Protokół z III Międzynarodowego Zjazdu „Gotuj się!”
Miejsce Zjazdu: Żabie Błota (koło których jest Połczyn Zdrój a nieco dalej nawet Słupsk i Koszalin).
Czas Zjazdu: formalny – 12 i 13 września; z dniami przygotowań i pożegnań 10,11 i 14 września.
Kworum: wystarczające czyli Zjazd ważny.
Obecni: będą pokazani na licznych zdjęciach w blogu i „Polityce”.
Nieobecni i nieusprawiedliwieni: Arcadius z Przyjacielem (nikt nic nie wie a preznety przyjechały aż zza Wiednia), Marek czyli Miś z Rurą ( nie zna geografii, bo twierdzi, że do Żabich Błot jest 600 km, choć licznik mojego auta zarejestrował zaledwie 400, a na bolącą nogę nic lepszego niż błota) Antek (bo wolał co innego), Stanisław (bo żadna praca nie jest usprawiedliwieniem) yyc ( bo żaden inny zjazd nie jest ważniejszy) Ana (bo walczy z wiatrakami).
Nieobecni usprawiedliwieni: paOLOre i Jolinek (mieli usprawiedliwienie podpisane przez Pana Lulka osobiście), Sławek (to samo ale z podpisem Rudego), Dorota z Sąsiedztwa (ma zszarpane struny), Morąg (bo w szkole nie ma żadnej zarazy ani pasożytów), Echidna (bo u niej wieje ale w innym kierunku niż potrzeba), Nirrod (bo przysparza blogowiczów).
Na stole: pasztety, ciasta, wina, nalewki, chleby.
Obok stołu na ognisku: pstrągi złowione, oprawione i pieczone przez męża Danuśki czyli Francuza, który mówi, całe prosię naziołowane i pieczone, kiełbaski szykowane do ognia.
Pod stołem: liczna reprezentacja dzieci nie wiadomo skąd, nie wiadomo czyich ale rozdokazywanych, miłych i wesołych.
Na terenach zjazdowych liczne psy – małe, średnie i duże (często wyjadające z talerzy zagapionym blogowiczom). Tu dał się zauważyć brak Owczarka z Sąsiedztwa.
Wokół terenów zjazdowych (49 ha) stado koni i źrebiąt przychodzących na wezwanie i domagających się pieszczot.
Podczas Zjazdu jedzono, pito, rozmawiano, decydowano, podejmowano i wymieniano. Jednym z najważniejszych punktów programu była laudacja wygłoszona po polsku, choć powinna po francusku i wręczanie prezentów (głównie Starej Żabie).
Uchwały zjazdowe podejmowane arbitralnie przez poszczególnych uczestników będą podawane do wiadomości w odpowiednich terminach. Zdjęcia – także. Pierwsze dojdą nawet jeszcze dzisiaj ale w godzinach późniejszych.
Oto foto:
Córka i wnuk Żaby
Alain przy pstrągach
Sto lat, sto lat…
Wojtek Druszcz przy pracy
Mój Zjazdowy pasztet
Ryba, Pyra i Inka
Ruch przy stole…jeszcze pełnym
Wycieczka na pastwisko
Basia Pietkiewicz meczy Alicję
Pies (francuski) już opróżnił szklaneczkę, a my…
Komentarze
zakończenie III Zjazdu zostało uwieńczone złotym medalem siatkarzy hip hip hura … 🙂
Witajcie 🙂 Pękam od wrażeń.
Na wstępie niskie ukłony dla Żaby (Żabo, widzisz jak dygam?).
Luuuuudzie wyyyyyyyyyyjcie!!! To znaczy kto nie był, niech wyje. Żaba i Błota nie do opisania. Tam nie zjazdy, a pielgrzymki należy odprawiać. To Potęga, przy której jestem malutki haneczek.
Idę sobie płaknąć 🙁 🙂
haneczko nie płakaj tylko pisz jak było …
ja poproszę o szerszy opis następujących osób: „pstrągi złowione, oprawione i pieczone przez męża Danuśki czyli Francuza, który mówi, całe prosię naziołowane i pieczone, kiełbaski szykowane do ognia, pasztety, ciasta, wina, nalewki, chleby” 😉
Jestem nieusprawiedliwiony z własnej woli. Z Ostrołęki jest jednak ponad 600. 125 do Warszawy a potem dalesze 480 do Połczyna Zdroju. Taką odległość podaje PKS Warszawa.
Wyjazd z Warszawy o 20.00 przyjazd 5.00
Do Warszawy też trzeba jechać prawie trzy godziny + czekanie na dworcu.
Następny zjazd proszę bliżej .
Do pracowni pukają od rana, lecę do roboty.
Haneczko-jak też płaczę sobie w kątku i bardzo mocno
ubolewam nad faktem,że już nie zdołaliśmy do Żabich
Błot wpaść na poranną,niedzielną kawę. Osobisty bardzo
przejął się kilometrami,które mieliśmy do przejechania.
A miał na oddech tylko wczorajszy wieczór,bo dzisiaj
ruszył z kolei na drugi koniec Polski w bardzo ważnych
(tak mówi) sprawach.
A zatem jeszcze raz całuję i pozdrawiam wszystkich
zjazdowiczów – tym razem internetowo 🙂
Poranno-poniedziałkowe pozdrowienia przesyłam oczywiście
też dla wszystkich pozostałych blogowiczów !
Komunika dla Alsy :
wpadniemy do Ciebie po drodze do Mamy, czyli srednia popoludnowa pora, za jakies pol godziny wyjezdzamy z Poznania.
Zjazd zaprotokolowala Stara Zaba, dorozumiewam sie?
Ja napisze cos, jak sie zamustruje u Mamy na dobre.
Miły Gospodarzu, sam Pan pisze, że oficjalny termin Zjazdu to 12 i 13 września. Proszę więc mnie do niebyłych bnieusprawiedliwionych nie zaliczać, gdyż byłem zgodnie z zapowiedzią 13 września.
Moje uwagi nowicjusza: Stara Żaba bardzo młoda. Pyra dokładnie, jak Ją sobie wyobrażałem. Wszyscy uroczy łącznie z Radyjkiem (już całkiem urósł). Wszyscy lub prawie wszyscy tryskający energią pomimo dwóch dni ciężkiej pracy przy stole, szczególnie Haneczka. Gospodarz – nie wiem, już Go nie było.
