Bukiet smaków i zapachów
Jest pewna egzotyczna kuchnia, która może spokojnie konkurować chińską. Wiem, wiem – nie ma jednej kuchni chińskiej. Sam pisałem częstokroć o różnicach między kuchnią syczuańska, kantońską i pekińską. Ta kuchnia o której chcę dziś coś powiedzieć jest diametralnie różna od wszelkiej chińszczyzny. Jest też całkowicie inna niż większość smaków z Dalekiego Wschodu.
Samosa warzywna
Domyślacie się zapewne, że chodzi mi o kuchnię Indii. To także wielki kraj i ma wiele zróżnicowanych smaków w zależności od miejsca, w którym chcemy ucztować. Ale jest parę wyróżników, które pozwalają nam nawet nosem, a co dopiero gdy użyjemy języka i podniebienia, rozpoznać smakołyki rodem z Indii. Chyba każdy zna zapach i smak curry, omdlewającą woń olejków ( zwłaszcza różanego) czy aromat szafranu. To nie jest – moim zdaniem i moich kubeczków smakowych – kuchnia na co dzień. Taką kolację jem z wielką przyjemnością raz na jakiś czas. I wtedy odczuwam jej oryginalność w dwójnasób.
Jest w Warszawie kilka restauracji hinduskich. Do niedawna najczęściej jadałem w Maharaji. Zawsze wychodziłem z lokalu przy Marszałkowskiej w pełni usatysfakcjonowany. Tym razem odwiedziliśmy lokal przy Żurawiej, trochę schowany w głąb od ulicy dzięki czemu bardziej zaciszny, ale – sądząc po liczbie gości – cieszący się dobrą opinią. Wśród gości zauważyłem sporo smagłolicych klientów swobodnie porozumiewających się z kelnerami, co świadczy tylko dobrze o tutejszej kuchni. India Curry – bo tak nazywa się lokal – ma w sobie nastrój typowy dla restauracji z tamtej części Azji. A przede wszystkim woń przypraw nastrajających nowych gości pozytywnie do tego, co ich tu czeka.
Warzywa z grilla
Karta dań, jak w większości lokali azjatyckich całkiem obcych smakowo nadwiślańskim podniebieniom, ostrzega gości przed zaskakującymi a czasem dla niektórych przykrymi niespodziankami i przy nazwach potraw zamieszcza wizerunek czerwonej papryczki. Brak papryczki oznacza danie łagodne. Jedna papryczka to lekka ostrość; dwie – nieco silniejsze szczypanie w język i gardło; trzy – to tornado ostrości. Choć prawdę mówiąc, bo jadłem trzypapryczkowe krewetki, i te najostrzejsze dania kucharz nieco złagodził. W Sri Lance, która jest przecież kulinarna siostrą Indii, jadałem znacznie ostrzejsze dania.
Tym, którzy chcą spróbować mocy curry lub chili a nie zrujnować sobie przełyku, doradzam zamówienie jogurtu. Ja zawsze wybieram ten słony i z odrobiną kolendry. Jest pyszny i działa jak balsam na spalone podniebienie.
Kurczak z tandoori
Z pośród wielu przekąsek zawsze wybieram samosę. Tym razem piramidka z ciasta zawierała farsz warzywny. Nie podejmuję się rozwiązać zagadki jakie zioła były wewnątrz samosy. Używać jogurtu nie musiałem. Nieco ostrzejsze były warzywa z grilla, a najbardziej pikantny kurczak z pieca tandoori.
Dania główne stanowiły przede wszystkim krewetki. Trzy kociołki postawione na podgrzewaczach – by danie nie wystygło a goście nie musieli się spieszyć – pełne były sosów, orzeszków, warzyw stanowiących podkład różnej ostrości dla delikatnych krewetek. W czwartym kociołku pływała też w gęstym sosie baranina. Krucha, aromatyczna i lekko nawet słodkawa.
Krewetki, baranina i chleb naan
Do tych dań wybraliśmy zamiast ryżu chleb naan. Ten rodzaj pieczywa pozwala oddać kelnerowi talerz wyczyszczony z sosu do cna. A prawdę mówiąc miękki, ciągnący się jak guma a miejscami przypieczony na chrupko naan jest smaczny sam w sobie.
Deser mrożony
Mocną stroną – zwłaszcza dla miłośników słodyczy – są desery. Zakończyliśmy ucztę małymi pączkami podawanym na gorąco w sosie karmelowym i mrożonym kajmakiem z płatkami migdałów. Na szczęście dla nas desery podawane są w maciupeńkich porcjach. Dzięki temu wyszliśmy z tej potyczki zwycięsko.
Jestem przekonany, że nie była to nasza ostatnia wizyta w India Curry.
Gorące pączki
Komentarze
Ja to chyba w ogóle do ostrych przypraw sie nie nadaję. Kiedyś jadłam jagnięcine w sosie migdałowym, właśnie z hinduskiej restauracji, miała byc niezwykle łagodna, a ja ziałam po niej jak zganiany pies.
W Stanach zrobiłam zapiekankę w babeczkach z ciasta (nawet miały pokrywki z uchwytami, tak się zawzięłam), wydawała mi się ostra do niemożebności, a moi znajomi Włosi spokojnie posypali to jeszcze ostrą papryką. Dość obficie.
Choć kod niezwykły – 5566 – wybredna Echidna nie popada w stan olśnienia. Potrawy na fotografiach wyglądają wspaniale i smakowicie. Przyznaję.
Mój problem polega na przedawkowaniu zapachów w kuchni indyjskiej.
Restauracje serwujące dania tego rejonu można wyczuć na przysłowiowy kilometr.
Próbowałam i jakoś mi nie „podchodzi”.
Dodatkowym czynnikiem nastawiającym na nie jest jeszcze inny zapach.
Ciało na takiej diecie przesiąka przyprawami. Ogólnie mówiąc nie jest to Coco Channel.
Pracowałam kiedyś dla klienta. Miły człowiek lecz gdy przychodził cały pokój nasiąkał mieszaniną woni jakichś olejków, przypraw i tego co wyżej. A wywietrzyć trudno – okna od sufitu do podłogi, to prawda, lecz same szyby. Jedynie klimatyzacja dostarcza pseudo świeżego powietrza.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
W mojej wsi jest co najmniej 5-6 lokali z kuchnią indyjską, nawet na Jungfraujochu jest indyjska restauracja, a w gazetach co chwila poszukują kucharzy potrafiących ugotować dobre curry. Wszystko przez turystów z Indii, którzy upodobali sobie nasze okolice, bo niektóre sceny w filmach produkowanych przez Bollywood kręcone są w śniegach i romantycznych landszaftach alpejskich, jak nie przymierzając „Bondy” 😉 Sama widziałam kiedyś na przełęczy Grimsel wielką ekipę filmową i ich słynne gwiazdy w sandałach na śniegu powtarzające kilkakrotnie scenę miłosną, aż zsinieli 🙄
Z tymi filmami nastała moda na krajobrazy alpejskie, ale nie na alpejską kuchnię. Szanujący swój żołądek Hindus szuka indyjskiej restauracji lub podróżując grupowo zabiera własnego kucharza.
