Come fare paella
Bardzo mnie ubawiła książka (śmiech zadecydował, że wydałem na nią pieniądze) pod tym włoskim tytułem i napisana przez włoskiego autora. Czy Hiszpanie nie mają własnych kucharzy, którzy posiedli też sztukę pisania i mogli by zaprezentować sztandarowe danie rodem z Walencji? Ale przeglądając książkę znalazłem w niej sporo informacji wartych zapamiętania oraz dziesiątki przepisów, które chciałbym zrealizować.
I tak oto mam włoską książkę o hiszpańskiej kuchni. A w niej parę podstawowych rad, które warto upowszechnić. Ci, którzy je znają, to sobie te reguły utrwalą, a ci, którzy o tym jeszcze nie słyszeli, będą mieli okazję zdobycia wiedzy kulinarnej niezbędnej (absolutnie niezbędnej) do życia.
Paella (czyt.paeja) różni się od swego włoskiego krewniaka risotta gównie konsystencją. Risotto winno być niemal płynne a ryż może być zlepiony. W paelli zaś odwrotnie – ryż winien być sypki, każde ziarenko osobno. A jak to osiągnąć? Hiszpańscy kucharze twierdzą, że osiągają to przede wszystkim dzięki nie stosowaniu pokrywki. Paellera czyli wielka patelnia o dwóch uchach i wysokich brzegach, nigdy i w żadnym momencie gotowania nie jest przykrywana. Ryż wchłania płyn (rosół lub szafran rozpuszczony w wodzie) i nadmiar odparowuje. Ziarenka zaś pozostają osobno. Ostatnia faza produkcji to półgodzinny pobyt paellery w piekarniku rozgrzanym do 220 st. C.
Jest też i inny sposób na osiągnięcie tego efektu. I ten ja preferuję. Ziarenka ryżu wysypuje się na rozgrzaną patelnię z odrobiną oliwy i smaży przez kilka minut. Gdy ryż traci biała barwę zalewa się go rosołem z dodatkiem odrobiny białego wytrawnego wina i dusi się przez dziesięć – dwanaście minut.
Są w handlu trzy gatunki ryżu: krótkoziarnisty, średnioziarnisty i długoziarnisty. Każdy z nich wymaga innej długości gotowania a więc wybiera się go do różnych dań. Krótkoziarnisty mający owalne niemal okrągłe ziarenka gotuje się około 13 minut. Hiszpańscy kucharze ten polecają do krokietów, zapiekanek i zup. Średnioziarnisty charakteryzujący się smukłymi długimi ziarnami wymaga gotowania do 16 minut. Doskonały jest więc na risotta i także do dań wymienionych wyżej. Ryż długoziarnisty ma duże, bardzo długie ziarna i wymaga gotowania 18 minut. Ten gatunek zawiera mało amylopektyny (składnik skrobii), która chętnie wchłania wodę. Niedobór amylopektyny powoduje, że ryż jest sypki. I to jest właśnie ten najlepszy do paelli.
Paella z owocami morza
Wszystkie te zalecenia nie dotyczą tzw. dzikiego ryżu. Tu gotowanie trwa nawet godzinę.
Na koniec przepis przywieziony z wakacji na Majorce:
Wiejska paella
35 dag ryżu długoziarnistego, pół królika dzielonego wzdłuż, 20 dag boczku,20 dag łuskanego zielonego groszku, 2 cebule, szalotka, ząbek czosnku, oliwa extra vergine, litr wywaru z warzyw, łyżka octu, szczypta szafranu sól
Umytego i oczyszczonego z błon królika pokroić na kawałki, zalać wodą zmieszaną z octem i marynować 120 minut. Osączyć z marynaty i zrumienić na oliwie wraz z wyciśniętym przez praskę czosnkiem. Posolić i zalać kilkoma łyżkami wywaru z warzyw. Gotować kwadrans uzupełniając płyn w razie potrzeby. W głębokiej patelni podsmażyć na oliwie pokrojony w kostkę boczek i w plasterki cebule oraz szalotkę i wrzucić zielony groszek. Dodać ryż i smażyć przez chwilę. Teraz dołożyć mięso królika, wlać wrzący wywar i szafran rozpuszczony w odrobinie wody. Gotować kolejny kwadrans aż płyn niemal całkowicie odparuje.
