Zakaz mieszania pierogów
Zanim wyjaśni się ten dziwny tytuł, musimy wspólnie przejechać przez kawałek wschodniej Polski, podziwiając jej krajobrazy.
Droga z Pułtuska przez Wyszków, Węgrów do Siedlec jest (zwłaszcza na przełomie wiosny i lata) przepiękna. Fragmenty leśne, wijący się Liwiec, który przejeżdża się kilkakrotnie, olbrzymie łąki – powodują, ze droga nie męczy, a odpręża. Mijane wsie są zadbane i znać ich zamożność.
W Siedlcach na popas należy zatrzymać się przy ulicy Mieczysława Asłanowicza, na końcu której stoi historyczna duma miasta – pałac księżnej Ogińskiej. Na drugim końcu ulicy mieści się niewielki lokal o całkiem sporej już renomie.
Zaścianek Polski jest bowiem częścią Europejskiej Sieci Dziedzictwa Kulinarnego. Pomysł ten narodził się w szwedzkiej Skanii i na duńskiej wyspie Bornholm w 1995 r. Inicjatywa szybko spotkała się z dużym zainteresowaniem wielu regionów europejskich, które dbają o to, by zaoferować mieszkańcom oraz turystom wyborną w smaku, wyjątkową regionalną żywność.
Organizacja zrzesza dwadzieścia pięć regionów europejskich. Głównym ich celem jest promocja regionalnej żywności opartej na lokalnych zasobach produktów. W obrębie regionów funkcjonuje też zrzeszenie producentów, przetwórców oraz dystrybutorów regionalnej żywności.
Ponieważ dziedzictwo kulinarne jest ważnym elementem dziedzictwa kulturowego, Europejska Sieć Dziedzictwa Kulinarnego tworzy wizerunek i promuje region, przyczynia się także do rozwoju przedsiębiorczości, tworzy również płaszczyznę do współpracy dla wielu przedsiębiorstw w regionie, które m.in. promują mazowiecką żywność.
Zaścianek Polski to niewielki lokal urządzony ze smakiem. Niewygórowane ceny powodują, że wśród gości sporą grupę stanowią mieszkańcy Siedlec dysponujący niezbyt grubym portfelem. Sympatyczna obsługa zajmuje się nimi z taką sama troską jak tymi, którzy są w stanie zostawić w Zaścianku spore napiwki.
Wśród kilku zup widniejących w karcie specjalnie promowany jest żurek staropolski (12 zł) z białą kiełbasą i jajkiem na twardo. Ta klasyczna polska zupa w siedleckim wariancie jest niezwykle aromatyczna i naprawdę bardzo smaczna.
Nie ustępuje żurkowi w niczym rosół z kołdunami (13 zł). Zwłaszcza kołduny są godne pochwały. Ich farsz, w którym przeważa aromat i smak baraniny, jest po prostu najwyższej klasy.
Wielkie wrażenie robi sznycel olbrzym w chrupiącej panierce (18 zł) podawany z sałatką ziemniaczaną. Sznycel przekracza swymi rozmiarami wielkość talerza, a jego delikatność dorównuje rozmiarowi.
Dumą Zaścianka są niewątpliwie pierogi (12 zł). Jest ich wiele rodzajów: ruskie, z mięsem, z kapustą i grzybami, z soczewicą. Są też pięknie nazwane swojskie bęcwały, czyli pyzy nadziewane mięsem.
Obiad w Zaścianku byłby jednym pasmem kulinarnej rozkoszy, gdyby nie zarządzenie szefostwa zabraniające podawania gościom pierogów kilku gatunków w jednej porcji. I nie ma znaczenia, że wszystkie one kosztują tyle samo. Albo się zamawia ruskie, albo z mięsem, albo z kapustą.
Zmieszanie ich na jednym talerzu może bowiem wprowadzić takie zamieszanie w kuchni, że obsługa nie da sobie z tym rady. Pierogi bowiem leżą w osobnych woreczkach – zgromadzone według farszu. Dziwna to zasada.
