Dmuchanie w kaszę
Gryczana, jęczmienna, jaglana, kukurydziana, manna, krakowska. I wiele innych kasz to nasza rodzima specjalność. Przecież zanim dotarły do Polski peruwiańskie skarby w postaci ziemniaków (i to m.in. dzięki obrzydliwej carycy Katarzynie), to właśnie kasze były podstawą kuchni plemion zamieszkujących krainę leżącą na wschód od germańskich ludów. I do dziś mają tu nad Wisłą wielkie rzesze miłośników. Bo też z kaszy można wyczarować dziesiątki smakołyków.
– Z wyjątkiem gryczanej kaszę przed gotowaniem warto umyć – twierdzi Grześ Łapanowski, wybijający się spec kulinarny, z którym wielokrotnie miałem przyjemność o gotowaniu rozmawiać. – Z reguły czerpię ją z worka, bo najchętniej kupuję w większym opakowaniu. Najbardziej lubię kasze na sypko. Kaszy krakowskiej i gryczanej potrzeba ok. dwóch miar wody na jedną miarę kaszy. Gotować je należy w garnku o grubym dnie, na niewielkim ogniu. Wsypujemy kaszę na wrzątek i zmniejszamy płomień. Pod przykryciem gotujemy, aż wchłonie płyn. Od czasu do czasu unosimy przykrywkę, by zamieszać w garnku i sprawdzić stan rzeczy. Następnie najlepiej dodać trochę masła i odstawić (nadal pod przykryciem), by doszła w cieple i się nie przypaliła.
Kaszę krakowską można też przyrządzić inaczej: wymieszać z surowym jajkiem, rozłożyć na blasze i osuszyć w piecu rozgrzanym do 70 °C, a potem podsmażyć na maśle niczym na risotto i ugotować w dolewanym stopniowo wrzątku lub wywarze. Po wysuszeniu należy rozetrzeć ją w rękach, by rozdzielić poszczególne ziarna. Będzie miała wyjątkowy smak i zachowa sypkość. Możemy też taką zatartą jajkiem kaszę standardowo ugotować w wodzie – podlewam ją wodą, by chłonęła płyn, by pęczniała. Kiedy będzie gotowa, dodaję masło, biorąc około łyżki na każde sto gram suchej kaszy. Jeszcze posiekana natka lub estragon – to wszystko, czego jej trzeba. Podaję ją z rybą lub smażonymi grzybami, a najlepiej z królewskimi borowikami i tłustą śmietaną. Poza gryczaną – opowiada Grześ – mam jeszcze jedną słabość. A na imię jej pęczak. Nawet długo gotowany pozostaje al dente. Zwykłem robić z niego coś a la risotto – nazwa nie jest tak istotna – liczy się smak dania – a jest ono pyszne. Duszę więc najpierw cebulę na klarowanym maśle z długo dojrzewającą polską szynką, która nada potrawie słony posmak. Oprócz tego dodaję do kaszy smażone dzikie grzyby i wino – biały, lekko wytrawny riesling pasuje jak ulał. Łyk wina na patelnię, żeby odparowało i nęciło swym zapachem. Teraz kolej na bulion, którym podlewam risotto tak długo, aż się ugotuje. Finał zawsze ten sam. Masło, śmietana, tarty długo dojrzewający ser i natka.
W kaszy nie ma filozofii, jest umiejętność wyważenia proporcji wody w celu osiągnięcia satysfakcjonująco sypkiej konsystencji. Tylko tyle i aż tyle. Nie dajmy sobie w kaszę dmuchać.
Tyle zawodowiec. A ja dorzucę do tego jeszcze dwa bardzo lubiane w naszym domu przepisy. To pierwszy:
Kasza jęczmienna z czerwoną fasolą
Puszka konserwowej czerwonej fasoli, żółta papryka,3 większe pory, 2 łyżki oleju, łyżka masła i łyżka mąki, szklanka mleka, sok z cytryny,2 łyżki posiekanej zielonej pietruszki, starta gałka muszkatołowa ,sól i pieprz do smaku,1,5 szklanki kaszy jęczmiennej wiejskiej
Do natłuszczenia formy: łyżka masła
1.Rozgrzać łyżkę oleju w garnku, wysypać kaszę i mieszając doprowadzić do tego, aby ziarna kaszy nabrały szklistości. Zalać 2 i pół szklanki wody, dodać do smaku sól i gotować do momentu, aż kasza wchłonie cały płyn.
2.Umytą paprykę pokroić w kostkę, fasolę odsączyć z zalewy, opłukać na durszlaku wodą. Połączyć paprykę i fasolę z kaszą, chwilę razem gotować.
3.Pory pokroić na kawałki 3 – 4 centymetrowe, poddusić na pozostałej łyżce oleju i także dodać do kaszy.
4.Rozpuścić w garnuszku masło, dodać mąkę i przyrządzić złotą zasmażkę, dodać mleko i mieszać, aż powstanie sos, doprawić sokiem cytrynowym do smaku, dodać sól, pieprz i trochę startej gałki muszkatołowej.
5.W posmarowanym masłem naczyniu żaroodpornym ułożyć kaszę z fasolą. Zalać przygotowanym sosem.
6.Nagrzać piekarnik do 120 °C i zapiekać potrawę 20 minut.
A teraz drugi:
Kasza z baraniną
Pół kg baraniny, 20 dag kaszy kukurydzianej, 600 ml wody, 3 łyżki stołowe masła, 10 dag zielonego groszku, 6 dag rodzynek, 1 cebula, 1 łyżka natki z pietruszki, sól, pieprz
1.Mięso po umyciu zemleć.
2.Cebulę posiekać i podsmażyć na części masła. Wymieszać cebulę z mięsem, posolić, doprawić pieprzem, posypać posiekaną natką pietruszki.
3.Zagotować wodę. Do wrzątku wsypać kaszę kukurydzianą, posolić, dodać łyżkę masła i gotować mieszając 20 minut.
4.Połowę zmielonej baraniny wymieszać z kaszą a drugą połowę z rodzynkami i groszkiem.
5.Formę do zapiekania wysmarować masłem i ułożyć w niej warstwę baraniny z kaszą, a na niej warstwę kaszy z groszkiem i rodzynkami. Na samej górze wyłożyć warstwę kaszy z baraniną. Piec przez 45 minut w temperaturze 200 st. C.
Jest trochę z tym pracy ale się opłaca gdy rodzina wyciąga talerze po dokładkę.
Komentarze
Och Kaszo Gryczana! Napełniasz mnie wręcz miłością do rodzaju ludzkiego: już po pierwszych dwóch łyżkach czuję się tak namagnesowana, iż z łatwością wytrzymam całodziennie (a nawet trzydniowo, boć przecie nie jem Cię codziennie, o Szczere Złotko Ty moje) każdy nonsens, niespójność, niedorzeczność, jakie mi będą serwowane! 😉 😀
Pod tymi wpisami nie ma i nigdy nie było żadnych nonsensów ani pozostałych, więc spokojnie (a nawet w towarzystwie wypłukującej magnez kawy) mogę pozdrowić Krystynę i wszystkich, którzy coś ostatnio celebrowali, Nowego świeżo po afrykańskich foto-polowaniach, Innych, którzy może gdzieś byli i coś pokazali, ale muszę doczytać, Nieaktywnych ostatnio, a wcześniej tak wiele i przez tak długi czas wnoszących w to Miejsce!
Tu zima leciuteńka… Cudo, zwłaszcza w porównaniu z zeszłoroczną! Codziennie słońce, lekki mróz, wciąż śniegu nieco (wytapia się powoli)
Najsroższe podmuchy i opady przypadły dokładnie na ostatnie dwie próby i koncert 30-lecia mojego Chóru, ale przetrzymaliśmy to wszystko z fasonem (choć zdarzyło się jedno zapalenie krtani… )
Kto ciekaw – serdecznie zapraszam do zerknięcia na fotki, opisy, ordery a nawet stół (już troszkę w nieładzie – „uwieczniać” zaczęło się po dwóch-trzech godzinach imprezy… pszesz spotkania, rozmowy, żarty, przytulania, drinki* z ludźmi niewidzianymi nawet od ćwierci wieku były o niebo ważniejsze!)
______
*bo już talerzyk w rączce za bardzo przeszkadza… nawet gdy ludź wygłodzony z powodów przepony, mrozu, adrenaliny, etc. 😀
…Zaś w niedzielę pojubileuszową widzieliśmy, jak Morsy pławiły Smoka Wawelskiego w Wiśle. Motorówka policji wodnej pilnie i cyklicznie służyła za lodołamacz. Było jeszcze baaardzo mroźno, wiał wiatr arktyczny, choć nieco słabszy, niż w poprzednich dniach — podziwiam ooooogromnie tych ludzi, bo z całym moim pozytywnie-przygodowym podejściem do wyzwań, na tego typu wyczyny bym się raczej nie porwała. A ile oni muszą spalić kalooooriiiiii… 😉 😀
(Tu a następnie w drodze powrotnej z Pałacu Bpa Ciołka)
Poza tym trwa karnawał, zbliżają się walentynki, w Jukeju startuje dziś Marriage Week 😉 — po tej linii a nawet na bazie wpisik mały, z kilkuletnich obserwacyjek obyczajowych wypływający… 🙂
_______
(Choć w tych dniach pannom młodym mogłoby być nad Zakrzówkowymi przepaściami jednak troszeczkę za zimno… mimo wszystko! 🙄 )
Wszelkie kasze najlepiej „dochodzą” w cieple pod kołdrą, poduszką itp. Dobrze dodać masła lub smalcu gęsiego.
