Czy pączkiem można podbić oko?
Według Jędrzeja Kitowicza cytowanego niżej – można. Tyle tylko, że musi to być pączek wiejski, ciężki, tłusty i twardy. Pączki smażone w cukierniach miejskich bywały lekkie i sprężyste. A wojna pączkowa i faworkowa miedzy miastem a wsią osiąga apogeum w Tłusty Czwartek.
Ostatni czwartek karnawału – pisze Barbara Ogrodowska w swej obszernej książce „Święta polskie. Tradycja i obyczaj” – tłusty, zapuśny, combrowy czwartek upływał przede wszystkim na jedzeniu i piciu. Powiadano, że w dniu tym tyle razy należy popróbować boczku i słoniny, ile razy kot ogonem ruszy, a więc wielokrotnie. Objadanie się w tym właśnie dniu, stało się tradycją. We wszystkich domach gotowano dużo obficie kraszonego jadła, kaszy i kapusty ze skwarkami i sperką, wyciągano połcie słoniny z komory, a bogatsi stawiali na stół mięso i kiełbasę.
W Tłusty Czwartek nie mogło nigdzie zabraknąć smażonych na tłuszczu słodkich racuchów, blinów, „pampuchów” oraz ciast lepszych i delikatniejszych, pączków i chrustów. Te ostatnie znane były najpierw w miastach.
Fot. P. Adamczewski
Już w XVII i XVIII wieku chlubili się umiejętnością wyrobu doskonałych pączków i chrustów, zwanych faworkami (fot. wyżej) cukiernicy, zwłaszcza warszawscy. Przysmaki te dość szybko przyjęły się i w bogatszych domach wiejskich.
Dotychczas nie wiadomo dokładnie, skąd ciasta te przywędrowały do Polski. Czasami mówi się, że jest to przysmak wschodni, czasem, że pochodzą z Wiednia. Jakby nie było, zaadoptowały się trwale w kuchni polskiej. Według ks. Jędrzeja Kitowicza, który opisując zwyczaje i obyczaje polskie za czasów saskich, także i słynnym pączkom polskim poświęcił sporo uwagi – wykwintny pączek, godny najlepszego stołu, podawany w karnawale, i „obowiązkowo” w Tłusty Czwartek był …tak pulchny, tak lekki że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska.
Pączki jadane na wsi, rzecz prosta, nie miały tej nadzwyczajnej lekkości; przeciwnie, były solidne, wielkie, dobrze wypełnione marmoladą lub powidłami i dość twarde, tak iż można było specjałem tym – co również stwierdza Kitowicz – nabić niezłego guza i podsinić oko. Jadano je mimo to chętnie i w dużych ilościach, były przede wszystkim wielkim przysmakiem dzieci.
Dotychczas są pączki polskim przysmakiem karnawałowym. Dotychczas są to łakocie, którymi w miastach i na wsi zajadamy się w Tłusty Czwartek. W domu przyrządza się je rzadko i robią to najczęściej dobre, wiejskie gospodynie. Natomiast w cukierniach w całej Polsce na ten właśnie dzień smaży się miliony pączków (bo aż tyle ich co roku zjadamy), zaś przed cukierniami i zwłaszcza przed renomowanymi ustawiają się długie kolejki kupujących, bo w Tłusty Czwartek nie może zabraknąć pączków na żadnym stole.
A ja radzę spróbować swoich sił i usmażyć pączki we własnej kuchni. Kto woli, rzecz jasna, może ograniczyć się do faworków.
Komentarze
dzień dobry …
te pączki w domu to trudna robota i drogo wychodzi … jeszcze nie mam w domu paczków ale sklep blisko ….
Pączkiem można podbić oko, jeżeli trzydniowy, można zrujnować wątrobę jeśli zjada się w ilościach konkursowych i można wywołać niesnaski w rodzinie (Kto zjadł te dwa pączki, które sobie odłożyłem?). Nie mam pączków, jakiegoś sobie kupię. Młodsza do wieczora w pracy, zresztą i tak nie zje. Pojutrze usmażę faworki wg przepisu babci Anny i na tym się zakończenie karnawału zakończy. W poniedziałek kupię kilka filetów śledziowych, które włożę w olej z cytryną i tak doczekam solowo Wielkiego Postu. Młodsza śledzi też nie jada. Ilość potraw, które są na jej indywidualnym indeksie woła o pomstę do nieba.
