Czy będzie happy end?
Kilka lat temu pisałem, i to parokrotnie, o stołecznych bazarach. Broniłem targowiska przed decyzjami urzędników, którzy je zamykali. Twierdziłem, że miasto bez bazarów staje się martwe.
Na szczęście nie ja jeden podnosiłem raban, ale wielu dziennikarzy także oraz liczna grupa warszawiaków, którzy nawet zawiązali specjalne stowarzyszenia starające się o ratunek dla bazarowego handlu.
Minęły lata i wprawdzie część bazarów zniknęła, ale część została ucywilizowana i przebudowana. Funkcjonują doskonale. Rozkwitł też ruch bazarów weekendowych, które pojawiają się nawet w ekskluzywnych dzielnicach. Po zakończeniu dnia targowego znikają wszystkie śmieci i mieszkańcy okolicy nie narzekają, a wprost przeciwnie – są zadowoleni z wizyt handlowców i klientów.
Wkrótce otwarty zostanie bazar na Ochocie, o które to miejsce toczył się zażarty bój. Nowoczesna hala targowa już jest gotowa i trwa nabór kupców, którzy obejmą stanowiska handlowe wewnątrz.
Przeczytałem jednak z pewnym niepokojem, że miejsca handlowe (różniące się standardem i wielkością) będą losowane wśród tych, którzy o nie aplikują. Mój niepokój budzi właśnie ta metoda. Boję się, że losowanie rozbudzi silne namiętności i skłóci kupców. A nie chciałbym, by Bazar Ochota, który chyba przyjął nazwę Zieleniak, był – mimo zakończenia budowy – zamknięty.
Komentarze
dzień dobry …
jechałam koło bazaru na Ochocie i te stare budy ciągle stoją … ciekawe czy znikną po otwarciu hali …
Marek dzięki za informację od Pyry …
Pyra już zatem cieszą się swoją nową kuchnią 🙂
W internecie jest oczywiście strona poświęcona polskim targowiskom: http://mojrynek.pl/ Jest tu też wymieniony nasz największy ursynowski bazar”Na Dołku”,gdzie rzeczywiście w soboty i niedziele przewijają się tłumy ludzi.A zakupy owocowo-warzywne o tej porze roku są szczególnie przyjemne.
Misiu-zaintrygowała mnie Twoja kurżetkowa wariacja na temat babki kartoflanej.
Czy możesz rzucić trochę szczegółów?
Czy kurżetka to jakaś szczególna odmiana cukinii, czy po prostu niektórzy tak nazywają cukinię?
bjk to chyba kurczak … czy są grzyby u Ciebie? …
Kuzetki i cukinie to to samo.
Jolinku, kurżetka, to jak courgette.
Są tylko kurki i to w małej ilości i byle jakiej jakości. Troszkę popadało, ale jest za zimno na grzyby, starzy i doświadczeni grzybiarze mówią, że jeśli wrócą ciepłe dni, może grzybnia ruszy. Może 🙂
Niechaj Pyra doklanie opisze nowa kuchnie. Albo zdjecia zamiesci.
A jak już wrócimy z targu z warzywami to można powycinać falbanki temperówką:
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/29991/temperowka-do-warzyw-gizmodo-640.jpeg
Danuśko
Kartoflaka zrobiłem tak jak zwykle: Starte trzy kilo żółtych ziemniaków, cztery jajka, pół litra mleka, pół kilograma mąki, małe opakowanie śmietany. Obrana, pozbawiona pestek i miękkiego miąższszu, starta na dużych oczkach żółta cukinia. Do tego kiełbasa i wędzone podgardle pokrojone w kostkę i podsmażone. Dodać trzy łyżki soli i dużo pieprzu. Wszystko wymieszać i nałożyć do wysmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą blaszki (sztuk trzy).
Oczywiście zapomniałem o cebuli 🙂 Pięć, sześć dużych cebul startych razem z ziemniakami.
Piec godzinę w 220 o C
Danuśka – że sparafrazuję niejakiego Rumiana „Znam przyjemniejsze sposoby”.
Temperówką?! Do marchewki??? Chyba jakiś masochista kulinarny?
