, dyskotekę sobie zapodaję, miedzy innymi:
http://www.youtube.com/watch?v=yr2oDL4ybdQ
O masz… jeszcze jakieś pasemka mam sobie walnąć na włosy 🙄
Jak trzeba, to trza. Z grubsza posprzatąne, do zrobienia obiad, a to dopiero na waszą 23-cią. Coś się te Brekauty przyczepiły…
http://www.youtube.com/watch?v=JSY6hGznVZo&feature=related
Danuśka… Bywalec to był Passent!
Może dołączy ? 😉
Jak tu sobie odmówic jesli kod brzmi 6cc5. Jakis dziwnie magiczny. Wyjadam zapasy pozostawione przez Joilke i chwala Bogu konca nie widac. Zalatwilem zaledwie jedna pólke w zamrazarce. Jestem w trakcie fabrykacji glowy cukrowej. Nadwatlone sily wspomagam nastepujaca nalewka. mocna, idzie do glowy.
Garsc suszonych rodzynek typu sultanki, duza biologiczna cytryna. cztery biologiczne surowe marchwie. Zalac litrem wódecznosci Fiorowka. Cytryna wyplywa na wierzch. Marchewki tez. Zawartosc uzupelnia sie spirytusem lubelskim az cytryna osiagnie stan równowagi obojetnej zatrzymujac sie w srodku 5 litrowego sloja.
Stan uzupelnia sie koniakiem i spirytusem. Mocne ale dobrze dziala na oskrzela.
Jam nie farmaceuta ale swoje wiem.
Pan Lulek
Szanty szantami, ale nastawienie duchowe – to je to!
http://www.youtube.com/watch?v=Bpbuqh12oj4
Wiosna w powietrzu! Na wysokości 1500 m +1°C przebiegłam 15 km bez czapki, kurtki i rękawiczek 😎 Teraz sią lekko zachmurzyło, czekamy na zapowiedziane wichry i szarugi 🙄
Żurek wzbogacony o dwa drobno pokrojone kartofelki, trochę wody i śmietanki osiągnął miejsce na podium wśród najlepszych domowych zup 😉 Na deser świeży ananas.
…prosto z drzewa? Nie wierzę…
Ananasy z naszej klasy 😎
U nas sypie, ale plusowo, tylko niezbyt miło, w powietrzu wilgoć i wiatrowato.
Balangowo… dyskotekowo… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=SCQ6XmsJ8tE&NR=1&feature=fvwp
Był Posłaniec Austriacki czyli Wojtek. I przywiózł liczne dary od Pana Lulka. A to likier węgierski św. Hubertusa (dla Basi zapewne), a to miód słynny od zaprzyjaźnionych pszczólek z południowej Burgenlandii, no i butelkę Uhudlera. I dołożył od siebie parę butelek ze słynnej styryjskiej winnicy Krispel. W dodatku ręczy, że po wypiciu pierwszej butelki nie będziemy chcieli już pić niczego innego.
Na szczęście dla nas ów Posłaniec wędruje między Wiedniem a Warszawą z regularnością pociągów CK Austrii sprzed pierwszej wojny. Więc o dostawy nie ma co się martwić.
Panie Lulku – dziękujemy za prezenty stokrotnie. I przyrzekamy, że w tym roku, podczas lipcowej podróży na południe Italii, zboczymy z autostrady Graz – Klagenfurt i wylądujemy przy twoim stole. Słowo!
Bardzo mnie kusi to majowe spotkanie w Warszawie i może także zdecyduję się na przyjazd .Miałabym okazję nie tylko zobaczyć osoby już mi znane osobiście ,ale te znane tylko z blogu . Sprawa wymaga jeszcze przemyślenia .
Właśnie skończyłam improwizację na temat zupy serowej z groszkiem ptysiowym. Improwizację, bo po raz pierwszy zrobioną i po przeczytaniu kilku przepisów, stwierdziłam, że ja lubię szybko i tym sposobem do gotującego się bulionu wrzuciłam „złoty ementaler” (w kawałkach), dodałam biały pieprz i nie będę już jadła drugiego dania, bo jestem kuleczką, niczym groszek ptysiowy. 😉
A’ propos szant, coś podejrzewam, że nasza Nisia wróci do domu, bez głosu. 😉
Nemo, mnie też najbardziej smakuje żur i barszcz czerwony na wywarze z wędzonej szynki. Wtedy barszcz nie musi mieć żadnych dodatków.
Krystyno, myśl, myśl, byle rezultat był pozytywny 😆
…
http://www.youtube.com/watch?v=7BD1rAzJgzI&feature=related
…to był Posłaniec, ta muzyka
…a krople deszczu jak ciarki po plecach…
Danuśko, Twój pomysł z tym restauracyjnym spotkaniem, bardzo mi się podoba. Tylko jak już Gospodarz nam poleci restaurację, to trzeba będzie wcześniej zarezerwować i dać zadatek (w czasie targów będzie pełno ludzi). To daj „cynk” wcześniej ile kasiorki i gdzie przesłać. No wiem, wiem, że maj dopiero za 2 miesiące ale chyba wyjątkowo będę „popychać” wskazówki zegara. 🙂
Jakby było wspaniale, gdyby Żaba też mogła się „urwać” na to spotkanie w Stolicy.
Czy ktoś wie, co słychać u Aliny ? Bo ja nadal trzymam.
Wiadomości donoszą o silnym trzęsieniu ziemi w Chile, a tam od kilku tygodni bawią nasi znajomi ze Stuttgartu 😯 Poniosło ich na Ziemię Ognistą i do wulkanów, mam nadzieję, że są bezpieczni 🙄 Poznaliśmy się na wspólnej wędrówce do krateru Stromboli przed 19 laty, razem zostaliśmy uwięzieni na wyspie z powodu sztormu i od tego czasu się przyjaźnimy.
Próbowałam dodzwonić się do Aliny,ale niestety włącza się
automatyczna sekretarka.A zatem nie wiem,jak czuje się
jej mąż. Nagrałam się z pozdrowieniami od całego blogu
i życzeniami wszystkiego dobrego.
Nemo -mam nadzieję,że u waszych znajomych wszystko w porządku.
Zgago – nie martw się,może do rezerwacji nie będzie potrzebny
zadatek.
Ło matko… troche sie postarzałam, ale w starym ciele zdrowy duch! Lecę zmyć tę farbę, pasemka jakieś 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/img_1595.jpg
takie…
😉
Alicjo super zdjęcie …. 😀 …
Danuśka ja będę w marcu …
te trzęsienia bardzo niebezpieczne … 🙁
fef4 – ale fajny kod 🙂
Danuśko, ja się nie martwię, tylko zgłaszam akces 😆
Alicjo, jesteś niemożliwy łobuziak 😆 😆 😆
Mnie się bardzo spodobała kolorowa kropka na Twoim nosku. 😆
Nemo, mam nadzieję, że Twoim przyjaciołom nic złego się nie przytrafiło.
Bardziej mnie martwi :
http://wyborcza.pl/1,75477,7606535,Kaddafi_wypowiada_Szwajcarom_swieta_wojne.html
Wyglada na to, że Żaba wzięła sobie Pyry na częściowe przynajmniej utrzymanie. Tydzień temu Laurencjusz przywiózł kawałek szynki; Żaba twierdziła, że na spróbowanie czy właśnie taką kupic na święta. Szynka była bardzo smaczna i Pyry wciągnęły ją kanapkowo. Dzisiaj przyjechał Laurencjusz i przywiózł nie kawałek, a kawał szynki „na spróbowanie”!!! Oprócz tego spory słoik Żabinej produkcji skórek pomarańczowych smażonych z mirabelkami „do przekładania kruchych ciast”. Cóż robić; chyba jutro upiekę kruchy placek, czy co?
Rezerwacja w restauracji nie wymaga żadnego zadatku. A i rezerwacja nie będzie potrzebna. Gdy wybierzecie miejsce (spróbuję podpowiedzi) to tam się udamy i już.
🙂
łobuziakuję. Zdiagnozowano mnie – balangowo-dyskotekowa, niepoważna, poza tym pełna agresji, zawistna i zazdrosna 😯
Jak to sie w jednym koszyku mieści, nie wiem, i nie dociekam 😉
http://www.youtube.com/watch?v=mQZmCJUSC6g
Nie pokażę końcowego rezultatu.
