Kiełkująca żywność

Do niedawna myślałam, że świat jest prosty, a kiełki są zawsze zielone i chrupiące. Chętnie dodaję je do kanapek i mam wtedy poczucie, że dbam o zdrowie. Kilka dni temu przekonałam się jednak, że kiełkująca żywność niejedno ma imię.

Informacje na ten temat zaatakowały mnie z różnych stron. Najpierw córka poczęstowała mnie kiełkującym ryżem. Wyglądał normalnie (można było dostrzec niewielkie kiełki), smakował normalnie, ale twierdziła, że jest o wiele zdrowszy od zwykłego.

Potem koleżanka opowiedziała o znajomym, który nasiona roślin strączkowych moczy tak długo, aż puszczą maleńkie kiełki, i dopiero wtedy gotuje. I że to dlatego, że wtedy jest więcej fasoli w fasoli.

Zaczęłam zgłębiać sprawę. Dowiedziałam się, że ryż kiełkujący jest reklamowany jako taki, który zawiera więcej niż zwykły składników odżywczych. I że w dodatku roślina przygotowująca się do wzrostu zmiękcza swoje ziarna, co przyspiesza gotowanie i trawienie.

Jest też do kupienia mąka z kiełkującego ziarna. Żeby ziarno mogło wykiełkować, musi zawierać wszystkie naturalnie właściwe dla niego warstwy. Nie może być czyszczone i pozbawiane którejkolwiek z nich. Czyli pieczywo z kiełkującego ziarna na pewno jest pełnoziarniste. W kiełkującym ziarnie następuje niewielki wzrost zawartości niektórych substancji odżywczych, na przykład witamin z grupy B, witaminy C, kwasu foliowego, błonnika rozpuszczalnego i niezbędnych aminokwasów. Zwłaszcza ta ostatnia informacja może być ważna dla wegetarian, bo są tu aminokwasy, których w ich diecie jest mało. Z kolei dzięki obecności pewnych enzymów, które powstają w przygotowującym się do kiełkowania nasionku, jego składniki mogą być lepiej tolerowane przez osoby źle znoszące gluten (kiełkowanie nie eliminuje go jednak całkowicie). Pojawiają się też w kiełkującym ziarnie inne enzymy, które powodują, że substancje odżywcze są lepiej przyswajalne dla naszego organizmu.

Te wszystkie informacje wydają mi się logiczne. Wiem, że kiełkowanie nasion jest skomplikowanym procesem, że muszą w nich zajść różne zmiany biochemiczne, żeby mogły dać początek nowym roślinkom i zapewnić im pożywienie na początkowy czas. Więc może rzeczywiście coś w tym jest?