Miejscowych restauracji nie testowałam, ale jednej na pewno już nie odwiedzę po takiej recenzji:
„This tackily decorated Indian restaurant fails on all counts, ambience, service, food and most importantly value for money. Its an overpriced disaster from the word go. The agonizingly long wait for the food, misleads you to anticipate freshly cooked, passionately prepared Indian cusine. Imagine our dismay, shock and horror when the chicken tandoori we ordered is dry bits of chicken, sprinkled with some chilli powder and cooked in anything but a tandoor. The biryani which is a dish of delicately fragranced basmati rice, served on a bed of succlent lamb and garnished with delicate dry fruits was in this instance a blob of rice, with tomato paste. The shahi mutton was a tomato gravy that doubled for the base of most curries served there. The palak paneer, spinach with cottage cheese, was infact spinach without the cottage cheese. The much anticipated prawn curry ( house special sauce) was frozen prawns in the widely used tomato base once again.
The damage for this disastrous meal 180 CHF or 150 US dollars for 4,without alcohol.”
😯
nemo to chyba prawdziwy Hindus też tam nie pójdzie …
ciekawe jak cenowo wypada ta restauracja opisana przez Gospodarza …
dzisiaj będzie dobry powód wypić za blogowiczów bo chyba nam stuknie 200 000 komentarzy … 🙂
a ja jakaś wstałam przeziębiona i zastanawiam się dlaczego … może faktycznie wirtualne wirusy atakują … 🙂
Jolinku, cenowo to można sobie sprawdzić 😉
http://www.indiacurry.pl/
nemo –
cytowana przez Ciebie recenzja zubożona jedynie o czystość panującą w sali restauracyjnej i na zapleczu, a także jakość i świeżość produktów, mogłaby być jedna z wielu jakie ukazują się w naszej prasie.
Niechlubne niestety.
E.
Acha –
Możecie dzisiaj toastowo spełnić zdrowie Wombata. Urodzinuje się. Właśnie udajemy się na urodzinowy obiad. We włoskim stylu i pod opiekuńczym skrzydłem niejakiego Anioła. Michała zresztą.
E.
no to tylko kawa w cenie dla każdego … 😀
za Wombata się wypije … 😉
Serdeczne zyczenia dla Wombata!
Smacznego dla zwierzatek i milego wieczoru w M.
Dzien dobry dla calej reszty,
pepegor
dziewczyny (starsze chłopaki też) piwo trzeba pić .. a ja nie przepadam to mleko dalej będę pić:
http://media.wp.pl/kat,1022939,wid,11936731,wiadomosc.html?ticaid=199ca
Zawsze się zastanawiałem, co ludzie widzą w „ostrej kuchni” Pali, pali…. i nie czuć smaku potrawy. Później trzeba wypić 5 litrów wody, żeby spłukać ten ogień. Kiedyś zmuszony dietą (nerki) poznałem smak potraw bez soli i ostrych przypraw. Był wspaniały. Osobiście uznaje zioła. Z umiarem. Ale żeby się torturować palącą papryką. Wiem, są różne gusta 🙂
ja i ostre, i umiarkowane doceniam (zależnie od aktualnej ochoty), choć ze smaków umiarkowanych sushi mi nie podeszło, ale za to nieumiarkowanej słodyczy mówię raczej nie 😉
Marudo,
pamiętasz, po co płynął Kolumb do Indii? I jak cenne były przyprawy w średniowieczu i do czego służyły?
W naszym klimacie, dzisiaj, przy w miarę higienicznym przechowywaniu i przygotowywaniu potraw rzadko atakuje nas salmonella, listerie i bakterie coli; jad kiełbasiany już się prawie nie zdarza 🙄 Nie musimy „wypalać” naszych trzewi bakteriobójczymi przyprawami, ale kuchnia w innych okolicach nie obejdzie się bez tego typu wspomagaczy. Doświadczenie nauczyło ludzi, co w jakiej okolicy jeść, by smakowało i nie szkodziło. A jak już organizm się przyzwyczai, to nawet w gorącej Australii będzie marzył o kapuście kiszonej, a w Alpach o curry 😉
Nemo, ja to rozumiem, miałem na myśli nas – Polaków.
Ognia od palącej papryki nie da się spłukać wodą. Najlepszy jest jogurt, a w skrajnych przypadkach oliwa. Przepłukać usta i ostrość ustąpi.
Marudo,
różne są gusta i… wytrzymałość na ból 😉 Jedni się snobują, inni mają niewrażliwe podniebienia. Osobiście lubię czasem jeść pikantnie, ale nie tak, by potrawa wywołała pot na czole, a ostrość zagłuszyła wszelkie inne doznania smakowe 🙄 Mój Osobisty w ogóle nie lubi ostrych potraw, ale w indyjskiej restauracji w Anglii jadł ze smakiem, bo kucharz uprzedzony o awersji do chili dostosował się do jego gustu. Jedzenie było smakowite, ale oczekiwanie na podanie też prawie „agonizingly long” 🙄 Na szczęście potrawy były rzeczywiście świeżo przyrządzone i podane na skwierczącej gorącej płycie, a piwo Cobra – zimne i przyjemne w smaku.
Zieję od byle czego. Średnie to dla mnie stanowczo za dużo. Nie lubię płakać w talerz. Pan mąż jak ja, młode znacznie ostrzej.
Dzisiaj mięskowo-warzywny bałagan w naleśnikach. Mam wolne i czas na zabawę 🙂
dzień dobry, choć nadal pochmurny 🙂 Za ostrymi przyprawami nie przepadam, ale pomieszkując w Meksyku poznałam co znaczy piekielny smak chili. Wszystko co się da zjeść (może z wyjątkiem tortów, niektórych deserów) jest posypane sproszkowaną chili, albo umaczane, czy polane sosem typu tabasco. Nie dość, że ostra papryczka jest nieodzownym składnikiem potraw, to nawet w sklepach, gdzie sprzedawano owoce, dla degustacji, na tacach bywały pokrojone kawałki np. melona, czy jabłka, obficie posypane chili. Cukierki, lizaki dla dzieci też często o smaku chili. Wszystkie te ostrości są zapijane wodą dolewaną do szklanki wypełnionej po brzegi lodem, dobrze chłodzonym piwem itp. A zapach, który kojarzy mi się z tamtą kuchnią – to głownie zapach tortilli z mąki kukurydzianej i listków kolendry.
