A ja nie boję się barszczu
Najwyraźniej rozpoczął się sezon ogórkowy. Prasa szuka sensacyjnych wiadomości, a jeśli ich nie ma – to odgrzewa stare.
Co roku o tej porze dziennikarze straszą publiczność parzącą rośliną, czyli barszczem Sosnowskiego. W tym roku mieli tyle szczęścia, że wydarzył się dramatyczny incydent, i to zakończony śmiercią starszej poparzonej pani. Opowiadały o tym wielokrotnie wszystkie telewizje i pisały wszystkie gazety.Ulegam i ja temu powszechnemu pędowi i też napiszę o barszczu. Moim barszczem też można się poparzyć (choć nie śmiertelnie). Na wszelki wypadek podam i drugą możliwość – barszcz na ochłodę.
Barszcz ukraiński według przepisu warszawskiego
Porcja włoszczyzny z kapustą, 1 cebula, 1 szklanka drobnej fasoli, 2 buraki średniej wielkości, 5 ziemniaków, 1 duża łyżka przecieru pomidorowego, 1 szklanka śmietany, 1 pęczek koperku, sól, pieprz, cukier, cytryna, wywar z mięsa (1/2 kg wieprzowiny albo cielęciny bądź kurczaka) lub około 1/2 kostki masła
W przeddzień namoczyć fasolę w 1 litrze letniej przegotowanej wody, następnie ugotować ją w tejże wodzie. Na tarce jarzynowej o większych otworach zetrzeć obraną i umytą marchew, pietruszkę, seler, drobno pokrajać por. Do ugotowanego uprzednio wywaru z mięsa (2 l) wrzucić starte jarzyny, gotować (jeżeli zupa ma być bez mięsa, należy ugotować jarzyny i dodać masło).
Po kilku minutach, kiedy już jarzyny się zagotują, dodać buraki starte także na tarce o dużych oczkach. Kiedy gotujące się jarzyny zaczynają mięknąć, dodać pokrajane w kostkę ziemniaki. Poszatkować kapustę i wrzucić do zupy.
Kiedy wszystkie jarzyny są już miękkie, dodać do smaku sok z cytryny, przecier pomidorowy, cukier, sól, pieprz. Fasolę wlać do zupy wraz ze smakiem, w którym się gotowała, jeszcze chwilę potrzymać na ogniu. Zestawić zupę z ognia, dodać drobno posiekany koperek i śmietanę.
A teraz dla ochłody drugi rodzaj:
Barszcz na zimno
2 szklanki ukiszonego barszczu buraczanego lub przygotowanego z koncentratu (według przepisu), 2 szklanki zalewy od kiszonych ogórków, szklanka śmietany 18%, 2 łyżki kaszy manny, 2 jaja na twardo, sól, pieprz do smaku, 1-2 łyżki siekanego koperku
Połączyć barszcz z zalewą od ogórków, po czym zagotować, doprawiając solą i pieprzem do smaku. Kaszę mannę rozprowadzić kilkoma łyżkami zimnej wody, wlać do wrzącej zupy i gotować 5 minut. Odstawić zupę do lekkiego ostudzenia, dodać śmietanę, wymieszać. Ponownie odstawić do ostudzenia.
Do zimnej zupy dodać posiekane jaja na twardo oraz koper i wstawić na 2 godziny do lodówki. Podawać na zimno.
Jest to rodzaj postnego chłodnika – z tą różnicą, że zamiast rakowych szyjek i krojonej w paski pieczeni cielęcej dodajemy do niego jedynie kaszę. Warto się przekonać, że w tej wersji także jest bardzo smakowity.
Komentarze
Barszcz na ochłodę zdecydowanie lepszy od barszczu Sosnowskiego.
Tymczasem podrzucam ostatnie sprawozdanie z kaszubskiego wypadu: http://www.eryniawtrasie.eu/16343
Na balkonie tylko 17°C – żadna to pogoda na chłodnik.
Za to przypomnienie przepisu na barszcz warszawski jak najbardziej na miejscu. Zaraz lecę kupić co trzeba.
Miłego dnia tu wszystkim życzę!
