Pułtusk w słońcu
Od dwóch tygodni znów jestem w miejscu, które kocham i uważam za swoją ojczyznę.
Wprawdzie od wielu pokoleń (dokładnie od 1809 roku) moja rodzina to warszawiacy, a i ja urodziłem się w stolicy, ale w Puszczy Białej pod Pułtuskiem siedzę już 40 lat i to właśnie te okolice powodują, że gdy wyjeżdżam gdzieś w świat, to tęsknię nie do Marszałkowskiej, ale do nadnarwiańskich łąk, do brzóz i modrzewi, które sam zasadziłem, a dziś ocieniają one mój dom i chronią przed wiatrem, do spotkań z sarnami i dzikami (a nawet starym brodatym łosiem), do porannego krzyku żurawi, a nawet do wrzasku sójek, które choć skrzekliwe, to są także moje, swojskie. Znam tu niemal wszystkich gospodarzy, a z niektórymi od lat się przyjaźnię. Jednym słowem – to jest miejsce, w którym pracuję, wypoczywam, prowadzę życie towarzyskie – żyję pełnią życia.Niecałe 10 kilometrów od mojego domu w górę Narwi leży jedno z najpiękniejszych miast Mazowsza – Pułtusk. O jego zabytkach i – przede wszystkim – długachnym rynku (fot. wyżej) – pisałem w ubiegłych latach.
Dziś chciałbym tylko powtórzyć, że obejrzany po kilku miesiącach zimowego rozstania Pułtusk nic nie stracił ze swego uroku. A w słońcu, które jakby na przywitanie zauroczonego urodą miasteczka przybysza wylazło zza chmur, jeszcze bardziej zyskał na uroku. Kanał wijący się wśród zieleni i wąskich uliczek, a także bazylika i liczne kościoły przywodzą na pamięć równie piękne (choć już nie moje) miasteczka Veneto czy Lombardii. Nowe domy mieszkalne wpasowały się w starą zabudowę i nie stanowią dysonansu, który tak często psuje harmonię urbanistyczną polskich miast i miasteczek.W ferworze remontów rozpoczętych w końcu ubiegłego roku nie zniszczono, poprawiając jezdnie, chodniki i krawężniki uliczek zabytkowego bruku położonego na Rynku przed paroma stuleciami. I choć wędruje się po nim dość niewygodnie (na kocie łby uważać muszą zwłaszcza panie chodzące szpilkach), to czuje się związek z minionymi wiekami i ludźmi tu żyjącymi. A to wielka frajda.
Widać też, jak moje ulubione miasto się rozwija. Przybyło co najmniej kilkanaście nowych pięknie zaprojektowanych domów, rozbudowano też istniejące od lat sklepy i zakłady. Najbardziej ucieszyła mnie rozbudowa wspaniałej piekarni, bez której chleba czy bułek nie wyobrażam sobie ani dnia. Piekarnia Białczaka jest najwyraźniej doceniana i przez innych mieszkańców okolicy, bo zauważyłem jej stoiska w kilku pobliskich miejscowościach, a także filię w Wyszkowie.
Doszły mnie też informacje, że o szczebelek wyżej na drabinie smaku wspięły się pułtuskie restauracje. I to te powszechnie odwiedzane przez młodzież studencką oraz turystów zwiedzających Pułtusk. Wszyscy moi znajomi mówią z zachwytem o „Żaczku” przy Rynku, który – podobno – karmi wprost wspaniale. Muszę więc zrobić turę po mieście i wędrówkę tę opisać.
Zdjęcia: Stanisław Ciok
Komentarze
dzień dobry …
mnie też się Pułtusk bardzo podoba … może z rodzinką sobie wyskoczymy na Dzień Matki i Dziecka … wtedy Piotrze Twoje podpowiedzi się przydadzą ….
Alicjo po spaniu się zamelduj …
fiołki kwitną i koleżanka robi cukier fiołkowy ….
a tu porada jak zrobić ….
http://smakuje.blox.pl/2015/04/Cukier-fiolkowy.html
a potem Pyra narzeka, że nikt nie pisze … i Piotr też czeka … co z Wami ludzie? ….
Gospodarzu – jak ja rozumiem te uczucia. Takie miejsce znalazłam 4 lata temu. I gdy muszę wyjechać, to już przed wyjazdem tęsknię. Ale ja mieszkam tu na stałe. Warszawę zostawiłam bez żalu.
