Na widelcu – wędliny
Kiedy ludzie zaczęli się osiedlać, kiedy narodziło się rolnictwo – uprawa i hodowla – problem przechowania żywości nie znikał. Wszędzie tam, gdzie rozwijała się hodowla, a zwierzęta żywiły człowieka, konieczne stało się wymyślenie sposobów, jak sprawić, aby upolowane lub wyhodowane zwierzę dawało pożywienie, które można by przechowywać dłużej. Istniała także potrzeba robienia zapasów na okresy, kiedy jedzenia jest mniej. I to spowodowało szereg, jak byśmy to dziś powiedzieli, kulinarnych odkryć: cienki suchy chleb (np. na Sardynii carasau), sery (w Grecji i Italii) czy wreszcie suszone lub inaczej przetwarzane mięsa w całej niemal Europie – stawały się zabezpieczeniem na okres mniej obfitujący w jedzenie. W naszej strefie klimatycznej takim sposobem było wędzenie.
Z czasem proste robienie zapasów chroniących przed głodem połączyło się z dążeniem do uzyskiwania dobrych smaków. I właśnie przygotowywanie wędlin stało się dziedziną, w której szukano nowych smaków ze szczególnym powodzeniem. Od wieków mięso było dobrem bardzo cenionym, pożywieniem cenionym za smak, oznaką prestiżu i luksusu. Wędliny na stole spełniały tę funkcję jeszcze lepiej. Smakowały, były trwałe i były symbolem dostatku czy nawet prestiżu.
Naszą kuchnię i gust kulinarny w największym stopniu wykształcił wiek XIX, kiedy to kwitła produkcja domowych wędlin, opisywanych wielokrotne, choćby w polskich książkach kucharskich a także w… literaturze (np. w „Panu Tadeuszu”). Do umiejętności cenionych i wykorzystywanych należało robienie zapasów z mięs, pożytkowanie wszystkiego, co się dało przetworzyć. Przywołując porady Karoliny Nakwaskiej i Lucyny Ćwierczakiewiczowej oraz ich następczyń, można powiedzieć, że zużywano do wyrobu produktów jadalnych niemal wszystkie części ubijanych zwierząt (oprócz skór, kopyt i rogów, również przecież wykorzystywanych). Spiżarnie w dworach i dworkach były przynajmniej dwa razy do roku zapełniane własnymi wyrobami.
Warto wspomnieć, że wędliny robiono nie tylko z wieprzowiny i podrobów wieprzowych, ale i z drobiu (np. półgęski), jagnięciny lub baraniny, cielęciny i wołowiny.
Na ziemiach polskich istnieją obecnie wyraźne różnice regionalne, różnią się zarówno smaki, jak i rodzaje wyrobów. Ma to swoje źródło nie w różnicach geograficzno-klimatycznych, bo te nie są zasadnicze, ale przede wszystkim w różnicach wpływów, historycznej i kulturowej tradycji. Sławne wędliny litewskie są dotąd produkowane, jest to odrębny smak długo marynowanych, czyli peklowanych i długo suszonych, a następnie wędzonych mięs i przetworów. Dobre kiszki z Wielkopolski są nadal znakomite oraz cenione w innych regionach i rozsyłane na cały kraj. Regiony Małopolski też charakteryzują się od setek lat dobrymi, cenionymi po dziś dzień smakami. Ważna jest ciągłość tradycji, kultury jedzenia, będącej integralną częścią kultury, dzięki czemu nie tylko można produkować tradycyjnie, ale i smakowicie, przewidywalne wyroby, zgodne z tradycją.
Staram się podtrzymywać tę tradycję. A rezultaty bywają różne. Chwalę się jednak tylko sukcesami. I nie ulegam sugestiom ludzi wszystkowiedzących, którzy np. straszą, że świeżo uwędzona szynka przez kilka dni trzymana w lodówce zzielenieje.
A tu kilka dowodów:
Szynka i rolada z boczku z ostatniego wędzenia
Salceson i kiełbasa wiejska z pobliskiej rzeźni w Somiance
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Dzień dobry,
Pyro, dzięki za pamięć, przed chwilą wróciłam z Petersburga ( z małym popasem w Tallinie – chleb, nabiał i wędliny rewelacja, lepsze od litewskich, także przecież pysznych, lecz znacznie bardziej u nas znanych). Jedzenie było znakomite, typowo rosyjskie, choć z domieszkami kuchni uzbeckiej i kaukaskiej. Rosjanie są otwarci, serdeczni, gościnni i uczynni. I nie spotkałam nikogo nietrzeźwego – to w kwestii stereotypów.
Żal było wyjeżdżać.
Witaj, Bejotko z wojaży.
Gospodarz ma się czym pochwalić – wygląda apetycznie, ładnie pokazane i jeżeli stołownikom smakowało – to pełen sukces.
Ja bym też mogła się pochwalić tylko nie mam możliwości pokazania „osiągnięć”. Na naszym stole wielkanocnym nie było niczego z przetwórni. Biała kiełbasa, pasztet, wędliny dojrzewające, podsuszone – schab i karkówka były mojej roboty, a pyszna szynka peklowana i gotowana wyszła spod ręki Ryby. W chwili obecnej w lodówce jest jeszcze zamrożonych kilka porcji pasztetu, mięsa dojrzewające na przekąskę i na kanapki i druga część szynki.
Gospodarz pokazał też salceson (b.lubię) ale zwróciłam uwagę na to, że to co dzisiaj nazywamy salcesonem, w starych książkach kucharskich jest pod hasłem „kiszki rozmaite”, natomiast pod hasłem „salceson” są całkiem wytworne mięsne wyroby znane nam jako kiełbasy okładowe – szynkowa, czy krakowska sucha. Po prostu grube kiełbasy starannie podwędzane. Tak jest np w „Spiżarni obywatelskiej” i u Ćwierciakiewiczowej.
Bajaderko-witaj po podróży 🙂 Czekamy na fotoreportaż.
Szapobasy dla masarskiej produkcji Pyry !
Znamy bardzo dobrze wędliny ze sklepu w Somiance,najchętniej kupujemy tam jednak białą kiełbasę i kaszankę.Odradzamy natomiast ichniejsze pasztety.
Nie wiem,czy o tej porze wypada o alkoholach,ale jak będę czekać do 13.00 😉
to kto wie,może zapomnę.Wracam do wczorajszego Grand Marnier.Mój dziadek nie był kolejarzem,nie miałam też żadnego kolegi w technikum kolejowym 😉
Sławny francuski likier sączyłam dopiero z Osobistym Wędkarzem 🙂
Natomiast wczoraj w domu posucha-nie było ani Grand Marnier ani nawet skromnego Advocata i domowa młodzież skropiła lody likierem z orzechów laskowych.Też bardzo dobry pomysł 😀
Dzien dobry Danuska,
moja ulubiona kucharka z Luksemburga Lea Linster w swojej najnowszej ksiazce traktujacej wylacznie o jajach i kurach, podaje przepis na blyskawiczny likier jajeczny: 2 bardzo swieze zoltka utrzec z 1 lyzka cukru, dolac 3 lyzki zimnej smietany i 3 lyzki koniaku albo rumu. To jest porcja na 4 osoby. Ja zrobilam i wypilam sama.
Pozdrowienia z nad zimnego ciagle jeszcze Pomorza.
Eva47, ale te 3 łyzki alkoholu maja wystarczyc dla 4 osób 🙂 ?
Ewa47 – taki przepis na małe porcje bardzo się przydaje. Lody, owoce jagodowe, letnie desery – prawie do wszystkiego.
Kupiłam 2 następne pęczki szparagów. Dzisiaj trochę drożej – po 6 złotych. Zawsze warzywa i owoce przed niedzielą drożeją. Tymi pierwszymi trzeba się nacieszyć, a potem można kombinować: pieczone w oliwie z jajecznym sosem, albo gotowane pod sosem holenderskim, albo zapiekane na szynce jak Kot podawał, albo w charakterze przystawki w szynce i na 100 innych sposobów, Wiosna to są szparagi, czyli jeden z moich grzechów nie najcięższych.
Evo-dziękuję.Taki przepis na małą porcję to,jak podejrzewam,jest bardzo zgubny 😉
Pyro-w Poznaniu szparagi o niebo tańsze niż na warszawskim Ursynowie.