Komentarze
Paellę wolę od risotta właśnie z uwagi na konsystencję. Przepis bardzo mi się podoba i może ugotuję to w sobotę, zamieniając jednak królika na kuraka. Od czasu kiedy to mój Brat dokarmiał nas obficie królikami, nie tęsknię do tego specjału. W Poznaniu szaro, buro, chmury sięgają ziemi, jest mglisto, bo temperatura przekracza 0 stopni. Jak ja nie lubię późnej jesieni… Młoda kupiła kilogramowy słoik miodu, dobrzy ludzie podrzucili torbę orzechów, palce już swędzą żeby piec pierniki. Wiem, jeszcze dwa tygodnie czasu.
Dziczyzna królowała wczoraj do wieczora. Mnie coś w tym jądrozarciu niepokoi. Zwyczaj smażenia wątróbki z dzika po polowamiu może nie jest powszechny, ale tu i ówdzie kultowywany. A wątróbkę według znanych mi przepisów kroi się na plasterki centymetrowej grubości. Czy dla dodania sobie męskości nie mówi się przy tym, że się zjada klejnoty? Rozumiem, że z dzieła poświeconego kuchni myśliwskiej wynika coś innego, ale wrodzony sceptycyzm nasuwa mi to, co napisałem powyżej.
U nas pierniki już upieczone. Za 2 tygodnie będa się piekły drobne ciasteczka. Wigilia będzie w 4 osoby, więc dużo zostanie. Pierniki do piwnicy, a pierniczki do glinianych garów i koszyków. Z zeszłego roku skończyły się w październiku. Króliki też jadamy chętnie, ale tęsknimy do zająca. Czy to hipokryzja, że nie przepadając za myśliwstwem lubi się zające? Myślę, że niekoniecznie. A propos pierników jeszcze, czy dobrzy ludzie podrzucili dobre orzechy? Bo te ze sklepu coraz rzadziej są dobre.
Czy to pogoda sprawia, że wszyscy śpią poza Pyrą i mną? W internecie krążą zdjęcia z jadłospisem i potrawami z pewnej restauracji z Hesji. Sznycle wieprzowe większe niż tależ do pizzy i inne gigantyczne porcje. Nie do zapomnienia, ale ślinka nie cieknie. Raczej chciałoby sie uciec. Do tego w 5-ciolitrowym kuflu może byc piwko (nie wiem za ile) lub koktail za 35 EUR.
Nie pogadam sobie dzisiaj. Zaraz seria posiedzeń. Pozdrawiam wszystkich i życze miłego dnia.
Ja nie spie ale jestem zmeczona i nie lubie groszku, groszek byl tylko dobry u mamy, swiezy z ogrodka, no wiec jestem zmeczona zadzwonilam zeby ponarzekac a tu raptem inny aspekt, moj znajomy robi pierwszy w swoim zyciu profesjonalny film (on juz robi wczesniej i nawet bylo kupowane), w wieku lat 70-ciu ma swoj debiut fabularny!!! Czyli zmeczenie w kat i dalej.
Stanisławie,
to jest zdrowy sceptycyzm 😉
O wymowie słowa „paella” jak i gotowaniu paelli dyskutowaliśmy już kiedyś. Zwłaszcza po polsku nie sposób odmieniać „paeji” bez dodania leciutkiego „l” jak w słowie „balia”.
W języku hiszpańskim „l” wymawiane jest „ele”, a „ll” – „elje”.
W Argentynie nie ma różnicy w wymowie „ll” oraz „y”, ale w Hiszpanii jest. Tzw. L palatalno-lateralne 😎
Oh, jak ja lubię paellę 🙂 I też ją wolę od risotta z powodu
sypkiego ryżu właśnie. Odmiana z królikiem bardzo interesująca.
A paella w listopadzie to jakby trochę hiszpańskiego słońca
na talerzu ! A zatem doskonały pomysł na poprawienie sobie
humoru w taki ponury dzień jak dzisiaj w Warszawie.
Idę kupować królika ! A zając wisiał za oknem zawsze w grudniu
u naszych dawnych sąsiadów.Kruszał i czekał na Święta !
To jest takie dobre, ze warte powtórki. 😆
Oczywiste jest, ze bazą w paelli jest ryży. W moim przypadku to okrągłoziarnisty / senia lub bomba /. To pierwsza różnica, co do risotta. Druga to konieczność płaskiej patelni do przygotowania hiszpańskiego przysmaku.
Zapominać nie wolno o szafranie. Tą szlachetną przyprawę tłuczemy w porcelanowym moździerzu i dodajemy do rosołu, w którym ląduje ryz i pozostałe squadniki. Tu myślę o dowolnie wybranych częściach z kurczaka. Tym razem piersi idą na bok. Nóżki natomiast skracamy do łydek. Langustiny, chorizo i ślimaczki dopełniają reszty.
Rosół jest z warzyw lub z kurczaka.
