Lubię, gdy dom pachnie rosołem
Mam dobry wyciąg kuchenny, więc moi sąsiedzi nie mogą odczuwać niedogodności mieszkania obok faceta bez przerwy coś pichcącego.
Czego niestety nie mogę powiedzieć o niektórych z nich. Nie będę tu składał donosu na gosposie z mojego piętra, które uparcie nie korzystają z wyciągów, dzięki czemu to ja muszę żyć w oparach gotowanej kapusty, podsmażanej cebulki lub przypalonego czosnku.Dzięki temu jednak nie mam skrupułów, gdy sam przyciszam swój wyciąg, by bulgoczący rosół otoczył mnie swym aromatem. Robię to bardzo rzadko i – prawdę mówiąc – krótko. Po nacieszeniu się tym wspaniałym zapachem włączam wyciąg na najwyższe obroty i dopiero wówczas pozwalam sobie wyjść z domu do windy, do garażu czy do skrzynki pocztowej.
Tak właśnie było dzisiaj. Piękna pręga wołowa gotowana z włoszczyzną oddała wszystko, co miała w sobie najlepszego, i będzie podana z kartoflami pure oraz gorącym sosem chrzanowym. Wydaje mi się, że ta potrawa jest w sam raz na dzisiejszą pogodę.
Komentarze
dzień dobry …
ten zestaw – rosół i sztuka mięs w sosie chrzanowym to koszmar stołowki ze szkoły podstawowej … długo nie jadłam rosołu a z mięsa robiłam paszteciki dla dzieci … teraz dobry rosół już jem ale sztuka mięs jest dalej przerabiana na paszteciki ..
Dzień dobry. Tak, piszę się na rosół z pręgi i na pręgę w sosie chrzanowym, tudzież każdym innym o wyrazistym smaku. Niestety, ostatnio pręga jest sprzedawana bez dolnego odcinka – tego ze ścięgnami stawu skokowego. Z jednej strony dobrze, bo gnat gruby i ciężki, trzeba by za ten kawałek inną cenę stosować, z drugiej wszakże źle, bo w tych ścięgnach rozgotowanych w galaretkę siedzi esencja smaku pręgi.
Piotrze, piszę się na Twój rosół i resztę. U nas dzisiaj pomidorowa z parówkami albo jakimiś małymi kiełbaskami. Obiad dzisiaj w porze kolacyjnej, więc bez deseru, tylko owoce do przegryzania.
Dzień dobry.
Krzychu, dobrze Cię widzieć, brakowało Cię tutaj 🙂
Z kaw też pijam Illy, ale wciąż poluję na jakieś lepsze, najlepsze piłam w Portugalii, z dostępnych u nas lubię Bazzara Espresso, choć też nie jest idealna. Jeśli ktoś z kawiarzy doradzi dobrą, średnio paloną arabicę do parzenia w kawiarkach, będę wdzięczna.
Z rosołem mam podobnie jak Jolinek, z tym, że częściej do pierogów. Dobry rosół z dobrym makaronem, jak i inne rozgrzewające zupy są nie do przecenienia w mroźne styczniowe popołudnie, po powrocie z całodziennych śnieżnych szaleństw, kiedy to policzki są czerwone od wiatru, mięśnie bolą, a ciało naładowane endorfinami.
Ach,te kuchenne zapachy!Bywają bardzo przyjemne,szczególnie,kiedy docierają z naszej własnej kuchni.Kiedy to my smażymy cebulę,albo gotujemy bigos to cieszymy się,jak pachną.A taka woń ciasta czekoladowego,która rozchodzi się po całym mieszkaniu….