Wczoraj były po 10 zł/pęczek.
Na szparagi się nie skusiłam,bo były z lekka przywiędłe,ale kupiłam bardzo smaczne truskawki po 8zł/kg.
Danuśko, będą zdjęcia znad Newy na blogu, ale to nie dzisiaj.
Duże M, nie sądzę, by w jajkowym przepisie Evy47 chodziło o to, by te 4 osoby naalkoholizować do wypęku, a raczej o proporcje smacznego sosiku do słodkości – i to jest bardzo przydatne, dzięki Evo, nieraz kombinowałam, czym by tu „uszlachetnić” zwykłe lody z pudełka, czy inny deser.
Dzień dobry, lubię domowe wędliny. Mój tata lubi eksperymentować i gdy ma natchnienie 🙂 przyrządza różne rodzaje kiełbas. W tym roku na święta przygotował tradycyjnie szynkę gotowaną, białą kiełbasę i kiełbasę „szynkową”, która naprawdę była bardzo smaczna i zniknęła najszybciej. Zimą eksperymentuje częściej 🙂
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1918
„Kto wyleczy trwale? Histeryczka, furyatka, dla otoczenia nadzwyczaj niebezpieczna, bije naczyniami, nożami, stan powraca na tle dewocyjnem co 5 lat. Zgłoszenia: Zajączkowska, Wadowice”
Bajaderko-w Petersburgu(wtedy Leningradzie)byłam w wieku lat 16 w ramach szkolnej wymiany uczniowskiej.Wspominam ten pobyt bardzo miło i chciałabym znowu tam pojechać,zresztą Alain też.Tallin zwiedzaliśmy kilka lat temu,to naprawdę piękne miasto.Będę zatem cierpliwie czekać na Twoje zdjęcia 🙂
Danuśka – w Poznaniu też są i takie, po 10,-. Nie mam do nich zaufania; często okazywały się „drewniane” Kupuję średniej grubości patrząc, czy nie ma na skórce szparek (podłużne zmarszczki) bo te są cięte 3 dni temu, a najchętniej takie, które są połamane w pęczku. Te ostatnie są tak kruche, że pękają pod naciskiem gumki. Poznaniu i okolicy szparagi hodowano już 200 lat temu i są dość powszechnie lubiane. Niektórym przeszkadza swoisty, ostry zapach szparagów. Pachnie aspargina i pachnie nawóz. Szparagi rosną na dużych dawkach nawozu naturalnego. Kiedyś kucharki, które nie wiedziały o solach i witaminach rozpuszczalnych w wodzie, moczyły szparagi od wieczora poprzedniego dnia w dwukrotnie zmienianej zimnej wodzie – wtedy zapachu nie było (ale i asparginy pewnie też, a to bardzo cenny lek w naszych nie nazbyt młodych latacch.
Bejotko, to ja też poczekam na zdjęcia znad Newy, miałem kiedyś przyjemność być tam co 8 dni przez 4 miesiące, na jednej łajbie 🙂
Oprócz Bursztynowej Komnaty(za mało czasu pomiędzy wachtami), włóczyliśmy się niemal wszędzie. Ciekaw jestem bardzo, jak wygląda St.Petersburg Twoimi oczami.
Jeśli ktoś z Was ma ochotę, Małżonka spędziła Wielkanoc nieco inaczej, bo w buddyjskiej świątyni. O jedzonku też wspomina 😉
Widzę, Krzychu, że pływałeś na „tramwaju”, jak nasz Matros, tylko on do Hamburga. Już tam nie pływają. Zapiski Połowicy bardzo interesujące, tylko szkoda, że fotki nie opisane. Nisia też pokazywała fajne fotki z Pitra. Dwoje naszych Blogowiczów studiowało tam (obydwaj nie żyją, niestety) i też wspominali to miasto i uczelnie z sentymentem – chociaż i z podkreśleniem egzotyki (lata 50-te i wczesne 60-te)
Krzychu-małżonka miała bardzo ciekawą Wielkanoc 🙂
Pyro-wczoraj wspominałaś,że kupiłaś pieczarki.Może wykorzystasz kilka na taką pastę?
http://wege-kuchnia.blogspot.com/2014/04/pasta-pieczarkowo-orzechowa.html
Danusiu – za kilka tygodni. W tej chwili ani Młodsza, ani ja nie gryziemy. Niczego.
Mój „Tramwaj” był z Hamburga do St.Petersburga ;), z kilkoma przystankami pomiędzy pętlami. Ale to było dwie książeczki żeglarskie temu.
Przekażę Połowicy(bo jeszcze nie dotarłem do domu), żeby opisała zdjęcia.
Bjk, Eva napisała, że jest to porcja na 4 osoby, która wypiła sama. Nie wspominała o sosie ( zasugerowałaś się wpisem Pyry chyba) stąd moje pytanie. Z moich prób wynika, że najlepiej próbując dodawać alkohol do osiągnięcia zadowalającego smakowo efektu końcowego. Dzięki Evo47 za autorkę i tytuł – poszukam. 🙂
No i dostałem odpowiedź:
„nic nie będę opisywać, z tekstu wynika co jest na zdjęciach. Świątynia, pagoda, mnich, góry, micha z żarciem, herbata, poduszka, micha z żarciem, Monopol”.
Chyba to był dłuugi dzień… 🙂
Krzychu, bursztynowa komnata obejrzana. Kopia tamtej zaginionej. Ale większe wrażenie robiły inne miejsca, niż Carskie Sioło i inne pałace. Święta Żony ciekawe. Zazdroszczę Ci regularnych pobytów w Pitrze. Zdjęcia będą, muszę je przejrzeć i wybrać z kilkuset kilkanaście do pokazania.
DużeM, pisałam o sosie do deserów, bo Eva47 podała ten przepis w odpowiedzi na „nie było ani Grand Marnier ani nawet skromnego Advocata i domowa młodzież skropiła lody likierem z orzechów laskowych”.
Krzychu, mieliście podobną drogę; oni mieli trasę Świnoujście – Gdański – jakiś port przed Kronsztadem – zabierali części „skorupy” statku i holowali do Hamburga. Obydwie te stocznie zakończyły współpracę, albo ktoś robotę podkupił.
Niniejszym anonsuję, że mieszkańcom Poznania przybył bardzo młody obywatel, lat 28 godzin mniej więcej, Tymon ci mu na imię, a powiązania z blogowiskiem ma takie, że to drugi wnuk naszej Tereski Pomorskiej, którą możemy uznać za blogowiczkę, skoro bywa na blogowych Zjazdach u Starej Żaby.
http://alicja.homelinux.com/news/Tymek.jpg
Tymek będzie zajadał warzywa i owoce produkowane na nawozie dorocznie pobieranym od koni Starej Żaby 😎
Przy okazji poplotkuję (za pozwoleniem!), otóż Tereska jest NADopiekuńcza, jak przystało na pielęgniarkę, więc słusznie podejrzewała, że Młode ja wprowadziły w błąd z datą, kiedy ma się Tymon narodzić. Byłaby tam ze 2 tygodnie temu i wprowadzała nerwową atmosferę, a tak – to jedzie dopiero dzisiaj, zdążyła mi nadać komunikat i podesłać fotkę 🙂
Alicja – pogratuluj Teresce i Młodym. Tymon ma prześliczne dołeczki na łapkach i kolankach. I to całkiem spory maluszek.
Alicjo-oczywiście,że gratulujemy Teresce kolejnego wnuka,ale przy okazji gratulujemy też Teresce całkowicie niebabcinego wyglądu.Tereska jest bardzo młodzieńczo wyglądającą babcią.Mamy jeszcze parę takich egzemplarzy na Blogu 😉
Pyro-ten przepis,który zapodałam jest wręcz dla niegryzących niemowlaków 🙂
Orzechy zmielone,a pieczarki utarte,ale nie będę się wtrącać w Twoją dietę.