Komentarze
dzień dobry …
dziwna zasada bo w wielu knajpach tak robią .. ale kołduny z baraniny to warte wizyty …
dla Pyry …
http://www.lekkowkuchni.pl/2015/06/saatka-z-modych-ziemniakow-i-szparagow.html
ciekawy pomysł …
http://gdziewyjechac.pl/33592/slaskie-nigdy-przenigdy-tam-nie-jedz-10-powodow.html
podobno bardzo dobry … kolega poleca …
http://przetwory.com/oferta,dodatki-do-obiadu,ketchup.html
Z ta zasada nie mieszania pierogow zapewne chodzi o to by w jednej wodzie nie gotowac wszystkich naraz. Wegetarianie maja prawo oczekiwac, ze ich pierogi ruskie nie beda gotowane w tym samym garnku co miesne. Bo pewnie w restauracjach gotuje sie w tej samej wodzie pierogi wielokrotnie. I nie jedna porcje, ale kilka naraz . Wiec jak wylowic wlasciwe dla kogos kto chce miec mieszane?
Pyro wesoło było ….
http://m.poznan.gazeta.pl/poznan/1,106517,18077958,Nocna_bitwa_w_centrum_Poznania__Kibole_Lecha_atakowali.html?utm_source=m.gazeta.pl&utm_medium=testbox&utm_campaign=CzolkaIImg
Pierogi,smaczny temat.
Wracajac do Bliklego, kawiarnie przy Nowym Swiecie darze duzym sentymentem i zagladam tam przy kazdej okazji pobytu. Kolezanki warszawianki, bardzo milo wspominam nasze ostatnie tam spotkanie, pamietam, ze wszystko bylo smaczne.
Krystyno, kilka dni temu pieklas ciasto drozdzowe z owocami. Czy moglabys podac Twoj przepis?
Pyro! Dziękujemy powtórnie! Gratulacje dla Kolejorza i jego fanki Ani! Jesteśmy w Częstochowie futrowani nalewkami (Twojej dałem do spróbowania) kluskami śląskimi schabem oraz Kasztelanem (niepasteryzowane) Po południu udajemy się na włości dwuhektarowe. Pozdrawiamy, bo tam chyba nie będzie internetu.
W Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach jest jedyny w Polsce obraz El Greco.
Odkryto go (jeżeli dobrze pamiętam) na plebanii w Kosowie Lackim.
Z obrazem El Greco to prawda, tylko strych był, bodajże po byłym organiście. Z wartości (w tym artystycznej) nie zda
wał sobie sprawy nikt z miejscowych.
Zakończenia tego kibolskiego festiwalu nie transmitowano, a ja i tak nie mogłam spać po wysłuchiwaniu 2 godzin okrzyków. To cena za mieszkanie z kibicką.
Alino,
nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale chyba wspominałaś kiedyś, że masz w swych zbiorach książkę Jadwigi Kłossowskiej ” Obiady u Kowalskich”. Korzystam z przepisu na ciasto drożdżowe właśnie z tej książki. Na stronie 207 jest przepis na ” niedzielny placek z zakruszką”. Proporcje podzieliłam na cztery, może mąki dałam trochę więcej i zamiast margaryny masło.
Oczywiście, jeśli nie masz tej książki, podam Ci dokładny przepis.
Ciasto piekłam w dużej tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia/ już go niczym nie smarowałam/. Truskawki musiałam wciskać dość głęboko, bo podnosiły się na wierzch wraz z rosnącym ciastem. Trzeba dać ich dość dużo. Następnym razem dam je na dno i przykryję ciastem.
Dobra byłaby też wersja z rabarbarem.
U ” Bliklego” na Nowym Świecie byłam dwa lata temu/ we wrześniu/ w towarzystwie Jolinka, Małgosi i Danuśki. Siedziałyśmy w ” ogródku”, wiec nie wiem, jak wygląda wnętrze. Wprawdzie bliny nie bardzo mi smakowały, ale myślę, że dokonałam złego wyboru.
