Bywam komiwojażerem
Pochmurne niebo, czasem niewielki deszcz, lekkich chłód – zachęcają do komiwojażerowania. Wędruję więc po okolicznych miejscowościach i odwiedzam znane mi miejsca, w których zaopatruję się w różne smaczne produkty tutejszych producentów.
Kupuję zwykle więcej niż tylko na własne potrzeby, by podzielić się chlebem, miodem, wędlinami czy serem z przyjaciółmi, którzy nie mają szczęścia mieszkać na wsi. Krążę więc między Serockiem, Wyszkowem, Pułtuskiem i Makowem Mazowieckim. Każde z tych miasteczek ma znane mi (żyję bowiem w tej okolicy już równo 40 lat) bazary, sklepy i gospodarstwa agroturystyczne, które dostarczają smakołyki na najwyższym poziomie.
Tym razem – w miniony poniedziałek – wybrałem się w podróż po miód gryczany. Kupuję go zwykle (i to po kilka słoików, ponieważ cała rodzina jest wyjątkowo miodolubna) w „Zajeździe Pazibroda”, mieszczącym się na skraju Makowa Mazowieckiego. Tu też dostarczają swoje miody G.&G.Strzeleccy, właściciele pasieki wędrownej „Barć”.
Przez lata przekonaliśmy się, że ich miód gryczany bije na głowę wszystkie inne nam znane, nawet te z okolic Zamościa, którymi zachwycałem się przed rokiem. Gryczany z „Barci” jest niezwykle aromatyczny i ma wyrazisty ostry smak. Krótko bywa w pełni płynny, by po pewnym czasie scukrzyć się i nabrać jeszcze silniejszego zapachu.
Nawiasem mówiąc, znaczna część klientów uważa, że miody scukrzone są gorszej jakości, bo pszczoły nie produkują miodu z nektaru, lecz są dokarmiane przez pasieczników cukrem. Nic bardziej mylnego. Nikt nie dokarmia pszczół w czasie kwitnienia łąk, pól i drzew. Najczystsze miody ulegają przejściu ze stanu płynnego w cukrowy w sposób całkowicie naturalny.
Jeśli zaś człowiek koniecznie musi mieć miód płynny, to wystarczy go podgrzać (wstawiając słoik do garnka z gorącą wodą), uważając tylko, by temperatura nie przekroczyła 40 stopni C. Przegrzanie miodu powoduje utratę najzdrowszych jego właściwości. Kupienie miodu, który zawsze pozostaje płynny, świadczy o tym, że sprzedawca (czasem pasiecznik) przegrzał go, by łatwiej znaleźć naiwnego klienta.
Tym razem w „Pazibrodzie” kupiłem jeszcze gorący, bo wyjęty właśnie z pieca bochen chleba razowego o niezrównanie wspaniałej, chrupiącej skórce, ale nie było już niestety miodu gryczanego. Na nowe dostawy z „Barci” trzeba więc czekać aż do czasu kwitnienia gryki.
Kupiłem więc za namową pracownicy zajazdu miód koniczynowy (także z pasieki Strzeleckich). Był on jasnokremowego koloru, niebywałej delikatności w zapachu oraz smaku i dużej gęstości, przypominając w tym względzie bardziej masło niż lejący się strumykiem miód.
Mam nadzieję, że tego koniczynowego rarytasu nie zabraknie do przyszłego tygodnia, gdy pojadę pod Maków po kolejne zaopatrzenie. Rozsmakowaliśmy się bowiem w razowcu z miodem. Po prostu pycha!
Komentarze
dzień dobry …
Nisiu ściskam imieninowo i życzę zdrowia do wszystkiego …. 🙂
Piotrze takie przysmaki w okolicy …. kraina mlekiem i miodem płynąca …. świeży ogórek z miodem jest pycha polecam .. to u dziadka polubiłam takie zestawienie smaku bo miał własne ule i pole … kojarzy mi się ten smak z lipcowym upałem i dzieciństwem …
Miód przechowywany powinien być scukrzony. Swego czasu widziałam, jak w skupie miodu do beczek z patoką majster wrzucał po kilka ziarenek fruktozy, aby tworzyły początkowe ośrodki krystalizacji. Takie ziarna cukrów prostych przyspieszają naturalny proces cukrzenia. Wielkim amatorem miodu był kiedyś mój wnuk – trzymałam dyżurny słoik tylko dla niego. Czy mu zostało, to nie wiem, od dawna do mnie nie wpada na jedzenie. Ami Młodsza, ani ja praktycznie nie jadamy miodu na pieczywie. Używamy tylko do ciast i napojów.