Tereska jest całkiem młodą kobietą, to co tu gratulować wyglądu 🙄
Przypomniało mi się, że moja Mama miała 41 lat, kiedy została „pasowana na babcię”, nie przeze mnie, ja akurat szkołę średnią kończyłam. Mama też wyglądała niebabciowo, była zajęta swoja pracą, nie przypominam sobie, żeby któregokolwiek wnuka przewinęła albo kleiła się do maluszka z tymi wszystkimi typowymi dla babć zachowań. Samodzielnie i bez pomocy wychowała czwórkę dzieci, zdaje mi się, że to wystarczyło jej na całe życie i nie paliła sie do takich zajęć. Tata ciągle poza domem, siłą rzeczy nie pomagał przy pracach naokoło-oseskowych, ale doskonale pamiętam wspólne obiady niedzielne (kiedy nie miał dyżuru) i takie inne okazje. Czyli wszystko jakoś się uzupełniało.
Tymek się narodził, a zmarł Hansi, nasz stary przyjaciel z Niemiec. Dożył, jak ja bym to określiła, późnego średniego wieku (82 lata), bo apetyt na życie miał ogromny, był dr.prawa, ciągle pracował, podróżował (u nas też był), pisał i kiedy tylko mógł uniknąć samochodu – jeździł na rowerze 🙂
Myśmy jechali kupą, mości panowie, na wieś pod Munster na zebranie przyjacielskie, a Hansi za nami na rowerku.
To zdjęcie sprzed 10 lat – byliśmy tam ostatnim razem, a w tym roku właśnie umawiałyśmy się z Ullą (żona Hansiego, ta po lewej, 78 lat obecnie), żeby powtórzyć spotkanie w październiku, niespodziankowe przybycie na urodziny Michaela. I chyba to zrobimy.
http://alicja.homelinux.com/news/hpim1707.jpg
No i Sławek nie dojechał; Poznań mu wypadł z planu. Został garnczek szparagów i kurzy biust moknący w maderze. A kiedyś się obraził kiedy powiedziałam, że gdybym się z takim umawiała, to bym dziewicą umierać musiała. Nie ma się o co obrażać – prawda nas wyzwoli!
Młodsza przyniosła oprócz kwiatów 2 upominki od wychowanków : Pióro z napisem „najlepszy nauczyciel” i zapalniczkę jakąś ekstra na benzynę i krzesiwko z dożywotnią gwarancją, na której z jednej strony wygrawerowano : Klasa III r 2014, a z drugiej „proste, jak budowa cepa”. Ponoć jest to ulubione powiedzonko pani psor, wyjaśniającej jakieś uczniowskie wątpliwości. Młoda jest bardzo zadowolona. Mówi, że w następnym roku nie musi brać wychowawstwa, należy się rok przerwy po 2 turach maturalnych.
https://www.youtube.com/watch?v=w0ffwDYo00Q
Chłe chłe… to „proste jak budowa cepa” znam, tylko jakoś dziwnie wypowiadacz tych mądrości najprostszej rzeczy nie sprostuje (domowo) 😉
Chyba, że bardzo TRZA.
A w Poznaniu wstydliwa sensacja. W wielkim i nowym centrum handlowym, tym, do którego doczepiono nowy dworzec. na najwyższym, trzecim poziomie spadło w nocy 1000 m kw. podwieszonego sufitu. Nie było błędów wykonawcy, tylko brak wyobraźni projektanta. Otóż między stropem, a owym w większości gipsowym sufitem przebiega instalacja zraszaczy. Tam to zdarzyła się awaria i zaczęła woda ciec – no i poszedł ten tysiąc metrów. Budynek zamknięty i do peronów trzeba tunelem albo górą. Tak ma być kilkanaście dni. A tam 500 sklepów, barów itp i normalnie tłumy. Kto handlowcom zapłaci za straty handlowe i konieczność częściowego remontu?
W niedzielę koncert Placido Domingo. Dzisiaj już zwiedzał katedrę i „Bramę Poznania – ICHOT” czyli nowe centrum multimedialne historii miasta (budynek nagrodzony w br).
Państwo dziś mówiło o Petersburgu i Państwo wzbudziło we mnie wspomnienia. Pyro, pokazywałam kilka zdjęć, a teraz proszę więcej…
Podpisywać nie miałam czasu, kto był, ten się zorientuje, a kto nie, to mu wszystko jedno.
W pierwszej części na początku jest migawka ze startu Tall Ships’ Races 2009. Nawiasem: wyholowano na Zatokę Dar Pomorza i statki defilowały przed nim.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/DarWPetersburgu
Szarak nie chciał by pan Piotr zatruł się własną szynką. Karygodne. Kara w postaci tytułu „Wszechwiedzący Miesiąca” jak najbardziej zasłużona.
Moim zdaniem wszystkie objawy nawet szczątkowej wiedzy powinny być zwalczane w zarodku 🙂
Zielone jajka i szynka
Nadal obchodzę urodziny wszystkich Blogowian bez wyjątku i nawet groźba tortur nie zmusi mnie do zmiany tego niecnego procederu. Miłujmy się – to proste jak budowa cepa.
Alicjo – oba zdjęcia pełne ciepła i wyrazu. Danke.
Impresja numer 2. Proszę wybaczyć mnóstwo nocnych wariacji z Mostem Błagożestwiennym (do niedawna Mostem Sierżanta Szmita). Nie mogłam się powstrzymać.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Petersburg2
Suplement: Peterhof, spacerek. ZA DUŻO ZŁOTA.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/PeterhofCzyliZaDuzoZOta
Chciałabym tam wrócić. Co najmniej na tydzien i bez napinek.
Nisiu – obejrzałam. Jestem dumna jak paw – rozpoznałam mnóstwo obiektów, chociaż nie byłam. Złoto, imperialne złoto, empire z monstrualną przesadą, ale wdzięczne przez strugi wody. A tak na marginesie, to szyper strażaka powinien Ci postawić co najmniej szklankę rumu – kapitalny portret jednostki.
Nie wiem dlaczego ale nie lubię tych cebulastych zwieńczeń wieżyczek. Wiem, że są typowe i że powinny tam być, ale nie lubię i już.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę na portret p.prof Pawłowicz w SO przy tekście Skalskiego. Jest niezwykle wierny, ale nie zdziwiłabym się wcale, gdyby kobieta wpadła w szał.
Ja! Ja widziałam!
I popłakałam się ze śmiechu…
Dzicz!
Pyruniu, takie sikające strażaki są na większości imprez portowych. Pamiętam z dzieciństwa Strażaka 22 w Szczecinie – jakżeż on sikał wspaniale!
No widzisz Nisiu – w dzieciństwie nawet strażak sika wspanialej.
No pewnie. W dzieciństwie wszystko jest większe i bardziej imponujące.
„Czem zastąpić napoje alkoholiczne?” 1904
„limonadą cytrynową, limonadą z soku z czarnych jagód, wodami mineralnymi, mlekiem, maślanką, serwatką, mlekiem migdałowym i orzechowym, kawą, herbatą ruską lub chińską, czajem krajowym, kwasem z rżanej mąki i chleba, kwasem gruszkowym (trzeba uważać, żeby nie dać wbłąkać się nabolałym), chłodnikiem lipowym lub różanym”.
Przepisy: http://www.polona.pl/item/15225414/6/
Umartwiam się i w ramach wieczornego toastu sączę wiśniówkę wytrawną własnej produkcji. Jest nie tylko wytrawna ale i nieźle gorzkawa bo za długo moczyłam pestki. Jest doskonała do marynat mięsnych i jako goryczka do drinków. Solo jest niezwykle oszczędnym trunkiem – więcej niż 25 ml raczej wypić się nie da. I czy to ładnie w ten sposób czcić imieniny zmarłego męża?
Wredna jesteś nisiu i już! Tera będę odreogowywać, psiakrew i psiakość (ło ten Petersburg mi lata).
Z drugiej strony, a nawet z czwartej, nie da rady być wszędzie, i jak moja Mama mawiała „z dupą na wszystkich kiermaszach”. Jest w tym prawda, ale trzeba chcieć…
http://alicja.homelinux.com/news/hpim1729.jpg
Pyro,
bardzo proszę, przeczytaj (jeśli nie przeczytałaś jeszcze) książkę Stefanii Grodzieńskiej – „Już nic nie muszę”
I robisz to, co chcesz. Zdrowie!
A na razie fruwają motyle, i tyle.