Lubię kasze. Najbardziej gryczaną i jęczmienną. Ukochana to jęczmienna perłowa – inne też mogą być. Najmniej lubię jagły, w dzieciństwie obrzydzono mi tę kaszę na całe życie.
Przepis Gospodarza na kaszę kukurydzianą z baraniną przypomniał mi pilawy gotowane w wielkich garnkach w jednym z naszych akademików przez Anki koleżankę z pracy – Rosjankę uczącą angielskiego (!) przez kilka lat. Mąż Żanny miał kontrakt doktorancki na poznańskiej politechnice, a Żanna uczyła – mieli kwaterę w akademiku i grupowali wokół siebie „małą Rosję” Wiadomo – student po stypendium pan, a potem bryndza w kalecie. Wtedy to Żanna gotowała kotły pilawu. Rzadko podstawą bywał ryż, najczęściej mamałyga. A w niej kawałki mięs rozmaitych (przegląd lodówek + 2 dokupione kurczaki) warzywa, cebula w znacznej ilości, czosnek, pomidory, cieciorka, suszone morele, wino i przyprawy. Taki kocioł wystarczał 5 chłopa i jednej drobnej Żannie na 3 dni. Pochodzili z południa Rosji – z przedpola Kaukazu. Towarzystwo różnorodne – np jeden z chłopaków, student II roku schował się w Poznaniu przed kumplami brata. Brat był najpierw mistrzem ZSRR w boksie, potem budował ruską mafię w Pradze czeskiej, a potem ruszył za ocean rozwinąć interes, a kumple usiłowali od brata wycisnąć jakąś zaległą forsę; to się chłopak schował na zagranicznych studiach. Mąż Żanny zrobił ten doktorat summa cum laude , wrócili do Kazania – i – rozwiedli się. On jest wielkim przedsiębiorcą w dziedzinie z której się doktoryzował (maszyny drogowe) a Żanna zmieniła zawód, dzisiaj jest prawnikiem i doradcą biznesowym. W poznaniu spędzili w sumie 7 lat, nawet kupili mieszkanie, dochowali się córeczki. Szkoda, że się rozstali. A pilaw był doskonały.
Dzień dobry 🙂
Jagły nie, inne owszem, ale nie za często. Jesteśmy bardzo ryżowi.
Ha, torturuję Pyrę 😎
Yyc, ten film to „Smaki pałacu”, polski tytuł idiotyczny.
Orca, obejrzałam powtórkę i nie dziwię się Waszej euforii 😀
Byłam z Nowym w Kenii, teraz idę do a cappelli 🙂
Dzień dobry,
bardzo lubię jęczmienną, z jaglaną zrobiliśmy kiedyś gołąbki – bardzo dobre, kasza manna to moje dzieciństwo – babcia gotowała nam często na śniadanie.
bez kaszy ani rusz: http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_1893.jpg.php 🙂
Dzien dobry,
Gryczana jak najbardziej, inne zjem ale bez zapalu.
Uzylam wczoraj pasty umami, do chinskiego smazonego ryzu z jajkiem – poledwiczka z warzywami dodatkowo. Smaczne bylo, czy piaty smak byl – nie wiem, wszyscy zyja :).
A Cappella jak zwykle pokazała ciekawe zdjęcia. Nie wyobrażam sobie kąpieli w zamarzniętej Wiśle. Też podziwiam, ale nie spróbuję 🙂
Dzień dobry,
jak kasza to kaszanka, do tego ogórek kiszony, chlebek świeży z masełkiem i piwo ciemne z lokalnego browaru – a najlepiej, jak wszystko jest swojskie.
Z roztargnienia wpisałam się pod wczorajszymi komentarzami.
Powtarzam zatem moje drobne trzy grosze:
yyc-„Niebo gębie”(Les saveurs du palais)znamy i lubimy 🙂
Gdyby Cię interesowała postać Danuty Wałęsowej to poczytaj:
http://www.empik.com/marzenia-i-tajemnice-walesa-danuta,p1045593935,ksiazka-p
W warszawskim Teatrze „Polonia”Krystyna Janda wciela się w postać sławnej Danuty i piecze prawdziwą szarlotkę w spektaklu zrobionym na podstawie tej książki(o czym już swego czasu rozmawialiśmy na blogu).
Kasze tak,z dzieciństwa mam jedynie uraz do kaszki manny 🙁
Może mi przejdzie,jak ktoś zaproponuje tę nieszczęsną kaszkę bez mleka.
Na obiad pasta z sosem typu bolońskiego po polsku. W zamrażalniku został jeszcze jeden pojemnik tego specjału. Najchętniej do takiego sosu pełnego warzyw, mięsa, ziół i kiełbaski, gotuję makaron typu cięta rurka – one (te rurki) nabierają sporo sosu.
Dzisiaj nad wieczorek chcę upiec kakaowy biszkopt, a jutro przełożyć go kremem z mascarpone i śmietany. Zasmakowało mi to ciasto u Ryby, muszę tylko poszukać jakiegoś słoika niezbyt słodkiego dżemu, który stanowi podkład pod krem.
Haneczko – męczm mnie, dręcz mnie ręcznie – jak śpiewała Kwiatkowska. I literacko też. Lubię te tortury.
No to do-obejrzelismy film i bardzo nam sie podoba,l choc przy koncu jakby tracil nieco tempo. Pamietalem, ze cos w tytule jest z palacem, ale nie wiedzialem co, teraz wiem, dziekuje 🙂
Zabo, z turbinami wiatrowymi to jak z GMO. Zwolennicy turbin krytykuja przeciwnikow, ze nie majac zadnych naukowych podstaw tworza mity anty-turbinow a potem sami bez zadnych naukowych podstaw tworze inne mity anty GMO. Ludzie chyba zawsze woleli wierzyc w bzdety niz w rzeczywistosc i tego nie zmienisz. Wierzysz w co chcesz, jesz co chesz a jesli masz ochote sobie pod domem postawic turbine to pewnie tez bedziesz mogla 🙂 Wiatrak sie bedzie krecil, dzieci beda mialy zabawe, konie napojone, elektryka w domu, wszystko podlaczone do wiatru a ty zabim brzuchem do gory bedzie czujnym okiem wiatru na ganku przy kieliszku slusznego wegrzyna pilnowala 🙂
Maly wiatraczek i moze autko pojdzie na wiatr. Juz widze zabie nozki i raczki wystajace z okien poloneza pedzacego po polach i borach, wilczym jarem czy bukowym gajem 🙂
Kasze jadamy ostatnio czesto, gryczana glownie.
Kasze różne lubię, najbardziej gryczaną. Manna na mleku, była jedyną zupą mleczna, którą brałam do ust w dzieciństwie i to na słono, broń Boże z cukrem.
Dziś na parapecie okna zobaczyłam trzy szpaki w zimowej szacie, czyli czarne dzióbki i ciemno szare nakrapiane piórka. Nie wiedziałam, że one tak się zmieniają sezonowo.
Trzeba jednak pamietac, ze najlepsze kasztany rosna na placu Pigalle i wiatr nie ma tu nic do rzeczy. Moze i kasze sie zje na placu? Kto to wie…
Piekny rozowy wschod nad Calgary. Mam okna na wschod wiec ladnie dzien sie w pracy zaczyna. Czasem jakby zielona poswiata po niebie sie snuje, czasem bardzie lososiowy wschod dzisiaj granatowo-rozowy.Nutki fuksji tez sie przebijaja tu i tam.Teraz jasnieje, w blekit przechodzi niebo za to roz mocniejszy, zdecydowany bardziej. Pare minut i juz inaczej. Ladnie jest 🙂
Juz niemal jasno 🙂
-9c, słońca trochę zza chmur.
Danuśka,
kasza manna bez mleka – to pamiętam z dzieciństwa i polecam, bo w innej postaci manna mi nie smakuje, a na słodko z jakimiś sokami w ogóle nie dla mnie.
Gotuje się kaszę na bardzo gęsto (nie znam proporcji, ale to można wyczuć). Następnie tę masę kaszową rozsmarować (najlepiej na formie do pieczenia ciasta) na wysokość 1.5 cm. Pozostawić do wystygnięcia i zastygnięcia. Pokroić w kostkę 1.5×1.5cm (tak mniej więcej). To jest propozycja do czystego rosołu – naprawdę dobre!
Moją ulubioną i często goszczącą na talerzy kaszą jest kasza gryczana z sosem grzybowym albo mięsno-grzybowym.
Znakomity przepis, również w moim domu popularny, jest na gołąbki z kaszą gryczaną, mogą być serwowane z kwaśną śmietaną, ale najlepsze są z sosem grzybowym.
