Trzeba zrobić zapas cukierków

Sprawa jest jasna. W niedzielę – Wszystkich Świętych, a dzień wcześniej – Halloween. Od paru lat najmłodsi mieszkańcy mojego domu ganiają po klatkach schodowych i pukają do wszystkich drzwi. Mają na sobie przedziwne stroje i straszne maski.

Ponieważ nie jestem przeciwnikiem czerpania z innych kultur i obyczajów, nie zwalczam tego święta, zwłaszcza że dzieciaki są miłe, nienatrętne, popisują się piosenkami bądź wierszykami. W ubiegłym roku, spodziewając się ich wizyty, sam nałożyłem wenecką maskę doktora z długachnym nosem, czym wprawiłem małych gości w stan osłupienia, a nawet chyba początkowo i przerażenia. Potem wspólnie zataczaliśmy się ze śmiechu. W tym roku muszę wymyślić coś innego.

Także rodzinę uraczę halloweenową potrawą. Zrobię po prostu wydrążoną dynię nafaszerowaną kawałkami różnych serów, zalanych kieliszkiem białego wina i tak długo trzymanych w piekarniku, aż najtwardszy z serów przejdzie w stan płynny. Wszyscy lubimy to danie i przypominamy sobie o nim na ogół właśnie o tej porze roku.

I mamy nadzieję, że ten indiański zwyczaj nie zostanie wypleniony z polskiego krajobrazu. Aby go podtrzymać, kupimy dużo dobrych słodyczy. Dzieciaki zapamiętają nasz adres i za rok, być może, też zaśpiewają pod naszymi drzwiami.