Asiu – dzięki za linkę – przepisy przeczytam jutro, bo jestem jakoś mało lotna o tej porze.
Alicjo – jeden z moich anty-depresantów.
chłe chłe… no właśnie 🙂
…i jaśniej
Nisiu, ten most to naprawdę „tylko sierżanta” Szmita?
Jakoś chodzi mi po głowie widziana w TV PRL, jakies 50 lat temu sztuka, gdzie facet chodził po urzędach przedstawiając się: ?Jestem synem lejtnanda Szmita?.
Awansował Szmit? Awansował go hochsztapler, aby wymóc więcej?
Tak, czy tak, wolę sierżanta Pepera.
Pepe – przyjedziesz na zjazd? Ostatni weekend sierpnia w Żabich. Żaba zaprasza na dziczyznę.
Dobrej nocy.
Lejtnanta, oczywiście.
Przejęzyczyłam się.
Pepegor, „Synem sierzanta Szmita” byl Ostap Bender. Z powiesci Ilfa i Pietrowa „Zloty cielec”.
„…rano dziewczyna blada jak sciana wychodzi z łazienki i mówi facetowi, który w kuchni szykuje sniadanie:
-słuchaj, mam dwie belki….
-co się stało? – pyta facet.
-no chyba nie myślisz durniu skończony ze zostałam kapralem…”
Dobranoc 🙂
…A w Jukeju jest cyklicznie na widelcu* polska młoda imigracja.
Tym razem w świetle nie tylko negatywnym, co najczęstsze w tabloidach.
Polish invasion that’s SAVED my home town: An influx of 25,000 Poles has left Southampton’s schools full to bursting – with some locals feeling pushed out. But BARBARA DAVIES, who grew up there, found there’s another side to the story
Parę smakowitych cytacików:
Halfway down the street, greengrocers Andy and Pam Phillips have been selling fruit and veg for nearly half a century. Even on a quiet Tuesday afternoon, when the aisles of the local Tesco are almost deserted, there are queues in front of the stall which the husband and wife, both 72, run from outside their shop, Affordable Fruits.
?If it wasn?t for the Poles, I would have closed down years ago,? says Mr Phillips. ?They?re much healthier than the Brits, more old-fashioned. They eat loads of fruit and veg, and they cook from scratch.
?While lots of Brits go to the supermarkets, the Polish and the Eastern Europeans shop with us. We?re the closest thing they can find to what they left back at home.
?They?ve injected new life into the area at a time when lots of shops around here were closing down.?
:
Indeed, meeting and speaking to the Poles who have settled here, what is striking is just how self-reliant and aspirational they are.
Conversely, the men I see propped up in the doorway of The Shirley Hotel Pub in the midday sun, with a pint in one hand and a cigarette in the other, are British, not Polish.
Similarly, the harassed mothers with toddlers and babies, manhandling their buggies through the doors of the local McDonald?s, are screeching at their children in English, not Polish.
Coś takiego w Daily Mail, w ichnich obecnych nastrojach i konfiguracjach ekonom.-społ.-polit. – to jawna i bezczelna prowokacja! 😈 (Co widać w reakcjach komentatorów) 😀
…Podobne kwiatki w deszczowo-leniwy sobotni poranek – bezcenne!
Za wszystko inne zapłacisz… jakimś kolejnym Polish-bashing (w porywach – również pod tym blogiem…) 😎
______
*kabanosy itp wędzone smakowitości z Polish deli też są wzmiankowane, jakżeby inaczej! 😀
Oj, stale zapominam, że tutejszy wordpress wciąż nie umie odwzorowywać z kopii wszystkich znaków przestankowych!… 🙁
Na szczęście jest link.
Uwaga z 8:26 odnosi się do mojego komentarza z 8:23, zawierającego link oraz cytaty z tekściku, który wciąż jest na jedynce brytyjskiego „rodzinnego tabloidu”, The Daily Mail:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-2613565/Polish-invasion-thats-SAVED-home-town-An-influx-25-000-Poles-left-Southamptons-schools-bursting-locals-feeling-pushed-But-BARBARA-DAVIES-grew-theres-story.html
Jeden z cytacików żywieniowych:
‚If it wasn’t for the Poles, I would have closed down years ago,’ says Mr Phillips. ‚They’re much healthier than the Brits, more old-fashioned. They eat loads of fruit and veg, and they cook from scratch.
‚While lots of Brits go to the supermarkets, the Polish and the Eastern Europeans shop with us. We’re the closest thing they can find to what they left back at home.
‚They’ve injected new life into the area at a time when lots of shops around here were closing down.’
…a nuż (widelec) tym razem przejdzie… 😀
Kiedy był czas, to Pyra uczyła się łaciny, nie angielskiego, potem j. Puszkina i co nie co niemieckiego, a z angielskim… no, właśnie.
Poranek sobotni dosyć pracowity – pies, zakupy, robić kolejny, zwariowany obiad (krojone truskawki z bitą śmietaną i po porcji tatara wołowego żółtkiem) resztka szparagów będzie do kolacji. Jestem ciekawa ile jeszcze potraw „bez gryzienia” uda mi się wymyślić – to nie dieta, tylko dentysta. A trzeba pamiętać, że Młodsza nie je warzyw pure i gotowanego mięsa. Szparagi można jeść stosując taktykę szpaka & gąsienica. W przewidywanej przyszłości jet jeszcze mus z wątróbek i pulpety z kurczaka w ostrym sosie orientalnym i oczywiście gzik z pyrami. Co dalej nie wiem, coś się wymyśli.
Jest w Petersburgu też pomnik Ostapa Bendera http://www.panoramio.com/photo/23291411
Już dałam pierwszy wpisik z petersburskich wrażeń
Nisiu, obejrzałam Twoje zdjęcia Twoje, pewnie, że za wiele tam złota na nasz gust, zresztą jak i w tych wszystkich pałacach. Ale to w pewien sposób tłumaczy nam mentalność, gust i inne sprawy, mnie wizyta w tych miejscach pomogła zrozumieć Rosjan.
W kolejnych wpisach pokażę swoje wrażenia, będzie pewnie więcej współczesności i codzienności, niż blasku carów.
Jest w Petersburgu też ładny pomnik Ostapa Bendera.
Już dałam pierwszy wpisik z petersburskich wrażeń
Nisiu, obejrzałam Twoje zdjęcia Twoje, pewnie, że za wiele tam złota na nasz gust, zresztą jak i w tych wszystkich pałacach. Ale to w pewien sposób tłumaczy nam mentalność, gust i inne sprawy, mnie wizyta w tych miejscach pomogła zrozumieć Rosjan.
W kolejnych wpisach pokażę swoje wrażenia, będzie pewnie więcej współczesności i codzienności, niż blasku carów.
Och, Pyruniu, nie jesteś Światową Kobietą… Szybciutko na kurs!
Ja dzisiaj chyba zadowolę się pyrami nie z gzikiem, tylko z przeterminowanym kefirem.
Taki przeterminowany to chyba ma więcej pożytecznej flory bakteryjnej, nie?
Bajaderko, jak zmniejszyć Twój blog? Pokazuje się – nie wiem, czy tylko mnie – w jakimś przeogromnym formacie i nie wiem, co z nim zrobić. Oglądać po kawałku trochę niewygodnie.
Nie wiem, Nisiu, zerknęłam kontrolnie i u mnie jest OK, sprawdziłam w wersji mobilnej i stacjonarnej. Masz tylko obrazki wielkie, czy całość?
Nisiu, sprawdziłam u eksperta zewnętrznego, nie powinno nic się dziać, prawidłowo chodzi na Windows i Linuxie. Może coś z JavaScript nie tak, albo po prostu trzeba przeładować stronę?
Bejotko – bogactwo złoceń i draperii; ta kurtyna! I co się dziwić portierom u okien Janukowycza? Ale tancerki znakomite i takie wdzięcznie kobiece (niezależnie od wieku).
Nisiu – cały tydzień w szkole żywi się jogurtami z bananem; już nie może patrzeć na to.
Bejitko, u mnie otwiera się normalnie. Twoje zdjęcia zachęcają, żeby tam w końcu pojechać 🙂
Bejotko, u mnie otwiera sie normalnie. To Ty jestes ta tancerka ?
