Znowu byłem w „Starym Domu”
W połowie ubiegłego roku, dokładnie 29 czerwca, opisałem z niemałym zachwytem nowootwartą stołeczną restaurację – „Stary Dom”. Komplementy wygłaszałem dość oszczędnie, bo z pewnym sceptycyzmem odnoszę się do inicjatyw gastronomicznych tzw. celebrytów. A tu jednym z właścicieli był słynny aktor Piotr Adamczyk. Moje obiekcje łagodził trochę fakt, że drugim właścicielem był znany na warszawskim rynku gastronomicznym Mariusz Diakowski – właściciel dwóch innych znanych mi lokali czyli „Zielnika” i „Papu”. Po duuużej kolacji i spróbowaniu kilkunastu dań, a potem po kolejnej wizycie uznałem, że „Stary Dom” można z czystym sumieniem polecić smakoszom, bo to i dania najwyższej jakości, i ceny (co w Warszawie zupełnie nietypowe) nie drenujące portfeli gości. Trochę zastrzeżeń miałem do wystroju lokalu ale to były wątpliwości całkiem drugorzędne.
W minioną niedzielę znowu gościłem w „Starym Domu”. Była to nasza uroczystość rodzinna i w dodatku byłem zaproszonym gościem a nie gospodarzem ponoszącym koszty ucztowania, co zwykle wprawia człeka w dużo lepszy nastrój. No i wyszedłem z lokalu przy Puławskiej w pełni usatysfakcjonowany. Było pysznie!
W dodatku sale restauracyjne nabrały swoistej lekkości i zdecydowanie wypiękniały dzięki nowym obrazkom i zdjęciom zdobiącym ściany. Natomiast załoga przez te pół roku nabrała pewności siebie i znacznie podwyższyła stopień profesjonalizmu.
Nóż tylko śmigał nad poledwicą Fot. Tadeusz Późniak
Myślę też, że pewien wpływ na obsługę gości ma także fakt, iż jeden z właścicieli jest z zawodu aktorem. A jak czytałem ma też ciągotki do reżyserii. Nasza kolacja bowiem rozpoczęła się od spektaklu pt. przyrządzanie tatara. Kucharz przypominający posturą wąsatego Kurta Schellera, w charakterystycznej olbrzymiej białej czapie i kitlu, podjechał do mojego stołu wózkiem, na którego blacie leżały noże, bryły krwistej polędwicy wołowej i stały wszystkie inne produkty niezbędne do zrobienia befsztyka tatarskiego. Operowanie nożem podczas siekania mięsa to sztuka fascynująca. Nie tylko my ale i inni blisko siedzący goście przerwali jedzenie (narażając się potem na wystygłe zupy i kotlety) by podziwiać szybkość migania noża i powiększania się piramidy krwistoczerwonych skrawków. Potem nastąpiła dłuższa chwila mieszania mięsa z żółtkiem, posiekanymi ogórkami i przyprawami. Na koniec zdobienie dużego talerza grubo zmielonym pieprzem i formowanie górki posiekanego, surowego mięsiwa. Wreszcie talerz zjawia się przed rozentuzjazmowanym smakoszem, którego apetyt dzięki temu widowisku sięga zenitu i… rozkosz na podniebieniu. To był najlepszy tatar jakiego dotąd jadłem.
Pozostałe dania też były doskonałe: warzywa z grilla, pstrąg na szpinaku, dorsz pieczony, antrykot krwisty i delikatny czy na koniec patera ciast – wszystko zasługiwało na entuzjastyczną recenzję. Ale w pamięci i na końcu języka mam ów befsztyk tatarski czyli mówiąc wulgarnie surowe kawałki wołowego ścierwa. A wszystko dzięki kunsztowi kucharza i dobrej … reżyserii.
Na koniec jeszcze jedna pochwała: ceny nie poszły w górę. Na kolację w „Starym Domu” stać każdego ze średnio zaopatrzonym portfelem. Nawet wina i inne alkohole mają niewielkie marże pozwalające dobierać właściwe trunki do dań.
Warto też pytać kelnerów o dania spoza karty. Zdarzają się tu bowiem takie niespodzianki jak pieczeń z koźlęcia, która jest niebywałym przysmakiem a w naszej gastronomii niemal nie spotykanym.
Komentarze
Dzień dobry.
Pieczeń z koźlęcia jadłam raz albo dwa razy w życiu, w dzieciństwie i nie pamiętam nawet smaku, a tatara bardzo lubię. Najlepszy i w dużych porcjach podawano w klubie myśliwskim „Pod jelonkiem” w Poznaniu. W domu też robimy od czasu do czasu i też nie są to małe porcje. Najczęściej robię z rostbefu albo antrykotu (polędwica za droga). Na samą myśl, że zgodnie ze wskazówkami ze starych książek kucharskich miałabym iles tam mięsa skrobać żelazna łyżką (nie wolno było siekać, o mieleniu nie mówiąc) ciarki mnie przechodzą.
Pyro, chyba trzeba się posunąć na tej ławie, by zrobić miejsce dla nowych stołowników. Wczoraj pojawili się Lelum Polelum i (też chyba po raz pierwszy) Anna M. Witajcie! Jeśli lubicie tatara, to zapraszam na przekąskę.
Dom budzi sie do zycia. Na dworze mgla jak nozem kriol. Wczoraj telefonowal Slawek z Paryza. Cos mam przeczucie, ze ze wzgledu na sily wyzsze czyli nieprzejezdna mgle, wyladuja dzisiaj u mnie zamiast w poniedzialek. Zabiore ich na obiad a wieczorem na wernisaz w charakterze gosci honorowych. Ale bedzie balanga na siedem fajerek
W dniu dzisiejszym ze wzgledu na nieobecnosc nie bede w stanie wyglosic toastu.
Prosze o wyznaczenie zastepcy. Ja tylko jutro sprawozdam czyli doniose.
Z zyczeniami pieknego dnia.
Pan Lulek
Oczywiście miejsca wystarczy dla wszystkich chętnych, sympatycznych i łasuchowatych z natury. Witamy
Pieczen z kozlecia chodzi za mna od wielu lat. Znam to z lat dzieciecych, kiedy kozy byly jeszcze powszechnie obecne i nie bylo trudu z zaopatrzeniem w to mieso. Mam w milej pamieci ten niezwykly smak. A czy pamiec mnie zawodzi czy nie? Nie udalo mi sie tego sprawdzic i ewentualnie zweryfikowac. Trzeba by po prostu raz pojechac wiosna tam, gdzie kozy jeszcze sa hodowane, a jagniecina nalezy do normalnej diety tamtejszych mieszkancow. Nie jest jednak pewne, czy to by bylo to samo. Po pierwsze, watpie w to, ze danie bylo by zrobione tak jak robila to moja matka, tzn po prostu przyrumienione, a potem duszone w brytfance. Po drugie, co to jest wtedy za mieso, tj, w jakim wieku np to jagnie jest bite. Wiemy jak trafnie mozna sprzeczac sie na temat, co to jest cielecina i jaka ona ma byc. Te jagnieta byly bite jeszcze w bardzo mlodym wieku. Regula byla taka, ze nim zaczely sie odzywiac trawa. To nb, tyczylo sie wtedy tez i cielat.
A tatar? Nie zastanawialem sie dotychczas jak sie go robi. Wiem tylko, ze jadlem lepsze, ale i mniej dobre. Na szczescie, nigdy jeszcze z jakimis dramatycznymi skutkami. Tu kieruje sie zasada, ze moze lepiej nie przygladac sie temu, jak robi sie kielbase.
Zyczac wszystkim milego dnia jeszcze,
pepegor
Dziędobry na rubieży – szarawej dziś od rana.
mt7 – dzięki za fotkę – faktycznie, koło tej „szklarni” było również piwo, którego jednak nie spróbowałam jako kierowca.
Tatara jadłam raz w życiu na urodzinach (dwudziestych!) konia – tylko dlatego, że prócz tatara w ilościach przemysłowych nie było nic. Ale musiałam się najpierw letko znieczulić. Czczony koń dostał torcik z owsa i marchewki, i zjadł go z wdziękiem, wprowadzony na salony. A w ogóle kobyła to była, niejaka Bobryca.
Nie wiem, co ja tak z tym tatarem, aż mi wstyd, ale cuś mnie on nie nęci. Może dlatego, że brzydzi mnie surowe jajko…
Za tydzień będę w Wawie, to może skoczę do Starego Domu na jakieś Papu. A mam też wielką ochotę na Piątą Ćwiartkę. A będę pół dnia. I co wybrać?
Witam Nowych Łasuchów!
Tatar lubię bardzo, natomiast koźliny nigdy nie jadłam.
Gdyby była taka mozliwość to chętnie bym spróbowała,
bo próbowanie nieznanego to pasjonujące zajęcie, choć
nie zawsze kończy się sukcesem.
Nsiu- a dlaczego będziesz w Warszawie tylko pół dnia ?
I które pół to będzie ? „Piąta ćwiartka” z tego co piszą na swojej
stronie czynna tylko do 16.00.
A może by tak kolejny mini zjazd z racji pobytu w stolicy tych,
co na rubieży ?
I znow jeszcze jeden adres do odnotowania i wyprobowania. Zabiore moja rodzine, ktora znow wyrazi zdziwienie, ze mieszkajac daleko „jestem na biezaco”. Dzieki Gospodarzu 😉
Alino- a my z kolei odnotowaliśmy lipcowe święto andouillette
w Clamecy, ale wygląda na to,że nie będzie to lipiec 2010 🙁
Koźlęta są tak nieopłacalne, że zaprzyjaźnieni hodowcy mlecznych kóz, zostawiają sobie do odchowania tylko kózki, a koziołki dostają w łeb zaraz po urodzeniu. Kiedyś je odpajali, ale mieli wielkie trudności ze zbytem, więc ekonomia wzięła górę. Przykre to. Można by z nimi uzgodnić odchów mlecznych koziołków, ale musieli by mieć gwarancje opłacalności i odbioru.
Natomiast prowadzę rozmowy z sprawie mlecznych jagniąt, znajomi mają jakieś dziesięć sztuk lewizny, znaczy z nieprawego łoża i zaproponowałam im, ze je od nich zakupię, oczywiście w formie już gotowych tuszek. Czy ktoś jest chętny?
Danuśko, pół dnia będę, bo załatwiam tylko sprawy służbowe w drodze na Szanty do Krakowa, gdzie od piątku do niedzieli będę pić piwo, śpiewać i wydzierać się jak jaka małolata (niewykluczone, że posunę się do tańca pod sceną). Oraz winko popijać zagryzając naleśnikami po prowansalsku albo quiche lorraine w Klimatach Południa na Gertrudy.
Mini zjazd z radością, ja często bywam w Wawie, a jeszcze mam bilety na kilka koncertów w Filharmonii Narodowej, w marcu i maju. Więc mogę dzień wcześniej przyjechać. A w maju będę zgoła trzy dni na Targach Książki – może więc zaplanować cuś pięknego na maj przepiękny?
Powoli dojrzewam do rozpusty 😎
To publiczne siekanie polędwicy na tatar zaczęło się chyba wcześniej „U Kucharzy”. Teatr, fakt.
Tatara nie jadam 👿
Nisiu,
Piękna propozycja mni zjazdu majowo-książkowego przyjęta
z ogromnym zadowoleniem 🙂
Lista uczestników otwarta,dokładny termin do ustalenia.
Haneczko – bardzom ciekawa na czym Twoja rozpusta
będzie polegać ?
A szanty w Krakowie z naleśnikami po prowansalsku
to dopiero impreza z wyobraźnią !
Targi są między 20 a 23 maja. Na pewno i Gospodarze będą podpisywać, to nawiasem.
Hura, hura, jak miło!
Nisiu (09:32)
Surowe jajko brzydzi?
W 1960 roku 15 lipca była rocznica bitwy pod Grunwaldem. Z obozu harcerskiego w Lidzbarku Welskim udaliśmy się pod ten Grunwald piechotą z pieśnią na ustach. Było piekielnie gorąco – to pamiętam. Oraz to, że jako maruder wylądowałem wśród znacznie większych i starszych. Technika marszu była taka, że najpierw szli ci mali a potem coraz więksi, aby dostosować tempo marszu do możliwości tych krótkonogich. Za karę (przyczyny nie pamiętam) musiałem biegać kilka okrążeń całej długiej kolumny i wylądowałem tam gdzie wylądowałem.
Na którymś z cogodzinnych postoi ( 45 minut marszu, 15 minut przerwy) dojechało zaprowiantowanie składające się z surowych jajek prosto od kury. Konsumpcja odbywała się w taki oto sposób:
Korzystając z ostrego kantu na przednim, lewym błotniku od willisa wybijało się dwie dziurki na przeciwległych końcach skorupki jajka, poczem wysysało się zawartość.
O ile dobrze pamiętam – oddałem przynależne mi jaje harcmistrzowi Lewickiemu, który powtarzał wyżej opisany proceder z lubością i kilkakrotnie.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
P.S.
Znowu byłem w starym domu. Umówiliśmy się ze specjalistą od remontu komina, że w pokoju paradnym zainstaluje się nowy piec na drewno. Ponadto wyrychtuje kilka kanałów w kominie dla palenisk na parterze. Piec na pierwszym pietrze zostanie rozebrany a pozostałe paleniska zamknięte. Szkoda trochę – ale rozsądek powinien zwyciężyć.
wybatrz Pietrze – miało być „piętrze”
nie „trz” tylko „cz”
Właśnie delektowaliśmy się w pracy bąbelkami z okazji mojej dziesiątej w tym budynku przeprowadzki.
I proszę mi nie zarzucać, że nie piszę na temat…
Właściciele Klimatów lubią szanty i nas (a to już dziwniejsze) – cały rok czekamy, żeby się spotkać, pośpiewać, pojeść i popić godnie, a nawet baaaaardzo godnie.
Dla Łasuchów jest taka szanta – jak najbardziej klasyczna:
Kroplę Krwi Nelsona każdy chętnie chlapnąłby (3x)
I my wszyscy razem z nim (i ref.bla-bla, w górę, w dół…).
Na zagrychę krwisty befsztyk już pod nosem pachnie mi…
I nam wszystkim razem z nim.
A usmażyłby mi go wesolutki, tłusty kuk… itd.
Uwielbiam wizję wesolutkiego tłustego kuka. A Krew Nelsona to rum Pussera.
Nisiu,
Chciałbym cię ostrzec, że w tutejszym języku „wesolutki, tłusty kuk” oznacza zupełnie co innego niz ty masz na myśli…..
To może by tak pozjazdować np. w sobotę 22 maja ?
Wieczorem, po zamknięciu targów ?
Co nasz Gospodarz na to ? Co o tym myślą inni chętni ?
Szwedzki kuk 😉
Nisiu, nie śpiewaj szantów w obecności Aszysza 😎
Odwilż, zapowiadają deszcze 🙁
Nooo, niee! Gospodarz w minioną sobotę był w „Starym Domu”??? 🙄
Czy to znaczy, że ja w tym czasie spędzałam czas z wielce udanym sobowtórem???!!! O ja naiwna ❗ 😳
Tatara lubię, ale chyba już gotowego, podanego ładnie na stół, bez teatrum przygotowań.
Bardzo możliwe, że będę w Warszawie w okolicach 9, 10 marca. Danuśko wizja przepiórek we mnie ciągle żywa 😀
Dorotol,
moje listy do Ciebie ciągle wracają niedoręczone 😯
Deszcze – nareszcze!!
Nigdy nie wypiłam surowego jajka 😯 Widząc ludzi z przyjemnością wysysających zawartość skorupki zawsze miałam wizję kurczaczej łapki wystającej z otworu 😯 🙁 Żeby nie wiem jak świeże było to jajko, nie mogłabym się do tego zmusić 🙄
Żółtko w tatarze, koglu-moglu mogę zjeść, ale surowe białko… 🙄 Z tego powodu nie jem jajek na miękko gotowanych krócej niż 5 minut, ani jaj sadzonych z widocznym surowym białkiem…
W niedzielę Jotko, byłem tam w niedzielę wieczorem prosto z dworca po powrocie z inauguracji Twojego UTW. Zaraz poprawię to w tekście.
Jotko,
minionych sobót jest więcej, niż ta ostatnia 😉
Aszyszu,
w 1960 Twój harcmistrz i moja mama mieli za sobą przeżycia wojenne i wspomnienie głodu, nic jadalnego ich pewnie nie brzydziło. Mama chętnie wypijała świeże jajko, a dzieci z wydmuszek robiły ozdoby na Wielkanoc 🙂
Dzień dobry Szampaństwu.
