Duch w Paryżu

Dostałem nowy numer magazynu „Usta”.

Wysmakowany jak zwykle i z wieloma tekstami, które mogą zainteresować nie tylko smakoszy.Nowe ustaZamarłem ze zdumienia już na samym początku, oglądając tekst Małgorzaty Abramowskiej „A la Francaise”. To niewielki reportażyk z niezwykłego sklepu założonego w 1820 roku, sprzedającego kulinarne akcesoria. Po 105 latach można tu kupić cudownej urody drobiazgi, które kupowali pierwsi nabywcy przed stu laty.

Ale ja zamarłem nie z powodu niezwykłej urody miedzianych garnków czy patelni, lecz widząc stojącą przed witryną parę klientów. Mężczyzna stoi tyłem, więc jest nie rozpoznawalny, ale towarzysząca mu kobieta jest w tzw. pozie trois-quart i rozpoznałem bez zastanowienia moją matkę. Tyle tylko, że ona (choć bywała w Paryżu wielokrotnie) nie żyje już od 19 lat. Musi więc to być jej duch, których nad Sekwaną podobno jest pełno. Podczas lektury kolejnych artykułów co chwila wracam na stronę 16. i za każdym razem ogarnia mnie zdumienie.

Drugim tekstem, przy którym zatrzymałem się na dłużej, był wywiad z wybitnym grafikiem – Markiem Raczkowskim. Znam go dobrze, bo pracował ze mną w POLITYCE. Tym razem Marek odsłonił swoje wnętrze z zupełnie nieznanej mi strony. To rozmowa bardzo intymna i nawet wstrząsająca, nie będę więc jej streszczał, by nie zwulgaryzować myśli artysty.

Z niezwykłym zainteresowaniem przeczytałem też zwierzenia kelnerów. Od tej pory będę patrzył na obsługujących mnie w restauracjach w zupełnie inny niż dotąd sposób. Zdarzają się wśród nich niezwykli ludzie. To nie są maszynki do roznoszenia talerzy i dopisywania daty do rachunków. Warto o tym wiedzieć.