Zgadnij co gotujemy? (13 B)
Po raz trzynasty po wakacyjnej przerwie bawimy się w zgadywanki. Dziś nagroda będzie książka już tu omawiana czyli „Geografia szczęścia” Erica Weinera. Warto ją mieć, bo ciekawa i poprawia humor czytającego. Oto dzisiejsze pytania:
1 – Które (dwa) kraje pretendują do miana ojczyzny herbaty?
2 – Pierwsza europejska giełda zajmująca się handlem kawą mieściła się w…?
3 – Pyszny ptak czyli indyk pochodzi z…?
Eee, takie łatwe! No to szybko proszę ruszać do komputerów i wysyłać odpowiedzi na adres internet@polityka.pl Książka, ja czekam i listonosz czeka. A potem będzie czekać zwycięzca.
Komentarze
witam, witam i o zdrowie pytam – za Elizą Orzeszkową, Nad Niemnem
Pozdrawiam z rana .
Stary koń napasiony , może zabrać się do roboty.
Za ubiegłotygodniowy konkurs dostałem piękną nagrodę a nawet dwie. Dwa w jednym. Dla oka i dla ucha.
Dziś nie biorę udziału. Nie wypada.
Idę wcinać.
Nemo, wcale nie będę Cię pocieszać. Nasz pierwszy kot nie żyje od prawie dwudziestu lat, a ciągle jest obecny i wspominany. I tak mi żal, że odszedł.
Myszatych snów, Maurycy. Piękne miałeś życie, najlepsze.
Chyba też nie wypada po kilkudniowych wagarach, ale pytania ciekawe, bo jedno dość kontrowersyjne (herbata). Inna będzie odpowiedź, jeżeli za keryterium przyjmie się rozpowszechnienie herbaty w danym kraju, a inne. jeżeli to, że z ojczyzny herbata pochodzi i najwcześniej tam ją pito.
Również pytanie o kawę nie jest takie proste, bo kawa w obrocie giełdowym pojawiła się bardzo późno, a pierwsz już nie giełda a poważniejsza hurtownia pojawiła się w Europie bardzo późno, a pierwszy funkcję giełdy pełnił Edward Lloyd, ubezpieczyciel morski, który oferował kawę nadpływającą statkami, które ubezpieczał. Zaczął tę działalność w 1688 roku i wtedy jeszcze żadnej giełdy kawowej nie było. Ale Lloyd, choć pełnił tę funkcję, giełdą w żadnym przypadku nie był.
Pisałem, że nie wypada, ale się nie przemogłem i wysłałem. Ale dałem pół godziny czasu konkurentom, więc i tak nie wygram. Najgorsze, że nie będę chyba mógł śledzić, co dalej.
Jeszcze się tylko usprawiedliwię z nieobecności. Jak co miesiąc, w ostatni poniedziałek listopada była sesja Sejmiku. Przygotowywałem uchwałę, którą tym razem opiniowały prawie wszystkie komisje, więc na wszystkie musiałem chodzić. Do tego przygotowuję przetargi na wiele inwestycji równocześnie, a to jest niesamowicie absorbujące i zapewnia prace ciągłą, czyli nie ma nawet kilkuminutowych przestojów pozwalających zasiąść przy Stole w tak miłym towarzystwie.
We wczorajszym wpisie ale dziś rano pojawiła się nowa blogowiczka – Szmaragda. Witaj! Siadaj wśród nas, robimy Ci trochę miejsca na ławie przy stole. I dziękuję za piwne podpowiedzi. Choc prawdę mówiąc jestem – tak jak Nowy – zagorzałym wielbicielem guinnessa. Ale lubię tez próbować wswzelkie nieznane mi nowości. Tak będzie i tym razem.
Zabo ja sie nie martwie. Ja po prostu zachowuje sie nieodpowiedzialnie i tylko czesciowo przestrzegam wszelkich zywieniowych rezimow. Internet i znajomosc paru jezykow pomaga. Przeczytalam zasady zywieniowe w 5 krajach postanowilam wyciagnac z nich srednia i w ten sposob przyprawiam niektore moje co ostrozniejsze kolezanki o zawal serca 😀 Za 5-9 tygodni zobaczymy czy nie mialam racje, czy nie…
Dziekuje Jolinku za troske o zdrowie mojej zony.
Zapytalem ja w tej chwili o to samo, bo ja wstaje, kiedy ona jeszcze spi. Mowi, ze po japonsku: yakotako. Wcale nie tak dobrze, wczoraj byla nawet z wizyta lekarka w domu. Zalecila spokoj do konca tygodnia. Nie przypuszczalismy, ze to moze byc tak daleko idace. Juz nastepnego dnia, w piatek podrzucilem ja do sklepiku, bo chciala czegos dopilnowac, a w sobote byla nawet na pare godzin. To ja chyba dodatkowo przygielo, bo wyglada na to, ze sie do tego troche jeszcze i podziebila.
Alicjo,
alez oczywiscie, wpadajcie. Albo jak bedziecie na to piwo jechali, albo jak bedziecie wracali. Pomyslimy o tym, jakby was podleczyc.
U mnie dzisiaj tylko krotki dzien pobytu w pracy, bo mam teren, a o 14.00 zwiedzamy z calym wydzialem fabryke, w ktorej produkuje sie podsypke dla kotow, aby mialy gdzie higienicznie zalatwiac swe potrzeby. Potem idziemy razem do Greka, aby spozyc nasza tradycyjna swiateczna kolacje. Bardzo oryginalna kombinacja nb. Zamowilem sobie filet barani, a to co do tego wypije nie jest warte wzmianki, bo mam potem 50 km samochodem do domu. Znowu bede wiec czytal blog wstecz. Powstrzymam sie ale z wpisami nie na temat, to znaczy nie przeczytawszy uprzednio i nie upewniwszy sie o tym, o czym akurat nadaje blog. Wyscie przerabiali Wiecha, a ja oplakiwalem mojego kota. Zupelnie inna fala wiec.
Poza tym: Wszystkim milego dnia i gratulacje dla dzisiejszego zwyciescy, z gory!
pepegor
Pepegorze, wspieraj Małżonkę w dobrym samopoczuciu aż się stanie dobre bez wspierania.
Dzień dobry 🙂
Od dawna prenumeruje magazyn Kuchnia, kupuję także Magazyn Wino, mimo tego odczuwam pewien niedosyt jeśli chodzi o prasę kulinarna. Może ktoś z was czyta cos ciekawego?
Jeszcze pomyślałem o handlu kawą i widze, że pytanie nie jest jednoznaczne. Autor nie pyta o pierwszą giełdę towarową zajmującą się kawą tylko o pierwszą giełdę zajmującą się handlem kawą. Giełda towarowa to na przykład Londyńska Giełda Robusty czy Nowojorska Arabici (i nie tylko).
Ale handlem kawą zajmowały się giełdy finansowe. Ich działalnośc np w XVI-XVIII, a nawet XIX w, obejmowała między innymi obrót kontraktami importowymi, konosamentami i innymi papierami wartościowymi, z któryymi związane było prawo własności towaru. W tym sensie w końcu XVIII wieku najważniejsza dla handlu kawą była giełda w Amsterdamie, choć pierwsza giełda towarowa powstała dopiero w połowie XIX wieku. Obrót papierami wartościowymi nie polegał na masowej wymianie akcji tylko na zakupie nawet pojedyńczych papierów wartościowych w zwyczajowym miejscu spotkań osób reprezentujących popyt i podaż. W tym osoby upłynniające dokument dający prawo do okreslonego ładunku. W Antwerpii na przykład takie spotkania miały miejsce na otwartym placu, a budynek giełda otrzymała po kilkunastu dziesięcioleciach rozwoju. Na giełdzie tej wielką rolę odegrał ród Fuggerów, który rozprzestrzenił się w średniowieczu po całej Europie, ale zawsze w zakresie nbankowości prowadził wspólne interesy. Ród znany i z warszawskiej restauracji (kiedyś głównie winiarni) i z grobu biskupa Fuggera w Montefiascone, gdzie zmarł po wypiciu nadmiernej ilości wina, ponoc tego samego, które obecnie nosi nazwę „Est, est, est”)
Sarenko, czytam blog „Gotuj się!”, gdy czas pozwala, a na inną literature przedmiotu szkoda mi czasu. Wino najlepiej poznawać przez degustację. Można czytac przewodniki Parkera, ale to czas stracony poza ogólnymi uwagami o poszczególnych rocznikach w poszczególnych regionach, bo to może być pomocne w zakupie.