Dorwałam się do Urbanka i nie mam czasu dospać. Jej, ale bym dobrego tatara wtrząchnęła! Że piąta rano? No to co, i tak bym wtrząchnęła!
Właśnie mi się przypomniało, że jest jeden rzeźniczy sklep koło Baltic Deli! Tylko chyba pozwolę sobie na to szaleństwo bez wiedzy Jerzora. On wierzy w te wszystkie mad cow disease i w ogóle jest bojowy pod tym względem, a jak mam to w głębokim poważaniu. Poza tym w zamrażalniku jest jeszcze łajborowa. Niestety, nie dzisiaj – obiad u Bonnie. Zanieść w charakterze przekąski? Wygnaliby mnie na cztery wiatry, lepiej nie ryzykować!
Idę zaparzyć kolejną herbatę i wracam do Urbanka.
ASzyszu, co z tym kukiem? Jażem jest prosta kobita, mnie trzeba jak krowie na rowie! 🙄
I czemu nie wolno przy Tobie śpiewać szant? Brzydzą Cię jak mnie tatar z surowym jajkiem??? 😮
Nemo,
co fakt, to prawda 😉
Alicjo,
co to jest „łajborowa” 🙄
Żółtko w tatarze, albo koglu-moglu mnie nie odstrasza, ale surowe białko i owszem, brrr…, na jajko wystarcza mi 3 minuty.
Jotko – zapraszam serdecznie ! Już sama nie wiem,
czy degustacja miała dotyczyć perliczek czy przepiórek,
ale jakiekolwiek ptactwo miałoby pojawić się na talerzu
to i tak jest pretekst do spotkania 🙂
Jak już będziesz wiedziała dokładnie,kiedy dotrzesz
do Warszawy to proszę daj znać i będziemy się szykować
do biesiadowania.Mam nadzieję,że inne łasuchy blogowo-
warszawskie do nas dołączą 🙂
No to mamy ruch w interesie – i marzec i maj ….
Bardzo się cieszę !
Jotko, fonetyczna wymowa „Wyborowej” za kałużą
Nisiu,
bo Aszysz rozumie po szwedzku i będzie się krępował 😳 Rzeczony wesolutki i tłusty = „är mannens organ för samlag och urinering” 😎
myślę, ze bywałych twórców łódki bols mogła ta łajborowa zainspirować. odliczam się jako kolejny tatarzysta w szeregu. Nisia proponowała zlot we wawie 22 maja?
Danuśka,
chcę się rozpuścić kulinarnie, cudzymi rękami 😆 Czuję się mocno przydepnięta i potrzebna mi odskocznia, czyli dobre żarełko, jakiego jeszcze w pyszczku nie miałam. Na koźlę nie liczę, może coś dzikiego?
Kusi mnie majowa Warszawa 🙂
Łooooj! 😳
Trochę się domyślałam… zawsze na to wychodzi. 😆
W dawnych czasach w Szczecinie fabryke kontenerów nazwali bezpretensjonalnie Fakon, ale mieli podobno kłopoty z eksportem i zmienili nazwę. 😉
Żona do męża:
– Wychodzę do znajomej na pięć minut. Jakbyś mógł, to przemieszaj bigos co
pół godziny.
Co do Łajborowej – znam faceta, który nazywał się Wypych, a ksywę miał Łajpacz. Chyba o tym nie wiedział. 😉
Dziś nie było komisji śledczej! Udało mi się wysłuchać Gospodarza w TOK FM.
Herbata się parzy, Urbanek czeka.
W Krakowie na Jana tuż przy Rynku jest piękny hotel o nazwie „Boner”.
Moi Mlodzi pokładali się ze śmiechu i stosownie obfotografowali 😯
Słońce na rubieży!!! 😆
Danusko, usmiecha mi sie ten maj. Tym bardziej, ze moja mama obchodzi 18 urodziny (85) i planowalam przyjazd. A wiec jesli nic nie przeszkodzi, to moze?
Surowego jajka nie pilam ale moja siostra tak. Twierdzila, ze to dobre na struny glosowe.
Pluszaku- zlot w Warszawie 22 maja to na razie tylko pierwsza
propozycja.Nisia ani Gospodarz jeszcze nie przyklepali tego
terminu,ale mam nadzieję,że nie omieszkają tego zrobić.
Haneczko- to skuś się skutecznie,majowa Warszawa jest pełna
uroków.
No proszę- maj w stolicy kusi licznych chętnych.
Wspaniale !
W starym domu u Aszysza.
Kornik do kornika:
– Co dziś na obiad?
– Jak to co?! Szwedzki stół!!
Majowe Targi Ksiazki, czy nisia tez podpisuje?
Tatara uwielbiam więc chętnie bym się dowiedział dlaczego był taki smaczny.
Mięso, przyprawy, jakiś skladnik dodatkowy?
Ostatnio zacząłem dodawać do tatara kapary. Ciekawie się zrobiło. pozdrawiam
Jes, mem, podpisuję. Właśnie na gwałt kończę to, co zamierzam podpisywać. Mam ładny kulinarny tytuł :”Zupa z ryby fugu”, hehe.
Co do terminu to 22 maja jest doskonały. Mnie odpowiadają wszystkie między 20 a 23, jakby co.
Rewelacyjnego tatara robi mój nadworny lekarz wet., pewnie przy badaniu mięsa sobie wybiera najlepsze kawałki 🙂
Oczywiście też wstępnie się zgłaszam na maj!
Nisiu, żona do męża wracającego do domu:
– Był żebrak, dałam mu zupy…
– Zobrze zrobiłaś…
A zatem mini zjazd majowy :
Alina
Haneczka
Małgosia
Nisia
Pluszak
Danuśka
Gospodarzostwo – mamy nadzieję 🙂
oraz ……….
Oczywiście, że jestem w maju w Warszawie. I oczywiście na Targach. Ale Targi nie trwają do wieczora. Jak bedzie okazja to…
Witam słonecznie Blogowisko 😀
Wczoraj wyszłam wcześnie, wróciłam późno, włączyłam komputer i co ? I nic, internet zniknął 😯 Na całe szczęście dziś, jak widać, „wrócił”. 😆
Dziś znowu taki smaczny temat i jak widzę, blog nam się „statarzył”. Też bardzo lubię ale młodsze pokolenie już nie (nie, bo nie) i dlatego już go wieki nie jadłam.
Jeśli chodzi o surowe jajka, to ja odkąd w domu nastał mikser, robię sobie kogel-mogel z całego jajka – jak na łasucha przystało – bo jest go wtedy duuużo i o dziwo w tym przypadku młodsze pokolenie zaakceptowało 😉
A najbardziej lubię kogel-mogel kawowy, mniam, mniam.
Żabo (12:06), 😆 Jeśli chodzi o przesyłkę, to się nie pali. A może uda mi się dołączyć do wrześniowego zjazdu ?
No, nie. Arystokratka zucha takim zowcipem częstuje. Ale śmieszne.
Wczoraj podróżowałem do niezbyt odległego wejherowa, więc mnie nie było. Dzisiaj przeczytałem zarówno o szampanie jak i o Starym Domu. Wczoraj niezawodny Pan Lulek. Dobrze zastanawiac, się, jak w Wenecji pić szampana. W tym przypadku biżuterią na dnie kieliszka też mogłoby być coś z Murano, bo od pary lat ich wyroby są modne jako biżuteria. Pewnie, że to nie to, co pierścionek z parokaratowym brylantem, ale zawsze coś.
Dla mnie szampan jest bliskim trunkiem, choć nie ulubionym. Asocjacje zbliżone do kawiarni Nowy Świat czyli początki relacji z Ukochaną. W Szczecinie w delikatesach dojrzałem butelkę z czarna etykietą, na której odczytałem wypisane czeronymi literami „Veuve Cliquot”. Były w końcówce lat 50-tych szampany (pamiętam Monopole pity pod koniec liceum w homeopatycznej dawce). Potem jednak zniknęły, natomiast Wdowa Cliquot była dla mnie pojęciem legendarnym, znanym z literatury i opowieści księdza Orzechowskiego (tego ze Złotopolskich). Cena była bardzo atrakcyjna, więc nabyliśmy z ukochaną 2 butelczyny opróżnione potem na naszym weselu.
Veuve Cliquot z czarną etykietką? 😯
Nawiążę do stwierdzenia, że nie ma dziś Wysokiej Komisji hazardowej. Fakt, że wczoraj nie mogłem się od niej oderwać. Widać, że zwijający się przed Komisją świadek nie może zdradzić, że to szef kazał mu wysłać pewnego maila. Z drugiej strony robienie z tej sprawy straszliwej sprawy po prostu śmieszy. Marek Borowski w późniejszym komentarzu zwrócił uwagę, że Kolesiostwo u nas było, jest i będzie we wszystkich partiach. Akurat w tym przypadku do zatrudnienia nie doszło, a protegowana osoba miała szansę wygrać konkurs i bez protekcji. Nie zmienia to faktu, że protekcje tego rodzaju są naganne. Ale naprawdę mamy większe problemy. Rozdzierałbym nad tym szaty, gdybu Drzewiecki nie został ukarany i to całkiem surowo, jak na nasze zwyczaje.
To tylko na marginesie, bo te komisja to na pewno nie temat do rozmów przy smacznie zastawionym stole.
Wczoraj Ukochana przygotowywała vol au vent dla jutrzejszych gości. Nadzienie wzięła od Państwa Adamczewskich, bo najbardziej pasowało z dostepnych w internecie. Nadzienie wyszło doskonałe, tylko na danie główne jest schab pod beszamelem i Ukochana doszła do wniosku, że szykuje dwa prawie identyczne przysmaki i tak nie można. Zrobiła więc szybko nowe nadzienie z tuńczyka, ale nie jest tak dobre jak to pierwsze. Do tego wydaje się smakować na zimno lepiej niż na ciepło. Stąd pytanie, czy dopuszczalne jest vol-au-vent z goracymi foremkami z cioasta zawierającymi nadzienie na zimno? Mnie to nie pasuje.
Czy termin i miejsce wrześniowego zjazdu zostały już ustalone?
Stanisławie,
a nie lepiej zmienić główne danie i podać bez beszamelu?
Schab mógłby być ze śliwkami, morelami lub w innej wersji np. pod chrupiącą ziołową kołderką.
nemo (13:00)
Może była w żałobie?
Cały urok pasztecików z ciasta francuskiego polega na połączeniu chrupiącego gorącego ciasta z równie gorącym sosem.
Aszyszu, 😯 😆 😆
Skoro wdowa,to na pewno była w żałobie !
Dostałam 3 gorzkie pomarańcze z Sevilli, kombinuję, jak z nich zrobić angielską marmoladę. Mam jakiś przepis staroangielski legendarnej Mrs Beeton („All about cookery”), ale tam z 700 g pomarańczy i 2 cytryn wychodzi 4,5 kg konfitur 😯 (reszta to woda i cukier).
Zimne nadzienie z tuńczyka w gorących babeczkach z francuskiego ciasta może być pyszne i nie widzę żadnych przeciwskazań. Sam bym to chętnie zjadł.
Ja się dziś nadzieję żeberkami A1 i grochówką z mrożonki hortexowskiej, ciekawe, czy przeżyję ten eksperyment. A na deser mrożone truskawki z cukrem (ja je rąbię kiedy jeszcze są kawałkami lodu.
Miło pomyśleć o maju!
Ha, Ukochana się ucieszy i to bardzo. Bo zmiana głównego dania niemożliwa. Jest już zapieczone – z dużą ilośćią pieczarek – pod beszamelem. Stwierdziliśmy, że wcześniej przygotowane przegryza się dobrze i lepiej smakuje niż przygotowane na świeżo.
A czarna etykieta mogła świadczyć o żałobie, choć teraz już minęła – większość etykiet biała lub żółta czy pomarańczowa, ew. łączona z tych dwóch i złota przy vintages.
Nisiu, moja córeczka zrobiła pierogi, zamroziła i przyniosła do laboratorium, gdzie odgrzewała w mikrofalówce i częstowała koleżeństwo. Jeden z kolegów nie czekał na zagrzanie i jadł zamrożone. Bardzo mu smakowały. Niestety, nie pamiętam z czym były, ale na pewno nie z truskawkami.
11a1 😆
Żabo, to był ukochany dowcip rodzinny, z tym „zobrze, zobrze”… Moja mama rumieniła się, kiedy go opowiadała.
Stanisławie, kolega pewnie lubił lody. Ja go rozumiem i popieram!
Jotko-wydaje mi się,że termin wrześniowego zjazdu nie został
jeszcze ustalony.Zapewne Żaba,Pyra albo Alicja wiedzą na
ten temat więcej.
Ja tu widzę po prostu problem techniczny.
Zimne nadzienie w gorących babeczkach będzie letnie w letnich nawilgłych babeczkach, zanim trafi na stół 🙄 Chyba że gości jest niewielu i gospodyni zdąży napełnić i podać w błyskawicznym tempie, a goście natychmiast zabiorą się do jedzenia…
Wykopalisk w książkach c.d. Nie wiadomo kto i kiedy ściągnął do domu tomik w zrudziałym, czerwonym płótnie (teraz są naderwane grzbiety), a wewnątrz Biblioteka Katolika nr 4 „Odzyskana córka” powieść Bytom G.Ś. nakładem i czcionkami Katolika Spółki Wydawniczej z ogr.odp. 1902r
Autora nie podano. Jeżeli Towarzystwo Blogowe będzie niesforne, będę za karę zamieszczała fragmenty.
Obsmażam moje żebereczka. Jak mówi doświadczenie, najlepszym sposobem na przyspieszenie tego procesu jest odejście od kuchni i podłączenie się do komputera…
😐
Pięknie się przysmażyły! Dowaliłam cebulkę, za chwilę grzybki, przyprawy, pieprze wszystkie i niech sie pipcą (Żabo, czy u ciebie w domu mówiło się „pipcić” w sensie pyrkać? Lub Pyro u ciebie?)
Nemo- a profitrolki ? Zimne lody,letnie ptysie i gorąca czekolada.
I jakie pyszne 🙂
Nisiu-tylko proszę, nie przypal tych żeberek siedząc przy komputerze !
Danuśko, spoczko, zalałam je już i robią swoje. 😆
Chyba je zjem z kaszą, bo kaszy nie trzeba obierać.
Nisiu – u mnie w domu mówiło się i mówi „pichcić” w znaczeniu nieco lekceważącego gotowania (np „ach, coś tam naprędce upichcę”)
Dawaj Pyro, po ostatnich korektach jestem wybitnie niesforna 👿
Danuśka,
profitrolki OK 😉 Ciasto ptysiowe nie jest francuskie.
Ptysie z kremem z tuńczyka też mogą być.
Może zamiast tych vol au ventów zrobić ptysie?
Rozmoczone na zimno ciasto francuskie mnie po prostu się źle kojarzy 🙄
Ale może tylko mnie.
To jest pomysł! Jutro zrobię ptysie 🙂
Pada deszcz
Nemo- z tym rozmoczonym ciastem francuskim masz całkowitą rację.
Ja natomiast swego czasu robiłam na Wigilię zamiast pierogów
ptysie z kapustą i grzybami.Podawane były do barszczu lub
samodzielnie.
U nas póki co – słońce !
Nemo wspomniała o gorzkich pomarańczach .Nigdy ich nie jadłam ,ale niedawno kupiłam konfiturę z takich pomarańczy ,wyprodukowaną we Francji i dziś próbowałam jej .Trzeba się przyzwyczaić do tego gorzko – słodkiego smaku .Myślę ,że domowa konfitura byłaby jeszcze lepsza ,ale nie spotkałam się w Polsce z tą odmianą pomarańczy .
Dziś obiad bez żadnej fatygi .Mąż przywiózł wczoraj od swojej mamy śledzie opiekane w kwaśnej zalewie ,gotują się ziemniaki i jeszcze zostało trochę czerwonego barszczu od wczoraj .Czyli obiad będzie gorąco – zimny .
Gdyby kogoś to interesowało ,to dziś obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego .
Bareya wspomnial o kaprach dodanych do tartara. Tak wlasnie jadlam i bardzo mi smakowalo. Byl poza tym sos Worcestershire, tabasco i sok z cytryny plus oczywiscie cebulka, korniszony, pietruszka i jajka. Zoltko bylo podane w polowce skorupki, na miesie. Do tego frytki! Pycha.