Toż to czysta rozkosz.Ja wracając do domu mijam jedno mieszkanie,w którym gotuje się tradycyjną polską kuchnię.Te zapachy żurków,grochówek,mielonych kotletów albo drożdżowego ciasta w zasadzie mi nie przeszkadzają.Czuję je tylko przez moment na schodach i po sprawie.Czasem nawet miałabym ochotę wprosić się na obiad 😉
Pyro,
przyczyna pozostawania wody na dnie zmywarki może być banalna, np. zagięcie się węża odprowadzającego wodę/ tak było u mojej siostry/, albo zatkanie go jakimś korkiem – tak było u mnie. Ten, kto montował urządzenie, pozostawił coś, co potem utknęło na dobre i zatkało odpływ. Tak czy siak, same tego nie naprawicie, ale może wystarczyłby ktoś w miarę obeznany z mechaniką. ” Mój” fachowiec z serwisu chciał zapłatę tylko za dojazd, za samą usługę nic nie policzył.
Rosół planuję ugotować w przyszłym tygodniu.
Rozmawialiśmy swego czasu o wyciskarkach do owoców,ale jakoś ciężko było mi wyciągnąć
z portfela na ten cel circa about dwa tysiące złotych.
W rezultacie zakupiłam taki sprytny blenderek http://www.tvokazje.pl/blendery/27-ultramaxx-nutritional-extractor-0644812024221.html i od kilku dni robię w nim różne soki.
Bardzo sensownie zaprojektowany,zabiera mało miejsca i polubiliśmy się praktycznie od pierwszego wejrzenia 😉 Do zakupu zachęciła mnie moja znajoma.
Prozaiczną przyczyną pozostawania wody w zmywarce może być zatkany filtr, trzeba go około raz w tygodniu czyścic, a zmywarkę co jakiś czas wymyć przeznaczonym do tego środkiem. Jeśli jest wieloletnia, np. ponad 10 lat, być może wąż obrósł kamieniem i nie jest drożny. Zakładam, że pompa jest sprawna. Czy wyświetla się błąd?
Alicjo,
Poproś nadwornego cybernetyka niech Ci zainstaluje oprogramowanie DNS, wtedy będziesz mogła sobie obejrzeć pliki w sieci zarezerwowane dla innych krajów.
No i Wielki Brat nie będzie wiedział, skąd klikasz 😉
Bjk,
Nie wiem, czy ta marka, o której wczoraj wspomniałem jest u nas dostępna, ale może masz znajomych w Treviso 😉
W całym domu pachnie żurkiem, zakwas od pani co zawsze, a wędzone żebra pojechały ze Śląska na kaszubskie dożynki, gdzie kupiła je Małżonka, potem zapomniała u przyjaciół w lodówce i wczoraj przyniósł listonosz 🙂 Taki wędrowny żurek.
Zmywarka jest nowa – używana od 6 tygodni. To nasza pierwsza, czyli zadbana, jak młoda żona. I dlatego nie wiemy co i jak.
No to zmywarka ma gwarancję i nie ma co kombinować samemu, tylko zawołać serwisanta.
Bejotko – będzie zawołany, tylko Młodsza wykopie kwity (aktualnie „utajnione”)
Krzychu, marka to u nas niedostępna, a znajomych tam nie mam, może da się kupić i w innych rejonach Włoch?
Sprawdz, Pyro, wyjmowane sitko na dnie zmywarki. Moze byc zapchane. Co raczej rzadkoe. ale sie zdarza.
Jesli woda jest twrda, a zmywark jest mniej nowoxzesna niz np Bosch, to kjonieczne jest regularne uzywanie specjalnej soli do zmywarek.
Moja paromiesięczna zmywarka Bosh na ogromny pojemnik na sól i bez niej protestuje. Wszyscy producenci zmywarek zalecają regularne używanie soli, chociaż tabletki i płyny ją również zawierają.
To prawda, zalecaja, ale sie przy nie upieraja sie. Ja raz na 5-6 tygodni stosuje speclany zyuwacz dp zmywarki i swiatelko o braku soli sie nie zapala. Chyba od 10 lat juz nie uzywam soli, choc moze powinnam. Ale, rozumiem, ze Bosche maja wbudowany odkamieniacz.
Odpukac.