Do tego lokalu w ostatnich latach swego życia chadzał Tadeusz Konwicki, kiedy do „Czytelnika” było mu już za daleko.
Co do cen oferowanych dań – one prawie zawsze wydają się wygórowane. Od kiedy trochę więcej wiem o funkcjonowaniu gastronomii/ a wiem i tak niewiele/ i rozlicznych kosztach z tym związanych, rozumiem lepiej, dlaczego tak kształtują się ceny. Ale mimo tego zrozumienia dość rzadko chodzę do restauracji .
Jak wszystko wokół, tak i Podlasie zmieniło swe oblicze. Z dziecięcych lat pamiętam jeszcze słomą kryte chałupy. Wraz z nowymi przepisami słomę zamieniono na bezpieczną dechówkę lecz drewniane domy pozostały dość długo. Niektóre z nich wielce urodziwe. Szkoda, że uległy brzemieniu czasu i nowoczesności.
We Wspomnianym przez Gospodarza Liwie jeszcze trzy lata temu widziałam chylące się ku ziemi chaty-staruszki z wyszczerbionymi już ozdobami okiennymi, chlubą tamtejszych terenów.
Odrobina Liwskich klimatów na blogu „z aparatem przez życie”
http://foto-grafika-pasja.blog.onet.pl/2010/03/17/spacer-w-liwie/
Alino – no i cóż ja biedna pocznę? Moje doświadczenie jest absolutną przeciwnością do Twego.
PPozwoliłam sobie powtórzyć wpis z poprzedniej rozmowy wirtualnej:
Ceny bokserskie powalają na glebę niezorientowanego. Mówię o kawiarni na Nowym Świecie. Wiadomo już chyba o jaką chodzi. Co do wyrobów mam nie najlepszą opinię. Niestety. Może podczas mego ostatniego pobytu trafiłam na tzw zły dzień? Kawa: cienkosz nad cienkoszami, herbata: tylko owocowa, pączków brak ? zatem nie miałam okazji sprawdzić jakości smakowej, eklerki: skwaśniała śmietanka, W-Z ka nie dość że karłowata jakaś to z dużą ilością niezidentifikowanej masy butamicznej dżemem zwanej.
To moje doświadczenie sprzed dwóch miesięcy.
Projekt wnętrza nie zrekompensował doznań smakowych.
A skoro już w temacie: wyroby wielu firm cierpią na minimalizm (ww firma również). W podróży zdarza się niekiedy wstąpić do Mac Donalds?a na burgera ? kiedy przygotowane kanapki już zostały skonsumowane, w brzuchu zaczyna burczeć, a do domu jeszcze daleko*. Nieczęsto lecz jednak?
Gdyby tak podawane były w opakowaniu sprzed lat wielu, wyglądałyby jak kropelka na spodku.
*tak circa-about 400-500 kilometrów
Dla zainteresowanych wspomnianym obrazem El Greco „Ekstaza św. Franciszka”
http://diecezja.radiopodlasie.pl/obraz-el-greco.html
Krystyno, odkopałam swoje „Obiady u Kowalskich” toż to historia starsza od mojego syna 🙂 Papier klasy trzeciej, wydanie drugie 1984, Watra. Początki mojego gotowania. Dzięki za przypomnienie 🙂
też mam swoje „Obiady u Kowalskich” z 1986 r. wydanie IV cena 140 zł …
Jolinku, moje kosztowały tyle samo 🙂
Krystyno, gratuluje wspaniałej pamięci! Mam właśnie przed sobą te książkę, wszystko się zgadza, zrobię placek, dziękuje. Moja jest z 1983, wydanie I, cena 140 zł. Przysłali mi ja rodzice, tak się zaczynała moja kolekcja. Jest jedna z tych najcenniejszych. Towarzyszy jej na polce „Goście w domu” Ewy Orczykowskiej, wydana w 1972 , wydanie III, cena 16 zł.