Swego czasu spedzilem kilka wieczorow w towarzystwie pszczelarza amatora, spod Tomaszowa Mazowieckiego. Do poludnia bralismy udzial w kursach zawodowych, a w czasie wolnym, z racji wspolnego jezyka ojczystego, raczyl mnie swoja pasja.
Dowiedzialem sie mnostwo o chorobach pszczol, ich zorganizowaniu i przyslowiowej juz pracowitosci. Anegdoty zwiazane ze stosowaniem propolisu i pylku(najlepszy to taki z pasieki w najblizszej okolicy, a nie z importu, chodzi o wyksztalcenie odpornosci na lokalne zagrozenia), wozeniem uli na przyczepce do parkow, w ktorych kwitly akurat lipy i mnostwo ciekawych nowosci.
Ba, podarowal mi nawet egzemplarz gazety dla pszczelarzy i po kilku dniach doslal do domu cala bibliografie, dotyczaca zagadnienia.
I to wszystko tylko dlatego, ze niesmialo wspomnialem o checi posiadania swojego chleba, mleka, jaj i miodu 🙂
Moj ulubiony miod to czworniak, prosto z butelki, w parna lipcowa noc, przy ognisku 😉
Dlaczego czwórniak, Krzychu?
Pyro,
Ze wzgledu na zawartosc alkoholu i slodkosc, nadaje sie do spozycia w wiekszych ilosciach.
Dwojniak to ewentualnie w kieliszku, delektujac sie smakiem i bukietem 🙂
Krzychu – dwójniak do ostrego, niebieskiego sera, albo pasztetu na zimno – buzi dać.
Pomyślałam, że od czasu do czasu wszyscy bywamy komiwojażerami. Przywozimy lokalne smakołyki tam, gdzie ich nie ma. Jako człek ostatnio nieruchawy, często korzystam z cudzej (zaprzyjaźnionej) uprzejmości. Miód kupuje dla mnie Inka (via Żaba) podobnie dziczyznę, grzyby dostaję od wielu osób z dalekich często miejsc, Świetny rum przywiózł mi kiedyś Cichal i nawet nie ma co wymieniać, bo jest tego dużo. Takiej śmietany, jak ta od Eski, nie kupi się nigdzie. Pepegor zjeżdżał do Żaby obciążony wielkimi pakami doskonałego, a taniego proszku do prania (towar na wsi nie do przecenienia) i tak każdy i zewsząd – zawsze można coś podrzucić rodzinie czy przyjaciołom „po drodze”. Szkoda, że nasz Gospodarz daleko od naszej części mapy.
Pyro,
faktycznie slodkie i mocne trunki z plesniowym serem sa swietne.
Probowalem zestawienia Roqueforte i cypryjska commandaria- rewelacja.
Z haloumi zreszta tez pasowala swietnie
Dla miłośników mocnych wrażeń – dzikie augustowskie pszczoły. Wykradanie plastrów ich miodu zapewnia śmiałkowi, przebranemu za niedźwiedzia, towarzysko-romantyczny sukces i nie kosztuje 60 złotych za kilogram.
Kłoda bartna pełna dzikiej słodyczy kusi swą bzyczącą grozą, oj kusi.
Trudno, u-ha-ha. Pyrom dzisiaj musi wystarczyć smażona kaszanka z cebulą i boczkiem + małosolne i kromka chleba orkiszowego.
Nisiu,
wszystkiego najlepszego 🙂
W zeszłym tygodniu otworzyłam pojemnik z miodem koniczynowym 🙂 Bardzo smaczny. Wcześniej skończyłam wielokwiatowy z ziołami. Miody kupuję w zaprzyjaźnionej pasiece. Różne. Czasem lipowy, czasem leśny (bardzo lubię), faceliowy. Mają też rzepakowy, gryczany, wrzosowy, spadziowe – iglasty i liściasty, zwykły wielokwiatowy.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/77557/a1fc89c36cf6a36b5d2104fe1c8d88ce/
Wspaniała wystawa owoców i miodów: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/30381/a1fc89c36cf6a36b5d2104fe1c8d88ce/
Wytwórnia miodu i win „Złoto”: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94052/a1fc89c36cf6a36b5d2104fe1c8d88ce/
Najserdeczniej dziękuję za dobre życzenia! Bardzo podnoszą one na duchu i zakwitają w mej duszy jako te kwiatki na zagonku.