Temperówki do warzyw służą do wyczyniania kwiatków z marchwi, czy z ogórka, tak popularnych kilka lat temu w naszych przydrożnych gościńcach „ozdób” talerza 🙂 Nie obeszło się drugie danie bez kwiatków z marchwi plus kawałka pomarańczy i jeszcze był romb z pora dla zieloności, uświadzczałam to nawet na pierogach, często też widniały maziaje na talerzu z gęstego octu balsamicznego niby.
sos dla Marka ….
http://homemadeishappiness.com/?p=215
bjk to jest nadzieja … 🙂
Calkiem fajny gadzecik ta temperowka. Ja lubie pieknie skomponowane dania na talerzu i przychodzac do restauracji tego wlasnie oczekuje – ze kucharz postaral sie nie tylko o smak i jakosc dania, ale takze o jego wyglad na talerzu. Sama oczywiscie tego nie robie w domu, ale mialam przyjaciela, nie zyjacegi juz meza mojej Kumy z Gdyni, wybitnego archotekta (jenego z trzech projektanrow paryskiej Piramidy przed Luwrem), ktore takie wlasnie piekne kompozycje tworzyl. Nazywalam je „japonskimi”, zawsze prezenrowal swe „dziela” na gladkich bialych lub czarnych talerzach i zawsze zanim przystepowalam do jedzenia, musualam sie na nie napatrzec. Dzis lepsze restauracje bardzo dbaja o artystyczna prezentaxje dan.
Nie zawsze tak bylo. Pamietam jak robilam wywiad z laureatem jakiegos konkursu kucharskiego w USA, Polakiem, kucharzem z dobrego hotelu. Uslyszalam wtedy ze zdumeiniem, ze warunki takiego konkursu przewiduja, ze nie mozna dania dekorowac, nawet galazka pietruszki. I musza one byc prezentowane na kwadracie z lustra. Juz wtedy wydalo mi sie to jakies dziwaczne.
Jakie szkarade i malo apetyczne jest to zdjecie sosu z cukiniii. Wyglada jakby kot mial biegunk po zjedzeniu zbyt duzej ilosci trawy. Zaloze sie, ze Nemo nie pokazalaby takiego zdjecia! 😆 😆 😆
Myślę, ze każdy lubi dania pięknie skomponowane. I podane z głową na karku 🙂
Mnie chodzi o wyglad na talerzu. 🙂
Mnie też oczywiście 🙂
Heleno, pisałam o tych kwiatkach z marchwi i kawałka pomarańczy, a właściwie to kfiatkach, bo była swego czasu taka mania w restauracjach, tych zwykłych, przydrożnych, w których jadąc przez kraj coś tam się zjadało na obiad. Identyczny kwiatek towarzyszył pierogom, rybie, kurczakowi, a wchodząc do restauracji już wiedziałam, co zobaczę na talerzu. I było. Niezależnie od smakowitości lub nie podanych dań.
Teraz te dekoracje są już bardziej zindywidualizowane i zminimalizowane, choć czasem w wiejskich gospodach marchwiane kwiecie kwitnie nadal na dewolaju. I zaczyna powoli wzbudzać taki sentyment, jak jajo w majonezie i z sałatką warzywną w oszklonej gablotce.
😆 Ale sie przynajmnij staraja, bless them! 😆
A ja się Wam przyznam, że nie lubię zbyt wycackanego dekoru. Przeważnie oznacza on dyźdanie w produktach spożywczych, które mam potem spożyć razem z florą bakteryjną rączek wytwarzających rzeźbę kwietną z rzodkiewki. Ny, ny.
Wolę proste i rzeczowe ułożenie jedzenia na talerzu – za to chciałabym, żeby wszystko było prosto z gara i patelni, świeżusieńkie, posypane zieleniną.
Talerzyk może być dowolnie dekoracyjny.
Pyra niech pyrą zostanie!
Prawda, Pyro?
Jedyna dekoracje jaka robie a raczej Bernard to robi to rozyczka ze skorki pomidora. Ostatnio podano mi przystawke w resteuracji na tabliczce lupkowej. W Bretanii tymi lupkami pokrywa sie dach. Wogole mi nie szlo to jedzenie. Nigdy juz tam nie pojde.