Elap, jeśli ja jestem tancerką, to tylko ewentualne na linie… lub na kruchym lodzie. A serio, to ekipa „Maryjki” jest perfekcyjna pod każdym względem. Jeśli już jest się w Petersburgu, to bardzo warto wybrać się do właśnie tego teatru na spektakl, bilety można kupić wcześniej przez internet, zwykle sala wyprzedana do ostatniego miejsca.
W przerwie pija się wino pogryzając kanapką z kawiorem (by było i kulinarnie).
Małgosiu, zdjęcia z miasta dodam za jakiś czas, ale jak zwykle będzie mniej tego, co jest w każdym przewodniku, a więcej osobistych podglądnięć.
Witam, Nisiu CTRL i – (minus) zmniejszy, + zwiększy.
U mnie pokazuje się normalnie. Piękna wycieczka, dziękuję 🙂
Yurku też bym o poradę prosił. Skype?
Cichal za chwilę, aktualizuję nową wersję.
Racja, Yurku, zawsze zapominam o tej prostej możliwości…
No, obejrzałam.
Balet mi nie robi, nawet najlepszy na świecie, znaczy rosyjski, ale chętnie bym poszła do Marinki na jakąś soczystą operę. Najchętniej na Borysa Godunowa…
Podsypiamy sobie na słoneczku….
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3878.JPG
Balet mi robi, ale od razu się przyznaję, że byłam w zamierzchłej przeszłości i tylko na jednym – Jezioro Łabędzie w Operze Wrocławskiej. Telewizyjne, niechby najlepsze przedstawienia, nie robią na mnie wrażenia. Wydaje mi się, że trzeba być osobiście w świątynii sztuki i obejrzeć rzecz na żywo. Podobnie – wydaje mi się – z teatrem.
Za moich czasów poniedziałkowy Teatr Telewizji trzymał przy ekranach, ale dopiero za jakiś miałam okazję porównać, jaka jest różnica między teatrem tv, a teatrem na żywo. No ale takie to były czasy, że wybrać się do teatru z zapadłej prowincji to było ale przedsięwzięcie 🙄
Organizowała to szkoła – i nie bez trudów, bo przecież trzeba było załatwić autobus (circa 65 km w jedną stronę) i mnóstwo innych rzeczy. Jakoś dawali radę…
Niestety, muszę się pochwalić naszym współlokatorem. To spojrzenie jest pod tytułem „czego?! Nie zawracać mi głowy…no dobra, zapozuję 🙄 ”
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9295.JPG
Kocio jak Makawity z Eliota.
Balet kocham; rosyjski przede wszystkim. Od „tańców połowieckich”, „Złotego kogucika”, „Jeziora..” po „Święto wiosny”.
Nasze – nie wszystkie: „Pan Twardowski” ma taką sobie muzykę, a „Harnasie” nie każdy zespół wykona dobrze
Muzykę rosyjską, to ja bardzo, a już u źródeł i w takim wykonaniu… to w ogóle. Pewnie, że wolałabym Czajkowskiego w tym teatrze, ale poszłam, na to, co było w repertuarze podczas mojego pobytu. Szczęśliwa, że udało mi się zdobyć bilet i być w ogóle w Maryjskim.
Alicjo, piękny wyrazisty kot. W kolejnym wpisie będą i koty petersburskie, mają się tam bardzo dobrze, wypasione, jak we Włoszech, a jeden nawet urzęduje w nekropolii carów na sarkofagach.
Słucham muzyki na balecie się nie znam i niech tak będzie.
https://www.youtube.com/watch?v=EgsTYxMOuV8
Bjk,
muzyka muzyką, mnie bardzo poruszyła biografia Czajkowskiego, napisana przez Anthony’ego Holdena. Nie wiem, czy jest przetłumaczona na język polski, pierwsze wydanie było bodaj w 1995 roku. Nie lubię czytać po angielsku, ale trzymało mnie to od pierwszej do prawie pięćsetnej strony bez przerwy.
Przypomina mi się też film z Richardem Chamberlainem jako Czajkowski, piękny, poruszający film. Znalazłam niestety, tylko „zajawkę”, ale pewnie gdzieś tam jest na sieci. Piękny film o pięknym człowieku.
https://www.youtube.com/watch?v=JHySEhmbGFc
https://www.youtube.com/watch?v=N7gh-5oI_lE
Alicjo, dzięki za namiary na książkę i film. Ten film znalazłam w całości jedynie w węgierskiej wersji językowej, ale poszperam jeszcze.
Przy okazji pobytu w Ławrze Aleksandra Newskiego odwiedziłam na pobliskim Cmentarzu Tichwińskim groby petersburżan: Czajkowskiego, Rimskiego-Korsakowa, Borodina, Musorgskiego, Dostojewskiego też z rozpędu. W Ławrze i na cmentarzu nie robiłam zdjęć, był Wielki Piątek, nabożeństwa, ludzie się modlili.
Kochankowie muzyki, The Music Lovers dobre, tylko dla czego filmy tak długo trwają?
bjk,
też namierzyłam wersję węgierską, rozumiem o tyle, że pamiętam film sprzed tylu lat.
Tego gościa też kocham od zawsze, yurek.
https://www.youtube.com/watch?v=IfBCbUw96ak
Ja sie nie znam na muzyce, znam sie tylko na tym, co mi sie podoba i „chyta” mnie za serce. Zazwyczaj są to jakieś klasyki, i na przykład w tym Piotrze, co to ta symfonia, jest tyle muzyki w muzyce, że aż.
Bjk,
poodwiedzałaś groby moich ulubionych. Rosyjska kultura ma wielu WIELKICH artystów.
A tyle się znawcy ( w tym i nasi) nawybrzydzali: że to muzyka popularna, że każdy buchalter rozgrywając wista może sobie zanucić Czajkowskiego, że to pierwszorzędna drugorzędna muzyka. No i bardzo dobrze, musi być w końcu muzyka i dla takich laików, jak Pyra (w wista nie grywam ale obydwa motywy z Pierwszego Koncertu nucę) i wiele innych melodii kompozytora też , bo on torzył melodie, nie szum muzyczny.
yurek,
normalny „wymiar” filmowy chyba, nie?
To zatańczmy z Czajkowskim
http://youtu.be/GC7PycSBILc
I z Szostakowiczem.
http://youtu.be/WPjNphbbla0
Jakie śliczne, młode uczucie – zawrót głowy od muzyki, tańca i bliskości. I ślicznie zagrane – delikatnie, z wdziękiem i kulturą.
Bez komentarza!!!
https://www.youtube.com/watch?v=hjHnWz3EyHs#t=223
Bajaderko,
ja też mam zawsze wątpliwości, czy mogę fotografować, czy nie, zwłaszcza w świątyniach.
W Kościele Mariackim pobierają opłatę i proszą, żeby robić zdjęcia bez używania lampy błyskowej. Tak jest chyba na całym świecie, ale nie wszędzie pobierają opłatę, zostawiasz „co łaska” i zazwyczaj więcej, niż te 5 złotych.
Zdarza się, że trafiam na jakieś dziecko, wdzięczny temat fotograficzny – zawsze pytam mamę, czy mogę zrobić zdjęcie. A pod ręką mam właśnie kulinarne zdjęcie (wrażliwi na jakość – proszę sobie darować oglądanie) z ulubionej knajpy w Jaco (Kostaryka), gdzie chodziliśmy coś zjeść.
Wybór niewielki (to wielki plus!), wszystko gotowane na widoku i pogadać można z właścicielką 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2712.JPG
Nie, nie wygląda to jak wytworna restauracja, ale kiedy zapytaliśmy lokalnych, gdzie tu najlepiej daja zjeść, skierowali nas właśnie tam.
Yurek,
jeżeli ktoś ma jakąś pasję i zdrowie mu pozwala – tylko pozazdrościć w takim wieku 🙂
Ja za!