A na zagonkach kwitnie że hej. Muszę znowu pofotografować.
Przyjechała Inka. Smochodem; „wiesz, jeszcze mam na dłoni szwy i trudno byłoby utrzymać kierownicę roweru”. Słowo honoru – osoba pozszywana, z twarzą w 1/4 pokrytej nadal krwiakiem, tyle, że już granatowym, wyglądała, jak po forsownych „pieszczotach” męża – sadysty. Byłam przerażona i niepotrzebnie bo:
– już dobrze wygląda, bo chirurg dzisiaj ściągnął jej strzykawką mnóstwo płynu z okolicy oczodołu i już nie jest taka opuchnięta;
– korzystając z akcji „Poznań za pół ceny” dnie świąteczne spędzili z Lucjanem na pokazach w muzeach, udostępnionych fortach, na pokazach kulinarnych i w restauracjach, A – ponoć – wtedy wyglądała znacznie gorzej.; To się nazywa twarda baba… Swoją drogą miałam złudzenia, że Lucjan to rozsądny człowiek. Może i jest taki, tylko żona ma na niego zły wpływ?
Własnie przeczytałam w „Na temat”, że spadkobiercy Izabelii Łęckiej, a właściwie jej wzorca, p. Konstancji X, żądają od MEM 10 mln zł „za wieloletnie mieszanie przodkini z błotem na maturach. Nie zasługiwała na to”
„Bartnik Wielkopolski” 1930 r.
„Jak zwiększyć zbyt miodu” – fragmenty
„W roku 1928 wskazałem na konieczność reklamy miodu.
Prawda, że obecnie słuszne są narzekania na ciężkie czasy. Ale te skargi ja już słyszę od 50 lat – a jednak w tym okresie nie było u nas wymierania ludności z głodu – jednak w tym okresie przybyło bardzo wiele knajp zwykłych, restauracyj, fabryk cukierków i składów z wyborową konfekcją męską i damską i wykwintnego obuwia.
Jeżeli zważymy ile pieniędzy społeczeństwo wydaje na wypicie, palenie,cukierki i zbytek w ubieraniu się, musimy przyznać, że miodu nie mamy ani za połowę pieniędzy niepotrzebnie wydanych na powyższe cele.
Społeczeństwo nie używa miodu, bo go nie zna, a nie zna go dzięki niezaradności pszczelarzy, którzy na zebraniach zamiast głowić nad sposobem reklamy miodu, wolą w bezczynności oglądać się na pomoc rządową i narzekać, że ludzie nie chcą kupować, czego nie znają i nie doceniają.
Propaganda miodu musi się rozpocząć już u producenta. Pracownicy przy odsklepianiu i wytrząsaniu plastrów powinni oprócz czystych rąk mieć głowy zakryte, aby uniemożliwić dostania się włosów do miodu. Żyjemy przecież w wieku masowego wypadania włosów nawet u ludzi młodych, a kobiety nie noszą dziś włosów splecionych tylko strzyżone „a la garcon” (…)
Kręgosłupem reklamy miodu mogą być tylko lekarze i gospodynie domowe. (…)
Czy w naszych lazaretach lub uzdrowiskach dla dzieci podają miód? Nie – bo miód jest podobno drogi, chociaż wiemy, że wyroby chemiczne, które się chorym zapisuje, bynajmniej nie są tanie.
Chcąc być sprawiedliwym muszę dodać, że jest bardzo wiele ludzi, którzy lekceważą lekarza, jeżeli nie przepisze im czegoś „z apteki”.