Zaraza dotarla jednak do szkoly sasiadujacej z szkola Dagny i zamkneli ja z powodu swinskiej grypy, 6 osob chore, a dziecko przybylo do domu z czerwono-bordowym gardlem, wiec taki rodzaj swininy na zjezdzie bylby watpliwy do zaakceptowania.
ja jestem czescia samochodu Pana Lulkowego, wiec sie nie licze i slusznie 😉
Danuśka 😀
Kawałkami będzie. Zacznę od własnego zboczenia, czyli pierogów. Z miejscowej wytwórni były (po Żabie chodziło, żeby własnymi ręcami wykonać, ale Opatrzność czuwała). Prawie ruskie z ziemniakami i cebulką, szpinakowe z serem i szpinakowe kopyteczka. Z patelni paluchami wyjadałam (nie tylko ja, ale tylko do siebie się przyznam 🙂 ). Na masełku przysmażane. Ilość nie do przejedzenia, nawet dla mnie, a robiłam co mogłam. Rozkosznie delikatne, szpinak wyraźny, ale nienachalny, cebulki w sam raz. Do tego masłowa śmietana Żaby. Zboczyłam się ostatecznie i patologicznie 😆
morag, napisalam do Ciebie na nk, ale potem usunelas konto, jakby co to jestem pod „zwyklym” mailem
w kazdym razie jest lepiej, niz bylo!
Stanisławie, pozdrowienia dla Żony 🙂 Już rozumiem, dlaczego tak ciepło o Niej piszesz 🙂
Haneczko, dziękuję. Przekażę
Pyra Młodsza pracuje nad zdjęciami. Będzie się działo 😀
Pierogi wyjadałyśmy z Haneczką równo- od śniadania do
kolacji, na przekąskę i na deser oraz jak kto chciał.
Haneczka miała pełne prawo wyjadać i wypijać wszystko
( chociaż byłoby ciężko ) bo pracowała,jak mróweczka
przez wszystkie zjazdowe dni i należy jej się :
medal, dyplom oraz worek podziękowań za :
podgrzewanie,szorowanie, pomywanie i
ogólne zaangażowanie !
No i prosze – juz minelo. Jak wszystko co mile, bardzo szybko.
Teraz czekamy na wiecej … wspominek zjazdoqwych i zdjecia oczywiscie.
Gospodzrowi i Jego Barbarze Lubej – udanego pobytu w kraju fiordow.
A wszystkim udanego tygodnia.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Pierwsze, nieprofesjonalne sprawozdanie fotograficzne ze zjazdu można znaleźć tutaj
http://picasaweb.google.pl/ania.kodyniak/ZjazdWZabichBOtachWrzesien2009?authkey=Gv1sRgCKPazoav8-CI1wE#slideshow/5381212916524597058
Nie byłam, nie widziałam, ale wierzę na słowo i Haneczkę podziwiam 🙂 za pierogami wzdycham sobie cichutko i czekam na zdjęcia
Danuśka, medal to dla pstrągowego artysty 😀
Patrzyłam na to misterium z podziwem i pokorą. Mąż Danuśki obrabiał pstrągi z czułością, ale stanowczo i z onieśmielającą precyzją. Farsz śmietanowo-pietruszkowo-czosnkowy. Zawijanie w aluminiową folię każdej ryby z osobna nie na moje klepanie, to trzeba było widzieć. Potem na kratę nad ogniskiem. Twórca osobiście nakładał na talerze i polewał sosem. Przepyszne i wytworne. Wszystkim pstrągom życzę dostąpienia takiego zaszczytu 🙂
Do wyjadania pierogów palcami również się przyznaję i nie mogę zaakceptować faktu, że Pyra nie chciała wziąć choćby kilku do Pyrlandii. Ja rozumiem, ze ona mięsko lubieje, ale ja… ech… wolę pierogi! Potwierdzam pracowitość Haneczki i Inki, które mnie w wielkie kompleksy wprawiały. Dodam jednak, ze niczego nie da sie porównać z pracowitością Starej Żaby, u której czułam się jak w domu i na pewno znowu się wproszę – przecież po tę słoninkę i laskę, której Pyra zapomniała muszę sie zgłosić 😀
obejrzałam zdjęcia, piękne, a poranek w Żabich Błotach… warto wstać, żeby to zobaczyć. Teraz już wiem kogo podziwiałam 😉
ale Wam fajnie tam było … 🙂 … Pyra fryzurę zmieniła … 🙂
dobrze, że Pan Lulek ma takie uważanie u Gospodarza to my z Pawłem mamy usprawiedliwione nie bycie … 🙂
Magdaleno jesteś w dobrym towarzystwie … brzucho i nemo też nie wymieni …. 🙂
No cóż ja też nie …
no właśnie … i parę innych osób … protokolant dał plamę … 😉
Ja będę sprawozdawała po kawałku, bo całości jednorazowo zapisać się nie da.
I. Droga do….
Z samochodu męża Haneczki do samochodu Inki trzeba było wpakować
– 4 baby, z których tylko Haneczka eterycznej jest postury,
– torbę podróżną z jamnikiem i drugą z wyposażeniem dla jamnika,
3 blachy z ciastami
-2 kartony ze słoikami i butelkami
– „lary i piernaty” tychże wspomnianych bab
Dobra. Wsadzone, udeptane. Odjechane. Po dodze roboty drogowe ale i okoliczności przyrody całkiem, całkiem. Już na Pojezierzu Drawskim zatrzymałyśmy się we wsi Machliny (?) przy restauracji o tej samej nazwie. Ładny, nowy budyneczek posadowiony na skarpie wśród zadbanej zieleni, podjazd dla wózków i gościnne miseczki dla czworonogów z wodą i suchą karmą, duży, ukwiecony taras, wewnątrz czyściuteńko, pachnąco i niemal pusto, stół bilardowy i podest dla orkiestry – no, Europa. Postanowiłyśmy wypić kawę i zjeść obiad, co by Starej Żaby nie nadwerężać od pierwszego kopa. Tu wyjaśnienie – jako osoba z przymusu domowa, Pyra Starsza potraktowała ów obiad jako ekstra atrakcję. O naiwności Pyrowa wielka i niezgłębiona! Młoda, miła i uśmniechnięta kelnereczka wręczyła nam menu objętości średniego rozkładu jazdy. Na rozliocznych kartach umieszczone były rozliczne napitki i zgoła skromniutka część kulinarna. W karcie „dania obiadowe” figurował schaboszczak, pierś kurczaka, gholonka gotowana, golonka po bawarski i 4 rodzaje pierogów. Do tego trzy zupy – Inka sobie zażyczyła żurek, Młodsza – gulaszową, Haneczka ruskie pierogi, a Pyra golonkę po bawarsku, żeby tradycji stało się zadość (zjazdowo jadłam zawsze z Alicją, tego roku odpadło, więc wzięłam z karty) Zupy okazały się poprawne, podobnie jak kawa, natomiast tytułowe dania obiadowe…. Mój Ty Boże jedyny…. Haneczka dostała 5 pierożków ciutkę większych od tortelini, Pyra zaś golonkę – i owszem – ugotowaną, ale niejadalną; mięso zasolone „na twardo”. sos zaś składał się z marchewki z cebulką w sosie z hojną obecnością octu. Moje rozgoryczenie było wielkie – raz na trzy lata idę do knajpy i dają taki chłam? Przytomna Haneczka poprosiła o pierś kurczaka z surówką i ziemniakami , na co kelnerka zaczęła dukać, że trzeba by czekać aż ugotują ziemniaki. Co może być szybko ? Frytki z mikrofali. Dobra, niech będą Czekqając doszłyśmy do wniosku, że lokal niczego nie gotuje na miejscu, zamawia gotowce głęboko mrożone i podgrzewa w miarę potrzeby. O, jweszcze ładnie to podają. Płacąc rachunek (chleb do zupy figurował jako dodatek a’ 1 zł. 9 groszy z WAT)
nieśmiało powiedziałam do kelnerki, że z takim kucharzeniem to oni majątku nie zrobią. Dziewczę zapytało (już nie tak przyjaźnie) dlaczego – no, to wyjaśniłam, że przepis na golonkę najdą w googlach choćby, a 5 maleństw pierogowych może być przystawką, ale nie daniem obiadowym+ Panienka była mną bardzo zdegustowana i w odróżnieniu od mojej dyskrecji, zawiadomiła o mojej uwadze potężnego młodziana – wcale nie szeptem.
