Grzybów nie ma, ale są
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Skarżyłem się wielokrotnie, że w tym roku w moim lesie nie pojawił się ani jeden borowik, podgrzybek czy inny kozak.
I nadal ich nie ma.Tymczasem na moim mokotowskim bazarku przy Racławickiej (róg Niepodległości) pięknych grzybów zatrzęsienie. Tyle tylko, że za odpowiednią cenę. Piękne, dorodne i całkowicie zdrowe borowiki kosztują tu 70 zł za kilogram.Przemogłem skąpstwo i kupiłem pół kilograma, by przygotować risotto z prawdziwkami. Gdy nasyciłem już swoje łakomstwo, postanowiłem powściągnąć swoją rozrzutność. Wolę już pooglądać ubiegłoroczne zbiory na obrazkach albo pojechać (gdy się nieco poprawi pogoda) w jakieś odleglejsze okolice, gdzie te bazarowe okazy rosną.
Podobno można je znaleźć w drodze na Mazury. Wyślemy więc najpierw młodzieżowy rekonesans, a potem i my ruszymy. Tymczasem oblizuję się smakiem. Risotto było pyszne.
Komentarze
W tym roku rzeczywiście jest mniej grzybów, niż rok temu, ale są. Rydzów mnóstwo, prawdziwki spotykam pojedyncze, ale za to zdrowe, nawet stare i wielkie są bez lokatorów. Ceny podgórskie: od 100 zł za duży kosz wiklinowy, na oko jakieś 3 kg bardzo ładnych grzybów, do 10-5 zł za mały pojemnik młodziutkich. Rydze są w cenie opieniek, dużo tańsze, cena w zależności od proponowanej ilości i sprzedawcy. Tutaj nie sprzedaje się grzybów na wagę, tylko na kosze, wiadra, koszyki, pojemniki. Orzechy włoskie (świeże, pyszne, wielkie) na kopy. Kopa: około 10 zł. Na wagę orzechy też są, na „profesjonalnych” stoiskach. Uwielbiam prowincjonalne targowiska 😀
Dzień dobry! Nasz nadbużański Sprawozdawca,który właśnie powrócił z porannego spaceru po lesie też potwierdza,że grzybów niet.Jeśli nie będzie padało zbyt mocno to popołudniu
wybierze się z kolei na ryby.Obawiam się,że rezultaty zarzucania wędki mogą być niestety ten same,czyli żadne 🙁 Wtedy pozostanie już jedynie grzane wino w wygodnym fotelu przy kominku 🙂
W moim fyrtlu grzybów nie ma i nawet w handlu jest niewiele, byle jakie i drogie. Byle jakie są dlatego, że „zmęczone” – przywiezione Bóg wie skąd, narzucona zaporowa cena i sprzedawana ta sama dostawa cały tydzień. Coś się widać w przyrodzie pokićkało, bo przecież Puszcza Notecka i lasy Pojezierza Drawskiego to była ostoja podgrzybka, górnicy przyjeżdżali autokarami na grzyby, Od kilku lat coraz mniej bywało, w tym roku klops,
7 stopni i deszcz, Nie sypiam dłużej, ale później włączam maszynę. Rano staram się zepchnąc jak najwięcej koniecznych zajęć, bo z upływem dnia, robię się mało przydatna do czegokolwiek,
Pozdrowienia dla nadbuzanskiego Sprawozdawcy ! Najwyrazniej pokochal te kraine.
Bjk i Asiu, zanotowalam Wasze sugestie lektur, dziekuje. Ja tez lubie tego typu ksiazki.
Bjk, ciekawy jest ten przepis na gruszki w sosie szodonowym. Czy je sie to na cieplo czy schlodzone? Sos szodonowy przypomina mi sos sabayon.
A żeby trochę słoneczniej było, w ub sobotę i niedzielę w gminie pow,czempińskiego rolnicy i miejscowa szkoła rolnicza, zorganizowali Święto korbola. Dyń nazwożono ogromne ilości, odmian przeróżnych (rekordzistka 516 kg), były i zabawy z publicznością i występy, a młodzież ze szkoły rolniczej (z dyskretną pomocą mam) przygotowała najróżniejsze potrawy z dyni, które stanowiły podstawowy produkt na stoiskach z żywnością. Żeby młodzi mieli frajdę, a praca ich doceniona (zajęcia w kuchni obowiązkowe niezależnie od płci) nagrody dostały wszystkie klasy uczestniczące w konkursie : klasy pierwsze za ciasta i desery, klasy drugie za dynię warzywną do posiłku, klasy trzecie za 3 rodzaje zupy z dyni.
Dzień dobry! 🙂 http://stylowi.pl/13745484
„Ten dzień, wydarty z kalendarzy,
Jak liść jesienny drżąc na wietrze,
Nic majowego nam nie zdarzy:
Deszcz go stopami w słotę wetrze.
Będzie wodnistym szarym szkicem
Rysował smutki do wieczoru,
Ach! nie wychodźcie na ulicę,
Bo łzy od deszczu wilgoć biorą.
Chodzę z kawiarni do kawiarni
I siadam sobie przy witrynie,
Pół-smutki piję miast półczarnej:
Może ten dzień nareszcie minie.
W niebie, jak w zadymionym lustrze,
Własne pochmurne myśli czytam.
Jak trudno się od deszczu ustrzec,
Choć tyle kwiatów w nim rozkwita…”
Światek Karpiński
http://stylowi.pl/13752576
Alino, czy to nie jest to samo? 🙂 Pałaszować na ciepło, lub zimno, jak kto woli. Gotowy sos powinien być gęsty i puszysty.
google pamięta o Starszych Panach i rocznicy premiery … ale miło …
Młodsza, wyjeżdżając na tydzień do Chorwacji. miała tylko 100 euro kieszonkowego (wynik szaleństw remontowych i poprzednich podróży do Albionu), Wiadomo, że nie jest to majątek na podbój Europ-y, a jakąś kawę czy wino na mieście wypić trzeba. Wstępy i utrzymanie miała rzecz jasna z dawna opłacone, W rezultacie – jak doniosła pob drucie – kupiła dwie butelki śliwowicy, jedną w sklepie, drugą od polecanego rolnika, ta drga z dodatkiem ziół. U tych samych rolników kupiła dwie aronatyzowane oliwy do sałatek i jakiś ser. I tak musiała 10 euro dopożyczyć. Koniec szaleństw. Z fig zrezygnowała, bo były tylko w kilogramowych opakowaniach po 10 euro.