Literatury i czasopism kulinarnych, enologicznych i gastronomicznych jest tyle, że lepiej do niej po prostu nie zaglądać. Czytanie pozycji polecanych przy tym stole też jest aż zbyt wiele. Po co szukać innych?
same ciekawe sprawy opisuje Uris w Exodes. wlasnie jestem przy opisie Sabre. to owoc kaktusa, ktory w opisywanych klimatach dziko rosnie.
owoc ma twarda skorupe ale w srodku jest delikatny i slodki.
ale Sabre nazywaja rowniez tych co sie tam urodzili. tez pieknie, choc nie dla wszystkich
Stanisławie, tytułem uzupełnienia – w Warszawie Fuggerowie znani są jako Fukierowie 🙂
Myslałem, że to już wszyscy wiedzą. Teraz są chyba jeszcze znani jako Gesslerowie. Ale mówiąc o rodach, ciekawa jest wspomniana już historia Edwarda Lloyda. Był to właściciel kawiarni założonejw Londynie w 1688 roku, gdy handel kawą był w Europie w powijakach. W zasadzie kawę sprzedawali kupcy arabscy, handlowała nią Kompania Wschodnioindyjska, ale poza Europą. Lloyd, którego klientami byli armatorzy i kapitanowie statków. Wchodząc z nimi w pogawędki dostrzegł szansę na samodzielny import. Po krótkim czasie oprócz prowadzenia kawiarni zajmował się sprzedażą kawy, której rynek w Anglii był wówczas bardzo ograniczony.
Pierwsze polisy ubezpieczeniowe zawierane w kawiarni Edwarda Lloyda były ubezpieczeniami wzajemnymi obejmującymi klientów kawiarni. Gospodarz prawdopodobnie też brał w tym udział. Po kilkunastu latach rozwoju tej działalnościubezpieczeniowej część klientów kawiarni założyła towarzystwo ubezpieczeniowe „Lloyds of London”. Edward Lloyd nie był jego członkiem, a nazwisko znalazło się w nazwie tej szacownej firmy tylko ze względu na kawiarnię, w której późniejsi założyciele towarzystwa działali przed przeniesieniem się na londyńską Giełdę.
Konkurs już roziwązany. Wygrał KoJak Moguncjusz. Gratulacje. Książka w drodze. A odpowiedzi sa takie: 1 Indie i Chiny;2 Amsterdam; 3 Ameryka Płn.
Za tydzień kolejna zabawa. A nagroda dla miłośników sztuk plastycznych.
Widzę, że Gospodarz czytał „Handlarza kawą” Davida Lissa, bardzo ciekawą książkę.
Kochani,
dziękuję wszystkim za tyle wyrazów zrozumienia i współczucia, że aż mi się oczy spociły od czytania 🙁 Wczoraj nie było jak odejść do komputera, kiedy dziecko zaczęło snuć swoje najstarsze wspomnienia… Dziś gada przez „skajpa” z Geologiem w Nowej Zelandii i chlipiąc opowiada detale wczorajszego pochówku… A pogrzeb miał Maurycy – Moritz – Don Maurizio di Mauro – Maurice – el Morro – Moreno – Ruda Morda – piękny. O godz. 21, przy świetle księżyca i czerwonej świeczki spoczął w zaśnieżonym i cichym lesie w pobliżu swojej matki pochowanej tam 14 lat temu.
Pepegor,
wiem jak ciężko jest podjąć decyzję, jak ma umrzeć kochane zwierzątko. Gdyby nie upór Osobistego, to też nie wiem, czy bym wytrzymała nerwowo. I tak co chwilę sprawdzałam, czy go nic nie boli 🙁 Nasza wrażliwość i wyobrażenie cudzych cierpień powoduje emocje, przed którymi się bronimy i których nie chcemy zaakceptować. Skracając widoczne cierpienie przynosimy ulgę również sobie…
Witam,
w czasie przerwy w domowych porządkach przeczytałam wczorajsze wpisy.
Nemo, bardzo wzruszające jest Twoje wspomnienie o Maurycym. Miał długi i dobry żywot.
Od wczoraj pada deszcz. To Staff chyba pisał : O szyby deszcz dzwoni,deszcz dzwoni jesienny…
Smutno i ponuro za oknem, ale widzę , że są już pierwsze przymiarki do przyszłorocznego zjazdu. Ja dostosuję się do terminów.
Tymczasem wracam do moich zajęć.
Tak, to Staff. Jeden z ulubionych wierszy mojego dzieciństwa, ech. Niewiele z niego jako przedszkolak rozumiałam, ale ta melodia, ten dźwięk. 🙂
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…
Jęk szklany… płacz szklany… a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny…
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…
Krystyno -na spricie od Ciebie nastawiłam jeżynówkę. Wyszła wspaniale – wczoraj, z racji żałobnego toastu nastąpiła próbna degustacja – doskonały trunek.
Zmieliłam jakieś 80 dkg łopatki, obrałam 10 liści z kapusty, sparzyłam ugotowany ryż stygnie, połowa mielonego pójdzie w gołąbki, z drugiej części będą jutro produkowane ukochane przez <łodszą pierogi z kapustą, grzybami i mięsem. Teraz tylko znaleźć trzeba trochę miejsca w sąsiedzkich zamrażarkach na pudełko z gołąbkami i drugie, z pierogami.
Stanisławie, nie mam na mysli ksiażek kulinarnych tylko regularnie wydawane czasopismo o kuchni,kulturze jedzenia i picia 🙂 Bo książek jest rzeczywiście bardzo dużo na rynku, wiec nie trudno znaleśc cos interesującego
Dzień dobry.
Szanowny Gospodarzu.
Wygrał ktoś inny, moje odpowiedzi nie zgadzają się z podanymi prawidłowymi rozwiązaniami 🙁 . Szkoda!
Pozdrowienia
i
ja tez przylaczam sie do dlugiej listy nemo z wyrazami
tak dobrze żarł i …
KoJaKu, wygrałeś, bo duch odpowiedzi się liczy a nie litera. Też kiedyś tego doświadczyłem. Mojej odpowiedzi w rozwiązaniu nie było, ale Gospodarz ją uznał, bo tez była prawidłowa, o czym wiedział.
Sarenko, o winach to chyba Decanter (roczna prenumerata około 400 zł) i Wine Spectator (600).
Popatrzyłem, co napisane tutaj dzisiaj, zajrzałem do wczoraj. Nemo, bardzo współczuję z Tobą i Twoim Dzieckiem. Kto wie, czy nie ma jakiegoś kociego raju.
Łapy już sie nie chwieją. Żal tych łap chwiejących.
Pyro, bardzo się cieszę, że nalewka jeżynowa udała się, ale przecież nie mogło być inaczej u takiej specjalistki jak Ty. 🙂
Hieno, dzięki za przypomnienie całego wiersza.
W dzisiejszej ” Polityce ” zamieszczony jest tekst pana Piotra ” Polacy nie łasi na gęsi „. Niestety , muszę to potwierdzić. Moja znajoma pracuje w dobrych delikatesach w Sopocie.Niedawno w sprzedaży były świeże gęsi i kaczki. Żadna gęś nie znalazła nabywcy. Dziwne, ale prawdziwe. Ale co ja się dziwię, kiedy sama także nie kupuję gęsiny,bez żadnego powodu.
Oh, Arkady 🙂 , Stanisławie, dziękuję 🙂
Obiad na życzenie dziecka – paluszki rybne bastoncini di merluzzo dell’Alaska (prawda, że ładnie brzmi? 😉 ) liście botwiny a la szpinak, ziemniaki, carpaccio z pieczonych buraków, polane octem i oliwą i posypane kminkiem i solą. Chyba będę robić częściej.
KoJaku książka pojechała do Ciebie. Bo wprawdzie nie napisałeś Chiny lecz użyłeś innego wystarczająco precyzyjnego ojkreslenia tego miejsca gdzie rodziła się legenda o herbacie. Miłej lektury!
PS.
Racje ma Stanisław pisząc, ze apodyktycznie decyduję co jest prawidłowe a co nie. Musi być jakaś dziedzina życia, w której decyzje ostateczne podejmuję ja.
Nemo- te paluszki rybe z Alaski to Maurycemu też by zapewne
odpowiadały na obiad. Dzisiaj tylko o nich pomarzy w kocich
zaświatach 🙁
Pyro – a my już u Ciebie degustowaliśmy jeżynówkę.
To zapewne był jakiś poprzedni „rzut na taśmę „.
Pyszna była !
Krystyno – a ja się jednak dziwię,że nie było chętnych
na świeże kaczki i gęsi. Na ogół w sklepach bywają mrożone.
Zatem świeże powinny wzbudzać zainteresowanie i chęć ……
zamrożenia we własnej zamrażarce 🙂
Żabo,
kopiąc wczoraj ten dołek w skalistym gruncie Osobisty westchnął, dobrze że Moryc nie był koniem 🙄 A mnie się przypomniał wielki dół w sadku mojego dziadka, który moi stryjowie wykopali dla padłej ze starości kobyły Jabłonki, na której byłam wożona jako kilkuletnie dziecko. Opowiadałam tu kiedyś o koniu z UNRRy, którego szczęśliwym posiadaczem był mój dziadek, ale przez krótki czas, bo maruderzy-krasnoarmiejcy dali mu propozycję nie do odparcia: machniom albo kula w łeb. No i się zamienili, zabrali pięknego belgijskiego konia, a dziadek dostał wycieńczoną chabetę, która przewróciła się na podwórku. Dziadek machnął ręką, niech zdycha, ale moi nieletni stryjowie rzucili się konia karmić i poić i koń odżył. Służył jeszcze kilkanaście lat i był obiektem miłości wszystkich dziadkowych wnuków.