Mozna tez dodac do miesa kilka kropel koniaku zanim dojda pozostale skladniki.
Dla pokarania Haneczki :
„Blady, jak trup, dzwoniąc zębami, trzęsąc się jak osika, stał przybity wzrokiem tylu par oczu, które mu się wpijały w duszę, jak ogniste strzały. Wtedy nowa zbrodnia dojrzała w jego mózgu; sięgnąwszy dłonią za pas, dobył sztyletu i chciał się rzucić na pana Bonara, który mu sobą drzwi zastawił”./
Mogę Ci, Haneczko to arcydzieło pożyczyć, lub zgoła podarować. Rzecz tyczy bogatego kupca krakowskiego w XVII w., który ma siostrę na Jawie (wyspie) i wysyła doń ukochaną jedynaczkę. Zbrodzień zaś porywa panienkę i zabawa rozkręca się na całego. W przerwach modlą się ludzie pobożnie. Oczywiście zbrodnia zostanie ukarana
Pyro, kilka takich tekstów było w naszej redakcyjnej poczcie… pisać każdy może, lalala. 8)
Pichcilim też, a pipcenie to nie gotowanie, tylko takie pyrkanie raczej niemrawe. W dialekcie śląsko-kujawskim. 😀
Przygoda Umiłowanej Stanisława z daniem głównym i przystawką, przypomniała mi pierwszą kłótnię o jedzenie w moim domu, krótko po ślubie. Teściowa wychodząc do pracy zostawiła mi kurę sprawioną, ale surową. Porządna ta kura była, nasza własna, chodząca, coś jej się przytrafiło i Stasia ucięła jej łeb. Gotować to ja umiałam na zupełnie przyzwoitym poziomie, ale i ambicja we mnie szalała – zrobię tę kurę, ho, ho – paluszki lizać. Ugotowałam rosół z kury, a samą nieboszczkę wepchnęłam w potrawkę – jak Bóg przykazał, z cytryną, gałką, śmietanką, ryż do tego wypiekany… Dumna byłam, jak paw. Małżonek rosół zjadł bez komentarzy, natomiast kura w żółtym sosie nie wywołała entuzjazmu „Rosół na rzadko i rosół na gęsto? Mogłaś powiedzieć, że zrobić kury nie umiesz!” no i to było ostatni raz, kiedy kurę w potrawce zrobiłam dla mojego ślubnego.
Mnie data wrześniowa jest obojętna, byle tylko była we wrześniu.
Zaczynam zazdrościć majowego mini-zjazdu w Stolycy 🙁
Puszczę się albo co w hazard w celu znalezienia środków na może dwa pobyty?
Ostatecznie… Pan Lulek w desperacji też był gotów zarabiać ciałem… :ops:
Alicjo – no to ZIUUUUU!
😆
Pyro,
moja siostra też robi potrawkę z rosołowej kury i to wygląda tak podobnie, jak to sformułował Twój mąż, ale ja jej nigdy tego nie powiedziałam i teraz już nie wypada 🙄 Bo jak uzasadnię, że przez całe lata jadłam bez protestu? 😯 To jest może i smaczne, ale optycznie mało zachęcające…
Kurę z rosołu wolę zmieloną w naleśnikach albo pokrojoną w drobną kostkę i wymieszaną z kukurydzą, pomidorami i dobrym zimnym sosem. Jak mnie koty nie uprzedzą 🙄
Od 1 do 4 września jestem na konferencji, wolałabym następny weekend, jeżeli można 😀
Pyro, mnie prosze pozyczyc toto o namawianiu kolonistow niemieckich na Heimat Polen, do skopiowania
Moje dziecko uwielbia potrawke z kurczaka a mnie sie ona ze wzgledu na wyglad tez bardzo brzydko kojarzy, wiec jej kupuje gotowa
Nisiu,
najpierw spróbuję z hazardem (dzisiaj 42 melony do wzięcia 😯 ), a jak nie, no to poopalam się stosownie na Kapitana Cichala jachcie i przystąpię do zarabiania ciałem, a co 😉
Alicjo:
Sallly Brown, jasna Mulatka,
way-hay, rool-and-go!
irlandzkiego miała dziadka –
spłukałem się na Sally Brown!
😆
W tym rolu jest jedno o, a dwa l… roll…
😳
Konfiturki bulgoczą w rondlu i tak ma być przez 2 godziny. Przepis z Guardiana – prosty, logiczny i teoretycznie wiarygodny, przynajmniej co do proporcji. Zestrugałam skórę z pomarańczy, zawinęłam w szmatkę i wrzuciłam do garnka z pokrojoną resztą owoców plus cytryna też pokrojona ale nieobrana i zalałam małą ilością wody. Jak toto zmięknie, przecedzę przez szmatkę, dodam posiekane skórki i cukier i ugotuję klarowną, piękną marmoladę 😉
Z tych pomarańczy jest robiony orangeat czyli smażona skórka pomarańczowa. Ciekawa jestem, co mi wyjdzie?
Gospodarzu,
wyszłam po pocztę, a tam w skrzynce – przesyłka wysłana w Warszawie 27 stycznia 😯 Obszargana i złachmaniona, ale zawartość – kalendarz z zegarem i baterią – kompletna. Jak się wyprostuje wskazówki, to może nawet będzie chodzić 😉 Pozytywny wniosek: poczta nie kradnie.
Negatywny: gdyby na kopercie nie było napisane SZWECJA, to może by prędzej do mnie doszło 😉
Na kartonie z kalendarzem (wygląda jak postrzelony albo wzięty na rogi – przez renifera? 😯 ) adres jest właściwy, na kopercie niestety nie 🙁
Ale poczta jest dzielna i mnie znalazła 😀
nemo, a moze podasz proporcje cukru do owocow, prosze?
Nemo, to może pora na przeprowadzkę. W okolice Aszysza.
nemo, napewno wyjdzie Ci coś fantastycznie smacznego. Przepadam za dżemem czy konfiturą z pomarańczy, w której zatopione są niteczki skórek i której smak jest lekko gorzkawy.
Zgłaszam się na majowy zjazd warszawsko-książkowy, o ile jeszcze jest miejsce dla spóźnialskiej.
A tatara nie jadłam już daaawno choć bardzo lubię, takiego domowo przyprawionego, z drobno siekanym ogórkiem, cebulką itp. Z kaparami nie próbowałam, ale mogę sobie wyobrazić, że dobry 🙂
Za kurczakiem w potrawce przepadam, moja potrawka jest w kolorze zielonym od fury natki i mocno doprawiona cytryną, naprawdę i z wyglądu i w smaku apetyczna 🙂
Wczoraj o 21:43 Anna M prosila o rady przy zakupie szampana. Moze ktos z was jej odpowie? Nie czuje sie zbyt kompetentna…
Anno M.
Szampana kupować w przyzwoitym sklepie, nie przechowywać za długo, zachować paragon, aby można było pójść z reklamacją. Przechowywać w chłodnym miejscu. Kupować dobre marki
Dobre i nie za drogie szampany:
Veuve Clicquot, Pol Simon, Laurent-Perrier, Charles Bertin, Mumm Cordon Rouge, Louis Roederer, Vve Alice Margot, Tribaut Schloesser La Souveraine, Nicolas Feuillatte, Champagne de Montpervier.
Pommery pachnie kiszoną kapustą, Moët & Chandon ma silny posmak rozkładających się drożdży – typowy dla marki, jak się lubi, to smakuje 🙄
O tym już pisałam przy poprzednim szampańskim temacie.
Kupować prawdziwy Krimsekt lub czeski „szampan” Bohemia, bardzo polecam.
Osoby z dawna u nas zasiadające przy stole może pamiętają, jak Pyra 2 lata temu szukała gorzkich pomarańcz, a właściwie skórek od nich. Helena twierdziła, że w Londynie bywają we wrześniu i nigdy więcej, Bliźniaczki szukały we Włoszech i nie mogły dogadać się ze sprzedawcami. A mnie chodziło o aromatyzowanie niektórych nalewek. Tego roku myślałam, żeby poprosić Kicię – niech mi ususzy z 2-3 owoców, wrzuci w kopertę i wszystko. Wtedy jednak się dowiedziałam, że te „perfumowane” rosną na Curacao i na jednej z wysp śródziemnomorskich. Mamy niby „swoich” ludzi wszędzie, ale nie tam, gdzie rosną owoce do El Greya
Gospodarzu,
z przeprowadzką poczekam, aż Aszysz skończy remont 😉
Alino,
w przepisie jest 400 g pomarańczy, 1 cytryna, 1 l wody
Powinno z tego wyjść 0,75 l odcedzonego płynu, jeśli mniej, to dolać wody, jeśli więcej – odparować.
Uzyskany płyn zmieszać z 800 g cukru, dodać skórki i gotować, aż zacznie żelować (próbować na zimnym talerzyku).
Pyro,
gorzkie pomarańcze rosną m.in. w Hiszpanii, roczna produkcja – 20 000 ton. Sezon jest w styczniu-lutym czyli teraz. Moje owoce przywiozło dziecko ze specjalnego sklepu w Bernie. Zapytam, czy jeszcze są i poproszę o zakupienie.
a czy w okolicach Zielonych Swiatek, czyli maju sa w Polsce tez ferie?
Dorotolu – nie ma. Jest na początku maja długi weekend, a potem już nic do końca roku szkolnego.
dorotolu – nie ma
Pyro, zięć się wybiera. Mam nadzieję, że dotrze, dałam mu coś niecioś dla Ciebie i Ani. Radek wykluczony.
to jeszcze prosze kiedy sie zaczynaja i koncza ferie wielkanocne?
…bo zdajsie nici z moich marzen o Itali
Szykuje sie na wernisarz. Tak daleko, ze buty czyscilem metoda cesarzowej Sisi w pierwszych latach ich narzeczenstwa i malzenstwa. Podobno lsnia wtedy na glanc i przynosza szczescie. Postanowilem zajac strategicznie wygodna pozycje a jutro zdam relacje. Pewnie bedzie szwedzki stól ale chyba nie z nogi stolowej dla korników od AszySza.
Zyczac udanego wieczoru gotuje sie
Pan Lulek
Czy mogę nieśmiało zaproponować jeden z dzisiejszych toastów ; aby Panu Lulkowi wspaniale udała wizyta na wernisażu ?
Nisiu, a wiesz, ze znasz wszystkie te same szanty, co ja ?
od dawna jezdzisz do Krakowa na festiwal? – bo ja poki tam mieszkalam, to chodzilam co roku, czasem nawet sluzbowo 😉
a Stary Port znasz?
Oczywiście ma być „udała się” 🙁
Panie Lulku,
udanego wieczoru! 🙂
Pomarańcze się sączą na sitku. Gorzko-kwaśne na razie. Skórki posiekałam nożem na drobno, nie mam zdrowia kroić niteczek 🙄
a ja się dorobiłam na własne życzenie zapalenia oskrzeli i sobie antybiotyk wdycham … 🙁 … powdycham za udany wieczór Pana Lulka i za Justynę, która dzisiaj startuje …
nemo,
Kiedyś podpatrzyłem, jak babcia Sycylianka robiła marmoladę z pomarańczy. Najsampierw ponakłuwała całe pomarańcze widelcem przez skórę. Następnie wrzuciła je do balii z wodą. Podobno w ten sposób usunęła goryczkę z tego białego, co pod pomarańczową skórą się czai. Po jakimś czasie pokrajała całe pomarańcze w ćwiartki i wrzuciła do wielkiego gara z cukrem i jakąś ilością wody.
Oczywiście było to w telewizji. Jak znajdę odsyłacz to podeślę.
tatara bardzo lubię … ostatnio jadłam na Dzień Babci bo jeden z dziadków to specjalista i zawsze przynosi tatara jak w gości idzie … sama nie robię ale dzisiaj zrobiłam befsztyki tatarskie ….
ja na maj chętna tylko nie wiem czy będę w Warszawie ale niedługo się wyjaśni …
nowych witam … 🙂
Nemo, dziekuje, chyba tez poszukam owocow. To ulubiona marmolada mojego meza.
Alino,
na razie dodałam 600 g cukru i podgrzewam całość. Spróbowałam i mam wrażenie, że słodkość jest wystarczająca, a gorycz bardzo delikatna.
Magdaleno – bo ja znam chyba wszystkie szanty… klasyczne na pewno. Pierwszy raz na „Szantisie” byłam w 90 r., potem miałam długą przerwę, od kilku lat jeżdżę co rok. Przyjaźnię się z różnymi zespołami, dwa lata temu na cześć Starych Dzwonów stworzyłyśmy Stare Dzwonnice – dla jaj, ale dostałyśmy dwie nagrody… Teksty piszę (Sąsiedzi moją piosenkę śpiewają, Qftry, Wojtek Dudziński-Sęp płytę nagrał, Koryckiemu ruskie tłumaczę). Uwielbiam te piosenki i tych ludzi, bo fajni bardzo. W Starym Porcie dla mnie trochę za duży tłok, a ja mam astmę, lalala. Ale przyjaźnię się z właścicielami. Rozumiem, że za tydzień spotkamy się w Rotundzie??? 😆
Nisiu, hihi, tez mam astme 🙂
a Dudzinskiego vel Smoka Cyryla (kiedys taka piosenke spiewali w Krakowie, o smoku Cyrylu) najbardziej lubie z calych Ryczacych
niestety, teraz do Krakowa mam daleko i ani czasu, ani tego drugiego, zeby pojechac 🙁
na priv Ci napisze, kogo masz pozdrowic ode mnie, moze byc?
Co mi wyszło? Tego się nie da opisać 😎 Nie pokażę na obrazku, bo komputer nie przyjmuje zdjęć, zanim nie zrobię miejsca 🙁
Wyszła pomarańczowa, klarowna marmolada o fantastycznym smaku.
Alino,
600 g cukru absolutnie wystarczy. Robiłam z 3 gorzkich pomarańczy, jednej dużej naveliny i cytryny z sycylijskich zapasów. Do odsączonego płynu wycisnęłam jeszcze trochę śluzowatej pektyny z rozgotowanych owoców i dodałam świeży sok z jednej pomarańczy sycylijskiej moro, ale nie była zbyt czerwona. Myślę, że taka mocno czerwona dałaby jeszcze piękniejszy kolor. Sok z cukrem i posiekanymi skórkami musi mocno i burzliwie wrzeć, aby zaczął żelować. Uważać, by nie wykipiała. Gotować w dużym garnku.
Tu jest przepis na tę marmeladę po angielsku.
Moja jest ładniejsza, niż ta na obrazku 😎
Jak zaczęłam pracowac w PGRze, to najpierw mieszkałam w nowopostawionym hotelu robotniczym, takim baraku-składaku. Miałam pokój na samym końcu korytarza, sciany były dość cieńkie z płyt, coś jak teraz gipsowe. Brat z Danii przywiózł mi płytę z szantami po duńsku, angielsku i niemiecku. Dość często ją puszczałam na przemian z muzyką klasyczną. Pewnego dnia facet mieszkający przez ścianę mówi mi: „lubię jak pani puszcza te płyty, ale najbardziej to mi się podobają te niemieckie marsze”
Nemo gratulacje, a gdzie Ty trzymasz tyle czasu sycylijskie zapasy w postaci cytryn
http://www.youtube.com/watch?v=FFhqftnQJ4w&feature=related
Doroto,
w styropianowej skrzynce na balkonie. Nawet mróz -15 im nie zaszkodził. Przywiozłam jeszcze zielone, teraz są pięknie żółte i świeże, jak prosto z drzewa. Jabłka też tak przechowuję.
Cytryny można też trzymać w woreczku foliowym w lodówce. Chodzi o to, by nie wyschły. Te cytryny są z uprawy ekologicznej, nie pompowane intensywnie wodą, więc się nie psują.
nie ma to jak praktyka nabyta w rozsadnym domu rodzinnym, mam na mysli Nemo
Magdaleno, pisz: monika.szwaja@op.pl
Mogę ściskać i pozdrawiać kogo chcesz, a głównie Sępa.