Sliwowica od chlopa? To bimber!
W latach studenckich w Nowym Jorku postanowilam zorganisoac impreze dla kolegow, pod nieobecnosc ridzicow, ktorzy wyjechali na jakas konferencje. Sprosilam ponad 40 osob. Pomagal mi od rana w przygptowaniaich przyjatka moj przyjaciel Richard, z ktorym marynowalismy barana na grill, robilismy salatki, ustawialismy przemyslowa ilosc popielniczek, odkorkowywalismy butelki z winem. etc.
Okolo 7-ej pojawil sie pierwszy gosc – Bruno, emigrant z Jugoslawii (jeszcze za JBTito). Przyszedl z butelka po occie, zawierajaca domowej roboty sliwowice. Bardzo ja zachwalal i dal mi do sprobowania naparsteczek. Pamietam, ze siedzialam wtedy na tapczanie.
W tym momencie film sie urywa. Obudzilam sie nazajutrz o swicie we wlasnym lozku, rozebrana, otulona przescieradlem. z gigantycznym bolem glowy. Usilowalam prztypomniec sobie co sie dzialo wczoraj. Pamietalam Brunona, pamietalam butelke po occie, pmietalam, ze siedzialam na tapczanie, Z najwiekszym bolem myslalam, ze przyjatko odbulo sie bez mojego udzialu. Usilowalam wyobraic sobie wszystkie brudne talerze i szklanki, wypalone papierosami dziury w tapicerce, przpelnione popielniczki. Tak powinno wygladac mieszkanie po imrezie z udzialem 4O gosci plus gosci niezapeoszonych.
Gdt sie wywloklam z mojego pokoju powitala mnie cisza i… czysciutkie mieszkanie. Naczynia suszyly sie na stojaku w zlewie, kosze na smiece oproznione, Puste butelki wyniesione. Ktos najwyrazniej przejechal sie po mieszkaniu odkuraczem, ale ja tego nie slyszalam. Nie slyszalam tez muzyki i harmideru poprzedniej nocy.
Och, Richard! I miss you so much, niech Ci zienia lekka bedzie, Najdrozszy Przyjacielu.
Od tego czasu dostaje straszliwego bolu glowy od samego zapachu sliwowicy – obojertnie jakiej, domowej czy komercyjnej. TYle juz lat minelo, a ja wciaz „uczulona” na zapach sliwowicy.
Nie mow pozniej, Pyro, ze nie uprzedzalam.
Heleno – mocne destylaty w naszym barku służą gościom w małych ilościach albo do mieszanek. Żadna z nas nie przepada, Ciekawostki w barku warto mieć po prostu,
Trzy filety śledziowe pocięłam w 2 cm paski i w towarzystwie cieniutkich talarków dymki, połowy kiszonego ogórka i przypraw (cytryna pieprz, szczypta cukru) zalałam olejem, niech stoi. Będzie mi ten śledź służył za przegryzkę do czarnego chleba. Chłopakowi zrobiłam sporo ciasta naleśnikowego i wyciągnęłam do tego słoiczek dżemu truskawkowo – agrestowego; ponoć lubi i lubi smażyć. Niech ma. Już kiedyś pisałam, że karmienie tego podrostka, to paskudna rola.
Mnie tez ten destylat wypilam z naparsteczka. Ja czystych wodek nie pijam, nawet starego szlahetrnego scotcha. Ta sliwowica to byl moj pierwszy w zyciu bimber. Never again.
Od lat chcę kupić arak. Wiele starych przepisów na desery, sosy i napoje, przewidywało dodatek araku. Musiał być kiedyś dostępny, popularny i niezbyt drogi, Araku w Polsce nie ma. Jest w Niemczech bardzo drogi. Przecież gdzieś musi być taki, jakim choćby Boryna Jagusię częstował…
http://alkohole.poznan.pl/arak-wardy.html
Kupiłam dziś rano w Biedronce pieczarki portobello. Rozglądałam się za nimi od dawna i nigdzie nie ich nie spotkałam. A tu taka niespodzianka.
Niełatwo być prawdziwym rannym ptaszkiem, zwłaszcza pod presją. Rano, czyli ok. godziny ósmej kupowałam węgierki. Pomyliły mi się drobne monety, co tłumaczyłam wczesną porą. A pani sprzedająca na to : jakie rano ?, ja otwieram sklep o 5.30. Jest jeszcze zupełnie ciemno. Nie pytałam już, o której musi wstawać.
Bejotko – dziękuję. Kilka lat temu jeszcze go w krajowej ofercie nie było. Jednak nie wydam setki na przyprawę (bo w takim charakterze użyłabym go) Sądząc ze starych książek kucharskich i literatury jako takiej, do II wojny musiał być u nas popularniejszy od rumu.
Ten arak to nie dla mnie, tak jak zresztą i uzo 🙁
Krystyno, pieczarki portobello kupowałam w Auchan.
Małgosiu – uzo – nie, ale np olejku arakowego używało się do ciast orzechowych, a rumowego do czekoladowych i makowych, Olejków – bo nie było tych alkoholi.
Pyro, rumowy proszę bardzo, ale ja nie znoszę anyżku, nie trawię nawet odrobiny zapachu.
Rozumiem; ja też „jadam nosem”
Prawie dwa razy większego prawdziwka, nie tylko dorodnego lecz i zdrowego jak rydz, znalazłam dawno, dawno temu w Puszczy Piskiej. Zasuszony w całości nadal imponująco wyglądał. Wylądował ostatecznie bodajże w bigosie.
Heleno – jedna jaskółka wiosny nie czyni, jedna śliwowica nie odpowiada za inne. I mnie poczęstowano – w ramach spróbowania – śliwowicą domowego chowu (Węgry). Po odkręceniu korka rozszedł się zapach słońcem nagrzanej winnicy (tylko takie porównanie przychodzi mi teraz do głowy). Jasne że mocna jak piorun, jasne że wypiłam odrobinę (naparstek to nie był, na moje oko circa-about setka), ale film mi się nie urwał aczkolwiek niejaki szmerek w głowie powstał. To chyba zależy od „producenta” napoju i jakości ww, procesu destylacji i takich tam innych.
