Gruzja to jest smaczny kraj
Nigdy tam – niestety – nie byłem. I to mimo wielu zachęt ze strony naszych młodych przyjaciół dziennikarzy i włóczęgów – Andrzeja i Marcina Mellerów, którzy o tej krainie kaukaskiej, jej kuchni i winach a zwłaszcza o ludziach mówią z ogniem w oczach. Marcin zaś swoich gości najczęściej częstuje gruzińskimi daniami zamawianymi w jednej z czterech stołecznych gruzińskich knajpek. Nam też ta kuchnia odpowiada lecz wina już mniej. Może jeszcze nie trafiliśmy na najlepsze? A może zbyt surowy klimat nie pozwala winogronom skoncentrować w gronach wystarczającej ilości cukru? Próbujemy więc nadal.
W Warszawie byliśmy już w trzech gruzińskich knajpkach: Tbilisi, Mała Gruzja i – ostatnio – Argo. Ta ostatnia działa od niedawna na Starówce przy ulicy Piwnej róg Wąskiego Dunaju pod szyldem wspólnym z Galerią Ciciszwili.
Charczo parzy usta i podniebienie ale jest pyszne
Konstantego Ciciszwilego pamiętają warszawiacy w wieku średniozaawansowanym. Jego spektakle teatralne, a zwłaszcza telewizyjne programy rozrywkowe, cieszyły się wielkim wzięciem u publiczności.
Dziś Ciciszwili (wraz z żona Anną) prowadzi niewielką galerię na warszawskiej Starówce. Można tam znaleźć rosyjską porcelanę i gruzińską sztukę. W tym tzw. czekanki czyli płaskorzeźby wybijane młoteczkiem w blasze miedzianej przez mistrza Konstantego. Obok, w maleńkiej salce, mieści się równie maleńka restauracyjka, której nazwa mówi o tym co nas czeka na stole. To oczywiście lokal gruziński. Jedyną „wadą” tego miejsca jest to, że naraz zmieści się tu zaledwie kilkanaście osób. Stoją bowiem obok siebie tylko cztery stoliki. Ale dzięki temu właściciele Argo mogą okazać zainteresowanie każdemu gościowi. A tym, którzy po raz pierwszy stykają się z kuchnią Kaukazu udzielają ważnych instrukcji: pierogi chinkali faszerowane mięsem z przyprawami i wypełnione bulionem należy jeść przy pomocy rąk i najpierw wyssać cały płyn by nie poplamił ubrania, również rękami należy łamać chaczapuri czyli placki z serem pieczone w piecu lub smażone na patelni ( w zależności od regionu z którego pochodzą). Zupę charczo (bulion z wołowiną i ziołami) czy lobio (fasolowa) można jeść łyżką ale należy uważać, bo po pierwsze bardzo egorąca, a po drugie niezwykle pikantne. Wszelkie ostrości łagodzić można lemoniadą kazbegi, w tym np. zieloną estragonową wyróżniającą się też wspaniałym zapachem.
Pierogi chinkali z bulionem i mięsem też zajada się palcami
Są także szaszłyki ale z ich spróbowaniem czekamy aż do końca lutego, kiedy pojawi się w Argo baranina. Nie tylko mięsa jagnięcego tu brakuje. Nie ma też (podobno chwilowo, bo koncesja kosztuje? wiele czasu i zachodu) wina. Wkrótce w menu Argo pojawi się jagnięcina i? wina. Ale nawet bez tego knajpka nosząca nazwę łodzi Argonautów pływających w poszukiwaniu Złotego Runa warta jest odwiedzenia. Znajomość z właścicielami jest po prostu bezcenna.
Chętnym do prób własnych z nieznanymi kuchniami jeden z przepisów:
Chaczapuri
500g młodego żółtego sera (najlepiej owczego),
pół szklanki słodkiego mleka (lub 1 szklanka zsiadłego)
2 jajka, 2 łyżki masła,
ok. pół kg mąki (w ilości potrzebnej na dość gęste ciasto),sól
Ser pokrajać na cienkie plasterki lub zetrzeć na grubej tarce i zalać zimną wodą. Po 15 – 20 minutach wodę zlać, ser odsączyć na durszlaku, dokładnie wymieszać z 1 jajkiem i masłem. Z mąki, drugiego jajka, mleka i szczypty soli zagnieść dość gęste ciasto. Podzielić je na 4 równe części i każdą d cienko rozwałkować na stolnicy, pamiętając o podsypywaniu mąki. Wyciąć 4 krążki wielkości tortownicy lub patelni. Na dwóch krążkach położyć masę serową, przykryć pozostałymi krążkami i zlepić starannie brzegi. Na patelni stopić masło, położyć ostrożnie chaczapuri, patelnię przykryć. Gdy ciasto od spodu się zrumieni, odwrócić na drugą stronę i smażyć w dalszym ciągu już nie przykrywając. Chaczapuri możemy też piec w piekarniku. Wówczas przed wstawieniem należy placek posmarować masłem. Podawać na gorąco. Jeść bez sztućców, rwąc na części palcami.
Chaczapuri je się bez noża i widelca
Komentarze
Miłego dnia 🙂
Chaczapuri wydaje się tak prosty do zrobienia, że chyba nawet ja to potrafię przygotować. Proszę podać w jakiej temperaturze i jak długo należy go trzymać w piekarniku?
Jotko – kwadrans ale w wysokiej temperaturze czyli 220 st C.
Dzien dobry i dobrego tygodnia dla wszystkich.
Ja znowu z doskoku, bo w domu stale jeszcze nie mam sprawnego polaczenia. A tu byloby 500 wpisow do odrobienia. Zaczalem przewijac od tylu i co: znowu przesilenie.
Wole sie oddac fantazjowaniu o chaczapuri, bo tez dam chyba rade. Skopiuje i umieszcze do mojego Archiwum.
pepegor
mnie ten młody ser intryguje
Ale smaczny temat! Żeby nie te kalorie (ser żółty!), to pewnie bym się też rzuciła, ale, niestety, muszę z powrotem „dorosnąć” do dżinsów po świątecznym obżarstwie, więc raczej chudy twarożek. 🙁
Poczytałam wczorajsze, wieczorne wpisy (musiałam poświęcić czas na kultywowanie życia rodzinnego), jestem zbulwersowana i szczęka mi do podłogi opadła (nie cenka!).
Ludzie, co tu się dzieje, jaka eksterminacja, jaka poprawność polityczna? Znajomość języka ojczystego jest już objęta poprawnością polityczną?!!!
Chyba przygłupia jestem, bo mnie się wydawało, że tu chodzi o odrobinę staranności i szacunku dla współblogowiczów. Przecież Word wyraźnie pokazuje, które wyrazy są źle napisane, więc wystarczy przed wysłaniem skorygować! O interpunkcję przecież nikt się nie czepia, a trudno za próbę eksterminacji uznać wznoszenie przez Cichala toastów za tych, co robią spacje po znakach interpunkcyjnych.
Wczorajsza dyskusja jako żywo przypominała mi dyskusje naszych posłów – nieważne, jaki sens, nieważne, o co chodzi, byle się dorwać do głosu, naobrażać przeciwników i pokazać, jaki jestem pryncypialny! A to, że problem jest zupełnie prosty i łatwy do rozwiązania to już nikogo nie obchodzi.
I indywidualnie:
Sarenko, jeśli dla Ciebie przeciwieństwem asymilacji jest eksterminacja, to Ci współczuję!
Morąg, niepotrzebnie się dajesz prowokować, przecież widzisz, że to nie ma sensu!
Ogólnie do zwolenników poprawności politycznej:
Czy w szkole (na studiach) też już obowiązuje zasada poprawności politycznej? Jeśli tak, to rozumiem, skąd coraz więcej analfabetów językowych!
Miłego tygodnia wszystkim życzę i udaję się w świat uzupełnić żałośnie pustą lodówkę (i nie tylko).
Gospodarzu,
😆
Pepegor,
mam wrażenie, że Twoja wnuczka i mój wnuk są praktycznie równolatkami 🙂
Rano Ślubny wyjechał samochodem do pracy bez problemów. Chwile temu sąsiadka, której pozyczyłam mój samochód, nie poradziła sobie na osiedlowej uliczce i łopata poszła w ruch, zbyt dużo nieodgarniętego śniegu. Co to jednak znaczy technika jazdy. Samochód Męża ma niższe zawieszenie a śniegu nie dopadało ani grama 😯
Gruzińskie wina to w Polsce przeogromny bałagan. Znaczna część win gruzińskich sprzedawanych w Polsce to wina półsłodkie i słodkie importowane poprzez Niemcy lub Holandię (może sa jeszcze jakieś inne pośrednictwa, nie sprawdzałem). W bardzo ozdobnych butelkach płyny trudne do przełknięcia w śmiesznie wysokich cenach. Można spotkać np. słodkie wino o nazwie Saperavi reklamowane jako ulubione wino Stalina. To mniej więcej tak jakby powiedzieć, że ulubionym winem de Gaulla był Pinot Noir, Merlot czy Cabernet Sauvignon. Również saperavi jest po prostu nazwą szczepu winnego.
Tymczasem są w Gruzji dobre wina. Piłem je w Gruzji z dużą przyjemnością i to prawie za darmo. Wino Mukuzani w sklepie to kilkakrotność biletu komunikacji miejskiej, która też była bardzo tania.