Żabo, ja słyszałam kiedyś na żywca niemiecki zespół szantowy. Nie do zapomnienia. Ein, zwei, drei Matrosen! 🙄
Nisu a to sa moi przedwojenni ulubieni
http://www.youtube.com/watch?v=e7kn7bUD2e4&feature=related
nemo, tu jest link do ulubionej przeze mnie marmolady z tymi niteczkami skórki pomarańczy. Ale wyobrażam sobie tę Twoją, własnoręcznie upitraszoną, gratulacje 🙂
http://www.aledobre.pl/223,Marmolada_z_gorzkiej_pomaranczy.html
😐
prosze nie zapominac o tym, ze kazdy tatar jest dobry
z dwoma jajami
zadnych kastratow prosze nie konsumowac, ba nawet nie probowac.
a teraz dobrej nocy bez zbytniej wyobrazni 😆 😉
zdzichu, wiem, ze cie reka boli skarzyles sie przez telefon, wiec dlatego bez wyobrazni….
a w Warszawie leje jak z cebra, kałuże jak jeziora, kajak by się przydał!
zdzichu
http://content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/00020468.gif
Trzymamy kciuki, Justyna biegnie!
😳 😮 dorotolu bysmy mieli okazje wejsc sobie w droge 😥
MałgosiaW ona dopiero teraz zaczyna biegac. dotychczas sie posuwala 😆
tylko nie pytaj z kim
Ach wernisaz, ach wenisaz,,,, jakby zaspiewala Alla Pugaczowa. Ludzi bylo pelniutko i przemówienia. W jednym z nich zostalem wymieniony po .nazwisku i imieniu zu pelna tytulatura. Przed Burmistrzem i inna prominencja. Stan zdrowia ulega poprawie bo trafilem wszystkimi guzikami w dziurki od koszuli i wszystko sie zeszlo jak trzeba. Gral na gitarze elektrycznej chlopak Doris a na kontrabasie tez fajny chlopak. Jednego nieco brakowalo. Ludzie dopytywali sie o Jolke i kiedy przyjedzie.Nie pytajac o zgode powiedzialem, ze przyjedzie. Sam nie wiem dlaczego ale szczególnie pytal ten rezyser Hofmann. Moze chce z niej zrobic gwiazde filmowa lub teatralna
Doris obrazy byly o klase lepsze jak jej poprzedniczki. Ceny tez urosly ale nikogo juz to nie szokuje. Czyzby przelamala bariere.
Kontakt do niej jest nastepujacy
doris dittrich
painter + sculptor
Tel.: +43 699 10183334
E mail: contact@dorisdittrich.com
Internet: http://www.dorisdittrich.com
Najbardziej podobalo mi sie koncowe slowo bohaterki wystawy.
Panie, panowie: bufet otwarty
Balownik bylo, nie bylo
Pan Lulek
Dorotolu – już wysłałam do śpiewającego przyjaciela – niech się uczy!
Barbaro – widziałam tę Bonne Maman w sklepie! Kupię i zjem.
😆
Polka 4 miejsce. Straszne nerwy były.
A jednak jest trzecia!
Jakieś strasznie małe ułamki sekund zadecydowały
Trzeba przyznać, że ta Norweżka, która wygrała (Bjoergen) była niesamowita.
Bonne Maman sprzedają w moim Migros. Od lat już nie kupuję konfitur, bo sama robię mniej słodkie (350-400 g cukru na 1 kg owoców) i rodzina innych nie chce, ale mam słoiki po dawniejszych zakupach i ciągle ich używam, mają praktyczny kształt.
Program o robieniu marmelady z pomarańczy . Mam nadzieję, że da się oglądać w innych krajach. Od mniej-więcej szesnastej minuty. Pomarańcze są moczone w wodzie przez trzy dni a woda codziennie zmieniana.
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę….
Doroto,
z tą praktyką nabytą w rozsądnym domu, to troszkę przesadzasz 😉 Tzn. dom był owszem, rozsądny, ale ja… 🙄
Nawet nie wiesz, jak żałuję, że tyle wiedzy praktycznej miałam okazję nabyć, a nie skorzystałam 🙁 Na przykład moja ciocia piekła wspaniały chleb, a ja nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę sama chciała to robić i nie przyglądałam się naprawdę szczegółowo, jak ona to robiła… Teraz kombinuję, jak uzyskać tamten smak, bez szans 🙁
Nastawiłam ciasto na zakwasie na jutro, może przez noc nie wylezie na kaloryfer 🙄
No widzisz, Nemo, bo Ty sama jesteś Bonne Maman. 😀
A u mnie idzie dwa razy po pół słoika jakiegokolwiek dżemu na rok, usmażyłam tylko borówki z gruszką do mięska.
Dla milosnikow niemieckich marszy i sznatow zarazem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KecIdlEAKhU
Aszyszu,
to jest jedna z metod. Można też gotować całe owoce do miękkości zmieniając kilka razy wodę. Tak robiłam z kumquatów.
albo to:
http://www.youtube.com/watch?v=_WxMpt2KwGw
Nigdy nid twierdziłem, że jest inaczej. Da się oglądać za granicą Szwecji?
Nie da się 🙁
Tylko BRĄZ 🙁
Tylko jakiś Vancouver się pokazuje 🙁
Obawiałem się tego, bo są to programy publicznej szwedzkiej telewizji. Wtedy obowiązują ograniczenia terytorialne. Można by oczywiście kopiować na tubę ale to niegodny proceder.
Nie szkodzi. Mam kilka przepisów włoskich na przetwory z pomarańczy i tam też jest taka metoda.
Spróbowałam mojej marmelady z tym betonowym chlebkiem, który kroję na cienkie kromeczki i zjadam, bo smakuje jak ten fiński z dziurką 😉 Mam do niego wędzoną szynkę z renifera, szwagier przywiózł onegdaj z Helsinek.
Marmelada wspaniała, chyba zamówię dalsze pomarańcze.
a u mnie dało się obejrzeć 🙂
O, ja też oglądam 🙂 Trzeba było najpierw wybrać modus i teraz działa 😎 Moja ukochana okolica…
🙁 ja tam nie mam czego ogladac, nawet w lustrze 🙁
Gdyby nie to, że jestem już za stara, wpędzilibyście mnie w nieuleczalne kompleksy 😆
oj haneczko, stara to moze byc tylko szafa ktora skrzypi w nieodpowiednim momencie 😐
Jak szanty, to o kłamczuchach :
„Struna po strunie
wciąż się rwie –
znów poszła „a”, a wcześniej „e” –
pewno klasyczna
wada techniczna,
albo korozja mi je źre”
O różnych innych sprawach napiszę jutro, a gdyby przypadkiem objawił się Paolore, to niech coś poradzi – pudło mi się zawiesza co chwila i muszę resetować 10 razy na godzinę.
Zdzichu, to ja 😀 Stawy siadły, moment zawsze nieodpowiedni 🙁
haneczko jest taka oliva ktora ma wysmienite dzialanie na takie dolegliwosci. zapomnialem jej nazwy. jestem pewien, szczegolnie po ostatnim wpisie cichala, ze wie on, jak sie ona zwie
poczekaj jeszcze chwile na cichala a sie dowiesz
do jutra. jutro tez jest dzien
przypomnialo mi sie jeszcze ze i Alicja jest w tym temacie dobrze zorientowana rowniez
jeszcze X do jutra
jutro tez jest dzien
Jeszcze kilka przepisów na pomarańczową konfiturę:
http://www.cookitsimply.com/recipe-0010-032y97.html
Ooo, Pyra słucha Koryckiego!
Ale jedna mała uwaga: to nie szanta. To po prostu piosenka.
Bo to jest tak: szanty to nie piosenki z żaglówek. To są wyłącznie pieśni pracy ze starych żaglowców. Pieśni DO PRACY. Poza nimi były na żaglowcach pieśni czasu wolnego, czyli pieśni kubryku. Teraz tego się namnożyło, ludzie piszą różne ballady i piosenki, ale nazwa szanty przysługuje tylko tej starej pieśni pracy.
Kto słucha szant, dowiaduje się wiele o dawnej żegludze, statkach, ludziach, wydarzeniach – jak na przykład regaty kliprów herbacianych, ale też życie marynarzy na statkach i okrętach. Fajnie jest śpiewać pieśń, którą sto pięćdziesiąt lat temu śpiewali może ludzie na kliprach pędzących przez oceany, pod pełnymi żaglami, żeby im ta herbata w ładowniach nie zgniła…
Wróciliśmy od Bonnie. Po drodze zrobiłam dla was zdjęcia naszego lodowiska na Rynku za Ratuszem. Jedno za dnia – pochmurno niestety, jedno wracając.
Rynek w Ameryce Pn. jest rzadkością, a my taki mamy i jesteśmy okropnie z tego dumni. Latem – targ, w niedziele pchli targ i starocie, a zimą lodowisko, z tym, że we wtorki, czwartki i soboty zakutani w różne takie też rozstawiają stragany i coś sprzedają, dlatego lodowisko zajmuje tylko połowę powierzchni Rynku. Oczywiście wszystko jest za friko. Oh, Canada!
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Feb192010#
dzień dobry … 🙂
Małgosiu aż brązowy medal … 🙂
za pomarańczowymi dżemami i konfiturami nie przepadam … lubię jagodowe i wiśniowe … ale nastawiłam pomarańczową oliwkę … 🙂
za oknem mgła ….
Braz, srebro….pozostalo juz tylko zloto. I bedzie 🙂
Justyna to fajna dziewczyna … lubię takich ludzi … yyc … 🙂
Ja tez lubie w ogóle ludzi którzy nie odpuszczaja w najtrudniejszych zyciowych sytuacjach.
Dobry dzien wszystkim i zyczenia udanego dnia.
Pan Lulek
Ludzie, wiosna!
Złogi brudnego śniegu znikają od słoneczka, a ptactwo nadaje że aż hej!
Za oknem obserwuję dwa szpaki, które walczą o dwie dziuple. Na czysty rachunek nie ma niby konfliktu, ale jednak jest. Jak przylecą samiczki, to samce zajmą się czym innym i obje dziuple bedą zajęte przez obje pary, jak kazdego roku. Poza tym stołują się u mnie jeszcze: dwa kwiczoły, też nie para, bo jeden odgania drugiego, dzwoniec, a ostatnio grubodzioby. Reszta to dyżurne sikorki, kosy, dzikie gołębie, wrony. Karmię starymi orzechami, płatkami, słonecznikiem i lasującymi się jabłkami, którymi zajmują sie wyłącznie kwiczoły, i resztkami ze stołu, głównie mięsnymi.
Życzę miłego jeszcze dnia,
pepegor
W Starym Domu czarujący kelner z poczuciem humoru zaproponował nam, w ramach dań spoza karty, kozę zapiekaną z kopytkami. Nasza radość nie miała kresu i do dziś uśmiecham się na wspomnienie szalonej wesołości, jaka nas ogarnęła. W dodatku dania – poezja!!!!! Będę tam wracać.
Od rana zadzwonił dzisiaj Miś nasz Kurpiowski; z autobusu, był już gdzieś za Bielsko – Białą; wracał z targów w Bolonii. Pozdrawia całe Blogowisko. Ma chłop zdrowie – doba w autobusie, to dość męczące spędzanie czasu. Nigdzie nie jechałam, pierwszą kawę wypiłam, a połamana jestem, jakbym wielkie pranie ręcznie uskuteczniała. Mróz i śnieg nam nadojadł solidnie, a pierwsze dni roztopów przypomniały wszystkim o stawach i innych częściach ciała – tak źle i tak niedobrze.
Miś dzielny jest bo w jedną stronę doba i w drugą stronę doba … a Targi podobno skromne były w tym roku … pewnie wieczorem Miś zda nam relację i pokaże parę zdjęć …
a Pan Lulek wczoraj miał udany wieczór … 🙂
a ja pod kołderkę bo mi jakoś zimno i trza wygrzać ten antybiotyk …
Witaj Margolu. Jest jeszcze miejsce przy stole. Mnie też pieczeń z koźlęcia wprawia w dobry humor. No i knajpka, w której siedzą sympatyczni gościs a kelnerzy lubią to co robią. Tak własnie bywa u nas.
Dziędobry na rubieży. Jest ciepło, a w telewizorze rysowali słoneczko, którego na razie jeszcze brak.
Ja też, jak Pyra – po pierwszej kawie. Pojawiło się Dziecko i delikatnie sugeruje omlet. Czemu nie? Dołożę mu (temu omletu) ten dziwny włoski boczek, paprykę i cebulkę, zielony groszek obowiązkowo i bydzie.
Margolu, cześć. Ten stół jest jakoś tak przyjemnie rozciągliwy. 😆
Margol mile widziana przy stole. U Pyr dzisiaj pieczarki w sosie śmietanowo – pietruszkowym; nie wiem, czy do makaronu, czy do pyz drożdżowych. Jako, że obiad z nami dzisiaj je Dziecko blogowe płci męskiej, może mu być tych kalorii za mało, więc jeszcze rosołku nagotuję (nie zdrabniam, tylko na miano rosołu zupa na Radkowych skrzydełkach nie zasługuje) 9 kurzych skrzydełek, paczka włoszczyzny, to i owo z przypraw i będzie.
Dzień dobry wszystkim! Witaj, Margolu 🙂
W nocy poprószył śnieg, ale na dole znika już sam z siebie. Osobisty w jaskini na jakiejś wielkiej akcji pompowania (opróżniania) syfonu 😯 Akcja była odkładana kilkakrotnie z powodu nadmiaru wody i teraz też były wątpliwości przez te deszcze, ale śniegi w górach jeszcze nie ruszyły i może ich nie zatopi 🙄 Wieczorem pewnie zrobię soczewicę 😉
Aszyszu,
wielkie dzięki za ten film z Sycylii. Okolica w nim pokazana leży „za Etną” w stosunku do tej, którą znam najlepiej (Taormina, Giarre, Zafferana), takie Podkarpacie sycylijskie. Nie wiedziałam, że są tam takie piękne pola karczochów. Niebawem zacznie się sezon, a tegoroczne święto karczocha będzie w tym miasteczku (Ramacca) w dniach 2-4 kwietnia. Eh…
Kocham „krwawe” sycylijskie pomarańcze: moro, tarocco, sanguinelle… Na stokach Etny rosną owoce znoszące duże dzienne różnice temperatur, a nawet nocne przymrozki. Sezon jest krótki, od stycznia do marca. Dla zatrzymania tych smaków i aromatów nastawiłam kolejne konfitury, tym razem z sanguinelle.
Wyszło słoneczko, muszę wyskoczyć po zakupy.
Witaj Margolu. Nie meczcie mnie tymi Sycyiami, gdzie kiedys jezdzilam wasnie w styczni i lutym, pomaranczami, Ehhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh za Nemo.
Wczoraj juz nic nie pisalam ale Gospodarz doklada do mojej tensknoty za Warszawa jeszcze te wszystkie smakolyki i lokale, ze juz mnie tak drazy chec wyjazdu szczegolnie po tym zamknieciu w polaciach sniegu.
Coś na weekend:
Prezes spółki giełdowej wzywa sekretarkę:
– Pani Halinko, jedziemy na weekend do Czech. Proszę się pakować.
Sekretarka po przyjściu do domu przekazuje nowinę mężowi:
– Kryspin, jadę z szefem w delegację. Biedactwo, będziesz musiał sobie jakoś poradzić sam.
Facet dzwoni do kochanki:
– Wanda, jest dobrze. Stara wyjeżdża na weekend, zabawimy się nieco.
Kochanka, nauczycielka matematyki w gimnazjum dzwoni do swego ucznia:
– Kamilku, będę zajęta w weekend. Korepetycje odwołane.
Zadowolony uczniak dzwoni do dziadka:
– Dziadziu, nie mam korków. Mogę do ciebie wpaść na weekend.
Dziadek, prezes spółki giełdowej dzwoni do sekretarki:
– Pani Halinko, wyjazd odwołany. Pojedziemy za tydzień.
Sekretarka dzwoni do męża:
– Kryspin, szef odwołał wyjazd.
Facet do kochanki:
– Wanda, Stara zostaje w chacie.
Kochanka-nauczycielka do ucznia:
– Kamil, korepetycje o 10.00 rano w sobotę.
Uczeń do dziadka:
– Dziadziu, lekcje jednak będą. Nie mogę wpaść do ciebie.
Dziadek-prezes do sekretarki:
– Pani Halinko, jednak w ten weekend wyjeżdżamy…
Dzien dobry!
Targi bolonskie koncza sie w niedziele i wszystko wskazuje na to, ze bede musiala tam pojechac.
Stala sie dziwna rzecz – po chorobie stracilam wech i smak, wszystko, cokolwiek jem, ma posmak papieru, wiec sie pytam w takim razie, po co jesc?
Ciekawe, czy to odwracalne?
Justyne podziwiam niezmiennie, imponuje mi.
Dzień dobry Szampaństwu!