Ewo-na następną wyprawę zabierzcie mnie ze sobą 🙂
Na blogu kulinarnym nie wypada się przyznawać do takich rzeczy,ale na zimno pijam też czerwony barszcz z kartonika.Kiedy kupię tę wyciskarkę to będę robić sama.Nie wiem jednak,kiedy kupię,bo diabelstwo drogie.
Dzień dobry.
Wczoraj, późnym wieczorem rozhulała się burza, że hej. I trwała ponad godzinę. Suche pranie na balkonie przestało być suche. Dzisiaj ok 22 stopnie, rześki wiatr, ale kiedy nagle wyjrzy słońce, to po przejściu przez pryzmaty wody, wręcz parzy skórę. To się pewnie skończy kolejną burzą.
Gospodarz ma rację – barszcze w talerzu, misce, filiżance, to zupy pełne fantazji i powszechnie lubiane. Właśnie na niedzielny obiad dla Młodszej będzie chłodnik po wiejsku i bałagan z patelni (wędzony boczek, 3 czerwone papryki, pęczek młodej cebuli, 3 ząbki czosnku, pęczek rzodkiewek, mała cukinia, i puszka krojonych pomidorów + 1 kiełbaska pokrojona w kosteczkę i oliwa. Wszystko na ostro. Jedliśmy wczoraj z Marcinem na obiad, a reszta jest zamrożona dla Młodszej. Tu chcę podpowiedzieć, że kiedy cukinia jest jeszcze dosyć droga, część jej można z powodzeniem zastąpić rzodkiewkami – bardzo duże w ćwiartki, przeciętne krojone na pół – bardzo smaczne.
Pieczemy? 🙂
http://iconosquare.com/p/1020842067909522519_2850364
Witam, śmiejemy się.
http://static.fishki.pl/static/posts/91/91886/foto_0fdbabe848f2ea00da8dde64062f2593.jpg
Na obiad mialam makrele w sosie smietankowo – szalotkowym. Byla bardzo dobra. Drobno pokrojona szalotke wymieszalam ze smietana. Do naczynia zaroodpornego dalam troche sosu, polozylam makrele, sol, pieprz i polalam reszta sosu. Do piekarnika 250 C na 15 minut. Po wyjeciu posypalam drobno pokrojonym szczypiorkiem. Popijalismy wloskim Proseco.
Słońce po przejściu przez „pryzmaty wody” daje przede wszystkim piękną tęczę 😀
Po nocnej burzy daje się oddychać, ale nadal ciepło.
Wczorajszy dzień na Jeziorze Bodeńskim był szczególnie gorący i parny, aż się wszystko lepiło od wilgoci jak w saunie.
Już w pierwszym pociągu okazało się, że pracowicie przygotowane przez Osobistego kanapki (wstał o 5 rano!) zostały w domu, a ja nie zdążyłam zjeść śniadania, bo wstałam później, wyjazd był o 7:05, a ja tak wcześnie nic nie jadam. W pociągu jednak nabieram apetytu 🙄
Na szczęście na pierwszą przesiadkę mieliśmy 8 minut, a w przejściu podziemnym berneńskiego dworca jest raj dla głodnych i spragnionych. Ciabatta z ostrym smarowidłem, dużo rostbefu i rucoli (Sandwich Company) oraz żytnia podługowata bułeczka z szynką, serowym smarem, ogórkiem i rukolą (Greens) były fantastycznie świeże i smaczne, i gdyby nie zaporowe ceny (8.50 Fr/sztuka) to bym chyba notorycznie nie brała jedzenia z domu 😉
Po godzinnym rejsie z Kreuzlingen do Meersburga wylądowaliśmy na niemieckim brzegu, a tam… restauracja przy restauracji.
Była akurat pora obiadowa. Wybraliśmy sobie filety z bodeńskiej sielawy z masłem ziołowym, frytki, sałatę, piwo i lokalne białe wino – znakomite. Wzmocnieni powędrowaliśmy pod górę do zamkowego tarasu, gdzie brodaty Czech grał pięknie na gitarze hiszpańskie melodie, a widok na jezioro nagrodził wspinaczkę w lepkim upale. Po powrocie do portu i znakomitych lodach, kosztujących na dodatek 2-3 razy mniej niż w CH, ruszyliśmy w długi rejs do Rorschach po szwajcarskiej stronie…
Takie lato jest całkiem znośne, stwierdziliśmy po powrocie do domu.
