Nie gaście tego pożaru
Pożar w burdelu winien jak każdy inny pożar powodować odruch wzywania strażaków i natychmiastowe próby gaszenia. W tym jednak przypadku domagam się całkowitego zakazu zlikwidowania tego źródła ognia.
„Pożar w burdelu” od kilku już sezonów jest artystyczną i towarzyską sensacją przekraczającą nawet granice Warszawy, mimo że króluje tu humor warszawski i widzowie spoza stolicy mogą czasem nie rozumieć kontekstów złośliwości i krytyki. Artyści jednak nie starają się swych żartów upraszczać, ułatwiać ich zrozumienia, a nawet chętnie obrażają publiczność, która im wiele wybacza.
Dlaczego zaś zajmuję Państwa uwagę i czas opowiadaniem o tym, co widziałem i słyszałem na spektaklu „Herosi transformacji”? To proste: na widowni wolno (a nawet dobrze jest widziane) pić wino lub inne płyny. Zupełnie jak w „Zielonym Baloniku” albo i „Pod Egidą”. A to były wzorce kabaretu literacko-politycznego, w odróżnieniu od wszelkiego chłamu lansowanego przez stacje telewizyjne i pseudofestiwale humoru.
Michał Walczak i Maciej Łubieński – dwa filary „Pożaru” – zgromadzili wspaniały zespół niezwykle utalentowanych aktorów, wśród których nie można nikogo wyróżnić, by nie krzywdzić pozostałych równie uzdolnionych artystów.
Aktorzy i autorzy reagują na wszystkie bieżące wydarzenia polityczne i społeczne. Jest więc uwodzicielski Kukiz, rozmemłany Komorowski, zadufana Gronkiewicz-Waltz i królujący na scenie Balcerowicz, wszystkowiedząca Agora no i MY.
Klękam jednak zwłaszcza przed Andrzejem Konopką, który jest współprowadzącym spektakl i na koniec żegnał publikę kazaniem, wcielając się w Duszpasterza Hipsterów.
Mimo że „Pożar w burdelu” drwi establishmentu i warszawskich elit obficie tłoczących się na ciasnej widowni, huragan braw nie słabnie ani na moment. Mam nadzieję, że kolejne spektakle będą nie mniej udane. Nadzieja ta wzmacniana jest bieżącymi wydarzeniami i komentarzami prasowymi na ten temat.
Dopóki prezydent elekt będzie, rzucając się szczupakiem, ratował hostię wypadającą z rąk księdza, co dowodzi, że jest on autentycznym obrońcą-rycerzem wiary, a dziennikarze niepokorni będą klęcząc przed najwyższym urzędnikiem, opisywać to ze wzruszeniem, tak długo Walczak, Łubieński i spółka będą święcić artystyczne triumfy.
Komentarze
O, to mi ulżyło! Już myślałam, że przyjdzie dożyć mi swoich dni na pustyni kabaretowej, albo co gorsza, wśród prymitywnych dowcipasów o pijących kelnerach, niepijących gościach i nowobogackich płci obojga. Gospodarz ma rację – niech płonie jasno i długo ten burdel!
U nas pada i jest chłodno – 8 stopni. Nie jest to żaden deszcz nawalny, tylko uczciwy letni dość gęsty opad, a Młodsza musiała ze sobą zabrać wielkie sterty poprawionych sprawdzianów, wydruki map i inne takie. Do tramwaju kawałek, potem do szkoły cały kawał, papier nie wytrzyma. Więc taksówka. Na pięć korporacji taxi, z których czasem korzystamy w żadnej nikt nie przyjmował zgłoszenia. Nie odbierano telefonów. A narzekają panowie, że taksówek za dużo, że podbierają sobie wzajemnie zarobek.
Pyro,
ulżyć może tylko tym, którzy mieszkają w Warszawie lub specjalnie się tam wybiorą. W telewizji takich rzeczy na pewno nie obejrzymy.