W 1,5 godziny później byłyśmy w Żabich Bółotach, ale o tym za jakiś czas
Poprawka: Pyra nie nieśmiało, tylko godnie i stanowczo. Napiwku nie zostawiłyśmy. Jedzeniowo omijać, pić można.
Pyro, powiedz Młodszej, że piękne 🙂
ranyyyyyy!!!!, jak ja Wam zazdroszcze 🙂
zdjecia cudne, kiedy je obejrzalam, to zazdroszcze jeszcze bardziej :), fajnie juz wiedziec kto zacz, poza tym 🙂
Z tego wszystkiego jestem juz glodna jak wilk i ide sobie odgrzac zupe wczorajsza pomidorowa. Pierogi moge miec w zasiegu tylko sklepowe, chlip, chlip…
Żabie Błota – stary dom, najstarszy w okolicy z lat 60-tych XIX w, pięknie ukwiecony – nie wymuskanymi kwietnikami, a kępami bardzo zadbanych kwiatów, posadzonych między narzutowymi kamieniami. Dawno nie widziałam takich begonii. Dzikie wino już zaczyna czerwienieć. Dorodne modrzewie (Żabie już nasadzenia) połowieją, kasztany służyły nam jako obciążenie folii ukrywającej ciasta przed muchami. Miejsce ogniskowe, ławy, opodal koniowiązy, paddok i pastwiska. Kawałeczek dalej, na wschód, w niecce duży staw, czy raczej resztka po wyschniętym jeziorze. W stawie karpie, drobnica, szczupaczki i leszcze. Francuz ławił – miał frajdę, ale że niewymiarowe, to wyrzucał do wody. Dopiero następnego dnia, tam gdzie nocowali, w trzech wielkich stawach ubaw miał taki, jak trzeba. W domu – nie wiem, jak to napisać… Jedno Wam powiem : jeżeli kiedykolwiek będę miała taki porządek, taką kliniczną czystość w szafkach, zapasach, naczyniach, to rodziną pomyśli, że im ktoś matkę zamienił. Kuchnia na pierwszy rzut oka to zbiorowisko nieprzebranej masy przyborów, przedmiotów, sprzętów i opakowań. Na drugi rzut oka widać, że to wszystko potrzebne, używane, czyściuteńkie! Kiedy ta Żaba to robi jest wielką tajemnicą. Prawdą, jest bardzo dobrze wyposażona – zmywarka, piece, odkurzacze z najwyższej półki. Obok jadalnia, gdzie przy wielkim stole może siąść 18 osób, na kanapie leżą „Polityki”za ostatnie miesiące, magazyny „końskie” polskie i anglojęzyczne, piękne rysunki na ścianach i dwa wielkie domowe psy tak już zleniwiałe, że służą przede wszystkim jako przeszkoda terenowa. Obie suki przychodzą po pieszczoty i jeżeli się nie zachowa ostrożności, można polecieć na pysk, bo napierające 50 kg wagi swoje robi.
c.d.n
A ja nie powiedziałam jeszcze najważniejszego :
ŻABIE TO NALEŻY SIĘ MEDAL (ALBO NAWET 2 )
Z A C A Ł O K S Z T A Ł T !!!
Żaba jest kobietą z charakterem i ogromnym
hartem ducha. Takie mam obserwacje z Żabinych Błot.
Moje sprawozdanie krótkie: pierogi, kawa, ciasto, pierogi, świnia, pierogi, pigwówka (2g).
Haneczka cały czas w biegu. Pyra długo nie usiedzi, musi zajrzeć tu i ówdzie, coś poprzestawiać. Żaba musi się upewniać co chwilę, że nikomu niczego nie brakuje. Haneczka też.
Najgorsze pożegnanie. Tak bym chciał Pyrę, Żabę i Haneczkę ucałować, ale nie śmiem. Boję się, że urażę. W końcu obcy jestem. Ale wszyscy są mi bliscy. W końcu wycałowalem się tylko z Piotrem (Peterem).
Wczoraj wieczorem na kolację pierogi. Jedzone przy meczu, więc smakowały jeszcze lepiej. Te były akurat z nadzieniem peczerskim – kartoflanym.
A medale Żabie trzeba przyznać, tylko kto je potrafi wykonać?
Aneks do sprawozdania. zal, że tyle osób umknęło. Gospodarze, Alicja, Krystyna z mojego sąsiedztwa, Danuśka i tylu innych. Nie moge się tylko połapać, czy Zwierzątko w końcu było na Zjeździe czy nie. Ale nie żałuję tych 500 km, bo jednak poznałem parę osób, które poznać bardzo chciałem. Teoretycznie można poznać Haneczkę i Pyry przy każdym wyjeździe do Poznania, ale dopóki się nie poznało, głupio się narzucać. Żaby chyba nie miałbymj szans poznać bez Zjazdu.
O, jaka ulga, nikt mojej nieobecności nie zauważył, to i usprawiedliwiać się nie muszę 😉
Moi 4-dniowi goście trzymali mnie w takim galopie, że nawet nie miałam kiedy zajrzeć na blog i pozazdrościć 🙄 A widzę, że było czego. Przede wszystkim pomagierów i nakrytego stołu. Nawet ta Oetzi-podobna mumia prosiaka by mi wystarczyła w miejsce własnoręcznego gotowania i pieczenia (codziennie nowe ciasto 😯 ) dla 6 osób o wielkim apetycie… Na dodatek pogoda była mglista i nie zachęcająca do większych wypraw w góry, więc i za programem kulturalnym trzeba się było rozejrzeć 🙄
Goście pojechali dziś dalej w Pireneje, młodzi do stolicy, a ja wreszcie odetchnęłam i zastanawiam się, czy Żaba doszła już do siebie i coś tu sprawozda.
