Od ściany do ściany
Wczoraj jęczeliśmy, że gnębi nas upał. Mój termometr wiszący na sośnie (w cieniu, rzecz jasna) wskazywał 35 st. C.
Mimo że lubię gorąco, też uważałem, że trudno oddychać, a o pracy nawet nie chce się myśleć. Tymczasem życie (zwłaszcza na wsi) wymaga ruchu i wysiłku.
Minęła noc i ten sam termometr wskazuje zaledwie 20 st. C. Takie skoki temperatury też nie należą do zjawisk sympatycznych. Trzeba z szafy wyciągać dżinsy, bo zimno w gołe nogi. Zamiast T-shirta na grzbiet wciąga się flanelową koszulę. Okna na werandzie pozamykane. Hamaki puste i zniknęła zastawa ze stołu w altanie.W ogrodzie dojrzewają ostatnie wielkie kabaczki i już można ścinać słoneczniki.
Niby wszystko toczy się normalnie. Kończy się lato, zaczyna jesień, ale jeśli to wszystko przebiega w tempie jazdy pendolino, to człowiek nie czuje się dobrze.
I zaczyna rozmyślać o rychłym powrocie do miasta. Choć przecież i tam te pogodowe skoki odczuwa się jako dyskomfort. W tym roku zresztą wyjątkowo długo mieszkamy w Puszczy. I dotrwamy zapewne do końca września.
Komentarze
dzień dobry …
te ostanie upały były uciążliwe bo zmieniało się ciśnienie zbyt szybko a deszcz był w powietrzu …
Zjazdowiczom wszystkiego smacznego i wspaniałych pogaduch …. 🙂
Wilgoć w powietrzu i +9 stopni; lodÓWKA W DOMU, W KTÓRYM ZOSTAWILIŚMY NA NOC POUCHYLANE OKNA. Oj, znowu nie ten klawisz. Brat mój tak długo wybierał się w odwiedziny i na kilka nadmorskich spacerów, że przyjedzie dzisiaj, późnym wieczorem, kiedy lato ostatecznie poszło sobie z promenady i deptaków okolicznych. Posiedzi kilka dni zamiast przed swoim kominkiem, przed kominkiem Matrosów, a w drodze powrotnej zabierze Pyrę w pielesze. Zmartwiłam się pgodą z uwagi na Zjazd, ale oczywiście w głębi kraju będzie znacznie cieplej, niż tu, na Wybrzeżu. Byle nie padało.
Dzień dobry z Wrocławia,
u nas pada i chłodnawo, 16c.
Zaraz wyruszamy w drogę, oby tylko nie lało na trasie.
Czuj czuj – czuwaj!
Szerokiej drogi, Alicjo i trzymajcie się na duży dystans od tirów, szczególnie od tych, na wschodnich rejestracjach – kierowcy są przemęczeni.
Dzień dobry 🙂
Już prawie wyruszam. Czekam na Żabę i zastanawiam się, co zapomniałam zabrać 🙄
Pokłonię się od Was nadbużańskim łąkom.
Haneczko – kłaniaj się ruino po drodze, łąkom i lasom nad Bugiem i naszym Przyjaciołom.
Haneczko – pozdrow wszystkich Zjazdowiczow.
Jakie śliczne wiewiórki 🙂
Właśnie przestało padać. Wieczorem przygotuję leczo na jutrzejszy obiad.
„Jesienią już zanosi. Sad słońcu się zwierza
Ze swych trwóg i lęków, i w jego poszumie
Jest coś z bluźnierczej skargi i jest coś z pacierza…
Czy go jeno kto przyjmie, wysłucha, zrozumie?
O, chwilo, gdy przypadkiem w radosnej zieleni
Zdziwionym oczom błyśnie liść żółtawo-złoty!
W mig wszystko naokoło tak dziwnie się zmieni!
Niespodziewany w szczęściu, nagły kurcz tęsknoty.