Już nigdy nie będę się w to bawić. W poniedziałek do fryzjera. „Masz wyglądać!” – powiedział Jerz, i że zapłaci (tak, jakby za to też nie zapłacił…)
Te pasemka wyszły żólte, wyobrażacie sobie?! Nic, ino sie pochlastać lekuchno. Miały być stonowane srebrno-białe. Cholera jasna! O właśnie, takie miały być. Nie da sie wytępić… trzeba polubić na chwilę.
W poniedziałek do Polki – profesjonalistki, Jerzor płaci 😉
Alicjo, zacytowane określenia :”niepoważna, poza tym pełna agresji, zawistna i zazdrosna” z czego przepisałaś ? Tak do Ciebie nie pasują, że aż mnie zatkało. 😯
Zajrzałam do swojego słownika i widzę, że niepoważna, to nie to samo co wesoła. 😛
Bardzo proszę o ciąg dalszy dyskoteki 😀
Alicjo, całe szczęście, że nie wyszły niebieskie. Żółte da się uratować ale nieb…. strach pisać.
Alicjo umyjesz głowę 3 razy i będzie ok … szkoda niszczyć włosy … a na słońcu i po wodzie morskiej będą białe …
..tak sobie pomyślałam, że na morzach południowych u cichala, *mi* sie wszystko wyrówna, o! Jeszcze by tego brakowało, żeby na niebiesko!
http://www.youtube.com/watch?v=QwWoxk8eBRs
Ania z Zielonego Wzgórz umalowała włosy na zielono – to była dopiero przygoda.
…bo ja jednak wolę…
http://www.youtube.com/watch?v=GcAS3OAjgIY 🙂
Ja jestem wyrzutek społeczny czytatieli.
Nie czytałam Ani z zielonego, nie czytałam Alicji w krainie (!?), nie czytałam Przeminąwszy z wiatrem. I tak trzymam, do tych pór.
Niedobrze, panie bobrze?
Dobrze, panie bobrze 😀
Ja „Anię” czytałam tyle razy, że starczy za mnie i za Ciebie.
…a to jak zwykle Agnieszka…
A tak z ciekawości, „Tomki” czytałaś ?
Oj, niedobrze, mości panowie, niedobrze 😯 Bisurmanin libijski kęsim nam szykuje już od dawna 🙁
Nemo, dlatego mnie to zaniepokoiło, bo pamiętam do czego jest zdolny.
Mam tylko nadzieję, że jak będzie chciał zrobić „kęsim”, to mu gebiss wypadnie. 🙄
Tomki są na Górce w bibliotece Młodego… też czytał! (po polskiemu)
Kęsimom damy stosowny odpór, libijskie czy inaksze, damy! Zbieremy się do kupy i – ej szable w dłoń, łupy w te tam i tarara…!
No!
witam wieczorową porą, aura prawie wiosenna, księżyc świeci, żeby jeszcze to błocko podeschło… 🙂
Bardzo się cieszę na wszystkie warszawskie spotkania i chętnie się przyłączę do organizacji całej akcji podejmowania Gości 🙂
Alicjo, Twoja przygoda przypomniała mi jak parę lat temu podobny mój eksperyment z fabą skończył się fatalnie, postanowiłam szybko to zmienić i wyszło jeszcze gorzej, byłam bardzo rozgoryczona. Chyba lepiej nie ruszać, jak radzi Jolinek, słońce i woda zrobią to za Ciebie, będzie dobrze, zbaczysz 🙂
Jak wiadomo zawód Pocztyliona, szczególnie Butelkowego, aczkolwiek zaszczytny bywa niebezpieczny. Cytuje:
„… wezbraly rzeki, pelne zwierza bory i zbójców pelno na drodze…”
Wspomne tylko cytowana wielokrotnie historie Króla Ryszarda Lwie Serce, który podrózowal do Europy niosac wiadomosci z Ziemi Swietej. W Dürrstein, na skutek nieoplacenia alimentów na korzysc miejscowych pieknosci byl wieziony wiele lat a sumy do placenia ustawicznie rosly.
Dalej odsylam do historycznych danych którym mozna wierzyc z ograniczona odpowiedzialnoscia,
Zorientowalem sie, ze pocztylion osiagnal czesc adresów.
Pozostaje tylko pytanie czy towarzystwo piwoszy po wzieciu odpowiedniej ilosci napojów spiewa:
„….w Saskim Ogrodzie kolo fontanny,
jakis sie frajer zalecal do panny,
a ona byla jak ta lelija,
na imie miala,
panna Lucyja….”
Jesli tak, to gratuluje znakomitego wyboru piesni.
Pan Lulek
Mnie juz nic nie rusza. Jest co jest. I niech lepiej będzie! 😉
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3jP779Gr41Q
Pan Lulek przypomniał, to posłuchajmy 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wcDR9oBnQ3A
Właśnie się wczołgałam do chałupy. Panienka świeża jak pierwiosnek wskoczyła w swój samochód i pojechała do Połczyna spotkac się z koleżanką, która dojedzie z Tychowa.
Dwa boksy maja nowe drzwi, tym samym na ostatni gwizdek rozdzieliłam mame z córką, bo chyba się następne szykuje. Wygląda na to, ze pierwsza ciąża tej klaczy trwała prawie rok, a teraz druga dziesięć i pół miesiąca, czyli sześć tygodni krócej. Ale one tak mają, te klacze. Nieprzewidywalne.
Zrobiłam kilka zdjęć dzisiejszej drzwiopracy, specjalnie dla Haneczki, zaraz wrzucę na picasa, tylko się nieco ochędożę. Udało mi się dzisiaj kupić zawiasy, ale okazało się, że odpowiednie do nich haki już zostały sprzedane i z konieczności, odpowiednio wściekła, wzięłam mniejsze (a więc i słabsze). W drugim sklepie były haki osobno, ale taki jak chciałam był tylko jeden, wzięłam, bo lepszy jeden właściwy niz żaden. Tyle, ze powinny mieć dziurki na śruby kwadratowe, a te miały okrągłe, co zmieniało mi całą koncepcję zamocowania, bo musiałam użyć innych śrub. Natomiast zasuwy były całe trzy, ale wszystkie pasujace na drzwi otwierające się w przeciwną stronę. Na razie je zamontowałam do góry nogami, kiedyś już taka jedną przerabiałam z lewej na prawą, ale te są bardziej frymuśne i nie wiem, czy nie będzie prościej poczekać i kupić właściwe.
Pora na toast. Olimpijskie nowosci przespalem na siedzaco w fotelu. Doszly mnie jednak sluchy, ze Towarzystwo Piwoszy ma sie jak najlepiej.
Nie bawia sie polityka tylko rozkoszuja trunkami.
Zatem zdrowie Piwoszy proponuje.
Pan Lulek
Za zdrowie męża Aliny i wszystkich Blogowiczów ! I za zwycięstwo Justyny !
Proszę bardzo, koksa pomarańczowa, przepyszna!!!
http://picasaweb.google.com/lh/photo/W6aP8j9WhXM0dtHZzvFN7A?feat=directlink
Haneczko (i nie tylko), dzisiejsze migawki z montowania drzwi 🙂 , jak się wezmę za kolejne, dołączę zdjęcia poglądowe 🙂
http://picasaweb.google.com/zabieblota/NoweDrzwiDoBoksow?feat=directlink
Żabo 😯
Sprawność stolarza masz zapewnioną 😎
jabłka bardzo apetyczne, też bym podżerała 😉
Nakłaniam Osobistego do wyprodukowania skrzyni na kółkach, takiej jak dawniejsze skrzynie wyprawne, co to pościel i różne takie schować można, usiąść na niej, a na kółkach, aby się dała łatwo przesuwać. Osobisty mówi, że zacznie, jak będzie cieplej 🙄 Pokażę mu, co potrafisz, to może weźmie na ambit 😉
Nemo, 😀 😀
U mnie zawsze baaaaardzo głośno! Działa!
http://www.youtube.com/watch?v=KKsVhyiISY8
Zabo a kto Ci futrny zrobil, tez sama?
…o matko… spojrzałam w lustro, a miałam nie…
żółtkość, panie, żółtkość! A powinno być:
http://www.youtube.com/watch?v=HOV8ljYXRoc
No i jak tu nie popaść we frustracje i kompleksy? Człek nie jest pewien nagle, czy przez 70 lat darmo chleba nie jadł. Jak w starym dowcipie – rączki do pieszczoty, a nie do roboty. Nawiasem mówiąc chętnych do pieszczot raczej nie widzę na horyzoncie, więc z działalności życiowych zostałytylko palniki kuchenkii słowo pisane.
