Ser i jego nazwa

W lodówce u znajomych, u których mieszkałam kilka dni, leżał ser Brillat-Savarin. Nie mogłam go nie spróbować. Brillat-Savarin, autor „Fizjologii smaku” wydaje mi się dobrym znajomym. Jego książeczka była w domu od zawsze. I od zawsze cytował ją mój tata. Uważał, że to jedna z podstawowych książek, które powinien znać każdy szanujący się smakosz.
Żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku francuski prawnik i polityk pisał rozprawy prawnicze. Ale to nie one przyniosły mu sławę i sprawiły, że pamiętamy o nim do dziś. Pod koniec życia stworzył dzieło, które nadal jest wznawiane. Wspaniałe dzieło o sztuce kulinarnej.
Ser okazał się wyśmienity. Po przeczytaniu składu zachwyt mój nieco przygasł, jest bowiem bardzo tłusty, zawiera powyżej 75% tłuszczu. Do masy serowej dodaje się podczas jego produkcji świeżej śmietany. Zabójstwo dla talii, doskonałego smaku nie mogę mu jednak odmówić. Jest miękki, pokryty warstwą białej pleśni, która porasta nie skórkę, bo tej ser nie ma, tylko bezpośrednio masę sera. Nadaje się zarówno do smarowania pieczywa, jak i na deskę serów, jako dodatek do wina.
No cóż, reklama dźwignią handlu. Nie ma to jak chwytliwa nazwa.