Kobieco-wdzięczne wiśnie, gadatliwe grusze
I zalotne jabłonki, pomnąc to pąkowie,
Co w aksamitne potem kwitło pióropusze,
Struchlałe przed więdnięciem wstrząsają listowie.
Czasem wszystko w krąg ścicha i zda się na chwilę,
Że dusze drzew niezłomność odnalazły swoją:
Potem wiatr trąci zeschłe przy ścieżkach badyle,
Chłodny dreszcz wstrząśnie ziemią: to trawy się boją.
Wino ciaśniej oplata południową ścianę
W przestrachu czy już jutro rdza mu liści nie zje,
A drżące w zamyśleniu róże herbaciane
Są, jak trosk owych wszystkich najczulsze poezje.
Kazimierz Wierzyński – „Jesienią już zanosi”
Pozdrowienia dla Zjazdowiczow, miłego spotkania!
Asiu, dziękuje za Wierzynskiego. Spod jego pióra dociera do nas nasz piękny polski język. Sympatyczny był tez reportaż z Burgundii, dzięki Asiu.
Alino – to była pierwsza część, gdzieś powinna być druga.
O, już mam 🙂 : https://www.youtube.com/watch?v=P8YGEvM14f4
Pozdrowienia i życzenia smacznego biesiadowania nad Bugiem.
O stosownej porze wzniesiemy toast!
I znowu pusto i cicho. Nie lubię. Prawda, że i ja dzisij nie na dużurze, bo czekam na Braterstwo z podróży i Rybie maszyna potrzebna. Dogadała się Ryba z Agnieszką Żabiną na odbiór malin w przyszłą sobotę – dla Krewnych – i – Znajomych – Królika, kupuje 75 kg. Myślała, że to potwornie wielka ilość, a tu Agnieszka mówi, że zbierają jednorazowo tonę owocu. To jest dopiero wielkość.
Pyro od jutra jestem wolna. Te trzy tygodnie daly mi mocno w kosci. Jutro mlodzi wyjezdzaja i skonczy sie pieczenie ciast i bardziej czasochlonne posilki w poludnie i wieczorem. Od sasiadki leca gruszki do mnie i co drugi dzien pieklam nasze ulubione ciasto z gruszkami. Ostatnio byl wyscig kto pierwszy do gruszek, my czy ptaki. Jeszcze mam na jedno ciasto i koniec z pieczeniem.
Elapa – za to Młodzi zapamiętają ten poślubny, gruszkowy czas – może najlepszy w ich związku. A z dzieci się z latami jednak „wyrasta” – życzy im najlepiej, pomaga się ile można, ale niech już sobie żyją po swojemu.
Polecam Wam przeczytanie ksiazki, ktora w oryginale nazywa sie „Into thin air”. Polskie tlumaczenie „Wszystko za Everest”. Autorem jest Jon Krakauer. Jon Krakauer uczestniczyl w historycznej i jednoczesnie tragicznej wyprawie na Everest w 1996 roku.
Jon Krakauer jest rowniez autorem ksiazki Into the Wild. Jest to historia Christopher McCandless i jego podrozy na Alaske. Jest o bardzo uproszczony opis tresci tej ksiazki. Sean Penn zrobil film na podstawie ksiazki Into the Wild.
W tym roku wyjdzie film oparty na ksiazce „Into thin air”. Jest to ksiazka oczywiscie o wspinaczce na najwyzsza gore swiata, ale jest to rowniez ksiazka o ludzkim charakterze i o podejmowaniu decyzji.
W 1996 dwie grupy wspinaly sie na Everest. Jedna grupa kierowal Rob Hall z Nowej Zelandii, druga Scott Fischer z Seattle. Obaj byli bardzo utalentowanymi przewodnikami wspinaczek na Everest. Obaj zgineli tego pamietnego dnia w 1996 roku.