Zaczynam od pierzastego. Nóżki i skrzydełka podsmażam na olivie, tak długo aż dostaną przyjemnego koloru. Dorzucam pokrojoną w talarki chorizo i około 40 ślimaków, osuszone po wyciągnięciu z słoika. To wszystko posypuje grubą morską solą. Posypuje ryzem i zalewam szafranowym rosołem. Rosół powinien prawie, dosłownie prawie przykrywać ryż. To daje możliwosc oglądanie erupcji wielu gejzerów. wystarczy jeszcze raz posolić oraz dodać pieprzu. Zredukować źródło energii prawie do minimum. W przeciwnym razie zacznie przypalać się ryży.
Dopiero teraz kładę na ryż langustiny, maxymalnie po 3 na twarz. Zwierzaczki można wcześniej wyciągnąć z pancerza. To ułatwia znacznie jedzenie. Ale jako pancerne maja piękny czerwony kolor. Lubię ich jaskrawy widok na talerzu i mi to nie przeszkadza, ze zjadamy je paluszkami. Takie żarcie to dosłownie paluszki lizać. Ale uwaga!!! Niezbyt długo trzymać zwierzaki na ryżym. W przeciwnym razie są za suche. Podobnie z ryżym, zbyt szybko wyschnie nie będzie miękki. Oprócz tego paella nie może być błotnista czy mazista. Wystarczy, jeśli będzie wilgotna.
Dochodzi jeszcze jeden squadnik. Tylko i wyłącznie dla optyki całego przedsięwzięcia.
Nie nie, nie pomidor > ten ma zbyt wiele wody w sobie.
Na innej patelni równolegle podpiekam kawałki papryki wraz z miodem. Po uzyskaniu błysku lądują na paelli. Z mieszaniem jestem ostrożny nie tylko paelli na patelni. A to, ze zawartość patelni stale poddawana jest smakowaniu rozumie się samo przez się.
Jestem w stanie wiele rzeczy zmieniac ulepszac dopasowywac. Ale toto co zaprezentowalem u gory jest jak na razie perfekcyjne naturalnie w wyśmienitym towarzystwie MARQUE´S DE BALLESTAR
Po takiej frajdzie podczas przygotowywania i spozywania to nie tylko paluszki lizac:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/BezZmywarki#slideshow/5271863369970440018
😆
już po zimie, w Olsztynie śnieg stopniał
:::
lubię risotto
lubię paelle
a najbardziej lubię djuvec
może dlatego, że z takim akurat ryżowym daniem
zetknąłem się jako pierwszym
no i ziarenka osobno bardziej mi pasują
choć nie sposób zrobić na sypko „maślakotta”
gdy mam ochotę (i okazję)
:::
o jasna belgia!
kiedy ja ostatni raz jadłem zająca?!
a królika, choćby i zaraz
😆
naturalnie ze to nie wszystko. skoro bylo dla ciala to niech i jest rowniez dla ducha. Wiec spadamy 😉 do cyganskiej piwnicy niedaleko Malagi
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Spektakl#slideshow
😆
U mnie przez lata też wisiał zając za oknem – najpierw od Tatusia, potem odkupowany od wosjkowych myśliwych, ale z coraz większymi klopotami.Coraz mniej zajęcy na polach i to nie przez mysliwych ale przez służby sanitarne. Leczą lisy przeciw wściekliźnie i wzrastająca populacja lisów zjadła nam zające i kuropatwy.Kiedyś skusiłam się na zająca leżącego w zamrażarce Reala. Po oskurowaniu okazało się, że mięso jest ciemne – niemal czarne. Nie zepsute ale chyba zmumifikowane. Ile lat ten zając czekał na konsumpcję? Więcej nie kupiłam. Ale owszem – zając w śmietanie, z buraczkami, pasztet wypiekany w paskach słoninki… Łza się w oku kręci.
Brzucho – dbaj o swego bloga, bo tam pusto jakoś ostanio. Pisac się nie chce, obrzartuchu 🙂
Przepis johnny walker’a brzmi smakowicie ….
Johny Walker – podoba mi się Twój pomysł z tą papryką i miodem.
Rozumiem,że miodek w niewielkich ilościach tylko dla zapachu
i złagodzenia smaku ?
Johnny – Twoja fotka jest tak smakowita, że zPyra szczerze żałuje, że nie zjada tego, co wąsami w talerzu rusza. Opis piękny i oby smakowało tym, co powtarzać będą.