Witam 😀 Jeśli chodzi o ostrość potraw, to ja należę do osób umiarkowanych.
Też jestem zdania, że bez sensu jest jedzenie potraw tak ostrych, że mój organizm głupieje a „dziób” woła „gore mi, gore”, dlatego po pierwszej próbie zjedzenia pepperoni, więcej nie próbuję i chili dodaję do mięs bardzo mało. Natomiast uwielbiam imbir. Odkąd – w ramach eksperymentu – posypałam rolady wołowe odrobiną zmielonego imbiru (oprócz tradycyjnych ; soli, pieprzu, gałki muszkatołowej ), mam nakazane przez rodzinkę w ten sposób przyprawiać.
Mam dzisiaj totalny „dzień dziecka”, znowu awaria 🙁 jestem bez ogrzewania, ale to jest „mały pikuś”, bo i tak mam wyłączone na super mini grzanie. Najgorsze jest to, że nie mam ciepłej wody 👿
Z moich wyliczeń wynika, że co dwa tygodnie dwa OPEC-e, obsługujące naszą aglomerację, wymieniają się awariami.
Kiedy odkryłem jak łatwo zrobić można pieczywo indyjskie jak: poori, naan, chapati, pity, parathy, roti, i jak nimi wspaniale ściera się sosy (tak wogóle świetny pomysł, że pieczywo służy zamiast sztućców) kuchnia indyjska często gości u mnie w domu niekoniecznie jako pełne dania ale właśnie pieczywo.
Garam masala, które łatwo zrobić domowym sposobem polecam mieć na podorędziu na półeczce. Sypiemy w razie czego na fileta z kury, podlewamy kokosowym sokiem i włala – Indie w domu.
Czy to jakaś azjatycka ekspansja? 😯
U Gospodarza – restauracja indyjska.
U Barei – przepis na samosy, mniam 😀
W gazecie z Migros – kuchnie Japonii, Chin, Indii, Tajlandii…
Nemo, podejrzewam, że w ludzkiej naturze leży ciekawość a my doczekaliśmy czasów, kiedy wszelkie nowinki docierają niemal natychmiast.
Jolinku,
czy to znaczy może, że mój brzuch to taka krzemowa dolina?
Otwieram magazyn COOP-u na ten tydzień i co widzę? Kuchnie Japonii, Wietnamu, Tajlandii, Indii… 😯 W każdej z obu największych sieci sklepów spożywczych wyeksponowano potrzebne do azjatyckiego gotowania produkty, przyprawy, sprzęt, w gazetach – przepisy i informacje o restauracjach (w każdej po jednej restauracji każdego rodzaju, ale w różnych miastach Szwajcarii), wywiady z kucharzami i Azjatami czasowo przebywającymi w Helwecji, o tym, co im u nas smakuje (muesli, ser, czekolada) itp.
Normalnie zmasowany atak 😯
Nastawiłam zakwas na chleb żytni.
Nemo, 14 lutego zaczyna się Nowy Rok Chiński i to pewnie dlatego jest taki zmasowany atak 😀
…Bo kuchnia orientalna jest po prostu
– smaczna
– odmienna od europejskiej w ‚egzotyczny’ ale i sympatyczny sposób
– stosunkowo łatwa i niepracochłonna/nieczasochłonna
– niekosztowna
…a intensywność przypraw można wszak znakomicie regulować…
😉 🙂 😀
99ff
pepegor – na żebra od kaszlu gorsza jest czkawka, nie próbuj!
a cappello,
wszystko to nie ulega wątpliwości, zastanowiło mnie tylko, dlaczego w tym tygodniu? 😯
MałgosiaW podała bardzo prawdopodobny powód, nadchodzący rok tygrysa 😀 O tym nie pomyślałam.
Uwaga!
W chiński Nowy Rok nie wolno kupować butów, bo xiezi (??, Xiézi) oznaczające buty jest podobne do xie ?, Xié(zły,niezdrowy) i nie wolno obcinać włosów (? / ?, F?) bo się odetnie szczęście ( ? / ?, F?)
Swiatło w domu powinno palić się przez całą noc, aby odstraszyć złe duchy i oświetlić szczęściu drogę do naszego domu 🙂
Ha, nie przyjmuje chińskich obrazków 🙁
Żabo,
wiem o tym! Dlatego unikał bym teraz szczególnie wszelkich chili w znaczniejszych ilościach, bo od tego zaraz bierze mnie czkawka.
A propos Twego rannego jeszcze wpisu. Kochana, ja o Tobie i Twoim zajściu w boksie faktycznie myślałem. Myślałem zarówno wtedy jak o tym napisałaś, ale tez wtedy, jak mnie się to stało. Myślałem tylko, to teraz za nią odwali ten codzienny kawał roboty. Ty i tak jesteś taka jakaś. Powiedzieć dzielna, to stanowczo za mało.
Już dwa tygodnie czekam na mój wygrany kalendarz Polityki z zegarem, bezskutecznie 🙁
Osobisty powiedział, że może pocztowi antyterroryści wysadzili go w powietrze bez otwierania, bo… tykał 😯
Nemo, cierpliwości, brnie przez śniegi 🙂
A ja dzisiaj korzystam ze wspaniałej inhalacji – całe mieszkanie w aromacie grzybowym (zupa z „prawdziwych” grzybów). Od pół roku, co otwierałam zamrażalnik, to do mnie „mrugała” paczuszka zamrożonych świeżych grzybów i ciągle mi było żal ; tak malutko a sezon jeszcze tak daleko (chlip, chlip).
Haneczko, 😆 😆
Ciekawe czy Gospodarz jest w stanie podać statystyki zamieszczanych komentarzy na naszym blogu. Dla zwycięzcy zegar z kukułką.
Pewnie poleciałby do Kanady. Tak sobie kompinuję . Druga nagroda do Szwajcarii. Albo odwrotnie.
199966
memo:: jak pisze „a cappella”: kuchnia orientalna jest wyjątkowo smaczna a raczej aromatyczna i czesto prosta, jak wspomniane przeze mnie „chlebki” indyjskie. Co do kuchni japonskiej to nie mam pewności – to dla mnie raczej moda. Wygląda to pięknie, ale zrobić porządne sushi czy sashimi nie jest łatwo. Upraszczam oczywiście japońska kuchnie do sushi bo takowa jest głównie serwowana.
Polecam jaja po tajsku z indyjskim pieczywem – niebo w gębie.