Jeden z uczestnikow tej wyprawy Beck Weathers w programie „Storm over Everest” powiedzial nastepujace slowa:
„Everybody always says that the definition of character is what you do when nobody?s looking. And when we were up there, we didn?t think anybody was looking, and so everybody did pretty much what their inner person, the real them, the exposed them, would do. And some individuals come out of that, I think, justly proud of their actions. Others would probably never want anybody to know.”
Oznacza to, ze nasze zachowanie, kiedy nikt nie patrzy, jest difinicja naszego charakteru. Beck mowi, ze kiedy grupa byla na gorze wszyscy mysleli, ze nikt nie patrzy i kazdy zachowywal sie zgodnie ze swoim charakterem. Niektorzy uczestnicy wyprawy powinni byc dumni ze swoich decyzji inni woleliby, aby nikt nie wiedzial o ich decyzjach.
Przyznaje, ze nie jestem wielkim zwolennikiem filmow opartych na ksiazce, szczegolnie jesli jest to prawdziwa historia. Wydaje mi sie, ze trudno jest zamknac w 90 minutach kontekst opisanych wydarzen. Znam jeden film oparty na ksiazce, ktory uwazam za dobra interpretacje powiesci. Powiesc i film nazywaja sie „Snow Falling on Cedars”. Ksiazke napisal David Guterson. Scott Hicks jest rezyserem filmu. Jest to historia wydarzen dziejacych sie w stanie WA przed II wojna swiatowa i po jej zakonczeniu. Autor opisuje historie rodziny Japonskiej zamieszkalej na jednej z wysp San Juan Islands w WA na krotko przed atakiem na Pearl Harbor i po ataku. Sama powiesc jest fikcyjna, ale oparta na wydarzeniach dziejacych sie w tamtym okresie.
Orco – podobno na góry, te najtrudniejsze, włazi się dlatego, że są. Znałam kilku himalaistów i powiedzmy, uczucia mam co najmniej ambiwalentne. Szanuję ich wysiłek, ich zaparcie się siebie. Nie szanuję porzucania kolegów w ścianie, ani życia na koszt własnych rodzin. Jeżeli taką pasję ma człowiek zamożny albo przynajmniej samotny : jego wybór. Jeżeli jednak obarczony rodziną ma obowiązki rodzinne w poważaniu, bo jego woła dal i góry, to mojego poparcia nie ma. Ostatnio, dwa czy trzy lata temu umierała na chorobę nowotworową nauczycielka , koleżanka Młodszej. Najpierw sama wychowała dwoje dzieci, bo męża wzywały szczyty. W przerwie między wyprawami po kilka miesięcy żył na koszt żony i dzieci. Potem kolejna wyprawa, a ona zostawała. Zmarła kiedy młodsze dziecko było w klasie maturalnej, córka na II roku studiów. Pomagali jej koledzy, fundusz socjalny, matka staruszka, a mąż nie miał czasu – zbierał fundusze na kolejną wyprawę. Wpadł do domu w kilka miesięcy po jej pogrzebie. Dziękuję, ale nie Pasja może i szlachetna, człowiek mały i podły.
37 stoipni, woda jak letnia zupa.
https://plus.google.com/explore/pastizzi
Jakoś nie wyobrażam sobie powrotu do 16 stopni…
Pozdrowienia dla Zjazdowiczów 🙂
Trochę upał odpuścił, ale i tak jest gorąco. Wyblendowałem sobie chałwę z nasion słonecznika i dyni. Pychota! Dla równowagi zakisiłem małosolne. Połowa niestety, sparciała… Chyba upał, bo zachowałem wszystkie reżimy a ogórki od sprawdzonego farmera.
Hej Alicjojerzory, jedźta spokojnie. Powodzenia i zazdraszczam zjazdu!
Ewo – dzisiaj o Tobie myślałam, że pewnie już nurkujesz w tej ciepłej wodzie 🙂
Leczo gotowe, kuchnia posprzątana.