Bardzo ładne obrazki Pyry Młodszej, zwłaszcza ten poranek i konie we mgle… Eh, skręca mnie, czemu to tak daleko 🙄
Stanisławie,
ależ Ty się krygujesz 😯 Obcy 🙄 Teraz pewnie oczekujesz potwierdzenia, że trzeba było całować 😉 Następnym razem idź za głosem serca 😀
Czy reportaż Barbary Pietkiewicz będzie tylko w drukowanej „Polityce” czy też w internecie?
Któraś z pań napisała, że Pyra zmieniła fryzurę. Kochana – nie zmieniła, tylko nie ma fryzury. Miała pójść do fryzjera obciąć kudły i nie wyrobiła się. Pójdzie w tym tygodniu Wiecie co jest w naszym Blogowisku najwspanialsze? To, że nikt nikogo nie udaje. Tak, jak się pisze i czyta, tacy wszyscy są. Naprawdę Żaba to intelektualistka wielojęzyczna prąca do celu, jak T-34; tyle, że za silnik służy jej wola przetrwania. W ogóle mamy ciekawych rolników – inżynier transportowo – drogowy, inżynier – górnik i oczywiście zootechnicy, weterynarze i inni dyplomanci. Ponoć jest jeszcze jakiś chłopek – roztropek i służy za atrakcję miejscową. Nie znałam przedtem ani Danuśki z Alain’em, ani Krystyny, ani Pepegora, ani Stanisława i jeo świetnej żony (przyjechali na samą końcówkę , kiedy już niemal wszyscy się rozjechali) Naprawdę mamy świetnych ludzi – urocza i bardzo kobieco – delikatna Krystyna, cudownie macierzyńska , roześmiana Danuśka, niemiecko – śląski Pepegor nocujący w namiociku ciepło wymoszczonym kołdrą (Nie mogę w domu, bo chrapię – też coś. Nawet psy chrapały) Ten zabawny sznaucerek na jednej z fotek, to Piksel. Piesek, który uważa za swój obowiązek obszczekać każdego nieznanego osobnika albo zjawisko i który traci natychmiast zainteresowanie obiektem, kiedy już uzna obowiązek za spełniony.
c.d.n
Witam wszystkich,
emocje po zjeżdzie trochę opadły,więc mogę trochę moich uwag dorzucić,bo główną sprawozdawczynią / i najlepszą / będzie Pyra.Trochę to dziwne uczucie, gdy jedzie się gdzieś daleko i spotyka z ludżmi zupełnie nieznanymi. Oczywiście,żadnych obaw nie miałam,tylko byłam bardzo ciekawa,kogo spotkam. Alicja napisała,że wszyscy byli zupełnie normalni i tak rzeczywiście było. Sympatyczni,otwarci,nie wścibscy.Od razu dobrze się tam poczułam. Żabie Błota to miejsce na codzień trochę odludne i wcale się nie dziwię,że ci nocni jeżdżcy nie mogli tam trafić. Wokół domu Żaby rośnie bardzo dużo starych drzew. Już przed bramą wjazdową rosną dwa wielkie dęby,na moje oko mają ponad 200lat. Są uwiecznione na zdjęciach Pyry Młodszej,ale w rzeczywistości są o wiele bardziej okazałe.Przed domem Zaby rosną tuż obok siebie,splecione częściowo konarami dwa olbrzymie kasztanowce, a kasztanów na nich tyle,że starczyłoby ich do produkcji ludzików i zwierzątek dla przedszkolaków z całego województwa.
Dzieci, o których wspomina Gospodarz to trójka wnucząt Żaby / w tym jeden niemowlak na rękach/ oraz wnuczka koleżanki Żaby,Eski ,która czyta nas systematycznie i całościowo/Eska ,a nie wnuczka / ,ale sama nie udziela się na blogu. Bardzo sympatyczna osoba i mam nadzieję,że nasza obecność dostarczyła jej trochę przyjemności.
Dzieci były zupełnie nieabsorbujące,zajmowały się sobą i o stosownej porze udały się do swojego domu.
Ja nocowałam na pokojach w bardzo wygodnych warunkach.Kiedy zgasiłam nocną lampkę , zapadły kompletne ciemności,w mieście zupełnie niespotykane,chyba żeby nastąpiła jakaś wielka awaria elektryczna.A tam to normalne. Żadnych myszek i tym podobnych nie spotkałam.
Muszę trochę zająć się dzisiejszym obiadem – czerwony barszczyk z gotowymi pasztecikami – tak więc dalszy ciąg potem.
To, co przy stole i bufecie cieszyło się największym powodzeniem :
– chlem ze śliwkami pieczony
– smalec zrobiony przez Eskę i pięknie w miseczkach dekorowany gałązkami papryczek miniaturowych, a wytopiony ze świnki – wietnamki
– Alicji pieczeń z dzika
– Krystyny keks
– Alain’a pstrągi
– pierogi, pierogi, pierogi
– Żaby twaróg przy nas produkowany (dostałam kawał, a jak)
Z nalewek : żurawinowa Jotki, pigwówka Pana Lulka, oraz jego destylaty – pejsachówka w wielkiej butli, gruszkówka i nie wiem co jeszcze, Pyrowa cytrynówka , Ryby aroniówka i Żaby orzechówka- to z pewnością nie wszystko, ale nie pamiętam. O winach (włoskie od Piotra, reńskie też od Piotra tylko niemieckiego) niech napiszą znawcy. Ja na dzisiaj stopuiję. Reszta jutro. Pranie czeka.
Nemo,artykuł Barbary Pietkiewicz z cyklu „Na własne oczy” tak jak i inne artykuły będzie na pewno także w wersji internetowej , tylko nie wiem, czy będą tam zdjęcia tak jak w wersji drukowanej.
Nemo, Stanisław wcale się nie kryguje 🙂 Stanisław taki jest i już 🙂 To, co Pyra napisała powyżej- święta prawda. Jakie wpisy, tacy ich autorzy 🙂
Krystno, przepis na keks poproszę. Załapałam się tylko na kawałeczek 🙁 będę odtwarzać.
A Eska zrobiła Smalec. Na przepięknie udekorowanej papryczkami tacy trzy miseczki takoż ozdobione. Wątroby w kąt, proszę państwa. Moja mogłaby wyć jak ranny łoś, nic to! Niech Eska litościwie sama napisze, z czego były te skwareczki różniste, jednocześnie soczyste i chrupiące. A jak to pachniało!
Reportaż Basi i Wojtka bedzie i w wersji drukowanej, i w internetowej ale nie wiem kiedy. Basia pisze wolno ale za to smacznie.
Nie wymienieni nie są pominięci lecz o ich nieobecności komitet zjazdowy wiedział od dawna.
Napiętnowano kręcących. Pomyłkowo dostało się i Stanisławowi więc nagana odwołana.