Bareya,
Czytałam kilka dni temu twój wpis o tajskich jajach – chyba chciałeś napisać „piekło w gębie” 😉
Mnie od tej kuchni odrzucają zapachy. Parę lat temu była taka knajpka nad Maltą u nas – ludzie się zachwycali (prowadzili ją Taj z Syngalezem) a ja musiałam się wycofać nie przekraczając progu. No, nie dało rady.
Dobra, a teraz wieść – ja wiem, czy zła? czy dziwna?. Byłam dzisiaj u lekarki rodzinnej nie z przypadłością nagłą, tylko okresowo odnawiam recepty itp. Pani doktor mnie osłuchała, potem kazała osłuchać stażystce, potem zapytała, jak sięczuję. Diabli nadali – jak się czuję… jak zwykle, ani lepiej, ani gorzej. A czy gorączkuję? Nie, nie gorączkuję, nie pocę się, nie mam kataru, jak na swój wiek, to prawie zdrowa jestem. Obie panie pokiwałt głowami, kazały zaraz dzisiaj zrobić rtg klatki piersiowej i ppojutrze przyjechać z wynikiem po kurację; zacząć musimy niestety od ręki – antybiotyk, osłona, wyksztuśne itp itd. Skołowana wyszłam, patrzę na skierowanie, a tam pogrubioną czcionką „zapalenie płuc”. Czy można mieć bezobjawowe zapalenie płuc?
ewa:: No piekło w gębie było za pierwszym razem jakżem robił te jaja po tajsku. Później – dla zdrowia – zmodyfikowałem przepis. I dla dobra stosunków między ludzkich – cokolwiek to oznacza.
Pyro:: A bo do dupy mają owe restauracyje umieszczone kuchnie i wentylacji brak. Cały „smrodek” pałęta się wszędzie a nie powinien.
Zapachu na sali konsumcyjnej nie powinno być wogóle.
Powinien rozkwitać nad potrawą a się pałęta wszędzie jak trzaśnięta dechą kura.
Tu jest chyba problem, tak mniemam, bo parę razy wychodziłem z malutkich restauracji chińskich, bo nie szło wyrobić od zapachów. A jak kucharz oleju sezamowego nadużywał to to niedochodziłem nawet do stolika.
Smrodki towarzyszą także zwyczajnym knajpom europejskim, tylko nas może mniej odrzucają wyziewy z kapusty czy starej frytury, bośmy przyzwyczajeni 🙄
Pyro,
medycyna ma w zanadrzu dużo różnych diagnoz, bywają nawet atypowe zapalenia płuc 🙄 Moja teściowa też takie miała, bez gorączki i kaszlu. Trwało długo, ale wydobrzała zupełnie. Jednego tylko nie pojmuję, tego odsyłania do rentgena i przynoszenia wyników po 2 dniach 😯 Czy w tej przychodni nie można zrobić prześwietlenia od ręki, obejrzeć i zdiagnozować? W mojej wsi każdy lekarz ogólny to potrafi i albo ma własny aparat, albo posyła chorego do miejscowego szpitala, a tam robią to natychmiast.
Tak czy owak, życzę Ci, aby diagnoza się nie potwierdziła, a szmery i trzaski w płucach były od papierosów, które może wreszcie rzucisz. Dobrzej rychło 🙂
Misiu,
sugerujesz, że kukam ze zbyt wielką częstotliwością? 😉
Nemo, Pyra pęknie ze śmiechu 😆 Za to ja się kajam. Zlewałam dzisiaj Twoja nalewkę. Wcale nie jest zielona, ma piękny kolor ciemnego miodu. To zielone osadziło się grzecznie na dnie słoja 😯
Dzień dobry Szampaństwu.
Przeczytałam tylko wpis Gospodarza, zaraz podreptam do tyłu na komentarze. Ja faktycznie nadaje sie do piekła, mnie tam nic nie spali – im ostrzejsze, tym lepsze. Kufel piwa na podorędziu, jogurt to dla nieletnich 😉
Idę poczytać…
i zauważyłam już w biegu, że to Wombata zdrowie dzisiaj wznosimy?
Wszystkiego najlepszego! Toast będzie stosownym o stosownej godzinie, Wombat!
Nemo,
Najmocniej przepraszam, ale się uśmiałam. W moim 40-tys. mieście, na wyniki bezpłatnego rentgena możesz czekać i tydzień. Jak sobie zapłacisz to jakieś 2 dni. Przy czym, jak przyjdziesz ze skierowaniem, niekoniecznie zrobią Ci zdjęcie tego samego dnia… Tyle na temat niecnej działalności polskiej służby zdrowia.
Bareya,
Toteż miałam na myśli tę pierwszą wersję jaj 😉 .
Witam,
Zdrowie Wombata wypijam z bombelkami z zielonego wina 🙂
Pikantene zawsze, w duzych ilosciach, moze z wyjatkiem kawy, bo nawet banany kocham z pikantnym sosem – chyba sie uzaleznilam 🙂
Ewo, Haneczko,
cieszę się, że wprawiłam Was w dobry humor 😉 Serio jednak jestem przekonana, że i w polskiej służbie zdrowia zapanuje w końcu jakiś porządek i reżim ekonomiczny i lekarzom będzie się opłacało robić coś natychmiast, inaczej nie dostaną pieniędzy, bo pacjent pójdzie do konkurencji. W powołanie i takie tam przysięgi nie wierzę, medycyna to też biznes jak inne.
Nemo,
Masz rację że medycyna to biznes. Obecnie taki porządek panuje w prywatnej służbie zdrowia, ale za to trzeba płacić. No, chyba że masz szczęście pracować w firmie która opłaca abonament medyczny, a takich jest coraz więcej (mam na myśli korporacje). Dobre i to.
Co do państwowej służby zdrowia, chciałabym wierzyć że stanie się tak jak piszesz…
Pyro – z rodzinnych doświadczeń wiem, że można mieć bezobjawowe zapalenie płuc (zostało wykryte poniekąd przypadkiem przy okazji innych badań). Było wyleczone szybko i bez komplikacji.
11cc – czy taki kod jest już magiczny czy tez może jeszcze zbyt mało wyrafinowany?
Tak nemo, Tobie w Szwajcarii, mnie we Francji, wydaje sie nieprawdopodobne, ze tak trudno umowic sie w Polsce ze specjalista, ze na badania sie czeka i ze leczenie kosztuje tak duzo. Wiem to od rodziny i ubolewam i tez chcialabym, zeby zmienilo sie na lepsze, tylko kiedy?
Pyro, mamy nadzieje, ze nawet jesli diagnoza jest prawidlowa, szybko odzyskasz forme. Trzymamy kciuki a o 20 wypije za Twoje zdrowie.