Widziałem niedawno wino Mukuzani w sklepie Bomi, ale kosztowało ponad 60 złotych. Ale przynajmniej było wytrawne, czyli takie, jakie powinno być. A wino to należało do kilku pierwszych prób produkowania w Gruzji win wg nowatorskich wówczas technologii francuskich wprowadzanych w 80-tych latach XIX wieku po nieco wcześniejszej klęsce filoksery.
Nie zdobyłem się na sprrawdzenie, czy wino to warte jest swojej ceny. Nie pamiętam, czy z etykiety wynikało, że jest to wino importowane bezpośrednio z Gruzji, bo tylko w takim przypadku w ogóle bym kupno mógł rozważać. Płacenie niemieckim czy holenderskim pośrednikom horrendalnego haraczu uważam za brak rozsądku.
Sam kiedyś importowałem coś chińskiego korzystając z niemieckich pośredników i było to bardzo opłacalne dla mojej firmy, ale tylko do czasu, gdy pojawiły się te same towary importowane bezpośrednio. Polskiemu importerowi płaciło się mniej więcej połowę ceny oferowanej przez pośrednika niemieckiego. Z winami gruzińskimi powinno być podobnie. Bezpośredni importer powinien oferować lepsze wina i niższe ceny. Jest w Białymstoku firma Era, która się reklamuje jako jedyny w Polsce importer win z Teliani Valley, jednak, nie piszą, że jedyny importer bezpośredni. Nie ma też na ich stronie cennika, więc trudno ocenić. Etykieta Mukuzanii u nich nie jest etykietą wina, które widziałem w Bomi za 60 parę złotych, więc jest nadzieja, że to jest tańsze.
Danie ze względu na niewielka ilość składników opiera swój charakter właśnie na owczym serze, z przyjemności wypróbuje ten przepis
Krysha
Na tym blogu konsekwencją asymilacji jednych przez drugich jest eksterminacja pozostałych, bo co niby zrobić z tymi, którzy się nie podporządkują, ?niemiłymi? ? Co innego gdybyśmy mówili o integracji, która jako proces wzajemnego dostosowania się daje możliwość dialogu. A tutaj będzie albo tak jak chce większość albo pokażecie kindersztubę i piękną polszczyznę tak jak wczoraj 🙂 Wyzywając innych od kretynów
Zaraz, zaraz, rozumiem, że z tych składników są dwa osobne podwójne placki? Jakoś tępieję, musiałam się wczytać, zeby tak prostą rzecz pojąć.
Śnieżek pada i pada, teraz gęsto, i dość równo, bo prawie nie wieje.
Nie mam już zdrowia do tych koni. Rano byłam sprawdzić jak się ma ta, co wczoraj się zaklinowała, kobyła stoi, wygląda dobrze, ale jej spory już źrebak też się jakoś głupio położył i nie bardzo wiedział jak się podnieść. Nie wyglądało to bardzo skomplikowanie, poza tym źrebak na tyle mniej waży od dużego konia, że sama mogę go przesunąć, więc wpierw poszłam zajrzeć do innych. Konie moje pojawienie się zrozumiały jako zapowiedź karmienia i zaczęły rżeć. Okazało się, że źrebakowi to wystarczyło do rozplątania nóg i samodzielnego wstania.
Przy dobrym winie i smacznych plackach czy pierogach zapomnijcie o różnicach zdań. Napiszę koham, bo akurat nie docisnąłem dostatecznie klawisza i ma to znaczyć, że nie mam dość szacunku dla innych biesiadników. Dajcie spokój. Często wpisuję p zamiast b, bo i taką klawiature kiedyś miałem. W ramkach działa system taki jak w Wordzie pod wieloma wzglądami, ale nie jest to Word. Sposób funkcjonowania aplikacji jest w dużym stopniu uzalezniony od naszych informatyków i akurat musiałbym włączyć ten system sprawdzania pisowni tylko razem z autopoprawiaczem, który jest dla mnie nie do przyjęcia, bo więcej szkody przynosi niż pożytku.
Co do spacji po znakach interpunkcyjnych, zgoda, ale następny toast bym wzniósł za tych, którzy nie wstawiają spacji przed znakiem interpunkcyjnym. Ale czasami każdemu może się coś takiego przydarzyć, szczególnie, gdy nie patrzy na klawiaturę ani na ekran, bo równoczesnie zajmuje go coś innego. W ten sposób pisząc można nawet w połowie zdania bezwiednie zmienić jego budowę i człony zdania do siebie nie pasują. Czy można się o to gniewać?
Podczas mojej praktyki wakacyjnej chyba w roku 1959 odbylem rejs sztatkiem o imieniu „Gruzja” z Odessy do Batumi z zawijaniem do róznych portów i wycieczek na lad. I co my tu prosze wycieczki widzimy. Byl to nasz m/s Jan Sobieski przemianowany w ramach braterskiej wymiany. Statkiem tym plynalem w roku 1947 z Gdyni do Nyborga na wyspie Fyn w ramach pomocy dla dzieci Warszawy. Wtedy jeszcze nie zbieralem (czytaj podkradalem) dziwolagów. Tak powstala fascynacja morzem i jego wszystkimi sprawami. W Batumi zas nad turecka granica poznalem po raz pierwszy smak gruzinskiej kuchni.
Poza tym nic ciekawego. Pani Dochodzaca wyladowala z ciezka grypa w szpitalu a Pani Ogrodniczka zlamala reke.
Do przynoszenia ludziom pecha ja po prostu mam talent.
Dlatego zycze wszystkim milego i pogodnego dnia
Pan Lulek
Dzień dobry Szampaństwu.
Spać nie dajecie… to charczo ma moje imię wypisane, bo jak parzy, to dla mnie. Przepis mile widziany.
We Wrocławiu byłam kiedyś w restauracji armeńskiej i podawali tam wino gruzińskie własnie, ponoć jakieś ulubione Stalina. Nie było całkiem wytrawne, ale też i nie półsłodkie – i nawet dobre. Nie pamiętam nazwy, może gdzieś na zdjęciach wyśledzę.
Szukajcie, a znajdziecie…
http://www.mniamusnie.com/przepis-22280-gruzinskie_charczo.html
Witam i życzę miłego dnia.
Krysho, Nowy zajrzyjcie, proszę na stronę wczorajszą, tam macie wiadomość.
Stół znowu pięknie i smacznie zastawiony 😀
Ot, ciekawostka przyrodnicza… nie wiedziałam, że tam orzechy włoskie biorą udział 😉
Ciekawam, co to za przyprawy występują na tym zdjęciu – tumerik? Pieprze jakieś?
Stara Żabo, jak tam żebra?
Zachciało mi się czytać przepisy i teraz mi w brzuchu burczy… przecież nie będę jadła śniadania o wpół do piątej! Idę dospać.
Miałem przyjemność płynąć statkiem z Suchumi do Soczi. Stać mnie było na I klasę, co tam. 9 rubli to kosztowało za 2 osoby w 1963 roku, czyli 20 butelek mukuzani, czyli nic prawie dla kogoś z Polski. Tylko mydła ani ręczników w I klasie nie było. Mydło udało się pożyczyc od stewardessy. Tylko rano trzeba było oddać, po innego nie miała, a wieczorem mogła jeszcze pożyczyc dla siebie od koleżanki.
Oddawanie rano z mieszanymi uczuciami, bo panienki spały w kanciapce pod schodami – oddzielonej od korytarza szmacianą zasłoną. W pomieszczeniu o powierzchi poniżej 10 m kwadratowych spało 9 panienek na trzech poziomach. Dla młodego człowieka płci męskiej widok był z jednej strony bardzo przyjemny, bo w tej duchocie okrycia poza figami były nieprzyswajalne, z drugiej jednak strony, humanitarnej, był to widok wstrząsający. Podobnie wstrząsające warunki bytowania w Europie widziałem tylko na Węgrzech, a były to warunki pracy szwaczek w spółdzielni produkcyjnej. Chociaż jeszcze jeden przykład – wioska na Kaukazie, gdzie domy mieszkalne – drewniane, mocno zapadnięte – zamiast fundamentów miały kamienie nadmorskie, a zamiast podłogi także otoczaki. Dojazd do tej wioski – rejsowym helikopterem.
a co do serów, to mnie ostatnio zachwycił poniższy koziser:
http://www.swiat-serow.pl/wp-content/uploads/hollandse_chevre.jpg
Jotko,
moja wnuczka ma 12 lat, a Twoj wnuczek?
Zgago,
bez przesady.
Fakt faktem, ze tu nastroje czasem sie szybko rozkolysuja.
Na takie sprawy radze machnac reka.
ffc1
Wprowadziłem nastrój może nieco ponury. Tymczasem mieliśmy o winie i jedzeniu. W Suchumi w Gruzji jadłem jeden z najsmaczniejszych obiadów w życiu. W domu prywatnym, nie w żadnej restauracji. Wino też było własnej produkcji gospodarza. Białe, wytrawne, bardzo smaczne. Potraw było wiele i wszystkie pyszne. Zupy, placki i pierogi, wszystko pyszne, ale główne danie – kurczak – było zachwycające. Pieczony z chrupką skórką, bardzo mięsisty, zachwycał zielonym sosem, w którym mogłem wyczuć, na ile szalona jego ostrość pozwalała, czosnek, oliwę, orzechy włoskie. Co było więcej, nie wiem, bo gospodyni za bardzo zdradzić nie chciała, zresztą pojawiała się przy stole tylko podając dania i zbierając talerze.