Nigdy w dziejach ludzkosci i ewolucji nie bylsmy tak higieniczni jak dzis . I okazuje sie, ze ewolucja nie przygotwoala nas na taka higiene. Wrecz przeciwnie – nasze organizmy domagaja sie troche brudu. Za malo brudu powoduje bowiem problemy zdrowotne, bo za malo wpszczamy do organizmu flory bakteryjnej. Jeszcze kilka lat temu uwazano, ze np wyrostek robaczkowy jest dzis organem zupelnie czlowiekowi niepotrzebnym. Tymczasem badania prowadzone w ostatniej dekadzie pokazuja, ze sluzy on do produkcji enzymow, ktore pomagaja zwlaczac szkodliwe dla organizmu bakterie. Jesli tych bakterii do zwalczania jest za malo, nadmierna ilosc „niepotrzebnych” enzymow powoduje stany zapalne tegoz wyrostka i byc moze powazniejsze choroby. Podobnie wyglada z otyloscia. Sa ludzie ktorzy maja w jleliatch dostateczna ilosc jakiegis szczegolego rodzaju bakterii, ktore otylosci zapobiegaja, i tacy,ktorzy maja tych bakterii za malo. Opracowano nawet jakas bardzo obiecujaca terapie polegajaca na sztucznym wprowadzaniu do jelit tych drobnoustrojow pobieranych z… odchodow innych ludzi, tych, ktorzy „naturalnie” nie tyja.
Osobiscie kompletnie sie nie przwjmuje czy jedzenue jest robione rekami. I sama uzywam rak przy gotowaniu. A jestem corka mikrobiolozki/bakteriolozki, ktora od dziecka katowala mnie nakazami nieustajacegi mycia rak i „nie dotykania”. Nie miala racji, jak sie okazuje.
Mnie też Heleno tymi rączkami katowano, bo jestem z wielopokoleniowej rodziny lekarskiej 🙂
Zjazdowicze kochani, szczerze żałuję, że nie mogłem tam być z Wami, nad Bugiem.
Uważałem, że akurat jutro będę musiał przemierzać Warszawę aby dotrzeć na 45-lecie mojej LP na AWF-u w Białej Podlaskiej. W drodze na czterdziestkę zatrzymaliśmy się onegdaj u Danuśki i – wypada nam jeszcze raz przeprosić za spóźnienie – wspominamy ten minizjazd z ciągłą wdzięcznością. Tak jednak się złożyło, że mam inne zobowiązania i nie mogę mojej ukochanej towarzyszyć. W ten sposób będzie musiała te tysiąc km jakoś przebyć. Prowadzi nieźle, a jest zaktualizowana nawigacja. Reszta jest mniej stresowa, bo to etapy. Etapy jakie odrabiają teraz np Alicja i Jerzor. Przyznam szczerze, że jestem zadowolony, że mogę pozostać w domu.
Nasz wypad sierpniowy (z Amerykaninem, krewniakiem, w trzeciej generacji) w serce cesarsko-królewskiej przestrzeni nadal nie jest ostatecznie skomentowany.
Nie pojadę w tym układzie jesze raz gdziekolwiek. Śmieszne przy tym wszystkim naturalnie jest, że właściwie: fajnie było!
A tak: dziś cztery zdrowiutkie rydze wielkości talerzyka pod filiżankxę, oraz kania w sam raz na talerz stołowy.
MalgosiuW, tylko ja Cie rozumiem….
Przy remanencie znaleźliśmy torbę „Skrobi Ziemniaczanej” Ki diabeł? Jak się to ma do mąki ziemniaczanej? Kto wi?
To samo.
Czy do ciasta czekoladowego (przepis Piotra) można dać skrobi?
Na dobranoc trochę francuskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=IT8_cWzIvRc
I trochę po angielsku – dla tych za Atlantykiem:
https://www.youtube.com/watch?v=PFsJNa0SE-g
Idę spać.
https://www.youtube.com/watch?v=M1ZVgQ0lXXI