Ewo, ja też mam taką nadzieję. Sama jak rok temu dostałam skierowanie na RTG a wynik mogłam otrzymać za …… 3 tygodnie, bo lekarz opisujący zdjęcia był na urlopie 😯 I to się nie działo w buszu, ani na stepie, tylko w samiutkim centrum ogromnej aglomeracji. Ale byłam 😡
Zgago, troche z opoznieniem, bo dotyczy Twojego wczorajszego wpisu 23:12, ale chcialam sprostowac, ze kuchnia prowansalska nie nalezy do tlustych. Kroluje w niej oliwa z oliwek, je sie duzo ryb, warzyw, owocow, miesa tez oczywiscie. Ze wszystkich francuskich prowincji jest to kuchnia zaliczana do najzdrowszych a polaczona z dobrym klimatem wyjasnia pewnie obecnosc w Prowansji tylu stulatkow. 😉
to byl blad. jak czlowiek wraca z pracy glodny i zmeczony, nie powienien patrzec na takie zdjecia, a juz w ogole nie powinien czytac o jedzeniu… ide zjesc kolacje. wroce pozniej…
Nowoczesność i do nas pomału wkracza. W szpitalu w Poznaniu wyniki rtg dostałyśmy z mamą po 10 minutach oczekiwania – zdjęcie nagrane było na płytę CD. W przyszpitalnej przychodni i w szpitalu każdy lekarz może zajrzeć do bazy zdjęć i je tam zobaczyć (nawet stare zdjęcia). Za to jak się z takim zdjęciem na płycie poszło do np. do przychodni rehabilitacyjnej (już poza szpitalem) to były jęki bo nie było pod ręka komputera, 😯 na którym można by takie zdjęcie obejrzeć. Nauczona doświadczeniem na jakąś taką wizytę zabrałam laptopa, ale pani doktor machnęła ręką i zrezygnowała z oglądania zdjęcia.
Wierzę, że za jakiś czas i w naszej służbie zdrowia coś się zmieni na lepsze. Zgadzam się z Nemo, że tylko konkurencja i pieniądze „idące za pacjentem” mogą usprawnić działanie lecznictwa.
To ja mam chyba to bezobjawowe zapalenie płuc. Nie mogę kaszlnąć, ani łyknąć większego kęsa, ani podnieśc prawej ręki z obciążeniem, ani nożem na talerzu pokroić i to mi się tak dzisiaj po południu zrobiło. Musiałam się gdzieś solidnie, nawet bardzo solidnie naciągnąć, ale nie mogę sobie nic takiego przypomnieć, w koncu stale robię to samo. Ani sie nie wywróciłam, ani z niczego nie spadłam, ani pod nic nie wpadłam. Dziwne wielce. Przebrałam się w piżamkę, łyknęłam coś od bólu i pod kołderkę się grzać. Może by trzeba było coś chlaBnąć nie czekając na czas toastu? Nawet pisać nie bardzo mogę, chyba, że się zgarbię nad klawiaturą. Dziwne wielce.
Służba zdrowia w kabarecie http://www.youtube.com/watch?v=IHsBghStfvQ&feature=related
No to trzeba dzisiaj solidnie chlapnąć.
Za Wombata, który ma Echidnę, więc niczego mu nie życzę, bo niczego mu nie brakuje 😀
I za słabujących. Istny pomór: Pepegor potłuczony, Nisia zległa, Pyra płucna, Żaba złapała dziwne. Ja się tak nie bawię 🙁
Ja jestem z lekarki domowej nawet zadowolona. Bardzo solidna osoba. Dlaczego 2 dni? A, bo nasza przychodnia ma podpisaną umowę z tą od rentgena i nie mogę iść nigdzie indziej (chyba, że zapłacę). Ta z rtg działa – i owszem – do 19.00, ale zdjęcia są opisywane dopiero następnego dnia, czyli jutro. Jutro jednak nie ma rodzinnego, bo jest na szkoleniu. Ergo – z wynikami pojutrze.
Cyrk był z obiadem – jako, że jeździłyśmy z Młodszą to tu, to tam, nie było czasu ugotować obiadu. Od czego jednak zamrażarka? Wyciągnęłam 2 pojemniki z pierogami. Nie podpisane. A na obiedzie miało być jedno z dzieci blogowych. Zgaduj zgadula co będziemy jedli? Okazało się, że Pyry przysmażyły sobie pierogi z kapustą, mięsem i grzybami – na słonince, Dziecku zas trafiły się mięsne. Też przyrumieniłam i pytam czy chce coś do polania tych pierogów – mogą być skwarki, śmietana albo sos grzybowy. Wybrał sos, a popijał wodą mineralną! Taki gust i co zrobisz?
Rozpychać łokciami nie umiem a bolą jak po upadku z rowera. W płucach też dziwne odgłosy, głowa też nie bardzo. Rozchorować się można jak się bloga czyta. Oby do wiosny.
Pyro,
woda mineralna pasuje do wszystkiego 😉
Skoro Wombat ma wszystko, to życzę mu tylko zawsze pasującej pogody 😀
Zdrowie wszystkich połamańców, cherlających i niemrawych, coby im siły wszelkie powróciły jak najszybciej, bo to już nie blog kulinarny, a lazaret 😯
Po kolędzie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=akS25L2Gy0A&feature=related
998
Pogotowie 999
200000
Misiu,
odliczasz?
Gratuluję refleksu 😀
Hurrra 200 000 komentarzy !!!
Teraz możemy czekać na milion.
wiedziałam, że Miś to zrobi … 🙂 … od rana się szykował ….
gratulacje dla blogowiczów …. 😆
Nemo – przecież pisałam, że mi znaleźli przy okazji. Nie wybieram się do lazaretu.
Wombatowi jak wymyślili mądrzejsi ode mnie, niczego do szczęścia nie potrzeba. Poznałam; sympatyczny, przystojny, wesoły, Echidna chwali, że i obiad ugotuje, jak trzeba. Więc wzniesiemy pod hasłem, oby gorzej nie było?
100 000 komentarz
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=645#comment-100000
Misiu,
który niby? Dupa Lenina? 😯
Zdrówka Wombatowi, zdrówka Panu Lulkowi.Zdrówka Pyrze i wszystkim blogowiczom. Zdrowie naszego Gospodarza i Naczelnego !!!
Teraz mogę się napić…
Stanisława
1114 🙄 Przy takim kodzie, życzenia muszą się spełnić.
PYRO, Żabo, Nisiu, PaOlOre i wszystkim niedomagającym; szybkiego wyzdrowienia.
Wombatowi 100 szczęśliwych lat 😆
Misiu zanim wychylę za zdrowie Wombata i wielkiego numeru to,pytanie: skąd Ty to wiesz? Sam przeliczyłeś? Ale jesteś pracowity! I to po tym machaniu łopatą. To zapewne dla wypoczynku.
No to szklaneczka absolutu z płonącym cukrem!