Nemo- te paluszki rybe z Alaski to Maurycemu też by zapewne
odpowiadały na obiad. Dzisiaj tylko o nich pomarzy w kocich
zaświatach
Pyro – a my już u Ciebie degustowaliśmy jeżynówkę.
To zapewne był jakiś poprzedni ?rzut na taśmę ?.
Pyszna była !
Krystyno – a ja się jednak dziwię,że nie było chętnych
na świeże kaczki i gęsi. Na ogół w sklepach bywają mrożone.
Zatem świeże powinny wzbudzać zainteresowanie i chęć ??
zamrożenia we własnej zamrażarce.
Zrobiłam jakąś totalną głupotę – zamiast wpisać moje dane
w rubryce podaj imię to wpisałam nick Nemo, bo adresowałam mój pierwszy tekst do Nemo. Teraz mój komentarz czeka na akceptację ,
bo nick nie zgadza się z adresem mailowym !
Piszę zatem moje mądrości jeszcze raz tym razem nie podszywając
się pod Nemo,ale tak jak należy pod swoim nickiem.
Krystyno, tu masz cały wiersz, długi to on jest 🙂
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1325#comment-175157
Mój komentarz z niewłaściwie wpisanym nickiem zapewne
w ogóle się nie ukaże. I bardzo dobrze !
Na wszelki wypadek przepraszam jednak za zamieszanie 😳
Krystyno, a po ile te gęsi były?
Może cena odstrasza. Ja drugi raz się mocno zastanowię zanim zakupię kacze piersi. Dobre to one były, ale cena ! A gęsi z powodu dłuższego czasu tuczu,na logikę, powinny być jeszcze droższe.
Dzień dobry Szampaństwu.
Wpół do ósmej, dopiero słońce wstaje – jeszcze całkiem nie wychynęło zza lasku. Zimno, to widać. Grudzień, było nie było.
Piję wędzoną herbatę.
Zjadło znowu. Gratuluję KoJaKowi i żegnam do jutra. A Staff ciągle aktualny.
Jotko, Zgago, Alicjo i inni chętni :
Co do wyprawy do Gandawy,
to dla mnie nie sprawy,
wszak ruszam nie z Kanady, a lądem
wprost z Warszawy.
I jeśli budżet nie dziurawy
to chętnie wiosną !
Bez obawy !
Żabo, dziękuję za wiersz, choć jest bardzo depresyjny.
Co go gęsi, nie wiem jak była cena, bo znajoma nie mówiła, a ja osobiście tam nie byłam. Ale wiem, że do tych delikatesów przychodzą w większości dość zamożni klienci, więc ktoś nawet mimo wysokiej ceny powinien się skusić. Ale może ludzie nie wiedzą, jak do takiej całej gęsi się zabrać .
Przestało padać, nawe nieśmiałe słońce wyłazi zza chmur i coś tak chłodniej. Wiatru też nie ma.
Eska kiepsko, doktor zdiagnozował zapalenie oskrzeli, dzisiaj ją jeszcze raz zawiozłam, bo lekarstwa się nie sprawdają a ma wysoką gorączkę. Rodzinny dołożył jej jeszcze grypę do tego zapalenia. Ja bym mu też dołożyła.
trochę za dużo u góry naklepałem 😆
a zatem rozbijam to na dwie części
Kapitanie Cichal
Twoja Pomaranczowa Dama
nasunęła mi skojarzenie z
taką wypowiedzią, w 10″
„Nie mam wiedzy na ten temat” – kto to wymyślił?!
Czy zadajemy pytanie – masz wiedzę na temat (tu dowolny temat) ?!
Kiedyś pytało się – wiesz (…)?
I odpowiadało się – nie wiem (…). Albo – wiem. A nie – oczywiście, posiadam wiedzę …
Może to tylko ja, ale nie pasuje mi to kompletnie.
Alcjo, skąd wytrzasnełaś to „nie mam wiedzy na ten temat”?
Z wypowiedzi naszych drogich polityków !
Przeczytałam w gazecie wypowiedz jakiegoś polityka… o ile pamiętam, pierwszy raz wyczytałam to w wypowiedzi niejakiego Gosiewskiego, wstrzasnęło mną, ale widzę, że inni to powtarzają 😯
O, łajza minęli z Danuśką… 🙂
Eska,
Ty się kuruj i wracaj do zdrowia, a chyżo! Toast wypiję za Ciebie, a blogowisko się dołączy – może pomoże?
Wyższym stopniem „niemania wiedzy” jest jej „nieposiadanie” 🙄
Te napuszone formy powstały chyba w czasie przesłuchań różnych świadków przez tzw. komisje śledcze, transmitowanych przez TV. W telewizorze nie wypadało powiedzieć po prostu – „nie wiem” lub zapytać: Czy wie pan…?
Arcadiusie! dziękuję za przytoczenie moich dygresji jarmarcznych z Miami. Ale co naklepałeś?
Taaaak. Oczywiście! Te zwroty to nasz polska ELYTA. „Nie posiadam wiedzy w obszarze tego tematu” mówi jeden matoł w Sejmie. A mnie wstyd…
Esce posyłam najlepsze życzenia rychłego wydobrzenia, a Żabie – dużo siły do wspomagania chorych i słabujących i zadbania o własne potrzeby. Gośćmi się nie przejmuj, przyjadą to zapędzisz do roboty 😎
Co z tą Gandawą? Czy przeoczyłem coś ważnego. Lepiej tam jechać wiosną albo latem niż zimą. To na obrazach Breuglów tylko zima tak ładnie tam wygląda. Brugia jeszcze ładniejsza i ma muzeum Memlinga, który jest bliski gdańszczanom. Ale na Gandawę nie można narzekać. Dużo do oglądania. Miedzy innymi piękne wronie kroczki, tamtejsza specjalność, choć wystepują i gdzie indziej dość obficie.
Esko zdrowiej nam proszę !
Kto nam wytopi taki dobry smalec,jak nie Ty ?
Stanisławie- organizujemy wyprawę na belgijskie piwo 🙂
Może też lubisz ?
A muzeum to przy okazji 😉
Oj… znowu mi sie przypomniało wystąpienie Wałęsy w Kongresie amerykańskim przed laty… 😉
No ale Wałęsa to inna półka, on się nie wysilał na kreowanie swego wizerunku, był jaki był i nie udawał wielkiego myśliciela. Ja oglądałam to wystąpienie na żywo (CNN nadawała), gdzieś w godzinach południowych czy jakoś tak. Ubawiłam się po pachy, bo Lech oczywiście po polsku mówił i bynajmniej nie czytał z kartki, tylko od siebie mówił… a tłumacz był znakomity, bo ani razu nie parsknął śmiechem i piękną, literacką angielszczyzna przekładał z „wałęsowego” na normalne.
Najlepiej pamiętam fragment, w którym Lechu wyjaśniał, jakie scenaria walki z komuną były brane pod uwagę. I tu padło – na przykład zamknąć wszystkie CPN-y i już kraj sparaliżowany 😯
Parafrazuję, ale te CPN-y autentyczne, ja się zakrztusiłam herbatą, a tłumacz z kamienną miną gładko z tego wybrnął, choć już wam nie przytoczę jak, bo nie pamiętam.
Podobno dziennikarze polscy zazdrościli zagranicznym, bo ci otrzymywali Wałęsę już przetłumaczonego 😉
Alicjo, tym tłumaczem był mój niegdysiejszy kolega redakcyjny, wspaniały dziennikarz lecz przedwcześnie zmarły Jacek Kalabiński.
…nawiasem mówiąc, takich polityków się lubi, naturalnych i z wadami, tych, co to nie udają lepszych, niż są, ale nie mogą być sukinsynami.
Talent oratorski miał Clinton, zresztą jego żona też – oni nie muszą mieć napisanych przemówień, mówią pięknie i bez zająknięcia.
Bush – junior podkładał się wiele razy, ale on nie był lubiany i media chętnie wyłapywały i eksponowały jego gafy.
Szkoda, że Hilara nie chce startować w wyborach prezydenckich. Myślę, że miałaby duże szanse.
Poczytałam o belgijskich piwach i stwierdziłam, że mnie, bezbożnicę, najbardziej pociągają piwa klasztorne 😯 Całkiem nieświadoma ich proweniencji zasmakowałam w Grimbergen i Leffe oraz Chimay 😉 Wiśniowego nie piłam, ale teraz nabrałam ochoty na spróbowanie. W maju przyszłego roku planujemy jechać znowu do Anglii przez Belgię, to będzie okazja.