(…)
Pszczelarze, którzy w swoim domu miodu nie używają, bo im zbyt drogi, nie mogą wymagać aby inni miód wysoko cenili i słuszne ceny za niego płacili. (…)
Do rozpowszechnienia używania miodu trzeba będzie zjednać sobie lekarzy i aptekarzy i – kobiety. Niech czytelnicy sami rozstrzygną czy lekarz i kobieta są czynnikami równorzędnymi – czyli też dać pierwszeństwo kobiecie – jako, że lekarze są wszędzie spowinowaceni z aptekarzami – a wszystko dla chleba.” 🙂
Nie musiało być tak bardzo źle, bo Ćwierciakiewiczowa i autor „Spiżarni wiejskiej obywatelskiej” przy przepisach na konfitury, serki owocowe i marmolady dają zalecenie, żeby smażyć albo na miodzie, albo na cukrze, wg chęci i możliwości (miód był chyba w XIX w tańszy od cukru. W klasztorach i na Kresach chętnie sycono miody pitne, ale to nieco skomplikowane i trzeba długo czekać na napitek. A tak w ogóle spotkałm ktoś i to gdziekolwiek na świecie chłopa, farmera itp, który by nie narzekał (na pogodę, na ceny, na podatki i brak zbytu) ?
A nie mówiłam? Nasze sztandarowe warzywo
.gloswielkopolski.pl/artykul/3849421,sezon-szparagow
Nisi składam spóźnione nieco, ale serdeczne życzenia urodzinowe – przede wszystkim zdrowia.
Jakieś perturbacje dotknęły wszystkie blogi ” Polityki”, bo przez kilka godzin były niedostępne.
Miodu używam niewiele, bo nie słodzę napojów, ale znam rodziny, które w ogóle nie używają cukru tylko miód. Do tej pory miód kupowałam od kuzynostwa, ale słyszę, że chyba zrezygnują jednak z prowadzenia swojej niewielkiej pasieki, bo zdrowie nie bardzo już dopisuje.
Dziś wybraliśmy się na planowaną od dawna wycieczkę na Westerplatte. Byłam tam jeszcze w szkolnych czasach i niewiele pamiętałam. Jednak termin wybrałam nie najlepszy, bo trwały już przygotowania do piątkowych uroczystości – generalne sprzątanie, ustawianie sceny i namiotów, wielki ruch i sporo hałasu, obok jest też port, więc i stamtąd dochodziły odgłosy pracy maszyn. Na pewno nie było klimatu do refleksji. Ale przypomniałam sobie topografię miejsca.
Pyro,
cieszą mnie dobre wieści o Ince.
Wczorajszego testu maturalnego nie oglądałam, więc nie wiem, czy był trudny. Ale bałabym się weryfikacji mojej zwietrzałej wiedzy. Poza tym programy nauczania się zmieniają, więc trudno porównywać stare matury z obecnymi. Ale gratuluję Ci bardzo dobrego wyniku.
Nisiu-ściskam Cię mocno i życzę bajecznie kolorowych kwiatów w ogrodzie,udanych morskich przygód,wielu smakowitych przyjątek z przyjaciółmi oraz licznych uczt muzycznych poważno-klasycznych albo niekoniecznie poważnych,bo szantowych 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=gNC3S4MbgS4
Pyro-wielkopolskie sztandarowe warzywo wystąpiło u nas dzisiaj obiadowo w wersji z masłem i bułką tartą,chociaż aż prosi się,by powiedzieć z masełkiem i bułeczką tartą 😉
Sezon szparagowy uważamy zatem za otwarty.Jednocześnie otworzyliśmy sezon truskawkowy drobną ilością całkiem smacznych hiszpańskich truskawek.
Jakoś ostatnio stale coś otwieramy,bo podczas świąt majowych otworzyliśmy oficjalnie sezon sąsiedzko-nadbużański.Otwarcie miało miejsce u sąsiadostwa aktorostwa i zakończyło się wspólnymi śpiewami wokół ogniska.Niestety ze smutkiem odnotowaliśmy
nieobecność Pana Józefa pszczelarza,unieruchomionego jeszcze przez dwa tygodnie w domu w Warszawie z powodu złamanej ręki,o czym swego czasu opowiadałam.
Na miody naszego sąsiada czekamy z utęsknieniem.Pierwsze tegoroczne zbiory mają pojawić się w czerwcu.Kromka chleba z twarogiem i miodem(ewentualnie dżemem) na
zakończenie śniadania wręcz obowiązkowa,zatem póki co ratujemy się miodami ze sklepów.Co do dżemów to prowadzę studia porównawcze dotyczące dżemów mirabelkowych,jako w minionym sezonie trafiły nam się słoiki tychże z różnych źródeł.