To pastizzi wygląda bardzo apetycznie.
Napisałam i skasowałam zamiast wysłać – to już jutro rano napiszę. Teraz jestem pełna wrażeń, bo Młodsza przysłała fotki nowej kuchni. Nie pokazę, bo nie umiem. Wygląda to bardzo dobrze, a z pewnością szybko się nauczę co nacisnąć i gdzie. Kuchnia zrobiła się nagle malutka, ale za to ma pełno schowków, szuflad i szafek.
Wypiłem i tak.
Wypiłem wściekając się na formularze, które jak mi się zdaje, wypełniam już po raz nie wiem który, a dotyczą one danych do emerytury mojej LP.
Dostałem list pod tytułem: PILNE! Więc zamiast cieszyć się wieczorną piłkarską ucztą,schodziłem do piwnicy wyciągałem sążnistge akta, które dopiero w lipcu tam zniosłem, bo byliśmy 22 lipca w poradni, która zapewniła nam, że wniosek o emeryturę mojej LP jest kompletny. Sprzeczałem się z moją Ukochaną o przebieg jej ścieżki ubezpieczenia zdrowotnego, bo akurat o ten epizod ma się rozchodzićw tym dramacie, który rozstrzyga o terminie udzielenia jej emerytury.
Na dziś mi starczy, a na skraju: 3:1
Czytam wiadomosci z San Francisco i dowiedzialam sie o losie kury, ktora kilka dni temu chodzila po autostradzie i skutecznie blokowala ruch samochodowy.
http://www.reviewjournal.com/sites/default/files/styles/large/public/field/media/chicken.JPG?itok=3gY6PnRW
California Highway Patrol (CHP) juz zlapal kure i czeka na wlasciciela, aby odebral ptaka. Jest pewien problem, bo na razie az trzy osoby zglosily sie po odbior kury. Kazdy twierdzi, ze jest wlascicielem. Ze wzgledu na popularnosc ptaka kurze nadano imie Chip od CHP. W czwartek Chip zniosla jajo.
CHP ma problem z identyfikacja wlasciciela Chip i prosi o pokazanie wczesniejszych zdjec kury, aby udowodnic tozsamosc i wlasnosc. To tyle na poczatek weekendu.
Dzien dobry.
Właściwie to średnio dobry, bo chłodno (+14) i deszczowo. A moi domownicy wybierają się nad morze w ramach dni fortyfiacji – w ub.r. jeździła zrekonstruowana „pantera”, w tym roku będą latały dwa historyczne samoloty. Matros zaś jest miłośnikiem militariów, ale wyłącznie teoretycznie – służby regularnej unikał z wielkim talentem.
Pepe – to jest szalenie stresujące w każdym kraju, te wnioski ubezpieczeniowe. Mam nadzieję, że LP emerytką zostanie i z głodu na tej emeryturze nie umrze.
Orca – świetna historia; o ileż ciekawsza od opisu kolejnej zbrodni.
Dzien dobry!
Melduje sie z domu Pod Wierzbami, gdzie zatrzymalismy sie na popas – wlasnie wrocilismy od Danuski i Alaina, bo wczorajsza kolacja wyszla nam ze sniadaniem 🙄
Wczoraj oficjalnie otworzylismy IX Zjazd Lasuchow francuska anyzowka. Zjazdowalismy do poznego wieczora i zostalismy na sniadanie. Miejsce jest piekne, raj na ziemi, padlo haslo, ze jak emerytura, to czemu nie tutaj 🙂
Wczorajsza droga byla dosc wyczerpujaca na jakims odcinku, bo koncza budowac te droge S8 – a poza tym jechalo sie swietnie, nawet nie bylo tloku poza tym odcinkiem ? robocie. Zyczylabym sobie takich drog w Kanadzie, widac tez, ze to wszystko jest nowe, spod igly. Coraz bardziej podoba mi sie ta Polska w ruinie!