Te futryny to jest porażka. to znaczy pomysł nadal uważam za dobry, ale wymyśliłam mocowanie ich do muru za pomocą kotew rozprężnych i to też był dobry pomysł, tylko kotew od roku nie można kupić. Udało mi się raz i drugi kupić po kilkanaście sztuk, a do skończenia potrzeba mi jeszcze ze trzydzieści. Szukałam producenta, ale mi wytłumaczyli, że teraz się montuje na kleje. Ja tam do klejów przy koniach nie mam zaufania. Może jeszcze gdzieś znajdę.
http://alicja.homelinux.com/news/Renowacja/
A montowali te futryny ci z sąsiedztwa, ci jeszcze się nie pozabijali w pijanym widzie, ale już ich niewielu zostało, bo ciągle coś odsiadują, pojedynczo lub grupowo.
O, chciałam komentarz… teraz lecę (kuchnia), bo za chwile goście.
Alicja też jest sprawna czasami.
Zabo,
a ile taka kotew kosztuje. U mnie tu mozna jeszcze dostac. Jak podasz wymiary to zobacze.
A poza tym, tam ogladajac co sie dzieje mozna dostac…
Brawo Justyna!
Żabo, Alicjo nie mogę uwierzyć własnym oczom. Kłaniam się nisko, chyląc czoło. Mówię szczerze i poważnie.
A o zwycięstwie Justyny dowiedziałam się z …… okrzyków sąsiadów. 😀
Toasty się przydały 😀
http://www.zczuba.pl/zczuba/1,93285,7608762,Vancouver_2010___dzien_15__Z_Czuba_i_na_zywo.html
Zdrowie MISTRZYNI OLIMPIJSKIEJ – pigwówką!
Ewo, z takiej okazji, to będę rozrzutna i wypiję cały kusztyczek 😆 pysznej pigwówki !
6aa5 (kod) AAAA w poniedziałek kupuję kroplomierz, o ! 😐
Zgago,
Rozgrzeszam Cię – z takiej okazji… 🙂
Zacznę od dobrych wieści,bo udało mi się porozmawiać z Aliną.
Jeśli chodzi o Pana małżonka rokowania dobre. Alina jest,jak myślę,
w lepszym nastroju i bardzo wszystkim dziękuje za dobre myśli
i trzymanie kciuków.Jak się okazuje pomaga !
A zatem na spotkanie marcowo-perliczkowe żelazny skład zapewniony !
Będzie Jolinek,Małgosia,Barbara, Jotka-jako gość główny i honorowy
oraz ja, w skromnej roli gospodyni.Żałujemy niezmiernie,że kolejny
mini-zjazd odbędzie się Gospodarza, ale co zrobić 🙁
A może jeszcze ktoś się zgłosi ?
Wróciłam z teatru.Teatr nazywa się „Druga Strefa”,mieści się na
Służewcu i dzisiaj grał „Around the world in a bad mood czyli wyznania
stewardesy” komiczna opowieść z życia stewardesy właśnie.
Owszem było chwilami zabawne,ale nie jest to przedstawienie,które
na pewno i koniecznie trzeba zobaczyć.Ewentualnie tak,ale nie
obowiązkowo.
Żabo- chapeau bas i za drzwi i za całokształt !!!
Alicjo- mówią,że ładnemu we wszystkim ładnie 🙂
No i nie widzialam, choc dzisiaj specjalnie wlaczylam telewizor, przyszlo dziecko i siup przelaczylo programy, nie moglam sie nasycic zwyciestwem.
Danuśko, dziękuję za dobre nowiny, ale ja sobie jeszcze tych kilka dni potrzymam, aż Alina będzie mogła odetchnąć z ulgą, pełną piersią.
Justyna Wielka jest … 😀 …
Danuśko, to miło, że pomyślne wieści od Aliny 🙂
Oglądałam naszą złotą Justynę, wspaniała!!!
Hura … drugi medal … brąz … 😀
Ten medal został ciężko zdobyty. Brawo Justyna.
A mój pies jednak pogryzł weflon mimo opatrunku. Łazi i płacze, bo głodny, a tu post…
Chyba się dzisiaj upiję …. 😉
Pyro,
to jest normalne, że pogryzł, psy nie lubią żadnych opatrunków. Dlatego zakłada się im specjalny kołnierz ochronny.
Ewuś, to już Ci nie zostało za dużo czasu. 😆 😆
Nemo – nikt Mlodszej o tym kołnierzu nie powiedzial i teraz nie mamy. Całe szczęście, że ta kołomyja jutro przed południem się skończy; dostanie drugi wlew, a i tak widać, że mu lepiej.
Jak ten czas leci 😉
Zbliża się już północ, oczy się kleją, pod powiekami pewnikiem pigwówka działa 😆 To ja już idę w objęcia Morfeusza, życząc Wszystkim dobrej nocy, pięknych i spokojnych snów. 😀
Do jutra
Ochrypłam, bo się dwukrotnie darłam.
Żabo, odbiór techniczny jutro, bo pan mąż już śpi 🙂
Nadal trzymam i nie puszczę do odwołania.
Alicjo, zrobiłam się kiedyś na pomarańczowo, bo farbę blond (idiotka) potraktowałam henną, dla przyciemnienia. Takiego czegoś nawet Holendrzy nie widzieli 😆
Myślę o maju.
Haneczko pomarańczowa 🙂
Toteż ja stoicko do zjawiska podeszłam!
Dobbrze, że włosy som!
Znowu wcielo kiedy poruszylem temat mini u dziewczyny rzucajacej na wage 120 kilosów przy wzroscie 160 centymetrów biezacych z widiokiem na odwrotna strone medalu kiedy tlumaczyla jakies zawilosci algorytmu gleboko pochylona nad stolem innego kolegi. Ona byla rodowita holenderka z Delf. Wieje az huczy i spac nie daje.
Pan Lulek
kod – 1956 – pamietny rok
Spokój, cisza, nic sie nie dzieje. Nieco obeschło, co się miało stopic na szybko to się stopiło, wczoraj na noc przestawialiśmy konie, bo po w sobotę rano tak płynęło, ze zalało boks źrebakom (w stajni Czandora, boks od strony wiaty, czyli od „górnego” szczytu) i mimo wybierania woda cały czas nachodziła – pompa zęzowa by się przydała. Podejrzenia kierują sie na bliżej nie określony kawałek poniemieckiej „dryny”, która bruździ.
Haneczko, przy kolejnych drzwiach dorzucę jeszcze dokumentacji 😀
O, my taką zęzę mamy w piwnicy, każdy dom tutaj ma.”Zęza” – skąd ja znam to wyrażenie? Z zakamarków pamięci… Zrobię zdjęcie za dnia. Co do naszego domu, ponoć za starożytności z Górki płynął był strumyk do jeziora, sama zaobserwowałam starożytne koryto którejś wiosny, kiedy padało (lało!) że hej, i gdyby nie zęza, byśmy się mieli z pyszna i kulinarnie całkiem.
Tutaj płyty wapienne i nic nie wsiąka, tylko spływa. Czasami sobie postoi, zanim spłynie, i wtedy masz babo placek (kulinarnie).
Panie Lulku,
musiał Pan coś niecnego powiedzieć, skoro Łotr zeżarł. Gospodarz raczy nazywać moje spódnice „wstążkami” 🙄
Owszem, materiału niewiele, ale ile sie trzeba namęczyć, żeby nosić taką wstążke!(Trzeba jakąś legendę doczepić, inaczej nieważne…).
Nie wiem, czy dospać, czy dosiedzieć…
Poranny spacer z Pikselem bardzo przyjemny- lekki mróz,
wszystkie kałuże zamarzły,sucho i słonecznie.
Teraz już pokazują się jakieś chmury.Po takim 40 minutowym
spacerze to dopiero śniadanie zjada się z apetytem !
I to właśnie uczyniłam 🙂
Miłej niedzieli życzę !
Wiosna 😆 razem z jej pięknem i mniej udatnymi stronami. Mieszkam w pobliżu terenów lęgowych żurawi i u nich już ruch aż miło. Niestety ruszyli również na trasy qudowcy 👿 Śniegi topnieją w oczach, słońce świeci, na chodnikach całe tony wspomnień po zimowych psich spacerach
Trzeba będzie coś z tym stanowczo zrobić. Musimy się naradzić, jak z tym skutecznie walczyć na osiedlu 😯
Gałęzie forsycji już w wazonie. Krokusy przebijają się, ale jeszcze żaden nie zakwitł.