Z czasów zimowych wypraw w Tatry pozostało mi wspomnienie piwa grzanego z sokiem malinowym pitego rano (!) w Harnasiu u wlotu Doliny Kościeliskiej. Powrót z dwudniowej wyprawy do Litworowej, Czarnej czy Bandziocha świętowany w tylnej izbie (w przedniej popijali górale od sanek czekających na turystów) przeciągał się czasem od wczesnego rana do południa 😉 Zwłaszcza gdy dochodzili koledzy z bazy zaniepokojeni brakiem wieści (o telefonach komórkowych nikt jeszcze nawet nie słyszał) i z ulgą, że nie muszą iść na ratunek, dosiadali się do stołu…
…ah… dzięki za przypomnienie, Piotrze. Za to tłumaczenie należał się Jackowi Kalabińskiemu Tłumaczy Medal Olimpijski!
Nie tak wiele ludzi ogladało to wystąpienie na żywo, bo jak mówię, w godzinach południowych mniej wiecej, a potem były już tylko fragmenty i bez języka polskiego w tle, samo tłumaczenie.
Jacka Kalabińskiego doskonale pamiętam. Takich już nie sieją 🙁
Jak to nie chce 😯 Hillary startowała i walczyła, ale nie została nominowana. W końcu wsparła Obamę.
nemo,byłam w browarze Chimay na degustcji piwa i serów,bardzo miło to wspominam 🙂
Wiśniowego (Kriek chyba) spróbowałam, ale ja lubię piwo bez żadnych „podtekstów” owocowych ani innych. Nie jest złe… tylko mało piwa w piwie 🙄
Przynajmniej jak dla mnie. Natomiast moja belgijska przyjaciółka pije tylko takie. Pije – to za dużo powiedziane, pół szklanki to dla niej limit, i tylko w towarzystwie.
Jak zwykle zeszłam na boki, bo przypomniałam sobie, że w Hasselt, gdzie mieszka mój przyjaciel Johnny (matka Polka, ojciec Hiszpan) i bylismy zaproszeni na piwo do knajpy, serwowano nam piwo z sokiem jabłkowym. Owszem, spróbowałam, ale… zamówiłam kufel lokalnego 😉
http://alicja.homelinux.com/news/HPIM1632.JPG
Od prawej – mój przyjaciel Jo, obok dziewczyna Johnny’ego Sara, Hugone – mama Jo, ja, Johnny (Polak-Hiszpan-Belg) oraz Freddie, ojciec Jo.
Jo i Johnny’ego poznałam ponad 10 lat temu, kiedy internet ruszył pełna parą i powstało forum linuksowskie. Nie dość, że byłam tam jedyną kobietą, to jeszcze wiekową 🙄
A ponieważ występowało się pod nickami (a ja miałam taki zupełnie nie wskazujący na płeć taką czy inną), chłopaki dłuższy czas myśleli, że mają do czynienia z facetem 😯
Potem wyszło szydło z worka – dużo im zawdzięczam, bo obaj są informatykami, wtedy jeszcze studiowali, ale o komputerach wiedzieli wszystko (posiadali wiedzę !), tym żyli. Sporo się od nich nauczyłam, a mój serwer to też ich pomysł i jednego zaprzyjaznionego Szweda. Można powiedzieć, że uzupełniająca blog skrzynka /Przepisy istnieje dzięki nim 🙂
Tylko… piwo z sokiem jabłkowym?! 😯
O, chce mi się do Belgii!!! I zahaczyłam o zdjęcia z Brukseli… ah!
ah nie, nemo. Chodzi mi o następne wybory. Zapiera się, że już nie.
Witam z bialego i zimnego dzikiego zachodu. Kowboje juz na prerii szukaja co sie zgubilo w nocy albo wilcy zzarli. Slonce wstaje pomalu, niebo gubi kolor. Ladny dzien sie zapowiada.
Wczoraj z braku laku zrobilem zupe taka nieco chinska czyli wontony, warzywka, na rosole z makaronem i wlasnie wontonami. Makaronu ryzowego chinskiego akurat nie mialem wiec spaghetti udawalo. Normalni biore tez brokuly ale tez nie bylo wiec baby bok choy posluzyl za zielone ch baby to on z nazwy bardziej byl. Takie wyrosniete baby trzeba wiec bylo ciach ciach razem z marcheweczka i zielonym selerem. Jak sie ma to cieniutko pokrojona wolowine/wieprzowina mozna zagotowac minutke we wrzatku i do zupy i bedzie wtedy wor wonton. Zreszta mozna wrzucic wszystko na co sie ma ochote.. 🙂 Wontony kupuje mrozone u chinczykow ale robia je teraz wszedzie wiec mysle ze w Kraju tez sie kupi. A tu domkumentacja zdjeciowa, smacznego.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/WontonSoup#slideshow/5410484705012318402
„ch baby” nie wiem skad sie to wzielo pewnie zmienilem mysl…zadnych domyslnych skojarzen..
O, a dla ostrosci najlepsza jast chili oil. Zawsze kupowalem u chinczykow ale teraz jest juz w duzych sklepach. Pestki chili w oleju, bardzo geste czyli tych chili duzo (2/3 sloiczka, trzeba rozmieszac). Pycha i ostre jak cholercia. Wczoraj sambal oelek zastepowal bo nie mialem chili oil. Dobrze tez dodac sesame oil na koncu nieco bo dodaje milego aromatu i smaku. Ot tyle.
Taaak. Jacek Kalabiński to wzór nieosiagalny przez aktualnych, oficjalnych translatorów. Niewiele gorsza była Renata Rumel, która jako młoda jeszcze dziewczyna tłumaczyła a vista dialogi filmowe w TV. W radiu robiła „Quod libet” w trójce. Pamiętam bom miał w tym niejaki udział. Potem była sekretarką Miłosza – Renata Gorczyńska, zapewne pod tym nazwiskiem Państwu znana.
yyc,a oto sniadanie u sarenków:
http://picasaweb.google.pl/jewishprincesss/NalesnikiZSoczewicaWSosieSerowoBrokuOwym?feat=directlink
do obiadokolacji sie wlaśnie zabieram 🙂
widze,ze korzystasz z nowej deski 🙂
„‚To „mm wiedzę” świadczy nie tylko o masowym awansie społecznym w czasach słusznie minionych, ale i o terminowaniu czas niejaki w prokuraturze. Zauważyłam, że to zwrot typowy dla polityków wywodzących się z tego kręgu zawodowego. I patrzcie Państwo – taki p. Gosiewski, któremu dyplom zajął 12 lat studiów, p.Ziobro, który nijak nie mógł zdać egzaminów u p.Zolla, a aplikaturę w prokuraturze dostał dopiero z politycznej łaskawości, p. Kaczmarek, który ponoć i owszem zdolny jest, ale kompleksy chciał leczyć u „lepszych” od siebie, wieerny naśladowca Ziobry, p.Mularczyk – wszyscy oni posiadają wiedzę! Radziła bym opodatkowanie takiego majątku, bo innego pożytku z tego nie będzie.
Winno być „mam wiedzę” i „wierny”
Pyro Mł. Ty guru językowy, powiedz mi czy ja się czepiam, czy nie. Nie znoszę słowa „schłodzony”, które od pewnego czasu wyparło „ochłodzony”
Cos sie ogrzewa a coś sie ochładza albo oziębia, prawda?
Do tej listy mozna by dorzucic Pyro PRL-wskich dygnitarzy ktorzy jak wiemy bylo orlami nauki polskiej a dyplomy robili w dwa lata piszac prace magisterskie w tydzien. Gierkowa nawet zrobila doktorat. Biedny Zinn sie musial tlumaczyc. Jezyk naszych wlodarzy Polski Ludowej byl rownie piekny i co teraz sie dziwic kiedy 50 lat pauperyzacji polskiego spoleczenstwa skutkuje wlasnie tym co widzimy. To efekt tych socjalistyczno-demokratycznych rzadow z lat 1945-1989 do, ktorych niektorzy jeszcze tesknia. Ot co
yyc,oczywiscie pokazałam zdjecia Wojtkowi,niezwykle malowniczy obiad zrobiłes 🙂
sarenko, nie moge sniadanka Twojego obejrzec bo mi cos google mowi ze blad i kaze czekac. Moj sznureczek to samo wiec nie wiem czy to tylko u mnie czy ogolnie google/picasa maja wlasnie jakis problem. Klikne pozniej. Deski uzywam a jakze 🙂
sarenko, dzieki za pochwale 🙂 Latwo sie robi i ladnie wyglada nie mowiac o smaku to i czesto robie. Wiele nie trzeba. Wontony mamna ogol zamrozone, jakas zielnina sie znajdzie. Rosol jesli nie mam wlasnego to i kostke wezme. Widze ze otworzylas sznureczek wiec moze u mnie tylko jest jakis problem.