I wcale nie zartuje, w koncu przejechalismy wczoraj kawal kraju!
Trudno jest porownywac Polske do Kanady czy Stanow, bo to jest inny styl, ale Polska nie ma sie czego wstydzic. Tak jak juz wspominalam – za kazdym razem, kiedy przemierzamy Kraj, cos nowego zauwazamy. Dziekujemy za zyczenia, wszystkich panow zjazdowych chetnie obsciskam, a Jerzor zajmie sie paniami, jak go znam – z ochota!
Tyle raportu z wczoraj i dzisiejszego poranku, trza mi sie wybrac pod prysznic i wrzucic troche urody na twarz, gdzies w godzinach poludniowych wybierzemy sie na tereny zjazdowe (jakies 6-7km stad).
(W tym komputerze nie mam zainstalowanych polskich znakow, bo to nie moj komputer).
Przed półgodziną Marek wsiadał do autobusu jadącego do Serocka, skąd go ktoś zjazdowy odbierze. A ma przy sobie słoiki dżemów, pierogi, kiełbasy podsuszane i dwa placki drożdżowe; czyli drugi obok Żaby zjazdowicz na etacie św. Mikołaja.
W mojej nowej kuchni jest granitowy, w piaskowym kolorze zlew. ponoć raz mocno zabrudzony, jest nie do doczyszczenia. ma ktoś coś takiego? proszę o radę – jak z tym postępować/, czym myć?
jeszcze jedno = to jest konglomerat spiekany, nie kamień naturalny
Pozdrawiam uczestników Zjazdu Łasuchów! Piękna pogoda, w sam raz na ogrodowo-leśne biesiadowanie. Miłego balowania!
Pyro, pewnie już nie możesz się doczekać żeby z bliska popatrzeć i podotykac wszystkich nowości. To będzie wielka przyjemnośc!
Orko, podobała mi się przygoda Chip, najważniejsze, że szczęśliwie zakończona 🙂
Alicjo, dzięki za ten „uśmiechnięty” reportaż z podróży!
Pyro, nie mam żadnych doświadczeń z takim zlewozmywakiem, ale zapewne producent na swojej stronie jakieś rady daje, albo poszperaj w necie. Nie martw się na zapas 🙂
Dzień dobry,
zupełnie łatwo przyszło mi przestawienie się na niskie temperatury. Rankiem jest ok. 10 st. C. potem 16- 18 st. Wystarczy włożyć na siebie coś cieplejszego.
Pozdrowienia dla zjazdowiczów, którzy pewnie teraz zasiadają na werandzie u Gospodarza. Dla upamiętnienia wydarzenia upiekłam mój keks. Jak zawsze znakomity, bo taką właśnie ma nazwę.
Pyro,
z tego co przeczytałam o konglomeracie spiekanym, wynika, że nudno z nim nie będzie. Pielęgnacja jest dość wymagająca. Ale poważnie mówiąc, nie ma co za bardzo przejmować się wyglądem zlewozmywaka. Ma być po prostu czysty. Tutaj instrukcja : http://www.elitameble.pl/porady/konserwacja-umywalek-z-konglomeratu/
Przy tej okazji przypomniała mi się sytuacja pokazująca jak bardzo rozmija się pragnienie czystości z późniejszą praktyką. Kiedy mój syn jeszcze jako student kupił swój pierwszy nowy samochód / przy pomocy dziadków, rodziców i osobiście zarobionych pieniędzy/, najpierw musiał pojazd zarejestrować i przywieźć z Wydziału Komunikacji nowe tablice rejestracyjne. Na jednej z tablic była mała plamka, którą pieczołowicie usunął poślinionym palcem. Nowe tablice i plamka wykluczały się. Ubawiłam się tym widokiem, znając dość luźne podejście syna do porządku. Oczywiście potem niezbyt czysty pojazd zbyt syna już nie raził.