A z zapomnianych kanapek po wyjęciu zwiędłej sałaty i suszonej szynki wyszły znakomite grzanki – lekko potarte czosnkiem plus jaja sadzone i świeża sałata z dobrym sosem, do tego lokalne zimne piwo – i kolacja gotowa.
Nemo – tęcza wysoko była, a kłujące promienie na ręce też były, niziutko, na mojej wysokości. Już trzy razy dzisiaj był ulewny deszcz – każdy opad krótszy, niż 10 minut. Haneczka też z Panem Mężem drapała się po górkach i górach Dolnego Śląska i jest zachwycona całokształtem, a renowacją Lubiąża nade wszystko. Dlaczego ta Helwecja taka droga? Trzy razy droższe wino albo piwo, niż po drugiej stronie jeziora? Szwajcaria musi być bogata, jak łupi pół świata bankowo i własnych obywateli cenowo.
Jezior 48 – stary dowcip zabawny, dziękuję.
Pyro,
nie wiem, co rozumiesz przez „bogatą Szwajcarię”, która „łupi pół świata bankowo”? Na razie to USA łupią szwajcarskie banki częściowo słusznie, a częściowo na zasadzie bandyckiego wymuszenia, bo nie sposób oprzeć się metodom stosowanym przez amerykańską administrację, jeśli nadal chce się tam robić interesy.
Ceny podobno są u nas proporcjonalne do zarobków, bo nas „stać” 🙄
Nic dziwnego, że Szwajcarzy głosują nogami i robią zakupy w krajach sąsiedzkich, a handel krajowy tylko ubolewa i najchętniej zmusiłby SNB do wprowadzenia sztywnego kursu euro, możliwie niekorzystnego dla konsumentów 🙁
A kłujące promienie skupiły się raczej w soczewkach, a nie rozszczepiły w pryzmatach 😉
No dobra – część się skupiła, a część rozszczepiła – tak dobrze? No i co ja rozumiem przez „bogata Szwajcarię”? Nemo dokładnie to, co napisałam : bogaty kraj, w europejskich Alpach. Stać ich…
Ja jestem prosta kobieta – piszę JAK rozumiem.
Pyro,
nie napisałaś, jak rozumiesz łupienie połowy świata bankowo.
Jeżeli masz na myśli tę „połowę” świata, która ratuje swoje aktywa wykupując wszystkie świeżo wydrukowane franki, to ja się zastanawiam, dlaczego nie ma takiego pędu do wykupywania złotego, forinta, czeskiej korony czy rumuńskich lei albo chociaż dolara i jena? 🙄
Szwajcarski Bank Narodowy ma już piwnice pełne obcej waluty na ponad pół biliona franków, a jak ja chcę kupić trochę tańszych euro, to on akurat znowu interweniuje i euro drożeje 🙄
Zapłaciłam właśnie kolejną ratę podatków, to też nie poprawia nastroju 😉
No i właśnie ja Tobie niegroźnie dokuczam na poprawę nastroju – chociaż po wczorajszej wycieczce nastrój powinnaś mieć fiskuso – od – p – o -r ny
Pyro, 😉
Jutro może zrobię zakupy we Francji, to mi się nastrój poprawi na dobre 😉
Na podwieczorek poziomki z jogurtem i miodem, na kolację planuję placki ziemniaczane z własnych nowych kartofli, które porosły wielkie jak pięść i już im zaczynają usychać łodygi. Nie były nawadniane w czasie upałów.