Ja miałam zmywarkę firmy Poznań, ale po trzech tygodniach odmówiła pracy, wsiadła w samolot i tyle ją widzieli 🙁
U nas wygląda ponuro, mokro i ciemno, z niechęcią wyszłam na ogródek, a tam 17c 😯
Muszę wykopać pięknie rozrośnięty krzaczek rozmarynu i wsadzić do donicy, bo już dwa razy ryzykowałam zimowanie i dwa razy mi zmarzł. Na śmierć. Z tymiankiem nie ma kłopotu, zimuje zdrowo, a to-to delikatne takie, byle -20 go powala.
Dzisiaj niezbyt rosołowa temperatura, w zamrażarce dorsz.
A u nas pachnie grzybami!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Grzyb
Jak pachnie to nawet przyjemnie przechodzić klatką schodową. Gorzej jak cuchnie. Sąsiadka ma, przed laty, gotowała mocno przechodzone mięso – dla psa. Smród nie do wytrzymania. Nawet do chałupki dolatywał. Mimo szczelnych drzwi. Że psa nie zatruła to dziw, bo mnie omal-omal.
Dla odmiany, obecny sąsiad ubóstwia grilowanie. I wszystko byłoby cacy gdyby nie fakt, że chyba lubi przypalać. To dopiero jest zapaszek! I to na całe osiedle.
Flaczki za mną „chodzą”. Pogoda taka bardziej jesienno-zimowa. Rozgrzać by się zdało. A kilka dni temu było 34. Pani Natura gniewna jakaś.
Kiedyś, mieszkając w Niemczech, gotowałem kapustę i wynosząc śmieci zostawiłem otwarte drzwi. Na drugi dzień dostałem kartkę, żeby tego nie robić, bo: „der Geruch der Armut”.
U mnie też pachnie grzybami, bo w garnku duszą się zrazy zawijane w sosie grzybowym.
Flaczki jedliśmy parę dni temu – mamy to szczęście, że Polacy w Toronto robią wspaniałe flaczki i słoikują je. Dosmaczam je pieprzem i maryjankiem, bo tych dwóch przypraw jest mi zawsze przymało, flaczki są w sam raz dla tych, co nie lubią flaczków na ostro. Dopieprzyć zawsze można, odpieprzyć nie bardzo…
A propos rosołu, zawsze dodaję świeżą gałązkę (latem) lubczyku, albo zamrożone listki (zimą). Zawsze też przekrojoną cebulę, lekko podpalonej na płycie pieca. To wyniosłam z domu, Babcia i Mama tak robiły.
O ile mnie pamięć nie myli, ktoś z blogowiczów (Nisia? Pyra?) pisał o dodawaniu 2-3 goździków. Ziaren, nie kwiatów 🙂
Cichalu,
rzeczywiście mniam mniam…
Geruch der Armut czyli: bida, biedą pachnie!
Przed dziesiątkami lat tutejszy bard śpiewał: „Spiel nicht mit den Schmudelkindern…” Nie baw sie z tą hołociarską bandą.
Ciekawe, że za zdradziecki uwazał zapach chlewika z królikami!
Z rosołem nie mam żadnych problemów, z pozostałym z tego mięsem zwykle jednak tak Jak wygotuję jak należy, to nie nadaje się już praktycznie do niczego. Nawet zwierzęta tego nie chcą tak naprawdę.
Alicjo, to ja Ci to mówiłem na łódce!
O kurczę blade, Cichalu! Faktycznie!
Akurat wspominam łódkę i rejs!
Pepegoru,
dlatego ten chrzan, żeby wygotowanemu mięsu nadać jakiś smak 😉
Goździki to mój patent! Znaczy jakichś Francuzów, bo wyczytałam w książce o francuskiej kuchni. Bardzo dobrze się sprawdzają. Mniej więcej jeden na literek.
Skoro zapamiętałam, to było przynajmniej ze dwa razy powiedziane 🙂 Jak nie trzy!