Rzeczywiście dziwny obyczaj. W Lublinie w wielu restauracjach nawet w karcie jest ” mix pierogów”. Wczoraj też zamówiłem bez problemu 6 pierogów, każdy z innym nadzieniem
Czyli z obrazem pamiętałem niezbyt dobrze.
Parafia kosowska zmieniła swoje podporządkowanie terytorialne – teraz jest w diecezji drohiczyńskiej. El Greco został w Siedlcach…
Często biorę pierogowy mix. Nie podoba mi się ten zakaz 👿
Czy można prosić o przepis dla tych, którzy nie jadają u Kowalskich? 😉
Echidno, piękne zdjęcia z Liwii, dziękuję 🙂
Moje ” Obiady..” są z 1986 r. Nakład 100 000 + 100 egz. ! Wcześniejsze też pewnie takie duże.
Alino,
ciasto robiłam bez zakruszki. Można dodać trochę więcej cukru, zwłaszcza gdyby było z rabarbarem. To sytuacja raczej wyjątkowa, bo przeważnie ilość cukru w przepisach jest za duża.
Właśnie zjadłam ostatni kawałek ciasta do herbaty.
A z tymi pierogami można by rozwiązać problem w ten sposób, żeby jeden garnek odpowiedniej wielkości przeznaczyć do gotowania pierogów mieszanych. I tak pewnie jest w lubelskiej restauracji.
Jagodo,
proszę bardzo . Podam Ci proporcje na kilogram mąki, Ja piekłam tylko z 1/4 składników.
1 kg maki,
8 żółtek,
1i 1/2 szklanki cukru/ ok. 35 dag/,
12,5 dag drożdży świeżych,
ok. 2 szklanek ciepłego mleka,
szczypta soli, ew. cukier waniliowy lub wanilia,
25 dag masła/ w oryginalnym przepisie masło roślinne lub Palma/,
10 dag rodzynek/ jeśli ciasto jest bez owoców/
Na zakruszkę : 30 dag masła, 20 dag cukru pudru, szczypta soli
Składniki powinny być w temp. pokojowej. Drożdże rozprowadzić niewielką ilością mąki i cukru. Gdy podwoją objętość dodać je do utartych z cukrem żółtek i mąki. Dolewać ciepłe mleko tak, aby ciasto było pulchne i dało się łatwo wyrabiać. Wyrabiać ręką, a gdy nie lepi się już do dłoni, dodać rozpuszczone masło i jeszcze chwilę wyrabiać. Przykryć ściereczką/ w misce/ i pozostawić w cieple do wyrośnięcia.
Można piec w blaszkach podłużnych lub w okrągłej tortownicy wysmarowanej masłem i posypanej bułką tarta lub tylko wyłożoną papierem do pieczenia. Pozostawić jeszcze do wyrośnięcia. Piec w temp. ok. 180 st. C 40-50 min. Warto sprawdzać na bieżąco.
Owoce dodajemy już wg własnej inwencji.
Przy tej okazji koniecznie muszę przypomnieć, że na ciastach drożdżowych zna się doskonale Marek / Miś/, ale pamiętam, że on dodaje bardzo mało drożdży, a ciasto rośnie wiele godzin. Ja stosuję szybsze metody.
O, tu jest przepis na ciasto drożdżowe wg Marka/ w przepisach u Alicji / :http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/01.CIASTA_etc/Ciasto_drozdzowe_Marka.html
Dziękuję, Krystyno 🙂
W sobotę przed południem Jagodowy przyniósł do domu kilogram rabarbaru.
Udusiłam rabarbar na patelni, z brązowym cukrem i odrobiną wody, po czym dodałam trochę galaretki malinowej. Biszkopt, (gotowiec), smarowałam konfiturą malinową, rabarbarem. Udekorowałam świeżymi truskawkami i listkami mięty.