Muszę też koniecznie zebrać porzeczki czerwone i czarne, zanim same opadną 🙁
Był dziś chłop z wołowiną. Znowu podrożała 🙄 Mieszane mięso, ale bez polędwicy po 30 Fr/kg, kawałek polędwicy ekstra po 80 Fr/kg 😯
Chłopi dostają 4 miliardy subwencji, do tego wyższymi cenami obciążają przeciętne gospodarstwo domowe dodatkowo na 4 000 Fr. Gdyby to wiecznie narzekające chłopstwo całkiem zlikwidować, to każda rodzina oszczędziłaby 8000 Fr rocznie. To jest prawdziwy luksus, takie chłopstwo, które na dodatek ma bardzo silne lobby w parlamencie.
Kilogram befsztyków z fantastycznej polędwicy w Hiszpanii kosztuje ok 20-25 euro.
Szkoda, że słynny, zwłaszcza latem, potwór zniknął gdzieś w głębinach jeziora Loch Ness. A i w Zalewie Zegrzyńskim jakieś ciekawe okazy widywano. 🙂
Przy barszczu ukraińskim, który gotuję wg bardzo podobnego przepisu, tarcia warzyw jest co niemiara. Ja dodaję jeszcze kilka ząbków czosnku, a moja znajoma, nie chcąc mieć ziemniaków w kolorze różowym, gotuje je oddzielnie i dodaje na końcu. Mnie róż w tym wydaniu nie przeszkadza.
Niedawno udało mi się zobaczyć początek tęczy, bo świeciło już słońce, ale mżył jeszcze drobny deszczyk. Tęcza wychodziła z pobliskiej łąki położonej przy wysokich drzewach. Niecodzienny widok.
To w Hiszpanii polędwica, jak w Polsce 90 – 100 zł/kg. Trudno jednak latać za róg, do Hiszpanii. Za jogurt do poziomek pięknie dziękuję; popijałam ziemniaki smażone ze skwarkami, maślanką, no i jestem aktualnie „latającą” babcią. Chyba nasz pies nie jest zdrowy. Po w miarę normalnym ranku i przedpołudniu już drugi dzień z rzędu leży plackiem na balkonie. Nie reaguje na przechodzących kumpli, nie obszczekuje wrogów, kompletna apatia. Jeszcze nie zgłaszałam w przychodni, bo oni liczą sobie, jak fiskus Nemo, a ja mam dosyć ograniczone środki. Może uda się go przetrzymać do poniedziałku i wtedy pójdzie z nim Młodsza?
To rzeczywiscie bardzo tanio w tej Hiszpanii z wolowina. Jesli dobrze sobie przypominam, to u „mojego” rzeznika za kilogram fillet mignon, uwazango za najlepsza czesc tuszy, placi sie ok 38 funtow za kg. Sprawdzilam ze sirloin steak (pakowany) u Waiterose’a kosztuje 29 funtow za kg. I nawet ne wem czy organiczny. A ten, ktory sie kupuje na wage w tym samym supermarkecie, z pewnoscia drozszy.
Dla mnie wolowina jest juz tez raczej luksusowym produktem. Mowie o dobrej, „odwieszonej” przez 28 dni, , nie o mielonce, ktra jest tania. Z ciemnych mies przestawilam sie glownie na jagniecine , bo jest tak latwa i krotkotrwla w przyrzadzaniu. Nawet ta sprowadzana z drugiego konca swiata, z Nowej Zelandii nie jest zla. Choc lepsza oczywoscie lokalna.
Ja robię barszcz ukraiński podobnie, z tym że też jak Krystyna dodaję kilka ząbków czosnku i podobnie jak Krystyny znajoma ziemniaki gotuję osobno, bo tak jakoś przywykłam „od zawsze”.
U nas w mediach też się podniósł krzyk, że wołowina bardzo podrożała i co z naszymi ulubionymi stekami, trzeba się będzie ograniczyć 🙁
Przecież steków nie jada się codziennie, ani nawet raz w tygodniu 🙄 Ale ponarzekać nie szkodzi 😉
Nie wiem, ile wołowina kosztuje, bo już dawno nie kupowałam, a jak kupuję na 2 osoby, to ceny nie zauważam.
Pyro,
może jamnior taki ospały z powodu upałów?