Dwa telefony zjazdowe wprawiły mnie w znakomity humor, a zbiorowy telefon z posiadłości gospodarza był po prostu wzruszajcy. Sądząc po bankietowych odgłosach IX Zjazd Łasuchów bawił się znacznie lepiej, niż XXII Zjazd KPZR.
Krystyno – Dziękuję. Pomyślę.
A ja w rozpaczy żem nie na Zjeździe, wykonałem budyń czekoladowy z nasion Chia a wcześniej omlet na bazie Quinoi z wielką ilością zielonej cebulki!
Teraz więc pijmy czerwone wino! Chociaż szwoleżerów brak…
My też przy czerwonym i serach, a Brat jadł parówki.
Dzisiaj juz padam na twarz, padac musze czy chce czy tez nie. Dzien byl bardzo aktywny w zajeciach.
Pyro,
badz pewna ze wszystkich, ktorzy nie mogli uczestniczyc w IX Zjezdzie Lasuchow wspominalismy i wznosilismy toasty. Nie musze wam chyba opowiadac, ze bylo cudnie.
Na koniec , zegnajac sie z naszymi Gospodarzami, wiecie jak to jest, zanim dojdzie sie do furtki… pojawil sie sasiad, Grigorij, rzucilam mu sie na szyje przypominajac, ze 7 lat Gospodarz mnie przedstawil jako wielka fanke Grigorija z Czterech pancernych.
Udaje sie w te tam pielesza.
Asiu,
Zgodnie z twoimi przewidywaniami, zwyciężyła opcja zwiedzająca…
..Padam, padam, padam…
Nie, nie ja – pada deszcz dość obfity, ale w sekwencji : deszcz, słońce, deszcz po 6 razy dziennie.. Dobrze, źe zjazd jest w tym roku w głębi kraju – tam jeszcze lato trwa..
http://www.dailymotion.com/video/x10upue_edith-piaf-padam-padam_music
Ufff nareszcie jestem na mojej „wschodniej rubieży” na ukochanym Podlasiu.
Wczoraj zjazdowaliśmy niestety tylko jeden dzień. Było pysznie pod każdym względem – towarzyskim, jedzonkowym i pogodowym. Danuśka i Alain są znakomitymi i troskliwymi gospodarzami. Jedzonko wspaniałe, a rozmowy przy stole bardzo interesujące. Na podwieczorek pojechaliśmy do Gospodarzostwa. Basia i Piotr przyjęli nas iście po królewsku doskonałymi wypiekami własnej produkcji. A zastawa była wielkiej urody. Stół prezentował się imponująco. Wczorajszy dzień zaliczamy do bardzo udanych.
IX Zjazd Lasuchow zostal pol godziny temu zamkniety. Na miejscu obrad pozostal tylko Alain i nas dwoje, wszyscy udali sie do wlasnych miejsc zamieszkania, Danuska do Warszawy, jutro praca.
Juz donosilam, ze Zjazd byl bardzo udany pod kazdym wzgledem, brakowalo tych, ktorzy nie mogli z roznych wzgledow uczestniczyc. Telefonicznie obecny byl z nami Slawek Paryski dzisiaj, wczoraj byla Pyra.
Pogoda dopisala, dopiero dzisiaj na zakonczenie popadal deszcz w momencie rozjazdow zjazdowiczow – nawet niebo rozplakalo sie z zalu, ze juz po balu 🙁
Jesli chodzi o przeboje stolu, wszystko jest warte wspomnienia, dzisiaj wszyscy stwierdzili, ze odziez za ciasna w okolicy talii, ja nie moglam dopiac dzinsow, co mi sie nie zdarza, ale bylam na Zjezdzie Lasuchow, wiec mi sie udzielilo.
Ilosci dobr jadalnych byly ogromne, jak zwykle u Lasuchow, wyzywilo by sie spokojnie pol blogu, jesli nie wiecej. I jeszcze kazdy zostal obdarowany na droge !