Nie znam Mazowsza prawie wcale, prócz Warszawy. Teraz mi żal. Owszem – Modlin, Nowy Dwór, Dęblin, czyli „nasze” garnizony, ale to jedno – dwu dniowe pobyty. O, jeszcze Radom i Nowe Miasto n/Pilicą. Infrastruktura wokół lotnisk jest bliźniaczo podobna, więc niczego ciekawego nie widziałam. Teraz dla mnie za późno, ale wierzę , że Gospodarz mieszka w pięknej okolicy, czego dowodzą i jego zdjęcia i opowieści Zjazdowiczów i koleżanek – warszawianek.
Dzisiaj nareszcie cieplej.
Nie piszemy bo pracujemy w ogrodzie. Siedem dużych stalowych beczek wypełnionych po brzegi kompostem czeka na zasiew. Będą kabaczki, cukinie, dynie i truskawki. Szukałem pomysłu jak zrobić grządkę do sałaty a tu proszę:
http://img2.stylowi.pl//images/items/o/201309/stylowi_pl_ogrod_12202597.jpg
Trochę więcej zdjęć:
http://stylowi.pl/11942057
Gospodarzu, jaka sympatyczna, pełna serdeczności pochwała ulubionego miejsca. Miło mnie nastroił ten wpis, biorę się i ja za swój mini ogródek balkonowy. Będę siała zioła, ciekawe co z tego wyrośnie.
Misiu, bardzo pomysłowe rzeczy pod załączonymi przez Ciebie linkami. Widac, że i na małej powierzchni można zaszalec z uprawą ulubionej zieleniny 🙂
Jolinku, ten cukier fiołkowy zapewne pyszny, ale tak żal tych kwiatków… Co innego takie np. liście selera, traktuję je malakserem razem z grubą solą morską, podsuszam i bez żalu używam.
Kryssiade, no właśnie, zaszyłaś się tam na dobre i prawie Cię nie widac. Napisałabyś jak minęła (pierwsza chyba) zima i co z wiosną 🙂
Marek to będzie pięknie, zdrowo i swoje …. podobno teraz też robią grządki na dachu …
Barbaro masz rację Krysiade mało nam o okolicach opowiada … co sieje, jakie ma zwierzęta i jaka knajpa najlepsza jest … no i czy mąż łowi ryby …
Barbaro – Krysiade pisała – jest zakochana w swoim domu i ogrodzie i chociaż do sklepu ma 25 km to i tak zakupy robią szybciej, niż w Warszawie. No i jakość jedzenia jeszcze „swojska”, tego w miastach nie kupimy.
Pyro pisała ale mało dla nas … 😉
Pamiętam Pyro te zachwyty, zapewne to musi być cudne, zaczarowane miejsce, ale ciekawe czy np. do ogrodu zaglądają leśni goście, chętni np. na sałatę czy rzodkiewkę, no i co z tym sklepem jak spadnie wielki śnieg i trudno dojśc chociażby do furtki. Trudno to sobie, mieszczuchowi wyobrazić 🙂
Teraz mi się przypomniało, że przy pierwszym naszym ursynowskim spotkaniu (pod fiołkowym hasłem) Danuśka obdarowała nas słoiczkami z konfiturą z fiołków. Pyszna była, jakoś mi wtedy, łakomczuchowi, nie było żal tych kwiatków…
Wiem, że to ostatnie domostwo za wsią, pod lasem. I że (jak u mojego Brata) leśne samosiejki z wolna zarastają obszar. Żadne z nich nie ma zacięcia na fornala, no i siły nie te, więc rośnie co chce. Krysia serdecznie zapraszała w odwiedziny – ode mnie to koniec świata, ale od Was, to całkiem niedaleko.
słuchajcie kupiłam w Biedronce „Carpaccio wołowe dla dwojga” BeefMaster polecone przez córkę i też polecam .. do 2 porcji carpaccio są załączone 2 opakowania marynaty cytrynowej i 1 porcja sera parmezan … cena 7,99 zł … rewelacja …
Nie mam pod ręką Biedronki, a szkoda.