U nas w nocy była wielka burza, a potem lało aż do rana. Ale wreszcie jest rześko, wczorajszą popołudniową duchotę przewiało.
z tym barszczem Sosnowskiego to chyba jakaś ściema, bo przecież skoro taki paskudny dla zwierząt i dla ludzi, to chyba od początku był paskudny, nie rozumiem więc, dlaczego go uprawiano ? 😯
Wiki rzecze tyle:
„Od lat 50. do 70. XX wieku wprowadzany był do uprawy w różnych krajach bloku wschodniego jako roślina pastewna. Po niedługim czasie, z powodu problemów z uprawą i zbiorem, głównie ze względu na zagrożenie dla zdrowia, uprawy były porzucane. Roślina w szybkim tempie zaczęła rozprzestrzeniać się spontanicznie. Gatunek okazał się przybyszem bardzo kłopotliwym. Jest to agresywna roślina inwazyjna, niezwykle trudna do zwalczenia. Powoduje degradację środowiska przyrodniczego i ogranicza dostępność terenu. W dodatku sok ze świeżych roślin wywołuje zmiany skórne. Barszcz Sosnowskiego objęty jest prawnym zakazem uprawy, rozmnażania i sprzedaży na terenie Polski.”
Alicjo – upałów nie ma już od dwóch dni. W upale to on łazić nie lubi, ale pasjami lubi turlać się w trawie, w cieniu. Na ten dłuższy forsowny spacer wychodził o 22.00 (okazja do polowania na jeże i krety). Niestety – coś mu dolega, a mówić nie umie. Uzgodniłam z Młodszą, że jak się da, to zapisać na wizytę w poniedziałek. Gdyby było gorzej, to książeczki zdrowia i szczepień w garść, psa na sznurek i do weta marsz. A barszcz ukraiński, a właściwie małorosyjski to ja lubię gotowqać na wędzonych żeberkach albo wędzonej golonce (kiedyś taka była). Jarek bardzo lubił, żeby tylko fasoli sporo i kapusta kwaszona w tym była.
Jedyny barszcz ukrainski, ktory jestem gotowa brac do ust, to ten gotowany przez moja jamajkanska przyjaciolke Audrey – przepis z jakiejs amerykanskiej ksiazki o kuchni wschodniej Europy. Pracochlonny jak cholera i ze szczodrym dodatkiem bialego wina. Jest to barszcz rewelacyjny wrecz. Ale tez i Audrey jest znakomita kucharka, jedna z lepszych jakie kiedykolwiek poznalam. Naturalny talent i finezja. Pewnie moglaby stawac w szranki z Nemo.
A barszcz Sosnowskiego… Pamiętacie taki prześmiewny wierszyk?
….W imię boga Lenina,
Syna – Ducha Stalina,
mnóżcie się jak pomidory Miczurina”.
To właśnie z czasu tego importru botanicznego. Wtedy prócz tego barszczu próbowano uprawiać dwie rośliny gumodajne – saksauł ikoksauł – obydwie znad Amu -Darii. Nie dało rady w naszym klimacie, podobnie, jak w 10 lat później soja. A do barszczu zapalili się okrutnie bo to wielkie i na przedpolach Kaukazu ogryzane do cna przez kozy, muły, osły i półdzikie owce. Nikt nie wziął pod uwagę, że na półpustynnych obszarach te stworzenia zjedzą wszystko – nawet krzewy cierniste. Obliczano ile masy zielonej da się pozyskać z hektara. Roślinie u nas bardzo się spodobało, a nie yło zwierząt do zjadania tej sałaty. I nikt nie zdawał sobie sprawy, że to diabelstwo jest niemal nie do wytępienia, a porażać np skórę dziecka mogą olejki eteryczne z odległości 20 m.
Ten jej barszcz wymaga, z tego co pamietam, krojenia SUROWYCH burakow w julienne. I tak samo selerow. Obie jarzyny pozniej sa obsmazane w glebokiej patelni na masle. I jak sie juz ma te jarzyny, przystepuje do wlasciwego gotowania barszczu. Na koniec po rozlaniu do talerzy dodaje sie lyzke creme fraiche i na to szczodra szczypte naci pietruszki..
Audrey wrocila z zakupow i dopowiedziala, ze w julienne kroi sie takze surowa marchewke i tez obsmaza w masle. Gotuje sie juz raczej krotko, bo jarzyny nie moga byc rozgotowane.