Niedzielnym gościom bardzo smakowało 🙂
Zakruszka? W mojej okolicy to kruszonka 🙂
Ewo, czy gdzieś Was wywiało na długi weekend?
Małgosiu,
Tym razem nigdzie – pracowałam w piątek. Taka kolej rzeczy.
Jagoda – to nie moje fotografie. Jedynie link. Moje siedzą spokojnie i czekają na… Czasu niestety nie mam by cokolwiek w tej materii robić.
Dzisiaj dostałam przepis od mojej pani sklepowek. Oni mają gospodarstwo warzywno – drobiowe pod Czempiniem, a produkcję sprzedają w dwóch sklepach: swoim i syna na innym osiedlu. Pani Benia piecze na okrągło, bo rodzina jest liczna i szeroko skoligacona.
To jest przepis prosty, jak budowa cepa i nie wymaga ani długiego wyrabiania, ani wyrastania przez kilka godzin. Jego zaletą jest fakt, że nie wyrasta zbyt wysoko i że przez 3 dni zachowuje doskonałą świeżość. Ilościowo jest to przepis na dużą blachę; na tortownicę wystarcza połowa proporcji
Przepis podstawowy na placek drożdżowy z owocem i kruszonką
====================================
4 szklanki mąki.
1 szklanka cukru,
1 szklanka oleju
3/4 szklanki młeka,
4 jajka.
10 dkg drożdży
szczypta soli i cukier waniliowy
owoce i kruszonka wg uznania
==================================
W garnku lekko podgrzać mleko i na części cukru i mąki zrobić zaczyn drożdżowy. Jak tylko zaczyn ruszy wsypać – wlać do niego wszystkie składniki i dobrze wymieszać zawartość garnka. Przykryć i odstawić. Kiedy dobrze ruszy fermentacja, wlać ciasto do formy, dać owoce, po 15 minutach posypać kruszonką. Piec w 150 stopniach.
Ewo,
z tą ” zakruszką ” zasugerowałam się autorką książki. W praktyce nie spotkałam się z tym określeniem, ale nazwa jest sympatyczna. Ja piekę ciasto bez kruszonki, trochę z lenistwa , które tłumaczę dbałością o to, żeby ciasto nie było zbyt kaloryczne. 🙂
Ciekawe z jakiego regionu ta zakruszka się wywodzi, wie ktoś może ?
Park Rekreacyjny Zoom Natury … jedyne takie miejsce w Polsce …
http://www.bryla.pl/bryla/1,85301,18044887.html
Irek pewnie zna …
Mnie tez podoba się ta zakruszka.
Echidno, może następnym razem trafisz lepiej? Lubię te kawiarnie ze względu na jej wystrój i atmosferę. Jakieś 10 lat temu widziałam tam G.Holoubka, popijał kawę. Byłam mocno przejęta. Z tego co słyszałam, był tam stałym klientem.
Dzięki Tobie, Krystyno, zagłębiłam się w książce pani Klossowskiej i jestem pod wrażeniem jakości tekstu, bogactwa tematów, porad i przepisów. Jest tam materiał na kilka książek, według zasad obecnych publikacji kulinarnych. Poszukam „Kolacji u Kowalskich” . Czy wiecie, czy jest dostępna w księgarniach? Nie wiedziałam, ze napisała tez „Kuchnie kawalerska”.
No proszę,”Kuchnia kawalerska”.Właściwie nic dziwnego,że na taką kuchnię zawsze było zapotrzebowanie.Czy pamiętacie,że Gospodarz wraz z małżonką wydał”Kuchnię w kawalerce i apartamencie”.Niektórzy blogowicze,w tym i ja też !!! mają tę książkę ze miłą dedykacją 🙂
dobra jest też książka Basi „Kuchnia dla singla” ..