Czytałam jakiś czas temu o tym kabarecie w DF, ale nie jestem pewna, czy u Ciebie pokaże się cały tekst artykułu. U mnie jest w całości. http://wyborcza.pl/duzyformat/1,142472,17174621,Hipsterzy__blagam__tylko_nie_spiewajcie__Pozar_w_Burdelu.html
Deszczu bardzo zazdroszczę, bo u nas na razie nie zanosi się na opady. Ogródek trzeba podlewać, a i tak trawa nie wygląda najlepiej.
Wybaczcie,że zadam pytanie zupełnie od czapy,ale czy ktoś pamięta,jak nazywają się drzewa kwitnące na fioletowo,które spotyka się często w południowej części Europy.
Bywają sadzone na rynkach i ryneczkach tamtejszych miasteczek.
Danuśko,
jacaranda… ❓
albo coś innego 😀
http://homeguides.sfgate.com/types-trees-purple-flowers-45769.html
wzorce kabaretu literacko-politycznego, w odróżnieniu od wszelkiego chłamu lansowanego przez stacje telewizyjne i pseudofestiwale humoru
Wzorce są rozmaite; gusta są rozmaite; jeden (nawet najbardziej wyrafinowany) odbiorca w różnych momentach ma rozmaite (przeciwstawne, niespójne, sprzeczne stylistycznie) zapotrzebowania rozrywkowe.
Od prawie dekady nie mam, niemal nie używam tiwi, ale gdyby pod „chłamem” rozumiał PRed humor nieco bardziej abstrakcyjny, „młody”, angielskawy w swych odlotach non sequitur; ten, który zrodził się w środowisku PAKI i innych przeglądów studenckich a potem wypłynął na szersze wody za pośrednictwem przekaziorów (słyszę, że go aż za dużo w mediach – jeszcze jeden argument za „lepszy niedosyt niż przesyt”) – to ja poproszę uprzejmie o troszkę więcej „Krowy łakomczuchy” i „Bajek dla potłuczonych” kosztem dowolnie wysokojakościowych polityczno-doraźnych dowcipasów, że o Egidzie i derywatach nie wspomnę (owszem, słuchałam Pietrzaka tysiąc razy w stanie wojennym z trzeszczących taśm… ale to już było i nie wróci więcej 🙂 )…
— Coś jak z dietą – nawet wyłącznie krewetkowo-łososiowa jest tylko dietą = zubożeniem normalnego smakowania życia 🙂
Wino i spektakl? Pamiętam picie wina podczas koncertu klasycznego w krużgankach i kościele St Bartholomew the Great (City of London Festival, June 1996). A może to był ten Marlowe zrobiony na baletowo, a typowy koncert klasyczny parę dni później?…
Tak czy owak normalka 😎 Prawie jak w krakowskiej Pe pod Be 😀
Normalką jest wracanie po latach do przewędrowanych szlaków.
Mój ostatni pięciodniowy wyraj był – prócz premierowo „zdobytych” Gór Sowich i innych atrakcji – powrotem wielorakim:
– na ślady sprzed 28 lat w Górach Kamiennych (pierwszy dzień studenckiej wędrówki – Jedlina Zdrój – Mieroszów (docelowo Świeradów))
– do Adrszpasko-Cieplickich Skał, których „atrakcyjniejszą” część zaliczyliśmy 2 lata temu
– do pogodnego zarysu Karkonoszy (przedeptanych przy gorszej pogodzie rok temu)
https://picasaweb.google.com/basia.acappella/GorySowieGoryKamienneSokoOwsko
Dzień pierwszy skończył się w Sokołowsku – mieście młodości Kieślowskiego, pierwszym w świecie uzdrowisku specjalizującym się (jako Goerbersdorf) w leczeniu gruźlicy. To na wysiłkach drów Brehmera i Sokołowskiego wzorowali się twórcy Davos i… jeszcze jeden kuracjusz, niejaki Chałubiński. Obecny stan kurortu jest… niestety przysłowiowo wałbrzyski (=zadziadowana prowincja dolnośląska* podniesiona do kwadratu… 🙁 ). I nie, to nie to, że nic się nie robi – widać pewne wysiłki… Lecz ilu kuracjuszy przyjedzie z własnej nieprzymuszonej woli, by chodzić na spacery wśród ruder, półdziczejących historycznych założeń parkowych i całodziennych piwoszy?