Poznaniak
Chwytanie chwil zachwytu różnie może wyglądać. Znałam starszego pana, wdowca, ojca trzech dorosłych i samodzielnych synów, człowieka, jak na polskie realia PRL, bardzo zamożnego. Właściwie nie wiadomo ile miał i skąd, bo co prawda uprawiał jakieś hektary sadu – w tym dobrą szkółkę, sam żył bardzo skromnie w parterowym domku. Otóż jego majątkiem przez jakieś 20 lat tuczył się Ermitaż w Leningradzie. Pan Jan starał się załapać na każdy wyjazd „pociągiem przyjaźni” czy z Orbisem i jak w dym szedł do Ermitażu, a następnego dnia do pracowni konserwacji i kopiowania i zamawiał kolejny portret albo bukolikę, kochał XVIIIw. Płacił w dolarach. Z reguły po 5-6 miesiącach pocztą dyplomatyczną przez poznański konsulat ZSRR otrzymywał doskonale wykonaną, postarzoną i oprawioną kopię zamówionego obrazu. Za mojej pamięci zgromadził ich 11 (kopista sygnował kopię na odwrocie i muzeum dawało dokument właścicielski). Już nie pracowałam, ale doszły mnie wieści przez znajomych, że p. Jan zmarł, a synowie zamiast sporej gotówki dostali tylko ten sad i kilkanaście kopii malarstwa. Ponoć jeden z nich tak się wściekł, że pociął jeden z nich nożem. I niepotrzebnie, bo za mistrzowską kopię można żądać 15 – 20% wartości oryginału, a chętnych wielu. Sprzedali wszystkie i to w Niemczech – jako udokumentowane kopie nie podlegały polskiej ochronie dóbr kultury.
Kulinarnie – wstawać!!! Śniadanie na stole!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3431.JPG
http://www.polskieradio.pl/Player/67
Nie pójdę teraz do lasu, ale dobrze przyjrzałam się p. Stańczykowi. To już inny typ tancerza – owszem – doskonała technika w klasyku, ale budowa dosyć atletyczna. Przy takich solistach może i młoda Pyra by się w zespole utrzymała, a tak? Poradzili Mamie żeby córkę zabrała ze szkoły po 4-tej klasie: za bardzo rośnie, za duża, takich „kariatyd” żaden partner nie podniesie. No i nie zostałam tancerką, czego zresztą nigdy nie żałowałam. To jest ciężka, mordercza robota za psie pieniądze, a wybije się jedna osoba na 3 roczniki. Ta szkoła była wtedy przy operze, dopiero potem stała się szkoła państwową, autonomiczną. Zostały mi w niej koleżanki: jedna dobiła się stopnia solistki i 4 zostały koryfejami, żadna kariera i ok. czterdziestki szlus – po zawodzie, chyba tylko robota instruktorek w ruchu amatorskim. I za jeszcze gorsze pieniądze. Jednak fakt – Stanczyk by mnie chyba podniósł. (oczywiście nie z dzisiejszą wagą)
Bardzo piękny, i bardzo ciężki film, uprzedzam. Warto obejrzeć. Trochę mi przypomina „My left foot”.
http://www.filmweb.pl/film/Chce+si%C4%99+%C5%BCy%C4%87-2013-648982
Szkoła tańca była w Poznaniu na ul. Gołębiej 8 i chyba dalej jest. Miałam 10 lat, krzywawe nogi, aspiracje wielkie, ale mnie odrzucili z wejścia 🙁
Ponad 700 osób na 10 miejsc i prawie wszyscy po jakichś kółkach artystycznych tanecznych, a ja tańczyć mogłam tylko przy krówce, pasając 🙄
Ale próbowałam 🙂
Dzień dobry,
Ale przyjemne wpisy dzisiaj…i walce. Lubię słuchać wybrane przez Was utwory, oglądać fragmenty jak np. Pyra 19:46. Piękne, chociaż na muzyce się nie znam, podobnie jak Yurek. Ale chyba można się nie znać, a mimo to lubić. Bozia nie obdarzyła mnie żadnymi zdolnościami muzycznymi, Można nawet powiedzieć, że w ogóle bardzo była w stosunku do mojej osoby skąpa we wszelkich zdolnościach.
Ale wracając do muzyki…. w domu, odkąd pamiętam, zawsze było pianino i skrzypce. Jedyne co umiałem to wystukać jednym palcem „Wlazł kotek…” Mama nawet kiedyś sprowadziła nauczyciela muzyki, miał nas ucvzyć grać, ale przy każdym z nas, patrząc na Mamę, kręcił przecząco głową. Trudno. A zdolności muzycznych ludziom zazdroszczę. Bardzo. Jestem też stałym podczytywaczem Pani Doroty.
Miałem kiedyś dość dobrego znajomego – muzyka Warszawskiej Filhafmonii (wiolonczela), a jednocześnie wspaniałego lutnika. Bywałem u nich w domu i często przesiadywałem w jego pracowni, gadając niekiedy godzinami. Kazik wtajemniczał mnie w tajniki budowy skrzypiec, wiolonczeli, kontarabasów. Z zapartym tchem słuchałem opowieści o wyszukiwaniu odpowiedniego drewna, zwłaszca klonu, z podziwem wpatrywałem się gdy ostre dłuta i dłutka ożywają w rękach Kazia strugając części nowych skrzypiec. Widziałem też ile wysiłku wkłada wycinając najmniejszą, ale najważniejszą w istrumencie część – duszę. Bez duszy żaden z tych instrumentów nie zagra….
To, co widziałem w pracowni Kazia było dla mnie tak fascynujące, że swoje spostrzeżenia opisałem w artykule „Zanim skrzypce zagrają”, który przemyciłem, z pomocą Naczelnej, w kolorowym miesięczniku…..ogrodniczym. Wciąż uważam lutników za swego rodzaju artystów,…..a tak o nich mało się mówi. Chciałem chociaż w maleńkiej części nadrobić tę lukę.
Dobranoc 🙂
Nowy – Po chwili zastanowienia postanowiłem, że Tobie można, ale spróbuj zagrać na dowolnym instrumencie dętym. Kto wie? 🙂
Instrument w ogrodzie
Fortepian – Yamaha
Córka – Monika Quinn (urodzona w Montrealu)
Matka – Anna Jastrzębska-Quinn (dziekanująca w Warszawie)
Ogród – Luksemburski, ale w Paryżu.
Muzyka – chyba jakiegoś Polaka.
Placek, mazurek Chopina ignorancie!
Yurku – Przepraszam 🙂
Sprostowanie:
Muzyka – jakiegoś Francuza.
Chez Chopin, prawdopodobnie skrót od Chezarego, ale mniejsza z tym; spojrzałem na zdjęcie z Kostaryki i zaniemówiłem – Jackie Onassis? 🙂
P.S. Herbata Dilmah i rolada z boczku firmy Adamczewski i być może w przyszłości Wnuk z ograniczoną odpowiedzialnością to idealna z każdą etiudą kombinacja.
Przepraszam x 2
Yurku – Przepraszam 🙂
Sprostowanie:
Muzyka – jakiegoś Francuza.
Chez Chopin, prawdopodobnie skrót od Chezarego, ale mniejsza z tym; spojrzałem na zdjęcie z Kostaryki i zaniemówiłem – Jackie Onas-sis? 🙂
P.S. Herbata Dilmah i rolada z boczku firmy Adamczewski i być może w przyszłości Wnuk z ograniczoną odpowiedzialnością to idealna z każdą etiudą kombinacja.
Herbata od święta, rolada? Miesiąc i po niej. 1 je mniej. Jak tu gotować?
Mgliste i chmurne dzień dobry z Poznania.
Nowy, skarbie, nie jęcz. Przecież w większości jesteśmy dyletantami. Na muzyce profesjonalnie zna się Dorota, a jako miłośniczka – Nisia. Na sztuce wizualnej zna się Haneczka. a na rzemiośle artystycznym Alicja i Marek. Asia mistrzowsko porusza się w archiwaliach, a Alina w przebogatym dziedzictwie piosenki francuskiej I jeszcze Kot, który jest Kotem światowym, wykształconym i bywałym i jako taki zna się po trosze na wszystkim. Rozległość wiedzy i zainteresowań Pepegora może powalić na łopatki niejednego z nas. I tak dalej i dalej – każdy coś tam wie, umie, zna się lubi, w czym innym jest dyletantem. A żeby z tego budować w sobie kompleksy? Nigdy!
Dodaj Pyro Cichala, żaglówki, o muzyce jakiej słucha nie wspomnę.