Pluszaku ten ser to mlody czy odlezaly, bo na opakowaniu nie widac…
Zgaga pisze:
2010-01-11 o godz. 10:21
(pod „w pościgu za słońcem”)
Zgaga, czyś Ty się blekotu od rana najadła żeby takie bzdury wypisywać 😯
Ty „burzycielką spokoju” ❗
Nie rozśmieszaj mnie aż tak, bo mi się jeszcze jakis wypadek przydarzy 😥
Nirrod, dojrzewający, kruchutki. Wnętrze ma również białe: wygląda jakby był zrobiony z białego wosku.
Zgago bez jaj. SIadaj do stolu i sie uwagami nie przejmuj. Ja juz 2 rok obsesje ortograficzno-polskoliterowa ignoruje i jakos zyje. Co jakis czas dyskusja wybucha od nowa, ale to znowu nie powod, zeby od stolu wstawac.
Co do sera to juz sobie doczytalam – mlody.
ha Pluszku minelismy sie. Koz ser jest pyszny. Moj „pan od serow” sprzedaje tez wersje z kolendra.
Pepegor,
Kacper skończy 12 lat 21 sierpnia 🙂 jest pasjonatem nart, ćwiczy karate, oceny ma dobre i bardzo dobre, ale poza wychowaniem fizycznym spokojnie mógłby się bez szkoły obywać 😆
U nas ferie zimowe zaczynają się za tydzień. W drugim tygodniu jedzie na obóz karate a w pierwszym będzie kilka dni u nas. Oczywiście dziadek „musi” z nim grać w ping-ponga, dla mnie zostają gry „umysłowe” 😉
a to dla poprawienia humorow:
http://www.youtube.com/watch?v=Xk2UVDgpTNc
Chójka z przeciążenia została oddana do renowacji, więc siedzcie przy stole i delektujcie się gruzińskimi potrawami. Ja się za tę zupę na pewno zabiorę w niedalekiej przyszłości, bo na mrozy może się ona okazać w sam raz.
Sprawozdam.
Zamiast dospać, zerknęłam na wiadomości – to dopiero głupi pomysł o tej porze, już lepiej zjeść pół kromuchy!
Otóż pan miał kotka…i już nie ma. Pana 😯
http://cnews.canoe.ca/CNEWS/Canada/2010/01/10/12414196-cp.html
Czasem jadałam kaukazkie potrawy w domu Ireny Bogajewiczowej, córki „białej emigraji gruzińskiej”, chemiczki. Bogajewicz to nazwisko po mężu, jak Irenka z domu – nie wiem.Kiedy ją poznałam, była to pani ok 50-tki, wdowa, uczyła chemii nieorganicznej w naszym technikum i miała jeszcze matkę – staruszkę, która niemal nie mówiła po polsku. Obydwie panie miały urodę kaukaską, krucze włosy – i dobrze ponad 100 kg żywej wagi. Na zdjęciach można było podziwiać babkę Irenki o wadze, na oko licząc, znacznie wyższej. Ponoć antenatka ta, od 40 roku życia była noszona w fotelu, bo chodzić nie była w stanie. Nie wiem, czy to geny, czy dieta, ale niewątpliwą kobiecość tych pań, trzeba by liczyć w pudach czy kwintalach. Z Irenką był ten kłopot, że w zimie nosiła ogromne futro z kóz afgańskich: piękne, srebrzyste, z rzadkimi falami kędziorków i chyba ciężkie, jak nieszczęście. Uczniowie ją przezwali Niteczką i oto pewnego razu patrzę, a wszystkie okna od strony ulicy i podjazdu do szkoły są pełne zarykiwujących się uczniów; wyjaśniono mi, ze pani Niteczka przewróciła się na chodniku i nijak nie może wstać. Rzeczywiście – wesołość małolatów wzbudzała sterta sadła w wielkim futrze, leżąca na plecach i enegicznie wymachująca kończynami w próżnym trudzie zmiany położenia. Widać było, że krzywda jej się nie stała, ale przewrócić się o własnych siłach nie zdola, o wstaniu już nie mówiąc. Cóż, Pyra miała ze 25 lat i też kiełbie we łbie, ale trzeba było przegonić bractwo od okien i zorganizować ekipę ratunkową. Czterech chłopa trzeba było, aby podnieść Irenkę do pionu. Poza tym była to pni urocza, o znakomitych manierach, potrafiąca prowadzić lekcje w trzech językach obcych i jak to Gruzinka – gościnna do przesady. Lubiłam Irenkę. Tak się złożyło, że obydwie panie zmarły krótkim odstępie czasu i Niteczka nawet nie zdążyła odebrć pierwszej emerytury.
(długie imię) wyłupiasta
cztery pudy, grzmot niewiasta
pamiętam z dzieciństwa 😉 Czy ktoś to znał?
Pomyślałam sobie, nie będę wywlekać moich wspomnień z leningradzkiej restauracji gruzińskiej (robiliśmy to już z Aszyszem) z 1978 roku, bo to dawno i nieaktualne, ale skoro Stanisław był dopiero co, w 1963 w Suchumi… 🙄 😆
Teraz jednak muszę zająć się obiadem, no i ten pogrzeb 🙁
Kochane Blogowisko! Nie jestem tu stażem najstarsza, ale wiekiem prawie, prawie.
Z tego co widać, grozi nam rozpadnięcie blogu, NASZEGO BLOGU. Tak nie może być! Gdzie my, sieroty, się podziejemy? Gdzie nam będzie tak dobrze? Bardzo, bardzo proszę, dajmy sobie spokój w wiadomej materii, nie dajmy się zwariować! My, którym komuna i rózne inne takie nie dały rady, mamy się wygłupić i doprowadzić do samodestrukcji?
Jeżeli dotąd NASZ BLOG potrafił się jakoś samouzdrowić, to teraz też nam to MUSI się udac!
Przeprośmy Piotra, Pana Piotra, Gospodarza, bo ON na tym wychodzi najgorzej.
Przecież sprawianie Mu przykrości i kłopotów jest ostatnią rzeczą, którą chcielibyśmy robić!
Może nie od razu „Kochajmy się!”, ale po prostu nie dajmy się prowokować.
KOCHANI, jeszcze raz: tyle wokół nas problemów, kłopotów, tyle niedobrego, nie pozwólmy, zeby ten naprawdę jasny kawałek, jasna wysepka (ale górnolotnie, no nie?) nam utonęła w morzu codziennego…, aż boję się powiedzieć czego.
Poza tym tyle blogów się rozpadło właśnie przez głupotę, nie powtarzajmy tego!!
Piotrze, PRZEPRASZAM, naprawdę postaram się moją żabią starczą zgryźliwość schować głęboko.
Pyro, Alicjo, Stanisławie, jotko, My Wszyscy, weźmy się razem do kupy, bo nie wygląda to dobrze!
Żabo – no, przecież się nie dajemy prowokować. Mniej odporni są Panowie, ja się w żadnym razie nie zgadzam, żeby mój stół w jadalni, kuchni i salonie zamienić na stragan i jatkę. Nie mam umiejętności obsługiwania skanera, wię nie zamieszczam zdjęć potraw z wydawnictw i poradników (bez podawania źródeł) nie mam potrzeby udowadniania Jotce, że czytałam Jej podręcznik, ani Morągowi, że lepiej pisuję, niż doświadczony redaktor niemieckiego wydawnictwa. Nigdy, nikomu nie zaglądałam w konto bankowe, ani pod „kordełkę” i nie życzę sobie kontaktów z takimi osobnikami. Mnóstwo ludzi skarży się na obyczaje ‚młodych wilczków” – a ja proszę po dobroci młode hieny, żeby zostawiły mój stół i moich przyjaciół w spokoju. Miejsce co prawda jest dostępne, ale to nie znaczy, że nie bronione przed podłością i złą wolą.
Non possumus!
Ja?! Choćby niedzwiedz, to dostoję!
Z tym skanowaniem to jednak coś trzeba będzie zrobić, Pyro… 😉
kod: 4e4e
No właśnie Żabo, daj nam Dobry Panie Boże tylko takie „zmartwienia” przez całe nasze życie 😆
„Ludzie dobrej woli do kupy” i niczym idealna teściowa: „nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić” a prowokacje, bez dostarczanej im pożywki, zwyczajnie i po prostu stracą rację bytu 😈
Półtora roku temu doszło do przepychanek jeszcze większych i nie ma, co ukrywać, że blog na tym trwale ucierpiał. A zaczynało się wszystko w miarę niewinnie, a potem coraz bardziej zaostrzało. Byłem na urlopie, gdy osiągnięto apogeum konfliktowe i nie zdobyłem się potem na prześledzenie szczegółów, bo nie po to zasiadam do stołu, żeby się denerwować. Mam wrażenie, że najlepszym lekarstwem jest ignorowanie zaczepek. I to nie z pogardy dla zaczepiającego, bo nieraz on na to nie zasługuje. Ot, chlabnął coś bez zastanowienia. Tylko odpowiedź rodzi kolejną odpowiedź i następuje samonakręcenie konfliktu zupełnie zbędnego i na początku przez nikogo nie zaplanowanego.
Zostawmy przepychanki. może same wygasną.
W jakim celu ktokolwiek miał by skanować zdjęcia z poradników i umieszczać je na blogu jeszcze bez podania źródła?
Errata: chlapnął a nie chlabnął. Ile mam zapłacić?