A o Zjeździe i zwłaszcza o Żabie oraz Żabich Błotach bedę mówił (duzo i góśno) w TOK FM czyli w Kuchniach Świata. Świat bowiem powinien się dowiedzieć, że istnieje taka przystań, w której mieszkają emerytowane konie wespół z końską młodzieżą, a jest i dużo miejsca dla ludzi kochających przyrodę. Tu można uczyć się jazdy konnej oraz łwić ryby, wędrować po łąkach i lesie albo rozmawiać z Żabą o życiu, sztuce, świecie i ludziach. To jest wstęp do Raju!
Muszę, a właściwie chcę się pochwalić, że mój keks cieszył się wielkim powodzeniem. Nawet Alicja,która nie lubi słodkości, spróbowała kawałeczek. Haneczko, przepis chętnie podam,ale w trochę spokojniejszym czasie. Pyra także mnie o to prosiła.
Muszę koniecznie dodać,że Haneczka jest doskonałą organizatorką, na wszystko miała baczenie. Mam dla niej wielkie uznanie. Ale oczywiście inni także starali się pomagać,jak mogli.
Wstyd Pyro – zapomniałam przy specjałach o pasztecie Piotra. Nie wiem czy Pan osobiście, czy Basią się wyręczał, ale zeżarliśmy do ostatniego kawałeczka, wyciągając jeszcze Żabie z lodówki talerzyk z resztówką.
o, to przepis na pasztet być musi!
Huch, siedzę tak sobie, czytam i zazdroszczę, a tam z kuchni bulgotanie jakieś dziwne i coraz głośniejsze dochodzi 😯 Ki diabeł, przecież wyłączyłam prąd pod powidłami 🙄 Wyłączyłam?! No, taki miałam zamiar. Idę sprawdzić. Pokrętło z 3 przekręcone niby na 0, a w rzeczywistości jest na 6 czyli maksimum 😯 Dobrze, że nie wyszłam jeszcze z domu 😯 Kuchnia w piegach śliwkowych, bo garnek bez pokrywki… 🙁
A pasztet Gospodarza to nie dosyć,że był znakomity,
to został jeszcze okolicznościowo przyozdobiony.
Będzie zapewne widać na zdjęciach.
Pyra skromnie pominęła swoje zasługi w wykonaniu
paschy,który to deser zniknął w tempie kosmicznym.
Dopiero przysiadłam i sprawdziłam pocztę:
List do uczestników Zjazdu z Australii
—– Original Message —–
From: „echidna”
To: „Piotr Adamczewski”
Sent: Friday, September 11, 2009 5:12 PM
Subject: Przedzjazdowe powitanie
> Drodzy Basiu i Piotrze,
>
> Jako ze Zjazd – tenTRZECI juz – za rogiem,zycze Wam wspanialych chwil
> spedzonych w tak doborowym towarzystwie.
> Zazdrosc jest mi praktycznie uczuciem omalze nie znanym lecz chetnie
> zasiadlabym z cala BB (wiadomo: Blogowa Banda). No coz nie zawsze nasze
> pragnienia mozna wcielic w zycie. Zatem wraz z innymi co jak ja moga
> dzielic te chwile jedynie za posrednictwem wirtualnej rozmowy, pozostalo
> mi czekac na Wasze relacje i zdjecia z tak wspanialego spotkania.
>
> Slac serdeczne pozdrowienia za Waszym posrednictwem wszystkim uczestnikom
> Zjazdu, a tegorocznej Gospodyni w szczegolnosci, zycze urokliwych chwil,
> kulinarnych – nowych – doswiadczen i oczywiscie PYSZNEJ zabawy.
>
> Echidna i Wombat
> Wandi i Zbyszek
>
Danuśka,bardzo proszę ,podaj mi swój adres meilowy,bo mam małą sprawę do Ciebie.
Krystyno :
polanska@koronajv.pl
Jako podsumowanie Zjazdu, podam dzisiejszy jadłospis Pyry : śniadanie chleb zjazdowy smarowany grubo śmietaną od Eski i konfiturą mirabelkową od Żaby. Na obiad makaron kolanka z twarogiem od Żaby i śmietaną Eski. To starsza; Młodsza pożarła resztę chleba ze śmietaną i jakąś wędliną (masła w domu nie było) makaronu nie chce, mówi, że się chlebem zapchała. Warczy pod nosem o zapomnianą słoninę i niechciane pierogi.
Czy ja już pisałam, że co drugi toast był za zdrowie Lulka? I jeszcze za zdrowie Andrzeja Jerzego i za nieobecnych i obecnych i za wrogów, co to mieli być i ich nie było?
Pluszak, w tym pasztecie było pięć mięs, ale mięsa to pikuś. Gospodarz osobiście przyprawiał. Nie znam przepisu na osobistego, domowego Gospodarza 🙁
Paschy Pyry nawet nie liznęłam 🙁 Jerzor mocno się przykładał.
Żabo, mój duch pałęta się ciągle po Błotach 🙂
Prawda, pisałem o Pyrze, ale wszyscy wyglądali zgodnie ze swoimi wpisami. Moja Ukochana nie bardzo wierzyła, że tak będzie, a teraz się kaja. To dlatego, że sama nie śledzi i wie tylko to, co opowiadam. Teraz chyba się to zmieni. Może tylko Żaba mnie zaskoczyła młodością. To chyba z powodu nicka, który jakieś skojarzenia budził. Oczywiście do żaby równie mało podobna jak do osoby starej.
Nawet Błot nie widzieliśmy poza samym domem. Taka już była atmosfera trochę wylotu i nie chcieliśmy prosić o pokazanie koni. A miałem nadzieję, że będzie okazja dosiąść. Ale przecież nie po to jechaliśmy. Żaba wpisuje się od czasu do czasu. Widać, że tego czasu nie ma w nadmiarze. Ale widać też, że z paroma osobami jest w bliskim kontakcie. Myślę, że goszczenie Zjazdu było sporym wysiłkiem, ale jakoś mam wrażenie, że tego wysiłku Żaba nie żałuje. Pewnie Jej żal tylko, że Gospodarz przemknął jak meteor.
Jakoś nie mogłem się dzisiaj powstrzymać, choć jeszcze sporo pracy zostało do zrobienia. Ale przepis na osobistego Gospodarza jest chyba dość prosty. Prawie każda pani ma jakiś przepis podreczny.
Stanisławie, Ty się chowaj w mysiej dziurze. Kiedy Żaba się dowie, że jeździsz , a do koni nie polazłeś, to Cię zastrzeli przy pierwszej okazji.