PawleP, Jolinku i wszycy co mnie poganiają…
..przeeeepraszam
(tu spuszczam główkę w prawą stronę, prawą nóżką, samym dużym palcem kręcę dziurę w podłodze, paznokciem prawego kciuka dłubię pod paznokciem wskazującego paluszka lewej ręki …słowem walę skruchę)
:::
opieprz przyjęty, obiecuję poprawę
Dzień dobry nad moim ranem.
Paella – mniam mniam mniam! Przepis Walkera już w /Przepisach. Mnie pasuje wszystko, ale ślimaczki bym precz. Raz już się poświęciłam, przynapiłam i jakoś weszły, no ale drugi raz nie dam rady.
Torba krąży po orbicie, a w Albercie wszyscy biegaja w poszukiwaniu meteorytu. Jest nagroda, 10 000$ za kawałek wielkości pięści. A jak się nie rozpadł na stosowne kawałki, to co?! Pono wielgi był jak nie przymierzając, traktor.
P.S.W lotto łaskawie wygrałam darmowy zakład. No wiecie co?! Wzięłam…
johnny!
Bardzo smakowicie brzmi Twoja paella. Po przeczytaniu dobrego przepisu robię się głodny; tak się stało i tym razem! 🙂
A sam przepis dorównuje iżykowym improwizacjom!
Iżyku, gdzie jesteś? Przydałbyś się na przedświąteczny czas, … i nie tylko! 😉
Lubie paelle, ale w niedużej ilości, cała patelnia mnie przeraża.
Chce Wam powiedzieć, co mnie wczoraj zbulwersowało. Na mojej klatce schodowej zginęło poprzedniej nocy 9 wycieraczek ( z 20 ), a jeszcze jedna 2 tygodnie temu. Po co komu, u licha, brudne wycieraczki, co można z nimi zrobić? W życiu nie słyszałam o takiej kradzieży!
Przepis Johnnyego wywołuje ślinotok. Chyba trzeba będzie kiedyś trochę czasu poświęcić i spróbować. Najgorzej z owocami morza, bo unas najczęściej nie wiadomo, co się kupuje i w jakim stanie.
Nemo, widziałaś? Polityka obszczekuje Twój największxy bank. Tak źle jest?
też sobie jutro zrobię jakąś wariację ryżowo-mięsno-warzywną …:)
brzuszku to czekamy z nie cierpliwością … 😀
Mnie hiszpańskiego uczył Argentyńczyk. Jeszcze na pierwszym roku studiów. ellas brzmiało ejas. Bywałem w Hiszpanii i moje drewniane ucho nie zwracało uwagi na takie szczegóły. Po tylu latach czuję się jak Paganel z Dzieci kapitana Granta, gdy dowiedział się, że się nauczył portugalskiego zamiast hiszpańskiego (a może odwrotnie?).
Małgosiu W – w mojej klatce 3 lata temu działo się to samo.Okazało się, że pijak, który stracił mieszkanie i został bezdomnym nadal koczuje „u siebie” czyli w naszym bloku. Teren znał doskonale i w dzień stał w hollu pod kaloryferem żebrząc, na noc rozkładał legowisko w załomku najwyższego korytarza. Przyłapany na gorącym ucznku zabierania wycieraczek, zareagował logicznie „a co k–a ? Na betonie mam spać?” Nie żyje od 2 lat. Zapił się na śmierć w wieku 38 lat.
😉 Stanislawie
sporo pozostalo Ci z portugalskiego. czesto uzywasz w wpisach slowa moja. byc moze poprawnie pisze sie moia. ale to nie moja dzialka. w kazdym razie znaczy to tyle samo co w nadmiarze lub zbytek
😉
Pyro, u mnie na klatce nikt nie koczuje, a sąsiedzi porządni. Nic nie rozumiem.
MalgosiuW
ladnie tak sasiadow obklepywac ze maja brudne wycieraczki?
Johny, portugalskiego nauczył się Paganel. Ja nauczyłem sie Argentyńskiego. Przyznam, że już mi mocno wywietrzał. Analogicznie do uwadze o „moja”, mogę powiedzieć, że od czasu do czasu mówimy po fińsku wymawiając słowo „matka”.