Piotrze – ale za to pewnie chrzan tani. U nas ostatnio widziałam korzenie chrzanu (nieco przechodzone) za – bagatelka – 45 tutejszych zielonych. Prawo popytu i podaży ku naszej albo radości albo rozpaczy.
Ja mam wstręt do Ratafii – nie zasnęłam po niej, o nie! Zawarłam bliską znajomość z umywalką (bo była najbliżej). To były dawne czasy i jeszcze tolerowałam słodkie – no to się natolerowałam na tej ratafii na całe życie 🙄
A propos gruszek, proponuję dodać splasterkowaną gruszkę do sałat mieszanych, zanotowałam z knajpy w Nowym Jorku, bardzo ciekawy dodatek. Tyle że tam była trochę bardziej „wytrawna” gruszka, cierpkawa, a ja użyłam wczoraj to, co miałam pod ręką, dość popularną (nie znam nazwy) słodką gruszkę. Ale i tak dobre było, nie potrzeba było sosu do sałaty.
Sałata w Nowym Jorku była z sosem truskawkowym, muszę pogooglać, bo ten sos był znakomity.
Niagara nie ma nic wspólnego z dzisiejszym tematem, ale załączam dla Jolinka 😉
http://aalicja.dyns.cx/news/DSC00764.JPG
…i jeszcze jedno:
http://aalicja.dyns.cx/news/DSC00769.JPG
Echidna,
ja kiedyś dostałam kawałek korzenia chrzanu, wsadziłam do ziemi i się przyjął, może tak spróbuj, potem sama możesz sprzedawać 😎
Nie wiem tylko, czy u Ciebie chrzan będzie rósł, u mnie ma wilgotne i dość ocienione miejsce, rośnie przy murku.
Zadna to sztuka sliwowica nawalic sie jak autobus. Ta przynajmniej dawniej mowiono. Dzis z racji tego ze autobusy zabieraja jedynie tyle pasazerow co maja miejsc powiedzenie to stracilo sens. Ale mozna je uaktualnic na: nawalony jak Helena 🙄
Echidna 🙄 dzialanie bimbru badz jak kto woli sliwowicy jest zawsze jednakowe.
Po pierwszym lyku widze jedno skrzydelko na plecach plci przeciwnej,
po drugim lyku dwa skrzydelka 🙂
po trzecim zamiast wlosow sa wijace zmije 🙁
Tylko ze strachu przed tym co mi moze sie ukazac nie lykam wiecej.
Naparsteczek, Szaraku, naparsteczek to byl!
Podobno chrapalam na tym tapczanie bardzo nie po damsku. Az gosce sie zdenerwowali i zarzadzili aby mnie przenisc do sypialni.
Tak bylo. Bytam nawalona. 😳 😳 😳
Ja kiedyś straciłam na kilka dni głos jak dałam się napoić łykiem spirytusu na dolegliwości związane z gardłem.
Ten, kto poradził Ci taką kurację, powinien wypić duszkiem szklankę spirytusu.
Łyknięcie czystego spirytusu może spowodować ciężkie oparzenie chemiczne. Karalne, jako wykroczenie p/ko zdrowiu i życiu. Tu by trzeba „bajcow – gierojew”, a nie subtelnej Małgosi. Zresztą znałam tylko kilku kombatantów, którzy potrafili sprit ciągnąć, jak wodę.
Tylko raz spróbowałam, ale zostałam pouczona, jak to robić prawie bezkarnie. Nie powtórzyłam, wolę napitki długodystansowe, jak na przykład wino, przy którym można dłuuuuuugo siedzieć.
Rozmawiałam z Młodszą. Mówiła, że o 5.30 wyjazd do kraju, że musi obudzić młodzież. {Pieniędzy zostało jej na obiad w Zagrzebiu i kawę.; pogoda dopisała, a wyżywienie było znakomite i obfite nie do przejedzenia. Chorwacja piękna i ludzie przemili. Chętnie tam wróci.
Alicjo … 😉
a ja od trzech dni porą wieczorową czuję się jak w filmie „Ptaki” … tysiące małych, średnich i większych ptaków leci mi przed oknem na 7 piętrze z zachodu na wschód przez ok. 20 minut … wrażenie niesamowite …
gruszki zrobiłam na teraz i na szybko …wykańczam różne puszki z owocami w syropie i ten syrop wykorzystałam do gruszek … do syropu dodałam cynamon i świeży imbir .. zagotowałam w tym krótko gruszki i zawekowałam bez gotowania .. w lodóce pewnie wytrzymają trochę … a gruszki w tym roku pycha …
Jak chorwacka to chyba rakija, jak z ziołami to chyba travarica. Piłam jedną i drugą ale bez entuzjazmu…
Jeśli chodzi o mocarne spiryty, na pierwszy Zjazd blogowy przywieźliśmy absynt z Pragi czeskiej, 74% mocy. Piliśmy nim brudzia ze Sławkiem 😉
Ewuniu – pewnie masz rację. To do działu „egzotyka w barku” nie do picia.
Technika na spirt. Zbiż szklankę z zawartoscią do ust. Zrób lekki wydech. Wlej zawartość do otworu gębowego. Zrób maksymalny wydech i gwizdnij!
Po ciężkiej wachcie, to jedyne co pozwala zasnąć! Przetrenowane! Ech, młodość chmurna i durna… 🙂
Nieżyjący już Ojciec Inki (syn aptekarza z Końskich) do Jędrusiów )B>CH. Góry Świętokrzyskie) przystał w wieku 15 lat. W Życiu dorosłym absolutnie nie procentowy i mało kombatancki, nawet na obchody rocznicowe nie jeździł – otóż pan ten, bardzo powściągliwy we wspomnieniach czasem coś „palnął” – kiedyś wystękał, że kiedy w oddziale było krucho z jedzeniem, zamiast śniadania fasowano 100 g spirytusu. Po 30 latach jeszcze go otrząsało.