Jako że lubię wszelkie przetwory mirabelkowe,łącznie z mirabelkówką 😉 to wznoszę
hasło-niech żyją nam śliwki mirabelki!
Krysiu – to było takie rozrywkowe fiu – bździu – odpowiedziałam nawet na matematykę z fizyką. Pytania zamknięte z 3 albo 4 wariantami odpowiedzi i raczej ciekawostki. Nie miało to nic wspólnego ze szkoła – najwyżej z rozwiązywaniem krzyżówki.
Danuśka – na jutro zamówiłam 1,5 kg połamanych szparagów. Nasza pani w sklepiku kupuje wprost z plantacji i te połamane są droższe, bo sprzedają same części z łebkiem. Mówiła, że będą w granicach 10/kg. Czyli Pyry jedzą jutro wyłącznie szparagi – bez ziemniaków, mięsa, ryżu, tarty itp. Same szparagi + ew trochę masła jeżeli zostaną (wątpię) yo zjemy na zimno z dipem czosnkowym.
Wszystkiego najlepszego dla Nisi!!!
Mnie podobnie jak Politykę dotknęły perturbacje i bywam niedostępny 🙂
Ale nic to, od jutra będzie lepiej . Mam nadzieję że mnie nie zaleje, bo jak zaleje to się zaleję. Fachowiec przywiózł rusztowania i od rana wchodzi na dach. Będzie ładnie i pani będzie zadowolona. Wracając do Łęckiej to bardzo podoba mi się pomysł na odszkodowanie dla spadkobierców. Mnie też należy się odszkodowanie za straty moralne i zszargane nerwy w związku z działalnością niektórych polityków i ich pomysłami.
Kolejny świetny pomysł na wybory z tego samego źródła co wiadomość przytoczona przez Pyrę 🙂
http://aszdziennik.pl/114791,poploch-w-sztabach-debate-10-kandydatow-na-prezydenta-w-tvp-poprowadzi-tadeusz-sznuk
Pyro,
właśnie znalazłam test i wyniki. Rzeczywiście nie był trudny, ale przy kilku pytaniach miałabym problem. Rzeczywiście to była raczej rozrywka.
Dżem mirabelkowy mam jeszcze z ubiegłego roku. Najlepszy był z bardzo dojrzałych owoców. Z części zrobiłam przecierany mus, bo nie miałam cierpliwości w usuwaniu pestek. A śliwki były niewielkie, bo z polnego drzewa. W tym roku więc chyba daruję sobie robienie dżemów. Natomiast obiecałam sobie, że zrobię kilka słoiczków konfitury z wiśni.
Robiliście test? Mnie wyszło, że mam 64 lata. Czegoś takiego mogłem się spodziewać. Internet nie kłamie:
http://aszdziennik.pl/114777,korwin-zmasakrowal-microsoft-sztuczna-inteligencja-koncernu-poddala-sie-po-wgraniu-zdjecia-jkm
Ja się wyłożyłam na Sardynce
Internet nie kłamie… A ja cyganie w żywe oczy. Mam nie 64 a pięć lat więcej, czyli 69 bo zdjęcie pochodzi sprzed pięciu lat :
http://kulikowski.aminus3.com/image/2010-06-05.html
Misiu – dobrze karmią na tej łajbie (sądząc po efektach).
Idę sobie. Danuśko – takim rozgotowanym musem mirabelkowym można lakierować dopiekającą się kaczkę, gęsie piersi i co kto chce z drobiu.
Pyro to moje ulubione chwile spędzone we francuskim wojsku. Jak zawitałem w porcie to dziewczyny młodsze i starsze łapały mnie za pompon rouge. Podobno taka świecka tradycja 🙂
Niech żyją wiśnie, niech żyją wiśniowe konfitury, niech żyje wiśniówka, niech żyją wiśniowe kolczyki!
Miód krzepi
Ekspert – pan Leszek 😀 http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5900
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/6464
A prawda, że kobieta.