Przed chwila Alain wyrzucil kosci (udziec jagniecy + inne kosci) na sciezke za ogrodzeniem. Natychniast z lasu przybiegly lisy i porwaly zdobycz, juz od wczoraj wyczuly, ze jest wieksze towarzystwo, zapachy znakomite, wiec pewnie cos im skapnie 🙂
W tej chwili szykuje sie na jakis spory deszcz, chyba pojde sie zdrzemnac, panowie tez (szczegolnie Alain!) mocno zmeczeni.
Z obecnych blogowiczow nie znalam osobiscie Krystyny i jej przybocznego Pawla, no i Kuzynki Magdy. Milo bylo 🙂
Melduję się pozjazdowo już z deszczowej Warszawy.
Kochani Zjazdowicze-dziękuję Wam bardzo za obecność,za wspaniałą atmosferę,za pomoc i za te wszystkie dobra,które przywieźliście w swoich przepastnych torbach i koszykach.
Alfabetycznie było tak:
Alicja i Jerzor-czerwone wino w ilościach przyprawiających o zawrót głowy,
Haneczka-tradycyjna rolada kurczacza i pół bagażnika nalewek,
Krysiade i Przyboczny-ogromny kosz jarzyn,owoców i jajek na twardo (te ostatnie specjalnie dla Nisi)oraz ciasto śliwkowe z najlepszej warszawskiej cukierni,
kuzynka Magda-paszteciki i pierożki pieczone i gotowane z różnymi nadzieniami,ratatuja oraz kopytka.Kopytek nie dane nam było skosztować,bo podczas podgrzewania zostały kompletnie rozgotowane przez Alaina.Miały towarzyszyć żabinej jagnięcinie,ale po wyjęciu z garnka utworzyły z lekka glutowatą zupę i tylko Żaba miała odwagę je skosztować twierdząc uparcie,że nadal nadają się do jedzenia.
Magda poczęstowała też nas swoją produkcją nalewkową.
Marek Miś-dwa rodzaje pierogów,najlepsze ostrołęckie wędliny oraz ciasto drożdżowe
Nisia-ryby i krewetki wiadomej proweniencji oraz sery zagrodowe z okolic Szczecina,
Żaba-wiadomo jagnięcina oraz konfitury wszelakie.
Konfitury i przetwory przywieźli też Haneczka oraz Marek.
Były też jeszcze chyba wina,które dostarczyli nieznani mi dokładnie ofiarodawcy.
Gospodarze Zjazdu przygotowali zupę rybną oraz mufiny z cukinią i pieczarkami oraz
zabezpieczyli drobne ilości wina w obu podstawowych kolorach 😉
Oprócz siedzenia przy stole,które podczas wszystkich zjazdów pochłania obowiązkowo najwięcej czasu i dostarcza niezapomnianych przyjemności zarówno towarzyskich,jak i,
co oczywiste,kulinarnych:
-wykonaliśmy spacer po nadbużańskich okolicach
-zagraliśmy w bule
oraz odbyliśmy lekcję szantowego śpiewania pod batutą Nisi.Lekcja zakończyła się fiaskiem,a uczniowie otrzymali dwóje z wpisem do dzienniczka 🙁
Ogólnie IX Zjazd Łasuchów był bardzo,a nawet bardzo,bardzo udany 😀
Czekamy niecierpliwie na kolejne 😀
A pogodowo rzeczywiście udało się znakomicie-wszystkie biesiady odbyły się zgodnie z planem w okolicznościach ogrodowych,oprócz pożegnalnego obiadu,na który to,z powodu nasilającego się,chłodnego wiatru,przenieśliśmy się na salony.Drobny deszcz towarzyszył nam przy wyjeździe do domu,a porządny powitał nas dopiero w Warszawie.
Jak pamiętacie Gospodarz zastanawiał się,jakimi wypiekami podjąć Zjazdowiczów.