Pyro, a my mamy z Jolinkiem inwazję tych owadów, 6 sztuk w promieniu 2 km, ja jedną widzę z okna. Zdecydowanie wolałabym większą różnorodność 🙁
Kochani – jesteście ciekawi jak minęła nam pierwsza zima. To była jakaś bardzo jesienna zima. Żartuję, że natura przygotowywała nas łagodnie do być może ostrych zim. Nawet wyłączeń prądu było na szczęście mało.
Dobrze Pyro zapamiętałaś, że mieszkam na końcu wsi, w samosiejkowym lesie. I nie mam żadnego ogródka. Niczego nie sieję i nie sadzę. Te drobne polanki między samosiejkami nie nadają się pod żadne uprawy. Musiałabym rekultywować ziemię, a to zbyt duże koszty, a ja nie lubię pracy w ziemi. Zupełnie wystarcza mi uprawa kwiatków w doniczkach. Z Warszawy zabrałam dwa rododendrony którym groziła smierć /były posadzone w złym miejscu/, a tu wygląda, że odżyły. Mam nadzieję, że się przyjmą, bo przesadzałam stare rośliny.
Jeśli sądzicie, że się nudzę to się mylicie. Bardzo dużo czytam, robię na drutach i mam jeszcze internet, który potrafi zagospodarować dużo czasu. Mam nadzieję, że zaspokoiłam Waszą ciekawość. A, jak będą grzyby będę chodzila do lasu.
Małgosiu nie jest źle …. są 2 Lidle, 2 Tesca, 2 Auchny, PoloMarket (teraz z inną nazwą), Społem Lux i budują Kaufland no i Hala Wola w promieniu 4 km … sklepów u nas do wyboru …
Krysiude a knajpy w okolicy jakieś polecasz ….
Jolinku – najlepsza „knajpa” to jest w moim domu. A na serio, to całkiem blisko mam tę sławna knajpę w Białowieży na starym dworcu o której wybieramy się w przyszłym tygodniu. Dam sprawozdanie. A cała reszta, stwierdzam ze smutkiem, jest na poziomie GS. Tutaj czas się zatrzymał jakieś 25 lat temu. Chociaż ostatnio stwierdzam duże przyspieszenie.
Krysiade, dzięki za odzew. Miło słyszec, że jesteś tam szczęśliwa, to najważniejsze 🙂 W żadnym razie nie myślałam o nudzie w tak pięknym miejscu.
Krysiu, a jak tam piesek w tych przestrzeniach? Puszczasz go swobodnie?
Lubię te klimaty z okolic Kryside i to zatrzymanie czasu też. Ale nie musiałam korzystać z tamtejszej gastronomii, bo stołowałam się tam, gdzie mieszkałam. Ale Białowieżę i restaurację ” Carską” odwiedziłam.
Ma trochę fiołków w ogródku, ale szkoda byłoby mi je zrywać. Zaczęło się od małej kępki przywiezionej od siostry. Dość szybko rozrastają się przez rozłogi. Przesadzam je w cieniste miejsca, aby było ich więcej.
Może kiedyś przyjdzie czas i na fiołkowy cukier.
A co do pułtuskiego rynku wyłożonego brukiem – szkoda, że nie pomyślano o pasach z gładkich płyt dla wózków dziecięcych i inwalidzkich . Taki pomysł doskonale sprawdził się w Darłowie, gdzie główny miejski deptak także wyłożony jest brukiem, ale po bokach biegną gładkie wygodne pasy.
Krysiu, zanim pojedziesz do Białowieży zajrzyj na naszym blogu do wpisu „Obiad z carską rodziną” sprzed ośmiu lat. Będziesz wiedziała z czego wybierać menu i jak ta wspaniała restauracja wygląda. Na pewno nie będziesz żałowała wycieczki. Smacznego!
Tak to wygląda w Darłowie: https://www.google.pl/search?q=dar%C5%82owo+deptak&biw=1067&bih=521&tbm=isch&imgil=2A5AxsnxSG0YVM%253A%253BNypcf-7sO_y_RM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fwww.mapofpoland.pl%25252FDarlowo%25252Czdjecie%25252C5699%25252CDeptak.html&source=iu&pf=m&fir=2A5AxsnxSG0YVM%253A%252CNypcf-7sO_y_RM%252C_&usg=__h4q8RXQkJ1eo85pRo_G3t34BKv8%3D&ved=0CCkQyjc&ei=LDo2VcTlIMvnywPS4YDwBQ#imgrc=t4JT1Bq6DVvytM%253A%3BJ7izrSv-Abi_UM%3Bhttp%253A%252F%252Fcommondatastorage.googleapis.com%252Fstatic.panoramio.com%252Fphotos%252Foriginal%252F41873830.jpg%3Bhttps%253A%252F%252Fgeolocation.ws%252Fv%252FP%252F41873830%252Fdarowo-deptak%252Fen%3B2304%3B1728
Piotrze – bardzo dziękuję za podpowiedz. Skorzystam z pewnością.
