Dobra woda życia doda

Podobno przybyła do nas z kosmosu, bez niej życie umiera, z nią natomiast – gdy jest czysta – wszystko rozwija się i rozkwita. Oczywiście mowa o wodzie.

Temu tematowi poświęcony jest niemal w całości nowy, szósty numer „Ust”. Jak zwykle pismo jest pełne wyrafinowanych ilustracji i niezwykle atrakcyjnych tekstów. Tu dodać muszę, że autorzy nie „leją wody”, lecz podają czytelnikom informacje ciekawe i – jak sądzę – większości nieznane.UstaLektura „Ust” w gorący letni dzień sprawia podwójną przyjemność: obcowanie z doskonałym dziennikarstwem i zaspokajanie pragnienia. Są tu bowiem przepisy na wyrafinowane napoje chłodzące oraz drinki.

Otwarciem zachęcającym do dalszej lektury jest felieton Bogusława Deptuły, który jak mało kto potrafi wynaleźć stosowne anegdoty przybliżające nam wielką sztukę w sposób tyleż zabawny, co zaskakujący i atrakcyjny. Tym razem zajął się on obrazem angielskiego malarza z grupy tzw. prerafaelitów – Johna Everetta Millaisa – zatytułowanym „Ofelia”. Pozowanie w wannie pełnej wody spowodowało, że piękna modelka rozchorowała się i przedwcześnie zakończyła życie. (Podobnie jak odgrywana przez nią bohaterka).

Z podobnym zainteresowaniem przeczytałem tekst mojej ulubionej autorki Małgorzaty Kasprzyk-Chevriaux – „Powrót do Edenu” – pełen historycznych anegdot na temat kariery Perriera w USA czy Borjomi w Rosji.

Arcyciekawa jest też rozmowa zatytułowana „Latające ryby i minutnik do jajek”, w której żeglarka o niezwykłej wręcz urodzie – Natasza Caban – opowiada o życiu (własnym) w środowisku wodnym podczas ponad dwuletniego samotnego rejsu jachtem wokół globu ziemskiego.

Osłodę tego wodnego numeru miały stanowić zdjęcia zatytułowane „Tort i dziewczyna”. W tym przypadku jednak – moim zdaniem – dobry smak redakcji zdecydowanie zawiódł. Zamieszczone na 30. stronie zdjęcie rozciętego tortu trzymanego między udami przez piękną modelkę budzi mój protest, a nawet odrazę. Ta fotografia nie ociera się o pornografię, lecz jest nią w całej krasie.

Na szczęście to przykre wrażenie ulega zatarciu podczas oglądania atlasu morskich wodorostów czy lektury historii słynnych uzdrowisk, że nie wspomnę o przewodniku po trójmiejskich lokalach, ujawniającym miejsca tylko dla wtajemniczonych.