Od ściany do ściany

Wczoraj jęczeliśmy, że gnębi nas upał. Mój termometr wiszący na sośnie (w cieniu, rzecz jasna) wskazywał 35 st. C.

Mimo że lubię gorąco, też uważałem, że trudno oddychać, a o pracy nawet nie chce się myśleć. Tymczasem życie (zwłaszcza na wsi) wymaga ruchu i wysiłku.

Minęła noc i ten sam termometr wskazuje zaledwie 20 st. C. Takie skoki temperatury też nie należą do zjawisk sympatycznych. Trzeba z szafy wyciągać dżinsy, bo zimno w gołe nogi. Zamiast T-shirta na grzbiet wciąga się flanelową koszulę. Okna na werandzie pozamykane. Hamaki puste i zniknęła zastawa ze stołu w altanie.wiewiorka-z-mamusia-p5190007W ogrodzie dojrzewają ostatnie wielkie kabaczki i już można ścinać słoneczniki.

Niby wszystko toczy się normalnie. Kończy się lato, zaczyna jesień, ale jeśli to wszystko przebiega w tempie jazdy pendolino, to człowiek nie czuje się dobrze.

I zaczyna rozmyślać o rychłym powrocie do miasta. Choć przecież i tam te pogodowe skoki odczuwa się jako dyskomfort. W tym roku zresztą wyjątkowo długo mieszkamy w Puszczy. I dotrwamy zapewne do końca września.