Dowiedziałem się od babci i stosuję to od ca. 65 lat! 🙂
Wcześniej nie mogłem, bo nie było na czym gotować rosołu…
hm…nie przysmażaną, tylko przypiekaną na płycie cebulę 🙄
Może być leciutko przysmolona, dodaje się to pod koniec gotowania rosołu. No i hotowe! 😉
A ja lubie jak wokol mnie pachnie ozeanem 🙂
Zawsze mnie czarowal i ciagnal do siebie, nie tylko zapachem ale i smakiem, cala paleta slonych smakow. Kiedy go pierwszy raz zobaczylem to juz pachnial i przestrzenia i swiezoscia, tak jakby jeszcze nikt przede mna do niego nie nasikal 🙄
Podczas mocnych wiatrow, kiedy unosze sie z moja deseczka i latawcem nad powierzchnie ozeanu to mam wrazenie, ze jego nadmiar zapachu wychodzi mi nie tylko nosem ale i uszami 🙄
Lykam zapach ozeanu na zapas 🙄 i wystarcza to na ogol na trzy do czterech miesiecy 🙁
Tam gdzie zyje ( chwilowo przywial mnie — zachodni wiatr, nad ” polskie morze ” ) i kiedy chadzam trepkami do gory do mieszkania, pachnie nieraz canabisem. I jesli jestem w dobrej formie zastukam do sasiada. Jak mnie widzi bez gadania daje skreta, a Przyjacielowi poleca ciasteczka samodzielnie pieczone.
Dzis jest tak jak pisze Bjki „policzki są czerwone od wiatru, mięśnie bolą, a ciało naładowane endorfinami ” i zaden zapach, nawet po smazeniu ryby w mojej budzie sie nie unosi. Klima z funkcja oczyszczania powietrzy mruczy, a ja czekam z niecierpliwoscia na jutrzejsza porcje nowej baltyckiej bryzy 🙂
Lubie to 🙂 podobno, jeszcze na takie schorzenia nie wynaleziono nic lepszego : roll:
Pyra na starość dziecinnieje kulinarnie, przynajmniej w zupach. Jeszcze dwa lata temu prawie nie gotowałam zup, Młodsza nie chciała. Rosół, pomidorowa, żurek, latem chłodnik i obowiązkowa grzybowa wigilijna, w zasadzie wyczerpują zupy jadane przez Młodsza. Dostosowałam się; aż tej jesieni jestem kontenta jeżeli w kubku mam zupę do picia (np wczoraj pieczarkową, dzisiaj pomidorową). I nie są to zupy czyste, a z lekka zagęszczane warzywami. Nie trzeba do nich łyżki, doskonale wpadają do ust. Ten skondensowany smak, zupa bardzo ciepła, dobrze doprawiona smakuje i syci. Resztę obiadu czasem zjem, czasem nie. Byle ta zupa… Niemowlę w zaawansowanym wieku?
Pyro,
Czy ten afekt do zup ma charakter sezonowy, kiedy jest zimniej czy trwa cały rok?
Bjk,
Nie wiem, czy kawa jest osiągalna gdzie indziej, Francesco mówił że raczej na północy tylko.
Ale że sam uważa Rzym za koniec świata, może nie mieć wszak świadomości o zasięgu dostępności produktu.
Krzychu – nie mam pojęcia; po raz pierwszy w życiu mnie zupy dopadły (tzn lubiłam i przedtem ale mogłam się obejść). Pewnie na zimę zbieram sadełko.