Znalazłam dowody rzeczowe, tutaj jest to gruzińskie, rzekomo ulubione przez Stalina. Coś tam mozna odczytać z biedą… lepszej fotki tego wina nie mam.
Restauracja mieściła się blisko dworca pod torami – dawniej tam były jakieś garaże. Bardzo małe pomieszczenie na kilka stolików, nasze towarzystwo zajęło trzy stoliki, zsunięte do kupy. Przejeżdżające od czasu do czasu pociagi skutecznie zagłuszały rozmowę, ale stół nie podskakiwał.
http://alicja.homelinux.com/news/10.Jedzenie bylo pyszne.jpg
Pyro, Żabo – jestem i popieram całą sobą.
Jeden uśmiech, Stanisławie 🙂
Ops! Znowu zapomniałam powiazać sznureczek…
http://alicja.homelinux.com/news/10.Jedzenie_bylo_pyszne.jpg
Stanisławie,
za to chlabnięcie to może wypijemy lampkę dobrego wina przy mojej najblizszej bytności w Trójmieście albo Twojej w Pyrlandii, co Ty na to?
Piękne DZIĘKUJĘ wszystkim za życzliwość i PRZEPRASZAM wszystkich za zamieszanie.
Ledwie 2 godziny wytrzymałam bez Was, teraz już mogę spokojnie i radośnie polecieć – oj, tylko nie polecieć – do sklepu. 😀
Jeszcze nigdy nie byłam w Trójmieście 🙁
Jakoś sie nie składa, zeby mnie tam zawiało, natomiast w Pyrlandii bywam ostatnio co roku 🙄
Pyra nie nastarcza golonek peklować i gotować!
Może być uśmiech przy lampce wina, chociaż nie gwarantuję, że to będzie wino ze zdjęcia podesłanego przez Alicje, czyli właśnie Mukuzani, o którym się dziś rozpisywałem.
O, rany! Ja się skaleczę, ale zawiewa!
Najpierw sturlam się ze schodów, wczoraj odkurzonych i odmrożonych do gołego betonu (w części bocznej), czego już nie widać, i dalej czołgam się do zwierzątek,
pa, pa
Widzisz, Zgago, blog jest dobry na wszystko…
Stanisławie, La Fortunę dzięki Twojej rekomendacji najpewniej odwiedzę.
Alicjo – jaki jest Stanisław – każdy widzi, ale Stanisławowa, to klasa sama w sobie. Obydwie Młode Pyry zakochały się z miejsca. A jako, że „moja Żona świadczy o mnie”, Stanisław niesłychanie zyskał na atrakcyjności towarzyskiej.
O, dzięki, Stanisławie, ja sobie nawet nie zadałam trudu, zeby odczytać… podejrzewam, ze każde gruzińskie wino jest zachwalane jako „ulubione przez Stalina”. Reklama dzwignią handlu 😉
Alicjo,
jak nastempnom razom będziesz w Pyrlandii to nie zapomnij o mnie, cobym i ja mogła się z Tobą golonką przełamać i cobyśmy mogły wespół zespół, jak na dolne ślązaczki przystało, chlabnąć, nie jeden, kieliszek trunku zacnego! Stoi?
Życzliwość, cierpliwość –
te cechy lubimy, u innych cenimy.
U siebie wszak chętnie widzimy.
Niech zwyciężają !
Niech złośliwościom się nie poddają !
Bo stół nasz do biesiad radosnych
jest przecież nakryty,
i gość żaden uciekać nie może,
jak zmyty.
Orkiestry nam grają -i wielka i zwykłe,
których na co dzień niech wszyscy słuchają !
I niech uśmiechy sobie rozdają 🙂
Stanislawie, popieram Twoja opinie z 10:13 i 12:21 ale przeczytajcie tez, prosze, te Nowego z 04:04 spod poprzedniego wpisu.
Mam nadzieje, ze nie podpisujecie sie pod stwierdzeniem, ze zlosliwosc jest atrybutem inteligencji. Jest przeciez wprost przeciwnie.
Gdyby ktos chcial, podam przepis na czekoladowe ciasto, ktore wlasnie upieklam. Czekolada poprawia nastroj. 🙂
Droga Żabo ja nie jestem obrażalski więc nie ma potrzeby mnie przepraszać. I tylko uważaj na schodach. To ważniejsze niż wszystkie awantury i awanturki.
z awanturek to ja ewentualnie stoleruję te pastowate 😉
ktoś jeszcze używa takich nazw?
o, znalazłem:
http://cosniecos.blox.pl/2008/01/Troche-nostalgii-8211-awanturka.html
Witam, wracam, Pyro, Zabo jestem za i nawet bardzo!
Tak Pluszaku – Pyra lubi awanturkę bryndzowo – sardynkową i twarogowo-czosnkową z czarnymi oliwkami
A dzięki Stanisławowi chlabnąć trafi chyba od dzisiaj
do blogowego słownika 🙂
Alino nie wiem czy zlosliwosc jest atybutem inteligencji, natomiast wiem, ze czesto wystepuja razem. Moge Ci rowniez powiedzec, ze nie kazda zlosliwosc trzeba brac na serio. Rozne tu sobie zlosliwosc czasem prawimy i wiekszosc wie, ze nie jest to atak a raczej podpuszczanie. Problem ze slowem pisanym niestety jest taki, ze sarkazm, ironia i przymrozone oko nie zawsze sa widoczne na ekranie nie zaleznie od intencji autora.
Jak juz ktos wspomnial poprzednie zawieruchy blogowe, to ja mam pytanie. Czy ktos wie co u Izyka?
Przytyk mi sie przypomnial. Taki ladne slowo…
Witam i już uśmiecham się na myśl o czekoladowym cieście, Alino, mam tylko nadzieję, że nie jest zbyt skomplikowane 🙂 Też mam przepis na jakąś czekoladową pyszność, którą wypieka moja córka, ale musiałabym poszperać.
Chaczapuri próbowałam w gruzińskiej restauracji w Krakowie. Do tego serwowano rozmaite dipy, pycha ale bardzo sycące!
Chaczapuri wyszlo mi kiedys znakomicie. Pychota, proste i pyszne, godne polecienia wszystkim, ktorzy maja czasu niewiele i przejawiaja dwie lewe rece w kuchni 😉
A czosnek ejst dobry do wszystkiego, nawet do drobnej awanturki, dodaje pieprzu ;op
Podpowiedzcie, proszę, ignorantce nazwę jakiegoś młodego sera owczego – kusi mnie to chaczapuri. Może zrobię w sobotę na spotkanie z przyjaciółkami. Mamy się spotkać ok. południa, więc byłoby to chyba odpowiednie danie. Mam świadomość, że trzeba przygotowywać przy gościach, ale w czasie takich koleżeńskich spotkań wspólnie gotujemy, mieszamy sałaty, nakrywamy do stołu itp., więc to nie problem.
Pyro, zwłaszcza ta druga brzmi kusząco 🙂
Tyle wrażeń. Nowego (wczoraj 04 z minutami) czytałem i zapamiętałem. Ale na wczorajszym dniu zaciążyły żebra Żaby i szczęśliwe w miarę ostateczna diagnoza jakoś pozwala na optymizm. Dla mnie żebra były wazniejsze od słownych utarczek.
Alicja ma rację z ulubionym winem Stalina. Znam reklamy zapewniające o kilku różnych winach. Zwróciłem uwagę na jedną, bo była bezsensowna zupełnie.
Ciesę się bardzo, że Ukochana tak się spodobała. Może kiedyś też zacznie tu zaglądać, bo chodzi na kurs komputerowy, a Córeczka bardzo jej teraz pomaga w robieniu postepów. Dotychczas umiała tylko pisać w Wordzie, zestawiać prezentacje w Power Poincie i korzystać z poczty. Czyli to, co było potrzebne w pracy.
Zgadzam się z Nirrod. Niektórzy ludzie niekwestionowalnie inteligentni znani byli z wielkiej złośliwości. Np. Bernard Shaw, Winston Churchill czy nasz Tuwim. Jednak inteligentna złośliwość rzadko jest chuligaństwem. Praktycznie nigdy, bo musi być celna i celowa. Jeżeli się mówi o kimś np. „małpa w czerwonym” nie jest to ani inteligentne ani celowe, choć może być celne. Czy celne, nie wiem, bo nie wiem, o kogo dokładnie chodziło.
Najtrudniej ze złośliwościami niby inteligentnymi, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa, że odbiorcy wbrew intencjom autora nie ubawi. Wówczas nie jest celna, bo trafia do osoby o innym usposobieniu niż to autor przewidywał. Pod moim adresem możecie pisać, co chcecie, bo się na ogół nie obrażam, a celne żarty doceniam.
Pluszaku,
pod nazwą awanturki znam wiosenną sałatkę: rzodkiewki, pomidor, ogórek, sałata zielona, kukurydza w sosie czosnkowym. Właściwie można ją przygotować o każdej porze roku, ale z nowalijek najlepiej smakuje.