Nie myślcie sobie, że tylko sielsko i anielsko było. To nie z Polakami jako nacją O tym, że obiecali, a nie byli już pisałam. Niby sprawa błacha ale… obłędna ilość żarełka i picia na 2 dni (+ drobny p[rezent giściniec) obliczona została na sumę zł 80 per capita. Przyznacie, że nie jest to suma zwalająca z nóg. No tak, ale wystarczyło, że zabrakło 4 osób i w rachunkach zrobiła się dziura wielkości 320 pln. Szczęście, że było kogo naciągnąć na pokrycie dziury budżetowej. To jedni podpadnięci nieco.
Podpadł mi także Jerzor – solenizant. Gdyby można było przewidzieć, że nie przeżyje dnia bez roweru, biegania itp, to byśmy mu jakiś sprzęt naszykowali, a tak, nudził się chłop setnie, więc pod pozorem choroby bratowej (wizytował już wcześniej) zwinął nam Alicję znienacka, a dokumentnie. To ja, cholera jasna, ciągnęłam przez pół Polski wytęsknione wiśnie z nalewu dla Alicji (m.in) a przez chłopa – sportowca Alicja pojechała bez wiśni. Danuśka i Alain też podpadli lekuchno. Mieli zabrać pocztę butelkową do Burgenlandii, święcie obiecywali – i co? Ano, chociaż Francuzi, to się zmyli po angielsku. Oj, co ja z Wami mam.
A propos przepisów,to Ryba (Pyra Młodsza nr 2 ze Świnoujścia)
to proszona jest o opublikowanie swojego znakomitego,
kolorowego przepisu na sos do mięs.
Jedynie pospiesznie w kuchni mi zeznawała na
powyższy temat.
Stanisławie, Pyra słusznie ostrzega. Następnym razem koniecznie przyznawaj się do wszystkiego 🙂
Pyro – o Boże, mea culpa !
Czy to się da jakoś nadrobić ?
Danuśka -0 da się. W październiku Inka z Młodszą pojadą i przywiozą, a ja wykombinuję, jak przekazać Jolinkowi
No juz tak sie nie liczcie Pyruniu, bo to taki zgrzyt w sielance, wlasnie kobylke jedna Zabie moze sprzedam, zglosili sie do mnie jacys ludzie, to sie podreperuje.
Pyro- to daj cynk,co i kiedy,z kim i gdzie….
Skoro dało się plamę,to trzeba się będzie wykazać
podwójnie.
Eh, Ty, Morągu, Morągu. Czy Ty sugerujesz, że blogowisko mogłoby w ogóle narazić Żabsko na straty? A fe, niecnoto!
Dzisiaj z rana nadciągnęła młodzież (koleznka mojej córki + męskie ramię), robiąc sobie odpoczynek w drodze z Bieszczad nad morze. Już skompletowali strój jeździecki z rzeczy pozostawionych i zaraz się biorą za przejeżdżanie kolejnych koni. Pogoda dzisiaj cesarsko-królewska a ja ciągle myślę jak tu się przyłożyć do poduszki.
Donoszę, ze w zmywarce znalazłam pokrywkę od pudełeczka Pyry, takoż zalazłam przesyłke od Pana Lulka dla Morąga, obie rzeczy zabezpieczyłam.
Pierogi były ze szpinakiemi serem, a drugie nie ruskie tylko – jak je rozszyfrował bezbłędnie Stanisław – z samymi kartoflami i cebulą, czyli z peczerskoj ławry.
Stanisławie! Istinno mi podpadłeś! Nie pójść do koni! Nie wsiąść! To się nie godzi! Drugi raz to Ci się nie uda! Już ja dopilnuję, jakem Żaba i to Stara
(ale mnie komplementuje, ze nie taka stara, czytaliście?)!
Pyro ja wracam 7 października a ok 15-16 października jedziemy do Pana Lulka … to jak Młodsza by była w międzyczasie to się umówimy bezpośrednio .. a jak by przed 7 to Młodsza była to umawia się z Danuśką a Danuśka potem ze mną …:)
czytaliśmy i potwierdzamy niestara i pracowita 🙂
Jerzor też jest podpadnięty, tutaj jest tyle przepięknych szlaków rowerowych, nawet blisko przechodzi ścieżka rowerowa, którą można i jeździć i biegać! Rowery na pęczki za psi grosz wypożyczają w Połczynie, gdyby sąsiedzki nie pasował. To Tato Oli przyjedża z Warszawy pobiegać i potrenować do maratonów właśnie u nas a ten się na nasze dróżki i scieżki wypiął! Następym razem sama osobiście go pogonię! Jakem Żaba!
NINIEJSZYM OŚWIADCZAM, BĘDĄC ZDROWA NA CIELE I UMYŚLE, ŻE WSZYSTKIE ZAKUPY I WYDATKI, ZWIĄZANE Z 3-CIM ZJAZDEM, ZOSTAŁY PO SPRAWIEDLIWOŚCI ROZLICZONE!!! ŻABA LOCUTA, CAUSA FINITA!
Danuśka,dziękuję.Napiszę dopiero jutro,bo dziś jeszcze mam bardzo rozrywkowy wieczór. Wszystkie imprezy skumulowały się w jednym czasie.Dziś w Gdyni rozpoczyna się Festiwal Polskich Filmów Fabularnych.Wieczorem będzie prapremiera filmu „Miasto z morza” o początkach Gdyni. Wiele się po tym filmie nie spodziewam,bo podstawą scenariusza jest powieść Stanisławy Fleszarowej-Muskat,którą niezbyt ceniłam jako pisarkę , oby to nie była laurka dla miasta.Ale może będę mile zaskoczona. A o godz.22 /kiedy zazwyczaj szykuję się do spania/ – bankiet na rozpoczęcie festiwalu w restauracji El Rodisio na Kamiennej Górze / Danuśka zna to miejsce ,bo była tam na przyjęciu weselnym /.Poźno trochę,na ale przecież nie będę narzekać.
Złajestem na siebie, bo miałam zabrać z Żabich Błot trochę chleba ze śliwkami.Był pyszny.
Bardzo,bardzo żałuję,że minęliśmy się ze Stanisławem.Szkoda wielka,bo myślę,że znaleźlibyśmy pewnie wiele wspólnych tematów.
A nie mówiłam, że Stanisław się kryguje?
Jak mi gość dopiero po wyjeździe mówi, co był chciał, ale się nie odważył lub nie było okazji, czy też atmosfera niesprzyjająca (goście na wylocie) to ja jako gospodyni od razu mam wrażenie, że zawiodłam, nie zadbałam o sprzyjające warunki, a gość – mimoza do kwadratu 🙄 Jakby się kto z Was kiedykolwiek odważył i mnie odwiedził, to ja z góry ostrzegam: mówić, na co macie ochotę, kogo chcecie wyściskać, co Was interesuje itp.
Bo JA nie będę zgadywać 😎
A potem się NIE skarżyć!
Jotka,Twoja nalewka była degustowana. Butelkę osobiście otwierałam,ostrożnie,aby parafina,którą zalany był korek,nie dostała się do środka. Zawartość bardzo dobra !