Dyskoteka od świtu, a co! Balanga będzie wieczorem.
Niestety, z hazardu wyszły nici, trzeba będzie realizować plan B 🙁
Jak trzeba, to trza…
http://www.youtube.com/watch?v=qCvivR_CW5I&feature=related
Alicjo, odwagi!
http://www.youtube.com/watch?v=astISOttCQ0&feature=fvw
Nisiu,
nie takie my ze szwagrem… 😎
Plan B. przewiduje, że najpierw przysmażę ciało („jak frytka się zetnę w oleju…”) na jachcie wiadomego Kapitana, a potem będę zarabiać tymże (ciałem, nie Kapitanem!).
No i stosowna piosenka mi się nasunęła:
http://www.youtube.com/watch?v=JA0UpVLoVhM&feature=related
Pyro!!!! Zięć będzie jutro!!! Nie gotuj dla niego!!!!
uzgodniłam z panienką, ze jej się u mnie podoba, ona (jej praca) mi się podoba, znaczy obie jesteśmy z siebie zadowolone,w związku z tym uzgodniłyśmy wynagrodzenie i panienka zostaje.
Ale ja teraz nie mam co robić!!!!!!!!!!!!! Jeszcze trochę i odżyję całkiem, i co wtedy?
Żabo,
ależ problem masz… jak odżyjesz, to pożyjesz! Podobno za miesiąc (tako kalendarz rzecze) wiosna? Ułóż się na dowolnie wybranym boku i od czasu do czasu rób za ekonoma 😉
Bardzo porządne zajęcie, taki ekonom 😎
Zabo na zabiegi do Polczyna na gimnastyke odpowiednia…
Popatrzcie jak dzielna pani Kazimiera
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,7567222,25_razy_zdawala_egzamin_na_prawo_jazdy__I_sie_udalo_.html
Żabo – bierz przykład z tego oto szczęśliwego Misia…
😆
http://www.youtube.com/watch?v=astISOttCQ0
Żabo, ależ gapa ze mnie, toż misia już wkleiłam 😳 , a Tobie chciałam zadedykować coś innego!
http://www.youtube.com/watch?v=ukqrAfuuha8
Dzień dobry wszystkim 🙂 Dzisiaj mam wolne, chłopaki gotują 🙂
Trzeba sprawić Żabie szezlong 😉
Haneczko,
to znaczy, że dzisiaj się układasz na dowolnie wybranym… mam nadzieję, że szezląg zaposiadowywasz? 😉
Co do mnie, nie wyklułam się jeszcze z „maliniaka” (ulubiony szlafrok), po południu wyjeżdżam na balety, o, przepraszam, balangę urodzinową do stolycy. Leniwym okiem zerknęłam w głąb chałupy, czy cos pilnego jest do ogarnięcia, ale nic mi się w oko nie rzuca. Dobrze, że śnieg pada i słońce nie wdziera się bezczelnie przez okna, bo niechybnie by mi się coś rzuciło, a po co psuć sobie leniwy sobotni poranek.
Poniżej… słucham tego tak głośno, że kurz się sam odkurza 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=xFrGuyw1V8s
Zięć zadzwonił, Żaba napisała (też zadzwoniła, nie powiem) kiedy już makaron rosołowy był w garnku, kilogram pieczarek pracowicie poplasterkowany, pyzy i kremówka dostarczone. Będziemy teraz ten „męski” obiad jadły 2-3 dni. Zjadłam talerz rosołu pięknie popstrzonego pietruszką i najdrobniej posiekana marchewką, na resztę nie mam siły. Utnę sobie drzemkę.
Alicjo, układam się na dowolnie wybranym półtyłku, w pracy 😆 Ale domowe zajęcia ma całkowicie z głowy 😎 Miłego balangowania 😀
Wicie co? Słoneczko świeci uparcie, śnieg się topi od spodu i chyba co się stopi to wsiąka, bardzo pozytywne zjawisko.
Magdaleno nie ma po co. Większość firm na targi nie przyjechała. Kryzys lub koniec targów.
Szanowne Blogowisko!
Dostałam wiadomość, z którą koniecznie musze się z Wami podzielić! Otóż wiosna się zbliżą! Sarenki wyszły na łąki!!!
http://picasaweb.google.com/lh/photo/1kaVO3_32-8AIPTJzUU_qg?feat=directlink
Uwaga, to tylko test!
http://picasaweb.google.de/pegorek/FamiliemitTier#5440336637119206018
Uwaga, to tez tylko test.
http://picasaweb.google.de/pegorek/KochenuBacken#5440338360717212866
Żabo nie znam się na zwyczajach zwierząt, ale czy to nie przedwczesna radość? Może one już są tak biedaczki głodne, że przez te łąki do ludzi idą, żeby je nakarmili? 🙁
Pepegor, test wyszedł 🙂
Żabo,
skąd wzięłaś to zdjęcie?! z Żabich? 😯
U mnie popaduje lekkie białe. Ale kordełka cieniutka. I dobrze. Poprzednie zimy były tak śnieżne, że ho-ho. I jeszcze jedno ho.
Pepegorku, a co Ty testujesz, przecież Twoje kaktusy już dawno temu oglądaliśmy? Zwierzątka bardzo sympatyczne, towarzysząca im osóbka też, ryba imponująca!
Wyszlo niezle.
A teraz moj najlepszy noz. Noz winowajca, bo w tej chwili wlasnie skaleczxla sie nim corka i musialem zrobic opatrunek. http://picasaweb.google.de/pegorek/NozWidelec#5440341135194343186
No właśnie… w moim lesie było mniej więcej pół metra śniegu, ale wierzchnia warstwa tak zlodowaciała, ze Józefina ślizgała się leciutko, i mimo ciężaru własnego dość sporego wcale nie zapadała się w śnieg. Ze zdjęcia Żaby wynika, że to musi być bardzo świeżutki puch. Albo fotoszop 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Jozefina_przyszla_po_marchewke.jpg
o to jest szansa, że ja też zrobię prawo jazdy jak się uprę … 🙂
Mis wrócił szczęśliwie do domu … odwilż na dworze …wiosna przed nami .. nowych gości witam … i pięknie jest … 🙂
Zabo wyszly???Przepchaly sie biedaczyny.
Pepegor to Twoja wnuczka?
To zdjęcie dostałam od mojej byłej praktykantki, która teraz pracuje w Straży Granicznej. Może te sarenki chciały do cieplejszych krajów przez zieloną granicę? Niby Unia i granic nie ma, ale np. daniele muszą mieć kolczyki i paszporty, więć może sarenki też?
Pepegor, miałam widelec identyczny w kształcie, tylko trzonek miał nieco inny. Pewnie z tego samego okresu i manufaktury
Musiałem wykorzystać gościa co był na obiedzie, bo zapomniam już znowu jak to się robiło z tymi zdjęciami.
A to Doroto faktycznie wnuczka Laura z kotką Majką i suczką Sunny. Ryba to tzw. goleń /wg. wiki/, godna polecenia! Nóż, widelec i stal do ostrzenia to zdobycze z pchlego targu. Lubię te stuletnie noże ze stali węglowej. Potrafią co prawda błyskawicznie rdzewieć, ale za to jak się je naostrzy, to są jak brzytwa. Właśnie jak siedzieliśmy przy kompie, córka chciała się zasłużyc i przy zmywaniu zrobiła ruch ręką nie taki jak należy i musiałem zaraz zakładać plaster na palec.
Pepegor ,
ta ryba wygląda jak pstrąg ,ale wiele ryb ma podobny wygląd .
Pisałeś ,że wśród ptaków ,które dokarmiasz jest jeden dzwoniec .To dziwne ,że tylko jeden ,bo one ,podobnie jak wróble ,trzymają się w gromadzie .Do mnie przylatują całą ” bandą” .Samce mają przód zielonkawy,a samiczki mają upierzenie szarozielone .W duże mrozy przylatywały także grubodzioby i pokląskwy .Teraz już się nie pojawiają .Koziołek także nie przychodzi,myślę ,że z powodu nadmiaru śniegu .
Żabo,
ten widelec jest specjalnie do mięsa, ale już ten nóż to jest ze zwykłej zastawy stołowej, ale jeszcze z czasów przed tanią stalą nierdzewną. Tu te są zwykle z Solingen, gdzie jeszcze sto lat temu by dziesiątki manufaktur produkujących klingi różnego rodzaju. Lubie je i zawsze mam jakies w zapasie. Nie mam też nic przeciwko temu, że krojąc np. cebulę widzę, jak w ciągu sekund nacięte brzegi cebuli dostają żółtego koloru, od rdzy. Wykombinowałem sobie, że warzywa obrabiane takim nożem są świetym dostarczycielem żelaza. Bo z tego co mi wiadomo, organizm adaptuje tylko tzw. dwuwartościowe żelazo, tj. świeżo skorodowane. Normalne i trwałe związki żelaza stanowione są przez trzywartościowe żelazo, a te organizmy żywe adaptują bardzo opornie.
Ja tam się nie znam, ale ktoś kiedyś… i utkwiło mi w głowie, że wystarczy wbić stalowy gwóźdź w jabłko, następnego dnia jabłko (bez gwoździa) zjeść, i dzienna dawka żelaza organizmowi jest zagwożdżona. Zagwozdka taka.
Pranie do suszenia lecę wrzucić. Wolna sobota 🙄
A już się rozłożyłam na prawym wybranym boku na szezlongu…
Krystyno,
bo ta ryba chodzi do dziś jeszcze w literaturze jako pstrąg strumieniowy. Na wiki poczytałem trochę o tym i wychodzi na to, że należy jej się osobna półka, że ani łosoś, ani troć, ani pstrąg. Występuje w głębokich jeziorach alpejskich /Saibling/, ale i wodach przybrzeżnych. Mięso czerwone, doskonałe ale dziś już hodowli.
Ze zgrozą zobaczyłem, że NASI na sąsiednim blogu (co nie jest zakazane) rozprawiają o pasztecie i pasztetówce zamiast o walczykach oraz (ewentualnie) mazurkach!?
Oddaję się lenistwu całym swoim jestestwem 😆 😆 😆
Co tam pasztet i pasztetówka.
Wracając z Włoch na jednej ze stacji benzynowych za Wenecją widziałem wina Adolf Hitler z podobizną w wielu pozach i portretach. To dopiero był pasztet. Stacja musiała być prowadzona przez miejscowych faszystów, bo nie brakowało innych akcesoriów i emblematów III Rzeszy. Duce i Stalina też nie zabrakło. Ciekawe co mówi unijne prawo?
Nie słyszałem o rybie goleń. Może to boleń?
Przejawem sztuki wysokiej było robienie z jabłka jeża przy pomocy stalówki do zwykłego pióra. Stalówkę się wbijało, zakręcało, wyciągało stożek i wtykało do jabłka szerszą stroną. Podobno od tego też jabłko nabierało żelaza. 😀
Biedne te dzisiejsze dzieci, czym sobie zakręcą w jabciu, myszą do komputera? 🙁
A, ptaszki to takie co to są cały czas, albo przelotne. Dzwońce się tu gnieżdżą przy domu, jedna para zwykle. Nie wiem więc, czy to on co zwykle? Może jej się coś złego przytrafiło, a on nie znalazł sobie nowej. Te grubodzioby są przelotem, tak jak w inne zimy czasem trafia się stadko jemiołuszek, a dzisiaj pokazały się nawet szczygły. Klasykiem pod tym względemale jest parka raniuszek /sikorki z długim ogonkiem/ . Siedzą tu do końca kwietnia, by poten zniknąc. Ciekawe, że inne sikorki kończą wtedy chyba z wychowem pierwszego wylęgu, więc myślę, że i one mogłyby spróbować. Ale nie, one czekają, aż tam gdzieś, w ich chłodnej ojczyźnie zawita wiosna.
A te pokląskwy nie są mi znane. Musiałem zobaczyc na wiki. Z muchołówek zostały przez całą zimę tylko rudziki. Z czego one żyją? To samo z mysikrólikiem. Siedział całą zimę, ale do karmy się nie zbliżał.
Gospodarzu,
przepraszam, nie goleń tylko jeszcze lepiej: golec! Tu link http://pl.wikipedia.org/wiki/Salvelinus
Piękny ten golec.A smaczny?
Co tam pasztetówka… wątrobianka, to było to! Oraz kaszanka baltonowska w puszkach 😯
Nisiu,
no jasne, że jabłka nabierały żelaza ze stalówki! Ale tego patentu nie znałam, u nas na wsi stalówki służyły do nabierania jak największej ilości atramentu i ochlapywania obiektu westchnień – bardzo wyrafinowany sposób wyrażania uczuć. Nie wiem, jak dzisiejsze małolaty sobie radzą, podobno sfrustrowane bardzo, dręczą nauczycieli. Może przywrócić atrament i stalówki zwykłe, takie na obsadkę? 🙄
Smaczny niezwykle!
http://picasaweb.google.de/pegorek/NozWidelec#5440341135194343186
Choroba, nie to chcialem
http://picasaweb.google.de/pegorek/KochenuBacken#5440375160607971986
Alicjo, chlapaninka stalówką też była na porządku dziennym. Oraz umieszczanie wszelkich śmieci w kałamarzu, żeby się ciągnęły za piórem. Muszki, niteczki, roślinki, takie rzeczy. 😆
Teraz dzieci mogę się rzucać tonerem, jak go wybebeszą z drukarki. 🙁
Łeeeeeeee… tonery 🙄
Żadnego romantyzmu w tym! A weźmy taki piórnik, najlepiej przywieziony z Zakopanego, taki rzeźbiony. Toż to była skarbnica dóbr wszelakich, wszystko się tam mieściło! I czasami Mietkowi można było przyłożyć przez łeb, byle tylko nie „kantką”, bo krew się mogła polać. Durny Mietek zazwyczaj nie połapywał się, że to była forma wyrażania tych tam, a sam latał za Kryśką i pociągał ją za warkocze. Też się wyrażał, jak umiał. Eh… gdzie te czasy 🙄
Pepegor ten golec to wyglada zupelnie jak ryba ktora tu nazywaja „arctic char” Tyle, ze tutaj zyje tylko na polnocy i ponoc jedne zyja tylko w slodkich wodach inne jak losos wychodza w morze. Ponoc najdalej wysunieta na polnoc ryba w rzekach i jeziorach kanadyjskiej arktyki. Pyszna. Teraz tez coraz czesciej z hodowli.
W Dawson City jadlem taka prosto z patelni i byla bardzo smaczna. Na maselku tylko, sol, pieprz. Tyle ze filet (pol ryby znaczy sie) z bardzo fajnie chrupiaca skorka.
Piórnik z góralem też nieźle hałasował…
… jak spadał… niechcący… 😉
Pepegor,
pięknie i smakowicie wyglada ten Twój golec. Podałeś przepis? Przegapiłam? Jak nie podałeś, to podaj proszę 🙄
Gospodarzu
wczoraj wykończyłam Urbanka, znakomicie napisana biografia, ale też postać niezwykle barwna! Jeszcze raz dzięki za świetną lekturę 🙂
Ten golec to dla mnie taki nasz pstrąg. Domyślam się tymianków, rozmarynów, śmietany (chyba?) masła trochę, na pewno dyżurne… a co to zielone w pomidorach? Natka-szczerbatka?
Gdyby nie to, że za 2 godziny ruszam w drogę i nie ma co gotować, żarło będzie, to zaraz bym Jerzora słała na łowisko do sklepu za rogiem.
Dawaj przepis, Pepegor!
Eee tam piórnik,
Karbid w kałamarzu to dopiero. Bąble leciały a jak się podpaliło wszystkie kałamarze w klasie to było jak na cmentarzu w Zaduszki!
Potem atrament nie nadawał się do pisania bo wyblakł….
Internet strajkowal caly dzien. Podobno nie nasz. Lufthansa tez. Teraz nie wiadomo nasza, czy nie nasza. Do Maroka lata Air France do czasu kiedy znowu nie zastrajkuja. Kino w powietrzu i tyle. Za co tu pic. Za caloksztalt zatem i dalej zyjemy.
Toast wieczorny !
Pan Lulek
Tego patentu też nie znam, widocznie nasze chłopaki mało pomysłowe były, ale karbid był w użyciu, pamiętam ten zapach chanel 05 .
