Gorące śniadanie

Zimno, zimniej, najzimniej. W takiej sytuacji każda troskliwa mama (lub tata) napomina dzieci: „Zjedz i wypij coś ciepłego przed wyjściem”. Moim zdaniem przy silnie wiejącym wietrze nawet najbardziej obfite śniadanie nie pomoże, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że jeśli wychodzi się całkiem bez śniadania – jest jeszcze chłodniej i smutniej. Wiadomo, że jeśli mamy do wyboru zrobienie fryzury (panie) lub staranne ogolenie (panowie), wybór jest prosty. Śniadanie przegrywa.

Przejeżdżając rankiem przez warszawską dzielnicę biurowców (tzw. Mordor) i stojąc w korkach, obserwuję młodych przeważnie ludzi spieszących do pracy. Większość z nich dzierży papierowy kubek z gorącą kawą i popijają w biegu po łyczku. Ci na pewno wybrali zabiegi toaletowe, a nie śniadanie. Dobrze jeśli wrzucili w siebie miseczkę jogurtu (lub mleka zwykłego albo sojowego) z płatkami. Jeśli nie, czeka ich trwanie do przerwy na lunch na głodnego.

Dawniejsze zimy były w Polsce srogie, potrzeba było wiele kalorii, aby stawić czoła niskim temperaturom. Czy chcecie wiedzieć, co jadali na ciepłe zimowe śniadanie nasi przodkowie? O ile oczywiście byli szczęśliwcami wystarczająco zamożnymi i jeśli mieli skrzętne gospodynie. W książce Elżbiety Koweckiej „W salonie i w kuchni” możemy przeczytać, że w zasobnych domach najpierw tuż po przebudzeniu pijano kawę lub polewkę piwną z grudkami białego sera. Co wytworniejsze damy pijały kosztowną czekoladę przyrządzoną z wanilią i cynamonem. Dla panów najlepszy na początek dnia okazywał się kieliszek wybornej domowej nalewki ziołowej owocowej.

Kiedy wszyscy wstali z łóżek, pora była na coś solidniejszego. Zazwyczaj była to już godzina 10. Podawano więc chleby różnego rodzaju oraz – w zależności od tego, czym dysponowała spiżarnia – wędzonego jesiotra, śledzie, kawior, masło, sery szwajcarskie i holenderskie, szynkę, wędzone ozory, jajka, rzodkiewki, owoce, półgęski, ale i zrazy, alkohole, kawę i śmietankę zapiekaną w miniaturowych dzbanuszkach.

W dziele zatytułowanym „Traktat o śniadaniu” nieznany XIX-wieczny autor pisze o bigosach, zrazikach, kotletach, naleśnikach, lekkoduchach (był to rodzaj pasztecików), zawijankach (?), móżdżkach, zwierzynie, ale i o owocach, twierdząc, iż „to śniadanie zdrowe i pożywne”.

No cóż, dziś chyba nie ten apetyt i prawdę mówiąc, nie te możliwości. Gwoli wyjaśnienia – mówimy oczywiście o pierwszym śniadaniu!

Proponujemy powrót do tradycji publikowania zagadek.

Nagrodami za ich prawidłowe rozwiązanie będą starannie dobrane książki. Tym razem są to dwie ostatnie książki Piotra: KUCHNIA TOSKAŃSKA PIOTRA ADAMCZEWSKIEGO i JEST SER. Wystarczy dobrze odpowiedzieć na pytanie: Czym słodzono potrawy do czasu, kiedy w roku 1801 powstała na Śląsku pierwsza na świecie cukrownia, produkująca biały cukier z buraków cukrowych? Warto dodać, że możliwość produkowania cukru z soku buraków poznano już wcześniej.

Prawidłowe odpowiedzi prosimy przesyłać na adres: a.zelazinska@polityka.pl
Wygrywa pierwsza i piąta osoba.

Barbara