Nirrod, 13:30, też to tak widzę. Konieczna jest duża uważność na sposób odbioru sarkazmu i ironii przez drugą stronę, żeby nie przekroczyć granicy, poza którą to co dla jednej strony jest tylko dowcipem dla drugiej jest raniące.
jotko, to ja robię takie coś, ale nie nazywam tego wcale, i nie daję kukurydzy i czosnku, a szczypior sieczony lub cebulę 🙂
Pluszaku,
właśnie sos zrobiony pół na pół z jogurtu i majonezu, doprawiony roztartym czosnkiem, solą, pieprzem, cukrem i odrobiną papryki wydobywa z nowalijek to coś 🙂
nie omieszkam spróbować
Also ten ser, ktory podal pluszak to jest mlody ser kozi dojrzewajacy. Nie umiem Ci tylko powiedziec, ile on kosztuje, bo w PL holenderskich serow nie kupuje.
ser ów to jest koszt ok 65 zł za kilogram, ale naprawdę przyjaźnie się kroi na bardzo cienkie, kruche plastereczki, więc go dużo brać nie trzeba. U mnie stanowił część przekąskowej deski serów, pięknie komponując się z czarnymi oliwkami.
Nirrod, Pluszak – dziękuję. Zwróciłam uwagę na ten ser, ale Gospodarz pisze o owczym, więc chciałam zgodnie z przepisem.
Smakowitego dnia! 🙂
twarz kozisera:
http://www.swiat-serow.pl/wp-content/uploads/hollandse_chevre_ciach.jpg
Jotka,
jak następną razą, to masz jak w Banku. Do Stanisława też się wproszę, gdybym, zawiana, trafiła do Trójmiasta 😉
To znaczy… gdyby mnie zawiało 🙂
Przypominam sobie, ze awanturka to jakieś ciastko… moja mama miała taką książkę – „Ciasta, ciastka i ciasteczka”, nie pamiętam, czyjego autorstwa.
To było w czasach mojej wczesnej podstawówki, pamiętam, ze robiłam jakieś ciasteczka fiołkowe 🙄
Boże, co ja się tych fiołków nawyrywałam! Coś mi się kojarzy z dużą ilością ubijanych białek.
A skarbonki na dobrowolne poddanie się karze zakupione ?
Zanim kolektyw opracuje cennik wypadałoby płacić akonto .
Zamek wymaga natychmiastowej interwencji specjalistów, nie ma na co czekać.
Zakładając jednak, że dochód ten będzie marginalny, należy poszukać innych źródeł finansowania.
Przysłowia są mądrością narodów wiec kochani ,,Zgoda buduje, 71bfniezgoda rujnuje” powinno być naszą dewizą.
Alicję przyjmiemy chętnie nawet zawianą.
Awanturka kojarzy mi się ze śledziem, ewentualnie tuńczykiem, ale to już mniej klasycznie.
Praca zaczyna pochłaniać do reszty, więc pozdrawiam do jutra
mi głównie z sardynkami 😉
próbuję znaleźć, jaki owczyser byłby do chaczapuri
a mnie „awanturka” kojarzy się z pastą twarogową, kiedyś bardzo popularną do kanapek, twaróg wymieszany z wędzoną rybką, do tego jakieś dodatki, szczypiorek czy inne. Pamiętam, że takie „awanturki” na krakersach, czy pumperniklu były chętnie pałaszowane na młodzieżowych prywatkach 🙂
i sery dżersejowe niechcący znalazłem 😀
A bundz owczy?
Żabo, ale bundz aby nie za młody?
Jersey’e mają 20% suchej masy w mleku, a poniektóre nawet 10% tłuszczu.
Dla mnie to najpiękniejsza krowa świata.
Matko jedyna – co to jest 20% suchej masy w mleku?!
Alicjo, były takie maleńkie bezy sklejane po dwie masą (kawową?) i chyba się nazywały awanturki, albo aspirynki ? 🙂
Oczywiście wiecie, że każda kobita potrafi zrobić z niczego awanturę i sałatkę (mój były tylko awanturę).
To znaczy, że jak odparujesz wodę to zostanie tłuszcz, białko, cukier i tego razem będzie 20 dkg z 1 kg mleka. To jest prawie dokładnie to, co sprzedają jako mleko zagęszczone. Taka „normalna” krowa to ma około 12%
No, przecież nie był kobietą. 🙂
Pluszaku, miał być młody, ponoć. Może go przetrzymać z miesiąc w lodówce?
Właśnie, Also. I to potwierdza prawdziwość tego twierdzenia 😀
Żabo, ja pomyslę, bo w sumie to gdzie się kończy stary biały ser, a zaczyna młody żółty?
Dzięki, Stara Żabo – a ja już widziałam oczami wyobraźni, jak do skopka razem z mlekiem leci jakiś proszek i że to pożądane. 😯 Cóż, głupich nie sieją – sami rosną, jak mawiała moja babcia Marysia. 🙂
A bundz to chyba ser twarogowy?
Było jednak nosa z domu nie wyściubiać 🙁 Idę się „pookładać” i „lec”, mam nadzieję, że do wieczora będzie o.k. 😀
PS. Szłam tip, topem – żeby nie było. 😡
Zgago, czyżby czyżyk? Padłaś?
I to jak długa a na dodatek do tyłu, więc i czerep oberwał. 😆
Jednak, postanowiłam się „rozchodzić”, w myśl zasady ; gimnastyka jest dobra na wszystko – byle powoli 😆
Ale najbardziej się cieszę, że udało mi się nie „obsobaczyć” Spółdzielni Mieszkaniowej, tylko spokojnie powiedzieć, że za takie zaniedbania, w razie czego „pociągnę za odpowiedzialność”. 😀
Zgago, podobno na stłuczenia dobre jest leżenie w wannie z gorącą wodą – podobno, nie stosowałam nigdy, ale ktoś tak mówił. A, już wiem – moja dawna sąsiadka, gdy spadła ze schodów. Nie wiem, jak to działa, gdy i głowa poszkodowana – może ktoś lepiej się orientuje.
Do ‚pociągnięcia’ powinnaś mieć jakiś kwit, a pewnie nie masz, więc się nie przejmą. 🙁
Witam, klaniam sie, caluje to w policzek to w czolko, padam do nozek.
Nawiazujac do Pana-Gospodarzowych, dzisiejszych przysmakow, to ulatwiam sobie sprawe i kupuje poprostu tzw. wraps, juz gotowe placki z ciasta, nadziewam je ser plus warzywka i przysmarzam na patelni. Moze mozna je dostac w sklepach z zywnoscia egzotyczna w innych stronach swiata.
no tak przysmazam
Barbaro, moze sprobujesz ten przepis skoro masz ochote na czekolade.
Potrzeba: 100 g gorzkiej czekolady, 75 g masla, 20 g maki, 20 g skrobi ziemniaczanej, 200 g cukru, 5 zoltek i 5 bialek ubitych na piane.
Rozgrzac piekarnik do temp. 200°C. Czekolade rozpuscic w kapieli wodnej, dodac maslo ( nie rozpuszczone tylko wczesniej wyjete z lodowki ), wymieszac na mase, dodac zoltka, cukier make i skrobie i znow mieszac tak, zeby uzyskac gladka mase. Delikatnie dodac ubite uprzednio bialka. Calosc wlac do keksowki lub okraglej foremki ( spod wykladam pergaminem do pieczenia ) i piec okolo 30 minut. Po 10 min. pieczenia obnizam temperature do 180°. Sprawdzam srodek patyczkiem, wnetrze powinno byc lekko wilgotne. Wyjac z formy jeszcze lekko cieple. Do cukru dodaje cukier waniliowy. Sprobuj, to prosty przepis a w smaku pycha.
Alino- oj, coś mi się widzi,że ja też wypróbuję ten przepis.
Tabliczka gorzkiej czekolady jest w domu i czeka.
Zgadze i Żabie życżę rychłego powrotu do zdrowia !
NOWY ,pomyliłeś się, pisząc , że jesteś na blogu półtora roku. Ja jestem od 13 marca 2009 r., a Ty chyba tydzień po mnie . I muszę powiedzieć ,że był to debiut roku ,przynajmniej dla mnie. A zacząłeś od placków ziemniaczanych..
Odnośnie do meritum Twojego wczorajszego wpisu – zgadzam się całkowicie.
ZGAGO – ja wiedziałam ,że tak będzie,ja wiedziałam… Na szczęście kobieta zmienną jest. 🙂
ALICJO, Trójmiasto trzeba zobaczyć o b o w i ą z k o w o . Mieszkam niedaleko i chętnie udzieliłabym Wam gościny i pokazała ciekawe miejsca.W każdym razie weż pod uwagę Trójmiasto w czasie tegorocznych wojaży po Polsce.
Cholera…coś mi się w gardle dzieje, od uszu w dół zaczyna boleć, zna ktoś jakieś odczynianie? Zadzwoniła panienka z banku, a ja głosu nie mogłam wydobyć 😯
Ja?! Głosu wydobyć?! I do tego zaczyna mnie boleć głowa 🙄
A za oknem słoneczna zima. Pięknie, ale…o, zaczynam smarkać! Jeszcze tego brakowało! Idę zażyć aspirynę…
zmień bank Alicjo 💡
Biedna Zgaga, trzeba naprawde zmienic buty. Taszczylam dzisiaj przez cala dzielnice duza bele siana od krewnych i przyjaciol krolika, przwoza je nam ze wsi, nic mi sie nie stalo. Swierdzam, iz te ilosci sniegu spowodowaly, ze ludzie sa bardziej uwazni i uprzejmi, przepuszczaja sie na waskim pasku posypanym pisakiem, przeczekuja az ktos inny przejdzie, piesi przepuszczaja nawet na przejsciach samochody, ktore maja trudnosci z hamowaniem.