W mojej szkole były dwa osobne budynki, po kilka klas. W starym budynku paliło się jeszcze w piecach kaflowych. Kiedyś nauczycielka za wcześnie zamknęła popielnik i „zakręciła” piec. Cała klasa, 14 osób, wylądowała w szpitalu na skutek zaczadzenia, oj, nie było śmiesznie… tym bardziej, ze to były maluchy z drugiej klasy. Była sroga zima i nikomu nie przyszło do głowy, że po każdej lekcji należałoby okna otworzyć i przewietrzyć, więc czad się spokojnie zbierał…
Ale jaka atrakcja dla zaczadzonych! W szpitalu powiatowym byli na obserwacji dwa dni! W najprawdziwszym szpitalu, i wszyscy koło nich skakali!
Nauczycielka dała czadu. Ale nie została pociagnięta za konsekwencje, bo młoda i durna, nie wiedziała, że jak w piecu buzuje ogień, to się nie zamyka popielnika, tylko czeka, aż zostanie żar.
Niestety, to nie była moja klasa i atrakcja mnie ominęła.
Z rzeczy serdecznie znienawidzonych – obowiązkowa szklanka mleka z kożuchem grubym na centymetr. Aż mną potrzepało w tej chwili, brrrrrr…!
Palia alpejska :
http://ryby.fishing.pl/gatunek.php?id=39
Orzeł Z wisły skacze, Idę pooglądać. Będę trzymał kciuki. W końcu podskakiwałem trzy doby – ponad 3 tysiące kilometrów.
Małysz ma znacznie bliżej, może skoczy dalej.
Komu w drogę, temu czas !
Hajże na stolicę!
Karbid w naszym liceum stosowany nie był, ale świeca dymna kiedyś załatwiła cały wielki poniemiecki budynek. 😆
Każdy ma jakieś pirotechniczne wspominki jak się okazuje.
Otóż Misiu, to jest ten alpejski Saibling, ten co go miałem na blasze, ten co go jeszcze wcześniej kupiłem w promocji za 9,99 Euro na kilo. Uważam, że można go zawsze dalej polecić, nawet za te 3 albo i 5 Euro więcej, jak tu zwykle kosztuje.
A inna sprawa, że to rozbudowany gatunek i tu, przynajmnej w Europie występuje we wielu wariacjach. Śmiesznie czytać, że tego pstrąga strumieniowego, za którego on musiał robić, wykreował jakiś austriacki ichtiolog w połowie 19 wieku, a potem całe pokolenia kolegów bezkrytycznie z niego zżynały, aczkolwiek dysponowali już lepszymi metodami /np. morfologiczne/, aby móc to zweryfikować.
A przepis, cóż, nic w tym oryginalnego nie było. Nadzienie z chudego twarogu, za to z tzw. mieszanką 8 ziół. Z tego tez czapeczki na pomidorach. Tam jeszcze doszedł chyba kawałek masła na sztukę. Na rybie świeży tymianek z ogródka, a ponad grzbietem wyłożyłem pół kilo filetów z karmazyna albo morszczuka, bo golec miał tylko 900 g, a nas było parę ludzi. Te filety zalałem chyba tylko słodką śmietaną. Do ryby robie zwykle osobny sos na białym winie, bo ja i córka np., jesteśmy zdecydowanymi fanami sosów.
Wznoszę koniakiem i winszuje wszystkim jeszcze miłego wieczoru.
Hopla, zaraz będzie Adam…
Inna sprawa,
Nemo to ma dobrze, może obstawiać dwojako. I na Adama i na Amanna.
Brawo Adam, prowadzenie!
No coz,
Amann fenomenalny.
A Polo ma srebrnego niedzwiedzia jako najlepszy rezyser!!!!!!!!!!!!!!!
na Berlinale
Adam też fenomenalny 😀
Jabłka stalówkami traktowane pamiętam jak żywe. Karbid tak, ale nie w kałamarze, tylko w kibelki 🙄
Pyro puchu marny nie dosc, ze jestes „postchlopska konsumentka” i zadnym spoleczenstwem „mieszczanskim” jak Czesi ( uchowaj Boze!) to popatrz jeszcze ile wydajesz
http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,7560507,Mopy_na_pare_i_inne_cuda__czyli_co_Polak_ma.html
Brawo Adam!
A bryłeczki sodu do rezerwuaru to nikt nie wrzucił? No, chłopaki, przyznajcie się!
Nerwy po tym Małyszu mam rozdygotane.
Cichal, Alicja z Jerzorem! Silnych wiatrów! Żeby Was flauta nie dopadła!
http://www.imdb.com/video/imdb/vi3376022553/
Brawo Małysz. Wielki, mały człowiek!
Dorotolu – ja, jakoś wydaję dużo i na żywność i na utrzymanie domu (może dlatego, że tylko 2 osoby mieszkają) w każdym bądź razie wpadłam w ciężkie kompleksy, kiedy przeczytałam tekst polecany przez Ciebie. A coz za rozrzutna osoba z tej Pyry. Przestaję się dziwić, że wiecznie goła, jak święty turecki. Srednio 170 zł na osobę, na utrzymanie mieszkania? To dlaczego u mnie ok 500 czynsz z ogrzewaniem, ok 100 telefon, 120 energia miesięcznie, 138 kablówka i internet. 28 telewizor, 22 ubezpieczenie mieszkania – czyli jest to około 900 zł na 2 osoby – 450 jak w pysk strzelił. Nie dość, że rozrzutna, to jeszcze nie widzi drogi oszczędności. O żywności za 251 zł na osobę też nie będę dyskutowała – ja za taką sumę utrzymać się nie potrafię; albo inaczej: w razie absolutnej konieczności mogłabym żywić siebie i Młodszą (jak z tych danych wynika) za 120 zł tygodniowo, tylko co by to była za przyjemność?
Idę spać. Zrobiłam sporą michę zwykłej sałatki warzywnej i muszę ją jakoś zabezpieczyć, nasolić i zamarynować mięso na jutro, umyc grzeszme cielsko i łyknąć moją porcję trucizny. Do jutra zatem.
Dobranoc!
Pan Pepegor polecam bardzo dobra ksiazke dla pana wnuczki
http://www.warriorcats.de/
Dagny
I na rubieży dobranoc!
http://www.youtube.com/watch?v=t894eGoymio
Wróciłam z Bacio, dobrze zjadłam i miło wypiłam. Dobranoc!
Dzień dobry … 🙂
Małysz wspaniale … 😆
Witam, milego dnia zycze, czy to prawda, ze Alicja z jerzorem juz teraz udali sie na lodz do cichala?
Dorotol – coś Ci się pozajączkowało; oni płyną jakoś w początkach marca. To jeszcze sporo czasu.
Żabo – Laurencjusz był, kawał szynki przywiózł. Bardzo smaczna, trochę twarda i ja osobiście lubię, jak ma ten brzeżek tłuszczu wokół, ale smakowo naprawdę b. dobra.
Dzień dobry blogowisko!
Pustawo tutaj jakoś. Wychodzi na to, że olimpiada i oglądanie po nocach telewizji ma takie skutki. Ja usnąłem jeszcze przed północą, bo bym ładnie podziękował.
Podziękowałbym Dagny wskazówkę na prezent dla mojej Laury. Dziękuję jeszcze raz i na pewno skorzystam.
Podziękował bym też Nisi za przypomnienie mi tej cudnej kołysanki na dobranoc. Nie wiedziałem, że za tym stoi sam J. Brahms. Zawsze myślałem, że to jest jakiś motyw ludowy z okolic Wiednia. Chodzą mi po głowie jeszcze strzępy tekstu do tego. Ładne to było. Dziękuję.
pepegor
Mnie sie Pyro nich nie pozajaczkowalo, to ta pani z Zajaczkowa zyczyla wczoraj calej trojce dobrych wiatrow
wyjadam krolikom salate, bo droga jak diabli
Pepegorze: Dobrej nocy, sza, do białego śpij dnia, niech cię strzeże Anioł Stróż aż po blaski ranych zórz. Niech na jawie i w śnie dobry Bóg strzeże cię…
Tak to śpiewała moja mama.
Dziędobry wewogle na rubieży!
tey to mialam jako kolysanke
Udusiłam pieczarki w sosie własnym; w porze obiadowej dostaną pełem, 200 ml pojemnik kremówki z łyżeczką mąki i cały, posiekany pęczek pietruszki – w razie potrzeby dosoli się, dopieprzy, wleje łyżkę soku cytrynowego i taką, gęstą potrawkę wyłoży na kluchy. Moja Ryba zamiast mąki stosuje tarty, żółty ser; ja uważam, że co za dużo, to niezdrowo. Surówka z pekińskiej z ogórkami i zieleniną, plaster duszonej łopatki i obiad gotowy. Na deser są owoce.
a ja w nocy robilam kopytka bo odkrylam chwilowe ciagoty do kopytek a co dalej to raczej serowy wlasnie sos
Miło, że zięciunio dojechał, z szynką się poprawię, ale ta jest z takiego kawałka świni, ze tłuszczu wokoło nie ma. Może trzeba kroić cieniej, będzie bardziej zgryźliwa?
Przepraszam, myślałam, że oni już na lotnisko, a to pewnie jakiś inny wyjazd:
Alicja pisze:
2010-02-20 o godz. 20:42
Komu w drogę, temu czas !
Hajże na stolicę!
Krupniczek szybkościowy, tzn. z mrożoną włoszczyzną, kostką rosołową i kaszą, która mi została od wczorajszych żeberek. Pałki kurczakowe smażone, pyry (z szacunkiem, Pyro!) – może uduszone z marchewką i cukinią, mizeria. Galaretka z truskawkami – z mrożonych szybko się robi. Oto wytworny niedzielny obiadzik zarobionej, żeby nie powiedzieć, zarytej pani domu. I to tylko dlatego, że dziecko zapowiedziało, że zaszczyci, inaczej byłby sam krupnik na pałkach, obgryzionych potem wspólnie z psicami… 😎
Ja po dwóch dobach w podróży i dwóch dniach biegania po targach, wczoraj wieczorem wyciągnąłem kopytka. Już mi przeszło i idę na kawę za płot. Kawę zabieram własną, jak zwykle. Sałaty nie posiadam . Wyszła 🙁
Dla tych którzy mnie nawiedza jutro droga samochodowa zamówilem cesarska pogode. Troche sie omsknela bo jest juz dzisiaj. Zrobilem spacerek w tym sprawdzilem stan ogródkowy. O raju ale bedzie roboty na wiosne. Da sie rade, ma sie rower. Ciekaw jestem do kogo nalezy ten podrzucony rower. Na oko biorac dorosly. Rower ma sie rozumiec. Dzwonil Slawek i powiedzial, ze bez swiezych truskawek trudno sobie kulturalnie wyobrazic picie szampana. No to zrobilem mu kawal i swiezutkie z tegorocznych zbiorów czekaja w lodówce.
Ciekaw tylko jestem na co uda mi sie ich naciagnac, przepraszam mialo byc wyciagnac.
Telefonowal paOlOre i zapewnil pilotowanie Slawka na lotnisko Schwechat.
Zeby tylko Air France nie zastrajkowala. Przy okazji opowiedzialem Pawlowi historie z zycia. W Katowicach, w jednej z bazylik malarz lezac na plecach na rusztowaniu malowal kopule. Po odsunieciu rusztowania okazalo sie, ze aniol ma trzy nogi. Kazal z powrotem przysunac rusztowanie i przemalowal noge na wzburzona szate. Anegdoty chodza do dzis na ten temat we wtajemniczonych ma sie rozumiec kregach.
Pan Lulek
Szukałam kołysanki:
Śpij dziecino już, siwe oczka zmruż,
popatrz deszczyk pada tam,
piesek szczeka, grozi nam…
W bramie dziad wyciąga rękę,
piesek podarł mu sukienkę,
aż biedaka broni stróż…
Śpij dziecino już…
Znalazłam jedną (słownie: jedną) wersję, dystansującą się od obszarpanego dziada, we wspomnieniach Moniki Żeromskiej:
Śpij dziecinko już,
czarne oczka zmruż,
słyszysz deszczyk pada tam,
piesek szczeka, ham, ham, ham,
w bramie dziad wyciąga rękę
piesek porwał mu sukienkę,
A nad nami Anioł Stróż,
Śpij dziecinko już…
Witam,
miałam zamiar leniuchować jeszcze dzisiaj, ale leniuchowanie jest okropnie nudne
Chodzą za mną różne pomysły 💡 i już się nie mogę doczekać kiedy się do nich dorwę ❗
Już tyle razy sobie obiecywałam, że zacznę się wreszcie starzeć w spokoju i z godnością, ale jakoś mi to nie wychodzi, nosi mnie jak nie jedno licho to drugie 😳
Statecznie to może napiszę, że na obiad filet z łososia zapiekany na zielonej fasolce, cukinii i pomidorach 🙄
Witam cesarsko 😆 Ależ pięknie ta nasza „Klarcia” świeci. 😀
Ja od wczorajszego ranka latam z podłączonym „propelerem”. Tak to jest, jak się przesuwa konieczne czynności do „za pięć dwunasta”, a moja starsza już prawie u progu. 😉 O ile Lufthansa nie rozszerzy strajku na linie zagraniczne, to już we wtorek popołudniu będzie w domu. Ale w czwartek już wraca z powrotem. 🙁
Aż mnie „zatchło”, jak zauważyłam, że o 12:30 jestem już po obiedzie 😯 Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wcześnie miałam obiad. Dostałam pypcia po obejrzeniu pięknej ryby Pepegora. A miałam filet z dorsza, więc był dorsz. Jak się domyślacie, nawet nie dorastał do dolnej płetwy pepegorowej ryby, ale pypcia zaspokoiłam. 😆
Życzę miłej i słonecznej niedzieli, i włączam „propelerek”. Jeśli nie padnę, to do wieczornego „nastukania”. 😀
Ta kołysanka w ramach Brahmsa od Nisi mnie naszła.
I jeszcze taka, chyba bardziej znana, Ewy Szelburg-Zarębiny:
Idzie niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdy świeca i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
Jak wyjrzały, zobaczyły
to nie chciały dłużej spać.
Kaprysiły, grymasiły,
żeby im po jednej dać.
Gwiazdki nie są do zabawy,
tożby nocka była zła.
Bo usłyszy kot kulawy,
cicho bądźcie! Aaa…
Żabo, mama obie mi śpiewała! I biedaka bronił stróż, oczywiście.
A znacie taki wariant:
Śpij dziecinko. śpij,
bo złapię za kij,
pójdziesz tam, gdzie rośnie pieprz,
bowiem buzię masz jak wieprz..
Śpij dziecinko. śpij,
bo złapię za kij,
kichnąć ani mi się waż,
bo od tego brzydnie twarz.
To z Alicji w krainie, w przekłądzie genialnym Marianowicza (z pamięci cytuję, więc może trochę pochrzaniłam)
😆
Poprawka! 😳 Druga zwrotka brzmi tak:
Śpij dziecinko już,
pieprz do noska włóż.
Kichnąć ani mi się waż,
bo od tego brzydnie twarz.
😆
witam słonecznie! Przypomniałyście mi kołysanki, które śpiewała mi mama (może prócz tej cytowanej przez Nisię 13.20), a później ja swoim dzieciom. A pamiętacie „Na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga…” albo „Ta Dorotka ta malusia…”
albo „Był sobie król, był sobie paź i była też królewna…”
Czy pamiętacie taki rysunek:
W fotelu bujanym siedzi otulona pledem i obłożona kotami starsza angielska lady:
– John, proszę, dołóż mi jeszcze jednego kota, czuję przeciąg!
Mnie właśnie, mimo psicy u stóp, jakoś ciągnie…
Z kołysanek nietypowych: moja ukochana ciocia Nisia (rąbnęłam jej nicka) śpiewała synowi do snu „Z dymem pożarów”, moja siostra mnie – „Elegię o śmierci Ludwika Waryńskiego” na melodię „Warszawo ty moja, Warszawo”. Ja swojej chrześnicy śpiewałam scenę śmierci z „Borysa Godunowa” (Prawosławna duszo, płacz…) 🙄
Żabo, konia sobie podłóż, przecież masz w zasięgu ręki!
Barbaro, jasne, te to akurat Ciocia Mycha mi śpiewała i moim dzieciom też, ale ja, nie wiedzieć czemu Mamę zawsze prosiłam o tego dziada w bramie 😀
a, i było coś o myszkach: „nie słuchała myszka mamy, po kryjomu wyszła z jamy…” chyba ją kot zjadł?