Z Chorwacji przywiozłam taką śliwowicę kupioną od gospodarza z okolic Plitvic. Mój tata i inne osoby, które ją piły twierdziły, że była wyjątkowo łagodna i smaczna. Degustowali ją wprawdzie w małych ilościach, ale na pewno nie była tak mocna jak „Łącka”
Moja mama kiedys zostala zmuszona do wypicia szklanki spirytusu (200 gramow) , po incydencie w laboratorium. Odsaczla surowice z probowki z krwia jakiegos chorego, pipeta byla dluga, gumowych koncowek nie bylo i trzeba bylo odsaczac ustami. Przez zagapienie sie troche surowiucy trafilo jej do ust. Obecne przy tym kolezanki wlaly w nia szklanke czystego spirytusu i taksowka zawiozly do domu, gdzie mama natychmiast padla.
Twierdzila , ze rano nie miala nawet bolu glowy.
Helena – przypominam o znanym (Żukrowski, inni) środku antykoncepcyjnym „dzień po” w łagrach – szklanka albo i dwie spritu i na godzinę do bani. Jak przeżyje, to znaczy : pomogło.
Dostałam dzisiaj skrzyneczkę grzybów … shitake. Będę jutro szaleć z ich zagospodarowaniem 😉
Heleno,
owszem, jako odtrutka, ale pewnie nie wlały w Mamę tego spirytu duszkiem, pozwoliły złapać oddech pomiędzy 😉
Zwolennicy wódek twierdzą, że spiryt rozrabiany jest najlepszy, nie ma zespołu dnia drugiego.
W tym roku na zebraniu koleżeństwa w Złotym Stoku wypiliśmy trochę domowo rozrabianego spirytu, ani nikt się nie upił, ani na drugi dzień nie czuł, że wypił.
A wypiliśmy sporo 😯
Trochę podobną historię do Twojej Mamy Heleno miał mój Ojciec. Na obchodzie przy nim chora na zapalenie opon mózgowych straciła oddech, nim przywieziono respirator Ojciec ratował ją usta-usta. Pacjentkę w końcu zaintubowano, a pielęgniarka bez pytania przyniosła Ojcu szklankę spirytusu. Łyk chyba wziął , ale więcej nie, bo nadał miał dyżur.
Pomyślałam, że na tak nieliczne w sumie środowisko, w różnym czasie pisywała u nas wcale liczna grupa dzieci neurologów, neurobiologów i psychiatrów (Wojtek z Przytoka, Iżyk, Helena, Echidna. Stanisław, MałgosiaW.)
dzień dobry ….
Wśród finalistów XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina jest Polak Szymon Nehring ….
https://www.facebook.com/events/549301281888637/permalink/549318941886871/
Wiem i jestem z siebie dumna, bo p. Nehringa „usłyszałam” już w II etapie. Słucham wiernie.
Pyro jak uważasz ma szanse? …
pogoda do czytania i spania …
dzień po dniu o tym, jak zakłada się winnicę w południowej Polsce … już jest 24 odcinki a cdn. …
http://winnicajura.pl/#blog
Jolinku – obstawiam 3-4 miejsce. Ma czas; to dwudziestolatek.
Helena nigdy nie byla corka zadnych neurocostam. Jes corka epidemiologa i mikrobiolozki.
Tyż piknie.
Z pianistów, którym kibicowałam została dwójka – Nehring i Szyszkin. Rosjanin odrobinę lepiej „przetarty” estradowo, ale obydwaj bardzo muzykalni. Szalenie żal mi Galiny Czistiakowej – tyle pracy, ćwiczeń, nerwów, a potem nagła infekcja, wysoka gorączka, opchana lekami i opinia „wyraźnie niedysponowana i wielka szkoda”. Mówiłam, że grała na śpiąco…
Niezwykle podobały mi się wczorajsze zdjęcia zamieszczone przez Asię (dwa pokolenia na rowerze i dwie bagietki na bagażniku,cudo!)oraz Niagara Alicji razem z tęczą.
Pyro-bardzo lubię Chorwację,byłam tam już dwa razy i chętnie pojechałabym jeszcze.
Zazdroszczę Młodszej tej wycieczki.
W piątek nawet się na trochę wypogodziło zatem wykorzystaliśmy ten czas na porządki w ogrodzie.Wędkowanie oczywiście zakończyło się na niczym,chociaż podobno mamy teraz okres,kiedy ryby powinny brać.Biedactwa,one na ten temat zapewne nic nie wiedzą 😉 Po grzybowych i wędkarskich niepowodzeniach było zaplanowane grzane wino,ale wpadł do nas sąsiad-pszczelarz i tym razem przyniósł do degustacji swoją cytrynówkę.Degustacja nam się trochę przeciągnęła,bo sąsiad wspominał dawne czasy,kiedy to jako inżynier od budownictwa podziemnego kładł tunele pod Trasą Łazienkowska czy też Wisłostradą.A na budowach działy się różne rzeczy od wypadków śmiertelnych,poprzez tysiące ślimaków zapychających kratownice czy też kradzież 10 ton ołowiu używanego do spawania rur.Uwielbiam słuchać jego opowieści.
Ja tez kibicuje konkursiowi szopenowskiemu, ale go nie sledze. Mam jednak nadzieje, ze wygra go Polak, Jaroslaw Kaczynski, znany specjalisrta od chorob zakaznych i ekspert od wydobywania wegla z weglowodanow. laureat nagrody ekonimicznej.
Helena – a Kysz!
Żona do męża:Może wyskoczysz i kupisz piwo?
-Ale na dworze ślizgawica,jeszcze się przewrócę…
-To kup w puszce!
Mysle, ze wygranie przez Kaczynskiego konkursu szopenowskiego bardzo sie przyyda w kamopanii wyborczej. Zeby im wszystjun oko zbieklalo z zazdrosci. Zwlaszcza tym cudzoziemcim, krtorzy sie rozpychaja jak u siebie.
Wlasnie przecyztalam w Rzepie tytul, ze Kaczynski gotow jest „tolerowac opozycje”, co uwazam za blad. Kazdy na jego miejscu wsadzilby opozycje za kraty i jej paznokcue wyrywal. Albo z miejsca rozstrzelal psubratow i sie nie patyczkowal z cala ta „toleracja”.
Heleno,
Jeżeli wchodzisz na ten blog, bądź łaskawa zostawić politykę za progiem, na wycieraczce. Tam jest jej miejsce.
Ewo, nie sadzisz, ze Twoim miejscem jest pilnowanie wlasnego nosa?