Kupie sobie jednego tutejszego paczka. Smakowo maja niewiele wspolnego z polskimi, ale jak tradycja to tradycja. Cos ostatnie wpisy Gospodarza sa bardzo kaloryczne : torty, pyzy, paczki a lato za progiem i trzeba myslec jak sie wcisnac w stroj kapielowy. W kobiecej prasie juz sa tytuly ” jak stracic 4, 5 kg przed latem.
Pączki z Kercelaka 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/95053/ea2f60dbe329939c24ef8b945048a7ce/
A po pączkach 😉 http://repozytorium.fn.org.pl/?q=pl%2Fnode%2F7182
Ciekawostka: http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_2529.jpg.php
Byłam, kupiłam 2, jednego zjadłam i to dosyć niechętnie. A wszystko dlatego, że cały pawilonik piekarniczo – cukierniczy pełen był słodko – mdlącego zapachu. Obiektywnie rzecz biorąc pączek był b.dobry, ale mi wszystko tym skoncentrowanym, pączkowym aromatem wonieje.
Pies nakarmiony, zupa kartoflanka z modyfikacjami od wczoraj nadal jest zupą obiadową i teraz już nie ma rady, trzeba zabrać się do roboty. A co to za robota wie tylko ten, kto cedził, klarował i mieszał 10 litrów”kompotu z aronii z dodatkami”. Na dodatek nie mam zamiaru nakapać gdziekolwiek silnie barwiącą cieczą, a potem sprzątać to kilka godzin. Trzymajcie kciuki.
a ja poszłam na całóść … kupiłam 6 pączków z cukrem pudrem bo takie lubię .. część będzie na jutro … 😉 … zacznę dietę od poniedziałku bo zawsze po zimie mam nadbagaż jak prawie każdy …
a obiad lekki … brokuły i kalafior gotowane ze smażoną na szybko marynowaną w ziołach piersią kurczaka z pieczarkami … na deser świeży ananas …
Nie znalazlam paczkow. Trudno !
A jednak mam pączki, specjalnie przywiezione dla mnie, mimo że nie prosiłam. Są jednak dobre serca. Dziecko, które rano przypomniało, że dziś jest dzień pączka, potem odmówiło jego zjedzenia, bo nie lubi. A są bardzo dobre. A wiele cukierni w Gdyni jest otwartych od godziny 6.00. Znajomy, który chciał kupić pączki po 7.00, wszedł do cukierni i od razu zawrócił, sadząc, że nie ma już paczków, bo nie było i klientów. Okazało się jednak, że pączki są . Kolejki były dopiero później.
Nie za dużo ale trochę sprzątania jest. Jak dotąd zmyłam sita i naczynie; płyn stoi w dużym wiadrze i nabiera mocy urzędowej. Za 4-5 godzin przemieszam jeszcze raz i będę rozlewała do butelek. Znowu będzie okazja, żeby kropla spadła. Jednym słowem dzień spędzę ze szmatą albo mopem.
Kupiłam 4 u Bliklego. Kolejka była nieduża, ale nic dziwnego to chyba najdroższe pączki na rynku, jeden 3,20 zł.
W dzisiejszej Gazecie Stołecznej podają ceny najlepszych (zdaniem jury Gazety) pączków w Warszawie. Najdroższe są w Słodkim Słonym czyli u Magdy Gessler – 8 zł i na Tamce – 3,50 zł. A Blikle w tym rankingu zajął 9 miejsce przy cenie podanej przez Małgosię. Zwyciężyły pączki z Górczewskiej po 2,20 zł.
Koszt naszych domowych pączków nie przekroczył 50 groszy, mimo, że było ich tylko 40 sztuk.
Kupiłem sobie dwa i zjadłem do herbaty. Zjadłem bez ceregieli, bo najpierw, miałem jeden zachować dla LP. Nie mogłen się jednak powstrzymać, bo pierwszego zjadłem „nie zauważywszy” nawet.
Nie będę się chwalił, że były!
Pepe. łakomczuchu, żona będzie poszkodowana? W Pyrlandii pączki oscylują (ich cena) od 1,80 do 2,80. Zależy od cukierni i od nadzienia. Osobiście preferuję te z powidłem śliwkowym, a są jeszcze z różą, budyniem, ajerkoniakiem i z bitą śmietaną. Wydaje mi się to okropnym dziwactwem, żeby smażyć pączek, potem go przekrawać i nadziewać masą budyniową albo śmietaną. Znajdują jednak licznych amatorów. De gustibus…
A tutaj pączków niet! Są donaty, smutne popłuczyny po „prawdziwych pączkach”
Jechałem kiedyś na płd. Florydzie z Englewood do Venice (Wenecja) Po drodze przemknął mi niewielki napis „Paczki”. W drodze wstąpiłem, żeby spytać jakie są ceny wysyłania paczek. Okazało się, że to chodziło o pączki, oczywiście te ichnie. Sprzedawczyni niestety nie wiedziała dlaczego miejscowi nazywają je pączkami.