Trojmiasto i Krakow – to dwa kompeksy miejskie, ktore z calego serca wszystkim polecam do obejrzenia!
A Pyra ma za swoje, czyli za tępotę! Nie posłuchała Mt7, nie pisała w Wordzie , a na zamówienie Haneczki pracowicie, przez godzinę przepisywała przepisy (dwa) na miody pitne dla kumpla Hanczynego z pracy. Kumpel z pasiecznej rodziny i chciał stare przepisy. U Ćwierciakiewiczowej są 4, a kobieta słów nie oszczędzała, książka mi się zamykała i pisałam wolniutko. Word zeżarł migiem. Więcej dzisiaj nie piszę, spróbuję rano. Wrrr, wrrrr, wrrr
Alino, dzięki za przepis, zanotowałam skrzętnie. Nie mam co prawda czekolady w domu (takie rzeczy u mnie nie leżą długo), ale wypróbuję napewno i to wkrótce. W końcu karnawał trwa 🙂
Wydostałam z moich zbiorów przepis, o którym pisałam wcześniej, jest bardzo podobny do Twojego. Moja córka przywiozła go z Francji, ciasto jest pyszne i też robi się łatwo, powiedziałabym – bez większego starania. Może się przyda?
250 g czekolady deserowej rozpuścić w rondelku z odrobiną kawy, po rozpuszczeniu dodać 125 g masła, następnie 200 g. cukru, wszystko razem rozpuścić i ostudzić.
Osobno, w miseczce wymieszać b. dokładnie 4 całe jajka i 1 łyżkę mąki kukurydzianej. Gdy masa czekoladowa będzie już chłodna połączyć ją z masą jajeczną. Piec ok. 25 min. w temp. 175 C. Ciasto po upieczeniu jest też wilgotne w środku, ale takie ma właśnie być. Kroić na małe porcje, do kawy wyśmienite!
Zgago, rany boskie, jak mogłaś pomyśleć, że mój wpis to do Ciebie?! Przeczytałam jeszcze raz wszystko, co napisałaś wczoraj i nijak się nie mogę tego dopatrzeć. A jeszcze „burzycielka atmosfery blogowej”? Nie jesteś zbyt zarozumiała? 😉 Przecież jasne było, że chodzi mi o tych, którzy jak niepodległości bronią swego prawa do robienia byków, uzasadniając je: a to dysleksją, a to brakiem kontaktu z językiem, a to dobrym wychowaniem, które nie pozwala zwracać uwagi, itp., itd., a tymczasem wystarczy trochę staranności. Wydawało mi się dobrym określeniem na takie stanowiska użyta przez Ciebie „poprawność polityczna” – że niby wg nich „nie wypada” zwracać uwagi. A ja uważam, że właśnie wypada i będę! O! I sama bardzo proszę o takie uwagi, jak zasłużę! W końcu od tego ma się przyjaciół, żeby człowiekowi prawdę mówili, a nie kadzili do obrzydzenia. 😐 I ani mi się waż wywędrowywać z blogu, bo ustalę miejsce pobytu, przyjadę z karną ekspedycją i za kudłaty łeb przywlokę z powrotem! Szkoda, że kajają się najczęściej nie ci, którzy powinni.
Uff, wróciłam z zakupów (ograniczonych) i było to traumatyczne przeżycie.
Drogi jeszcze do wytrzymania, ale te dojazdy, rozjazdy, parkingi, potwornie śliskie chodniki i przejścia – normalny horror. Aha, u nas nie było 15 a ok. 50 cm śniegu (po uleżeniu). Mam szczerze dość. A jeszcze te zatoki (leczę Pyro wg Twojej rady), ból głowy i stałe uczucie zmęczenia. 👿
Jutro robię gołąbki na dwa dni i się odłoguję. A co, nie wolno?!
Alicjo, wygląda to poważnie, albo znokautujesz choróbsko setką z pieprzem, albo ona cię przeczołga. Serdecznie Ci tego nie życzę!
jeszcze mała uwaga do podanego wyżej przepisu na ciasto czekoladowe, do czekolady dodaje się odrobinę kawy, ta odrobina – to ok. 2 łyżki zaparzonej mocnej kawy, tak dla smaczku!
Słuchajcie, dziewczyny, podobne przepisy na ciasta czekoladowe są na stronie Gospodarzy (bo od ciast to Pani Basia raczej), pyszne!
Barbaro, nastepnym razem wykorzystam podany przez Ciebie przepis, rzeczywiscie podobny. A odrobina dodanej kawy wzmacnia smak czekolady, tylko nie trzeba przesadzic z iloscia.
Stara Żabo. Ze skomplikowanych obliczeń wynika, że ja (niestety) jestem najstarszy na blogu. Absolutnie nic z tego nie wynika. Uczę się całe życie a i tak głupi zamrę…
W Gruzji byłem 2 razy i zgadzam się ze Stanisławem, że można tam trafic na przednie wina. Chociaż w tamtym czasie wolałem (wiek mnie rozgrzesza) ichnie koniaki, czyli brandy. Jedzenie kojarzyło mi się z Bałkanami leżącymi na podobnej szerokości geograficznej.
Drogi Gospodarzu, masz rację z tymi przeprosinami, ale przykro mi panie Piotrze, że dałem się wkręcic w prowokacje.
Panie Piotrze, a może by tak o Bułgarii? Pamiętam między innemi giuwecz, szopski salat i zupę z jagnięcych flaczków w mleku z olejem, papryka i olbrzymią ilością czosnku. Niebo w gębie! Tylko jak ona się nazywała?
Zgodnie z rozkazem dziennym wynikajacym z regulaminu sluzby wewnetrznej wykonalem podwieczorek skladajacy sie z serów w tym mocno dojrzaly camembert marki Sirius. Znalazla sie musztarda nie wiadomo jakim sposobem w lodówce w kaciku. Przegladalem ostatnie wpisy i dyskusje naburmuszonych i smiejacych sie buziaczków oraz utyskiwania na brak ogonków, kreseczek itp. Nie ze mna takie numery. W wielu jezykach wymawiam i rozumiem slowa w przekladzie: „Na zdrowie i to mi wystarczy do nawiazania stosunku miedzyludzkiego”
A zatem: na zdrowie
Pan Lulek
Cichalu bułgarskie flaki to szkiembe. Rzeczywiście wyglądają jak by pływały w mleku. Są ostre dzięki czuszce. Muszę zajść do bułgarskiej knajpki, która jest niedaleko mojego radia czyli TOK FM. Po wizycie coś tu pogawędzę.
Ja znowu na jednej nodze, bo druga już za drzwiami.
Nemo, solennie obiecuję, że następnym razem to będzie prawdziwy koniak 😳 Najważniejsze, że smakuje znacznie lepiej niż wygląda 😀
Na obiad były polędwiczki Gospodarza z serem i żabimi kluskami. Ze względu na pana męża dorzuciłam cebulę. Zjadł stanowczo za dużo 🙄
Pyro, poproszę młodego, żeby Cię przeszkolił w kopiowaniu. Ludzkie pojecie przechodzi, co Ty ze sobą wyprawiasz kobieto ❗
Panie Lulku! Toast?! Tak wcześnie?!
Ależ oczywiście!!!
Pyro, (11.59) jesteś wielka!
Podobną do Pani Bogajewiczowej przygodę miała moja mama, która po wylewie bardzo przytyła (przez całe była osobą bardzo aktywną, a wylew spowodował duże ograniczenie zdolności poruszania się). Mieszkała z drugim mężem, też podeszłym w latach i niesprawnym. Kiedyś zimą wyszła do komórki po drzewo, oczywiście się przewróciła i nie mogła wstać. Przywołany mąż też nie mógł poradzić, więc dowołał sąsiada, podobnego w wieku i sprawności. Niestety, obaj byli za słabi (rzecz się działa na wsi, więcej sąsiadów w pobliżu nie było), więc rada w radę, mamę obwiązali linką pod pachami, przerzucili przez dach komórki i ciągnąc za drugi koniec, jakoś spionizowali. A najlepsze to było to, jak nam o tym opowiadała, płacząc ze śmiechu!
Żaba, nie bój żaby, przetrzymamy!
Kod 8411, znowu jedynki 😉
Od ostatniego wpisu, prawie cały czas spacerkiem chodziłam „na Kopiec Kościuszki” i z powrotem 😆 Chyba współczuję (po tylu latach 😉 ) panu Dulskiemu. 😀 Dopiero przed chwilką wpadłam na pomysł, że przecież poduszki są miękkie i na nich można posadzić obolałe „policzki”. 😆
Krysha, Ty sobie nie rób wyrzutów, bo to moje własne „wyrzuty” przyjęły taką interpretację. Bardzo nie lubię, jak emocje u mnie biorą górę, nad realizmem.
Pyro, w Wordzie na górnej belce, jest ikonka z rysunkiem dyskietki i jak kończysz zdanie, to od razu na nią kliknij, wtedy już żadne gremliny krzywdy nie zrobią Twojemu tekstowi. Życzę powodzenia.
Biedna Alicja, czyżby złapała grypsko ? Alicjo nie daj się ! „Tsimam” za zdrowie Żaby i Twoje 😀
Obydwa przepisy na ciasta czekoladowe, oczywiście, sobie skopiowałam. Właśnie dziś kupiłam sobie gorzką czekoladę, ale ją wtrząchnę – coś mi musi złagodzić kontuzję. 😉
Errata : rozum oczywiście a nie realizm. 🙁
A moze zainteresuje Was ten artykul? Oto sznureczek:
http://biznes.onet.pl/francja-najlepszym-krajem-dla-emerytow,18491,3105548,1,news-detal
Alicjo juz czytalam, oby to prawda
Jakie tam grypsko. Trzeba było nie wybiegać do skrzynki pocztowej boso i w szlafroku po mrozie…
Panie Lulku 😯
Jakie znowu nawiazywanie stosunków miedzyludzkich ?!