Pyro,
mój dawniej szacowny bank, a teraz United Bandits of Switzerland, sprawił, że w wielu statecznych ludziach zagotowała się krew i furia ogarnęła niespotykanie spokojnych ludzi na wieść, że z jednej strony państwo czyli podatnicy rzucają na ratunek kilkadziesiąt miliardów, a z drugiej – zarząd banku przewiduje na koniec roku bonus dla pracowników w wysokości 7 miliardów 😯
Kilku skruszonych byłych bossów zwróciło otrzymane premie rzędu 20 milionów, ale to nikogo nie uspokaja 🙁
Zapomniałem dodać, że „matka” znaczy podróż
A nasz Geolog żonaty z Rumunką stara się mówić do niej w jej języku, co nas bardzo razi, ponieważ w co drugim zdaniu pada słowo „dupa” 😯 . Powiedzieliśmy mu, że tak się do kobiety nie mówi, a on, że to po rumuńsku znaczy „następnie, potem”. No, nie wiem… 🙄
Niezbyt dawno potężny pakiet akcji tego banku zakupił fundusz z Singapuru (chyba 11 mld euro). Wówczas żartowało się w kręgach finansowych na temat „United Bank of Singapore”. Zdaje się, że w USA jest jakaś prawna akcja przeciwko wielkim premiom i odprawom dla twórców obecnego bigosu. W krajach unijnych bankowcy sami boją się w tej chwili zbytnio wychylać. Może helweccy są już zbyt rozbisurmanieni.
Nemo, Geolog ma rację, Mieliśmy w socjalizmie niezły ubaw oglądając wystawę księgarni w Bukareszcie i „Dupa Lenina” i wiele innych „dup” – tam była księgarnia naukowo – polityczna!!!
Pyro,
no sama widzisz, jak to brzmi 😉
Stanisławie,
sprawa premii na przyszłość zdaje się być uregulowana i zostać powiązana z kilkuletnią karencją części premii na koncie blokowanym, aż się okaże, że pracownik rzeczywiście dobrze pracuje. Ale to jest pieśń przyszłości wymuszona przez wzburzoną opinię publiczną. Aktualnie bossowie tłumaczą się, że jak pracownicy nie dostaną obiecanych premii, to odejdą 😯 Ciekawe, dokąd?
Na obiad bardzo leniwe leniwe tj. kładzione kluseczki z twarożku, mąki i jajek, podrumienione na maśle po ugotowaniu. Osobisty nadal na Dziewiczym Jarzmie, wczoraj -17 stopni, dziś tylko -13.
Może wycofanie przez helweckich klientów UBS ponad 80 miliardów franków robi wrażenie, ale ten bank zarządza ciągle jeszcze ponad 2,5 bilionami 😎
Mały znowu lamentował przy zastrzyku. Nie chce wchodzić do przychodni ani przywitać się z doktorem. Jakoś mało skuteczna ta kuracja – lekarz wyraził zaniepokojenie.
Pyry jedzą swoje pierogi z mięsa, kapusty i grzybów – rozmrożone i usmażone na masełku.
Witajcie,
Ja właśnie zlikwidowałem ślinotok wywołany dzisiejszymi przepisami przy pomocy schabowego z frytkami w naszej kantynie. Wiem że to prawie obelga dla paeli ale dzięki temu przeżyję do końca dnia pracy.
W najbliższym czasie wykorzystam przepis Gospodarza w wersji z królikiem. W ten weekend będę robił pasztet z mojej niedawnej hodowli, na pewno trochę mięsa będę mógł podebrać do paeli.
Wczoraj natomiast wieczorem do prawie pierwszej w nocy przygotowywałem mięso na kiełbaskę. Dzisiaj wieczorem będzie nadziewana, w piątek lub sobotę trafi do wędzarni. Cały czas eksperymentuję z przyprawami. Ostatnio bardzo ładnie udało mi się trafić z kolendrą i czosnkiem, trochę gorzej z pieprzem. Zacząłem robić zapiski, żeby osiągnąć jako taką powtarzalność produkcji.
A niech odcjodzą w diabły! Mam dobry dzień. Na dwóch posiedzeniach przesunieto mój punkt na sam poczatek i po przyjęciu projektu mogłem sobie wrócić do biura. A czasami takie posiedzenie trwa parę godzin.