Nieprosty temat nienależnie odziedziczonej substancji, braku szacunku dla spuścizny cudzej i własnej, dla niezapracowanego osobiście a otrzymanego łutem szczęścia dachu nad głową – można potraktować „rozdzierającym bólem serca”, sarkazmem… i cieniutkimi szpileczkami też. Tyle, iż to jest/byłby ten trudniejszy typ humoru**: „z czego się śmiejecie – z siebie samych się śmiejecie”. Poniekąd. O tyle, o ile roszczeniowość, marazm, niedbalstwo o swą bezpośrednią przestrzeń jest pokusą każdego (na pewno wielu Słowian, jeśliby ich tylko wstawić na dłużej w społeczność zachowującą się podobnie.)
I w żaden sposób nie pociesza mnie, iż ci ludzie głosowali prawdopodobnie na przegranego kandydata. Bo nie za pracowitością-zaradnością, odpowiedzialnością pojedynczej osoby głosowali, ale może tylko przeciwko chodzeniu do kościoła?… Bo nawet tego wielu się nie chce, bo nawet to często byłoby wysiłkiem w porównaniu z piciem piwa na skwerku… wielogodzinnymi plotami podczas doglądania dzieci, itp. … 🙁
_____
*mówię z pozycji mieszkanki Małopolski
**gdy na seminarium robiliśmy „Smiech” Bergsona – Profesor zauważył (a ja zapamiętałam „na życie”), iż to właśnie nie podoba mu się w Baloniku i Piwnicy: „problem nas nie dotyczy, to ONI, filistrzy. komuniści, dorobkiewicze, ci z zewnątrz; myśmy cacy” – i jak nietwórcza, niepłodna artystycznie, myślowo, ogólnorozwojowo jest taka postawa… bo najfajniej, najciekawiej jest gdy a cappella, Nemo, Pyra, Pan Red i Reszta 😉 potrafią sprokurować satyrę na swój własny temat (postaw, słabostek, ich korzeni, kierunków rozwoju, osobowościowych rokowań („na za parę lat”, „na starość”) 🙂 )
Jest jeszcze niebieska paulownia
To slowo „burdel” nie jest juz wulgaryzmem, ktorego mozna uzywac tylko w scisle zzytym gronie? Moze kabaret jest bardzo dobry, ale mnie, prawde mowiac, odrzuca juz sama nazwa. Bardzo nie lubie brutalizacji publicznego jezyka.
Heleno, była dyskusja na ten temat
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,nie-zgodzili-sie-na-pozar-w-burdelu-br-omilanowska-przesadna-zapobiegliwosc,157758.html
Coz za dziwaczna argumentacja pani minister kultury! „Skoro aktorzy, autorzy i rezyserzy NIE BALI sie tak nazwac swego teatru, to i urzad patentowowy nie powienien miec zastrzezen”! A to nie chodzi o aktorow i rezyserow, tylko o odbiorcow. I jeszcze, ze „uroda jezyka polskiego” polega na tym ze zna dosadne okreslenia!!! No, owszem, zna. Ja je tez znam, znam takie slowa w roznych jezykah, ze pani minister od kyltury by sie przwewrocila. Ale nie uzywam ich w przestrzenu publicznej, z szacunku dla przwchodniow.
A cappello,Nemo-dziękuję 🙂 Chodziło mi o jacarandę.
Burdel to już dawno nie jest wulgaryzm lecz słowo pospolite. Nie w sensie „popularne”, raczej prostackie, nie eleganckie, ale też nie wulgarne jak słowa na k, ch, p itp.
Obok „domu publicznego” znaczy także „wielki bałagan lub miejsce, w którym jest wielki bałagan”.
