Pułtusk w słońcu

Od dwóch tygodni znów jestem w miejscu, które kocham i uważam za swoją ojczyznę.

Wprawdzie od wielu pokoleń (dokładnie od 1809 roku) moja rodzina to warszawiacy, a i ja urodziłem się w stolicy, ale w Puszczy Białej pod Pułtuskiem siedzę już 40 lat i to właśnie te okolice powodują, że gdy wyjeżdżam gdzieś w świat, to tęsknię nie do Marszałkowskiej, ale do nadnarwiańskich łąk, do brzóz i modrzewi, które sam zasadziłem, a dziś ocieniają one mój dom i chronią przed wiatrem, do spotkań z sarnami i dzikami (a nawet starym brodatym łosiem), do porannego krzyku żurawi, a nawet do wrzasku sójek, które choć skrzekliwe, to są także moje, swojskie. Znam tu niemal wszystkich gospodarzy, a z niektórymi od lat się przyjaźnię. Jednym słowem – to jest miejsce, w którym pracuję, wypoczywam, prowadzę życie towarzyskie – żyję pełnią życia.Pultusk_fot Stanislaw Ciok 1Niecałe 10 kilometrów od mojego domu w górę Narwi leży jedno z najpiękniejszych miast Mazowsza – Pułtusk. O jego zabytkach i – przede wszystkim – długachnym rynku (fot. wyżej) – pisałem w ubiegłych latach.

Dziś chciałbym tylko powtórzyć, że obejrzany po kilku miesiącach zimowego rozstania Pułtusk nic nie stracił ze swego uroku. A w słońcu, które jakby na przywitanie zauroczonego urodą miasteczka przybysza wylazło zza chmur, jeszcze bardziej zyskał na uroku. Kanał wijący się wśród zieleni i wąskich uliczek, a także bazylika i liczne kościoły przywodzą na pamięć równie piękne (choć już nie moje) miasteczka Veneto czy Lombardii. Nowe domy mieszkalne wpasowały się w starą zabudowę i nie stanowią dysonansu, który tak często psuje harmonię urbanistyczną polskich miast i miasteczek.Pultusk_fot Stanislaw Ciok 2W ferworze remontów rozpoczętych w końcu ubiegłego roku nie zniszczono, poprawiając jezdnie, chodniki i krawężniki uliczek zabytkowego bruku położonego na Rynku przed paroma stuleciami. I choć wędruje się po nim dość niewygodnie (na kocie łby uważać muszą zwłaszcza panie chodzące szpilkach), to czuje się związek z minionymi wiekami i ludźmi tu żyjącymi. A to wielka frajda.

Widać też, jak moje ulubione miasto się rozwija. Przybyło co najmniej kilkanaście nowych pięknie zaprojektowanych domów, rozbudowano też istniejące od lat sklepy i zakłady. Najbardziej ucieszyła mnie rozbudowa wspaniałej piekarni, bez której chleba czy bułek nie wyobrażam sobie ani dnia. Piekarnia Białczaka jest najwyraźniej doceniana i przez innych mieszkańców okolicy, bo zauważyłem jej stoiska w kilku pobliskich miejscowościach, a także filię w Wyszkowie.

Doszły mnie też informacje, że o szczebelek wyżej na drabinie smaku wspięły się pułtuskie restauracje. I to te powszechnie odwiedzane przez młodzież studencką oraz turystów zwiedzających Pułtusk. Wszyscy moi znajomi mówią z zachwytem o „Żaczku” przy Rynku, który – podobno – karmi wprost wspaniale. Muszę więc zrobić turę po mieście i wędrówkę tę opisać.

Zdjęcia: Stanisław Ciok