Bankowość znam nieźle. Odpowiedzialność zarządu jest duża. Ale od wielu lat sprawa tak zwanego bezpieczeństwa operacyjnego nie jest kwestią dobrych lub złych pomysłow zarzadu tylko konwencji miedzynarodowych. Np. zwalczanie fałszywych banknotów ma podstawy m.in. w konwencji genewskiej z 1929 r. Oczywiście każdy bank opracowuje własne instrukcje dotyczące bezpieczeństwa operacyjnego, ale dopóki są one zgodne z konwencjami, nie można bakowcom niczego zarzucić, o ile własnych procedur przestrzegają, co też nie jest regułą. Tam, gdzie kończą się instrukcje, czyli zasady przyjęte przez bank, zaczyna się prawdziwa odpowiedzialność zarządu za własne decyzje, które są zgodne z przyjętymi zasadami, ale mogą przynieść katastrofalne skutki. Do takich decyzji można zaliczyć przyjęcie za dobra monetę tych wszystkich aktywów finansowych, które okazały się lipą. Chyba za to płaci się prezesowi banku i jego doradcom, żeby nad tym czuwali. Jeżeli prezes dużego banku przyznaje, że nie do końca rozumie istotę mechanizmu finansowego zagregowanego i indeksowanego produktu lub instrumentu, który od dawna żyje własnym wirtualnym jestewstwem całkowicie oderwanym od wartości, z których został wygenerowany, to znaczy, że ten prezes nie zasługuje na swoje wysokie wynagrodzenie. I, jeżeli nie dadzą mu premii, to niech idzie w cholerę. Jeżeli rozumiał, ale nie brał pod uwagę ostrzeżeń, licznych przecież, że to oderwanie prędzej czy później musi spowodować krach, wówczas powinien iść nie w cholerę, tylko do więzienia. Tego się jednak nie doczekamy.
Robie się głodny. Przepis Johnnyego, podsmażone leniwe Nemo,
pierogi Pyry i jeszcze zapowiedź Pawła z królikiem w paelli. Zaczyna to wyglądać na gabinet tortur. A banku, z którego wycofano tyle pieniędzy, mi nie żal. Dobrze, że dużo zostało, bo inaczej skutek dotknąłby w największym stopniu właścicieli oszczędności ponad gwarantowanym limitem. A tak bank pewnie przetrwa, ale zarządowi bedzie gorąco. Bo czasem nie trzeba wiele, żeby zachwiać bieżącą płynnością. Myślę, że zachęci to akcjonariuszy do potraktowanie organów banku, jak należy.
Ten, co odszedł, na razie w cholerę, dostał jeszcze złoty spadochron tj. odprawę na ponad 60 mln 😯 I jeszcze się ociąga ze zwrotem paru symbolicznych milionów 🙁 A jeszcze kilka lat temu swoimi błędnymi decyzjami doprowadził do bankructwa Swissairu 😯
Nemo, dziękuję za komentarz językowy. Spodziewałem się go (mam niezłą pamięć) i dzięki temu wygrałem dobrą flaszę hiszpańskiego wina z winnicy Torresa. I oczywiście mógłbym dalej bawić się w „golono – strzyżono) ale obawiam się, że zmęczyło by to pozostałych. Sięgam więc po paellerę (wg. Carlosa Marrodana czyt. paejerę) i ruszam do roboty. Do wina potrzebna jest paella (czyt. itd.itp.)
Gospodarzu,
a o co był zakład? 😯 Chyba nie o moje 3 grosze? 😉
I z kim?
a może czas nazywać to globalne zjawisko korektą a nie kryzysem, czy krachem?
wydaje mi się, że graczowi wirtual, real krzyknął – sprawdzam!
PS. Polskie ucho nie słyszy tego „ll”.
Mój Osobisty nie słyszy różnicy w wymowie trzy i czy 🙁
Brzuchu,
ta korekta pociąga za sobą kryzys i krach 🙁
Jeden facet powiedział już dawno temu, że jakbyś kapitalistą nie rzucił, to on zawsze spadnie na … twoje pieniądze!
Z ostatniej chwili
Wracajac do domu po drodze było mi wstapic do centro italieno. Sledz ostatnio goscil tutaj na ekranie bardzo często i musialo mi się to utrwalic w mozgownicy. Jak ujrzalem to powstal 🙂 na twarzy i nie potrafilem się oprzec.
Tym bardziej, ze nie trzeba dostac spadachronu by wpalaszowac taka znakomita przekaske. Dwie sztuki wazyly w sumie o,485 kg kosztowaly 2,38Euro.
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/BCkling#slideshow/5273314971666957362
jeden z dwojga zmienil już miejsce czasowego pobytu. Nie wiem jak on się tam czuje. Ale mi jest wspaniale 😆 . Lyknalem do tego oczywiscie dobre dwa lyki, z gwinta jak najbardziej, swiezo nabytej olio extra vergine d`oliva. Samo zycie.
Oo śledzie!
Do tego wędzone – łobuzy…
Nemo, nie wdawajmy się w szczegóły. Grunt, że wygrałem od Basi Torresa i to Mas La Plana. Będę go trzymał, bo może uda się razem tę flaszę wypić.
Pewnie chodziło o tę różnicę hiszpańsko-argentyńską. Pewnie już o niej Nemo mówiła przy Panu Piotrze. Tylko czy była to rzeczywista wygrana polegająca na tym, że Pani Barbara idzie do sklepu i kupuje Torresa, czy tylko moralna i Pan Piotr stał się głównym właścicielem ze współwłaściciela?