Krystyno, dziękuję za miłe słowo 🙂 Wyrazy uznania i podziwu dla wszystkich Zjazdowiczów obecnych, przeszłych i przyszłych.
Pyro, dziękuję za zaproszenie na wiśniówkę, na pewno skorzystamy.
Teraz jestem w wielkim biegu. Za 10 dni lecimy do Chin na wymarzoną i wyczekiwaną wyprawę. Po powrocie przysiądę przy blogowym stole i podziele się wrażeniami. Trochę się lekam bo słyszałam, że generalnie potrawy podawane są z pałeczkami , a to dla mnie … „chińszczyzna” 🙂 podobno na nasze europejskie sztućce mozna czekać tak długo, ze na jedzenie nie ma już szans. Z jednej strony nie byłoby to takie złe (sylwetka), z drugiej wręcz przeciwnie (smakowanie). Chyba zabiorę własne sztućce.
Wszystkiego dobrego dla wszystkich Blogowiczów 🙂
Witam wszystkich. Ryba pozdrawia i tych co byli i tych co nie byli. Żabie Błota cudne, położone w pięknej okolicy. Wąskie drogi otoczone alejami starych drzew, przepiekne widoki, stawy i jeziora no i konie. Człowiek odpoczął od miasta i zgiełku. Najbardziej w pamięć mi zapadła śmietana maślana i ser własnej roboty – do domu zabrałam spory kawał i zażerałam się przez całą niedzielę. Pierogi pyszne, choć szpinaku nie lubię, spróbowałam. Na ręce patrzyłam Alainowi gdy pstrągi przygotowywał – palce lizać. Po dokładkę pobiegłam 🙂 Niestety nie spróbowałam keksa za to coś pysznego z owocami i tzw, kratką zjadłam aż miło. Zdjęcia umieszczę na blogu jeszcze dzisiaj (dopiwro wróciłam z pracy i jeszcze muze wyjść). Było super. Starej Żabie kłaniam się w pas – wielki to człowiek i dobry. Haneczka ma więcej energii w sobie niż ja dwa razy – aż zazdroszczę. Krystyna to dama prawdziwa – w każdej sytuacji umie się zachować. Ewa, przyjaciółka Starej Żaby, to nader miła osoba. niech się nie boi i niech odzywa. Panie Lulku – śliwowica i pigwówka znakomita – liter prawie śliwowicy zbrałam do domu – Matros jak wróci będzie przeszczęśliwy. Wino chilijskie tez było niczego sobie. Po wymieszaniu tych wszystkich trunków aż dziw, że nic mi nie było – och, orzechówka Starej Żaby była taka delikatna. Przepis na sos w nastepnym wpisie.
Przepis na sos do mięs: kilka łyżek oliwy z oliwek + sok z cytryny (troszkę) + keczup. Wszystko wymieszać szybko widelcem. Dodać sól, pieprz, posiekaną natkę pietruszki, pęczek szczypiorku, ze 3 ogórki kwaszone i kilka kawałków marynowanej papryki (oczywiście drobno pokrojonej w kosteczkę). Nie miałam szczypioru, dałam więc pól dużej cebuli. Jeżeli chcemy na ostro dodajemy ostrą papryke i sos tabasco oraz pieprz cayenne. Wtedy powstanie sos diabelski. Na zjeździe był łagodny bez tych dodatków. Pozdrawiam i smacznego. Ryba
Nareszcie wiedomo, ze na poczatek pazdziernika nalezy szykowac Poczte Butelkowa. Gdybyscie mieli duzy samochód to dla Marka jest multum sloików do napelnienie. Czekam na dalsze zyczenia.
Zdrowiejacy
Pan Lulek
Panie Lulku a kto zjeżdża do Pana na początku października?
a na IV zjazd miejsce ustalaliście? … do Żabich Błot trzeba koniecznie zajechać … ale to dopiero w przyszłym roku … może wnuczkę pod pachę wezmę ze sobą …
a ja musze sie pochwalic, ze na pocieche rewizytuje mnie Kacperek z Brackiej wraz z pancia i bedziemy tez jedli pieczone pstragi z ryzem, szpinaczkiem dziwnie przyprawionym i salata misto
Panie Lulku, chciałam do Pana zadzwonić i podziękować za piękne dzwonki i ten śliczny przyrząd do harakiri, który odkryłam nieco później.. Zwyczajowo muszę Panu za to zapłacić, choćby grosz, może dołączę go do poczty butelkowej?
Alicja od Alsy nadaje.
Jejku, rower został w Toronto i nie mowcie, że Jerzor miał zabierać do Polski – nie te drogi i nie te warunki, pobocza, gdzie one są?!
Za kazdym razem chora bylam, jak zabieral.
Teraz plotkujemy lekutko.
Wracam do towarzystwa, a potem o tem.
Czesc moi mili!
Siadam do pulpitu czytam i ogladam.
Nie zaluje, ze dojechalem i bylem przynajmniej w sobote i w niedziele. Szkoda, ze niektorzy tak wczesnie powyjezdzali i szkoda tego wszystkiego, czego nie zdazylem sprobowac. Byl to, co jak co, moj dziewiaty i dziesiaty dzien podrozy i moje trzewia juz nie byly w stanie za bardzo walczyc jakby tu moze nalezalo, bo tam gdzie bylem przedtem, tez pardonu nie bylo. W pamieci pozostanie: pascha Pyry, pstragi Alain´a, widok wieprzka (bralem juz tylko ostroznie), no i rzeczywiscie, pasztet Pana Gospodarza.
Przez wina sie przeprobowalem i zlego tam nie bylo, kazde mozna bylo pochwalic. Nalewki sobie odpuscilem (oprocz dobrej pigwowki i przynajmniej rownie dobrej aroniowki, ale nie chcialem za bardzo mieszac). Zaliczylem sliwowice (chwale jej lagodny smak, bo to przecierz trunek z samego zalozenie bardzo twardy). Ale potem sprobowalem przepalonej gruszki Pana Lulka i to bylo to i juz przy niej zostalem. Rano w baniastej butli poziom wskazywal pare palcow mniej, a mnie wlasciwie nic nie dolegalo: Szkoda, ze ostatnia, Mlodsza, mnie opuscila juz na krotko po dziesiatej i zostalem sam, z moim namiocikiem, bo chyba bym glebiej zajrzal do tego przepastnie pekatego naczynia.
Panie Lulku, poza wyrazami oczywistego szacunku wyrazy mojego glebokiego uznania dla niewatpliwego kunsztu!
Tyle na razie
pepegor
No nie,ja nieusprawiedliwiona???Toc juz nie wiem ile kopii polamalam walczac z wiatrakami,a one kurna ciagle sie kerca 😮 😉
Za to nam pozostal najpiekniejszy „deser” w postaci Waszych opisow i opowiesci i zdjec,ze mogalbym praaaaaaaaaaaawie, powiedziec-I ja tam bylam i wino pilam 😆
Okolic nie musze sobie wyobrazac,bo to moje (bijna) rodzinne strony.