Heleno,
barszczu ukraińskiego nie gotuję, choć raz się odważyłam, kiedy ukraińscy grotołazi zostawili opakowanie jakiejś ichniej zaprawy do barszczu. Wyszedł jak u mnie w domu rodzinnym i smakował nawet Osobistemu i dziecku, choć oni takiej egzotyki nienawykli 😉
U mnie w domu też się buraki kroiło w julienne i raczej niczego do tej zupy nie ucierało na tarce, kapusta też była szatkowana ręcznie.
Placki kartoflane ze śledziem w śmietanie, sałata i zimne piwo z lokalnego browaru, i można odżyć po pracowitym dniu.
Zasadziłam 24 sadzonki sałaty i 7 sztuk kapusty, wczesna ma już główki. Kwitną ogórki, a pierwszy wężowy będzie jutro gotowy do konsumpcji. Jeszcze nigdy nie udał się nam taki prosty i równomiernie gruby, jak ze sklepu 😉
Zebrałam trochę porzeczek czerwonych i pudełko malin, Osobisty znowu naskubał szpinaku, zebrałam też kwiatki melisy pysznogłówki na syrop. Roboty a roboty 🙄
Maliny będą na jutrzejszy podwieczorek, z jogurtem jak najbardziej 😉
Ten jogurt (turecki) ma 10 proc. tłuszczu i jeszcze nikogo nie „pogonił”.
🙂
a jeszcze w sprawie barszczu Sosnowskiego ( heracleum sosnovskyi, szw.bredloka) – w Szwecji do walki z nim zaangazowano kozy (wedlug lokalnego dziennika Metro)
Jeżeli mój młody lokator po rfaz kolejny zapyta”Dlaczego?” – a ja popełnię dzieciobójstwom, to będzie to efekt fragmentu tragedii greckiej – kiedy to nikt nie jest winny, tylko bogowie byli bezlitośni. „Dlaczego?” Marcin pyta kilka razy w ciągu kwadransa i ja nie zawsze wiem o co pyta i „dlaczego”. Dziś wieczorem np była mowa o powierzchni mieszkalnej i Pyra mimochodem stwierdziła, że powierzchnia mieszkalna, biurtowa , handlowa podawana jest w metrach kwadratowych, czyli powierzchni użytkowej. Na swoje nieszczęście zaznaczyłam, że w wypadku magazynów, ładowni statków i zakładów produkcyjnych, oferty podaje się w metrach sześciennych, czyli pojemności. „Dlaczego?” Dlatego, że użyteczność tego obiektu zależy od pojemności – przestrzeni ładunkowej, magazynowej itp. „Dlaczego?” Jezusiczku! Zabiję szczeniaka! „Dlaczego”?”
Pyro – czy pies pije, bo jeśli nie, to wizyta u weta pilna.
Nemo, nawet ja do takiej egzotyki jak gotowany u mnie w domu w czasasch dziecinstwa barszcz, nie nawyklam.
Ten barszcz ukrainski „po warszawsku” nie bardzo mi sie podoba z opisu. Piec ziemniakow i dwa srednie buraczki? Na wierzowym wywarze? Z pewnoscia nie dla mnie.
Krysiade – pije. Nieco mniej, niż zwykle, ale dobrze szklankę dziennie (waga 8,5 kg)
Wiki rzecze o barszczu trochę więcej, ale należałoby doczytać do końca.
Ta roślina może powodować oparzenia nie tylko u ludzi, ale także u zwierząt hodowlanych, np. wymion krów mlecznych.
Co nie szkodziło kozom, u krów wywołuje (po spożyciu) stan zapalny przewodu pokarmowego, krwotoki wewnętrzne i biegunkę.
Między innymi dlatego tę uprawę porzucono. Ludzie też jakoś, po pierwszych doświadczeniach, nie garnęli się do zbiorów 🙁
Skóra po kontakcie (oparzeniu) z barszczem po pierwotnym zaczerwienieniu i pęcherzach może się pokryć trwałymi ciemnymi plamami, a zwiększona wrażliwość na słońce może się utrzymywać nawet przez kilka lat.
