To i OVO

Tak, tak, chodzi o jajka i koronawirusa. W rozmowie (telefonicznej) z moją wiejską sąsiadką dowiedziałam się, że nasze pyszne, świeże jajka „od Pani Reni” w tym fatalnym roku 20 będą trudne do zdobycia. Dlaczego? Nie ma gdzie kupić nowych kurczaków. Mało które gospodarstwo zdobędzie się na poszukanie w okolicy piskląt. Nie działają targowiska, gdzie zaopatrywano się w kurczaki, zamknięte na kołek są magazyny i sklepy, gdzie można je było kupić.

Wprawdzie przewidujemy liczne braki, ale akurat jajka, których obfitość jest od najdawniejszych czasów niemal tradycyjna, wydawały nam się nienaruszalnym elementem naszej kuchni i stołu. Oczywiście zostaną nam jajka z hodowli, ferm i innych miejsc. Ale czy mogą się w smaku równać z tymi wiejskimi, których jakość potwierdza nie tylko smak, ale i cena?

A co powiecie o truskawkach i malinach, których nie można wymyć środkiem odkażającym. Na ich produkcji oparta jest egzystencja wielu ludzi. Pal licho smak, apetyt, walory zdrowotne, ale co z plantatorami.

Kupowane na ulicznym straganie jabłka myję w ciepłej wodzie i środku odkażającym, bo i tak potem je obieram, pomarańcze czy mandarynki przechodzą ten sam rytuał. Ale owoce miękkie? Co z nimi? Już teraz w sklepach warzywniczych cieplarniane truskawki marnieją, nikt nie chce ich kupować.

Nieuchronnie czeka nas wiele zmian diety, sposobów przygotowywania potraw, doboru składników. Będzie inaczej. Ale czy gorzej, zależy to od nas samych od naszej wyobraźni i fantazji. Choć i tak mamy przed sobą wiele niespodzianek, nowości, które zmuszą nas do uczenia się czegoś dotąd nieznanego.

Na razie pionierką w żywieniu alternatywnym jest moja wnuczka, Zuzanna, która zamiast robić wśród młodzieży badania do pracy magisterskiej (wymagają spotkania twarzą w twarz), zabawia się gotowaniem i pieczeniem. Nic prawie w jej dziełach nie jest takie samo jak w mojej domowej kuchni. Zużywa przy tym zapasy produktów, które poczyniła przed „zarazą”: kasze, inne niż pszenne mąki, ziarenka. Przygotowuje potrawy bez nadmiaru tłuszczu, nieskomplikowane. Ale o dziwo, to jest smaczne. Na przykład prościutkie placuszki z kaszy manny, na które przepis znalazła w książce „Fit przepisy od baletnicy” autorstwa Svetlany Ovsyankiny, tancerki baletu Teatru Wielkiego w Warszawie.

Oto składniki: 7 dag kaszy manny (to jest nieco mniej niż pół szklanki), 5 łyżek mleka, 1 łyżka cukru lub ksylitolu, 1 jajko, olej do smażenia

Najpierw kaszę zalewamy mlekiem, na 10 minut. W tym czasie ubijamy białko na pianę, mieszamy mannę i mleko z żółtkiem, cukrem i ubitą pianą. Smażymy na rozgrzanym oleju. Powinno być około 6 placuszków, puszystych i smakowitych. Warto spróbować. Smacznego.