No to mój był 99 999 😀
Piotrze wystarczy kliknąć w
2010-02-09 o godz. 20:01
i widać który to komentarz.
Twój blog jest najczęściej komentowanym blogiem Polityki. Blog p. Passenta ma około 150 000 komentarzy. Gratulacje!!!
Fajny kod 4aaa i zyczenia dla Wombata,
wracam do masci, tabletek i napoji rzeczywiscie masakra
No to zdrowie Wombata!
U mnie czerwone, z Chile. Wszystkim wyjdzie na zdrowie!
O, i idę poczytać do góry, bo znowu jestem do tyłu 🙄
Robiłam porządki na półkach księgarskich i wsiąkłam. Otwieram ci taka jedną i kończy się porządkowanie, odkurzanie, zaczyna się czytanie. No i słoneczko tam nadawało akuratnie… i nic mnie nie poganiało.
Jeszcze raz Wombata zdrowie!
Alino, to widać z moją pamięcią jest „cuś” nie tak 🙁 Zdawało mi się, że Peter Mayle dziwił się w swojej książce (cudownej zresztą) p.t. „Rok w Prowansji”, że jak na jego dotychczasowe pojęcie o kuchni francuskiej, to w Prowansji jedzą nietypowo, ale może mi się coś „pokiciło”. 🙁
Dorotol, to za Twoje zdrowie, następny łyczek uskuteczniam. 🙂
nieco przyległam.
Zdrowie Wombata!
Za zdowie wędrowca na szlaku!
3333 <– 😯
Juz miałam odejść, ale zerknęłam… no wiecie co?!
Zdrowie Wombata!
Ten mój chłop mnie chyba zamorduje. No, tak tego tam… duchowo, bo nie rozumiem męskiego pomyślunku. Proponuję chłopu, to może dzisiaj takie gęste rybne (chodzi za mna już od paru dni).
A na to on, że przecież są jeszcze 2 schabowe z kostką (jemy od tygodnia, ileż można!!!), i jak bym do tego te potłuczone, oraz kiszoną (jeszcze jest), to jemu nic więcej do szczęścia nie potrzeba. No wiecie, co?! 😯
Chętnie, żadna robota, schabowe walnę tam i po przeciwnej, oraz w panierkę, kapustę lekutko doprawię, o takim banale jak potłuczone nawet nie wspominam!
Tylko zastanowiło mnie jedno – jak to, żarło i zadowolony?! 👿
A oto efekt moich wczorajszych działań kuchennych 🙂 Szkoda, że nie możecie się poczęstować 🙁
http://picasaweb.google.pl/haliczek5/KarnawaOwo#5436326498470308242
kod 6677 😆
Haliczku, toż to ….. o jejciu. Ile godzin pracowałaś nad tymi pięknymi pychotkami ? Jestem pełna uznania. 😀
Zdrowie Wombata, Sto Lat!
Zdrowie wszystkich niedomagających!
Haliczku, przepiękne! Możesz otwierać cukiernię, sukces murowany!
Haliczku,
tego szkoda jeść 😯
Alicjo, jak na dobrą żonę przystało, zapytałaś, to dostałaś odpowiedź. Ja też (teraz jak rzadko widuję) grzecznie pytam Starszą i Jej osobistego; „co Wam zrobić na obiad” ? No i dostaję stale tą samą odpowiedź; „naleśniki”. I po co za każdym razem pytam, skoro i tak znam odpowiedź ? 😉
Zgago =- też robię czasem róże karnawałowe. To się bardzo dobrze robi w 2 osoby – jedna wycinma kieliszkami krążki 3 różnych wielkości z tego ciasta, co to na faworki, a druga składa je po 3 i dociska (najlepiej na kapeczce białka. I teraz się smaży, jak każdy chrust ,kleks konfitury albo czekolady i cukier – puder
Jak są już złożone, to się je nacina – hurtem w 4 miejscach
Wiele serdeczności dla Wombata. I oczywiście sto lat!
Zdrowia wszystkim, których dopadła niemoc wszelaka!
Za następne 200 000 komentarzy!
Ewa i Dorota z Poznania
Zdrowie nas wszystkich … 🙂
tak po cichu chcę przypomnieć, że to ja od rana o okrągłym komentarzu napisałam … 🙂
Haliczku ciasteczka pychotki … czy to z ciasta faworkowego? …
Tak, z ciasta faworkowego, który podawała Pyra na blogu. Faktycznie, wyrób jest trochę pracochłonny, ale bez przesady 🙂 Miło mi, że Wam się podobają 🙂 a jakie są pyszniutkie, mniam, mniam
Pogieło ich, znowu zapowiadają -15*C na dzisiejszą noc. Z poprzednich -17, nawet się -10 nie zrobiło.
http://new.meteo.pl/php/meteorogram_id_coamps.php?ntype=2n&id=1747
Żabo, siedź pod kordełka i przestań z meteo.I tak będzie, jak ma być, a po co masz się denerwować?
O do licha, zobaczyłam to Haliczkowe i jakbym troszkę zmartwychwstała.
Ale tylko zdjęcie było, a nie prawdziwe, pod nosem pachnące, więc wracam do pozycji horyzontalnej.
Tytuł blogu trzeba by zmienić na Szpital, a przynajmniej Sanatorium.
Przeżegnałam kotlety młotkiem z tej i z drugiej. Ziemniaki obrać… za chwilę…
Na Zachodzie bez zmian.
Śniegu jak ni ma, tak ni ma i narodowa tragedyja.
Jaja se ta pogoda robi. A Żaba ma, chociaż nie chce i niepotrzebien jej.
http://www.youtube.com/watch?v=Fo4SblJ_SnU
Haliczek mnie pogrążyła 😯
Żabo, tu -12 🙁
Pyreńko, młody ma stanowczo za dobrze, na kolanach powinien zjadać 😉
To Pyra idzie teraz zobaczyć, co tam Panie w polityce. Nie patrzyłam juz 3 dni. I może też w sobotę te róże uskutecznię? Z połowy ciasta chrust, z połowy róże?
I Ty, Brutusie…
Haneczko, nie miałam zamiaru Cię pogrążać 🙂 Chciałam tylko pokazać , że i ja coś potrafię, bo czasami jak czytam o Waszych wyczynach w kuchni to nietęgo się czuję 🙁
Slina leci na sam widok tych rozyczek Haliczka – gratulacje. Chyba tez skorzystam z przepisu Pyry choc wcale nie jestem pewna rezultatu bo dawno juz nie robilam.
Najlepsze zyczenia dla meza echidny.