Wczorajszy koncert, duet: Nahorny, Barszczewska – inauguracja Roku Chopinowskiego – uczta dla ducha. Przez cały koncert, nikt nie klaskał, skupienie nieprawdopodobne. Wspaniałe 😀
Przy okazji dowiedziałam się, że kiedy odsłaniano 70. cio metrowy pomnik Chopina w Szanghaju, ustawiono wokół 70 fortepianów, przy każdym zasiadł pianista, który nie przekroczył …. 7.go roku życia i wszyscy wykonali poloneza As dur. Niesamowite 🙄
Naszym medalistkom cześć i chwała, dzielne dziewczyny.
Bardzo się cieszę z poprawy zdrowia męża Aliny.
Nemo, trzymam kciuki za Twoich przyjaciół w Chile.
Danuśko, błagam, żaden gość honorowy, po prostu kumpela z blogu 😆
Dzień dobry … 🙂 … Kiciu jak tam u Ciebie bo podobno huragany w Twojej okolicy …
Danuśka widzę, że chmury rozgoniłaś … wychodzi słonko i ma być 10 stopni ciepła … cieszę się, że jest poprawa w zdrowiu męża Aliny ….
moja córcia z mężem właśnie do Szanghaju leci do znajomych to pewnie ten pomnik zobaczy też …
Danuśka chyba siedzie zrobię bo brak pomysłu … może pocztą podasz sugestie jedzeniowe … 🙂
śledzie miało być …
Nam niestety tego pomnika w Szanghaju nie pokazano, a szkoda 🙁
Szanghaj Szanghajem, a Warszawa Warszawą! O !
Jotko, skrzynka pocztowa…
http://alicja.homelinux.com/news/img_5577.jpg
Jolinku,
a zapowiedziałaś córci, że fotoaparat noś i przy pogodzie?
Chcemy obejrzeć zdjęcia z wypadu do Szanghaju!
O matko… idę dospać, chociaż Jerzor mówi, ze jeszcze pół godziny (czyta).
Jolinku – chyba tym razem nie będzie żadnych sugestii.
Kolory,dania,stroje dowolne. Jeśli masz ochotę zrobić śledzie,
to bardzo proszę ! Wszystkie pomysły powitamy z apetytem i
z zadowoleniem 🙂
Witajcie,
Alicjo, tak a propos twoich włosów coś mi się przypomniało. Mnie kiedyś rodzona mamusia urządziła farbą Rubiną (chyba tak się nazywała) – moje włosy przybrały wówczas piękny czerwony kolor. Na ulicy wszyscy się za mną oglądali 😯 …
Żeby nie było nudno, konie poszły się pasć do sąsiada. Kiedyś ten kawałek pola dzierżawiłam i starsze konie uważają, ze to ich pastwisko. To jest taki 80-metrowy pas, który rozdziela dwa moje pola, bezsensownie. Chodzi się paskudnie, bo miejscami rozmarznięte i ślisko, a miejscami całkiem głęboki śnieg. Naprawiłam gdzie przeszły (w tym samym miejscu naprawiałam jesienią, zaraz po tym złapał mróz) i sprawdziłam całość, znalazłam miejsce gdzie prąd nie „przechodził” na łączeniu linki z taśmą. Jak wołałam konie, na szczęście przybiegają na głos – zjazdowicze wiedzą jak to wygląda, z mojego pastwiska poderwało się stadko saren i pognały przez tę samą wyrwę w płocie, tylko w przeciwną stronę. Oczywiście przerwany pastuch to ich robota, a nie moich grzecznych koni!
Zapomniałam wczoraj kupić wkręty do drewna, tym samym mam niedzielę przymusowo wolną. Na jedne drzwi używam 50 wkrętów. Zdecydowanie wolę wkręcać niż wbijac gwoździe, chociaż całkiem nieźle to potrafię, w studenckich czasach w Norwegii na wakacjach dorabiałam sobie zbijając skrzynki na kartofle.
Do zabawy z włosami, mam podejście filozoficzne. Dwa razy w życiu chciałam być piękna i modna i za każdym razem z fatalnym skutkiem. Po raz pierwszy niedługo po ślubie poszłam obciąć koński ogon, a koleżanka z podstawówki, wzięta już wtedy fryzjerka, namówiła mnie na trwałą na zimno. Włosy miałam tzw bezproblemowe – gęste, zdrowe ale b. delikatne podatne na skręt, leciutko falujące póki krótkie. Trzymała tę chemię na mojej łepetynie krótko ale i tak Pyra wyszła w afro (a nie był to jeszcze czas na afro) Mąż błysnął dowcipem mamrocząc o konieczności zakupu klatki (lustro w domu jest, małpa jest, tylko klatki brakuje). Włosy były nie do opanowania; w rezultacie w dwa dni później dałam je sobie obciąć „na zapałkę”, potem jeszcze krócej i tak przez miesiąc chodziłam we fryzurze ogólnowojskowej nr 1. To był ten pierwszy raz i już wiedziałam, że moje włosy absolutnie nie nadawają się do żadnej trwałej. Po latach, kiedy inne baby szalały z farbami i szamponami koloryzującymi, ja też chciałam. Szampon sobie kupiłam włosy umyłam i ściśle przestrzegając przepisu zastosowałam kolorek : efekt był porażający – włosy miałam identycznego koloru jak przed zabiegiem, bo kupiłam dokładnie taki odcień, jaki miałam od Mamusi i Tatusia; za to na trwale pofarbawałam (czyli zniszczyłam) spory, ładny ręcznik i jasnopopielatą sukienkę wełnianą. I to był ostatni mój eksperyment. Odtąd chodzę do fryzjera tylko się strzyc, ewentualnie układać włosy w razie ekstra imprezy.
Witam słonecznie 😆
Jeśli chodzi o farbowanie włosów, to z Siostrą miałyśmy swoją ulubioną fryzjerkę w okresie mody na wszelkie odcienie kasztanowych. Miałam wtedy 17 lat. I poszłam do niej aby mnie też zafarbowała moje ciemno-blond na modny kolor. Miałam wówczas długie włosy i Ona zrobiła taką mieszankę, że jeden, jedyny raz w moim życiu, nawet ludzie w tramwaju szeptali, jaki piękny kolor włosów. To był kolor ciemnokasztanowy z ciemnowiśniowymi refleksami. Nawet Mama była zachwycona. Drugi raz już Jej się nie udało tak wspaniale wymieszać kolorów. Widocznie wtedy trafiłam w Jej wspaniały dzień. A swoją drogą wspominając ilość odcieni włosów, jakie w swym długim życiu miałam, wpadłam na to, że nigdy nie chciałam mieć włosów w kolorze jasny-blond, ciekawe dlaczego. 😯
Halo,
jak ten czas leci,niedawno byl Nowy Rok,a tu juz prawie wiosna?!
Nie wiem,czym w „kuchni”pachnie?Chyba ostatnio piwkiem 🙂
Na dniach dokonalam milego odkrycia.Otoz na sasiednim osiedlu,w supermarkecie pojawily sie polskie produkty!!
Nareszcie!!Nie musze po nie specjalnie jechac do Hagi,czy innego miasta.
Nie ma jeszcze duzego wyboru.Wydaje mi sie,ze niektore towary nie sa „trafione”,ale to dopiero poczatek.Wazne,ze nie brakuje polskiego piwka 😉
Za mulami nie przepadam,ale dyskusji Gospodarzowi zazdroszcze!
Z bardzo deszczowej Krainy Wiatrakow pozdrawia-Ana
Ciao amici.
Ps.Informuje,ze zmienilam adres,wiec trzymac w poczekalni nie nalezy 😉
Zgago – bo może miałaś, podobny do mnie, kompleks „blond – Wenus” i „amerykańskiej słodkiej idiotki”?
Urodzilam sie rudowlosa i nie bylo mi z tym latwo na polskiej prowincji, jak wyjechalam i przzwyczailam sie do faktu posiadania rudych wlosow to raptem ciemne kasztanowe zaczely mi sie rozjasniac na wrecz rudy blad i teraz musze sobie wlosy malowac aby byc ciemno ruda, natura sobie z ludzi kpi.
Tym, którzy chcą powspominać wczorajszy dzień:
http://www.dziennik.pl/sport/vancouver-2010/article559382/Zimoch_o_Kowalczyk_Zakwitlas_jak_kaktus_.html
Braciszek mi podrzucił 😉
Ewik, nie dość, że gulasz z chili wycisnął mi pot z czoła, to jak słuchałam Zimocha o mało co a ślozy by mi się z ócz wycisnęły. Ładnie to tak ? 😉
Pyro, coś jest na rzeczy. 🙂
Dorotol, nawet w dużym mieście, dzieciaki dawały „popalić” rudym koleżankom i kolegom. Moja szkolna przyjaciółka miała tak piękne, gęste rude włosy ale obydwie byłyśmy „ananasami” i może dlatego nikt się nie ośmielił kpić z koloru Jej włosów.