Heleno,
Spójrz w lustro.
Jeżeli tak w twoim mniemaniu wygląda poprawność polityczna i kultura osobista (ostatnio sporo o tym pisałaś), to wolę być niepoprawna i chamska. Idę pilnować własnego nosa.
to chyba nie Helena … 🙁
Jaka chcesz byc jest Twoim wyborem, Ewo.
A teraz na spookojnie. Nikt o zdrowych zmyslach nie pragnie zrobic z blogu kulinarnego blogu politycznego. Ani ja, ani nikt chyba. Ale rozmawiamy tu na rozn tematy, niekoniecznie zwiazane z kulinariami. Czasami wzbudzajhacymu kontrowersje lub nawet sprzeczki.Rozmawiamy tez o kulturze, muzyce, ksiazkach, filmach i tak dakej. Polityki nie sposib „zostawic na wycieraczce” – zbyt wplywa na nasze zycie, zbyt jest powazna. Ale rozumiem gdy ktos nie podziela moich pogladow na zycie polityczne. Wtedy wystarczy dac do zrozumienia, ze sie ich nie podziela. Nie sadze aby ktos chcial wowczas ciagnac wymiane dalej. Natomiast obcesowe informowanie jakich tematow tu sobie nie zyczysz, nie nalezy do Ciebie. Ewo. Nalezy do Gospodarza Blogu. I kiedy Gospodarz poczuje, ze wchodzi sie w jakis temat nie zwiazany z kulinariami zbyt gleboko, to upomni sam, bez pomocy zzewnatrz.
Brawo Ewo!
Pare dni temu, sluchalem jak 90-cio letnia panienka z usa, mowiaca jeszcze niezle po niemiecku, specjalistka od s… terapii wypowiadala na temat nosa.
Z jej dlugoletnich doswiadczen wynika, ze to nie prawda ze im dluzszy nos tym dluzszy pen…
Uwazam, ze ten ktory z ta panienka rozmawial dal ciala, nie poszedl na fali pytajac jak takie rownanie mozna zastosowac w przypadku panienek 🙄
Ewo musisz cos na ten temat wiedziec, skoro wysylasz innych do zwierciadla z nosem 🙄
Zgadzam sie z Ewa. Tutaj chyba nie ma miejsca na tak ostre wpisy polityczne, bez względu na to, jakie są nasze polityczne przekonania.
trzeba zobaczyć ….
https://www.youtube.com/watch?v=8eWa9QQTzVs&feature=youtu.be
Popołudnie i wieczór wybitnie rodzinny.Głowa mnie boli.
Dzień dobry.
Wydaje mi się Jolinku, że to jest ustawione na potrzeby reklamy.
Nie wierzę, że Strawberry potrafi skojarzyć palmy i masło orzechowe i w dość wyrafinowany sposób wyrazić swoją myśl na ten temat. Zawsze ktoś kogoś/coś zjada, według tego nie powinnam zjadać jabłka, bo niszczę robaczkowi dom i jabłkową restaurację 🙁
Czy ktoś pamięta Koko? Dopiero co o niej czytałam, pamiętam, jak ją uczono języka migowego. Koko teraz zna ok.1000 słów.
U nas chłodno, podobno na północ od Toronto spadł śnieg.
Druga połowa października…
Alicjo to tylko film o ratowaniu zwierząt … nie kupuj tego co może je zabić byś mogła sobie dosmaczyć … tak w skrócie …
dziś kupiłam w „Biedronce” suszony cały bób i mrożony rabarbar … jeszcze wie wiem jak te produkty wykorzystam ..
Witam, Polka w finale jutro o 8.
Pyro, u mnie dziś też rodzinne popołudnie. Zupa pomidorowa, festiwal pieczonej gęsiny ciąg dalszy, ziemniaki, brukselka z czosnkiem i suszonymi pomidorami, surówka z białej rzodkiewki, na deser ciasto z jabłkami z przepisu, który podesłała mi siostra. W tak zwanym miedzy czasie jeszcze upiekłam chleb. Dobrze, że takim stachanowcem bywam co dwa tygodnie. Na osłodę Basia pięknie się uśmiechająca ( za tydzień kończy 5 miesięcy).
Czy Panienka juz siedzi sama?
Suszony bób potraktować jak wszystkie inne strączkowe, miałam od Kapitana – ugotowałam jak jaśka i zjadłam 🙂
Pewnie też będzie pasował do każdej potrawy, do której dodajemy suszone strączkowe.
Mrożony rabarbar do prostego ciasta z kruszonką, bo na zwykły kompot chyba szkoda. Innych zastosowań nie znam, chyba, że nastawić wino, ale trzeba trochę tego rabarbaru mieć.
Małgosiu a ząbki już wychodzą? … ale robotna jesteś na medal … 🙂
Alicjo myślałam może ten bób dodam do jakiejś sałatki (winogrona i śliwki do tego) ale jutro ugotuję normalnie i zobaczę jaki smak … a z rabarbaru może jakieś połączenie z gruszką zrobię w syropie do nalesników bo mam smaka … i kompot z jabłkami bo chodzi za mną … 😉
Panienka jeszcze nie siedzi, jest duża i leniwa. Łapki i wszystko gryzie więc ząbki pewnie w drodze. Zaczyna jeść warzywa i kleiki, nauczyła się przy tym pluć 🙂
A jeszcze były pieczone jabłka i kompot 🙂
Jolinku,
a pewnie, można do sałatki, tylko zastanawiam się, co ze skórką. Wszyscy moi znajomi są „obrzydliwi” na skórkę, jedynie ja jem ze skórką. Wczoraj Jerzor zakupił młody bób zapuszkowany, pewnie gdzieś tam jest na półkach supermarketów. Moim zdaniem idealny do sałat mieszanych, tak z garść sporą, a i skórkę ma delikatną.
Te maluchy plują nt ” nie fciem, a ty sprzątaj” moje tak robiły, a miny miały rozradowane.
Filmik ze Strawbery jest bardzo slodki, ale podobnie jak Alicja, nie wierze w jego autentycznosc. To znaczy oglladalam z otwarta geba az do momentu gdy Malpa mowi ” Wasze jedzenie niszczy moj dom”. Nie mysle, zeby wiedziala ze olej palmowy uzyskuje sie kosztem zalesiania palmami puszczy.