pani Klossowskiej mam też „Smacznie i zdrowo od rana do wieczora” … aż dziw co ta kobieta wiedziała o kuchni w latach za murem …
A ja nie mam książek p. Kłossowskiej. Było w domu kilka książek kucharskich, potem, chyba w 1968 albo 7-ym roku dostałam nagrodę z okazji pracy w świetlicy szkolnej i za tę nagrodę kupiłam dwie książki : „Kuchnię polską” i 1-no tomową „Encyklopedię PWN”. I moja Mama i Teściowa były z „kultury pisanych przepisów”. Każda miała zeszyty, karteluszki, notatki utykane w zaczytanych, postrzępionych starych książkach, a tak naprawdę gotowały, piekły, przetwarzały „z głowy”. Kupowałam potem poradniki Gumowskiej i innych, ale podstawą pozostawała dla mnie stara Monatowa z domu, „Kuchnia polska” i „Ciasta, ciastka, ciasteczka”. Potem kupowałam inne, reprinty, nowości, słowniki kulinarne, staroci – aż urosła mi kopalnia.
Dzisiaj Jolinek podrzuciła właśnie pomysł na wycieczkę do Janowa Lubelskiego,a Gospodarz do Siedlec.Lato i sezon wycieczkowy przed nami zatem może uda się pojechać i tu i tam 🙂
Echidno-dzięki za bardzo ciekawy sznureczek do siedleckiego El Greco.
Przez Siedlce przejeżdżałam zupełnie niespiesznie wieki temu,jako że pracowałam swego czasu z koleżanka pochodzącą z tamtych okolic.A jechałyśmy w tamtym kierunku nie z byle powodu,bo na jej ślub i wesele 🙂 Do dzisiaj mam w pamięci widok podwórka i ogrodu w rodzinnym domu Łucji zwanej Lusią.Na tym podwórku były ustawione stoły robocze,przy których zaprzyjaźnione kucharki szykowały dania na weselną ucztę.Wtedy nie było przecież firm cateringowych,ale były miejscowe kobiety,które wszyscy znali i wiedzieli,że świetnie gotują.To one szykowały weselne jedzenie.
Jagodo-małe pytanko,czy galaretkę malinową do uduszonego rabarbaru dodałaś w postaci galaretki czy jakoś inaczej? Pytam,bo jakoś staram się to sobie wszystko wyobrazić,a poza tym kto pyta nie błądzi i nie robi głupot 🙂
Moja Mama miała niezłą kolekcję przepisów przede wszystkim wycinanych z gazet.
Czasem kupowała książki kucharskie,ale tak naprawdę gotowanie nigdy nie było Jej prawdziwą pasją.Pamiętam,jak stale zaznaczała sobie przepisy wymagające jedynie pięć minut roboty.
Gospodarza z Basią zostawiłam sobie na osobny wpis.
Do czasu wejścia na nasz Blog, nie miałam, nie znałam wcale, książek pp Adamczewskich – razem i z osobna. Potem starałam się mieć każdą kolejną (część ofiarowaną hojną ręką przez Autorów). Większość cenię sobie bardzo, kilka zasiliło półki Ryby – np ta kuchnia dla singla, z uwagi na Matrosa. Bradzo przydatna bywa „Kuchnia żydowska” B.A./B.M. piekłam ciasta z „Kuchnia Babci i wnuczki”. Są takie, które czytam, jak historię obyczaju, albo jak książki podróżnicze. Są świetnie opowiedziane (np „Jak smakuje pępek Wenus”) i z satysfakcją obserwuję, jak z tytułu na tytuł rośnie kunszt, lekkość i dowcip opowieści.
Danuśka,
dodałam ją wtedy, kiedy zaczęła gęstnieć. Zwartość torebki rozpuściłam w szklance wody, bo rabarbar sam w sobie ma dostatecznie dużo wody.
Polecam. Lekkie i smaczne.
Mamy „Obiady u Kowalskich” i „Kolacje u Kowalskich” z 1989 r.