A, że czasami, natura kpi sobie z nas, to fakt. Zawsze mi się podobały białe (siwe) włosy, rodzinka się pokładała ze śmiechu, jak przylatywałam i pokazywałam z radością, że już wreszcie zaczynam siwieć. A potem Mama przynosiła wielkie szkło powiększające i kończyło się totalną klapą, bo pewnie trzymając tego jednego siwka, po prostu go sobie wyrwałam. Rodzinka miała darmowy kabaret a ja do dziś nie mogę się doczekać całej głowy siwej. 🙁
Ewa,
czy to ten http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e4/Kaktusy_echinocactus_cinnabarinus.jpg.
Tez mam takiego. Zaraz mu zrobie zdjecie i zapodam.
Pepegor,
Piękny ten kaktus – ale trzeba być zapaleńcem żeby się tak godzinami poświęcać … 😆
Zgago,
Kiedy to takie fajne było, to co Wam miałam żałować…? 😉
Sama się spłakałam…
Ewo,
z kaktusami nie trzeba sie przynajmniej spieszyc. Wystarczy poprostu czekac, albo wyjdzie, albo nie wyjdzie.
Zdjecie podam pozniej, bo zjawili sie niespodziewani goscie.
Z kazdej sytuacji nalezy znalezc praktyczne wyjscie. Obudzilem sie z poobiedniej drzemki i postanowilem wykonac dobry uczynek czyli wyrzucic potluczone szklo i jedna butelke po winie. Zajechalem na miejsce zbiórki szkla a tu ciezarówka i laduja puste butelki do pojemników. Wszystkie kolorowe. Miny mieli odrobine ociezale. Pogrzeb pomyslalem i stypa. Okazalo sie jednak, ze wczoraj byl slub i pierwszy dzien wesela. Dzisiaj wieczorem i jutro poprawiny. Podpytalem jak to bylo. Slub w sasiedniej wsi. Szef wyprawy pokazal z kamery fotografie. Okazuje sie, ze wspanialy welon panny mlodej nioslo troje dzieciaków. Po bokach dwie dziewczynki a w srodku najmniejszy ale juz chodzacy chlopczyk. Nieswiadom sprawy zapytalem dlaczego troje. Wyjasniono mi, ze kazda z panienek byla dziecieciem kazdego z nowozenców a ten w srodku to ich wspólne dziecie.
Patrzajcie ludzie. Z kazdej nawet skomplikowanej sytuacji rodzinnej zawsze mozna znalezc optymalne wyjscie.
Na przyjazd za miesiac z okladem Jej Magnificencji zaczynam od jutro czyscic dywan w sypialni która zostanie im oddana jako mam nadzieje przytulne gniazdko.
Juz od jutra zapracowany
Pan Lulek
Witam,
Jolinku, jeszcze mnie nie wywialo 🙂 , tutaj, na poludniu, nie bylo bardzo zle – troche dachówek polecialo, anteny tv, troche drzew zniszczylo, na pólnocy znacznie gorzej 🙁
Co do malowania wlosów, to jam mam ubawe – moje dziecko (chlopak, lat 22) pojawilo sie w domu z elektrycznym blekicie na czubku, o rany, nie przyznaje sie do niego. A na tutejszym „zadupiu” ogladaja sie za nim, jak za marsjaninem 🙂
Cholery dostane i bede cholerna, zobaczycie! Zepsowalam moj glowny komputr – zadzwonil telefon, ja za sluchawke, dzwonil pracownik socjalny i prosil o otwarcie drzwi do Franka, bo Frank nie otwiera. No to lece, nacisnelam cos w maszynie przy okazji, nawet nie wiem, co, wracam z naprzeciwka, a tu jakies obrazliwe slowy od maszyny. Zadzwonilam do Jerzora (stachanowiec w pracy od switu, odrabia robote, zeby mial czas na Floryde). Kazal nie tykac, to nie tykam, ale od czego mam maluchy .
W pomaranczach nie wytrzymam, spojrzalam w lustro i zaplakalam. To jednak ponad moje zdrowie
O, tu juz jest. Akurat kwitnie, ale nie nie jestem pewny, czy to ten sam co na wiki http://picasaweb.google.de/pegorek/BilderCasio#5443311949984405698
No proszę, człowiek przez chwilę na blogu nieobecny, a już jakieś
drobne aluzje czynione względem blondynek 🙂
A więc przypomnę,że „Mężczyźni kochają blondynki” !!!
Kochają bez względu na okoliczności. Opowieść Pyry o jej fryzurze
afro przypomniała mi moją wpadkę z trwałą ondulacją.
Otóż w pierwszym roku naszej znajomości z Osobistym,kiedy to
szykowałam się do,chyba drugiej podróży do Francji, postanowiłam
zrobić się na bóstwo i poprawić swój wygląd. Poszłam od fryzjera i zaordynowałam piękną trwałą. Okazało się,że tylko ja uważałam,
że moja nowa fryzura jest piękna. Osobisty czekał z utęsknieniem
na mój przylot i nagle zobaczył mnie wśród innych pasażerów,
gdzieś z oddali,jeszcze oddzielony szybą. W pierwszej chwili zamarł
z przerażenia i zastanawiał się,czy rzeczywiście ma mnie odebrać.
Odebrał,ale zachwycony nie był 🙁 Nasze wspólne wakacje były,
mimo wszystko bardzo udane,pewnie dlatego,że miłość jest ślepa !!!
Od tamtego czasu nie robię trwałej !
Wbrew pozorom z psiakiem jeszcze nie całkiem dobrze. Rano był wesołły i widocznie bardzo głodny/ Młodsza zadzwoniła do leczmicy, czy można mu dać jedzenie. Powiedzieli, że po kroplówce trochę suchej karmy. Pani zamontowała kroplówkę, wsadziła delikwenta w torbę podróżną i cały czas głaszcząc go i pogadując, podała lekarstwo. Potem dostał kilka garści suchej karmy. W tej kroplówce m.in muszą być środki uspakajające i nasenne, bo piesek śpi i jest taki grzeczny, że aż nieprawdziwy. Nie przyjęła się ta sucha karma. Znowu materacyk do prania.
Danuska!
odbieralam Jerzora na Okeciu po powrocie z Afryki dzikiej. Cala noc do tej Warszawy jechalam, a potem kilka godzin do ladowania, wiec zeby sie odswiezyc, poszlam do okeciowego zakladu fryzjerskiego, przede wszystkim po to, zeby umyc glowe. Panienka namowila mnie, ze jak juz tak sie zapieram i nie chce obciac na modnie (mialam do ramion, proste), to ona trzasnie mi fryzure, poniekad za pol darmo.
Od tamtych por (o z kreska) nigdy zadnych fryzur, a i przedtem tez nie.
O, cos pokombinowalam z ta maszyna takze zarowno… stanowczo za malo jej uzywam, ale sie wdraze w czasie Rejsu. Niestety, maluchy sa odporne na diakrytyki, trzeba zainstalowac chyba, poprosze Jerzora, zeby zerknal.
Pisatiel z niego zaden, to mu niepotrzebne, a ja glupio sie czuje bez.
Mnie także nie ominęły przygody z włosami .I to całkiem niedawno nieopatrznie zafundowałam sobie okropny żółty kolor ,a miał być skandynawski blond .Z domu wychodziłam w czapce ,ale oglądanie siebie w lustrze nie należało do przyjemności .
Alicjo,radziłabym Ci jednak coś zrobić z włosami .Ta żółć tak szybko nie zblednie ,a po co męczyć się swoim widokiem ,bo jednak czasem trzeba w lustro spojrzeć .Tylko czy zdążysz przed rejsem .
Zdaze, Krystyno… juz dzisiaj zakupie farbe, taka mojo-wloso-podobna, bo przeciez nie wytrzymam sama z soba! Chodzi o dobre samopoczucie, a nie za kazdym spojrzeniem w lustro widze jakas obca babe z pomaranczami na glowie.
Wczorajszy wieczór był udany i kulturalnie ,i sportowo .Balet do muzyki Chopina w Operze Bałtyckiej bardzo nam się podobał .A potem złoty medal Justyny Kowalczyk .