Kasza gryczana dobrze się z grzybami kojarzy.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Golabki_Teresy_z_Pomorza/
Dzien dobry,
Kolorowe niebo na plazy w La Push na samym brzegu oceanu. Kamera jest skierowana na zachod. Tam turbin I wiatrakow nie ma I chyba nie bedzie.
http://forkswa.com/first-beach-webcam/
Prad mamy z gorskich rzek. Przy okazji napisze o tym wiecej.
Kasze czasami jemy. Zimna kasze zmieszana z pokrojonymi warzywami. 🙂
Jeszcze jeden przepis na bazie kaszy gryczanej, tym razem BRZUCHA – nie wiem, czy ktoś to robił, ale ja kilka razy i jest to znakomite jedzenie na zimowe dni.
Wyżej się machnęłam, śmietana to do krupioka, ale moim zdaniem z sosem grzybowym krupiok lepiej się komponuje. Proste, smakowite danie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/00.FOTO_PRZEPISY/Krupiak_wg_Brzucha/
Niech zeglarz mnie poprawi w jakim kierunku w La Push, WA jest skierowana kamera na brzegu Pacyfiku. 🙂
Dla ulatwienia: wschod, poludniowy-wschod.
Czas na kawe!
Orca z ta kamera jet jak z Kanalem Panamskim. Wschodnie wejscie do kanalu jest na zachod od zachodniego 🙂
Alicjo-Twoja kaszka na gęsto,krojona w porcje kojarzy mi się natychmiast z polentą. Dobrze doprawiony sos do niej obowiązkowy,bo z rosołem to…nie wiem…(?)
Tu polenta według Agnieszki Kręglickiej:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,13321946,Polenta_z_rozmarynem__chili__parmezanem.html
A tu kaszka z wierszyka,który wszyscy znają z dzieciństwa 🙂
Tu sroczka kaszkę warzyła,
ogonek sobie sparzyła..
temu dała na miseczkę,
temu dała na łyżeczkę,
temu, bo grzecznie prosił,
temu, bo wodę nosił,
a temu najmniejszemu nic nie dała, tylko ogonkiem zamieszała,
i frrrr….daleko poleciała !
Albo ….
Kipi kasza, kipi groch
Lepsza kasz niż ten groch
Bo od grochu boli brzuch
a od kaszy człowiek zdrów!
Powinno być Lepsza kasza 😳
Polenta tradycyjnie jest z kaszy kukurydzianej, raz zrobiłam z ciekawości, ale nie przepadam za.
Danuśka,
zapewniam Cię, że ta kostka mannowa jest dobra w rosole, naciąga smakiem rosołu. Możesz kiedyś spróbować małą ilość. Dawno nie robiłam, naszła mnie ochota!
Kipi kasza, kipi groch,
lepsza kasza niż ten groch,
bo gdy kogoś brzuszek boli,
temu kasza brzuszek goi 🙂
(taki zapamiętałam wierszyk).
Dzisiaj miała być ryba, ale Jerzoru znowu się pyzów z sosem grzybowym zachciało, w związku czym zamoczyłam garść okruchów prawdziwkowych.
Jak mu coś posmakuje, to jadłby codziennie, a potem nie może patrzeć przez rok 🙄
Danuśko,
zapomniałam zaznaczyć, że te kostki mannowe nie rozlatują się w rosole, warunek – muszą być ugotowane na gęstą masę i całkowicie schłodzone.
Olimpiada sie otwiera a ja w pracy. No nic o 18:00 powtorka z rozrywki. Poki co na zywo w sieci jak to w sieci cos sie nie otworzylo, cos nie zamknelo, Medvedev spi etc 🙂
Od calgaryjskiej minelo juz ho, ho 26 lat. Kto by to przypuszczal. Mialem radosc wolontariuszowac jako przewodnik dla Polskiej druzyny, miesiac wspanialej zabawy 🙂
Danuśka,
pewnie ta niedobra manna była rzadka. A ugotowana na mleku, ale gęsta i cienką warstwą wyłożona na płaskim talerzu, polana sokiem lub z niewielką ilością dżemu jest bardzo dobra. Innych zup mlecznych nie przełknęłam, a to mi smakowało. W ubiegłym roku przypomniałam sobie o kaszy mannej i kilka razy jadłam to na śniadanie.
Ciekawe, że w restauracjach wśród dodatków nieczęsto spotyka się kasze. Chyba dlatego, że kasza potrzebuje sporo sosu, a potrawy z sosem to raczej rzadkość w restauracjach.
Przypomniała mi się bardzo ładna piosenka/ hymn/ z Olimpiady w Calgary. http://www.youtube.com/watch?v=7Ki16mEGvfQ
Trzeba bedzie zdjecia odkurzyc 🙂
„Otwierałam” olimpiadę i nie zauważyłam, a ktoś jednak wychwycił, że Rosjanie pokazali mapę Polski z obwodem kaliningradzkim – jednym słowem z okazji olimpiady odzyskaliśmy Królewiec.
Obejrzałam kawałek otwarcia, akurat jak zgrabnie przeskoczyli od cara do kolorowych lat sześćdziesiątych. Rock and Roll 🙂 Oczywiście była jeszcze lokomotywa dziejów, toczyły się czerwone koła historii, tańczyli pionierzy i kosmonauci. Nie spodziewałam się, że pokażą kibitki, gułagi, ale nie było Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i zdobycia Berlina 🙂
Oprócz polenty mamy jeszcze mamałygę, z tej samej kaszy. Tutaj rumuńska z serem owczym i śmietaną: https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/RumuniaKulinarnie#5662675768308790306 🙂
Dziś kasza gryczana z grzybami ze zbiorów jesiennych. Wspomnienie wrześniowych grzybobrań. Ach ….. Jeszcze trochę trzeba poczekać. Ale już zamówione kwatery na wiosnę w Białowieży 😀
Tak tu cicho ….
https://plus.google.com/photos/111628522190938769684/albums/5977750578706005025/5977750590636596754?pid=5977750590636596754&oid=111628522190938769684
Irku – musisz udostępnić 🙂
Asiu co to dokladnie jest mamalyga i co w tym jest? Kasza? Ona taka biala? Jak mamalyga smakuje?
No chyba starczy pytac 🙂
Mamałyga to kasza kukurydziana ugotowana na gęsto. Nie jadłam polenty, ale myślę, że smakuje podobnie. Jest żółta, to białe na zdjęciu to ser i śmietana. W Rumunii podają ją do wielu potraw. Na przykład na talerzu z sarmalami (gołąbkami) też znalazła się solidna porcja mamałygi 🙂
Mnie się w ogóle te popisy reżyserskie na wielkie widowiska niezbyt podobają. Jak pamiętam zaczęli Francuzi – nie pamiętam jaka to była impreza sportowa, ale gdzieś na południu, nie w Paryżu. Nowoczesnośc bokiem wyłaziła, artyści światowi omdlewali z zachwytu, a potem już poszło. Rosjanie zgubili Wielką Rewolucję, wojnę domową i II światową. Muzyka chwilami głuszyła komentarz i nie mówię o Glince i Czajkowskim, ale o suicie „sen Wielkorusa” (to mój tytuł prywatny). „Jezioro łabędzie”tańczone prześlicznie i doskonały chór Teatru Maryjskiego – tym się mogą pochwalić. A MKOL jak zwykle = dał popis hipokryzji.
Smak neutralny 🙂 dlatego najlepiej smakuje z dodatkami. http://globber.pl/mamalyga-rumunia/
Taka żółta kasza manna 😉
Asiu, chyba się poprawiłem 😉
Irku, nie wiem dlaczego, ale u mnie nadal się nie otwiera 🙁
Pyro – widziałaś te stronę? http://www.fira1915.pl/pl/
Asiu dziękuję. Może będę dla nich miała opowieść o jeden z rodzin – pracodawcy mojej Mamy do ślubu w 1937r. Zginęli.
Irek,
musisz jeszcze raz podać poprawiony sznureczek…
W tych wielkich widowiskach jest zawsze sporo zadęcia i patosu, nieważne, który kraj jest organizatorem. Nie krytykuję dzisiejszego widowiska bo nie oglądałam, dawno już przestałam oglądać. Z drugiej strony trzeba jakoś tych sportowców zebrać na stadionie, powitać, zapalenie znicza i te rzeczy.
A ja jeszcze o kaszy – kasza z grzybami, skwareczkami i tłuszczem od tych skwarek, doprawiona solą i pieprzem, jest znakomitym farszem do rolad wołowych. Wtedy rzecz jasna nie dajemy już kaszy, ziemniaków itp do sosu. Jest to rodzaj kompletnego, małego dania na domowe albo służbowe przyjęcie. Ogórek kiszony jest dobrym dodatkiem do tej rolady.
Teraz chyba będzie dobrze
https://plus.google.com/photos/111628522190938769684/albums/5977750578706005025/5977750590636596754?pid=5977750590636596754&oid=111628522190938769684
Irku – piękna cisza
Asiu to twoje danie wygląda zachęcająco, jak coś słodkiego 🙂
Głównie kaszę gryczaną lubię, ale wypróbuję też przepis z fasolą. Kupno baraniny albo jagnięciny to u nas abstrakcja, dlatego jadłam może dwa razy a popróbowałabym, bo tamte próby średnio udane były.