Druk i oprawa NRD 🙂
Przykład kolacji lipcowej: Kiełbasa po poznańsku, surówka letnia, pieczywo, owoce. Kiełbasa po poznańsku to zwyczajna lub inna w naturalnym flaczku, pokrojona na 4 porcje, nacięte ukośnie i natarte czosnkiem i majerankiem. Zrumieniona na patelni. Później dodajemy cebulę, podlewamy bulionem z kostek i dusimy ok. 10 min. 🙂
Jagodo-dzięki,lekkie,smaczne i…szybkie zatem wypróbuję.
Oj,niedaleko pada jabłko od jabłoni 😉
A zakruszkę też polubiłam od pierwszego wejrzenia 😀
Podjadam truskawki,które są pyszne.Kupiłam je na stoisku,na którym sprzedawca wywiesił trzy informacje:
-polskie
-bardzo smaczne
-z mojego własnego pola
Alino, kolacje w stanie nieco przechodzonym można kupić na Allegro. Jeśli chcesz mogę Ci kupić i wysłać, bo nie wiem czy tam jest opcja wysyłki zagranicznej.
Nie pochwaliłam się jeszcze; otóż zrobiłam dzisiaj pierwsze w sezonie placki kartoflane na młodych ziemniakach. Były tak delikatne, że rozrywały się przy przewracaniu. Dalej już standard – śmietana, maślanka do popicia. P. Ola, która dzisiaj sprzątała, najpierw patrzyła mi na ręce kiedy sporządzałam ciasto, potem zgarniała z talerza w takim tempie, że zapowiedziałam słaby apetyt i że ja chcę tylko trzy. Nie pozostały nawet wspomnienia.
Pyro-i w takich momentach żałuję,że do Poznania mam aż 300 kilometrów,chociaż przyznam,że u nas na obiad też było proste chłopskie jedzenie-gulasz wieprzowy,kasza jaglana i małosolne.
Jolinku /18:10/ parku jeszcze nie znam. Otwierają dopiero w piątek i jest to temat na najbliższy urlop sierpniowy. Właśnie zarezerwowałem już noclegi na Roztoczu 🙂
Polecam „Gotowanie z głową” 😉
http://moskwasadowa.blox.pl/html
Małgosiu, dziękuje za propozycje, chętnie skorzystam. Lubię używane książki.
O matko!!!
12,5 dkg świeżych drożdzy na kilogram mąki?
Ja daję dwa deko na prawie dwa kilogramy mąki i ciasto wyrasta pod niebo!
Szklanka oleju na cztery szklanki mąki? Do drożdżowego tylko masło. Czasy kryzysu- gdy masło było na karki – się skończyły. Kostka dobrego masła kosztuje poniżej czterech złotych.
Dobre drożdżowe wymaga tylko by rozrobić składniki wieczorem lub z samego rana i dać mu kilkanaście godzin spokoju aby drożdże samodzielnie się rozmnożyły. Najlepiej w chłodnym miejscu albo w lodówce.
Cuda się nie zdarzają a ciasta drożdżowego nie da zrobić się w godzinę.
Alino, kupiłam. Jak dojdzie przesyłka dam znać 🙂
Misiek – zostałam poczęstowana dzisiaj, naprawdę dobre i trochę nietypowe w smaku. Drożdży jest 10 dkg, a 4 szklanki mąki to daleko nie jest kilogram. I z założenia: ono nie jest wysokie.
Mam jeszcze ” Kuchnię dla wszystkich” J. Kłossowskiej , do której zaglądam, piekąc makowce. Oba przepisy na ciasto drożdżowe są dość podobne/ do ciasta ma makowce dajemy mniej jajek/, ale traktowanie ich oddzielnie to wynik moich sentymentów do tych książek.
Zauważyłam, że ostatnimi czasy używam w kuchni bardzo mało ziemniaków, choć je lubię. Młodych jeszcze nie kupowałam. Zapachniało mi plackami od Pyry.