Pyro – Guciuś zamienił się w prawdziwego wiejskiego kundla. Szczeka na wszystkie pojazdy jadące naszą ulicą, a szczególnie nie cierpi traktorów. Przynajmniej trzy razy dziennie wyprowadza nas na spacery i wówczas biega luzem. Bardzo to lubi.
Zapomniałam dodać, że całą zimę dokarmialiśmy ptaki. To wielka radość patrzeć jak zlatują się do jedzenia. Przychodziły różne rodzaje sikorek, nawet przesłodkie czubatki, dzięcioły i sójki. Było trochę tego towarzystwa.
Parodia wykwintnego jedzenia:
https://instagram.com/chefjacqueslamerde/
Misiu, najeść to się tym nie można, ale bywa zaskakująco smaczne 🙂
Misiu – ta piramida na truskawki „chodzi” za mną już rok. W programie TV oglądałam budowę takiego ogrodniczego udogodnienia. Konstrukcja prosta – w sam raz dla mnie.
Butelkę trzymam pod cytryną lecz zamiast dziurek ma odcięte dno. Działa wyśmienicie.
krystyna – zabytkowy bruk jest w centralnej części rynku. Naokoło rynku są chodniki (przy domach). Wic polega chyba na utrzymaniu zabytku jako takiego, bez ingerencji. Wygoda wygodą ale…
http://www.polskiekrajobrazy.pl/Galerie/71:Mazowsze/77850:Pultusk._Najdluzszy_rynek_w_Europie..html
Genialny kucharz z tego „chefa” 😆
Na pewno „zaskakująco smaczna” może się okazać
FRENCH FRY PUREE, WARM BREADED FISH SLAB, TARTAR SAUCE SPHERES AND COLESLAW ASH!!!! 😀
Zadzwoniła Młodsza z granicy – będzie w domu po północy. Wydawała się być w kiepskiej formie i w nie najlepszym humorze. Na moje ostrożne pytanie „jak było?” mruknęła, że nawet z najsłuszniejszych powodów nie da się już nigdy tułać po cmentarzach przez 5 dni.
Przez ostatnie dni Polską wstrząsa paroksyzm oburzenia na obraźliwe słowa szefa FBI na temat współwiny naszego narodu w eksterminacji narodu żydowskiego. Na ile wiarygodne jest to oburzenie w kraju, gdzie 70 lat po wojnie wyszukiwanie żydowskich przodków lub demaskowanie „prawdziwych” (żydowskich) tożsamości służy deprecjacji polityków i każdej niewygodnej osoby, a z braku prawdziwych nominuje się wirtualnych Żydów?
Jeśli symbole hitlerowskie czyli faszystowskie w najgorszej odmianie maluje się na ścianach, nosi i wypisuje na murach, to skąd to święte oburzenie?
Co ma myśleć przybysz z zagranicy, kiedy natrafi na taką grupę?
Wiem, oburzają się nie ci, którzy malują swastyki i szubienice, ale dlaczego reagujemy donośnie tylko wtedy, gdy ktoś z zagranicy pokaże nas palcem?
Bo fajnie jest, jak jest cicho i wszystko zamiecione pod dywan.
W Pułtusku przed wojną mieszkało 6400 Żydów, prawie połowa ludności…
nemo i po co to piszesz … co dziś u Ciebie na obiad? …
Po co to piszę?
Po to, by wyrazić również moje zdanie.
Nie oczekuję dyskusji.
A na obiad był super rosołek wołowy z jajkiem i świeżą zieleniną z ogrodu oraz sztukamięs z warzywami z rosołu, chrzanem i młodymi ziemniakami.
Na podwieczorek był apple crumble. Do jabłek dodałam mrożonych czarnych jagód.