Ale jako reklama wzywajaca ludzi do opamietania sie jest skuteczna, bardzo przykuwa uwage.
Niezmiernie mnie zawsze dziwiło, skąd i jak taki damski drobiazg kilkumiesięczny wie, jak uwodzić tatę, dziadka czy innych, rodzinnych facetów. Maleństwa są bezbłędne. e
Ewolucja, Pyro!
Heleno – chyba tak; podświadome: jak polubi, to krzywdy nie zrobi?
A ja myślę, że takie maleństwa po prostu lubią osoby opiekujące się nimi. W stosunku do obcych przeważnie zachowują dystans.
Pięć miesięcy to za wcześnie na samodzielne siedzenie, ale pierwszy ząbek już może być w tym wieku. Nasz mały ma 5 lat, więc jeszcze sporo pamiętam z czasów jego niemowlęctwa.
Małgosiu,
ależ dogadzasz rodzinie. Zaciekawiło mnie połączenie brukselki z suszonymi pomidorami.
Upiekłam dziś połówkę kaczkogęsi. Smakować będę dopiero jutro . Dodatkiem będzie duszona czerwona kapusta z jabłkami i rodzynkami, może też pieczona dynia.
Nie, Pyro, to jakos inaczej. Czytalam to gdzies, ale juz slabo pamietam ponad to, ze ewolucja nas tak urzadzila.
Drogie Panie! Ta ewolucja, to NAS urządziła!
Krystyno – to był chłopiec; mowa o panienkach. To uwodzicielki zawodowe ( i nader skuteczne).
Cichalu – tę koronę na łeb ktoś Ci musiał wkładać, a nic za darmo…
Jolinku, spróbuj połączyć rabarbar z bananem i cynamonem , według mnie to jedna z pyszniejszych mieszanek. Ja cynamonu nie lubię, nawet do szarlotki nie dodaję, a w tym połączeniu jego smak mi nie przeszkadza.
Krystyno, synowa nie lubi zwykłej brukselki z wody, to musiałam kombinować. Podgotowałam trochę brukselkę i wrzuciłam na podsmażoną cebulę z czosnkiem, dodałam kilka pokrojonych pomidorów. To wszystko, przepis znalazłam gdzieś w internecie.
Alicjo – kilka lat temu tak zrobiłam. Widząc w sklepie po raz pierwszy (tutaj) chrzan, zakupiłam za niebotyczną cenę (wówczas coś około 25 $)*, dwa sflaczałe korzonki. A że nieco zielonego było, wsadziłam do ziemi. Najpierw do donicy, potem przesadziłam do ziemi.
Ależ narobiłam sobie kłopotu! Rozrastało się w tempie geometrycznym ino nie w porządny korzeń lecz w sieć cienkich, dłuuugich, rozgałęziających się korzonków. Zainfekowałam sobie warzywniak – kosztowało moc pracy i dłubaniny by pozbyć się wstręciucha. A chrzanowego anty wirusa na rynku NIET! Chemii nie stosujemy i wszystko „rencami panie dziejaszku, rencami”.
* od tego czasu nie tylko cena chrzanu poszybowała ku obłokom. Nie na darmo tutejsza kraina bije się o pierszeństwo na liście najdroższych (w sensie cen) państw świata!
Echidno, jeśli łapki Ci odpoczęły, wsadź do gruntu miętę 😉
…..I dopiero pozniej wsadz chrzan. Nie bedziesz miala z nim zadnego problemu. 🙂
Wracając od Cichalów w poniedziałek…
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8015.JPG
dzień dobry …
Esko to dobry przepis dla mnie … 🙂 .. lubię połączenie banana z innymi owocami i cynamonem ..
Alicjo młody bób ze skórka jeszcze mi jakoś idzie ale starszy sam wypluwa skórki … u nas za oknem w parku też pojawiają się kolory chociaż dziś szaro i buro …
Dla tych,co nie lubią brukselki z wody-brukselka po owerniacku:
-ugotować brukselkę na parze lub w wodzie,ale tak,by nie była zbyt miękka
-obsmażyć na patelni boczek pokrojony w kostkę
-ugotować białą kiełbasę i przekroić ją wzdłuż
-na patelnię po smażonym boczku wrzucić trochę smalcu i obsmażyć białą kiełbasę na rumiano
-odłożyć boczek oraz kiełbasę na bok i na tej samej patelni przesmażyć brukselkę
dodając smalec(lub oliwę).Dobrze jest większe brukselki przekroić na pół.Tuż przed podaniem podgrzewamy na drugiej patelni boczek i białą kiełbasę.Podajemy usypując na półmisku kopczyk z brukselki,na którym to układamy dekoracyjnie kawałeczki boczku i połówki kiełbasy.Dla ułatwienia sobie życia można oczywiście wszystko wymieszać na jednej patelni.
Do chwili,kiedy Alain przyrządził to danie po raz pierwszy nie lubiłam brukselki.Podana, jak powyżej jest palce lizać 🙂 chociaż nie należy do rodziny do dań dietetycznych 😉
Pomysł Eski połączenia banana i rabarbaru wyśmienity.
Małgosiu,
podaj, proszę, przepis.
Też nie lubię brukselki a ona podobno taka zdrowa. Za to uwielbiam suszone pomidory. Lubię czosnek.
Dzisiaj podam gościom „figę z makiem z pasternakiem” 😉
Pamiętacie to powiedzenie? A dokładnie, będzie to krem z pasternaku udekorowany świeżą figą. Maku nie mam 🙁
Widac, że chrzan ciepłego nie lubi. Na Kurpiach chrzan idzie w korzeń i się specjalnie po ogródku nie rozchodzi. Wsadzony do piachu będzie rósł w jednym miejscu przez wiele lat stając się coraz grubszy. W moim ogródku rósł przy płocie czterdzieści lat. Niestety przegrał walkę o życie z tujami chociaż mocny był i łzy wyciskał jak żaden inny. Trzeba bedzie pomyśleć o następcy.
A propos następcy: módlmy się by Alicji aparat spadł na beton z wysokości co najmnie trzech metrów lub wypadłszy z rąk utopił się w wodospadzie Niagara 🙂
Misiu! Jak Cię kocham, tak odchrzań się wreszcie od fotografii Alicji i od pouczeń, bo – jak mi Bóg miły – w zęby dam! O!!!