Ja wiedziałam, że Miś będzie bronił swojej wersji drożdżowego. 🙂 Ale przecież wszyscy wiemy, że wersja Misiowa jest kanoniczna i zapisana w przepisach Alicji. Choć Kłossowska to przecież już klasyk. Uznajmy, że każdy ma prawo do swojego drożdżowego.
Krystyno
Gdzie mi tam do kanoniczności 🙂
Ciast drożdżowe z założenia musi być prosto robione i wymaga czasu na dojrzewanie. Sam proces fizycznego zajmowania się ciastem zajmuje mi naprawdę parę minut. Do dużego wysokiego garnka wlewam mleko daję drożdże, wbijam jajka dodaję cukier trochę więcej niż 1/3 potrzebnej mąki. Wyrabiam blenderem przez minutę i zostawiam w spokoju na noc.
Następnego dnia dodaję resztę mąki, wlewam roztopione masło z wanilią, sól i bardzo intensywnie wyrabiam. Z braku większego robota używam wiertarki i specjalnie zakupionego do tego celu mieszadła do gipsu. wyrabianie zajmuje mi dwie minuty. Potem w zależności od temperatury w domu zostawiam do wyrośnięcia na godzinę lub dwie. Specjalnie tym razem nie piszę o proporcjach bo te może każdy ustalić po swojemu. Z wyjątkiem drożdży oczywiście 🙂
Tak jak z drożdżowym, podobnie postępuję z pieczeniem chleba.
Można kupić gotowe mieszanki do samodzielnego pieczenia w automatach. Ma się wtedy chleb w dwie godziny. Prosto, szybko i tak sobie.
Mieszanki zazwyczaj mają w składzie gotowy zakwas. Czasem trzeba dodać trochę drożdży. Ja automatu nie mam i kupione mieszanki modyfikuję, a następnie piekę w blachach z powłoką ceramiczną. Pozwalają one na szybsze pieczenie i chrupiącą skórkę ze wszystkich stron. Powolne garowanie mieszanki przez kilkanaście godzin powoduje to, że chleb jest dłużej świeży i nie obsycha. Poza tym kompletnie inaczej smakuje.
Dobry wieczór 🙂
Drożdżowe robię podobnie jak Miś, tylko nie wiertarką, a łyżką mieszam (minuty się zgadzają) i wyrasta pół godziny.
Dobry wieczór z Roseburga.
Padnięci. W motelu, do którego zjechaliśmy, wszystko w recepcji na modę góralską 😯
Gospodarze pochodzą z Białki Tatrzańskiej, nasza generacja i podobnym jak my czasie przyjechali do USA, najpierw do Chicago, a od kilku lat są tutaj. Gdzie się człowiek nie obejrzy –
rodak 🙂 Syn kończy leśnictwo – pracę ma zapewnioną, lasów tu mają do zarąbania!
Lasy – jestem zachwycona lasami, coś pięknego, strzeliste duglas fir, proste jak drut, niektóre porośnięte mchem. Jedziesz pagórami pokrytymi takim lasem i się dziwujesz, tylko krasnoludków brak, ale właściwie my możemy robić za krasnoludki 🙂
Drogi są bardzo dobre, i to nie mówię o autostradzie, ale dość zwykłe drogi. Do Springfield jechaliśmy znaną nam już 5-tką, a potem odbiliśmy na pd.wschód na 58, to właśnie ta malownicza droga.
Crater Lake – dech zapiera! Mało turystów, nie ma tłoku na drogach.
Orca –
kilka godzin musiało nam wystarczyć, niestety, wstęp do parku był za friko, nikogo w budce nie było, zamknięta na 4 spusty. Połaziliśmy, objechaliśmy, zwierza tam nie było oprócz chuliganów-chipmunków, które są karmione przez turystów. Droga do Roseburg piękna , leci w dół na złamanie karku łagodnymi zawijasami, prawie 2 tys metrów trzeba zjechać. Plan na jutro taki, że lecimy 5-138 nad Pacyfik i tam w górę. Samochód musimy oddać w środę przed 12-tą w południe.