Ciesze sie,ze Zjazd byl udany.Chyba czas zabrac sie za pierogi!!!!
Pozdrawiam z Krainy Wiatrakow,hej!
Jak jestem w Zabich Blotach to pozyczam sobie rower od pana Jana T., ktory jak ma dobry dzien dla zwierzat i zajdzie sie go z zaskoku to nawet pozyczy, wiec Jerzor tez mogl tak zadzialac, nie byl tylko uswiadomiony odpowiednio.
Ledwie człowiek kilka dni nieobecny ,wraca czyta i okazuje się że trafił do jakiejś grupy kręcących, nieobecnych, napiętnowanych i tworzących czarną, zjazdową budżetową dziurę na 320 zet.
A więc korzystając z przysługującego mi prawa do sprostowania ( art.31 punkt 1, Prawo Prasowe ) publikuję sam co niżej :
Nigdy, nigdzie i nikomu nie deklarowałem swej obecności na III Międzynarodowym Zjeździe ” Gotuj się!” – taka jest brutalna prawda!!
O braku mej deklaracji doskonale wiedział Komitet Organizacyjny, chyba że Komitet brak deklaracji przyjmował za deklarację.
Tak więc włączanie mnie do grona „kręcących” uważam za niesprawiedliwe, krzywdzące i czyni za mnie blogowego ciula, kurka na wieży czy też inną mimozę która nie wie jak ma się zachować gdyby się zadeklarowała i nie przyjechała bo straciła ochotę.
Z poważaniem,
Antek
o rety …
Dodaję sznureczek do moich zdjęć. Miłego oglądania.
http://picasaweb.google.pl/anilana68/ZJAZDWZabichBOtach?feat=directlink
PS. Antek, nie za ostro? Prawo prasowe itd?
Ja? ostro???
Troszkę luzu!!! :))))
Co Wy tacy serio??
🙂 😉
Pyra twierdzi, że wymysły nie były skierowane pod Twoim adresem antku. Cytuję „Winni się biją w piersi i tak”.
ufff…, dopiero sie internet pokazał. Jeszcze bardzo chciałam podziękować Echidnie za malutkie koale, posadze je sobie nad biurkiem na sumaku, powinny się łapkami trzymać :))
Skrzynkę na korespondencję przymocuję na ścianie domu, to już postanowione.
troche mnie tu nie bylo, a wielu narobilo i naklepalo sie, ze ho ho ho
Alicja jak zwykle dosc czupurnie nastawiona do mnie. Malo tego, oczekuje jeszcze bym jej 😆 nadstawil …
… pewnie ze dam, a co mi tam. Bedzie to, bylo nie bylo, w dobrej wierze. Pana Lulka troska o moja lepetyne nie moze isc przeciez w bloto.
Alicju zapoznaj mnie z konkretnymi datami zdobywania Berlina bym mial czas na przyzwyczajenie sie do nowej roli dawacza 😆 dupy …. do kopa
a w ogóle to chciałam bardzo WSZYSTKIM podziękować za przyjazd do Żabich Błot. Teraz ja już znacie drogę i wiecie czego się tu można spodziewać to może będziecie bywać częściej, bez żadnej okazji, ot tak, po drodze.
WSZYSCY byliście fantasycznie mili i wspaniali!!! I wspaniałe jest to, że po bliższym poznaniu nik z Was nie traci a jedynie zyskuje.
Niech żyje Blog i Blogowicze!
Obejrzalam zdjecia i wyobrazam sobie, jak bylo Wam sympatycznie i z jaka emocja poznawaliscie sie na zywo ( niektorzy z Was ), znajac sie juz z korespondencji. Taka konfrontacja jest na pewno wzruszajaca. Moze w przyszlosci uda mi sie do Was dolaczyc, bardzo bym chciala. Zdjecia porankow sa piekne. Bede notowac wasze przepisy.
Echidnę jeszcze chciałam zapytać, czy te miniaturki znaków drogowych z kolczatką, znaczy echidną, to oprócz bycia pamiątką z Australii służa jeszcze do czegoś?
Ja się skaleczę! tym razem łotr wysłał nim skończyłam!
więc zapytam jeszcze raz: czy ta kolczatka na znaku jest do Ciebie podobna? tak z ciekawosci pytam 🙂
Huch, dostało się Antkowi bez dania racji, dostanie się Arcadiusowi… 🙄 😯 Może Żabie Błota wydzielają jakieś nieznane substancje pozbudzające, a pobudzeni zamiast obściskiwać, obcałowywać i pakować pierogi na drogę, szukają, komu tu kopa? 😯
Mieszczuchy! Nauczcie się właściwie interpretować bodźce produkowane przez tereny bezludne i nadmiernie wysycone czystym powietrzem 😎 😉
Ja już wiem czym podpadłem, wysłałem Zjazdowi pocztówkę z wakacji….
nie z tego miejsca co trzeba. Mam nadzieję że dotarła??
I proszę nie brać mojego oburzenia tak strasznie serio.
Nagle mnie serio bierzecie….nie ma takiej konieczności, też coś!
dobranoc
Pozdrawiam po starej znajomości zjazdowiczów z Salvatierra w Pais Basco
Kartka z podróży
To ja, Alicja.
Jak co roku, musimy się nagadać. No to gadamy!
Już chyba nadawałam, ale jeszcze raz zapodam, że z uczestników Zjazdów to my i Adamczewscy od pierwszego do trzeciego..
Wojtku, kartko… pozdrowienia od nas
A
Kartko z podróży! Pozdrawiam!
Naplotkowałysmy, Jerz chrapie lekutko, to my sie udajemy w wiadome objęcia
pepegor pali papieroski to Pyra miała towarzystwo … 🙂 … a gdzie Ty tak podróżowałeś przez te 10 dni … ???
Kartka z podróży podczytuje Cię ostatnio …. 🙂
Jolinek to nie ja wracam z Flandrii. Sam sobie nie skladam wizyt. A kto posadzi jarzebine. Wystarczy, ze przenioslem kompostownik ( trzy metry szescienne ) i wykopalem dolek.
Przyjedziesz, posadzisz albo co najmniej bediesz zarzadzala
Pan Lulek
Dzień dobry Szampaństwu,
trochę namieszałam w Alsy komputrze i będzie na czerwono.
Jolinku,
papieroski paliła nie tylko Pyra i Pepegor, ale nie będę donosić, w końcu jestem na urlopie 😉
P.S.
Nemo,
nie huchaj, a hachaj 😉
Antek,
no coś Ty! My Ciebie na serio?! 😯
No dobra, teraz idę poczytać do tyłu, bo wydaje mi się, że póki co, to po tak zwanych łebkach 🙄