Małe jest smaczne

Ostatni rok zabrał nam i to: spacery po mieście stały się najpierw niebezpieczne (Covid!), potem bezsensowne, miasto bowiem przygasło i to w wyraźny sposób; nie było co oglądać, nie było okazji do przypadkowych spotkań z dawno niewidzianymi znajomymi. Trochę zapomnieliśmy, że miejskie włóczęgi to miły sposób na spędzenie wolnej chwili. Często wystarczy kwadrans, aby popatrzeć wokół siebie. 

Kilka dni temu zdarzyło mi się połazić chwilę w okolicach placu Zbawiciela, wczoraj zaś po ulicach i uliczkach Żoliborza. Co za wrażenia. Wbrew epidemicznym perspektywom wróciło życie.

Plac Zbawiciel był, od kilku już lat,miejscem kojarzącym się z modną Charlotte, gdzie tłumy okupowały krzesła i stołki, także na zewnątrz lokalu. Teraz Charlotte ma filię, a także wyszła już nawet na jezdnię, a w okolicy przybyło sporo małych maleńkich i większych lokalików, cała Mokotowska i ulice poboczne roją się od miejsc, w których jedzenie i napoje są pretekstem do pogadania, spotkania, po prostu „bycia” wśród ludzi.

Co do Żoliborza, dzielnica ta zawsze odznaczała się unikalnym własnym klimatem, było to zawsze miasto w mieście. Nastrój małych uliczek, fakt, że każdy, kto tu zamieszkał stawał się żoliborzaninem, co brzmi dumnie, gorącym patriotą lokalnym, ale także rytm życia dzielnicy, wszystko to odróżniało tę część miasta od bliskiego przecież Śródmieścia, bardziej anonimowego i pospiesznego.

Po okresie pandemicznego zamknięcia Żoliborz ukazał mi się jako część miasta, która buzuje życiem. Po pierwsze mnogość sklepów ,lokalików, ”dziurek”, gdzie można kupić dobrą żywność, przy okazji zamienić kilka słów ze sprzedawcą, bo to najczęściej sąsiad, ale najważniejsze jest to, że w większości tych sklepików można kupić coś gotowego na wynos. Żoliborskie sklepiki maja dania i danka, które można wziąć do domu, a niekiedy zjeść na miejscu. Dla osób zapracowanych i małych rodzin owe dania na wynos są, myślę, doskonałym pomysłem. Każdego dnia świeżo gotowane, zmieniające się, jak w domu, potrawy są groźną konkurencją dla kupowanych w dużych sklepach, pakowanych próżniowo, fabrycznych dań z hipermarketów! Ceny są przy tym rozsądne. 

Pewnie pomysł na małe sklepiki, które oferują nie tylko produkty ale i przygotowane z nich dania będzie się rozszerzać. Bo jest dobry i praktyczny. Jednak na razie, my, mieszkający z dala od Żoliborza, musimy sobie jakoś dawać radę. Oto mój pomysł na obiadowe danie w 20 minut.

Gulasz z kurczaka dla jednej osoby

Niewielka połówka piersi z kurczaka, pół łyżeczki mąki, pół łyżeczki masła, łyżka oliwy (lub oleju z pestek winogron), sól, pieprz, szczypta ulubionego ziółka, mały ząbek czosnku, 2 łyżki śmietany 12 lub 9 proc.

Pierś z kurczaka kroimy w kostkę, posypujemy mąką, solą i pieprzem, po czym obsmażamy na oliwie lub oleju z masłem. Dodajemy rozdrobniony czosnek i ziółko, śmietanę i 1-2 łyżki wody; powoli dusimy kilkanaście minut, aż sos zgęstnieje.

W czasie kiedy nasz gulasz się gotuje, mamy czas na ugotowanie ryżu lub makaronu oraz przygotowanie sosu do jakiejkolwiek zielonej sałaty. No i szybko zasiadamy do stołu i zjadamy to proste danie ze smakiem.