Przy śniadaniu do swej Basi Adamczewski rzecze:
Jak się nemo nie oburzy, to ci się upiecze.
Na to Basia, cała w nerwach, w dłoni gruba kiesa
Jak mi rację udowodnisz, kupię ci Torresa!
Brawo Nemo. To i takim talentem jesteś obdarzona! To już tej butli NAPEWNO nie wypijemy sami. A kiedy i gdzie to czas pokaże. To jest rocznik, który może jeszcze poleżakować. A czterowiersz wywieszamy na ścianie werandy i to dużą czcionką. Dziękujemy!
Dziękuję, Gospodarzu. Taki honor 😳 Miałam nagły poryw grafomanii 🙄 Jestem pod wpływem pewnej lektury i mnie naszło… Wierszyk powstał w ciągu minuty, jakiś impuls mnie tknął 😉
No to niech Torres leżakuje i póki co w oczy nie kłuje,
A my zaś już teraz kielichy wznieśmy trunkiem,który pod ręką mamy,
bo przecież tylko tak listopadowe smuteczki okiełznamy 🙂
Pada, Młoda poleciasła nakurs, a do domu przysłano nam ofertę zakupu książek pod choinkę, w tym kilkadziesiąt ofert kulinarno-stołowo-dekoracyjnych. Jest i „Kuchnia żydowska” ale nie naszej Barbary, tylko inna. Osobiście zakupów nie przewiduję.
Zaczalem pisac o Trzech Królach i wielkim uczuciu Pani Dochodzacej nie z wlasnej winy do tego Króla z rura ale mi wcielo.
Ona jest od wczoraj calkiem na chodzie. Wywloklo z niej wszystkie choroby.
Oto co znaczy mieszkac na termalnej ziemi.
Pan Lulek
Gospodarzu, talenty poetyckie nemo można już od ponad roku podziwiać na moim blogu, gdzie produkuje się pod nickiem passpartout 😉
A ja się z wami podzielę ciekawostką, którą dziś jadłam w litewskiej ambasadzie po konferencji prasowej (Wilno w przyszłym roku będzie stolica kulturalną Europy). Wyglądało to z daleka jak sękacz: duży stożek z ciasta, ale tak naprawdę rzecz składa się z listków ciasta faworkowego, polanego miodem i posypanego makiem oraz rodzynkami. Odrywało sie te listki po kawałku. Litwini nazywają to mrowiskiem 😉 Bardzo pyszne. Były jeszcze pierniki mało słodkie i z ogromną ilością bakalii, a do picia oczywiście treios divinirios i inne naleweczki, po których jednym kieliszku można się nieźle ubzdryngolić 😀
Dorotko, a jak się to robi? Bo faworki to w głębokim tłuszczu o.k – ale następne warstwy?
Pojęcia zielonego nie mam. To taki stos z tych faworków – chyba ten miód to wszystko skleja…
z mrowiskiem spotkałem się na Podlasiu
i zakochałem się w nim od …nieważne 🙂
ciasto jest rzeczywiście faworkowe
smaży się je w głębokim tłuszczu
i albo wałkuje się okrągłe placki
(to jakby bardziej litewska wersja)
albo paski jak faworki ale nie przewijane przez dziurkę
potem układa się stosik, sypiąc makiem (stąd wrażenie mrowiska)
siekanymi orzechami, bakaliami i cały czas polewając strużką miodu
miód scala ciasto tak, że tworzy dość stabliną całość
Alicjo – włącz, proszę Mrowisko do naszej książki kucharskiej, Może się przydać.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Mrowisko#5273382329688039522
znam ciekawsze 😆
http://www.youtube.com/watch?v=ozkBd2p2piU&feature=related
Mrowisko włączone pod tytułem Mrowisko_wg.Brzucha.
Był śnieg, topnieje śnieg….
Hm! Zawsze struktury podziemne interesują niektórych bardziej, niż to, co widać gołym okiem.
A potem te teorie spiskowe … 😉
Mnie markowo/brzuchowe mrowisko się podoba, no i pewnie adekwatnie smakuje. 🙂
Za niespełna godzinę wraca Ania, ja mam trochę zajęć, więc wyłączam się na dzisiaj. Miłego wieczoru życzę
To był tylko zwiastun reportazu.
Widzialem caly i byłem zaskoczony co to tez taki male mroweczki nie potrafia wygrzebac. I ile? Pare ton ziemi!