Nalesniki wygladaja super 🙂
Renata znana – przyjaciółka naszej niegdyś bywalczyni Heleny, zgadałyśmy się o Renacie, bo akurat czytałam Renaty książkę „Skandale minionego życia”.
Polecam, sporo ciekawostek i dobrze napisane.
Jak już jestem w takim czepialskim nastroju (a jestem! W końcu listopad i mogę mieć fochy i fumy…much w nosie nie, bo zapadły w sen zimowy), to się czepię – GDZIE ci dziennikarze niegdysiejsi?! Gdzie te orły, sokoły, bażanty?!
No… nie ma, nie ma, nie ma, nie ma….
Na palcach jednej ręki można wymienić, i to stara gwardia – a reszta to zwyczajni PISMACY 👿
yyc, sama czesto robie pierożki won-ton,w dwuch wersjach:mięsnej i wegetariańskiej.Czasam smaże,czasami gotuje 🙂
Też dziekuje za pochwałe 🙂
U nas gina koty, Tylko szare i tygrysim wzorcu. Wszystko wskazuje na to, ze jakas istota uwazajaca sie za czlowieka lowi je dla skórek na futerka. Podobno ostatnio w modzie. Gdybym dopadl takiego typa to on zalowalby, ze sie urodzil.
Podobno jestem pod pewnymi wzgledami czlowiekiem pomyslowym
Znane sa mi juz cztery przpadki. Ludzie sa wsciekli a dzieciaki rozpaczaja.
Pan Lulek
Cichalu – polonistą jest, np, nasz Gospodarz, ale o ile wiem, wszystkie te formy są równoprawnie właściwe. Mogę mówić najwyżej o moim „poczuciu językowym”, wg którego forma „schłodzony” świadczy o stanie albo przejściowym, albo krótkotrwałym. Tak, czy owak słownik PWN podaje i tę formę.
Lulek – kiedy drania dopadniesz, dołóż mu solidnie i ode mnie
Panie Lulku…
🙁
WREDNY TYP! Się nie wyrażę, co bym takiemu zrobiła 👿
Obdarłabym ze skóry. Żywcem.
powiedz powiedz Alicjo. co mu zrobisz jak go zlapiesz procz obdarcia ze skory?
moze warto bedzie sie przyznac 😆
Arkadius – co, Ci, niecnoto, za perwersje chodzą po łepetynie? Alicja wszak w bojowym nastroju.
ah Pyro
jestem uziemniony na jakis czas. lapsko w gipsie. klepanie tylko lewica. sporty odlozone na jakis czas. tom spragniony mocnych wrazen.
dzis zauwazylem ze calkiem niezle idzie mi poslugiwanie sie widelcem w lewej rece 😆
Witam wszystkich 😀
Panie Lulku, tylko przed złapaniem tego „niby czlowieka”, proszę założyć swoje „okute” buty.
Jeśli chodzi o planowany wypad do Belgii, to jeśli chcecie zobaczyć to cudo przypominające bardziej belgijską koronkę, niż ratusz, to posyłam „sznureczek” :
http://static.panoramio.com/photos/original/1117921.jpg
A dla poprawy humorów, przeczytajcie poradnik młodego ojca, czego nie należy dzieciom kupować w prezencie – uśmiałam się serdecznie.
http://tygodnik.onet.pl/37,0,37252,1,artykul.html
😆
Sama robisz wontony sarenko? To Ci oddam zes cierpliwa i ambitna kucharzyca. Zazdroszcze jelonkowi 🙂
Ja kupuje u chinczykow ale jak widze takie panie siedzace za gora miesa (nadzienia) przed soba i lapiace kolejny kwadracik ciasta i zakrecajace to wonotny z szybkoscia karabinu maszynowego to mysle sobie co sie bede meczyl jak one to robia lepiej i szybciej 🙂
Jesli chodzi o ciasta to wlasciwie nic nie robie sam. Pierogi, uszka, wontony, makarony…wszystko kupne. Nalesniki robie sam i omlety ale to co innego. A z ciast slodkich to sernik i tyle mniej wiecej. Kiedys jeszcze cos umialem ale juz nawet zapomnialem co to bylo co umialem.
Wiemy, Arcadius, wiemy o Twojej potrzebie łamania kości, w tym roku. nie chcę być bardziej wredna, niż zazwyczaj. ale bliska jestem ogłoszenia konkursu : „Co sobie złamie Berlinczyk następnym razem i przy pomocy czego?” Jestem gotowa poświęcić na nagrodę buteleczkę wiśniówki. Jeżeli wytrwasz „w całości”, wypijemy ją wspólnie.
A czego jeszcze nie zlamal?
Jak dotąd :
– jednej ręki,
– jednej nogi
-karku.
Ja juz obmyslilem. Zrobilbym to co zrobili Zapolscy na zamku w Trencinie niejakiemu Matuszczakowi. Tylko, ze zamiast konmi, przywiazal bym zawodnika do trzech drzew w lesie Waltera nad mrowiskiem za rece i jedna noge. Druga zapialbym do maszyny do wyciagania scietych pni drzewnych i powoli naciagal nagrywajac wszystko na tasme magnetofonowej jako dowód w sprawie. Calosc pozostawilbym do zagospodarowania przyrodzie. Dozywocie murowane wtedy zlozylbym apelacje w sprawie zamiany kary na najwyzsza, specjalnym wyrokiem jednorazowo przywrócona za zaslugi dla ochrony zycia
Pan Lulek
😆 na taka okazje Pyro to i gipsa zdejme by nie wylewac za kolnierz 😆
poki co to prawica nie jestem sie w stanie nawet podrapac po …
serca yyc_u, serca
To wytrzymaj, Arku jeszcze 10 dni w całości. Niech Cię, może Przyjaciel przywiąże do kaloryfera.
J.W.Najwyższość od prawie godziny się zastanawia, czy puścić mój wpis. Pewnie dlatego, że są w nim 2 sznureczki 🙁
Spróbuję posłać po połówce, to może przejdzie ?
Zgaga pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2009-12-02 o godz. 17:40
Witam wszystkich 😀
Panie Lulku, tylko przed złapaniem tego ?niby czlowieka?, proszę założyć swoje ?okute? buty.
Jeśli chodzi o planowany wypad do Belgii, to jeśli chcecie zobaczyć to cudo przypominające bardziej belgijską koronkę, niż ratusz, to posyłam ?sznureczek? :
http://static.panoramio.com/photos/original/1117921.jpg
No, to „leci” druga połowa 😉
A dla poprawy humorów, przeczytajcie poradnik młodego ojca, czego nie należy dzieciom kupować w prezencie – uśmiałam się serdecznie.
http://tygodnik.onet.pl/37,0,37252,1,artykul.html
😆
No i patrzcie, jednak to prawda, że człowiek się uczy całe życie. Teraz już wiem, że „nie lzja” posyłać 2 sznureczków w jednym wpisie 😀
Żabo, przekaż, proszę Esce moje życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.
A Ty też dbaj o siebie, proszę 🙂
Zgago… Brabancja, jakby nie było 😉
W Brukseli byłam w tym słynnym sklepie z koronkami… mało już roboty ręcznej, a droga niemożebnie (i słusznie, coś o tym wiem!), ale i te maszynowe sa przepiękne. Ale architektura koronkowa powaliła mnie na kolana, zdjęcia tego nie oddają, to trzeba zobaczyć. Poezja!
Kombinuję jakąś zupę, jeszcze nie wiem, jaką. Wrzuciłam żeberka, taki kawałek na „wkładkę”, kilka ziarenek ziela angielskiego oraz dwa listki bobkowe, zerwane we wrześniu z drzewa przed Sans Souci w Poczdamie 😯
Zerwałam ich kilka – tyle tego mają, że nie zauważą straty;)
Arcadiusie,
to właśnie byłaby kara – nic, poza obdarciem ze skóry, zeby wereda żadnej radochy nie miał 🙂
Korekta: „do gara wody wrzuciłam…” miało być, ale liczę na domyślność blogowiczów, przecież nie do kosza na śmieci…
yyc, a czy moich 6 oczu dobrze dostrzegło w kącie zdjęcia tasak ? 😉 Jedzonko Twoje i Sarenki wygląda baardzo apetycznie 😀
Teraz dam Wam odetchnąć od siebie, toast za zdrowie Eski, Arcadiusa i Małżonki Pepegora oraz resztę Blogowiska o 20,oo 😉
Wy tu dziewczyny gadu gadu a arcadius nie ma sie jak podrapac po…. Jemu trzeba wspolczuc a najlepiej pomoc jakos.
Nie ma desek dla gipsowatych z jakims odpowiednim latawcem?