Nie mam motywacji, buuuuuuuuuu 🙁
Mam motywację. Talentu nie mam, buuuuuuuuuu ;-(
buuuuuuuu :-(, że buuuuuuu ;-(
O zaraza, muszę się uśmiechnąć. To mi się raczej udaje 😀
Ja już nic prawie nie mam (motywacja), mój lekarz gdyby widział, że klikam na klawiaturze, tak by mnie walnął po łapach, że pióra by poszły i iskry wręcz, a klawiatura w drzazgi. O, to tak a propos opieki lekarskiej i tak dalej, z lekarzem znamy sie bardzo dobrze od 28 lat.
Te lekarze coś mają namięszane albo co…
Nomen-omen zadzwoniła do mnie moja dawna współpracowniczka z Aspen.
Czy mam coś nowego, bo ona chętnie… i tu wielka opowieść, to inną razą może przytoczę). A ja mam zakaz nawet pisania na… no, tutaj! Co tu dopiero mówić o dzierganiu. Dłonie mi się kurczą do środka. Było się nie wygłupiać w swoim czasie… a bo to podpowiedział mi ktoś?!
Bez pasji nie ma życia, nie mogłam wolniej. No to mam…
Zresztą, co to, nie mogę na emeryturę?!
Haneczko, to żeby Ci się lepiej uśmiechało 😆
Podczas porządków w komputerze znalazłam takie „cuś” Mamy tu chyba nauczycieli akademickich, to może się wypowiedzą jak to z tymi studentami bywa, i czy rzeczywiście taka szczerość popłaca? 🙄
http://picasaweb.google.pl/haliczek5/Student#5436353146713625010
Haliczku, mam to w genach 😉
Bardzo poprawnie. No, może jeden przecinek. Ciało nie dało ciała. Miło 🙂
Haliczku, świetne 😆
Zgadzam się z Haneczką, że „ciało” nie dało ciała. Przy okazji przypomniało mi się wydarzenie związane z moją Starszą, która dostała piątkę z zadania domowego a pod koniec lekcji podeszła do wychowawczyni i skruszona powiedziała, że jej się ta piątka nie należy. Wychowawczyni zapytała dlaczego a moje dziecko, powiedziało, że ona sobie zapomniała o tym zadaniu domowym w domu i napisała je dopiero w szkole na przerwie. Jak wychowawczyni opowiedziała to na wywiadówce, to mnie zwaliło z nóg. Do dziś sobie łamię głowę, jakim cudem przy matce, która w Jej wieku mówiła prawdę tylko jak się pomyliła, uchowało się tak prawdomówne dziecko. I co ciekawe zostało Jej to do dzisiaj. 😯
Zgago… 🙂
Idę nalać coś poobiedniego, żeby wypić za naszą znajomą Julkę z Ottawy (z Polski – Poznań), zapłakała, że tragedyja, bo 50-tka, wytłumaczyłam, że durna aż sina – życie zaczyna się po 50-tce przecież! Trochę się naperswadowałam, ale chyba przemówiłam do rozumu.
Sursum corda!
Dobranoc Wszystkim, idę się dogrzać pod kołderkę. Miłych i ozdrowieńczych snów życzę. 😆
Alicjo, a ja już myślałam, że wszyscy poszli się dogrzewać 😀 Tak tu było cicho i głucho wszędzie. 😉
Alicjo, powiedziałaś, myślę, Julce z Ottawy, że jest jeszcze smarkata. 😉
Teraz już spadam, bo jutro mam sporo roboty – mam tylko nadzieję, że będzie ciepła woda – mam w tłusty czwartek przyjacielską imprezkę, to trzeba będzie zakasać rękawy (wreszcie).
Powiedziałam , Zgago, a nawet nakrzyczałam!
Poza tym… wino wyszło, więc nalaliśmy do kieliszeczków łajborowej, patrzę na etykietkę, a tam, ze z Poznania – a Julka z Poznania. No to się rozkrochmaliła trochę i za moment doszła do wniosku, ze nie ma to, jak pyry.
Nastąpiła nadprodukcja słowa „mam” – przepraszam 😀 To widoczny znak, że czas na sen.
Alicjo, Ty kusicielko 😆
A ja sądzę, że nie ma to jak mili ludzie, wszystko jedno skąd. Znam sporo Ślązaków, o których bym nie powiedziała, że nie ma to jak Ślązak. 🙁
Mnie to wszystko „zajedno”, kto skąd, każdy ma swoje Bartniki 😉
A Julkę z Poznania znam od czasów, kiedy przyjechaliśmy do Kingston, oni tydzień po nas (od 15 lat w Ottawie). Taka nasza tutejsza „rodzina” w pewnym sensie. Świat jest malutki, jej mąż chodził do jednej klasy z moim ulubionym kuzynem z Poznania! Zresztą, kilka lat temu Julka z Tomkiem byli w Polsce i spotkali się z moim kuzynem i jego rodziną.
Mówię… świat jest malutki – tylko zapytaj, a nagle się okazuje, ze jak nie znasz, to Twój znajomy zna, albo Antka kobity brata szwagra syn, a ty tego syna znasz, albo Antka kobitę 🙄
Szwagra zna każdy, wiadomo!
Six degrees of separation…
Bywałam bigbitówą 🙄
A co, była okazja, instrumenty i zespół wzespół!
Rok temu na urodzinach Wojtka (gitara), jego żona na perkusji, Jerzor zdjęcia… ha ha… 😉
Brzmienie mieliśmy doskonałe, sąsiedzi nie weteryniowali, czyli znośni byliśmy o 3-ciej w nocy. Właśnie Wojtek (muzyk, informatyk) mi przypomniał…
http://alicja.homelinux.com/news/img_9488.jpg
W ramach otwierania oczek (dziwna pora, powinno się je raczej zamykać na naszych szerokościach geograficznych) zajrzałam do średnio starych Wysokich Obcasów i znalazłam coś ciekawego. Znacie ten adres? Bo może jako w miarę nowa wywalam otwarte drzwi.
http://ucztababette.blog.com
😆
Stosowna (dla mnie) dyskoteka. Nikt nie musi słuchać.
Chrypę mam mniej więcej… 😉
A dziewczyna doskonała.
http://www.youtube.com/watch?v=5FMhnl0__Vo
Samozwańczo zgodziłem się robić jako „przedłużacz” tego Blogu. Przdłuzacz imprez wszelkich – urodzin – Wombat, 100 lat!!, imienin, „przedłużacz” picia za zdrowie wszystkich chorujących i niedomagających – Wasze zdrowie!!! Dopóki sam jestem zdrowy, to robić to będę. O ósmej „mojego” czasu.
Dzisiaj nietypowo – Southern Cofort + Ginger ale + lód.