Yurku – Cichal jest jednym z nas i rozumie się samo przez się, że jachty, teatr i estrada to jego nie tyle nawet specjalność, co sposób na życie. A hmmm Berlińczyk? Niby zwyczajny skoczybruzda, a prowadzi doskonała stację jazzową, kręci filmy, całkiem niezły antropolog kultury z niego (tyle, że wysoce irytujący). Toż napisałam, że każdy z nas coś ma i czegoś jest pozbawiony.
Iryutujący, czy nie, ale jednak berlińczyk, nie „Berlińczyk”.
Teee, szkolny – Pyrze chodzi o konkretnego berlińczyka, którego nazwała Berlińczykiem dla wyróżnienia go spośród tłumu. To nasz Berlińczyk, blogowy. Szukaj błędów gdzie indziej.
szkolny – słowo Berlinczyk wystąpiło w charakterze imienia własnego, nie określenia – stąd wielka litera.
Obejrzałam wielką część mszy kanonizacyjnej i utwierdziłam się w ocenie JE kard Dziwisza; jednym słowem na dobre umościł się na mojej czarnej liście tylko odrobinę niżej, niż Antek – policmajster. Juz wtedy, kiedy udawał wdowę żałobną, był żałosny, ale od czasu gdy stał się szafarzem relikwii, budzi obrzydzenie, a już enuncjacja, że ma dwie ampułki krwi i ząb świętego… I my, chrześcijanie wielu obrządków stawiamy się wyżej, od czcicieli włosa z brody Proroka, albo zęba Ganishy? Pytanie zasadnicze brzmi: czy J.E. D. jest na poziomie „obrońców krzyża”, czy jest cynicznym manipulatorem? W obydwu wypadkach raczej nie wzbudza szacunku.
Już po obiedzie; kolejna wersja bałaganu z patelni – piekielnie ostre i popijane półwytrawną czerwoną sofią (stała w kuchni na wypadek zapotrzebowania kulinarnego).
Nisko procentowa ale całkiem smaczna ta sofia.
Dzien dobry,
Tutaj piekna, chlodna wiosna, chce sie zyc.
Pyro, nie jecze, przynajmniej nie chcialem by tak wyszlo. Kompleksow tez nie mam, wrecz przeciwnie – umiem spostrzec i zachwycic sie byle napotkanym szczegolem tego swiata, mam zdolnosc radosci zycia, z drobiazgow I nie tylko. A to bardzo wazne.
A ze chcialbym byc czlowiekiem muzykalnym – faktycznie chcialbym, ale dla mnie to nie koniec swiata.
Na temat dzisiejszych uroczystosci nie moge sie wypowiedziec – nie chce zaczynac nowej awantury.
Milej niedzieli dla wszystkich.
🙂
Teee Nisia, a to przepraszam.
I Pyrę przepraszam, a najbardzij berlińczyka Berlińczyka nawet, jeżeli nie wie, że jest Berlińczykiem.
Wędruję po okolicach Białowieży. Kolory zieleni i oderwanie od spraw codziennych 🙂
podlaskie nastroje
Polecam restaurację ” Stoczek” w Białowieży. Świetna jagnięcina i kaczka.
Chmurki w większości sobie odpłynęły, wyszło słońce, ale spadła temperatura i musiałam zamknąć balkon, bo z.ziębły mi dłonie.
Żaba zbudowała 4 z sześciu potrzebnych skrzynek na kwiaty, po morderczej szarpaninie odkręciła dwie stare skrzynki i kiedy do mnie zadzwoniła, właśnie szykowała szlifierkę kątową aby poobcinać stare śruby bo nie ma siły ich odkręcić, przerdzewiały zupełnie. Oznacza powyższe, że zanim do stelażu przykręci te nowe, będzie musiała wiercić w płaskowniku nowe otwory, na nowe śruby. Żaba jest stworzeniem uniwersalnym, ale chłop by się czasem przydał.
Nie bede reagowal na najmniejsze uszczypliwosci pod moim adresem. Jestem calkowicie opentany na punkcie tutejszych ryczacych 40stek z przepiekna ondulacja 🙂 🙂 🙂 cztero do piecio metrowa 🙂 🙂
Mam nadzieje ze znakomicie mozecie teraz odpoczac ode mnie podczas mojej tutejszej abstynecji 🙂 🙂 🙂
Ponizej link dowodowy, ze ryczace czterdziestki 🙂 od rana maja mnie w swoich sidlach 🙂 🙂 🙂
http://cabezo.bergfex.at/wetterstation/?unit=all
Glodny jestem i oczekujem juz z burczacym brzuchem az szaraczka dokonczy malowanie paznokci i zaprosi mnie w koncu na wieloryba z akcentem fazstino V 🙂 🙂 🙂 🙂
Dawno temu zaprzyjaźniony chór śpiewał walca, którego tytułu nie pamiętam i nie mogę dlatego znaleźć na tubce. Pierwszy wers brzmiał: „Wystroiły się drzewa dziś tak, jak na bal
i nad Moskwą, nad Wisłą, rozśpiewał się maj” Jakoś tak i był to bardzo ładny walczyk A Irka zieleń majowa (w kwietniu) to najpiękniejsza zieleń w roku
Pyro, majowo – kwietniowa zieleń jest zawsze kolorowa 🙂
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/KoloryZieleni#slideshow/6007012558093608274
Nowy ciekawie opowiadał o swoich wizytach u znajomego muzyka-lutnika i o swojej fascynacji tą szczególną pracą,związaną z dawaniem duszy skrzypcom.I tu przypomniała mi się wizyta w mediolańskim Muzeum Nauki i Techniki,które poświęcone jest przede wszystkim osiągnięciom Leonardo da Vinci.Wynalazki Leonarda są oczywiście fascynujące,ale to co pamiętam najlepiej z tej wizyty i to co podobało mi się tam najbardziej to pracownia lutnicza z XVII w.Stanowiła część działu muzycznego poświęconego instrumentom z różnych epok.Zatem Nowy,rozumiem Cię doskonale 🙂
Dzisiaj wracając domu z włości nadbużańskich bardzo żałowałam,że nie miałam aparatu fotograficznego w samochodzie.Na mijanej przeze mnie łące brodziło chyba około 10-12 bocianów,doprawdy piękny widok.Myślę,że po sobotnich ulewnych deszczach miały na tej łące co najmniej czterogwiazdkowe menu 😉
Dobrze,że Nisia i Bajaderka miały aparat w Petersburgu,a Irek nosi sprzęt ze sobą przy
każdej pogodzie 🙂 Dzięki za piękne zdjęcia.
Zakwitły już konwalie !
Nowy, zafascynowało mnie Twoje stwierdzenie, że nie możesz nic napisać o dzisiejszych uroczystościach, bo się boisz awantury.
Dość nieprzyjemnie to zabrzmiało. A kto, mianowicie, miałby się awanturować? I w jakiej sprawie?
Nisiu martwienie się na zapas jest jak najbardziej wskazane. Tylko po co?
W Poznaniu jest muzeum instrumentów muzycznych i jest naprawdę fascynujące. OD CZASU DO CZASU SĄ TAM KONCERTY ALBO NA INSTRUMENTACH DAWNYCH, ALBO EGZOTYCZNYCH. Przepraszam – się zrobiło; samo. Kiedy chodziłam jeszcze na koncerty, bardzo chętnie słuchałam przesłuchań instrumentów na konkursie lutniczym. który poprzedza zwykle konkurs skrzypcowy. To jest niezwykłe doznanie – na estradzie Auli wisi zasłona, a skrzypkowie wykonują zadany repertuar za tą zasłoną, aby sędziowie oceniający nie widzieli instrumentu, aby oceniali tylko jakość dźwięku.
Stradivariusa porównywano z urządzeniami elektronicznymi wygrała elektronika.
Danusiu,
a u nas na Podlasiu na sąsiadującej z nami rosochatej sośnie usadziło się wczoraj przed zmierzchem 5 par bocianów a co najmniej 3 pary już się nie zmieściły. Podobno, jak informują miejscowi przyjaciele, co roku na wiosnę wykorzystują to miejsce na odpoczynek po przylocie a na jesieni jako relaks przed dalszą podróżą na południe. Widok był powalający.
pozdrowienia dla wszystkich znanych i nieznanych osobiście blogowiczów.