Tak, trochę przypomina paschę (z wyglądu) 🙂 Ten przepis z fasolą też zapisałam.
Dzieki Asiu, wyglada zachecajaco i choc bylem w Rumunii jako dziecko dawno temu to nie pamietam mamalygi choc nazwa oczywiscie nieobca.
Zjadlem w dwa dni czekolade Wedla pod nazwa Creme Brulee cale 280gr. Pol wczoraj pol teraz i jest mi slodko po uszy 🙂
U Irka zima prawie jak u mnie, tylko śniegu mniej, no i temperatura chyba wyższa?
Pyro, to była zimowa w Albertville 🙂
Pyro, ślicznie opowiadasz o ludziach i jedzeniu! Jakiś troll parę dni temu wytknął mi wiek i słabość do Ciebie. No i bardzo dobrze, bo jedno i drugie to prawda.
Ewa poszła na dół popływać. Zostawiła mi sałate i filet cat fish (sum) i powiedziała – zrób sobie…
Rybkę usłałem gwiazdkami starfruit (w Krakowie karambola) i usmażyłem. Nie głupie! Polecam!
Ewa wróciła i robi to samo.
Haneczko, 😀
Irku, 😀 …
Asiu, ja ich mam na oku (tych Morsów i innych Kaloryferów) na bieżąco i regularnie podczas spacerów na Zakrzówek… i wciąż mi zimno o 5-10 stopni bardziej, gdy tylko ich zoczę! 😀
Nb, to wislańskie pławienie Smoka pokazał znacznie lepiej Towarzyszący – ma mocniejszego zuma i dłonie odpor-niejsze na zamróz 🙂
Zatem, gdyby ktoś nie miał dość… 😉 …rozgrzać się można Madonną z Krużlowej i ikonami w komfortowym termicznie oddziale Muzeum Narodowego na Kanoniczej. A potem – znów do Wisły! 😎
Nana, widzę, że już odpowiedziano na miły komentarz. Przekazuję podziękowania! 😀
„pokazał”… tylko co?! 😀 —
— https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/PaAcBpCioKaIMorsy
Do adremu!
O moim wielodekadowym patencie śniadaniowym na mannę pszenną + kukurydzianą (ugotowaną na gęsto oczywiście) wspominałam choćby tu (na samym dole, w przypisie)… Nie dopisałam tam orzechów, choć kokos jest czy dodatku miodu na wierzch (gdy nieco przestygnie ale wciąż jest ciepłe, choć na zimno też można).
Ta „polenta po mojemu” jest idealna na mroźne dni gdy człowiek chce się czuć o poranku ciepło i z właściwym poziomem cukru, a bez przeciążonego żołądka – ot, gorące śniadanie kontynentalne dla aktywnych 🙂
*** * ***
Kiedyś, na opakowaniu kaszy jęczmiennej, natknęłam się na przepis na onąż „po bosmańsku” (podsmażyć kostki boczku, cebulkę, czosnek, coś tam jeszcze*; dodać podgotowaną filiżankę kaszy, poddusić razem, podawać „zaprzyjaźnione” ale sypkie, na gorąco) – przepis wypróbowałam, zagustowałam (szybko-kolacyjne okazje zimowe), modyfikuję kurczakiem + wiele warzyw, ziół, grzyby, ostre papryczki, itede, itepe. Szybkie i „sympatyczne” – mówi koleżanka, której kiedyś to zaserwowałam a vista bo po coś przyszłyśmy do mnie z baaardzo przeciągniętej konferencji… i ona to teraz podaje regularnie i z aplauzem (w różnych wersjach) nie tylko rodzince, lecz i wizytującym.
Inna zabawa to kasze (kuskus, drobniejsza jęczmienna…) w sałatkach na zimno – np. libańskiej z ogórkiem czy innych pomysłach „północnoafrykańskich” – teraz już prawie wszyscy znają, a jak nie, to za pięć minut się dokształcą; 20 lat temu były w moim kręgu małą rewelacją 🙂
___________
*przepis-wycinek mi się zgubił, szczegółów tamtej konkretnej receptury nie pomnę po 15-20 latach… 🙂
Alicjo-nie wiem,czy podejmę to wyzwanie i przygotuję z własnej i nieprzymuszonej woli takie kaszkowo-mannowe kostki do rosołu,ale gdybyś kiedyś chciała mnie nimi poczęstować to chętnie spróbuję 😉
Krystyno-jeśli z mlekiem to ani na gęsto,ani na rzadko,ani z sokiem 🙁
Wiem,że mi wybaczysz.
Na olimpiadach oglądam przede wszystkim ceremonię otwarcia 😀
Oglądam,bo to wielki teatralny spektakl i zawsze jestem ciekawa,co tam nowego wymyśla.Ideologię odkładam na bok,bo dla mnie to po prostu ciekawe widowisko.
Na olimpiadzie zimowej będę jeszcze oglądać pokazy medalistów łyżwiarstwa figurowego.Poza tym chętnie posłucham w radio lub poczytam w gazecie kto i w jakiej dyscyplinie zdobył medale.
Teraz się sprężam i idę na zakupy.To będą zwyczajne zakupy,żadne olimpijskie i
za ten mój wyczyn nie dostawę ani pół medalu 🙁
Kurczak w piekarniku – ma jeszcze co najmniej godzinę,, bo jest wielki. Dzisiaj będzie soute do surówki z kiszonej kapusty, kromki chleba i białego wina reńskiego; jutro w sosie Nemo (zielony pieprz, kapary, koniak, śmietanka) do ryżu i miksu sałatowego. Kilka butelek wina (4) Młodsza kupiła, bo zmieniał się właściciel osiedlowego samu i wystawili wina na wyprzedaży – wszystkie poniżej 20 zł. Młodsza kupiła 3 reńskie i jedno włoskie (po 17,-). To reńskie piłyśmy wczoraj „olimpijsko” i bardzo nam smakowało. Biszkopt upieczony, krem się chłodzi, przed wieczorem nałożę na ciasto. Teraz mam godzinę przerwy.
U mnie dziś też kurczak pieczony, nie za wielki, zagrodowy, do niego brokuł. Zupa krem z dyni.
Piękna, wiosenna pogoda za oknem. Śnieg znika w oka mgnieniu.
Zupy gotowałam do obiadu póki Jarek żył – dla niego obiad bez zupy był nieważny i lubił jeszcze talerz obiadowej zupy zjeść przy kolacji. Dzieciaki też zjadały 3-daniowy obiad (czasem 2 – jeden w szkole , drugi w domu) Teraz nie ma w domu mężczyzny, a nasze apetyty też zmalały. Albo zupa, albo drugie. Jeżeli obiad bardzo uroczystym to z zupą w dawce aptekarskiej. Czasem posiłek na 2 części zupa, w godzinę później drugie. Tylko deser przy kawie wchodzi jakoś bez oporu?
„Siem mi nie podoba” nowa szata graficzna Polityki w wydaniu internetowym. Takie skrzyżowanie
Wyborczej, Faktów i jeszcze kilku innych. Szkoda. Kolejny zniwelowany indywidualizm. Czy i w treści szefostwo ma zamiar poczynić podobne zmiany?
To tak na marginesie kaszy – wyszedł groch z kapustą.
E
Echidna – masz rację, tylko Redakcja ma nasze zdanie w . poważaniu, nie raz nam to okazywano dobitnie. Przecież podważaliśmy zmiany graficzne (przed ostatnie) układ, reklamy,Kwestionowaliśmy czytelność tekstów i parę innych parametrów, które ewidentnie spychały „Politykę” w stronę modnych magazynów. Mieli nas w uważaniu – w końcu nie my jesteśmy docelowym „targetem”; myśmy już swoje przeczytali i z towarów nachalnie promowanych raczej nie korzystamy/ Cholery możemy dostać i nikt się tym nie przejmie.
-14C, pogoda plażowa.
W tym roku nawet kotka została wciagnięta (podstępem!) w doroczną zimową tradycję.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2106.JPG
Mnie tam sie podobala Zimna Olimpiada 🙂
Snieg sie nie rozpusci, lod zamarznie, Morze Czarne pozostalo czarne.
Polacy wygladali bardzo ladnie powiem nawet najladniej. Kanada jak zawsze nudna w strojach. Nic orginalnego nie potrafia wymyslic chociaz wyslali poza ruskimi chyba najwieksza ekipe. Juz sie smieja, ze nikt nie zostal w kraju 🙂
No teraz pare medali kanadyjskich i polskich sprawi radosc. Tutaj jak zawsze czekaja na hokej i chca pobic ruskich jesli obie druzyny dojda do finalu. Byla by checa a mecz o zloty medal ostatniuskiego dnia przeciez potem juz tylko zamkniecie Zimnej Olimpiady 🙂
Mam nadzieje, ze w najblizszym czasie zaczna sie olimpiady dla inaczej myslacych, kochajacych i siusiajacych a potem dla czarnowlosych i wielkouszych (Urban ma szanse na medal). Blondynki pewnie nie beda mialy swojej bo i tak nie trafia pod wskazany adres 🙂
Czytam, ze ta gwiazdka ktora sie nie otworzyla juz wyladowala w gulagu 🙂
Teraz tylko czekac jak jakis aktywista pierdnie w Jokochamie i co z tego wyniknie dla swiata i olimpiady.