W rezultacie wraz Barbarą uznał,że idzie na całość i zostaliśmy poczęstowani:
-znakomitym ciastem czekoladowym i tu PROSIMY O PRZEPIS !
-ciasteczkami francuskimi ze śliwką
-ciasteczkami babci Eufrozyny
-bezami
W najbliższych dniach postanowiłam nie wchodzić na wagę…
MIsio zdzwonił z entuzjastycznym sprawozdaniem, rodzinnego nastroju z roku na rok coraz serdeczniejszym. Ja dzisiaj nie mam dostępu do maszyny, bo Ryba produkuje biurokratyczne popisy do szkoły i dzisiaj nie skończy, więc teraz będę pisywała głownie przed południem. Jutro jednak będę zajęta pieczeniem kaczki prywiezionej przez Brata i Bratową ze wsi, a jeżeli upieczonej zgodnie ze sztuką kaczki Matros nie weźmie w tzw pysk, to jak bum cyk, cyk – obrażę się
Danuska, czekamy na zdjecia.
Elapa-zdjęcia oczywiście będą,ale Alicja zamieści je zapewne dopiero,kiedy będzie miała sprzyjające okoliczności.Mnie natomiast uda się,jak sądzę,opracować fotoreportaż dopiero jutro lub pojutrze,kiedy Alain przywiezie do Warszawy aparat pozostawiony jeszcze nad Bugiem.
Danuśka,
dzięki za szczegółową relację zjazdową. To, że było sympatycznie, to wiadomo, ale chodziło też o kulinarne detale, które były, jak widać z powyższego, bardzo ciekawe. Z sentymentem wspominam paszteciki i pierożki kuzynki Magdy. I grę w bule na drodze…I inne przyjemności sprzed dwóch lat.
Też jestem ciekawa przepisu na ciasto czekoladowe.
Pyro,
czyżby Twój zięć nie lubił pieczonej kaczki ? Jeśli tak jest, to dla takiej osoby nie ma znaczenia, czy kucharz przykłada się do pracy, czy nie. Nie lubi tego i koniec.
U mnie wczoraj i dziś królowała zupa gulaszowa, dobra na chłodne dni, a ze słodkości keks.
Krystyno – nie garnę się tutaj do Kuchni, bo Matros tego, co ja zrobie nie je. Naprawdę je tylko mięso grilowane i pieczone w piekarniku na ruszcie, wypieczone na poeszwę i z surówkami ze sklepu. Przez ub. tydzień raz zjadł łososia z grilowej patelni, dwa razy karkówkę z piekarnika, raz filet z kurczaka w cieście francuskim i raz kotlet schabowy. Kocham tego chłopaka, ale najchętniej dałabym w łeb i poprawiła kopem w zadnią cęść osoby. Ryba wzrusza ramionami i mówi „niech je, co chce”.
Pyro 🙂
To znaczy, że bardzo łatwo jest dla niego gotować, tylko straszliwie nudno. Można popaść w kulinarny analfabetyzm. No, ale nic się w tej sprawie nie da zrobić. Może ta kaczka będzie mu smakować. Już wkrótce wracasz do swojej kuchni.
Do swojej NOWEJ kuchni 🙂
Zjazd udany, pogoda dopisała, opis smakołyków brzmi bardzo smakowicie. Też czekam na zdjęcia.
U nas cały dzień jest zimno, wieje silny wiatr i pada deszcz. Może pojawią się grzyby.
A Ewa zwiedza w słońcu! 🙂
Zazdroszczę Zjazdowiczom, zazdroszczę ….
Dopiero dotarłam do domu, na dodatek samolot był opóźniony , a potem jeszcze zepsuł się rękaw na lotnisku w Warszawie i czekaliśmy ponad 20 minut wewnątrz aż podstawią autobus w lejącym deszczu.
Wyprawa była wyjątkowo udana, ale relacja później.