Burdel na kółkach – to kolejny stopień takiego bałaganu 😉
Pyra na własny temat dworuje całe życie – taki już ma osobisty rys. Jak znam Piotra, robi podobnie. Bo my jednak właśnie wychowani na Zielonym Baloniku, na Starszych Panach i na Dudku. Widocznie tak nam odpowiada. De gustibus… W tej chwili jednak mi zupełnie nie do śmiechu. U chorej z rodziny Ryby wystąpiły nagłe powikłania i chyba dzisiaj będą ją kroić i to w Świnoujściu (nienajlepszy szpital). Szczecin nie chciał, aby przyjeżdżała – „Powikłania internistyczne, my na onkologii nie mamy interny” Hipokrates zapomniał o słowiańskim bałaganie?
Burdel nie jest tak jednoznaczny jak lupanar, zamtuz, dom schadzek czy „salon masażu” 😉
Burdel to też bajzel, bezład, rozgardiasz, chlew, śmietnik, stajnia Augiasza etc.
Słowo „burdel” ma prawo kogoś razić. Kwestia indywidualnej wrażliwości.
Ale żaden urząd państwowy nie ma prawa cenzurować ekspresji artystycznej. Nie wolno tego było robić w przypadku Golgota Picnic i nie wolno robić w przypadku Pożaru w Burdelu.
Wolałabym, żeby pani minister bardziej wyeksponowała kwestię wolności słowa. Choć być może zrobiła to. W cytowanym nagraniu mamy dostęp tylko do fragmentu jej wypowiedzi.
Przypomina mi sie anegdota. Pare lat temu bedac w Warszawie spokalam przypadkowo moja przyjaciolke z Nowego Jorku jeszcze, Irene Lasote. Postanowilysmy pojsc razem na sniadanie do kawiarni bo pora byla dosc wczesna. Idziemy ulica, rozmawiamy nie pamietm o czym. W pewnym momencie Irena przerywa mi wpol slowa i wskazujac na jakiegos pana w bramie, powiada: – Powinnas to docenic. Powinnas docenic, ze na czas wyjechalas z Polski. Jakbys nie wyjechla, to dzis tez stalabys o dzesiatej rano pijana w bramie i powatrzala k…, ch…, k…., ch….
To a propos spowszechnienia wulgaryzmow.
Razić może każde potoczne słowo, a bywają nawet tacy, co się obrażają, gdy ich nazwać chorałem gregoriańskim albo bramaputrą (dozorczyni) 😉
Pyro,
bardzo współczuję. Ale nie łączyłabym tego raczej ze słowiańszczyzną. Słowianie raczej słyną z szerokiej duszy i szerokiego gestu.
Jest to raczej objaw skrajnego komercjalizacji i deifikacji procedur. My w Polsce mamy generalnie problem z przestrzeganiem procedur, ale w niektórych sytuacjach procedury przekładane są ponad cel, któremu maja służyć.
W swoim czasie zaczytywałam się w tak zwanych kryminałach medycznych. Między innymi takich autorów, jak Robin Cooka, Tess Gerritsen, Michael Palmer. Pomijając fakt, że akcja książek jest wytworem wyobraźni autorów, to jednak osadzona jest w konkretnych realiach. I to jest dopiero horror 👿
Zostańmy już lepiej przy naszej słowiańszczyźnie 😉
Danuśka, uwielbiam jacarandę 😆
Jak biszkopt?
raczej, raczej, raczej 👿
ale mi się poraczyło 👿
A do tego jeszcze regionalizmy.
Słowo „dziad” – nie deprecjonujące wśród Pyr, jest obraźliwe w innych regionach.
Nisia pisała, że zaledwie lekceważący „buc” jest wulgaryzmem w Krakowie.
Takich słów jest wiele, a one też ubarwiają język.