Przed chwilą przeczytałem, że w tym roku jest 50-ta rocznica powstania The Beatles. Jak ten czas goniQ!
http://www.youtube.com/watch?v=_59n86U3Dvs
Jaka tam dziwna pora, ja mam naokoło doby 🙄
I nigdy nie wiadomo, kiedy to naokoło na chwilkę przystanie.
A pamiętam film, Uczta Babette.
Gdyby nie przyjaciele z Europy, (podesłali), moze bym nawet nie słyszłam byłam bym, a tak to i widziałam, i mam na podesłanym dysku.
Świetny film.
Nowy…
… a czas goni, a czas goni…
przodem puszczajmy drania!
http://www.youtube.com/watch?v=-8zglCbLG1U
…starzejmy się, nie doroślejąc 🙂
Halo, tam za wielką wodą.
Jestem znowu i dotruwam się.
Poczytam trochę do tyłu.
Nie uwierzysz, ale to samo chciałem Ci napisać. I tak trzymać! 😆
Do później, albo do jutra, mam znowu „zlecone” na głowie, spróbuję popracować.
Pepegor hej,
Masz jakby lepszy głos dzisiaj 🙂 . Mam nadzieję, że idzie ku lepszemu! Twoje zdrowie też!!!
Lepiej Nowy, wyraźnie lepiej.
Już nie muszę się bać tego kaszlu. Przynajmniej do czasu, jak siedzę w ciepłym i unikam pewnych rzeczy jak np: kwaśnych owoców. Ciekawe, że lata całe stosowałem cytryne w takich przypadkach, tn. aby uspokoić kaszel, a wczoraj dostałem tego nawet od jabłka. Teraz doszło co innego. Jak tylko wstanę i się wyprostuje, to jeden mały mięsień w klatce, albo może dwa dostają skurczu i też mnie zaraz skręca z bólu. Na to wystarcza jednak ten gorset z trzech pasków, który zakładam na piersi i mogę działać normalnie.
Ja słucham Roda Stewarda (I am sailing).
Pepegor,
imbir, cytryna i miodzio działa . No i dobra muzyka! 😉
O, proszę…
http://www.youtube.com/watch?v=Bpbuqh12oj4
Ostrzysz Alicjo kurs na te ciepłe morza. Zazdroszczę Wam, też by się chciało.
Na razie realia są inne i jutro będę musiał wymiatać śnieg, a u Nowego ma być tego zatrzęsienie.
Martwi mnie Żaba, bo znowu coś niedomaga, a u niej to wtedy naprawdę ciężko. Żabo jan nie śpisz to kliknij krótko!
To z tym imbirem i cytryna mam zapisane i wyprobuje.
Siedziałam, słuchałam i wysiedziałam.
Nihil novi. Stara kobieta wysiaduje. Jerzor zasnął 🙄
Zagrzał wyrko, to dobrze 😉
Lecę do
… temperatury u nas paskudne minusowe, śnieg dla dekoracji, a o Zachodzie, gdzie ma być Olimpiada, to cichusieńko…nic nawet nie wspominam. Patriotką kanadyjską jestem także zarówno, i niby ten sport mi lata i wiewa, to sie poczuwam od serca, że oh, Canada…
O, nie myślcie sobie, po pierwsze primo ZAWSZE trzymam kciuki za Polaków! Po drugie primo – za Kanadoli 😉
Dobra… idę coś poczytać… wyrko zagrzane…
Nie wytrzymałem. Zajrzałem.
Pepegor, masz rację, jutro ma być sniegu około pół metra lub więcej, czyli, jak na tutejsze warunki, dużo. Dojazd do domu gdzie mieszkam odgarnia sąsiad, Jakubowsky się nazywa, ale z Krajem już nic wspólnego nie ma. Ma za to traktorek z małym pługiem (znamy się tylko z wzajemnego „Hello”), którym od jakiegoś czasu odgarnia śnieg na moim wjaździe. Nieproszony! Nawet mu nigdy nie miałem okazji podziękować! On po prostu wie, że ja nie mam traktorka z pługiem, a dla niego to kilka minut. Ot, Ameryka(!), a właściwie amerykańska prowincja, bo w wielkich miastach jest znacznie gorzej, ale tutaj, jeśli chodzi o wzajemną życzliwość – życzyłbym sobie, żeby tak było w Polsce.
Dobrej nocy Nowy,
dobranoc wszystkim,
zakrecam swiatlo,
pepegor
No dobra, powiem Wam. Dzisiaj mnie Opatrzność ustrzegła!
Klapa byłaby na całej linii, po prostu obciach!
Kilka dni temu Krystyna prosiła mnie, cobym fotosprawozdał, jeśli coś gotuję. A ja gotuję czasami, chociaż się tym rzadko chwalę. Dwa dni temu zrobiłem mielone, jak Gospodarz przykazał. Zdjęcia zrobiłem także, jak Krystyna przykazała. Dzisiaj chciałem je „wrzucić” na Blog. Ale coś mnie trąciło – spójrz wstecz! I spojrzałem! Na haliczkowe róże! Wyobraźcie sobie te moje mielone przy haliczkowych różach!
Opatrzność czuwa! Nie pozwoliła! Nie jest ze mną tak źle, jakieś zasługi chyba tam mam!
Dobranoc Wszystkim.
Nowy, oszalałeś! Co mają róże (przepiękne zresztą) do mielonych? To zupełnie nieporównywalne! Ty, jako rolnik, powinieneś wiedzieć najlepiej – na wystawach rolniczych przecież róże osobno a kapusta i buraki też osobno! Zaraz wklejaj te mielone i nie kryguj się! Żeby mi tu więcej takich pomysłów wstydliwych nie było!
A ja spałam prawie do teraz, znaczy psice obie chyba się przestraszyły, ze pańcia kiepska i nie budziły mnie przez całą noc. Też swój rozum mają.
A swoją szosą, Nowy, to mi zrobiłeś apetyt na mielone. Mogłam wczoraj mięso kupić, ale trochę spodziewam się dziewczyny do pracy (jak wcześniej starałam się, zeby przyjechała jak najpóźniej, tak teraz zaczynam jej wyglądać) i nie wiem co ona je, podobno jest na diecie i sama sobie coś pichci. Na wszelki wypadek kupiłam biusty kurczacze, to takie neutralne mięso.
Przy okazji odkryłam, ze jedna ze starych lodówek, wstydliwie stojąca w spiżarni, się zbuntowała, wyłączyła i kapie. Niby nic sie nie stało, w zamrażalniku tylko bułki i trochę kruchego ciasta, ale w razie co trzeba podjąć decyzję. Pokręciłam pokkrętłem od temperatury i chyba zaskoczyła. Pójdę sprawdzić.
ja wiem, że w razie „czego”, żeby nikt nie myślał
Mnie tam za jedno – może być w razie co 😉
Idę poczytać dzisiejsze świeże.