Zjadamy zimowe zapasy, bo zaraz wyjazd na wakacje, a potem to już będzie za późno na te jabłka, selery, marchwie, pory, topinambur…
Na dworze ciepło i bardzo słonecznie, ale jak zwykle na wyjazd będzie zimno i deszczowo.
Pojedziemy tam, gdzie będą najlepsze prognozy 😉
Za chwilę wrócę do przesadzania pomidorów.
W tym roku tylko 244 (17 odmian).
Jolinku, to samo pytanie ciśnie mi się…
nemo rosołek wołowy z jajkiem … gotowanym na twardo czy inaczej? … a gdzie wakacje w tym roku? …
Chyba dobrze pamiętam, że Nemo zaciąga rosół surowym jajkiem. U mnie obiad bardzo podobny, bo też rosół, ale bez jajka i mięso z rosołu. Na deser dla męża jego ulubiony kisiel, tym razem truskawkowy z dodatkiem mrożonych truskawek.
W ogródku trochę posprzątałam i poprzesadzałam, a wieczorem idę jeszcze na jogę. Po całym dniu już nie bardzo mi się chce, ale niechęć to za słaba wymówka.
Nie wiem jak Nemo dodaje jajko do rosołu. Ja roztrzepane jajko wlewam jak lane kluski. Bardzo to smaczne i eleganckie.
Mój ulubiony bulion w filiżance jest albo z żółtkiem (podawanym w kieliszku) albo z tukiem z kości długiej, od razu wrzuconym do bulionówki. Najlepszy swego czasu podawano we wrocławskim KDM-ie. Potem sama naśladowałam, o ile udało mi się kupić wielką gicz wołową. To żółtko wrzucone w bardzo gorący bulion i energicznie rozbełtane, ginie prawie bez śladu, ale płyn zyskuje na smaku.
Cichalu – Pozwolę sobie zauważyć, że to Ty zapoczątkowałeś temat do którego Nemo jedynie powróciła, a ja ani przez moment nie zastanawiałem się dlaczego. Nie uważam rozmowy na ten temat za nic niestosownego, chyba że jednym z nas wolno poruszać kwestie niczym z obiadami nie związane, a innym nie.
Nemo – Miś wspomniał „ryk prawdziwych patriotów”, Ty „paroksyzm oburzenia”, a ja zwracam się do Ciebie z pytaniem czy mógłbym odnieść się do Twej wypowiedzi, bez obawy o zaliczenie mnie do fanatycznej grupy Sprzątających Pod Dywan.
Proszę zauważyć, że ani razu nie użyłem słowa „pacan”, „idiota” czy „topinambur”.
Krótsza, ale bardzo niegrzeczna wersja mojego komentarza pozostanie moją słodką tajemnicą. To, że tak się stało, to prawdziwy cud.
Dokładnie tak jak pamięta Krystyna i jak robi Krysiade.
Całe jajko daje ładne „obłoczki” 😉
Wróciłam z ogrodu, gdzie posiałam wężymord i posadziłam nowe pory oraz włoską kapustę. Jest pięknie. Kwitną czereśnie, grusze, śliwy, tulipany i… moja kapusta pekińska, która jesienią nie zdążyła zrobić główek, a teraz wystrzeliła i kwitnie jak rzepak 😉
Kwiaty porzeczek zapylają trzmiele pracowite, że aż huczy 😉
W drodze do ogrodu miałam małą przygodę.
Jak zwykle skręciłam jadąc z górki w pierwszą uliczkę w prawo, nie pokazując ręką, że skręcam, bo hamowałam obydwoma hamulcami. Nagle po lewej ode mnie zauważyłam drugi rower, a na nim kobietę w słusznym wieku i słusznej postury, na ciężkim rowerze elektrycznym.
Uśmiechnęłam się więc do niej życzliwie, a ona, czerwona na twarzy krzyknęła podniesionym głosem:
– Kierunek ręką wskazać, dobra kobieto!
I popędziła dalej, a ja za nią. Na następnym skrzyżowaniu skręciła w LEWO, bez wyciągnięcia ręki!