Dziś natomiast przed południem byliśmy w kinie .Niby wstępnie każde z nas miało iść na inny film ,ale mąż sam doszedł do słusznego wniosku /bez moich sugestii ,ale po przeczytaniu recenzji /,że jednak pójdzie ze mną.I dobrze zrobił ,bo film ” W chmurach ” z George,m Clooneyem okazał się bardzo dobry .Wszystkim lubiącym kino polecam go z czystym sumieniem .Nie jest to arcydzieło ,ale film inteligentny .
Przed seansem weszliśmy do kawiarni ” Dom czekolady ” w Centrum Gemini w Gdyni .Podają tam bardzo dobrą kawę . A do kawy zjedliśmy trufle z nadzieniem jagodowym .Stwierdziłam ,że już dawno nie spotkałam w kawiarni niesmacznej kawy .Może trafiam tylko do dobrch kawiarni ,a może kultura parzenia kawy tak sie podniosła .Jeśli tak to tylko można się cieszyć .
Dzisiaj widziałam (przed chwilą) piękną tęczę.
Zurawie się drą.
Przebiśniegi wyszły trzy dni temu, już są trochę większe, ale białych pączków jeszcze nie widać. Żonkile też w jednym miejscu wyłażą. Reszta miejsc kwiatowych jeszcze pod śniegiem.
Jerzor wrocil, spojrzal i powiedzial, ze moga byc te pomaranczowe 😯
To ja teraz nie wiem i serce w rozterce.
O, stosowna piosenka.
I komputr sprawny. Dać mężu odsmażane wczorajsze ziemniaki, posadzić dwa jajeczka obok, sałaty kapke – i sczęśliwy. Nawet mu sie wczorajsza pomarańcza podoba. Zakupie farbę, ale sie zastanowię. Może faktycznie potrzymać i niech zblednie sama z sie, ta pomarańcza? Ja sobie tylko pasemka chciałam zrobić 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=Wmfa2XznVic
Alicjo, a nie prościej było, gdybyś zrobiła zdjęcie i nam „zapodała” ? Możesz być spokojna, szczerze się wypowiemy. Przypominam, że jak się pokazało zdjęcie „A”, to powinno się powiedzieć (tfu) pokazać i „B”. 😀
Pepegor, napiszę Ci o tych kotwach na maila, dobrze?
ogladam sobie film „Mala Moskwa” wlasnie spiewana jest piosenka Demarczyk
Alicjo namiary dotarly!Dzieki za posrednictwo 🙂
Jotke informuje,ze przeslalam post na jeden z nowych adresow.Moze wreszcie dotrze?!
Co do farby,to male zmartwienie.Wazne,ze jest jeszcze co farbowac 😉
Salute.
Optymistyczne podejście do świata mi się rozmywa. Ma wiać, podać śnieg, deszcz, śnieg z deszczem, mróz i jeszcze kilka innych nieszczęść. Na razie była tęcza po deszczu, ale to już było i se ne vrati, a teraz wieje. Ma wiać dużo mocniej.
http://www.youtube.com/watch?v=fNU2Q7_s8TU
Panie Lulku,
😆 😆 😆
Czy wiecie jaki nick miał setny blogowicz? Setny blogowicz miał nick: robak 😯 wpisał się: 2006-10-31 o godzinie 18:02 w sześćdziesiątym wpisie Gospodarza: Samotność w Kuchni 🙄
tuż za nim, jako 102 -ga pojawiła się nasza wspaniała Stara Żaba
Fajnie się bawię 😀
No, patrzajcie ludzie! a ja byłam przekonana, że pojawiłam się na blogu w połowie grudnia. Niczego w życiu nie można być pewnym, podobno najmniej wiarygodni są naoczni świadkowie…
Przepraszam Jotko, że Cię w to wpędziłam 🙁 , a może nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 😀
Małgosiu, w nic mnie nie wpędziłaś, same tego chciałam 😆
Aktorka jest tak przeurocza to ona powinna byc nastepczynia Hepburn
W co i czym Małgosia wpędziła Jotkę? Nie kumam.
Mnie to nie dotzyczy. Jesli chodzi o wlosy. Kolor, fryzura itp. Jak rozmowa slepego z gluchym o kolorach
Mam kolejną ciekawostkę z biblioteki rodzinnej Podstawowe wiadomości prawidłowego myślistwa” pióra Antoniego Wisniewskiego, łowczego Powiatowego pow. kościańskiego z 1947 r Najprostszm możliwie językiem, w pytaniach i odpowiedziach, w kilkunastu rozdziałach, pomieszczone są wiadomości o broni palnej i białej, zasadach jej uzywania i zabezpieczenia, rodzajach zwierzyny łownej, okresach ochronnych, dokarmianiu, sygnałach łowieckich, obyczajach, pozyskiwaniu pozytków. Antoni Wiśniewski był wujem mojego Jarka, a właściwie mężem Jego Ciotki, Antoniny. Był doskonałym preparatorem i w tym charakterze towarzyszył A.Fiedlerowi w jego wyprawach do Brazylii i do Azji. Przed wojną siedział na leśnictwie w Racocie, jeszcze kilka lat po wojnie także; potem wraz z grupą naukowców organizował Wielkopolski Park Narodowy i jego Muzeum. Wszystkie wypchane ptaki, zwierzęta i makiety są roboty Antoniego. Przy Muzeum też mieszkał do śmierci. Wczoraj zadzwoniłam do jego córki o odnalezieniu tej broszury, wywołując małe trzęsienie ziemi – nigdzie nie można było znaleźć egzemplarza na wystawę jubileuszową. A u mnie jeżała sobie spokojnie między stertami papierów.
WordPress zabral i zamiescil Taki z niego stachanowiec.
W takim razie Toast !
Pan Lulek
Żabko, Jotka czyta do tyłu, a może od początku 🙂 blog.
Ladny film, tutaj wieje i dmucha przez drzwi balkonowe
Żabo,
a masz mój adres mailowy. Masz chyba ten z pracy. To skorzystaj z tego. Jutro przed wieczorem mógłbym dopiero, więc to obojętne. Przynajmniej będę wiedział ile kosztują.
A włosy ? to tak widzę jak Pan Lulek.
A ja zaszalałam zakupowo 😯
kupiłam sobie rajstopy znakomite ze srebrna nitką, a co! Poza tym jeansową wstążkę, coby Gospodarza podrażnić – założę, jak opalę sobie nogi.
Kaspitan kracze, ale ja wierzę, że pogoda będzie na wysokości 😉
Grunt to optymizm. I dwie bluzki marynarskie (pasy!) sobie zakupiłam, więc chyba nie będę szyć.
Butelka cusmano syrah z Sycylii, 2008. Pojawiło się sporo nowych win włoskich, około dziesiatki $. Będziemy próbować. Na razie idę poczytać do tyłu. I zajrzeć w pocztę.
Hej, łasuchy, pozdrawiam w środku chopinowego szaleństwa 🙂 Właśnie byłam w Domu Polonii, gdzie odbywają się od poniedziałku do jutra wieczora Najdłuższe Urodziny Chopina – piękna impreza! Ale dlaczego piszę – spotkałam tam, pierwszy raz w realu blogowego antka! Muszę powiedzieć, że troszkę inaczej go sobie wyobrażałam, ale przedstawia się bardzo sympatycznie 😀
Pijemy jakieś cierpkie, niemal czarne wino czerwone i kibicujemy Kanadyjczykom, tzn Młodsza dostarczyła wino i adresata toastu wyznaczyła. Przecież mówiłam, że to kibic.
p.s.Kapitan – miało być, bez „s”.
Zgago, zdjęcie pomarańczy zrobiłam, zaraz poogladam, czy oddaje rzeczywistość. A dyskotekowo, oczywiście…;)
http://www.youtube.com/watch?v=DVd9t8372cs
A mnie antka tutaj brakuje 🙁
Doroto z Sąsiedztwa – Gospodarz też odniósł taki wrażenie, kiedy Antka po raz pierwszy zobaczył; określił go „przystojny, młody człowiek” To było wtedy, kiedy Antek robił mi piekło na blogu za spiratowanie płyty zespołu „Raz, dwa, trzy”
Pyratko jedna Ty!
Zakupiłam też dodatkową baterię do aparatu, od przybytku głowa nie boli, baterie noś i przy pogodzie!