Pyro a ja z drugiej strony … 😉
Jagodo, proszę bardzo brukselka z suszonymi pomidorami:
Składniki na 3 porcje: 50 dag brukselki, 1 średnia cebula, 2 ząbki czosnku, 2 łyżki oleju lub oliwy, 3/4 szklanki suszonych pomidorów w oleju, cukier, sól, świeżo mielony czarny pieprz.
Po oczyszczeniu i pokrojeniu większych egzemplarzy brukselki na pół podgotowałam je 10 minut . Odcedziłam, a w rondlu podsmażyłam cebulę i czosnek, dodałam brukselkę, a po chwili pomidory. To wszystko. Proste a smak inny.
Echidno,
A do mięty dołóż topinambur. Też daje popalić…
„Sadysty jakie z Was wychodzom czy co?” Takie rady przemęczonemu zwierzaczkowi dawać!
Nie, nie – chrzanu pozbyłam się już dawno, passionfruit’a też. Raz wytrzebiony odrastał w najmniej spodziewanych miejscach, dzisiaj przyuważyłam u sąsiada, a dzięki B. lat kilka minęło od czystki.
Mięta, sage i inne zioła, ziółka i przyprawy zamieszkują doniczki (donice). Ale najlepiej rośnie sobie zielsko wszelakie. Usunę na froncie to wyrasta z tyłu i odwrotnie. Kamienia pod górę nie toczę lecz i tak uprawiam „zabawę” pod wezwaniem Syzyfa. Pozytywizm po prostu.
Dla odmiany pobiegnę. Na randkę. Z Morfeuszem. (W Gdańsku jest sala bankietowa Morfeusz. Specjalność – wesela. Ciekawam czy goście wpadają w jego ramiona zaraz przy wejściu).
Dziecko w domu. Aktualnie odsypia drogę. Okazuje się, że ostatnim jej importem do kraju, są dwa nader ciekawe i ładne stroiki cmentarne. Przeliczając z euro na złocisze wychodzi, że tegoroczna dekoracja (bez zniczy jasna rzecz) kosztuje nas zaledwie 30 złotych – kupione w Zagrzebiu. Jeden jest cały w zieleniach – jakieś trawy, głowki nasienne i liście – wszystko suszone i powleczone jakimś matowym lakierem, średnica bukietu 25 cm. Drugi tej samej wielkości zbudowany jest z suszonych i lakierowanych warzyw, owoców i roślin. Jego główne elementy to niewielkie jabłko, dwie papryki, 2 orzechy i potwornie wielkie kasztany, a na tym wszystkim trójkolorowa tykwa, czyli dynia dekoracyjna.
A u mnie dzis na obiad kanie panierowane, smazone na masle klarowanym.
Małgosiu,
napisz, proszę, o cieście z jabłkami wg przepisu Twojej siostry. Oczywiście tylko ogólnie/ kruche czy drożdżowe/ dla zaspokojenia mojej ciekawości, bo i tak pozostanę przy mojej szarlotce.
A mięso z kaczkogęsi rozczarowało mnie. nie ma zbyt wyrazistego smaku. Przez dobę trzymałam je w przyprawach, ale myślę, że przez skórę i kości nie dotarły należycie do mięsa. Ale czerwona kapusta duszona z rodzynkami i jabłkami była bardzo dobra.
U mnie prościutko – kurze nogi, surówka z kiszonej, węgierki w cieście francuskim
Na SO, jeden z moich ulubieńców, J. Ł odkrył, że 25 października przypada Dzień Kundelka. Jest to najsympatyczniejszy opis dnia wyborów. Lubię kundelki.
Krystyno, ani kruche, ani drożdżowe 🙂
Przepis był angielski, ale jest bardzo prosty
125 g mąki
125 g cukru
125 g masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jaja
2 łyżki rodzynek, 2-3 jabłka, skórka i sok z cytryny.
Wymieszać składniki, dodać skórkę z cytryny rodzynki. Jabłka pokroić na ćwiartki a te jeszcze na 3 części i polać sokiem z cytryny. Foremkę 20 cm wyłożyć spód papierem i wysmarować masłem. Wyłożyć ciasto na to jabłka. Piec 35 minut w 180 stopniach.
Moja cytryna miała wyjątkowo cienką i nieścieralna skórkę, zamiast niej dodałam troszkę zapachu migdałowego. Jabłka obrałam.Ciasto jest wilgotne. Podaję link do przepisu bo widać na nim jak ułożyć jabłka
http://www.food.com/recipe/autumn-apple-sponge-cake-188564
A i moje nie było takie płaskie jak na zdjęciu, ładnie urosło.
Dziękuję za brukselkę, Małgosiu 🙂
Misiu,
słowo daję, że Ci skopię tyłek uroczyście i przy świadkach na następnym Zjeździe. Po najpierwsze primo, uważam, że dwa zdjęcia z Niagary są całkiem w porządku i brzydko jest zazdrościć mojej kuzynce Marlenie, że sobie w ten (i wiele innych) sposób Niagarę s w o i m aparatem uwieczniła. Popełniła z półtora giga zdjęć i uwieczniała, co chciała. Nie robiła FOTOGRAFII, robiła zdjęcia, tak jak ja nie robię fotografii, tylko zwyczajne zdjęcia, bez myśli o wysyłaniu do National Geographic czy na jakieś konkursy fotograficzne. To jest mój pamiętnik z podróży – poniał?!
Ostatnie zdjęcie zrobiłam na prośbę Marleny, chodziło o zanotowanie kolorów drzew przy drodze – jest ono zrobione z jadącego stówą samochodu, przez szybę. Nie zrobiłbyś lepszego, bo nie masz czasu na kadrowanie i wydziwianie, po prostu cykasz, albo moment Ci ucieknie.
Jeżeli jeszcze raz będę Ci musiała wyjaśniać różnicę między fotografią, a fotką z podróży, to nie tylko Ci nakopię, ale pomyślę o torturach. Wyrafinowanych!
Poza tym jeśli serce fotografika tak Ci krwawi, spoglądając na moje fotki – naprawdę możesz nie klikać na podawane przeze mnie sznureczki, nie ma musu!
Ewa znalazła ooogromną purchawę, tak z 25cm średnicy. Czy to się je? Jak?
