Jest dobrze, choć nie beznadziejnie

Tak mawiał jeden z moich przyjaciół w sytuacjach mało przyjemnych, ale koniecznych do przetrwania.

I tak właśnie jest dziś w Warszawie. To mój drugi dzień w mieście i okazuje się, że muszę zaadaptować się do miejskiego życia po pięciu miesiącach spędzonych na łonie przyrody.

Rano zamiast krzyku żurawi słyszę ryk karetek pogotowia lub policyjnych wozów (bo mieszkam obok Komendy Głównej Policji), w południe zamiast porykiwania krów domagających się dojenia słyszę przelatujące nad domem helikoptery albo samoloty podążające na Okęcie. Wieczorem zaś ze wszystkich otwartych okien słychać kakofonię dźwięków wydobywających się z telewizorów nastawionych na wszelkie stacje. Radość miejskiego życia.FLPA  memory stick 12.2014Dopiero późną nocą miasto zamiera i następuje cisza. I tylko brak krzyku derkaczy, bo w parkach ich nie ma jak u mnie na łące, oraz tupotu sarnich kopytek albo cięższego łoskotu dzików, gdy stadko biegnie, by dobrać się do dojrzewającej kukurydzy u sąsiada.Dzik - East NewsJeszcze tylko dwa dni i wracam do swojego naturalnego środowiska.

Fot. P. Adamczewski

Fot. P. Adamczewski