A propos wstążki jeansowej, pytam panienkę, co to jest rozmiar 0, bo nie kumam, a centymetrów nie podali. Panienka, że nie wie, ale na oko, to ja rozmiar 9-10. Powieka mi nie drgnęła, poprosiłam o numer 5. Poszłam przymierzyć, a panienka zza zasłonki przymierzalni pyta, czy ma podać większy. Wyszłam zza zasłonki we wstążce, panienka umilkła. Znam swoje rozmiary 👿
W ogóle po raz pierwszy spotykam się z takimi dziwnymi rozmiarami, kiedyś było inaksiej. Tak namieszali, że ja już nic, tylko biorę na oko. Zgłupieć można jeszcze bardziej 🙄
Alicjo. KaSpitan nie straszy. Wysyłam Ci miejscową prognozę. Proszę zabrac nauszniki i barchany jak trza! Jeszcze mam do pomalowania 4 handrelingi a plecy trzeszczą. Miałem zostawic to Wam, ale myślę obgadają…
http://weather.aol.com/forecast/todays//usa/florida/miami-beach/id/usfl0543
Ja ostatnio wpadam tu rzadko, a czytam jeszcze rzadziej („robota, tak wiele roboty, a jeszcze X Pawilon”, jak powiedział niejaki Broniewski Władysław), więc nie zauważyłam, że antka tu dawno nie było. To teraz żałuję, że nie spytałam, czemu 😉
Pierwszy raz mi się zdarzyło przeczytac: Twój komentarz czeka na akceptację. Co to znaczy? Czy Pańswo go widzą. Ja tak!
Kapitanie, spojrzyj w pocztę.
Komentarz czeka na akceptacje za pierwszym razem, moze machnąłeś się i zle wpisałeś nick albo-li co?
I to tylko Ty widzisz tego łotra, my nie, komentarz wskakuje, kiedy wskakuje i dopiero wtedy możemy go przeczytać.
Doroto – Antek się na nas obraził, bo niby my (baby blogowe) same megiery i młoź żeńska tępimy. Nawiasem mówiąc w tym samym m/w czasie zniechęcił się i Sławek Paryski, bo naa blogu pojawiają się dziwne postaci i my nie reagujemy. W obydwu sprawach chodziło o tę sama osobę.
literówki : w drugim wersie winna być Młódź
cichal, jak podasz w jednym komentarzu dwa linki, to też będziesz czekał na akceptację, mimo, ze Cię znają
Staram sie zrozumiec, ale dałem jeden link tylko długachny. Może to to?
Alicja, tą piosenką przypomniała mi problem, który mnie ostatnio gniecie.
Mam 4 pomarańcze, kompletnie nie mam ochoty na zjedzenie ich na surowo, natomiast marzą mi się naleśniki polane słodziutko-pomarańczowym, gęstym syropem. Czytałam w internecie kilka przepisów, ale jakoś żaden mnie nie zachwycił. Zaznaczam, że nie mam likieru pomarańczowego.
Macie może jakiś ?
Dobry wieczor mili blogowicze, dziekuje bardzo serdecznie za slowa otuchy, trudno byloby mi wymienic was wszystkich. Jestescie naprawde sympatyczna przyjazna grupa i zalowalam, ze po czwartkowym wpisie nie bylam w stanie napisac, jaka jest sytuacja. Cztery dni temu moj maz mial wylew krwi do mozgu. Jest czesciowo sparalizowany ale nie stracil przytomnosci ani funkcji intelektualnych. Pobyt w szpitalu potrwa okolo tygodnia a potem czeka go rehabilitacja a w miedzyczasie badania kontrolne mozgu. Mam nadzieje (powtarzam to sobie bez przerwy), ze odzyska zdrowie ale musimy uzbroic sie w cierpliwosc. Piszac o tym w ubiegly czwartek zdalam sobie sprawe, ze zwracalam sie do was jak do przyjaznych znajomych, do ktorych ma sie ochote zwrocic w trudnym momencie. I tak oto poczulam, ze jestescie mi bliscy. Jeszcze raz dzieki za cieple slowa i Zgadze za to, ze byla gotowa trzymac kciuki jeszcze przez kilka dni!
Takiego koda ff11 to sobie nie odmówie. Antek o ile sobie przypominam obiecywal walonki.Dwie pary. Jedne biale do snu i czarne wyjsciow. A tu ani slychu ani dychu.
Bezsenny
Pan Lulek
Zgago – każdy owoc do naleśników traktuję jednakowo – łyżka albo 2 łyżki masła, 1 albo dwie łyżki cukru, zasmażyć, na gorące wrzucić owoce, smażyć króciutko tyle tylko, żeby surowość straciły i sok do sosu puściły
Potem owoce w naleśnik, polać sosem, dodatkowo mozna polać czekoladą albo likierem albo z boku położyć łychę bitej śmietany i kulke lodów smietankowych. Można też w tym sosie chwilkę posmażyć grubo siekane orzechy.
Alino – znakomicie Cię rozumiem. Mąż mój był udarowcem. Pierwszy epizod przy dobrze prowadzonej rehabilitacji pozwala niemal na pełen powrót do zdrowia (wszystko zależy w jakiej części mózgu powstaje pole martwicowe). Częściowo zniszczone neurony mogą być zastąpione, przez inne struktury. Di pewnych fizycznych ograniczeń, które przez pewien czas będą występowały, można się przyzwyczaić. Najtrudniej bywa, kiedy choroba generuje zmiany charakterologiczne.
Zgago, a może po prostu wyciśnij z nich sok i zagotuj z cukrem?
Alino, będzie dobrze.
Pyro, wielkie dzięki !!!!! Twój sposób jest genialnie prosty i na dodatek pozwala wykorzystać i sam owoc i jego aromat w syropie. 😀
Alino, oczywiście, że jeszcze potrzymam, bardzo nie lubię jak mili ludzie nie mają wsparcia – choćby wirtualnego, dlatego chętnie się przyłączam do takich akcji na blogu. Bądź dobrej myśli.
Żabo, tylko mnie właśnie chodziło o to, żeby i miąższ wykorzystać. Nie wiem dlaczego od jakiegoś czasu nie mam ochoty na surowe owoce. Kiedyś zajadałam się nimi od rana do wieczora a teraz to tylko chciałabym wszystkie w syropie. Pewnie mi po prostu odbiło. Ponoć na starość się tak zdarza. 😉
Na dodatek ze wszystkich sklepów zniknęły moje ukochane brzoskwinie w syropie, normalnym syropie zupełnie jakby w Polsce wszyscy, co do jednego obywatela, mieli cukrzycę. Tych w „syropie” mało słodzonym, są koszmarne.
Pyro, uwaznie przeczytalam Twoja uwage. Na razie odsuwam od siebie mysli o przykrych konskwencjach udaru. Postaram sie mu pomoc jak tylko bede mogla, dzien po dniu. Mam nadzieje, ze starczy mi energii. Dzieki za wsparcie.
A moze jutro tez sobie zrobie nalesniki z owocami? Z taka oto mila perspektywa ide spac w nadziei, ze sen nadejdzie.
Errata : Te w „syropie” …..
Zgago, jakie były te w normalnym syropie? Takie połówki w puszkach? A jakie teraz są?
Mam już styropian na ochronę słoików, dzisiaj mi się trafił 🙂
Alino,
będzie dobrze. Zobaczysz! Trzeba będzie sekundować w rehabilitacji – to będziemy. Podobno najgorsza jest ta cierpliwość, której wszystkim brak, ale tu nie da się przeskoczyć, niestety.
Pisałam niejednokrotnie o mojej ukochanej szwagierce, Teresce. Sparła ją rzadka choroba, nazwy juz nie pomnę – i dziewczynę sparaliżowało kompletnie. Kiedy we wrześniu bylismy w Polsce, warzywko prawie była. Nigdy nie będzie w stu procentach, to wiadomo, ale póki co, porusza się o własnych siłach, uparta jest, z drugiej strony wie, ze nie może przesadzać, bo to się obróci przeciwko niej. Naumiała się wszystkiego o swojej chorobie (pielęgniarka z zawodu, wie, co jest grane), rozmawia z lekarzami i stosuje się do wskazówek, chociaż ją nosi – ale wie, że CIERPLIWOŚĆ to kluczowe słowo.
Wie też, że w tym roku we wrześniu nie pojeździmy na rowerach jak zwykle, może za rok. Posiedzimy u niej na molo, popływamy (wskazane!) zrobię doroczne winobranie i nastawimy na wino, jak co roku. Jeśli Szwagier przypilnował mój ubiegłoroczny nastaw, to napijemy się we wrześniu, za zdrowie wszystkich 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_0407.jpg
Alino, mam sposób na trudności z zasypianiem, który stosuję od 10 lat a zawiódł mnie tylko kilka razy. Jak leżysz w łóżku, masz oczy zamknięte i złapiesz się na tym, że zaczynasz analizować co się w ciągu dnia wydarzyło, to musisz sobie wtedy powiedzieć „o tym pomyślę rano” i szybko przywołać z pamięci jak najmilszą chwilę w życiu. Jakąś piękną podróż, generalnie miejsce, w którym byłaś szczęśliwa. I skupić się na tym wspomnieniu. To nie zadziała od razu ale nasz mózg też można wyćwiczyć. To naprawdę działa.