Zdążyłam tylko krzyknąć: Ręka! Dobra kobieto! 😀
A ona popędziła dalej, lekceważąc znak stopu na następnym skrzyżowaniu z ruchliwą ulicą i pojechała uliczką w dół, w stronę rzeki. Ja skręciłam na „stopie” w prawo 😉
Placku,
a proszę bardzo 😉
Muszę zrobić kolację – spaghetti al pomodoro i sałatę.
Placku! Jestem oburzony. Sądzę, że zaraz usłyszymy ryk prawdziwych patriotów! Nie zważając na kobiety, starców i może nawet i dzieci – użyłeś słowa Dywan! I to przez duże D!
Bulba.
Cichalu – Ty zawsze jesteś oburzony, ale dzięki temu wyglądasz 25.5 lat młodziej ode mnie. Powiedz lepiej co zrobiłeś z chińskimi gruszkami. Podałem Ci wspaniały przepis który pewnie w pieprzu tureckim zaginął. Od tego czasu brak wiadomości o tych egzotycznych owocach spędza mi sen z oczu.
Nemo – Dziękuję 🙂
Ja też udzieliłam, nie wypominając, rady w sprawie nashi. Przeszła bez echa, ale to tutaj normalne 😉
Placku,
Twój przepis był tak apetyczny, że aż się w sklepie za tymi gruszkami rozejrzałam. Nie było 🙁
Krysiade, też ląduję w Białowieży już w sobotę. Na pewno będzie ” Carska”, ale polecam Stoczek
Dzięki Irku – czuję się jak ten osiołek, trudny wybór. Trzeba będzie zrobić dwie wycieczki.
Rzeczywiście brak ogłady na blogu jest zastraszający. Sorry, taki klimat 🙂 Nemo, dziękowałem za porady en bloc. Placku, upiekłem zgodnie z przepisem, ale na surowo wydaje mi się lepszy. Lubię jak mi chrupie. Ta ułomność dopada mnie przy orzeszkach, czipsach itd. Nieszczęście…
Niewidomy wokalista wrocławski (nazwisko zapomniałam, Młodsza mi przypomni, jak wróci) śpiewał:
…Straciłem dobre maniery,
chce mi się wyć, do cholery!
Chce mi się wyć,
chce mi się żyć!”
Bardzo lubiłam tę piosenkę. On chyba nagrał tylko to.
To jako delikatne podtrzymanie dialogu społecznego na Blogu. Mamy w rodzinie, w którą weszła Ryba swego rodzaju sensację medyczną. Sprawa jest nader bulwersująca, albo pouczająca i z pewnością ją opiszę, tylko przetrawię, żeby nikogo nie skrzywdzić, sprawiedliwość ludziom oddać i nad poslkim charakterem narodowym pomyśleć po raz kolejny. Myślę, że do rana będę gotowa.
Uwaga – niesprawiedliwe generalizowanie na temat mężczyzn, z Cichalem jako tzw. dowód rzeczowy.
Najpierw marudzi, że gruszki są za twarde, a teraz lubi jak mu chrupie. Typowy mężczyzna, typowy Polak, typowy Amerykanin, typowy ssak.
Krótko mówiąc, Cichal podziękuje Nemo, a dyrektor FBI przeprosi prezydenta Komorowskiego gdy piekło zamarznie 🙂
Piekło zamarzło! Dziękuję Nemo (indywidualnie) za info gruszkowe 🙂
Kto marudzi, kto marudzi! Gruszki (japońskie, chińskie, czy koreańskie – niepotrzebne skreślić) były twarde, jak nie gruszki. Dopiero po wbiciu zębów w miąższ w te witaminy przebogaty, okazało się, że CHRUPIE! Crispy! To lubię, rzekłem, to lubię.
Nasz Poseł jak spotka dyrektora Biura to da mu po pysku. Napisał na FB. Zuch maładziec. Zaraz mi zarzucicie, że ani zuch , ani maładziec. Jednak trzeba mieć odwagę żeby napisać coś takiego. A może rozum i szabla nie idą w parze?
http://www.dywizjaxw.pl/images/stories/dowodztwo/a_czartoryski.jpg
A ja z Osiecką się zgadzam
https://youtu.be/-BtaCUG3LyQ
Cichalu,
naprawdę przeczytałeś radę, za którą mi dziękujesz?
To było tydzień temu 😉
Kwietniowy weekend w mojej okolicy od tego miejsca
Nemo – haczysz mi się po pierwszym landszafcie. Uparcie twierdzę, że powinnaś dopłacać do krajobrazu. Nie ma sprtawiedliwości na świecie.