Sorry, Jagodo, ale Ty najwyrazniej nie do konca rozumiesz pojecia wolnosci slowa i ekspresji artystycznej. Nazwa wlasna, a tak jest wlasnie w przypadku nazwy teatru (gazety, serii telewizyjnej, klubu sportowego) nie ma nic wspolnego z „ekspresja artystyczna”. Golgota Picnic nie ogladasz na slupie ogloszeniowym, natomiast afisz teatralny – owszem.Na Golgote wybierasz sie z wlasnej nieprzymuszonej woli. Afisz natomiast wdziera Ci sie w oczy gdy sie nie spodziewasz. POdobnie jest z tytulami prasowymi. W weekendowym wydaniu GW zobaczylam dwa dni temu w naglowku slowo „j…” , ktore mnie razi nawet wykropkowane. Bo uzyte zostalo wylacznie w celu zachecenia do dalszego przeczytania oraz w celu epatowania burzuazji. To nie jest „wolnosc slowa”, to jest chamstwo. Nazwa teatru „Pozar w burdelu” jest tez chamska.
„Pożar w burdelu” to chyba określenie jeszcze wyższego stopnia chaosu niż „burdel na kółkach”. Mi się kojarzy też powiedzenie: „w porównaniu z … (tutaj konkretyzacja) pożar w burdelu to cicha msza”.
Nie pamiętam w jakim amerykańskim filmie użyto (dla zaakcentowania skali zjawiska) zwrotu: „jatka jak u Peckinpaha”. Spodobało mi się i przyswoiłem.
Heleno,
dla niektórych ludzi samo zestawienie słów: Golgota i picnic już jest nie do przyjęcia. Obraża ich uczucia religijne.
Plakaty z zaproszeniem na to przedstawienie a potem na czytanie tekstu, były jak najbardziej widoczne w przestrzeni publicznej.
Jeżeli oczekujemy od ludzi, których razi Golgota Picnic, zgody na fakt, że przestrzeń publiczna należy do wszystkich i że muszą dogadać się sami z sobą: osobista wrażliwość vs poszanowanie wolności innych ludzi, to tego samego należy oczekiwać od osób wrażliwych na to, co w ich indywidualnym odbiorze, jest chamskie.
Trzeciej drogi nie ma. To znaczy jest, ale sprowadza się do stosowania podwójnych standardów. A tego przecież nie chcemy 😉
Azyato,
masz rację z tym stopniowaniem, ale „burdel na kółkach” uznałam za wyższy stopień samego „burdelu” 😉
„Jatka jak u Peckinpaha” zakłada znajomość kinematografii amerykańskiej i twórczości „krwawego Sama”, faktycznie dobry materiał porównawczy.
Wczoraj na arte pokazywali „Maratończyka”, a potem „From dusk to dawn”. Po pierwszej jatce (stacja benzynowa) w tym drugim – zasnęłam 🙁
From Dusk Till Dawn
Nie wiem w jaki sposob Golgota Picnic jest obraza uczuc religijnych. „Uczucia relogijne” sa dla mnie bardzo podejrzana kategoria, bo tak rozmyta. Rozumiem pojecie „herezji” czy „obrazowburstwa”, nie rozumiem obrazy uczuc religijnych. Rozumiem pojecie szacunku do czyichs wierzen religijnych, nie rozmiem zawlaszczania sobie znakow (Golgota, krzyz etc) obecnych w calej zachodniej kulturze wylacznie do celow wyznaniowych. Widzialam raz piknik jakiejs mlodziezy z wycueczki zagranicznej na trawniku w Auschwitz i choc bylo mi w pierwszej chwili przykro, uznalam po namysle, ze trudno, wycieczka byla glodna, wiec wyicagneli kanapki i napoje.
Na przedstawienie Golgoty nikt nikogo nie cieagnal sila. Czytanie „uliczne” odbylo sie gdy sztuka zostala zakazana w teatrze, gdy faktycznie naruszona zostala wolnosc artystyznej ekspresji. To jest cos innego niz nadanie teatrowi NAZWY z uzyciem wulgaryzmu.I od tego jest wlasnie urzad patenowy aby odmowic resjestracji nazwy, jesli jest ona w pojeciu sporej liczby ludzi niestosowna, wulgarna.