Swiat sie smieje, choc nie wiem czy moge to napisac, zeby nie zdjeto wpisu 🙂
Zima nas nie opuszcza i sniezy i zimni i w ogle daje sie wew znaki juz.
Z pionierskim pozdrowieniem zycze milego dnia 🙂
http://d.polskatimes.pl/k/r/1/f2/ce/52f50bf91f417_k17.jpg?1391791488
Osobisie mysle, ze ta gwiazdka mrugnela do nas okiem i stala sie tecza 🙂
Wstanie czlowiek rano i mysli: kawka ze smietanka, male co nieco i gazetka.
Przeglad prasy w sobotni poranek:
„Kraków: atak nożem na pętli tramwajowej. ”
„Nocny pościg za pseudokibicem”
„Tragedia w Słopnicach”
„Pożar w zakładach chemicznych w Oświęcimiu”
„Oświęcim: policjantka popełniła samobójstwo”
„Kobiety tresują mężczyzn, jak Pawłow ćwiczył swoje psy”
Jestem gotowy zlapac sie ze swiatem za bary 🙂
U mnie dzisiaj schabowy z kapustą zasmażaną wg. przepisu podanego parę dni temu przez Gospodarza, ziemniaki utłuczone.
Zupy gotuję rzadko – jeśli już, to z taką „wkładką”, żeby było z tego całe danie, jak na przykład zupa gulaszowa czy barszcz ukraiński bogaty w warzywa i buraki, na kości z mięsem, podawany z ziemniakami ugotowanymi osobno, kapuśniak podobnie itd.
Zupy czyste na obiady uroczyste 🙂
I niegłupio i wesoło
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,15412452,Lazuga__Osobista_polityka_historyczna.html#LokPozTxt
Widze, ze slonce juz wzeszlo w YYC 🙂
Wzwszlo, wzeszlo 🙂
Teraz prasa swiatowa. Nieco nudno bo poza pozytywnym odebraniem ceremonii otwarcia Zimnych Igrzysk Olimpijskich same rozczarowania.
Zadnego tsunami, trzesienia ziemi czy chocby lawiny. Zadnych nieboszczykow z tym zwiazanych. Musi wiec wystarczyc to, ze ksiezniczka byla w sadzie, we Francji kamien walna w pociag (dwie ofiary) no i ta Syria gdzie gina tysiace, ale co tam w porownaniu z cierpieniami w Rosji inaczej sie czeszacych. Pare skandali i szokujacych wiesci z zeszlgo tygodnia. lody ktore sie topia a potem zamarzaja wiec nie wiadomo co z tym swiatem i to chyba tyle 🙂
Moze w TV bedzie lepiej?
I najwazniejsze. Powtorze pytanie zadane u Owczarka: dlaczego zawody odbywaja sie w nocy? Na pewno chca cos ukryc!
Napewno 🙂
W miescie Ho Chi Min otwarto McDonald’sa. Wlascicielem restauracji do ktorej ustawila sie kilkueset osobowa kolejka jest ziec premiera Wietnamu. Jego rodzina (ziecia) uciekla z Sajgonu przed komunistyczna inwazja a on sam jako dziecko smazyl hamburgery w McDonaldzie w Stanach i marzyl o otwarciu restauracji w Wietnamie.
Czego ja nie smazylem w Kanadzie? Powiem krotko: wracam do Kraju i otwieram restauracje. Oczekuje kilkusetosobowej kolejki i recenzji Gospodarza (przychylnej-inaczej wytne) 🙂
Urodzilem sie w Stalinogrodzie (obecnie Katowice), ale chyba restauracje otworze w Trojmiescie (trojca w jednym – sukces gwarantowany).
Zapraszam.
Ide stanac w kolejce!
God bless you my Dear,
Ale jak bedzie jedna w kolejce to szybko Cie obsluzymy 🙂
Moje hamburgery beda robione z miesa gesi polskiej, maslanej koludzkiej z Koludy Wielkiej zmieszane z miesem wolu czyli krowy polskiej laciatej o maslanych oczach i czarnych brwiach. Pycha. 100% naturalana zagrodowa mieszanka miesa gegajaco-muuu’ajaca znana rowniez pod nazwa skrzydlatej wolowiny 🙂
Kapitan Wrona bedzie nasza twarza.
Coś mnie podkusiło i kupiłem w Lidlu wino Barolo za 33 zł. Dawno nie piłem takiego sikacza. Potwierdza to, że te wina w dyskontach nie wiele mają wspólnego z ich pierwowzorami. Wyleczyłem się z takich zakupów 🙁
Wiosnę wypatrywałem 😀
Inni też wypatrywali
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/CzyJuzMozna#slideshow/5978102059226341762
Irku – mam na stole bukiet rozkwitających tulipanków (małe są). Sprzedawali w osiedlowym samie po 9.90 za 6 sztuk. Z tymi winami to jest tak, że nigdy nie wiesz na co trafisz – niezależnie od marki. Myśmy trafili na doskonałe białe, lekkie wino za 17 zł.
U mnie Jerzor poleciał wypatrywać – i co?! I jeszcze kota ze sobą zabrał 😯
Trochę mnie tymi zdjęciami denerwujesz, Irek!
Ale po znajomości Ci wybaczam.
Wszyscy na olimpiadzie czy co? Mak zasiali…
Stoje w kolejce bez kolejki dla weteranow McDonalds w Wietnamie. Jeszcze tylko 10 godzin
Alicja 8 lutego o godz. 16:12
Alicjo uważaj : kot może zeżreć ptaszka !
Dzisiaj rano w Portland (Oregon):
(„Nie żartuję!” – dodał)
http://alicja.homelinux.com/news/Portland.Oregon-08.02.2012.jpg
Długo się dziecko nie nacieszyło, że tam śnieg pada raz na parę lat. Nadał, że nikt nie odśnieża ulic, ludzie jeżdżą po ulicach na nartach 🙂
(„Nie żartuję!” – dodał)
Misiu- słuszna uwaga 🙂
I ? po operacji.
Jestem nieźle wzruszony, że tylu z Was pamiętało, że 6 lutego miałem termin w sprawie kolana.
Powinienem właściwie zacząć od czegoś aktualnego, a były sprawy ciekawe, ale dopowiem najpierw, że operacji już w czwartek i tak miało nie być, i raczej nie będzie. Na razie. Wrócę do tego.
Dla tego zacznę od kaszy:
Alicjo, w tym tygodniu zrealizuję gołąbki Tereski! Pokazałem LP i przekonałem. O efekcie zapodam.
Pęczak? Nawet nie wiem jak nazywa się po niemiecku (spoko, wiem jak się to robi). Pamiętam jak wygląda i jak go czuć na zębie. W temacie krupnioków śląskich był pęczak częstym objektem sporu.
Kaszka manna? ? czy to to samo co grysik jaki znam z dzieciństwa?
Nigdy jakoś nie miałem z tym problemów, też w kombinacji z mlekiem. Mama kazała mi zbierać łyżeczką z brzegu, dookoła talerza. Zwykle było to roztopione masło, z cynamonem, a wszystko to pocukrzone. Skradałem się więc ku centrum obserwując ścieżki płynącego masła. Skąd ona to tylko brała? Ta ona wtedy powszechna, piszczała z każdego u nas kąta!
Inaczej było później w przedszkolu. Tu pojawił się sok na kaszce. Zaakceptowałem to odrazu stosując w.w technikę I nie miałem problemów nawet, gdy konsystencja kaszki nie była taką, jaką znałem z domu. U innych dzieci natomiast widziałem, że zaczęły mieszać łyżką ten sok z kaszką z tym wynikiem, że zapomnieć tego nie mogę i dziś jeszcze mam w związku z tym odruchy wymiotne.
Jasne, że tematu nie mogłem wyczerpać i wrócę do tego.
Co do operacji dopowiem, że zadecydowaliśmy z panem doktorem, że się powstrzymamy.
Tak się złożyło, że od trzech tygodni szło mi całkiem dobrze i pomyślałem, że podobnie jak 10 lat temu, w lewym kolanie, pójdzie podobnie, tzn ?po kościach?, tzn mogę o tym zapomnieć. Przewertowanie wyników badań jakie już miałem i przyniosłem z sobą, i dodatkowy rentgen na potrzeby dnia wykazały niestety, że ubytki w kolanie są już tak znaczne, że ew. brana pod uwagę artroskopia kolana nie rokuje widoków na dłuższą poprawę. Zgodziliśmy się więc tak, że zgłoszę się tam ponownie, gdy trzeba się będzie poważnie zastanowić nad protezą.
Postanowiłem poczekać.