0 20-tej zacieśniamy więzy międzyludzkie , a nie od razu z grubej rury stosunkujemy się 🙄
Oj, zbereźnik z Pana Lulka… stosunków mu się zachciewa 😯
Wiecie co przypomniałam sobie, że nie tak dawno czytałam artykuł, nie pomnę gdzie, na temat młodych dziewczyn z Polski, które po przyjeździe do Wielkiej Brytanii do pracy natychmiast tyją i to zatrważająco. Tłumaczą, że tam nadwaga to jest norma, na temat tuszy nikt nikomu nic nie mówi i im się wydaje, że to norma, a przykre przebudzenie następuje dopiero w czasie wizyty w kraju – przez porównanie z „normalnymi” koleżankami. To ja już bym wolała, żeby mi dokuczali!
a ja czytalam w polskiej prasie, ze te wszstkie kobiety polskie, zaangazowane zawodowo i z sukcesem to: „odkladaja malzenstwo i dzieci na pozniej i wszystkie pija na umor”, po przczytaniu czegos takiego zaczelam sie zastanawiac czy nie bylo to pisane na zlecenie jakiejs konserwatywnej frakcji, gdyz jakos nie widzialam w Warszawie aby moje pracujace zawodowo znajome cierpialy na te dolegliwosc.
http://www.youtube.com/watch?v=0tj9OUu7YHk
Tylko proszę na mnie nie krzyczeć
Chinkali jadłam kiedyś. Było przygotowywane na oczach biesiadników przez zaprzyjaźnionego Gruzina. Dostąpiłam nawet zaszczytu lepienia tych pierożków i wychodziły mi takie ładne, jak na zdjęciu, fałdki (dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć jak to się robiło). Smak tego dania był obłędny. Rzeczywiście dało się jeść tylko palcami. W środku maślano-bulionowy sos i nadzienie z mięsa.
Poczęstowano nas wtedy także innym smacznym specjałem. Nie pamiętam nazwy. Wyglądało to jak sznur orzechów, każdy był otoczony zielonkawą masą – podobno powstaje ona z zagęszczonego cukrem soku z winogron (jeśli mnie pamięć nie myli i dobrze zapamiętałam to te orzechy wielokrotnie się macza w tej miksturze, a potem nie wiem co dalej- suszy się czy co?).
Alicjo, sok z buraków! To jest świetna rzecz, nie wiedzieć czemu zapomniana. Na chore gardło wręcz genialny!
Cichal, znowu mnie sprowokowałeś, poszukałam i wiem, ile masz lat, o! Ale nie wyglądasz (na tym zdjęciu)!
Czas po kolacji a przed toastowaniem poswiecam samotnym rozmyslaniom i doszedlem do wniosku, ze wiele przewrotów i zawirowan spolecznych wynika z niedostatecznie wysokiej oceny klasy pracujacej. Dlatego dzisiaj wznosze toast nastepujacej tresci.
Pod co pijemy panie, panowie. Pod co pijemy.
Pan Lulek
Jak to za co, Panie Lulku? Toż to Polityka :
„Oby nam socjalizmu nie zadziobały kanarki” (chyba Majakowski? Przez wieeele lat podtytuł mojego ulubionego tygodnika)
Dziś wyjątkowo wcześnie życzę Wam (i sobie) dobrej a spokojnej nocy i cudownych, kolorowych snów. 😆
Panie Lulku, jutro wzniosę toast i „pod co pijemy”, i za zdrowie Arkadiusa , który ma jutro imieniny. 😀
Do jutra 😆
Jeśli mam w przyszłości nosic Arcadiusa na rękach w ramach jachtowej gościnności to ja pierwszy Jego zdrowie wypijam aby sie wkraśc!!! Zdrowia!
Krysha. Otworzyłem Twój link i nie dokończyłem oglądania, bo mi się wątroba przekręciła. Ja dobrze pamiętam jednych i drugich…
Natomiast co do wyglądu, to po pierwsze primo (Alicja copyright) dziękuję ślicznie, a po drugie primo zaraz wszcznę działania w kierunku godnego zestarzenia się!
A co to za pytanie? Jak to za co pijemy? Czy nie zapodałam wczoraj jaki jest dzisiaj Dzień 😉
A czy Jolinek już dojechał z tych auslandów i czy dobrze się miewa?
Jolinku odezwij się 🙄
Obawiam się cichalu, że na pierwsze primo, przy całym szacunku i sympatii dla Alicji, to ma pan Zagłoba 🙄
Nie chodzi o to pod co, chodzi o to, by skutecznie.
Baterie do czujnika p/pożarowego byłam zmienić u Franka, bo Lisa sobie przypomniała, że zapomniała, jakby Jerzor nie mógł tego zrobić za 2-3 godziny, pożar wybuchnie czy co?! 🙄
Ale… strzeżonego…i tak dalej, no to poleciałam, wymieniłam.
Sok z buraków… a kto ma buraki w domu, jak potrzeba?! Wypiłam lodowate piwo u Franka. Się nie śmiać. Bakteria rozwija sie doskonale w cieple i wilgoci. Należy ją zamrozić, o! Mam nadzieję, ze zamroziłam. Na razie gardła nie czuję.
A po Panu Zagłobie to ja powtarzam jak papuga. Bez bicia się przyznaję.
My tu gadu-gadu, a Szwedzi stygną… lecę do kuchni!
Alicjo,
trza było najpierw o nieśmianiu a potem o piwie 😡
przez Ciebie „zaplułam” sobie monitor, klawiaturę i okoliczne papierzyska zalegajace biurko 😈
takiej sodomii z gomorią to to biurko jeszcze nie widziało 😯
a to było niezłe białe wino, wstydź się 😳
Niewinnam ci ja lelija 🙄
Poza tym nie należy podjadać/popijać przy biurku z papierzyskami, komputerami i takimi tam, bo się potem parska. Nie potem, tylko po tym tam.
Idę nalać wina, bo Jerzor juz nakarmion. Temu to dobrze. Przychodzi – pod nos podstawiają. Kurier był, przyniósł kamienie dla Jerzora, a gdzie mój komputer nowy?! Malutki, wypasion, w sam raz do torebki (no dobra, torby!) damskiej?!
Jak kuchnia gruzińska, to muszą być płonące szaszłyki 😉
Wspominałam przy innej okazji, ale ja to mogę oglądać co roku 😉 Panienka na stole jest aktorką z Helwecji 😎
Moja klawiatura w stałym niebezpieczeństwie – przecież nie będę robiła obie bezustannych przerw na kawę; piję przy, tylko już bardzo uważam po kilku katastrofach. Dzisiejszy toast spełniłam bezalkoholowo, dopiero teraz naleję sobie jakichś procentów. Ania otwarła butelkę czerwonego wina (franc) ale mi zupełnie nie smakowało – kwaskowe i cierpkie, chyba nie odfermentowało jak trzeba, bo za młode nie było (2004) wsio ryba, niedobre i już
To byli czasy… i jakie filmy znakomite! Chłopaki takie jakby przedawnione kilka dekad, ale dziewczynie nic nie brakuje. Skojarzyła mi się z Marią Koterbską z powodu tego wywijania walorami 😉
Haneczko,
nie musisz mi nic obiecywać, zwłaszcza solennie, ale czym zalejesz, to będziesz potem pić 😎 Im lepszy koniak, tym szlachetniejszy efekt końcowy.
U mnie nadal zimno, ale śniegu tyle, co w Zakopanem 🙄 W telewizji pokazują, jak pada w Zurychu, a u nas tylko biało, żeby wstydu nie było przed turystami…
Alicjo,
Ty się miarkuj, bo te „lelije” to już chyba pod paragraf podapadają – szkody materialne i na psychice wyrządzone ➡
Idę spać, kolorowych snów 🙄
Już wiem co to był za orzechowy, gruziński smakołyk. Wyguglałam następujący opis na stronie http://www.kaukaz.pl/relacje/artykul.php?Artykul=3 :
„Kiedy pojawili się ostatni goście przyszedł czas na gwóźdź programu ? wspólne robienie czurczcheli, zwanej przez niektórych ?gruzińskim snickersem?. Z zakamarków kuchni wyłonił się wielki garnek z bulgoczącą masą a Pani Zina wręczyła gościom girlandy orzechów nawleczonych na mocne nitki. Na twarzach dało się zauważyć zdziwienie, ale i ekscytację. Każdy podchodził do kadzi i zarzucał swój ?orzechowy sznurek?. Należało go nieco pomoczyć i delikatnie podnosić do góry. Powstały słodkie sople orzechów, zatopionych w gęstym soku z winogron zamiast lukrowej polewy.”