Nisiu, już mnie jeden koń przycisnął, wystarczy
Ach śpij kochanie!
http://www.youtube.com/watch?v=pj5Bi3fU1AE&feature=related
To też według mnie jedna z ładniejszych
http://www.youtube.com/watch?v=6AGMDrU8fNE&feature=related
Pisałam, pisałam i żeżarło. Tym razem nie Word, tylko mój „nawiedzony” komputer. I w ramce i w Wordzie – jednakowo, więc będę pisać z rzadka i krótko. A pamiętacie kołysankę wojenną? Z rozpaczliwym ostatnim refrenem?
„Śpij Syneczku,
Śpij żołnierzu….
Twoi koledzy lu leżą…
będzie spokojnie Ci tu…
Na grób Ci krzyżyk dali,
a życie odebrali…
Aj lul.i , luli, Synku mój”
Nie wiedzieć dlaczego była to ukochana kołysanka mojego Stasia.
Pyro – niektóre dzieci tak mają – patrz mój wpis o kołysankach nietypowych…
🙂
Żabo – miałam na myśli konia legawego, do grzania nóg. Jesli nie ma jeszcze takiej rasy – oto przed Tobą wyzwanie: wyhodować!
🙄
Żadnego spania, proszę Szanownego Blogowiska 💡
Proszę o przytomność i skupienie uwagi ➡ ➡ ➡
Zmęczona całodobowym lenistwem, napisałam do Gospodarza z propozycją wspólnego blogowego projektu. Gospodarz jest ZA i to co poniżej uzyskało już Jego błogosławieństwo 😀
Chcę napisać książkę o naszym blogu. Miałaby ona charakter naukowy, co nie znaczy, że nudny 😎
Byłaby to książką pokazująca w jaki sposób spotkanie i dialog, za pośrednictwem sieci, pomagają w kształtowaniu tożsamości, rozumianym jako pokonywanie kryzysów wieku dojrzałego.
Udział w badaniach całkowicie dobrowolny i anonimowy z zachowaniem wszelkich procedur metodologicznych i poszanowaniem zasad etyki badań naukowych 💡 💡 💡
ZAPRASZAM!!!
Kto ma ochotę uczestniczyć w projekcie? Gospodarz już takową wyraził 🙄 🙄 🙄
PyroOo! Zajrzyj do eskrzynki.
A z tym seiblingiem pepegorowym to blogotelepatia jakaś, czy co?
W piątek siedziałem ze Sławkiem przy piwku i bez najmniejszejszej wiedzy o aktualnych blogowych tematach rozważaliśmy jota w jotę (to żadna aluzja do Jotki, rzecz jasna), jak tego Seiblinga przełożyć na polski. I też wyszedł mi golec. Ale może też być palia, jak dowodzi Miś. Niech to fachowcy
rozstrzygną między sobą. Sławek właśnie przyrządza Seiblinga na gościnnych występach w Styrii (a przynajmniej tak było w planie).
Czego Wam i sobie bym życzył 🙂
Prześliczna kołysanka Gershwina z „Porgy and Bess” albo „Słowiki” Aleksandrowa – jest tych kołysanek co nieco; chyba zastąpiły w muzyce barkarolę i serenadę.
Jotko, zlituj się,gdzie Ty tu widzisz kryzys wieku dojrzałego?????? Ale jak Ci potrzebny, to może mi się takowy objawi :))) jestem za (co nie oznacza, ze z tyłu)
priszła i k’nam na front wiesna
sołdatom stało nie do sna…
Lubię Jotkę. Lubię na tyle, żeby ją związać, zakneblować i ubezwłasnowolnić. Taki jest projekt wykonawczy Pyry (badawczego się nie przewiduje)
Przez tego golca strasznie dużo się o łososiowatych naumiałam. Jak teraz mogą badać DNA to może w końcu dojdą co z tą trocią, pstrągiem i łososiem. Znalazłam nawet, ze jest coś pośredniego między łososiem a trocią. Ponoć szwedzkie trocie idą na tarło do polskich rzek i vice versa. Jak u nas się strują tarlaki, to Szwedzi nie mają co u siebie łapać.
Żabo Złota,
chodzi Ci o „kryzys”, czy o „wiek dojrzały”?
Kryzys stanowi immamentną, sorry za okropne słowo, cechę wszelkiego rozwoju. Nie ma kryzysu, nie ma rozwoju. Istotą kryzysu jest wyczerpanie przystosowawczych własciwości dotychczasowych form zachowania. Wyrastamy z nich, jak za przeproszeniem z zaciasnych majtek. Potrzebne sa nowe. I to jest własnie kryzys. Stare się kończy nowe jeszcze niegotowe.l
Jeżeli masz na myśli „wiek dojrzały”, to przynajmnie z racji metryki, jest nas tu całkiem spora grupa „podpadajaca pod kryteria”!!! I nie mów mi, że wszyscy tkwią w rozwojowym pacie, bezruchu, w stanie hibernacji.
Żabo,
jak się naumiałaś o łososiu to znaczy, że się rozwijasz 🙄
Jotko, gdzie znajdę definicję „wieku dojrzałego”? Czy pięćdziesiątka mi wystarczy, żeby załapać się do klubu?
Do tej pory tłumaczyłem się kryzysem wieku średniego. Ale może czas zmienić sobie kryzys? 😉
Małgosiu 🙂 za przypomnienie tego „okruszka”, słodkie!
Słuchajcie, ta nasza jotka jest niemożliwa, pięciu minut na szezlongu nie posiedziała i już ją nosi, żeby nie powiedzieć roznosi! Ale tak naprawdę, to szczerze podziwiam!
paOLOre,
z tego co zrozumiałam, to masz dzieci, a jak masz dzieci to i przyśpieszony kurs dojrzewania w pakiecie, chyba się nie mylę?
Ergo, wystarczy jedno Twoje słowo i już jesteś załapany do klubu 🙂
Pyro,
daremne żale, próżny trud … nawet jak wynajmiesz umyślnych do tych pierwszych czynności, to i tak w kwestii ubezwłasnowolnienia trzeba do sądu, a sądy … czy mam pisać więcej 😛
Barbaro,
jakie pięć minut! Całe 24 godziny się leniłam :mrgeen:
Jesteście niemożliwi 😆 😆 Wyłączyłam sobie na chwilę propeler, siadłam do komputerka, żeby mieć mniej czytania wieczorem i co ? Doprowadziliście mnie do łez „śmiechowych”, normalnie, klasycznie się popłakałam ze śmiechu. Nie mówiąc już, że rano przeczytałam bardzo ciekawy artykuł w e-Przekroju na temat zmian w naszych genach, oto on :
http://www.przekroj.pl/cywilizacja_nauka_artykul,6317,0.html
I jak przeczytałam wpis Żaby, to sobie pomyślałam, że może ten temat kogoś też zaciekawi.
Pyro, a co z Jotką zrobisz po Jej związaniu, zakneblowaniu i ubezwłasnowolnieniu ? Zaanektujesz Pasztetnika ? Sprytne 😆
Jotko,
całą dobę trwało to wylegiwanie się, strrraszne, no tak, teraz rozumiem 😀
Jotko, ja też patrzę z podziwem, że jeszcze Ci się tak ogromna ilość dynamitu nie wyczerpała 😉 W mojej „beczce” zostały niedobitki, jakoś szybko mi się zużył. 😉
No dobrze, a dlaczego tylko dojrzałego? Tu są różne wieki.
Podobnie jak PaOlOre mam problem z definicją dojrzałości. Czuję się średnio dojrzała. Mówiąc obrazowo, gatki są na mnie ciągle za duże 😉
Jako ogólnie tłusta sahiba 👿 stale z czegoś wyrastam
Nie mogę tylko wyrosnąć z permanentnej młodości!!! 😆
Sześćdziesiąt lat konsekwentnej młodości 😆
I tak będę czymać!!! 😆 😆 😆
Nisiu,
i o to właśnie chodzi żeby tak czymać, bo prawdziwa dojrzałość polega na przechodzeniu od młodości metrykalnej do tej permanentnej 🙄
haneczko,
wiem, że som różne wieki 😀
a ten „dojrzały” to z czystego egocentryzmu kochanieńka, z bezwstydnego egocentryzmu 😈
co nie znaczy, że innych wieków nie zapraszam do projektu, wręcz przeciwnie zapraszam coby się wypowiedziały na okoliczność: ile, w ich odbiorze, jest dojrzałości w dojrzałych i czy mają z tego jakieś pożytki 😉
Jotko, ja mam wrażenie, ze jestem kompletnie niedojrzała, wręcz zielona jak trawka na wiosnę. Takie głupoty wyprawiam jak kompletny i durny małolat. Po prostu zielono mam w głowie, zero stateczności. Własnych dzieci się wstydzę, takie mam pomysły.
W Polityce Mirreille Guiliano mówi, ze sens życia odkrywa sie po pięćdziesiątce. Znaczy, co naprawdę jest ważne. Zgadzam sie.
Ale sobie pospalem. Na obiadek byl omlecik. Ale jaki. Na winie. W sensie co sie nawinie to do omletu. Ze strachu uciekl katar za siódme góry, rzeki. Zalapalem sie jednak na skok Malysza. Ale zeby nartom dawac buzi to jednak drobna przesada.
Nadal pieknie na dworzu. Zeby ich tylko w tym Steiermarku nie zawialo albo nie wybuchnal jakis wulkan. Nie moje terytorium. Tyle, ze dziewczyny z tego kraju to sa podobno przylepy.
Za niedlugo podwieczorek a wiec smacznego.
Pan Lulek
Pomysł Jotki,aby naukowo potraktować nasz blog ,jest doskonały .Ja sama już dawno myślałam o tym ,że jesteśmy doskonałym materiałem badawczym dla socjologów i psychologów i dziwiłam się ,że nikt się za nas jeszcze nie zabrał .Aż znalazła się właściwa osoba czyli Jotka .Projekt popieram,a jeśli chodzi o temat ,to czy nam się to podoba czy nie ,to decyduje o tym autorka .My albo poddajemy się badaniom ,albo nie .A jeśli chodzi o kryzys ,to do tej pory rozumiałam go raczej w sensie potocznym i nie wydaje mi się ,że za kryzysem zawsze idzie rozwój .Ale psychologia potrafi prawie wszystko wyjaśnić .Wiem coś o tym ,bo wśród najbliższej rodziny mam psychologów . W każdym razie dla dobra nauki jestem gotowa poddać się koniecznym badaniom . 🙂
Za kryzysem MOŻE iść rozwój, ale nie musi. Rozwój stanowi konsekwencję konstruktywnej reakcji, postępowania, odpowiedzi na kryzys. Jeżeli takiej konstruktywnej reakcji zabraknie następuje, w najlepszym razie, fiksacja na etapie rozwojowym niezgodnym z wiekiem: „taka mala psze pana to ja”, syndrom Piotrusia Pana i inne takie. W przypadkach skrajnych dochodzi do poważnego nieprzystosowania, nerwic czy nawet chorób psychicznych. „Natury, jakkolwiek by jej nie definiować, nie da się bezkarnie gwałcić” (E.Fromm)
Na „naukowe potraktowanie” blogu mam chęć już od jesieni, ale dopiero teraz odważyłam się to zaproponować Gospodarzowi i Biesiadnikom.
No, to ruki w wierch!
Bardzo podobała mi się dzisiejsza niedziela .Od rana same przyjemności – żadnych zakupów ani gotowania . Po śniadaniu pojechaliśmy do parku w Gdańsku – Oliwie .Pogoda słoneczna ,mnóstwo ptaków na stawach i strumykach wśród starych drzew i oryginalna śniegowa rzeżba – pijany bałwan .Najpierw myślałam ,że ktoś przewrócił tego bałwana ,ale kiedy podeszłam bliżej ,okazało się ,że bałwan został ulepiony w pozycji leżącej ,a żeby nie było żadnych wątpliwości ,obok niego stała pusta butelka po mocnym trunku .
Potem pojechaliśmy do Sopotu do Pijalni Czekolady Wedla .Jest to bardzo sympatyczna kawiarnia z pyszną kawą i mnóstwem świetnych deserów .Wybraliśmy wcześniej nam znany „owocowy raj ” .Na duzym talerzu leżą kulki arbuza i melona ,kawałki kiwi i winogrona .Pośrodku stoi filiżanka rozpuszczonej czeklady ,w której zanurza się owoce .Taki deser można z łatwością przyrządzić sobie w domu .Owoce ,z braku specjalnej łyżeczki do robienia kulek ,mogą być pokrojone w kostkę .Bardzo to smaczne i ładnie wygląda .
Na obiad zaplanowana była karkówka z grilla ,więc ja nic nie miałam do roboty ,bo przygotowaniem mięsa i jego pieczeniem zajmuje się mąż .Na co dzień w ogóle nie wtraca się do kuchni ,ale grill to jego domena ,więc ja tylko zamykałam i otwierałam drzwi na taras . Do karkówki było czerwone wino chilijskie .A potem już tylko zielona herbata .I to mi się bardzo podobało .W planach popołudniowych i wieczornych jest lektura Stiga Larssona – pierwsza część jego trylogii Millennium .
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Wnuczeta#
Wnuki ante portas. Przyjechały na dwa dni!
cichal to Wy macie te baseniki tak sobie pod balkonem?
Wiele wskazuje na to, ze na Olimpiadzie zle wytyczono trase biegów plaskich. Gdyby byly wlasciwie wytyczone to oczywiscie cala Rodzina Gospodarzostwa zebralaby wszystkie medale.
Jesli Magnificencja oglasza program naukowo badawczy to ja sie zapisuje. Ostatnio morduje Kolakowskiego a tam tyle o Kantach.
Kanciarz to moge byc i ja. Dla zasady.
Pan Lulek
Niniejszym zaświadczam, że Pyra Młodsza nieźle włada śrubkowykrętem.
Dzięki temu rozbrykany blechtrottel Pyry został ujeżdżony i jest znowu grzeczny.
🙂 🙂 🙂
Może teraz Pyra będzie więcej pisać, mniej palić?
Nie wiem jak czcigodne Bogowisko; ja dzisiaj uczczę toastem Paolore i własną Córkę. Paolore nizeznanym mi sposobem (tzn znanym, ale niepojętym” „wszedł” w mój zepsuty komputer (On we Widniu, komp w Pyrlandii) i wziąwszy jako nieco więcej pojętną Młodszą do pomocy, naprawił moje znarowione pudło.
Sto lat pomyślności Pawełku i serdeczne dzięki
Krystyno, witam w klubie.
Też zabrałem się za Larssona. Niestety, poszedłem na łatwiznę i zdobyłem trylogię już przeczytaną. Teraz mogę jej słuchać, np. prowadząc samochód. Tyle, że po niemiecku.
Hej!
Jade do Polski w maju! Na tydzien, do Warszawy! Na Targi Ksiazki i takie tam… Drzyjcie narody! Pozdrowienia z Ottawy, zaraz lece do Kingston.
Pada snieg.
Stara Żabo, Pyro, Nisiu, Alicjo -Cieszę się,że jesteście.
Telefonowal i przyszedl sasiad, ten od miodu i tak gadu gadu wpadl nastepujacy pomysl do glowy. Gdyba Mis wyslal tak rodziców tej mlodej sasiadki na jakas dluga sztuke, film wieloczesciowy a najlepiej pielgrzymke to w tym czasie móglby popelnic dzielo które niewatpliwie przeszloby do historii fotografii, ze nie powiem sztuki. Tytul jakis ojczyzniany. Wyobrazic sobie moge serie fotografii mlodej, rozwojowej niewatpliwie sasiadki.
Pierwsze ujecie, czysto zimowe, w kozuszku, zapietym pod brode. Nastepnie bardziej lakkie odzienie. Dalej rozumiemy sie. Skonczyloby sie pieknym aktem bez zadnych oslonek. Mysle, jakas tuzinowa seria (12) wzbudzilaby sensacje w swiecie sztuki. Mozeby tak potem jakis wernisaz na przyklad w Zachecie albo gdzie indziej zgodnie z wola opinii publicznej.
Sponsorzy zapewnieni.
Pan Lulek
Stara Żabo, Pyro, Alicjo, Panie Lulku, Nisiu, jesteście moimi przyjaciółmi, czy tego chcecie czy nie. Spotykam się z wami od kilku miesięcy i kocham was.
Panie Lulku,
bardzo się cieszę 🙂
Della – z tej radości, proszę , nie zdemoluj Kingston, no tam rezyduje nasza Alicja z Jerzorem, a Warszawa wytrzyma wszystko , każdą wizytę.