Przy okazji opiszę swoją zwariowaną fasolówkę. Potrzebny jest kawałek chudego, wędzonego boczku (m/w tyle, co powierzchnia dłoni) puszka fasoli obojętnego koloru, gałązka albo dwie rozmarynu, szczypta świeżo otartej gałki, 6-7 śliwek suszonych – mogą być wędzone, jeden średni ziemniak, 2 łyżki śmietany 18%, dyżurne, mały ząbek czosnku. Boczek gotujemy do miękkości, pod koniec dodajemy ziemniaka, czosnek, rozmaryn, zawartość puszki z fasolą. Kiedy boczek miękki, kroimy w drobną kostkę, zawartość garnka dzielimy na dwie części – jedną z nich miksujemy. Jednocześnie śliwki gotujemy w małym rondelku i też miksujemy, a potem wszystko łączymy, zupy powinno być ok 1 litra, czy trochę więcej. Jeżeli trzeba dosalamy i doprawiamy śmietanką.
ps to jest fantazja nt „zupy drwala” oni tam nie dawali śmietany tylko pół szklanki whisky i śliwek nie dawali tylko sok pomidorowy. Ja wolę tak.
Nie drwale dają sherry! Boooomba!!!
Pyro, serce me!
I Ty (Brutusko!!!) dodajesz ziemniaka? Błagam!
A przecież oprócz cholernego ziemniaka dałaś czosnek, nie czosnka, rozmaryn, a nie rozmaryna… Boczek gotujesz, a nie boczka!
Czosnku i rozmarynu to inna bajka, gdyby się kto pytał.
Wybacz, ale żal mnie rozdziera po matce-polszczyżnie.
W jakieś debilnej reklamie coś tam lata czy jeździ do różnych predestynacji.
I ogólnie sporo jest podobnych kejsów.
Pora umierać, zdecydowanie.
A w sklepach na półkach: jabłko, śliwka, gruszka itd. Szlag mnie, panie dziejaszku…ech!
Nisiu! Nie nerwujsia! Pyra chciała do fasolencji wrzucić JEDNEGO ziemniaka I tyla!
Cichal! Nie o to chodzi! Wrzuciła ZIEMNIAK, nie ZIEMNIAKA!!!
Ta liczba pojedyncza, co Cię wkurza, to takie hurtownicze priwyczki, Rybacy też idą w morze po rybę… i przywożą tonę szprotek.
Cichalu, ja sobie w końcu rozwalę łeb o ścianę z powodów polonistycznych.
Zauważyłeś jakże prawidłowy wołacz? To Twój zbawienny wpływ na moje własne niechlujstwo. Chociaż czasem niechlujam dla jaj. Ale wtedy ja wiem i rozmówcy wiedzą, że to żart, a nie byk rogaty.
Dzien dobry,
Rosół – moja ulubiona potrawa! Bo przecież nie zupa! Tak jak Guinness w/g Gospodarza nie jest piwem, to po prostu GUINNESS, tak rosół dla mnie nie jest zupą, to ROSÓŁ! Dzisiejszy (wczorajszy) wpis Gospodarza wywołał mnóstwo wspomnień. Rosół był zawsze, gdy przyjeżdżałem do Polski, zawsze, kiedy Mama chciała podkreślić kulinarnie jakieś rodzinne wydarzenie, rodzinne święto. Ach, Mamo, gdzie jesteś???
Ja dość często gotuję sobie rosół, tak jak kiedyś radziła Pyra, tak jak gotowała jej teściowa, co rusz dolewam zimnej wody do gotowanego mięsa. Wychodzi praiwe jak u Mamy.
Szrak – bardzo mi się podoba Twój dzisiejszy wpis. Wydaje mi się, że w różny sposób, ale odbieramy te same wrażenia. Od wielu lat mieszkam i pracuje tam, gdzie ocean. Teraz, jesienią nie ma prawie nocy, żebym nie był na plaży z wędką. Przypływy, odpływy, wiatr, fale, nocne życie oceanu naprawdę nie są mi obce. Stojąc po pas w wodzie, zalewany falami, widzę jego wielkość, siłę i…..swoją bezradność wobec niego.
Nie chcąc nikogo obrazić niewiele jest osób na Blogu, które znają te odczucia – Ty, Cichal, Orka i ja. Zyczę wszystkim, żeby mieli okazję poznać słoną wodę nie tylko w czasie letniego plażowania.
Dobranoc 🙂