Dzień dobry w moje południe.
Pączki dwa są zamówione w Baltic Deli. Więcej niż jednego nie zjem, bo nasi pączki robią wielkie. Poza tym są „paczki” w jednej z wielkich sieci, robione przemysłowo, nie są to opisane przez cichala doughnuts, ale pączkopodobne, całe i nadziewane czymś tam, pakowane w pudełka po 6 sztuk, o ile pamiętam. Daleko im do NASZYCH pączków, ale dają się zjeść, pojawiają się w sklepie dzisiaj. Ktoś podchwycił ten zwyczaj prawdopodobnie w większym skupisku Polaków, jak Toronto – i produkuje 🙂
Przyjemnego dnia i wieczoru.
O dziwo – Młodsza jednak zjadła tego drugiego pączka. Trochę narzekała, że nie kupiłam z różą, ale i tak bardzo jej smakował. I może rzeczywiście za rok (jeżeli dożyję) usmażę pączki domowe; a może i nie, bo dla dwóch osób to trzeba by z 1/4 przepisu. Kiedyś smażyłam z Teściową od 48 do 65 sztuk i były zjadane wszystkie jednego dnia. Były zawsze z powidłami i posypywane kryształem. Bardzo dobre pączki. Teraz kupiłam dwa i wcale nie było za mało.
Dostałem pączki z Koła Gospodyń Wiejskich spod Radzynia. Jeszcze takich dobrych nie jadłem. Z nadzieniem morelowym, pulchne. Pychota 🙂
Czy wiecie, że dawne gospodynie jako frytury – czyli tłuszczu do głębokiego smażenia (m.in pączków) używały tylko topionego sadła, nie smalcu? Powody były dwa: po pierwsze tłuszcz z sadła można rozgrzać do wysokiej temperatury i nie będzie się przypalał, po drugie sadło nie ma kuchennego zapachu (w odróżnieniu od smalcu i olejów). Już lata świetlne nie widziałam sadła w sprzedaży, a chciałam nauczyć córki jak się pozyskuje tłuszcz do frytury – zawsze w wodzie początkowo.
Kupiliśmy pączki w tutejszej sieci archelan /na mojej wsi nie ma cukierni/ były pulchne niespodziewanie smaczne, posypane cukrem-pudrem. Kosztowały po 1,19 zł.
krysiade.
Bardzo rozsadna cena.
My w niemieckim ,,Realu,, za 12stk.zaplacilismy 3,99?.
cena w euro
nie wiem dlaczego jest znak pytający.
mnie moje pączki bardzo smakowały bo były lekkie i prawie bez tłuszczu … kupiłam 2 a po zjedzeniu dokupiłam jeszcze 4 …. po 0,45 zł … te prawdziwe pączki są dla mnie zbyt syte …
Dobry wieczór 🙂
1,50 i takie sobie, ale po pączkach Babci już wszystkie są takie sobie…
Pączki w Baltic Deli kosztują 1.30$ za sztukę (DUŻY pączek, zaznaczam!), a kilogram chrustu 3.20$.
Całkiem przystępna cena. Do wyboru były dzisiaj wreszcie z konfiturą z róży i z powidłami śliwkowymi, lekko lukrowane. Mieliśmy z konfiturą z róży, daaaaaaaawno nie jadłam! Wstyd powiedzieć, pączki poszły na pierwsze danie 😯
No to jeszcze trochę informacji historycznych o pączkach i relacja z ich produkcji : http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Pierwsze-polskie-paczki-powstaly-u-nas-n87644.html
Skończyłam swoją robotę. Jutro tylko etykietki i powynosić. Pączki kupuję, chrustu nie. Kupiłam kiedyś dwa razy i już nie chcę. Wolę raz w roku zrobić w domu.
Skończyłam robotę – ale tylko na dzisiaj.
Chrustu nie jadłam sto lat, a Jerzor nie kupił, ja w takie mrozy nie wychodzę z domu, poza tym nawet nie wiedziałam, że panienki mają też chrust. U nas w domu był posypywany kryształowym, grubym cukrem. Panienki już nie mają herbaty z czarnej porzeczki, za to mają pyszny dżemik z żurawiny z dodatkiem portwainu. Niskosłodzony.
Nie gaszę jeszcze.