Przyboczny Krysiade – jaka szkoda, że nie sfotografowaliście tego bocianiego tłumku na drzewie. To duże ptaki, więc tłok musiał być nielichy.
Pozdrowienia dla Krysi i dla Przybocznego.
Na pocieszenie bocian z Ustronia, siedzi na 4 jajach, drugi (druga? Bo one się zmieniają z tym siedzeniem) poleciał pewnie po żarełko na kolacę.
http://www.bociany.edu.pl/
Próbowaliśmy zrobić zdjęcia, ale było już na tyle ciemno, że nic nie było widać a rano już ich nie było. Szkoda – pozostaje poczekać do jesieni.
Czy to walc? https://www.youtube.com/watch?v=_26lqT6KtAU
Dzięki za bocianie wieści z Podlasia i z Ustronia !
Wszystkim bocianom życzymy sukcesów na niwie rodzicielsko-wychowawczej 🙂
W Warszawie zakończyła się ciekawa impreza muzyczna:
http://festivalmazurki.pl/festiwal/program/
Latorośl była wczoraj na Targowisku Instrumentów w klubie „Sen Pszczoły”.
Wróciła oszołomiona niezwykłymi dźwiękami i niecodzienną muzyką.
Walc dla wychowanków Młodszej 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=v7GxuLDA1gQ
Moje siostrzenice, w piątek, podekscytowane zadzwoniły do mnie. Gdy wracały ze szkoły przelatywało nad nimi siedem bocianów: „siedem bocianów!!!” 🙂
Walc na trawie: https://www.youtube.com/watch?v=JEk70P6Dzpc
I jeszcze jeden
http://youtu.be/NQyEuwFugis
słodki, jak lizaczek
Aż za słodki 🙂
😯
http://wyborcza.pl/1,75478,15866309,Pierwsze_polskie_wybory_Malej_Miss___Wyciaganie_pieniedzy.html#MT
Yurek, nie osłabiaj mnie!!!
Asiu – większość walców rosyjskich jest słodka – od „Na sopkach Mandżurii” poczynając, a na Szostakowiczu kończąc. A jeszcze grane na bałałajkach, albo harmoszkach (W lesie przyfrontowym) – taka ich uroda.
Ten nie jest słodki, ale przepiękny
http://youtu.be/Q88iFRcv8I8
Tak harmoszki w lesie przyfrontowym ( pewnie w okolicach Doniecka), bałałajki, to bardzo na miejscu jest w obecnej sytuacji.
Tosik, Ty nie bądź taki kieszonkowy Heidrych; nie myl kultury z polityką.
Sjesta poobiednia, a co….
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3876.JPG
Nocą w Paryżu… https://www.youtube.com/watch?v=2jNsnRS-OLc
Walc na latającym dywanie: https://www.youtube.com/watch?v=Yt_N0HUsrIQ
Dzięki Asiu, pociągnę temat polsko – francuski z pomocą Andrusa, Senta i Wodeckiego
http://youtu.be/LEerxqJLmME
Posłucham jutro bo „zitra rano v pet” (Nohavica) muszę wstać 😉
Dobranoc
Oj, zimno dzisiaj u nas i zieleniny nie widać, ledwie trawa cokolwieczek… 🙁
Pojechaliśmy do Rogera, zakupiwszy po drodze pizzę. Roger akurat miał pierwszą w sezonie wyprzedaż garażową, to znaczy pozbywał się wszystkiego zbędnego z chałupy i zakamarków. O tradycji sprzedaży wszystkiego zbędnego już niejednokrotnie pisałam – tutaj się rzeczy nie wyrzuca, tylko sprzedaje, choćby za przysłowiowego centa.
W następny weekend powtórka z rozrywki, bo sporo tego zostało. Ja się wreszcie załapałam, bo były książki – zgarnęłam kryminały i powieść Witolda Rybczyńskiego, który skojarzył mi się ze Zbigniewem Rybczyńskim, tego od krótkich filmów animowanych, wideo dla gwiazd muzyki i w ogóle audiowizualny, mianowany do Oskara lat temu ileś – i pamiętam, że wyszedł na scenę w stanie wskazujacym, a do garnituru wzuł był adidasy i białe bawełniane skarpetki (kumpel Jerzora, chociaż o tym nie wie!).
Zapłaciłam Rogerowi całe 2$ za 10 książek, uważam, że ubiłam niezły interes 🙂
Tutaj panowie zamiast ubijać interesy, zajadają rzeczoną pizzę i popijają wino. Od lewej Jerzor, w środku Mario – Italiano, no i Roger. Wesołe jest życie emerytów 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3922.JPG
Wstyd Pyro – okradłam Włodzimierza Korcza na rzecz Janusza Senta, który z absurdalną „szaloną krewetką” nie miał nic wspólnego.
🙂
https://www.youtube.com/watch?v=bObhwYqC_0c
Alicjo, cóż nabyłaś Witolda Rybczyńskiego ? Pan jest znanym architektem i napisał trochę np. „Dom, krótka historia idei” (po polsku chyba tylko to jest) Bardzo ciekawa książkę ale dla historyków idei, sztuki itp., bo niezainteresowanych może nudzić – uprzedzam 🙂
Jak radzi sobie Roger jeśli można spytać?
Otóż nabyłam Rybczyńskiego, Tosik, zanim nabyłam, przeczytałam na obwolicie, kto zacz, bo jak napisałam wyżej, skojarzył mi się ze Zbigniewem, chociaż chyba nic wspólnego poza nazwiskiem ze soba nie mają.
Dam sobie radę ze zrozumieniem, mam nadzieję 😉
Roger sobie radzi – oboje z Bonnie mieli wielu przyjaciół i ci nie dają o sobie zapomnieć, zawsze ktoś zadzwoni, zaprosi na obiad, wpadnie w odwiedziny. Poza tym on jest bardzo pracowitym człowiekiem, nie rdzewieje 🙂
Właśnie dzisiaj przy tej pizzy i winie obliczyliśmy, że znamy się 31 lat 🙄
p.s.Tytuł książki W.Rybczyńskiego – „The most beautiful house in the world” („Najpiekniejszy dom na świecie”), co nawiązuje do jego profesji. Jest to opowieść o budowie własnego domu, z tego co się zorientowałam, przekartkowawszy lekutko.
Holender jasny,
ponawypisywałam tyle i diabli wzięli, Mrusiątko wskoczyło na kolana i zaburzyło klawiaturę, tekst diabli wzięli.
A chciałam nawiazać do tego wpisu Nowego:
„Dzień dobry,
Ale przyjemne wpisy dzisiaj?i walce. Lubię słuchać wybrane przez Was utwory, oglądać fragmenty jak np. Pyra 19:46. Piękne, chociaż na muzyce się nie znam, podobnie jak Yurek. Ale chyba można się nie znać, a mimo to lubić. Bozia nie obdarzyła mnie żadnymi zdolnościami muzycznymi, Można nawet powiedzieć, że w ogóle bardzo była w stosunku do mojej osoby skąpa we wszelkich zdolnościach.”
Kto się zna na muzyce, malarstwie, teatrze, poezji, książkach, to są ludzie pasjonaci, znawcy, którzy się zajmują tym tematem. Ja tam się nie znam, ale wiem, co lubię!
Muzyka kojarzy mi się z podróżami przez Amerykę Pn. setki kilometrów dziennie, jedziesz przez Montanę i słuchasz Pink Floyd, która jak nic pasuje do tych pagórów i mimo, że minęło wiele lat od tej podróży – słucham muzykę i pod powieką mam obrazy z tamtych lat. Muzyka jest ilustracja do wspomnień, albo jak to nazwać.
Kto jest poetą
Poetą jest ten który pisze wiersze
I ten który wierszy nie pisze
Poetą jest ten który zrzuca więzy
I ten który więzy sobie nakłada
Poetą jest ten który wierzy
I ten który uwierzyć nie może
Poetą jest ten który kłamał
I ten którego okłamano
Ten który upadł
I ten który się podnosi
Poetą jest ten który odchodzi
I ten który odejść nie może
(Tadeusz Różewicz)
Yurek, to się na balecie nie zna tak dla inf.