Dalsze zdjecia były znacznie bardziej interesujace. Naprawde było na co popatrzec.
Widzialem kiedys termity. Były już 🙁 posprzatane przez tambylcow. Inaczej opisalbym jak smakuja.
Dżony
jadłem termity z miodem ..w Sudanie
zaparzone tylko wrżątkiem i polene leśnym miodem
smakowało jak chałwa
zjadłem łyżkę, ale na więcej się nie piszę
to swietnie ze ze pomyslales o nemo i mnie. zdaje sie ze tylko my przepadamy za chalwa.
a swoja droga to nie rob mi smaku na gorzale skoro knajpa juz nie dziala / V_bar/ 😕
to był dzień zaduszny
więc dlatego ją wspomniałem
(należało się jej)
jeśli będę w styczniu w Szczecinie
kopnę się do Ciebie
to kropniemy kilka kielonków za pokój na świecie
alez oczywiscie Brzucho
termin zaklepany
przygotuje lososia na zimno
o tej porze roku to ulubiony przysmak
daj na pare dni wczesniej znac
no bo sam wiesz ze toto potrzebuje 3dni na dojscie do formy 😆
Nie bylo mnie i chalwe zjedli…..!!!!!!!
Na razie dwa pozdrawiam
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/IdaSwieta#
Thanksgiving.
Dzisiaj Amerykanie obchodzą Święto Dziękczynienia. Święto wypada co roku, zawsze w 4 czwartek listopada. To najważniejsza uroczystość w Stanach Zjednoczonych. Nie jest związane z religią, więc świętuje cały naród.
Dlatego u mnie, pierw ryba, następnie indyk, nie cały, ale kawałek. Kiedyś kupiłem całego i dwa tygodnie go kroiłem na plasterki do kanapek, szkoda było zamrażarką go potraktować.
yureczku
tak o suchym pysku? 😥
Pozdrawiamy wszystkich świętujących w Stanach!!! Smacznego indyka 🙂
O!
Ja tez lubie chalwe!
I pozdrawiam!
Smacznego turka, Sąsiedzie 😉
Lubię chałwę, w znikomej ilości – ale lubię.
Janek, nie, suchy będzie nie będzie, po tłustym karpiu i tym piersiu indyczym podlewanym swoim sosem w czasie materyzacji. Dla osuszenia ziemniaczek w mundurku i biała kapusta potraktowana miodem.
I nic do popicia?!
Profanacja!!!
Prohibicja?! 😯
😛 to zadne swieto
Co Was wzięło z tym piciem. Cały czas piję, a dziś, Święto!!!
Alicjo. Chałwa o znikomej jakości jak to określiłaś, zrobi więcej szkody w doznaniach smakowych niż ta cała kopystka na raz zjedzona ale dobrego gatunku.Chałwa sprzyja miłości. Już starożytni Grecy uważali chałwę za afrodyzjak. Z czasem potwierdzili to również naukowcy.
yurekphila,
nie znasz mnie? Mnie słodkie nie wchodzi 🙁
Ja skubnę i dość, a Jerzor wciśnie pół kilograma bez kłopotu, tylko potem narzeka, czemu mu pozwoliłam.
Z piciem nas wzięło, bo chcemy wiedzieć, co serwujesz butelczanego do tej ryby i indora 😉
smacznego indyka USA … 🙂
Chałwa, afrodyzjak?
Że marchewka to wiem, ale chałwa??
hi hi hi
marchewka to byla za komuny tegotamowego
ale dzis sie to juz nie liczy, zbyt czerwona by dekomunizacje przejsc
dobrej nocy
jesli bede jutro nadawal to z wybrzeza morza wschodniego
Alicjo pozwalaj tylko kupuj takie porcje jak reklamowe, na jednego gryza.
Antek, marchew to witaminy, chałwa to przyjemność.
Antoś i Johnny… co wy tu imputujecie marchewce?
yurekphila,
ja takich zakupów w ogóle nie robie, to nie moja działka. Co kupi, to kupi, mnie to nie obchodzi – w koncu starszy ode mnie, nie?! (w domyśle… madrzejszy?)
Johnny, pozdrów Międzyzdroje od nas.
Masz problem? Zamień. Wiek nie ma znaczenia.
Chałwę to ja też lubię 🙂
A termity kojarzą mi się wyłącznie ze Stefanem Themersonem i „Wykładem Profesora Mmaa” 😉
A to mrowisko u Litwinów wyglądało dokładnie tak, jak na zdjęciu Marka, tylko było więcej maku.
Dobranoc!
yurekphila,
a może wymienić, na nowszy model ? 😉