Jak to kury wytrzymują?

Pustka w części lodówki, w której trzymam jajka, zmusiła nas do przejażdżki na wieś. Wyjście na dwór spłoszyło nas lodowatym zimnem.

Wróciliśmy więc do domu po zimowe kurtki. To z kolei nasunęło mi myśl, że może to pora na wymianę opon na zimowe. Po drodze nad Narew przejeżdżam obok stacji KIA, na którą wymieniłem swojego dotychczasowego nissana. Postanowiłem więc połączyć podróż spożywczą z motoryzacyjną.

Kupno i wymiana opon przebiegła bezawaryjne i błyskawicznie. Letnie pięknie oznakowano i złożono w magazynie, gdzie będą czekać do wiosny.

Gorzej było na wsi. Gdy wjechałem na podwórko sąsiadki, okazało się, że jest ona na badaniach w Pułtusku, o czym zapomniała mnie wczoraj poinformować. Mając w perspektywie godzinne (co najmniej) oczekiwanie, włączyliśmy w chałupie kaloryfery i zaczęliśmy opróżniać lodówki, by produkty nadające się do spożycia wywieźć do Warszawy. W zamrażarce – jak się okazało – mieliśmy tego sporo: perliczkę, dwie kaczki, udziec koźlęcia, łopatkę dzika, kurczaka zagrodowego z Podlasia, niedużego sandacza i parę innych drobiazgów. Wszystko to zostało zawinięte w gazety, by nie rozmroziło się w trakcie podróży i załadowane do maleńkiego przecież picanto.jaja-zza-plotuSąsiadka wróciła, mogłem więc zapakować odpowiednią porcję jaj (kolejna wyprawa planowana jest już po Wszystkich Świętych) i ruszyć w drogę powrotną. Dłonie miałem zdrętwiałe z zimna, a uszy odpadające i bolące, bo wiatr dmuchał, nieźle wzmagając uczucie chłodu.

A kury spokojnie jajka znoszą, mimo że wiatr też im w kupry dmucha.