Nie wyjechałam z Polski, to znaczy że stoję w bramie i powtarzam brzydkie wyrazy po kilka razy?
Heleno, Twoje akcentowanie wyższości wobec tego okropnego kraju jest urocze.
A do „Pożaru” chyba by mnie jednak nie ciągnęło. Za dużo kurew, chujów, pierdolenia itd.
Okropnie to wygląda napisane, nie? Dla mnie wypowiedziane też brzmi nieprzyjemnie.
Stara zgredzica ze mnie wyłazi od rana. Ale naprawdę mi to przeszkadza w zyciu.
Mam wrażenie, że wyrażenie „pożar w burdelu” funkcjonuje w obiegu publicznym na prawach idiomu.
Czy się mylę? Proszę polonistów o opinię 🙂
Idiomy tez bywaja wulgarne. Moglabym cytwac a cytowac. Nie mowimy o jezykowej poprawnosci, tylko o uzyciu wulgarnego slowa w nazwie wlasnej.
Nie potrzeba wielu zdań,
by zrozumieć czym dla pań
i dla panów tani drań!
To było tak niedawno. Rzeczywiście słowa przytoczone przez Nisię używane były onymi czasy pod budką z piwem, na budowach i krewki kapral też z ich pomocą wychowywał „pobór”. Ale… Portal wp dzisiaj drukuje wywiad ze Stasiukiem (w tematyce nawet transcedencja) i wypowiedź Pisarza m/w w 10% składa się właśnie z takich słów. Syndrom czasu?
Osobę nadużywającą nieprzyzwoitych słów próbowałam kiedyś mitygować słowami:
– Czyżbyś pochodził z Wulgarii?
Nic nie pomogło 🙁
Bordello militare
Skonczylam wlasnie trzy fajne powiesci KImberley Chambers. A poniewaz ich akcja rozgrywa sie w lumpenpeoletariackich kregach East Endu, jezyk bohaterow obfituje w dosc wulgarne ale obrazowe i smieszne wyrazenia idiomatyczne. Do ulubionych przez Autorke nalezy „when shit hits the fan” – gdy g.. uderzy w wiatrak czyli gdy cos niejawnego sie wyda, gdy wybuchnie skandal.
Jest nawet pasujący skrót SHTF.
Jak g… w wentylator.
Pasujace do bloga kulinarnego.
Smacznego.
Pożar w b. to cicha msza w porównaniu z tym, co się dzieje w telewizji (podczas programu).
Takie powiedzenie funkcjonowało w TV od lat sześćdziesiatych. Jego autorem jest prawdopodobnie jeden realizator, którego znałam, ale pewności nie mam, więc nie podaję.
Pożar w burdelu to cicha msza żałobna w porównaniu z tym, co się dzieje! – darł się lekarz, przekrzykując nieludzki wrzask, który nagle usłyszałem w sobie i poza sobą niby ustokrotnione echo. W tej właśnie chwili wyszarpnięto ze mnie Ewę. Nazywałam ja tak jeszcze wtedy, gdy niecierpliwie kopała mnie w moim wnętrzu, jakby było ono boiskiem piłki nożnej. Zawsze wierzyłam, że to, co siedzi we mnie, będzie dziewczyną. Może dlatego, że chciałam chłopca.
Krystyna NEpomucka, Samotność niedoskonała
Powiedzenie musi być znacznie starsze. Nie pamiętam, niestety, gdzie się z nim spotkałam, ale była to literatura dotycząca lat okupacji, wtedy powstała. Czy to już wtedy nbył cytat z obcego źródła – nie wiem.
Kolejne tomy Nepomuckiej z serii „Niedoskonałe” zaczynały się równie niebanalnie:
Cnotę straciłam o piątej rano (Małżeństwo niedoskonałe)
Mordy macie białe jak dupy aniołów (Miłość niedoskonała)
No, a ja nie czytałam Nepomuckiej, prócz „Krzewu tamaryszku”. Nie wiem dlaczego.