I znowu Nemo uprawia na blogu kapitalistyczną propagandę. Proszę nie wierzyć w to co widzicie na jej zdjęciach. Kłamstwo i jeszcze raz kłamstwo . To nie może być. Ja nigdy nie uwierzę, że świat tak wygląda. To na pewno jest fotomontaż. Widział ktoś tak wyglądającą wodę w Narwi?
Pyro,
co rozumiesz przez „haczysz się”?
A do krajobrazu dopłacam, jak najbardziej 😀
Wiesz, ile się trzeba nachodzić, żeby ten krajobraz należycie docenić? 😉
Przepraszam za niedokładną informację. To była tylko niedziela, a nie cały weekend. W sobotę padał deszcz.
Misiu, 😀
Gdzieś w moich zbiorach niecyfrowych mam taką wodę w Narwi, a nawet i Biebrzy, wiosną, w słoneczną pogodę 😉
Haczysz się, tzn wyświetla mi się pierwsze zdjęcie, a potem czarne ekrany i napisy „łączenie”
Mnie się na szczęście nic nie „haczy”, obejrzałam i wiosnę i słuszny kawałek zimy. Piękny spacer, no może poza tym spotkaniem z wężem. Kot za to urodziwy niesłychanie 🙂
O, to nie wiem, z jakiego powodu 🙁 Te zdjęcia nie są „objętościowo” duże.
Może cały album Ci się lepiej otworzy?
nemo artystka z Ciebie .. Marek jako fotograf zazdrości … kot ślicznościowy … 🙂
a u Żaby biesiada blogowa … 🙂
Tak, teraz obejrzałam i kota i węża (?) i ptaki. Wiem, że się trzeba nadreptać, a ja mogę powydziwiać bez wysiłku, ale Misio ma rację – nie ma takiej wody, takiego nieba, nie może być; Nemo – nie wstyd Ci? Nie ma, a jest. Cholera, niesprawiedliwe…
Barbaro,
taki mamy klimat 😀
Dostałam pocztę od gugla – przerobił sobie moje zdjęcie 😯
Latem ubiegłego roku sprawił, że na zdjęciu z Aiguille du Midi padał śnieg, a potem to znikło 🙄
Niesamowite, co sobie te programy kombinują 🙄
Klimat wyrazisty – jak zima – to najprawdziwsza, wiosna takoż 🙂
Jolinku,
Marek po prostu jest dżentelmenem 🙂
Barbaro,
a wszystko w ciągu paru kwietniowych dni, albo i tego samego dnia (zima i wiosna) i w promieniu niewielu kilometrów. Różnica wysokości też tylko kilometr 😎
Gdy jeżdziłem po Polsce jeszcze jako uczeń, obozami wędrownymi, tłumaczyłem to sobie tak, że my z tego zasmrodzonego Śląska jesteśmy z tamtąd, gdzie godziwie płacą za robotę i jest jej tam zanadto, a ci inni mają ładnie, za to jednak biedują i nie wiadomo właściwie, czym się zajmują. I tak jest świat urządzony i na tym polega wyrównanie.W tym układzie ludzie od nas, z G.Śląska wybierali w czasach PRL-owskiego awansu społecznego właściwie wyłącznie kariery techniczne, inżynieryjne, zob. Czesław Ratka ,POLITYKA 14, który tłumaczy renesansowe teksty hiszpańskie,wybrał studia inżynieryjne , bo tylko tak, jak mu się wydawało, mógłby utrzymać rodzinę. My nie widzieliśmy innych możliwości egzystencji poza dymiącymi kominami.
Płacić od krajobrazu – kto wie?
Pomyśleć trzeba tylko, jak tam wśród tych pięknych gór żyło się parędziesiąt lat wcześniej.
Tak mnie to zastanawiało, spoglądałam na daty i aż trudno uwierzyć, że tak diametralne zmiany…
Jaki ladny wpis, Gospodarzu. Trzeba miec takie miejsca, Tak jest.
Młodsza opowiadała mi o wyjeździe. Była poruszona i wzruszona. Dla Blogu zrobi sprawozdanie za kilka dni, bo jutro o 8.00 ma lekcje, a potem zamieszanie z abiturientami.