Pyro,
jak Młody pyta „dlaczego?”, to mu nie wyjaśniaj, tylko powiedz:
– A jak myślisz, dlaczego?
Niech mu główka popracuje nad zagadnieniem powierzchni, pojemności, wyporności itp.
A potem zapytaj, dlaczego pojemność (ładowność) samochodów osobowych (nie tylko silnika) podaje się w litrach? 😉
Napisałam nieprawomyślne słowo (wy-por-ność) i poszło w kosmos 🙄
Pyro,
proponuję w odpowiedzi na „dlaczego” nie robić wykładu, tylko zapytać Młodego:
– A jak myślisz, dlaczego?
Niech pokombinuje nad sensownością zastosowania niektórych miar, zastanowi, kiedy należy podać kubaturę mieszkania czy biura, a kiedy wystarczy powierzchnia itp.
A na koniec zapytaj, dlaczego pojemność samochodu (silnika, ale także możliwości załadowczych) podaje się w litrach?
Ależ oczywiście, że przeczytałam do końca, przytoczyłam tyle, a wyszukać w wiki każdy może 🙄
Nemo – jestes wielka!
Pójdę już pod kołderkę. Jutro wystukam Opinię o kobietach – pobożnego opata francuskiego w okresu średniowiecza i jwgo mentora – papieża. jej, jej, ależ panowie narozrabiali!!!
Znajomy naszej znajomej Niemki, naonczas przemieszkującej w sąsiedztwie, jak dla mnie lekko pomylony hodowca zebu, przywiózł nam w prezencie różne zielska. Mi się dostały sadzonki porzeczkoagrestu i właśnie rzeczonego barszczu, zachwalanego jako roślina niezwykle miododajna. Porzeczkoagrest się przyjął i rozrósł, natomiast barszcz zżarły cielaki do cna i problem nawet nie zaistniał. Natomiast siedliskiem barszczu, co roku większym, były ugorujące pola pod Białogardem i rowy wzdłuż dróg. W tym roku chyba władze gminy (?) wzięły się za to zielsko, bo jest, ale znacznie go mniej, a przy drogach już prawie wcale nie ma. Nie wiem, czy tępią go chemicznie, czy mechanicznie, ale z dobrym skutkiem. Jeżeli mu nie pozwolić się rozsiać, to przepada.
Pojemność silnika w litrach, ale przeliczone na cm3. Amerykanski samochód może mnieć z 5 litrów, ale nasz to ma raczej cm3. Trochę tak, jakby do 2 litrów to była pojemność wyrażana w cm3, a powyżej 2 litrów to już w litrach. 🙂
U mnie w okolicy pojawiły się kilka lat temu ogromne okazy na wysypisku ziemi i gruzu po drodze do sąsiedniej doliny. Poletko było już dość rozległe, rośliny do 3 metrów wysokości, a kwiatostany wielkości damskiego parasola. Do oglądania z rozsądnej odległości bardzo ładne. Ostatnio widziałam, że znikły, bo teren zrekultywowano i obsiano trawą.
Za to w niedzielę nad małym jeziorkiem pożwirowym w dolinie Rodanu musnęłam niechcący przedramieniem liść tutejszego heracleum s. czyli barszczu zwyczajnego To było jak smagnięcie pokrzywą!
Żabo,
bo pojemność musi robić wrażenie 😉 Jak mała to w cm3, a jak porządna, to w litrach. Nasz amerykański samochód (tam kupiony) miał pojemność 4 l. Zapamiętałam to sobie, bo w ramach „homologacji” musieliśmy wygrawerować „4.0” na silniku, nie miał on bowiem własnego numeru, co tutaj jest oczywiste. Numer podwozia i numer silnika muszą być w dowodzie rejestracyjnym.
Osobisty pracowicie wykuwał specjalnym dłutem i młotkiem 😉
Dzień dobry.
A ja trzymałem się jako tako podanej receptury(kurczak, zamiast wieprzowiny i trochę wędzonego boczku) i bardzo nam to smakuje. Będzie na dzisiejszy objad.