Nie, nie jestem złośliwa, tylko rozśmieszona ociupinkę. Witaj u nas i pisz częściej
Pyro nie denerwuj się. Della to cholerna Alicja ukryta pod innym nickiem. Dopadniemy ją podczas Targów i postawimy do pionu. Niech nie irytuje Pyrlandii.
Della to Alicja, czy tak?
Krystyno, zarezerwuj sporo czasu na lekture, bo trudno bedzie Ci sie oderwac od Millenium. 😉
W Paryzu w Teatrze Odeon wystawiana jest teraz sztuka T.Williams’a „Tramwaj zwany pozadaniem” w rezyserii K.Warlikowskiego, o ktorym we Francji coraz glosniej. Scenografia i muzyka tez polskie. Wystepuje znan francuska aktorka Isabelle Huppert a Stanleya Kowalskiego gra Andrzej Chyra. Pamietacie film Kazana z Marlonem Brando w tej roli. Tu jedna ze scen.
http://www.youtube.com/watch?v=o_lToyPAUyE
A cóż to? Bal kostiumowy? W Wielkim Poście? Alicja – do kąta
Zrobiłam szynkę według przepisu Gospodarza sprzed paru dni. Szynka wyszła świetna ( wielokrotne dokładki), ale sosu nie było ani grama!!! Polewałam wodą z gotowania tego prosiaka, a skarmelizowanego na czarno miodu to chyba nigdy się nie pozbędę z brytfanki! 🙁 🙁 🙁
Alino ,rzeczywiście książka wciąga bardzo i szybko zbliżam się do końca pierwszej części .Przy okazji zrobiłam rzecz niedopuszczalną ,ba ,nawet idiotyczną – zajrzałam do przodu i zupełnie niechcący przeczytałam tylko dwa słowa ” powiedziała Harriet ” ,a to wystarczyło ,że wiem już trochę za dużo .Nie popełnię już więcej takiej głupoty .Dwa kolejne tomy dostanę do przeczytania od syna .On kupuje sporo książek ,więc mogę od niego pożyczać .
” Tramwaj zwany pożądaniem ” oglądałam w krakowskiej ” Bagateli ” w maju ubiegłego roku .Nie czytałam żadnych recenzji z tego spektaklu ,więc nie wiem ,jak ocenili go teatrolodzy ,ale mnie podobał się bardzo i polecam go każdemu . Potem widziałam inscenizację w Teatrze Miejskim w Gdyni i niestety ,tym razem byłam całkowicie rozczarowana. Ta sama sztuka ,a zupełnie inna .
Bardzo bym chciala zobaczyc ten paryski spektakl ale niestety nie bedzie to mozliwe z roznych wzgledow. Nawet nie wiem, czy sa jeszcze wolne miejsca, recenzje byly bardzo pochlebne.
Malgosiu, robilam taka szynke ale troche inaczej niz w przepisie Gospodarza. Po odsaleniu szynke gotowalam przez ok. 2 godziny z cebula, marchewkami, listkiem, tymiankiem, na malym ogniu. Pozostawilam do ostudzenia w tym wywarze. Potem pieklam w temp. 200° niecala godzine polewajac czesto sosem, przygotowanym wczesniej. 1/4 l octu winnego, ok. 150g cukru i szklanka wywaru, w ktorym gotowala sie szynka, podgrzac, odparowac do polowy i dodac 150g miodu plynnego. Sos jest zawiesisty i powinno go starczyc do polania po upieczeniu. Proporcje sa na 3kg szynke.
Co za kod eeeb !
Jotko – czegóż dla nauki człek nie zrobi ? Badania możemy
rozpocząć już przy marcowej perliczce !
Wczoraj byłam zobaczyć moją ulubioną Meryl Streep w romantycznej
komedii „To skomplikowane”. Film ogląda się znakomicie, Meryl Streep
wspaniała,a na dodatek smakowite sceny z przyrządzaniem np.
croissantów z czekoladą.Jest to rodzaj filmu po obejrzeniu,którego
człowiek wychodzi z kina w doskonałym nastroju.
„Tramwaj zwany pożądaniem” oglądałam kiedyś w Teatrze Małym.
Tego teatru już nie ma,ale wrażenia po tym spektaklu mam bardzo
pozytywne.
Alino, dzięki! Dorobię jutro sos Twoją metodą.
Danuśka,
o tym czy przyjadę do Warszawy w marcu, będę wiedziała w piątek 26 lutego.
Skoro Alicja w przebraniu Delli przyjeżdza w maju, to ja też postaram się dotrzeć – trzeba będzie chyba jakieś lokum wynająć 🙂
A do roboty to się zabieramy jutro 😯
Jak napisałam do Gospodarza z pytaniem co On na to, to mi odpisał: „do roboty”. Co więcej zgodził się poddać procedurom badawczym nawet bez uprzedniego znieczulenia 😆
Kod cc4a. (cichal, cichal for Alicja)Raspiska winna byc do Alicji, ale jest do Dorotola (czemu się jąkam?) Odpowiedź. Pod balkonem. A taka późna, bo po basenie musiałem to całe tatałajstwo poobwozic motorówką po okolicy.
paOlOre ma na sumieniu juz dwie skrzynie. Mojego kompa doprowadzil zdalnie do dzialania, potem zadzialal w Pyrlandii.
Na dokladke pozbawil mnie wirusowego kataru. Tez zdalnie. Oczywiscie wydal wytyczne odnosnie Poczty Butelkowej.
Toast jest dzisiaj wielokrotny.
Za Pawla, rozumiemy sie, paOlOre
Za sróbotalenty Pyry Mlodszej i przy okazji za tego co znowu zawojowal medal.
Nie zapominamy o zlozonych wirusami
Toastujemy !
Pan Lulek
Przeczytałam zaległą pocztę i gazety, to wszystko, co mi umykało przez ostatnie dni. Na dodatek czytam 3 pozycje na przemian, bo jednorazowo nie daję rady strawić, przyswoić sobie ogromnej masy informacji. Czytam zaś Torwalda „Wiek detektywów”, „Kronikę Wielkopolską” i „10 wieków Europy” (tę ostatnią pozycję po raz kolejny, ale nadal czytam po jednym eseju jednorazowo). Nie wiem, czy z wiekiem obniża się moja zdolność percepcji, czy czytam po prostu uważniej, ale zajmuje mi to więcej czasu. Jutro przed południem spodziewam się blogowej wizyty i już się cieszę.
kod: f777 Przecież takiego nie odpuszczę 🙂 Toast dopiero teraz mogę wznieść, za wymienionych przez Pana Lulka i całe Blogowisko (ma się rozumieć, że z Gospodarzem na czele), no i za tych co w drodze. 😀
Już sobie odpięłam „propelerek”, chałki się udały – wyglądają jakby wyszły z solarium 😉
Jutro muszę znowu wstać o świtaniu, żeby dokończyć przygotowania do rodzinnego obiadu, na który będą ulubione przez Dziecko; rolady, polskie kluski, kiszona kapusta a do kawy ciasto drożdżowe z posypką. „Tylko, wiesz mamo takie, żeby ciasta było mało a za to posypki dużo”, takie życzenie otrzymałam. 😆
Zgago – miałam kiedyś ciocię (ale nie Nisię, tylko dla odmiany Adę), która zjadała spody od placków, dla nas, dzieci zostawiając kruszonkę. Ach, gdzie są niegdysiejsze ciotki??? 😥
Zgago, posypka = kruszonka?
Wpadła dzisiaj Leśniczyna. Ja jej dałam zaległy prezent ślubny, a ona mi kiełbasę z dzika.
„ta cholerna Alicja” ?!
Już ja…ale niech ochłonę, dopiero co wysiadłam z samochodu, do którego juz nie mam zamiaru wsiadać, albo Jerzor naprawi i posprząta, albo niech kupi nowy. DOSYĆ! Wróciliśmy od Wojtka z Ottawy, drobne 200km, ale w głowie mam „total cheops”, przecież tą dwudziestoletnią toyotą nie da się już jezdzić. Najgorsze, że silnik jak żyleta, ale hałas okropny. Ja chyba coś tej maszynie zrobię, żeby ją szlag trafił, bo mam dość, a Jerzor chyba przygłuchy, bo on nie narzeka 🙄
Anonsowałam kilka dni temu, że Della to ja na moim laptopku, proszę na mnie nie wykrzykiwać!
O, i wybieram się na tydzień do Warszawy, a co, z kalendarza LOT-u wynika, że wyląduję 20-go w czwartek, a wylecę z powrotem 26-go w środę. Całkiem sensownie to wygląda. I nie mam zamiaru nigdzie poza Warszawę się nie ruszać, ponieważ Stolicę znam prawie tyle, co nic. Jerzor odmawia udziału w eskapadzie. Se poradzę, nie takie my ze szwagrem 😉
Jotka, za jakieś 10 minut zerknij w pocztę.
p.s. Ta Warszawa oczywiście w maju na Targi Książki
Żabo, tak na to wygląda, że to samo, tylko ja nie kruszę a raczej układam, zwykle płaskie „placuszki” ale w związku z prośbą będę robić tak jak Mama, czyli układać małe stożki. Wtedy są cięższe i mocniej „przyciskają” spód – nie wyrasta tak bardzo.
Nisiu, mnie (póki byłam w domu), zawsze „niechcący” spadały brzegowe posypki i trza było je zjeść, przecież to nie higienicznie łapać paluchami i kłaść z powrotem. 😉
Alicjo, cieszę się razem z Tobą, że uda Ci się przyjechać ! 😆 Ależ w te dni nasza Stolica będzie wesoła; Ty, Nisia, Gospodarze i inni Blogowicze, którzy będą mogli przyjechać. Rety ale będzie się działo !!!!!
Pozwole sobie zaanonsowac badania Jotki na temat blogu tym to przebojem
http://www.youtube.com/watch?v=VHN–P5Hce4&feature=related
Życzę Wszystkim spokojnej i dobrej nocy, no i kolorowych a wesołych snów. 😆 😆
A to dla Alicji na wprowadzenie w atmosfere warszawy
http://www.youtube.com/watch?v=ZLtocKqUq_E&feature=related
HA, HA, ZAŁATWIMY STOLYCĘ!!!
😆 😆 😆 😆 😆 😆
Ewa z Poznania u Doroty
Żabo,taką oto wersję kołysanki z Dziadem śpiewała mi Mama:
Spij dziecino już,czarne oczka zmruż.
Patrz,zajączek w polu spał,
zbudził go myśliwych strzał.
W bramie dziad wyciąga rękę,
pies poszarpał mu sukienkę.
Niech cię strzeże Anioł Stróż,
śpij dziecino już.
dorotalu,
rodzinka blogowa znaczy się 😮
ja już też idę spać, dobranoc 😀
Po posluchaniu tej piosenki to chyba nie mamy praw narzekac na wspolczesne spoleczenstwo, gdyz najwyrazniej sie nic nie zmienilo
http://www.youtube.com/watch?v=D5s0Q_XlmhM&feature=related
Kołysankowo: dobranoc!
http://www.youtube.com/watch?v=CPBVaRpNEgE
Jak tu odpuscic takiego kota d5d5 i to w samym srodku nocy. Znowiu zwalil mnie z nóg ten od kantowania czyli Kolakowski. zasem mam takie uczucie, ze jak skoncze te ksiazke to sie i swiat skonczy. Odnowilem znajomosc ze wszystkimi slownikami, encyklopediami. Zaczynam byc nocnym samoukiem.
Zatem pieknej nocy wszystkim bez zmieniania nicków ani tras biegowych.
Pan Lulek
przepraszam za poprzednie bledy ortograficzne
PL
oooo… Dorotolu, znam, oczywista!
Zara… jakieś badania? Ja za i przystępuję, jakby co.
Toastuje teraz, Panie Lulku, bo w toastowej godzinie siedziałam w tej okropnej maszynie zwanej samochodem i klęłam w żywy kamień.
Teraz się odprężam i spokojnie wypijam lampkę czegoś czerwonego.
Zgago,
a Ty co – w domu będziesz siedziała, czy przybędziesz? Toż mówię – hajże na Stolicę 🙂
W tajemnicy wam powiem, nikomu się nie będę przyznawać (rodzina etc.) oprócz was, że taki wyskok, bo i tak będę we wrześniu – ale pomysł takiego wypadu spodobał mi się tak bardzo, że hej. Jak znam siebie – nie odpuszczę, będę.
Od razu zapowiadam – Warszawę znam tyle, co nic. Zadanie dla blogowiczów 😉
Proszę odpisać Powązki – te akurat mam dokładnie zwiedzone, stare i nowe, i chodząc po cmentarzach, poznaje sie historię (znaną w końcu) , ale zabrakło czasu na zwiedzanie Warszawy jako takiej. Odbiję sobie!
Jerzora komentarz (cichy) – zwariowała baba…
jednym słowem – jadą goście jadą 😀
Barbaro,
niektórzy muszą lecieć 🙁
Wolałabym jechać, ale jak trzeba, to trza! 😉
No, Radyjko takie… czyli Zorro!
To wczorajsze.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1579.jpg
Cześć, po 2 godzinach snu, obudziłam się niczym szczygiełek i zamiast się męczyć, obracając z boku na bok, wstałam i postanowiłam przeczytać nie doczytane wpisy.
Muszę przyznać Gospodarzu, że doznałam szoku, gdy przeczytałam Pański wpis. Dlaczego Pan tak brzydko przezwał Alicję ? Czym sobie na nazwanie jej „cholerną Alicją” zasłużyła ? Jestem całkowicie przekonana, że Alicja, jest pogodną, wesołą i ma serce jak stajnia wielkie.
Bardzo mi się to nie spodobało.
Przepraszam, że ośmieliłam się to napisać, ale u nas na Śląsku epitet „cholerna” ma wydźwięk pejoratywny, dlatego uważam, że wyjątkowo niesprawiedliwy wobec kogokolwiek na tym blogu.
Wiem, że po tym wpisie nie mam co szukać na blogu, dlatego życząc Panu i pozostałym Blogowiczom wielu miłych chwil, żegnam.
Zgago!!!!
Babo Durna (też epitet!)! My sie z Gospodarzem na tyle znamy, że sie przezywamy 🙂
Czujesz bluesa? No właśnie!
A propos „baba durna” – mój stary przyjaciel mieszka na Śląsku G , i czasami rozmawiamy sobie via skajp. Ja uzywam tego określenia – dla *naprzykładu*, „…no i wiesz, ja , baba durna, zrobiłam to i tamto…”.
I pokłóciliśmy sie o to, bo on sobie wyprasza, zebym nazywała siebie babą durną. O masz… a mnie to tak lekutko przychodzi w stosunku do siebie, bo uważam siebie za osobę mniej wiecej średnio- głupotkową.
Życie jest jedno – warto żyć i nie skupiać się na głupotkach! To tak a propos, bo wczoraj mieliśmy filozoficzne dyskusje z Ruskimi na ten temat, o kant d**y rozbić takie dyskusje, jak się już ma ileś tam lat i trochę się przeżyło.
Ale coś takiego jest, „nocne Polaków rozmowy”, Ruskich też, uśmialismy sie na koniec, dochodząc do tej samej konkluzji.
Życie jest piękne – i jedno!
Dziewczyny, nie stroic grymasów od rana. Lepiej podac konkrety to jest miejsce i czas akcji w Warszawie. Kazde zwrócenie uwagi przez Gospodarz traktowac jak nalezny komplement.
Czekam juz gotowy na pojawienie sie Wojtka i Slawka. Wykujemy wspólnie plan jak nalezy. Na wszelki wypadek szykuje austriacka kawe na wegierski sposób.
Dnia pieknego zyczac pozostaje w oczekiwaniu gosci
Pan Lulek
Coś ta Zgaga nadto obraźkiwa. I to w cudzym imieniu. Obraża się i ucieka z blogu już po raz któryś. Nie rozumiem tego, bo choć mieszkałem na Śląsku pięć lat, to nie spotykałem tam na każdym kroku obrażalskich. I skąd taki zwrot:”Wiem, że po tym wpisie nie mam co szukać na blogu”. To niby po każdej polemice ja usuwam tych mających inne zdanie niż ja?!
Zgago – więcej luzu. Uznaj, że „cholerna” to tyle co „kochana”. Takie były intencje, co potwierdza ta cholerna Alicja. I uśmiechaj się częściej!
Zgago, uspokój się, dołożę Ci jeszcze słoiczek konfitur, jak już w końcu znajdę bezpieczne opakowanie i nie obraź się – nie wydziwiaj!