Przykład zdjęcia, typowej turystycznej fotki.
Strawberry Fields forever!
http://aalicja.dyns.cx/news/DSC01066.JPG
Przerwa w Filharmonii.Pora na herbatę e
Cichal,
je się!!! Pokroić na calowe plastry, obsmażyć na maśle, solić na talerzu!
Pyro
Kocham Alicję i nienawidzę jej aparatu. Nie oczekuję żeby robiła zdjęcia jak zawodowiec, nigdy nie skrytykowałem jej sposobu fotografowania ale za kazdym razem gdy po dłuugim oczekiwaniu otwierają się jej zdjęcia widzę, że aparat ma uszodzoną optykę i zdjęcia wychodzą tragicznie rozmazane. Na ebayu za dwie trzy dychy miejscowej waluty można kupić fajny aparat który będzie robił ostre i dobrze naświetlone zdjęcia. Nie oczekuję niczego więcej.
Cichal – je się jeżeli jest zwarty miąższ, nie wata. Ja ;ubię panierowane i nie takie grube. Dooobre.
Małgosiu,
dziękuję za przepis. Rzeczywiście jest bardzo prosty, więc mimo wielkiego przywiązania do mojej szarlotki zanotowałam także ten przepis. Może się przydać.
Dobrze, że Misio kawaler, bo by go żona usiekła – takie niereformowalne stworzenie.
Cichalu c.d. – można tylko zjeść na świeżo. W lodówce wytrzymuje do 5 dni. Nie można suszyć, mrozić, przetwarzać.
Najprostszy, całkowicie darmowy program do obróbki i edycji zdjęć : FastStone Image Viewer. Każdy może się go nauczyć w parę chwil.
Pierwsze zdjęcie z aparatu za dziesięć halerzy:
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/25Lipca2015#slideshow/6207054078334665906
Misiu,
już chyba Ci wytłumaczyłam, a jak nie dotarło do Ciebie, to już trudno. Aparat ustawiam zawsze na „auto”, bo nie znam się na fotografowaniu. Mam dwa aparaty. Jeden chowa się w dłoni, drugi jest nieco większy. Też ustawiony na auto, bo takie fotki jak ja robię, nie wymagają więcej.
Moje zdjęcia są jakie są, nie zmniejszam ich, w niektórych komputerach otwierają się powoli.
p.s.Zdjęcie Łysego, zrobione przez maleństwo, ustawione na auto – nie wyszło źle.
http://aalicja.dyns.cx/news/Pomara%C5%84cza.jpg
Pijemy białe wino alzackie. Młodsza kupiła w Poznanoi w Lidlu za 24. Pychota
Dziekuję, będę żarł! Ewa odmawia!
Do dzisiaj wspominamy zjazd. Do dzisiaj stoją kwiaty. Do dzisiaj jemy „zielone” od Nowego. A wczoraj wypiłem ostatnią Coronę z Jerzorowej fundy!
Zdjęcia robiła Alicja i Marlena (żadna paskuda jeszcze nie przysłała – olewają dziadka)
Mam parę, ale z wtorku, kiedy byliśmy w Muzeum 11/7
Nie daję eksponatów. Drastyczne i można je wyguglać bez problemu i w jakości nie denerwującej Misia!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/18Pazdziernika2015
Nie wracam do filharmonii – lubię pianistykę i Chopina, ale 4 razy pod rząd koncert e-molowy? Ponad moje potrzeby. Odsapnę i jutro znowu posłucham.
Pokiereszowałem podpisy, ale można się domysleć. Misiek mnie ochrzani…
Misiu,
ja nie obrabiam zdjęć w żadnym programie, nie kombinuję. Wyjdzie to wyjdzie – nie to nie. Aparat nie ma uszkodzonej optyki, ręczę. Ani jeden, ani drugi. Nie wiem, dlaczego u Ciebie wychodzi rozmyte. Tyle już się nasłuchałam o mojej nieudolności robienia zdjęć i podłego aparatu, że mi wystarczy na parę lat.
I nadal zamierzam zamieszczać zdjęcia z podróży czy skądś tam, chyba że blog gremialnie poprosi o „dosyć!”
Przy okazji nadmieniam, że pirwszą fotkę na blogu zamieściłam ja, zanim nastała picasa i takie tam, i parę osób korzystało z mojego serwisu 😉
Cichalu,
zdjęcia będą! Są ich takie kilogramy, że ho-ho!
Misiek aktualnie klęczy na grochu, a Pyry kończą gewurtraminen f-my Alzace
Alicjo, jestem cieszący się! Popros Jerzora, to ustawi Ci ciężar zdjęć na ludzki, czyli dobry do przesyłu i oglądania. Góra 400 pixeli.
Nawet 200 dpi jest w porzo!
W Kb to prawie to samo 200 do 400 Większe otwierają się wolno i przechodzi ochota…
Yurek, dziękuję! Rzetelnyś facet! Muszę poczytać jak pracuje to OneDrive.
Kurierem z Warszawy:
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/25Lipca2015#slideshow/6207070809958336306
Alicja w zakresie zdjęć przypomina mi moja koleżankę, która jeździ po całym świecie i przywoziła do niedawna całą masę zdjęć z najpiekniejszych miejsc na świecie, których z powodów technicznych nie dało sie ogladać. Na delikatne uwagi zawsze odpowiadała: nie bo nie. W końcu zapisała się na kurs fotografii organizowany przez Nikona. Dwa dni temu podrzuciła mi trochę wybranych zdjęć do wydruku. Z Australi, Azji, Afryki, Ameryki Południowej… Trochę nieostrych ze starego Canona ale większość z nowego aparatu Nikon d5100. Zdjęcia takie, że zapierają dech w piersi. Świetne portrety, krajobrazy, architektura, zdjęcia z helikoptera, część zdjęć których nie powstydziłby się zawodowy fotograf z górnej półki . Można? Można…
Mis można, ale po co? Alicja jest uznaną artystką w innej dziedzinie!
Miś! naucz się robićna drutach i wtedy Alicja będzie szydziła z Ciebie! Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiło!
Luuudzie! Ale to dobre! Opanierowałem purchawę i jest rewelacja. Jutro dam zdjęcia!
Misiu – a gdzież Ty takie kuriozum uchwycił?