Bylem na dworze (specjalny komunikat dla krakowiakow i gorali: bylem na polu) a tam sama radosc. Piekny, mrozny jak to w Albercie dzien. Pelne slonce, bardzo niebieskie niebo prawie bez horyzontu na 3 strony i z osniezonymi gorami z czwartej. Milo i zesko. Czysto i swiezo. Ogolnie wiec przyjemnie. No ale juz teraz to widok za oknem niestety. Bedzie trzeba isc na spacerek nad jeziorko ktore juz od jakiegos czasu zamarzniete. Arcadiusu a moze by tak latawiec z lyzwami? albo bojery bo przeciez kiedys bylismy w tym potega sportowa zdaje sie. Jak bedziesz choinke scinal na Swieta to uwazaj zebys czegos sobie nie ucial albo zlamal 🙂 Od ucinania co prawda Slawek specjalista.
Niech to „kule biją”, znowu się nie upilnowałam i A.Szysz będzie miał używanie 😥
Zgaga ja mam tasak zawsze na desce (nie chowam znaczy sie) bo wlasciwie rzadko kiedy uzywam cos innego. Jak robie zdjecia zarelka to on zawsze gdzies jest. Juz kiedys pisalem ze dla mnie to najlepszy z nozy. Nie do konca prawda oczywiscie ale przydatny. Jak sobie julienuje (jak to powiedziec?) no kroje w waskie paseczki np zielony seler to tasak najlepszy. Do marcheweczki, itp. ciach, ciach, ciach tez. I do wielu innych rzeczy lacznie z nabieraniem juz pociachanych i wrzuceniu do garnka 🙂 A do rozgniecenia czosnku, jedno dobre machniecie na plask i czosnek jak przetarty 🙂
…i skoro już się przyznaję, to mam też zasuszoną figę z Sans Souci, zwinęłam, kiedy nikt nie patrzył, mam też kasztany i żołędzie stamtąd 🙄
I kilka orzechów włoskich z domu, z myślą o zasadzeniu, może wzejdzie choć jeden?
Do owocu baobabu już się przyznałam… a do gałązki akacji (kolczastej okropnie!) z Afryki? Więcej grzechów nie pamiętam i na wszelki wypadek nie idę szperać po szufladach i innych zakamarkach, bo wtedy dopiero wyjdzie szydło z worka 😯
Witajcie,
Właśnie odrabiam zaległości blogowe i wpierw się zasmuciłam a potem zagotwałam.
Nemo, spóźnione wyrazy z powodu utraty domownika. Trzymajcie się ciepło.
Panie Lulku, w zasadzie nie lubię przemocy, i każdego staram się tłumaczyć, ale w przypadku zabijania czy znęcania się nad zwierzętami nóż sam otwiera się w kieszeni.
Niestety, również w naszym kraju niewiele grozi sprawcom 🙁
yyc,
u mnie także słonecznie, ale zimno – czasami jakaś chmura, wyglądająca na śniegową, ale znika.
Arcadiusa to chyba trzeba będzie spętać do czasu rejsu oceanicznego, jeżeli chcemy sprawnego członka załogi…Mam nadzieję, że Przyjaciel się za to wezmie, póki pora i jeszcze niewiele krzywdy sobie wyrządził.
yyc, no wszystko robie sama bo zatrudniona jestem na stanowisku kurki domowej 😉 : pierogi z setkami nadzień, piekę chleby, bułeczki, robie ser, pierożki won-ton pokazywała kiedyś pani Kręglicka w kuchni świata i od tego czasu wytwarzam :)Właśnie upiekłam na kolacje quiche 🙂 My nie kupujemy gotowych produktów i rzadko jemy w restauracjach ze względu na dietę Wojtka.
wygranemu gratulacje … 🙂
… chorym zdrowia ….
a u nas w Warszawie strzelają do tramwai i autobusów … są nawet już ranni i nikogo nie mogą złapać … 🙁
Witam,
Alicjo kiedy bedziesz wkladale te podebrane owoce drzew do ziemi, ja mam tez pare wysuszonych roznych ciekawostek i nie wiem czy juz teraz wsadzic do ziemi czy dopiero na wiosne?
A jak ktos sie zneca i zabija czlowieka to noz sie nie otwiera?
sarenko to Ty widze jestes kucharka doskonala. Gratulacje bo podejrzewam gotujesz a przede wszystkim eksperyujesz i nie boisz sie nowosci wiecej niz wiekszosc blogowiczow. Musze powiedziec, ze mi zaimponowalas. Probujesz wszytkiego a nie zamykasz w jednym rodzaju kuchni i twierdzisz ze jest najlepszy. Widze, ze sprawdzasz kuchnie swiata. Ciekawym wiec Twojej opinii na temat znajdowanych przepisow. Czy sa na ogol poprawne w sensie ze jak sie ich przestrzega to wychodzi dobrze? Czy natykasz sie na przepisy z ktorych nic nie wychodzi?
Zgago…
coś mi się przypomniało a propos tego artykułu o zabawkach. Otóż w czasach głębokiego Gomułki na urlop (ojcowski) jezdziliśmy do Babci do Sieciechowic. Zawsze w sierpniu, w okolicach odpustu. Nieletni człowiek chodził po licznej rodzinie i od każdego wujka dostał parę złotych, a potem z uzbieraną sumą leciał do straganów rozlicznych i kupował cudeńka, jakieś kolorowe piórka kurze na patyku, połeczki na gumce, korale robione z pociętych w specjalny sposób gazet i polakierowane, obrączki, bransoletki, świecidełka… Trzeba się było dobrze zastanowić, bo wybór tego śmiecia był spory, ale żelaznym i zawsze kupowanym towarem były tzw. „piszczałki”.
Były to kolorowe baloniki z tekturową rurką – ustnikiem, które nadmuchowało się do granic, a potem wypuszczało powietrze i to-to „piszczało”.
Po latach dowiedziałam się, co to były za baloniki i do czego w pierwotnym zamiarze produkcyjnym miały służyć 😯
A wieczorami zbieraliśmy się na sieciechowickim „Rynku” pod św. Janem i dziewczyny flirtowały z okoliczną kawalerką. Ci nastoletni spacerowali po Parku hr. Reja, ale nas, smarkatych, gonili stamtąd 🙁
eksperymentujesz
Alicjo, ale się uśmiałam 😆 Ja na odpuście też kupowałam te piszczące baloniki, tylko że one były różnokolorowe a w „tamtych” czasach aż takiej rozpusty nie uprawiali (żeby produkować różnokolorowe) 😆
a ja dzisiaj trochę porządków zrobiłam w lodówce by było miejsce na zakupy … i zrobiłam paszteciki z naleśników z nadzieniem mięsno-kapuścianym z majerankiem do tego pyszny rosołek mi wyszedł .. naleśniki wyjątkowo mi się udały a, że zostało trochę to sobie odsmażyłam na masełku na to jogurt grecki i miód … jeszcze zrobię sałatkę czosnkową z krewetek i sałatkę z tuńczyka z awokado … takie proste jedzenie babskie .. 🙂
yyc, muszę Cię zmartwić, jakbym widziała, że niby człowiek znęca się nad słabszym stworzeniem, to nie miałabym za grosz skrupułów a nóż by mi się nie otwierał w kieszeni, bo miałabym go już w ręku otwarty. Przykro mi, ale z całego serca i na zimno nienawidzę tchórzy, którzy aby się dowartościować biją (krzywdzą) słabszych. Z tym się urodziłam i nic na to nie poradzę. Taka nieuleczalna, genetyczna „choroba.
teraz na bale dzieciaków też się te piszczałki kupuje w specjalnych stoiskach z czapeczkami i innymi gadżetami np. urodzinowymi … 🙂
Morągu,
chcę te orzechy trochę podsuszyć przed wsadzeniem – kiedyś już to robiłam, ale zmarnowałam sadzonkę 🙁
Wsadziłam do dosyć sporej doniczki, do takiej zwykłej ziemi od ogrodnika, podlałam i odstawiłam w kąt, przykrywszy folią aluminiową, żeby swiatło nie dochodziło. Nie pamiętam dokładnie, kto mi tak poradził, ale chyba mój Tata. I po jakimś czasie, ale nieprędko, minęło kilka miesięcy, wykiełkował orzech. Dosyć szybko sunął w górę, no ale zachciało mi się przesadzania i uszkodziłam główny korzeń. System korzeniowy wykształca się bardzo szybko i trzeba być na to przygotowanym, a przy przesadzaniu uważać.
Myślę, że na orzecha dobra pora teraz, akurat na wiosnę się rozbuja może.
Aż się boję zerknąć na wiadomości, Zgago….
yyc, jeśli nie znam jakiegoś przepisu, wykorzystuje go po raz pierwszy to każdy ze składników odmierzam na wadze elektronicznej i postępuję zgodnie z instrukcja przepisu. Bywa rożnie 😉 Zawsze korzystam z przepisów uzdanych kucharzy, restauratorów lub krytyków kulinarnych:) wiec potrawa jest dobra. Robie uwagi na marginesie i czytam o tej potrawie w literaturze fachowej. Gotując drugi raz dostosowuje ja do naszych potrzeb i jest idealna.