Nemo, niby wiadomo – co włożysz, to wyjmiesz. Napoleon to był gwiazdkowo szemrany 🙁 A do muszenia mnie, to bardzo dużo trzeba:lol:
Nabyłam dziś ser owczy pecorino romano, który zmieszam z jakimś miękkim owczym serkiem i wypróbuję chaczapuri po japońsku bo ta technika przemawia do mnie bardziej, niż wycinanie i sklejanie placków, bo co z resztkami ciasta? 🙄 Robiłam już tak indyjskie placki z ziemniakami i kolendrą wg Manjuli i były znakomite. Tylko jeszcze muszę wykombinować, co one tam dają do tego ciasta. W każdym razie używają sody lub proszku do pieczenia i jogurtu. W przepisie Gospodarza brak środka spulchniającego.
A tu, jak robić tonkije lepioszki czyli chinkali. Proszę zwrócić uwagę na oryginalny wałek do ciasta 😉
Nemo – :D:
Poprawka 😀
Chinkali po japońsku wałkują butelką po winie 😉
Butelki pełniły u nas różne role w plenerze, w życiu namiotowym – duże, szklane po mleku służyły za młynek do kawy (kawa kiedyś była sprzedawana tylko w ziarnach), wszystkie wielkości butelek służyły właśnie jako wałki do ciasta (jak się między cały zastęp rozda 10 butelek po oranżadzie, „ogoniok” w arkuszach (mocny papier) i po kęsie ciasta, to za 10 minut jest makaron dla wszystkich, świeżutki albo placki z owocami przypiekane na blasze przy ognisku) duże butelki mogły służyć też jako maślnice przy ubijaniu masła w dobie niedoborów
We wszystkich dostępnych przepisach ciasto na chaczapuri zawiera środek spulchniający (sodę, proszek do pieczenia, drożdże) oraz maślankę lub jogurt. Ciasto jest zawijane „w kwiatuszek” tzn. rozwałkowane na placek, którego brzegi łapiemy zawijamy je do środka, co ok. 3 cm. Zagniatamy łączenie ciasta i delikatnie rozwałkowujemu placek.
Do nadzienia można użyć mocno posolonego bundzu. Może spróbuję zrobić z fetą?
Pyro,
no właśnie 😉 Najpierw wypić wino, a potem można brać się za gotowanie 😉 Nabrałam ochoty na te gruzińskie specjały.
Chyba się wyspałam 😀
Nemo, podejrzewam, że w przepisie Gospodarza, zamiast sody lub proszku, rolę spulchniacza spełniają te 2 jajka.
Zgago,
w przepisie Gospodarza ciasto jest z jednego jaja, mleka i mąki. Takie bardziej pierogowe. Nie sądzę, by po usmażeniu urosło, a na zdjęciu jest pulchne jak te wszystkie z sodą 🙄
Faktycznie, nie zauważyłam, że w przepisie nie ma mowy o powtórnym wałkowaniu, tych dwóch placuszków. Wtedy byłaby szansa, że obydwa jajka się wymieszają i spulchnią.
Ja chcę sobie jutro zrobić przepis na polędwicę wieprzową z sosem serowym. Ciekawa jestem jak mi wyjdzie.
A filmiki są super. 😀
Ja bym sobie nie robiła nadziei na spulchniające własności całych jajek, bez białek ubitych na sztywną pianę, bo naleśniki jakoś wychodzą płaskie 🙁
Zgago,
nasz Gospodarz nie jest nieomylny 😎
A tu są lemoniady
Kazbegi
Wiem, może Gospodarzowi, szef kuchni zapomniał powiedzieć o sodzie ?
Lemoniady baardzo kolorowe, czy są smaczne, nie miałam okazji spróbować, a Ty piłaś ?
Nie piłam, ale skoro Gospodarz zachwala, to poszukałam informacji 😉 Nie wiem, czy w mojej okolicy są w ogóle dostępne. Może gdzieś w Zurychu?
Spróbuję dospać, życzę Ci dobre nocy, Nemo 😀
Dobranoc, Zgago 🙂
Zara mnie … ale strzymam.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1445.jpg
To resztki.
Poszli spać… a z kim ja mam rozmawiać?! yyc wlazł w zarośla czy gdzie tam, Nowy zabiegany alboli co… 🙄
Jak mi tu ktoś zarzuci, że nierówne i co to w ogóle jest, to uprzedzam – pierogi ruskie. Ja jestem nieomylna. Artyści tak mają 😎
Artychy także zarówno.
„Zara mnie”… dotyczyło worda (tu przewracam oczami do W.Pressa…), ale tym razem nie samam sobie winna, tylko zderzyłam sie chyba z jakims wpisem wchodzącym do, w tym czasie co ja, innego powodu nie widzę.
Ty se Pani Piękna popatrz która godzina jest w Polszcze. Pewnie, że poszli spać.
Ja w pracy – właśnie minęło południe – na zewnątrz kole 30stu stopni, w mojej dziupli na szczęście chłodno. Za to noc była rekordowa, poniżej 30 nie spadło.
To tak dla wyrównania zimowych uroków u Ciebie i w Europie.
Idę na lunch. Jogurt w taką pogodę jak znalazł.
Echidna
Se patrzę,
Zwierzątko, i se gadam do się. Jerzor podżera znowu pierogi 🙄
Podziel się Celsjuszami 😉
A własciwie nie – niech zima będzie zimą, o!
http://www.youtube.com/watch?v=DNT7uZf7lew
🙂
Dokumentacja rekordowej temperatury nocą
http://www.abc.net.au/news/stories/2010/01/12/2790181.htm
Jak lubi, to co ma nie jeść. Myśmy wczoraj wykończyli wigilijne z kapustą i grzybami, za gorąco było na gotowanie. Zupę jagodową przygotowałam dzień wcześniej. Bo to na jagodach byliśmy w niedzielę. Zbierało się samemu.
E.
Krystyno,
dziękuję za dzisiejsze miłe słowa. Jesteśmy blogowymi rówieśnikami.
Co do daty wstąpienia do blogowej Bandy, masz rację, to było w marcu 2009. Sprawdziłem. Dla mnie to jedno doświadczenie więcej, którym mogę podzielić się ze wszystkimi – skleroza naprawdę nie boli. 🙂
Alina – też dziękuję!
Alicjo,
dopiero wpadłem do domu, dzisiaj długo w pracy, wyszedłem po ósmej – była awaria ogrzewania, mróz trzyma, zwłaszcza w nocy, trzeba było naprawić. Wezwałem mechanika, przyjechał, naprawił, ale to trwało długo.
Nowy –
Ty też nie śpisz? A może u Ciebie 21sza?
Tuptam zarabiać na „ta sznka”.
E.
Errata:
szynka
echidna,
też nie śpię, w domu zimno, jeść się chce, późno, chyba z tego wszystkiego napiję się wina.
Nie pracuj za dużo. Miłego dnia 🙂
Nowy –
Dzięki. Mily to on tak do końca być nie może, na dworze nadal bardzo ciepło. Ochłodzenie czyli cool change ma nastąpić circa-about-kole wieczora. A czeka mnie jeszcze dojazd do domu, Komunikacją miejską. Właśnie sprawdziłam, pociągi mają duże problemy z dotarciem do stacji na czas. Kilka odwołano, niestety. Pewnie dotrę do domu w charakterze mokrej szmatki.
E.
O, a mnie książka woła, jak zwykle polska – nie wywalać mi oczu, przywożę walizkę takich, i sobie dozuję powolutku.
jak śnieg to nie mogą dojechać i jak upał to nie mogą dojechać, ludzie , co z tymi pociągami?
mam jechać po owies, wczoraj wieczorem pług odśnieżył drogę a jeszcze nie dopadało i nie wiało przez noc. Tylko nie wiem czy wyjadę z hali. To znaczy między halą a przejazdem pługu (pługa?) jest jeszcze dobrych kilka metrów nawianego śniegu. Chyba nim spróbuję wyjechać powinnam tę zaspę zniwelować, ale bardzo mi się nie chce. Szczerze mówiąc, w ogóle mi się nie chce. Mogłabym poczekać do jutra, przyjedzie Wujek Leszek z sianem i w razie czego będzie ciągnik do pomocy. Ale drogi mogą być w gorszym stanie i może mróz większy? Jakoś trzeba spróbować, bo inaczej nie sprawdzę. Już wymyśliłam (myślenie nie jest moją najmocniejszą stroną), żeby spróbować wyjechać w kilkoma workami na pace, zawsze tył będzie dociążony, a jak się uda to wjechać na halę, rozładować i już pustym wyjechać.
… a jak juz wsiada do srodka lokomocji to…
http://www.youtube.com/watch?v=9La40WwO-lU
http://wyborcza.pl/duzy_kadr/1,97904,7441007,Bez_spodni.html
Przejrzałam wczoraj archiwum ale już się nie wpisałam.
Zgago kochana,
kiedy będziesz robić porządki wśród kwiatów odłóż proszę kilka cebulek amarylisów. Jestem chętna. Od poniedziałku do piątku jestem dostępna w centrum Katowic, w week-end też możemy podjechać i i zgarnąc „łupy”.
Proszę napisz na maila eryniag@interia.pl gdzie i kiedy jesteś osiągalna.
„Chaczapuri
500g młodego żółtego sera (najlepiej owczego),
pół szklanki słodkiego mleka (lub 1 szklanka zsiadłego)
2 jajka, 2 łyżki masła,
ok. pół kg mąki (w ilości potrzebnej na dość gęste ciasto),sól”
bardzo smeszno. mam 40 lat, od 27 umiem robyc chaczapuri, ale nygdi nie słyszałam, ze chaczapuri robi sie z owczego sera, i ze potrzebuje slodkiego mleka. kto to wymislil, ludzieeee?