Irku, bo może to jakaś loteria? Kupowałam dobre wina, kilka bardzo dobrych, znakomite Gigondas, doskonałe Sancerre, całkiem przyzwoity szampan za stówę.
A może francuskie oni mają lepsze?
Pepegorze – dobrze, że Ci lepiej, źle, że i tak Cię czeka to, co Cichala. On już nawet narty odkurzył w ub.roku; czuje się dobrze.
I masz rację – manna, to grysik.
Nie wiem Nisiu. Może rzeczywiście źle trafiłem. Ale niesmak pozostaje i chyba już nie będę ryzykował
Pepegorze-cieszę się,że wiemy,co u Ciebie słychać.Z kolanem na pewno dasz sobie radę i wyjdziesz na prostą.Życzę Ci tego bardzo serdecznie.
Dzisiejszy wieczór spędziłam w ogrodach wilanowskich.Tej zimy mamy w Warszawie dodatkową atrakcję-oprócz tradycyjnych już iluminacji na Trakcie Królewskim możemy też oglądać spektakl światło i dźwięk w Wilanowie oraz świetlny,bajkowy labirynt w tychże wilanowskich ogrodach:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5978119937128237105?sort=1
Irek dzisiaj szukał wiosny,a ja zimowo-karnawałowych rozrywek 🙂
Co jeszcze było.
Z pewnością obrazki Nowego. Gratuluję! Nowy opowiedz nam, jak tam się załapałeś, bo widać, że nie była to wycieczka z katalogu. Zakładam raczej, że chodzi o jakieś akcje na tle charytatywnym. Opowiedz trochę proszę.
Pyro, dziękuję za zapewnienie o grysiku.
A, Irek i barolo.
Dziś stałem w lidlu przed regałem gdzie było barolo po 8,99 euro za butelkę.
Jeśli chodzi o barolo to wiem jedno: sława tego wina wyklucza właściwie ceny tak niskie. Wiem natomiast, że można czasem kupić sensacyjnie korzystnie.
Na dwoje babka wróżyła
Ja też zapewniam o grysiku. Młodsza generacja chyba tego nie bardzo kojarzy 😉
Pęczak to jest kasza jęczmienna, całe ziarna, ledwie odarta z osłonki.
O, z wiki kopiuję…
„Pęczak
Pęczak (w niektórych regionach Polski ? np. na Lubelszczyźnie ? występuje także forma mazurząca pęcak) jest to całe obłuskane i wypolerowane ziarno jęczmienia. Jest on niesłusznie traktowany jako przetwór zbożowy jakościowo gorszy, ma jednak spośród kasz jęczmiennych najwięcej wartości odżywczych. W kaszarstwie pęczak jest głównie półproduktem, z którego wyrabia się kaszę jęczmienną perłową i kaszę jęczmienną łamaną. Odpowiednio przygotowany pęczak jest często stosowaną przynętą w połowie ryb na wędkę.”
Mój dziadek łowił ryby na „pęcak” 🙂
To nasza znajoma, krakowianka z urodzenia, ale wcześniej niż zaczęła chodzić, przyjechała do Kanady.
Historia malutka taka – jej mama jest skrzypaczką i Ania, od dziecka uzdolniona muzycznie, miała przejąć smyczek.
Ale prawdziwym instrumentem okazał się jej głos, sopran koloraturowy.
http://www.youtube.com/watch?v=FARP5-W9U98
I jeszcze jedno zdjęcie (wspominaliśmy dzisiaj stare czasy), Ania po lewej. Nikt nie myślał nawet, co z tego wyrośnie 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/53.jpg
O, jaka fajna Ania wyrosła!
A to Twoje szare giezło w kwiaty – przepiekne…
Nisiu,
giezło przepiękne, ale tylko mojej roboty, nie pomysłu, pochlebiam sobie, że za byle prostą robotę nie brałam się 🙂
Miałam wtedy zwyczaj fotografowania wszystkiego, co robiłam na zamówienie.
Myślałam że to tkanina. Wybziubziałaś to???
Przecudna. I kolorystycznie sam smak.
Pyro, co to znaczy, że un się czuje dobrze? Un się czuje niezmiernie dobrze! Un się potrzebuje czuć wyśmiemnicie! Un jeździł na nartach już sześć tygodni po operacji, czego się życzy Pepegorowi!
Dzisiaj zapiekanka z kaszy, wołowiny i sera. Koszerne!
Dzień dobry,
Pepegor – przede wszystkim dobrze, że jesteś znowu. Nie wiem co prawda o jakiej protezie mówisz, ale mam nadzieję, że to proteza jaka ma Cichal.
Co do mojej podróży – masz troszkę racji. Nie była to podróż z katalogu, nigdy na takie nie jeżdżę. Wszystko co spotkałem w kenii było owocem wielomiesięcznych przygotowań i poszukiwań.
Tutejsza telewizja bardzo często pokazuje dzieci Afryki którym można pomóc. 50 centów dziennie może uratować ŻYCIE jednego afrykańskiego dziecka, a jeden dolar może to dziecko uratować i nakarmić. Jak zapewne jest to na Blogu wiadome, ja kocham wszystkie dzieci świata, więc wiadomość, że mogę uratować życie i nakarmić dziecko naprawdę na mnie podziałały. Jeden dolar dziennie nie jest sumą, której nie mógłbym zapłacić za życie i nakarmienie jednego dziecka. Chcę jednak by ta pomoc dotarła do dziecka, a nie do kolejnego afrykańskiego watażki, który ukradnie wszystko, żeby tylko utrzymać władzę i majątek. W wyniku poszukiwań znalazłem moją przewodniczkę i jej przyjaciela Hillarego. Obiecali pomoc.
Ryzyko wyjazdu było ogromne – co by się stało gdyby ta dwójka nie dotrzymała słowa? Zginąłbym w Afryce i ślad po mnie by zanikł. Tak się jednak nie stało, moja wiara w ludzi wzrosła maksymalnie. Hillary i Tabitha dotrzymali słowa w każdym calu.
W planie wyjazdu były odwiedziny domu dziecka dzieci chorych na AIDS. Tam w końcu z różnych przyczyn nie dotarliśmy. Odwiedziliśmy za to inny dom dziecka – sierot nie mających matki ni ojca. Spotkany zupełnie przypadkowo, nawet miałem duże opory by tam zajechać bez zapowiedzi. Tabitha wzięła to na siebie – chwilę pogadała w języku Kikuyu i brama została otwarta. Powitanie przemiłe, każde z dzieci uściskałem mocno jak umiałem, patrząc by jakiegoś nie pominąć. Gdybym któreś z dzieci pominął, w małej główce powstałby dramat – dlaczego mnie?
Nie byłem tam długo, ale bardzo trudno mi było wyjechać. Po kilku minutach dzieci były „moje”. Strasznie fajne maluchy. Pokazały mi wszystko – jak mieszkają, jak jedzą, jak żyją. One są bardzo biedne, ale jednocześnie na swój sposób szczęśliwe – dwie kobiety prowadzące ten dom dziecka powinny dostać Nobla, to dwie Matki Teresy, tylko „skrytki”. To one dbają by zadne z dzieci nie miało „choroby sirocej”, i te dzieci nie mają!!!
Pepegor – pytasz o akcje charytatywne. To będzie akcja tylko Nowego – juz wieści poszły gdzie trzeba – potrzebuję 25 nowych kocy, ubrań dziecięcych ile się da, musza byc nowe lub prawie nowe. Ja to będę wysyłal do Kenii, do „mojego” domu dziecka. Ja tym dzieciom to obiecałem i jakem Nowy słowa dotrzymam.
Innym problemem są chorzy na AIDS. Też się z nimi spotykałem. Niemal cała rodzina Przewodniczki jest chora, pochowała juz siostrę, szwagierkę, wkrótce pochowa brata…., i kuzyna…
O AIDS w Afryce mówiło się jakiś czas temu, teraz o tym sie milczy. A tam dzieje się dramat jeden za drugim, ludzie cicho umierają. Straszne!
Tutaj zaczyna się późna pora. Muszę powiedzieć – Dobranoc 🙂
Pogadamy jutro.
Fajny blog.
Wiemy już kto ma jaką filiżankę, kto ma (i gdzie) protezkę, może teraz czas na wiadomości o sztucznych ząbkach?
Co ciekawe, wiadomości owe nie pochodzą (przeważnie) od osób „posiadających”, tylko od ich przyjaciól.
Fajny blog. A może magiel?
Przy okazji wiemy, jakie dobre serduszko ma Nowy.
Zawsze uważałem, że tzw. dobroczynność polega na trąbieniu wszem i wobec, jacy to wrażli na ludzką krzywdę jesteśmy, a jeżeli na dodatek chodzi jeszcze o dzieci…
Szacun Nowy! I siema!
Nowy – zaimponowałeś mi. O ile wiem, jeszcze jedna osoba spośród Blogowiczów robi coś w tym kierunku, bo od kilku lat wspiera salezjańską akcję „adopcji ucznia” i przekazuje stałą jakąś sumę na utrzymanie i potrzeby ucznia w szkole. Ale cały sierociniec? Nowy!!!
Alicja to prawdziwa artystka – dziewiarka; aż żal, że te bardzo zdolne łapki się zbuntowały.