W przypadku potraw znanych, czytam przepis, instrukcje ale stanowi to tylko inspiracje do dalszej zabawy w kuchni 🙂 Bo dla mnie gotowanie to psja
YYC,
Podpisuję się wszystkimi „łapami” pod wpisem Zgagi dotyczącym znęcania się nad słabszymi. Pisałam o zwierzętach, bo od nich zaczął sie temat.
Sarenko,
szczerze podziwiam twoje umiejętności kulinarne.
no to chlup!
Oczywiscie zdrowie wszystkich polamanców. chorych, kandydatów i tepe.
Zdrowi dadza sobie sami rade. Jesli nie to zadamy patanie:
” no to jak, pomozecie ”
Pomozemy, odpowiedzieli stoczniowcy
Pan Lulek
Alicjo, a czego Ty się możesz bać ? Przecież nie znęcasz się nad słabszymi ? A ja tylko wtedy, jak takie rzeczy widzę, to wpadam w szał. A poza tymi chwilkami jestem :
http://www.youtube.com/watch?v=IqdAbnnQm14
Za momencik toast za zdrowie i za wygraną 😀
ewa, zgaga tylko o to pytam. Noz sie otwiera na kazde znecanie i zabijanie i chyba nie trzeba tego w taki czy inny sposob kwalifikowac.
Nie wolno krzywdzić nikogo, i ważne jest by byli ludzie którzy zwracają uwagę na rożne problemy społeczne, zarówno cierpiące zwierzęta jaki cierpiących ludzi. Problemów jest wiele, ale żaden nie może być uznawany za drugorzędny.
Dziekuję Ewo 🙂
sarenko, kiedys chcialem zrobic chleb wedlug przepisu z pisma „sol i pieprz”. Moze cos schrzanielm ale mi nie wyszedl a wlasciwie to wyszedl twardy jak kamien. Wyrosl jakby chcial a nie mogl. Polecialem kupic specjalna make co zabralo mi nieco czasu bo to wcale nie takie latwe. Potem wedle przepisu zagniotlem ciasto i stalo i roslo i ciepelko z termometrem itd itp no i do pieca, no i do smieci 🙂 Nie wiem czy przepis byl do niczego czy ja cos sknocilem ale juz wiecej chleba nie probowalem piec. Reszte maki kolezanka dostala na zrobienie piernika.
yyc, ja najczęściej robie chleb wg przepisu Gospodarza, ziołowo-orzechowy na drożdżach 🙂 a czytam póki co tylko?Kuchnie?, a tam sa poważne przepisy 😉 ostatnio piekłam również kukurydziany i tez wyszedł 🙂 nie robiłam tylko zakwasu ale przygotowuje sie solidnie 🙂
„Kuchnie” kiedys prenumerowalem teraz juz nie. Lubilem ja glownie za te rozne artykuly dotczace historii i podrozowania a dotyczace oczywiscie jedzenia. Opisywanie tradycji naszych i obcych. Pozniej jakby tego bylo mniej i przestalem kupowac. Zreszta tu nie zawsze jest, choc pewnie mozna by zamowic.
Co do chleba to jestem tradycjonalista, bym powiedzial i lubie chleby zytnie a raczej mieszane 60% rye (jak wodke lubie zytnia) jak tu pisza. Kupuje u Niemca (teraz Szwajcar) ale chleby robi te same. Najlepsze jakie znalazlem w Calgary. Do Francuza jezdze po bagietki i tyle. Czasem sie skusze na wloskie ciabaty czy cos innego ale powiedzialbym chleb70% bagietki 25% i reszta 5% to proporcje mojej konsumpcji pieczywa.
Plama jak stąd do Krakowa – rozpędziłam się na krupnik (z tymi żeberkami), a tu marchewka „wyszła”, do sklepu daleko i ani mi się śni wybierać, tymczasem baza z żeberkami i warzywami poza Rudą Wiotką bulgocze w garnku 🙄
Krupnik bez marchewki?! W „Akademii Pana Kleksa” stało, że krupnik bez marchewki jest nieważny, chociaż główny bohater nienawidził i krupniku, i marchewki, bo tym karmili codziennie.
Ale od czego inwencja… po pierwsze, nie muszę rozgłaszać, że zabrakło marchewki. Nie muszę też rozgłaszać, że tych krup mam taka przygarstkę, że na prawdziwy krupnik nie wystarczy. Mam za to sporo soczewicy. Wrzucę, co mi w rękę wpadnie, doprawię i niech mi ktoś powie, że to nie solidna zupa z wkładką! A tę kaszę też wrzucę, po co mi się pętać po kredensie taka garstka.
Idę poszperać, co tam jeszcze mam do wrzucenia…
A propos kociego tematu – jeszcze do niedawna , a może też i obecnie ludzie starej daty kupowali gdzieś pokątnie kocie skórki w celach podobno zdrowotnych / na dolegliwości reumatyczne /. Skoro był popyt , to i była podaż. Nie sądzę, żeby ktoś nosił futro z kota , ale schowane pod odzieżą to już jak najbardziej. Myślałam,że taka mentalnść to już przeszłość, ale chyba jednak nie. Myślę, że te biedne koty z okolic Pana Lulka mogły też być schwytane z tego właśnie powodu. Okropność ..
Niedawno było dość głośno z powodu zabijania psów na ” leczniczy” smalec. Nie wiem, czy zapadł już wyrok.
Ciągle są jacyś zwyrodnialcy wobec żywych istot.
yyc, my jemy trzy cieple posiłki dziennie wiec pieczywo pełni role francuskiej bagietki, podaje do każdego posiłku 🙂
Brakuje na polskim rynku ciekawego magazynu kulinarnego. Po przeczytaniu Kuchnia mam niedosyt
No i jak to sie robi, ze sie je 3 cieple posilki dziennie z pieczywem i sie jest szczuplym ??? Ty mi tu natychmiast zdradzaj swoja tajemnice, sarenko. Do tego te rogaliki, pierogi etc. Jak Wy to robicie co??? 🙂
No to sobie zjadlem lunch zlozony z polowki ogromnej papayi, ze sie nawet Filipinczyk (nie mylic z „Filipinkami”) nie mogl nadziwic, ze takie duze robia. Do srodka starym dobrym sposobem, ktory mnie pokazano na Samoa, piec (5) owocow passiflory do srodka (po wydlubanych papayowych pestkach). Pycha mowie Wam nad pychami. Tylko ze glodny jestem.
yyc, gdybyś wszystkie posiłki takie „papay’owo-passiflor’owe jadał przez 3 miesiące, to byś nam wysechł na wiór. Tylko musiałbyś co trochę oczy zamykać, przechodząc koło knajpek 😆
A swoją drogą, to nie sądzę abyś w postaci „patyczakowatego wióra”, wyglądał tak przystojnie, jak teraz 😉
Alicjo, tylko żadne mi tam „oj.oj”. W końcu raz w roku można się koledze blogowemu (z takim pięknym tasakiem) „podlizać” 😉 😆
Zgago,
a toż nic nie mowię i nie „jojczę” 🙄
Wcale nie jestem zadowolona z tej mojej zupy. W zasadzie… no, gęsta prawidłowo, wkładka jest, ostra jest, ale nie jest to przebój roku w Złotym Stoku. Zobaczymy, co Jerzor powie (sprawozdam rzetelnie!).
Hm. Wygląd ma taki nie bardzo zachęcajacy, myślę. Może powinnam użyć nie zwyczajną, prostą soczewicę, tylko tę śliczną, żółtą bez łupin Trzasnę fotkę potem. Nie dość, że Rudej Wiotkiej nie było, to nie było też natki Bladej Chudej 🙄
Takam ci gospodyni. Wpół do czwartej i ciemno się robi 🙁
Kupiłam piwo „Żywe”, o którym pisała Szmaragda, w zwykłym niezbyt dużym domu handlowym na Jelonkach.
Język mi uciekał, bo bardzo chciało mi się pić.
Trochę się rozczarowałam, piwo ma bardzo łagodny smak.
Brak mu charakterystycznej dla piwa goryczki i takie trochę mdłe.
Były tam jeszcze dwa inne piwa, jedno porterowe, tej samej firmy zachwalane, jako naturalne.
Nie wiem, czy się skuszę.
Pamiętam zimny podpiwek, który sprządzał mój Dziadek, może odległość w czasie nadała mu smaku, chętnie bym się napiła, mimo, że lekko slodkawy był.
Ech, może kupię, może któreś jest podpiwkowe. 😀
sarenko, może już tam trafiłaś, może się przydadzą te, na które trafiłam w swoich poszukiwaniach:
(Linki dam w kolejnych wpisach dla przyśpieszenia)
Z moimi chlebami jak z innym gotowaniem, nawet przy pierwszym przepisie nie trzymam się ściśle, więc do tej pory nie powtórzył się jeszcze ani jeden chleb – jaka rozmaitość. Ale pierwsze na młodym zakwasie i pełnej razowej żytniej były najlepsze.