Moja LP dyryguje takimi rzeczami i wiem, że jeszcze 10 lat temu spożywaliśmy pewne ilości miodu. To ona wyznacza szlaki zdrowotne i miód miał w nich ważne kiedyś miejsce. Teściowa miód lubiła niezmiennie, a że spędzała u nas szereg zim, miodu zabraknąc nie mogło. Tak się złożyło, że jeden z krajan rodziny mojej żony (on opuszczał, a oni się wprowadzali) uprawiał potem pszczelarstwo. Po latach, a właściwie w cyklu poznawania się z moją dzisiejszą żoną odnaleźliśmy go i zawieźliśmy na koniec do niego i teściową. Nastąpiła między nami trwała przyjaźń.
Przez długie lata mieliśmy źródło doskonałego miodu oraz pstrągów z przepięknej, górzystej i nieprzemysłowej okolicy. Heinz (tak mu było) też był w spółce wynajmującej parę stawów wzdłuż maleńkiego potoku górskiego. Od niego wiem też to, co o pszczołach i pstrągach zainteresowany laik dowiedzieć się może. Niestety, Heinz już od dobrych paru lat nie żyje.
Moja LP po kolejnej dietycznej wolcie o miodzie słyszeć nie chce, więc to co w domu jeszcze jest w słoikach służy właściwie tylko zimą, jako dodatek do herbat, lub do nieodzownych grogów, kiedy wracamy z zimego dworu na izby.
Barcie kurpiowskie 1938 r. http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/8240
Ja szparagowego sezonu nie otwieram, dwa lata z rzędu przypłaciłam dokuczliwą alergią i niestety, z ulubionymi szparagami się pożegnałam 🙁
Myślę, że garnek do gotowania ryżu to dobra inwestycja, można w nim gotować wszystkie kasze na sypko, warzywa na parze itd.
Dzisiaj wrzuciłam ryż, po 10 minutach gotowania wrzuciłam na pęczniejący już ryż kawałki kolorowej papryki, pokrojonego w dużą kostkę pół korzenia selera (łodygi byłyby lepsze, ale nie miałam akurat), pół grubo krojonej cebuli, a termostat przełączyłam na „ciepłe). Po następnych 10 minutach ryż doszedł, a warzywa były ledwo nadgotowane, w sam raz.Ryż z warzywami na talerze, na to ostry sos madraski – pycha.
Polecam, bo to zdaje się jeden nabytek z tych gadżetowatych, który na pewno będzie u nas używany. Eintopf ryżowo – warzywny bardzo dobry, po azjatycku można by tam było dodać pieczarek. I garść małych krewetek, obranych i rozmrożonych 🙂
Spojrzałam na polską stronę, mój gar jest firmy Black&Decker (znana i uznana firma), 3L, kosztował 40$. Nie wiem dokładnie, jak tam dolar kanadyjski stoi, ale u mnie wychodzi dużo taniej…
http://www.kuchnieorientu.pl/elektryczne-garnki-do-ryzu/1093-garnek-do-gotowania-ryzu-premium-tristar-12l-dla-3-5-osob.html
Dzięki, dzięki permanentne!
Misiu, jesteś zabójczy. Powinieneś nosić taką beretkę na zjazdach.
A propos zjazdów łasuszych – czy donosiłam o specjalnych perfumach dedykowanych łasuchom czyli gurmandom?
http://www.iperfumy.pl/lanvin/eclat-darpege-gourmandise-woda-perfumowana-dla-kobiet/
Na butelce mają urocze cukiereczki, ale nie walą cukierkami jak niektóre niezapomniane duchi, tylko ładnie pachną kwiatowo. Bardzo je lubię.
Wpadła Ela, przytargała wielkie pudło książek. Duża część jak znalazł, a reszta ja makulaturę. Na przykład – po co mi „Nauka robienia na drutach dla leworęcznych”? 😉
Darowanemu nie zaglądam, co mi się przyda, to na półki, a resztę chyba na makulaturę…
Pyro-dzięki za podpowiedź względem musu mirabelkowego.Ja w ogóle lubię łączyć mięso
i owoce zatem na pewno Twój patent wykorzystam.
Alicjo-zaczynam się łamać co do tego garnka do ryżu…
Misiu-bardzo Ci do twarzy z tym czerwonym pomponem 🙂 Pomysł Nisi w sprawie beretki służbowo-zjazdowej popieram.