Pepegor – Ciebie też wabi Czarny Ląd?
U nas słonecznie, trochę wysokich chmur, niebo jak świeżo wyprana niebieska szmatka. Byle do wiosny.
Do szarika: widzę, że strasznie cierpisz zaglądając tutaj ale przecież to nie jest blog obowiązkowy. Chyba że jesteś masochistą i lubisz cierpienie. Albo robienie przykrości innym.
Wietrze – psy szczekają, karawana idzie dalej (mógł Eminencja przytaczać, może i Pyra) Siedzi biedny, miskę ma może pustą, uwiązali przy budzie, a tu cieplutko i wesoło – to czemu nie poujadać? Widać potrzeba taka duszna. Co mu mamy żałować – tyle ma z życia, że poszczeka, powarczy…
Wietrze (11:27), nie jest obowiązkowy, ale jest w pewnym sensie publiczny. Jak pokój z otwartym oknem, w którym – pokoju, nie oknie – toczą się rozmowy.
Zapewniam Cię, że nie jestem masochistą, wręcz odwrotnie, usposobienie mam pogodne. Dlatego też śmieszą mnie „faux pas’y”, jakie popełniają niektórzy blogowicze, ale tylko (!!!) ci, którzy nie mają za grosz samokrytyki, za to baaaaardzo o sobie wysokie mniemanie.
Ponieważ na tym świecie wszystko jest względne, być może publiczna rozmowa o protezkach bliźnich jest w dobrym guście. Wszystko być może.
PYRA
9 lutego o godz. 11:56
Bez komentarza.
Ogólnie dostępna jest też prasa, telewizja, radio ale ja wybieram te stacje i te gazety, które lubię i które mnie interesują. Pozostałych nie ruszam, bo nie lubię się irytować. Zaglądam też do sympatycznych blogów. Niesympatyczne (to eufemizm) omijam, mimo że też są jak otwarte okna. Po prostu nie mam ochoty podsłuchiwać co tam się dzieje. Prawdę mówiąc szkoda mi czasu.
SOS!!!
czy naprawdę karkówkę Eski piecze się w temperaturze 150 – 140 stopni?
Moja już siedzi w piekarniku godzinę i cebula wygląda na nieruszoną temperaturą 👿
A za godzinę przychodzą goście 😯 🙄
Naprawdę 🙂 Dobrze będzie 🙂
Jagodo,
goście pewnie już są a karkówka już upieczona. Moją piekłam większość czasu pod przykryciem w brytfannie, a odkryłam dopiero pod koniec. I temperatura była trochę wyższa, ok. 160 st. C. A cebulę pokroiłam poprzecznie na 3 części.
Pogoda była dzisiaj śliczna więc po obiedzie nieco czasu spędziłam w moim mini=parku – ja na kolejnych ławeczkach, pies czytał trawniki. Wyszliśmy przed drugą – nikogo nie było, ludzie jeszcze pewnie przy obiedzie niedzielnym. Nasz pies uważnie rozejrzał się wokół – pusto; tęsknie zlustrował znajome balkony – pusto! Siadł i wydawał krótkie, pojedyncze szczeki, nie tak, jak wtedy, kiedy się z kimś awanturuje, tylko najwyraźniej: „jestem tu. Chodźcie się bawić albo walczyć. Nudno”. Nikt nie wołał… Dopiero odchodząc już spotkał kumpla. Kilka .minut zabawy pogodziło go ze światem. Teraz z Młodszą poszedł spotkać się ze znajomymi nad Maltą. Znajomi mają psa skłonnego do zabawy. Przy okazji tego posiadywania na ławce j też spotkałam znajomą panią. Lata temu powiedziałabym „koleżankę z pracy”. W końcu kilkanaście lat nasze biurka stały w tym samym pokoju, mieszkamy na tym samym osiedlu i widujemy przypadkowo raz na 3 lata. Teraz wygląda na to, że to bardzo daleka, przypadkowa znajoma. Na jej plus muszę powiedzieć, że to najzręczniejsza,piekielnie inteligentna i kompetentna głowna księgowa (chociaż bez studiów wyższych) prawo finansowe miała zawsze w małym paluszku i na bieżąco. Trochę leniwa – jak większość ludzi inteligentnych i doskonale elastyczna służbowo. Każdy, kolejny szef był pewien, że ma brylant i że jest jego wyłącznym dysponentem. Entuzjastycznie przyjęła zmiany ustrojowe, niezwłocznie wzięła ślub kościelny z własnym mężem (dyskretnie) i wydaje mi się, że jest dość rozczarowana rzeczywistością. Jestem spokojna – da sobie radę.
Ani życzymy takiej trąbki :
https://www.youtube.com/watch?v=mOz_ojEW_r4
Śpiewać już potrafi 🙂
Luciano Pavarotti sprawdza jakość swojego Barollo zakupionego w Lidlu:
https://www.youtube.com/watch?v=msSyBPLe4xs
Kantata na niedzielne popołudnie:
https://www.youtube.com/watch?v=0_aIAPGEDvE
Misiu – świetna muzyka, świetni wykonawcy i ładna pani. Miły podwieczorek
Jeszcze jedno poszukiwanie wio… przedwiośnia… dmuchanie na zimę, bo niby za wiele jej to nie było, ale i nie chce odejść zbyt szybko 🙂 —
— kilka kwadransów temu; specjalnie w przedzmierzchowych klimatach („ostrego” słońca lutowego mamy ostatnio pod dostatkiem… spowszedniało 😉 ).
Misiu, kantaty to tuż po 9am; po 15:00 najstosowniejsze niespory 😀 (na spacerze słuchałam ulubionych czyli Monteverdiego).
Alicjo, tylko się nie denerwuj 😉
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=531586733623004&set=pcb.531587333622944&type=1&theater
a capella, piękny spacer krakowski. Przypomniały się czasy studenckie ach…. 🙂
Powtórzę za Steffenem Moller’em, jako rodowita i typowa warszawianka, polecam zagranicznym znajomym Kraków i jego okolice. Warszawa jest interesująca, a Kraków piękny. Dzięki Basiu za wasze klimatyczne zdjęcia.
Małgoś, nie zgadzam się! Warszawa jest równie piękna!
A to widzieliście? Żabka na żuczku – to chyba jakiś ogromny jelonek, co Irku? No i cała reszta…
http://wyborcza.pl/1,75400,15424635,Przyroda_w_obiektywie_najlepszych_fotografow_na_swiecie.html
Nisiu, to chyba jest rohatyniec
http://www.owady.org.pl/owady/chrzaszcz-runo-rohatyniec-lesne.jpeg
Złoty Kamil ! 😀
Nisiu, ja kocham Warszawę, ale wiem, że Kraków jest prawdziwy, a moje miasto podniosło się z niewyobrażalnych ruin.
Irku, 😀
A gdy studiowałeś, czy wyrobisko zakrzowieckie stawało się już akwenem?
(Zawsze oglądam z uwagą i podziwem Twoje fotki, te przedwiośniane też 😀 )
Małgosiu, 😀
Ja tu się nie wypowiadam, jestem stronnicza 🙂 Trzeba jednak powiedzieć, że w ostatnich latach pięknieje, nabiera błysku nie tylko wiele metropolii ze Stolicą na czele, ale i miast średnich oraz całkiem małych. Z zainteresowaniem jeżdżę po tej części kraju, gdzie są jakieś pagóry i podziwiam różne Nowe Sącze, Biecze, Lanckorony… gospodarność i dumę włodarzy tudzież mieszkańców…
*** * ***
Fantastyczny Chłopak!!! Ten złoty 😀
(Toast „tata z mamą” czyli spirytus z świeżym upominkiem od Mamy – sokiem malinowym 😉 😀 )
Pięknie chłopaki skakali; złoto nasze!
Przyroda piękna i Kraków klimatycznyi ogółem – zivot je cudo!
A capella, studiowałem w latach 69- 74 ubiegłego wieku, a zbiornik to chyba powstał później?
Kamil – wspaniały, reszta chłopców też świetna. Brawo! 😀
To ja jeszcze dorzucę o Krakowie i Warszawie moje zdanie – koszula bliższa ciału, czyli Kraków, tam się wyjeździłam do rodziny na wakacje.
Moje dziecko, które dziecięciem będąc (10 lat) zwiedziło jedno i drugie miasto (Kraków wiele razy potem) stwierdził, że Warszawa jest taka…nowa jakby. Ja też mam takie odczucie, ale podobają mi się obydwa miasta.
Mam też sentyment do Poznania, który z latami bywania u Lotników poznałam w miarę, można powiedzieć
Nisiu,
oto oryginalny projekt tego swetra, o którym piszesz wyżej, ja do tego projektu wybrałam „swoje” kolory kwiatów, bo klientka musiałaby kupić ileś tam motków wełny na te kolory i sweter byłby bardzo kosztowny. A tymczasem u mnie pełno kolorowych kłębków, akuratnych na wykorzystanie.
http://alicja.homelinux.com/news/Flower_print.jpg
Projektantem jest słynny Kaffe Fasset, ale jak go znam (owszem, pochwalę się, że miałam przyjemność spotkać się z Mistrzem parę razy i pogadać), to nie on sam wydziergał, bo dzierga wyjątkowo niechlujnie. Ale miał i ma do tej pory całą „stajnię” tych, którzy dla niego dziergają. C.d.n. o Kaffe nastąpi osobno.