Żeby nie być gołosłownym:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/NowyChleb5050?authkey=Gv1sRgCLrIh5-Xn_TjbQ#5410747927068511394
Dla sarenki:
http://www.chleb.info.pl/index.php
następny dla sarenki:
http://piekarnia.wordpress.com/
i ostatni:
http://piekarniatatter.blogspot.com/2009/06/polski-chleb-pszenno-zytni-zaczyn-50g.html
O kurde ale mi sie komkplement trafil 🙂
Chyba zaczne sie odchudzac i na silownie chodzic coby mi miesni w brzuchu zamiast zapasow energii przybylo. Te energie odkladajaca sie w brzuchu zuzyje na te miesnie ktore ja zastapia. To jest plan. Tylko kto i kiedy go wykona. Moze jak juz tu wreszcie dziewczyna dojedzie to sie rusze 🙂 poki co szukam co by tu zjesc po lunchu ktory wydawal sie gora papayowo-passiflorowa a okazal sie mysza. Jutro ide na sushi po lekarzu, akurat jedno obok drugiego trzeba wiec skorzystac z okazji. Wezme aparat jak nie zapomne i machne jakies zdjecia surowym rybom. Ostatnio o sushi tu bylo.
yyc,
Z „Kuchnią” jest ta sama historia, co z „Poradnikiem Domowym”. „Kuchnia” narodziła się w wydawnictwie Prószyński i S-ka i tam stała sie popularna. Dzisiaj należy do Agory. Nawet z tą samą obsadą redakcyjną może mieć już nieco inny wygląd. Agora to fabryka, a w każdym wielkim zakładzie mniej uwagi zwraca się na detale.
No tak.
Wando Teksaśna! Dziękuje za linki. Zrobiłem sobie z nich zakładki i po obiedzie będę studiował.
Jerzor powiedział, że pyszna (faceci w tych sprawach nie kłamią, zwłaszcza jak głodni i po 14 kilometrowej trasie rowerowej z pracy…).
Trzy razy powtórzył (nie pytałam o zdanie), że naprawdę pyszna i czy zapisałam, jak robiłam 🙄
Nigdy nie zapisuję, robię zdjęcia i na podstawie foto albo mi się przypomni, albo coś podobnego wykombinuję.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1019.jpg
No to już gaszę u siebie, dobranoc
Alicjo, co to znaczy inwencja twórcza ! Ja ani przez sekundę nie wątpiłam, że Twoja zupa, będzie bardzo smakowała.
Ja bardzo lubiłam soczewicę na słodko-kwaśno, którą moja Mama robiła, jak tylko przyszedł „zrzut” od rodziny w RFN (lata 60 i 70-te). I jak się u nas pokazała, to ….. nie miałam odwagi jej zrobić 😥 Głupia, nawet nie wzięłam przepisu od Mamy i klapa. Kombinować sama nie mam odwagi, bo nie lubię się dowiadywać, że jestem kucharą do … „kitu” 😉 Mimo, że to czysta prawda 😳
Idę spać, w związku z tym, życzę wszystkim spokojnej nocy i pięknych snów.
😆 😆
Witam wieczorowo!
Alicjo zupa wygląda wspaniale.
Kilka lat temu miałam „odchył” w kierunku wegetarianizmu. Pomysł nie znalazł uznania u rodzinki, jestem zbyt leniwa aby gotować dwa rodzaje posiłków, więc tylko niektóre dania „przeszmuglowałam”. W taki sposób narodziła się zupa zbożowa z pszenicy, jęczmienia i soczewicy „bardzo wegetariańska”, bo na resztkach kurczaka pieczonego w sosie. Z wyglądu przypomina Twoją zupkę.
Pamiętam dzień gdy pierwszy raz pojawiła się na stole – patrzyli na nią spod oka, ale … od tego czasu często się o nią dopominają.
Nigdy w Polsce nie jadłam soczewicy, tylko w literaturze była (miska soczewicy!), a nie popularna w kuchni, nie wiem, jakie są wasze odczucia w tym względzie. Pierwszy raz w Austrii jadłam, (wspominałam), paskudna bryja rozgotowana, bez smaku, a przecież można to wspaniale zrobić na różne sposoby.
I doprawić, przede wszystkim!
Matahari…
mój młody ze swoją też mieli takie odchyły… przeszło, jak młody się odżelaził i omdlał. Trzeba wiedzieć, co się robi i jak robić, a nie tak bez głowy lecieć, bo nowość. Zaznaczam, ze wszystkiego chetnie próbuję, ale jak coś się ze mną nie zgadza, to po cholerę. No – chyba, że groziłaby mi śmierć głodowa!
Alicjo, dokładnie tak samo myślę
Nie mam wystarczającej wiedzy medycznej, a zgromadzona prze ze mnie literatura to głównie tłumaczenia amerykańskich publikacji. Ich propozycje w zetknięciu z naszymi realiami w latach 80-tych …
Co tu pisać, w czasieostatnich wakacji na bazarze udało mi się tylko raz kupić szpinak 😥
Z żalem czytam wpisy blogowiczów o bazarach w innych miastach 🙁
Zastanawiałaś się podziali prawdziwi dziennikarze …
Właśnie poprawiam matury próbne i tak sobie myślę, jeśli Ci młodzi ludzie „posiadają taką samą wiedzę” z innych przedmiotów jak z matematyki, to chyba niedługo przestanę czytać
Wróciłem i doczytałem do końca.
Była więc kolacja wydziałowa z okazji zbliżających sie Świąt.
Wybrane wcześniej dla mnie osobiście filety baranie były chyba dosłownie baranie, bo mimo , że dobrze smarzone (pieczone?), to jeszcze trzeba było jednak dobrze gryźć, aby połknąć. Nie wiem, rzadko używam tego gatunku (nie wiem, czy kiedykolwiek zamawiałem) i nie mam opinii. Smakowało ale nieźle. Był do tego jednak sos, który nie wybaczyłbym żadnemu kucharzowi. Chodziło mianowicie o tzw. sos holenderski , którego i tak nie lubię.Ten ale do tego był jeszcze z puszki. Znam to, bo raz kupiłem i wiem jak smakuje. To szło pod tytułem: sos metaxa. Może i było tam coś z ostatniego, ale wyczuć można było właścieiw tylko jeszcze smak curry. Za ten sos zdegradowałbym każdą restauracje. O daniach innych uczestników nie mam zdania, bo były przeróżne, a optyka nie mówi wszystkiego.
Co do twardości filetów owczych miałbym jeszcze wyrozumienie, bo jak pomyślę, to to nie są wielkie i częste zakupy dla nich i miałbym wyrozumieniez tego powodu, że zakupujący nie wie w końcu, co jest w koszyku.
Wypiłem do tego 0,3l piwa, jedno ouzo, jedno piwo bezalkoholowe i na koniec espresso. I na tym się skończyło. A teraz cztając i pisząc sączę Chardonnay i dziękuję wszystkim, którzy troszczą się o zdrowie mojej Lepszej Połowy (LP), która dziękuje za życzenia powrotu do zdrowia.
Teraz muszę ale iść spać, nie próbując nawet wejść w dialog z pozaoceańcami.
Trzymajcie się tam jakoś
pepegor
Pepegor!
Się trzymamy z Jerzem za swoje komputry na razie, bo za wcześnie na inne nie powiem jakie działalności…. pozdrawiamy Ciebie i LP, i niech Ona wraca do zdrowia!
Jerzor był sprawdzić, co tam u Franka i przyniósł znowu jakieś wino i wiśniówkę, Frank mu wcisnął. Wino zostawiam, bo butelka niezwykła, etykietka niewyrazna, jutro doczytam, ale wiśniówkę otworzyłam i po kusztyczku małym spróbowaliśmy…Owszem, godne!
Udaję się do tego miejsca, gdzie najlepiej się czyta… 😉
Pchły na noc!
WandoTX, dziękuję za linki z podpowiedziami, na jedną ze stron juz nawet kiedyś trafiłam 🙂 bardzo ładny ten Twój chleb 🙂
Alicjo jakbys chciala ogladac wschod slonca to moze za wczesnie ale na co innego moze byc za wczesnie to ciekaw jestem?
yyc, wschód słońca to chyba ja sobie obejrzę jak sie zaraz nie położę 🙂
to ja witam o wschodzie słońca …. 🙂
u mnie dzisiaj wschód 07:51, czyli minutę temu a zachód 15:38, pełnia, więc księżyc też zachodzi
Słońce wstaje na czerwono, dzisiaj ma wiać 3, do tego lekki przymrozek.
Miałam już wyjechać po owies, ale poproszono, zeby godzinę później.