Życzę Ci spokojnego i dłłuugiego snu. 😀
Żabo, teraz też są w połówkach ale w syropie są śladowe ilości cukru i brzoskwinie są kwaśne. Nadają się tylko do biszkoptu. Zresztą z ananasami jest to samo.
Alino, dacie radę, obydwoje 🙂 z naszą kciukową pomocą 🙂 Jeżeli Ci zabraknie cierpliwości, chętnie się podzielę, tego mam pod dostatkiem 🙂
Na zasypianie wymyślałam anagramy, palindromy i inne takie. Działało rewelacyjnie, polecam.
Alicjo, na tym zdjęciu masz „mój” T-shirt !!! Paski są identyczne, tylko ja mam krótkie rękawy.
Masz już reisefieber ? Uff, znalazłam w słowniku 😀
Też już wyłączę komputer. Jutro dalszy ciąg porządków bibliotecznych. Archiwum papierowe zostawię sobie chyba na jesień
Dobrej nocy Pyro, śpij smacznie i długo 😀
Zgago, pytałam, bo kupiłam jakieś inne puszki niż zazwyczaj, ale jeszcze ich nie otwierałam, więc nie wiem co tam w środku. Poczytałam etykietę, a tam, ze syrop glukozowo-fruktozowy. Wygląda to podejrzanie. Te robi jakaś polska firma, dotąd były z importu. Uczuliłaś mnie, teraz będę się przyglądać.
Żabo, na tych, które ostatnio opanowały nasze sklepy jest napisane albo „w syropie light” , albo w „lekkim syropie”. Może Tobie się trafiły normalne ? Skoro nie ma tego „strasznego” opisu ?
To wariactwo z light już trwa od kilku lat u nas już nie ma dżemów, konfitur „normalnych”, wszystko jest light i jak się słoika nie zje w ciągu dwóch dni, to w lodówce pleśnieje. Ja nie mam nic przeciwko przetworom „light”, tylko niech mają ludzie wybór a od lat wyboru nie ma.
Zgago,
nie mam tego tam reise, bo przyzwyczaiłam się, że ostatnio 2 razy do roku latam. A w tym roku wychodzi na to, że polecę ze trzy razy, przynajmniej. Jestem sprawna podróżnie i już coraz sprawniejsza, pakuje się biegiem, kłopot jest z podróżami do Polski, bo zawsze walizka książek i Jerzora solenne zapewnienia, że on się ze mną rozwiedzie, chłop durny – ja tania żona, tylko książki, o diamenty nie proszę (geologa zresztą), mnie sami znoszą, i to nieoszlifowane!
Ta szmata w paski jest bawełniane frotte, ulubiona. Nie wiem, skąd mi sie to wzięło, ale albo czysty kolor, albo paski, bardzo nieliczne wzory, i to pamiatkowe – na przykład szmata z Afryki, i do tej pory pluje sobie w brodę, że tylko jedna kupiłam, takam „po czasie”, a zawsze mówię – jak sie cos do człeka usmiecha, to brać, płacić i zastanawiać sie potem.
I tak zrobiłam dzisiaj… kupiłam koszulę bawełniana bez przymierzania – sajz średni. Ja tam duza nie jestem, w Kanadzie uchodzę za szczupłą… i dopiąć się nie mogę 🙁
A koszula śliczności wielkie. Baba śląska – w barach szeroka, w d… wąska, o!
Dobrej nocy wszystkim, u mnie jutro pobudka z rana 🙁
Żabo, miłych snów i dobrej nocy. 😀
Alicjo, to masz moją dawno zapomnianą 🙁 figurę.
Czy Ty wiesz jak nazwać coś, z fasonu jest T-shirtem ale jest zrobiony ma fakturę dzianiny ? Odkąd kupiłam to pasiaste cudo, nie wiem jak to prawidłowo nazwać. Bluzka to to nie jest, typowy T-shirt też nie, to jak to cudeńko nazwać ?
No to ja naplotkuje o moim starym przyjacielu, Ryszardzie niejakim, na pół Italiano po mamie – Włoszce. Już mu zapowiedziałam, że naplotkuję, więc proszę bez takich tam… protestów i pouczeń.
Jak na makaroniarza przystało, Italiano lubi gotować, co sam wyznał na innym forumie, powiedziałam, że ma natychmiast zapisać się do Gangu, a nawet Bandy (według Brzucha).
Na tym innym forumie podesłał zdjęcie, ze aż mnie w żołądku sparło, chociaż wcale nie jestem głodna. Tego zdjecia wam nie podeślę, ale podeśle z ubiegłorocznego spotkania z Italiano.
http://alicja.homelinux.com/news/img_0763.jpg
Bez fartucha kuchennego tu wystepuje, o dziwo, bo zazwyczaj w fartuchu kuchennym. Ciąg dalszy nastapi.
Że się powydziera na mnie z szybkością karabinu maszynowego (Italiańce tak mają w mowie), to sie powydziera, juz to słyszę uszami duszy mojej, no ale trudno, zniosę, chodzi o to, żeby Italiano sprowokować 😉
Jak ja się poświęcam dla sprawy 🙄
O kurczę, jak ja piszę? Wyrazy „ale jest zrobiony” należy wykreślić 🙁
Wygląda na to, że też powinnam już spać i to natychmiast, przecież sobie miałam paluchy odrąbać, gdyby mi się zachciało po północy pisać i czym bym sobie jutro zrobiła naleśniki z pomarańczami ???
Życzę Wszystkim, którzy jeszcze na „warcie” albo na wachcie dobrej nocy i słonecznych snów – oczywiście w stosownej porze. 😆
Alicjo, dla sprawy zawsze się należy najpierw poświęcać, trochę oberwać a potem wypinać „pierwś” do orderów. 😆
Pojęcia nie mam, Zgago, dla mnie dzianina=trykot, dziana sprawa.
Dodam jeszcze do powyższego, że z Italiano łączy nas ponad trzydziestoletnia przyjaźń jeszcze z czasów studiowania geologii (Italiano skończył, ja też, ale szybciej i bezdyplomowo).
Tu w fartuszku:
http://alicja.homelinux.com/news/img_0800.jpg
Z prawej – Basia, żona Rycha. Zacna kobita i to widać.
Oh Canada!
Wygralimy…
…kocham pana, panie Sułku 🙄
Juz późno i nikogo tu nie ma, ale przynajmniej nie przeszkodzę w jakiś blogowych pogawędkach. Jako typowy nocny marek wszystko robię późno, dlatego niedawno zjadłem obiad.
Żabo,
kazałaś mi fotosprawozdać, więc dołączam zdjęcia. Obiad odgrzewany, wczorajszy, ale dla mnie bardzo pyszny, chociaż nie można tego porównać z tym co wciąż opisuje Blogowisko.
Zgago,
za moje dodatkowe deserowe kalorie Ty dzisiaj odpowiadasz – brzoskwiniowymi opowieściami narobiłaś mi apetytu, musiałem sobie takie otworzyć i zrobić z bitą śmietaną posypaną cynamonem, który mogę jeść garściami. 🙂
http://picasaweb.google.pl/takrzy/ZimaObiadDeser?authkey=Gv1sRgCMOpt-K7pv7AsgE#slideshow/5443487353125549394
Widzę, że polsko – kanadyjsko – amerykańska załoga juz prawie gotowa, jeszcze tylko pasemka przekolorować 😉
Od Kapitana lub załogi spodziewamy się jakiegoś dokładniejszego opisu, gdzie ta oceaniczna wyprawa zmierza (jeśli było, a przeoczyłem, to przepraszam), będziemy pływać z Wami palcami po mapach.
Jotka chyba ma zamiar podać rano następne pytania. Ciekawe, czekamy, jakoś czuję się w to wciągnięty.
Teraz chyba już dobranoc wszystkim, którzy jeszcze nie śpią, a dzień dobry wstającym lub już pracującym. 🙂
Witam, Boruta z Rokita i pewnie jakis Wothan lajdaczyli sie w ramach akcji Xynthia cala noc. Kroliki utrzymaly sie jednak z wraz z klatka na balkonie. Sasiad zrobil sobie w kawiarni internetowej nowe dekoracje na szybach, pasma foli przykleiane goracym powietrzem i to wszystko lezy teraz na okolicznych chodnikach.