Pyro,
rączki wysiadły i prawie całkiem jestem na odwyku, ale raz, dwa – razy do roku coś tam na prośbę bliskich przyjaciół zrobię. Idzie mi to jak po grudzie (łapy się kłaniają!), a tego nie lubię. Zalecenie jest, żeby powoli i nie w ilościach, a ja nie umiem powoli i mało.
Dlatego przestało mnie to bawić – robić sweter czy płaszcz przez rok?!
Nisiu,
oto oryginalny projekt tego swetra, o którym piszesz wyżej, ja do tego projektu wybrałam ?swoje? kolory kwiatów, bo klientka musiałaby kupić ileś tam motków wełny na te kolory i sweter byłby bardzo kosztowny. A tymczasem u mnie pełno kolorowych kłębków, akuratnych na wykorzystanie.
http://alicja.homelinux.com/news/Flower_print.jpg
Projektantem jest słynny Kaffe Fas-set, ale jak go znam (owszem, pochwalę się, że miałam przyjemność spotkać się z Mistrzem parę razy i pogadać), to nie on sam wydziergał, bo dzierga wyjątkowo niechlujnie. Ale miał i ma do tej pory całą ?stajnię? tych, którzy dla niego dziergają. C.d.n. o Kaffe nastąpi osobno.
Pyro,
rączki wysiadły i prawie całkiem jestem na odwyku, ale raz, dwa ? razy do roku coś tam na prośbę bliskich przyjaciół zrobię. Idzie mi to jak po grudzie (łapy się kłaniają!), a tego nie lubię. Zalecenie jest, żeby powoli i nie w ilościach, a ja nie umiem powoli i mało.
Dlatego przestało mnie to bawić ? robić sweter czy płaszcz przez rok?!
(p.s.Powyższy tekst wklejam drugi raz, bo za pierwszym razem nie rozdzieliłam w nazwisku Kaffe wiadomego, a łoter brzydkich słów angielskich nawet słowa jakiegoś będących częścią nie toleruje 🙄 )
Sentymentalny stosunek z różnych względów mam do Olsztyna, Wrocławia i Gdańska. Krakow to dla mnie miejsce turystyczne – trzeba być, trzeba obejrzeć, trzeba docenić (żyć na co dzień? Nie, dziękuję). Urokliwy jest też Szczecin. Te miasta (Pyrlandia poza konkurencją) są jakoś na ludzką miarę bez dławiącego smogu prowincji. Tam mogłabym się aklimatyzować w razie konieczności.
Odkąd pamiętam, robiłam na drutach, co w czasach szarzyzny w sklepach przydało się, bo zawsze mozna było coś spruć, przerobić itd.
Bardzo szybko koleżanki zaczęły zamawiać, niewielkie resztki zostawały dla mnie, nazbierało się kolorowych kłębków.
Zaczęłam z tym kombinować, bo nie wyrzucam nic, wszystko się przyda, nawet kilkunastocentymetrowy kawałek wełny.
W Kanadzie też robiłam na drutach, w pewnym momencie tak się złożyło, że koleżanka Jerzora z pracy akurat odchodziła na przyspieszona emeryturę i zamarzyło jej się otworzenie sklepu z wełną, takiego z górnej półki. A że jest z pochodzenia Angielką, naturalnie sięgnęła po tamtejszą wełnę, znakomitą zresztą, i tamtejszych projektantów, których ja uważam za najlepszych w tej dziedzinie. Wyróżniają się, bo tylu znakomitych projektantów dziewiarstwa nie ma żadne państwo, nie sposób Anglików nie zauważyć. Tutaj ten najbardziej zauważalny, on ze swoim swetrem, ja w swoim. Było to nasze pierwsze spotkanie – on wygłaszał jakieś seminarium z pokazem swoich projektów, prawie cała widownia przyszła w swetrach według niego, a ja nie 🙂
Dlatego mnie zauważył!
http://alicja.homelinux.com/news/K.F-2.jpg
Mable chciała tę wełnę z górnej półki pokojarzyć z klientelą, którą na to stać – a taka klientela zazwyczaj nie robi na drutach. Robić według rozpisanego projektu a samemu wymyslić coś i rozpisać ten projekt to wielka róznica. Kiedyś do Mable przyszedł znajomy, który zapytał, czy dałoby się na jego swetrze zrobić sylwetkę ulubionego kabrioletu – tu pokazał zdjęcie. Akurat byłam, powiedziałam, że chyba się da, spróbuję. Wyszło całkiem nieźle, poszedł „chyr” i pojawili się następni. klienci z zamówieniami tego typu.
I żeby chwalipięctwo zakończyć – pewnego razu przyszedł do pracowni kingstoński (ś.p. już) artysta malarz David Brown, dość uznany, i zapytał, czy nie mogłabym zrobić płaszcza wg. jego obrazu. Nie wiedziałam, co wyjdzie, ale spróbować można, czemu nie. Po tym pierwszym poprosił o drugi płaszczo-obraz. Właśnie szykował wystawę prac, chciałby obok tych dwóch służących za wzór obrazów powiesić płaszcze. Dla mnie bomba, bo reklama, za która mnie zapłacono 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Zima-D.B.jpg
Alicjo – super, to jest 10, w skali do 6 ( naszej)! Serdeczności.Nana
Zadzwoniła Żaba – napisać nie może, bo nie dojdzie do sypialni na piętrze (a komputer w sypialni). Żaba rozwaliła sobie
– łepetynę,
– jedno kolano\- jedną stopę.
Zginać jej nie może, nogę tylko suwa, o schodach nie ma mowy.
Mówię Żabie, że z głową osoby szalonej nie ma kłopotu – i tak myślała jakoś niestardardowo, ale nogi szkoda i niech ją lepiej oszczędza.
Jednym słowem w imieniu Blogowiska dodałam Żabie otuchy.
Witam, Pepe Ty jesteś zdrowy tylko o tym jeszcze nie wiesz. Nowy, dobra robota! Olimpiada…, no cóż, czekam kiedy będzie tenis na lodzie.
Oj, biedna Żaba, szybkiego wyzdrowienia życzę!
Żabę trzeba chyba związać na jakis czas albo co 🙄
Yurek,
ja lubię dyscypliny wymierne, skoki narciarskie, biegi, hokej, reszta już nie za bardzo.
Łyżwiarstwo figurowe czy nowe dyscypliny narciarskie, zwane zbiorczo „narciarstwo dowolne” wcale mnie nie podnieca. Mówisz o tenisie na lodzie? Kto wie 😉
Chłopak zagiął parol i dopiął swego!
http://deser.pl/deser/1,111858,15427084,Wiemy__dlaczego_Kamil_Stoch_musial_zdobyc_zloty_medal_.html#TRmultiSST
Pyro, przekaż nasze „trzymaj się” Żabie. Dla „pocieszenia” powiedz, że straciłem słuch w tym uchu, które jeszcze dzia łało. Szukam aparatu. który nie wydrenuje mojej emerytury. Może ktoś ma doświadczenie w tej materii?
Misiu, CD z Battle i Marsalisem miałem do niedzielnego słuchania. Teraz kłopot…
Byłam lata temu na koncercie Stinga w Ottawie – Wynton jako otwierajacy koncert, ale to „wejście” miał długie,
a potem towarzyszył Stingowi w kilku utworach.
Cichalu,
może to chwilowe, z tym słuchem? Tego się trzymajmy!
Cichal, a może mnie zatrudnisz, będę za Tobą łazić i wrzeszczeć Ci do tego lepszego ucha?… Taki trochę tłumacz, wisz, rozumisz.
Biedna Żaba!
Alicja, Ty jesteś wielga artystka. Już Ci to mówiłam i mogę dowolnie wiele razy powtórzyć.
W tym kwiecistym gieźle – o ile fotka nie kłamała – kolorystyka tego na Tobie jest o wiele lepsza, te szarości.
Nisia (1:31),
Ty i wrzaski?! Cichal, jak wrzaski to ja, mnie zatrudnij! Póki mogę wrzeszczeć! Hm…Rumik by się przydał 🙂
Nana,
dzięki za uznanie – ja jestem bezczelnie pewna, żem dobra w tym, co robię i samozadowolona jak cholera!
Zebrali się tu ludzie z różnych części świata i łączy nas jedno – dzielimy się wrażeniami.
Magiel to magiel, przyłożyć komuś anonimowo.
Alicja, możemy się zatrudnić u Cichala na zmiany albo wachty…
Alicja
8 lutego o godz. 17:04
U mnie dzisiaj schabowy z kapustą zasmażaną wg. przepisu podanego parę dni temu przez Gospodarza, ziemniaki utłuczone.
Bardzo to ważna informacja, ale dlaczego po wg postawiła Pani kropkę? Zapewne ziarenko maku się przyplątało.