Zbierałam dziś zioła – pokrzywę i skrzyp. Rosną w pobliżu, więc nie musiałam ich szukać. Część pokrzyw przeznaczyłam na nawóz – posiekane zalałam wodą w wiadrze. Za 2 tygodnie będzie można używać. Wierzchołki pokrzyw umyłam , obrałam z listków i rozłożyłam na papierze na strychu. Skrzyp wisi w pęczkach. Pokrzywę suszę po raz pierwszy, do tej pory kupowałam ją w sklepie. Bardzo lubię smak herbatki pokrzywowej. Skrzyp niezbyt mi smakuje, ale nie wszystko co zdrowe musi smakować. Chętnie ususzyłabym kwiat lipy i rumianku, ale nie mam w okolicy ani jednego ani drugiego.
Oooo, to SHTF jest znane? Ja chyba dotad nie skyszalam/nie czytalam, bardzo mnie rozbawilo. Stosowanie „slow” w czasie nagran w radiu bylo u nas surowo zakazane. Starsi koledzy wiedzieli zw nawet przy „zamknietym mikrofonie” zawsze sie wedra w eter. Mlodym jako ostrzezenie zawsze opwoiadano wypadek przy pracy, ktory sie zdarzyl dlugo zanim sama przyszlam pracowac. Realizatorowi programu, siedzacemu za szybka, nie spodobal sie jakis nagrany wczesniej na tasme komentarz o papiezu Pawle VI. Bedac przekonanym, ze wciaz leci tasma, wszedl do studia, gdzie siedzial prowadzay i oznajmil: Do d.. jest ten papiez! – majac na mysli tekst komentarza. Oczywosce wszystko poszlo w eter.
Ralizator natychmiast napisal list z rezygnacja, ktora zreszta nie zostala przyjeta i najwyzsze szefostwo widzac szczera skruche, udzielilo mu tylko ostrej nagany z wpisaniem do akt – co oznaczalo pozegnanie sie z podwyzka na dobrych pare lat.
Potem, po latach, mlodsze pokolenia „dziennikarzy” nic juz z tego zakazu nie robily i pare „kurew” poszlo w swiat. Tacy jak Renatk Kim, Marysia Przelomiec, Jacek Stawiski czy Wojtek Lorenz nalezeli do rzadkosci: zadnych slow nieobczajnych, kultura w kazdym calu i na codzien, nie tylko przed mikrofonem.
Jest jeszcze jeden popularny skrót: SSDD (same sh.. different day)
Stosowany przez oszczędnych jako odpowiedź na pytanie: Co słychać?
No to więcej w tym temacie 🙂
http://www.tvn24.pl/wroclaw-ksiazka-o-kupie-w-szkole-dyrekcja-apeluje-do-rodzicow,549760,s.html
U mnie słychać gotującą się marynatę. 6 słoików i słoiczków szparagów naszykowałam, teraz zaleję, a pojutrze zapasteryzuję. Dużo wlazło w te mikro słoiki (jest jeden po miodzie – tym dużym, 800 g) dwa słoiki typowe od warzyw i trzy typu wyższy dżem, oliwki itp. Wlazło w to półtora kg szparagów. W Poznaniu tańsze, jednak swoje kosztują. Zrobiła po raz pierwszy trzymając się przepisu. Dopiero za rok skoryguję wg własnego gustu. Ten większy słoik przetestują Zjazdowicze, te małe spróbujemy w okolicy i Zajączkowie. Może wprowadzimy zbiorowe modyfikacje?
Ciekawe, co będzie, gdy któryś dzieciak przyniesie do szkoły Titeuf. Przewodnik dla seksolatków
Hej, ja nie narzekam na cenę szparagów – kupuję ich dużo (co drugi dzień 1,5 kg) To dlatego sumuje się to w spore sumy. Chyba się jednak w tym roku zapchałam po dziurki. Jutro też szparagi.
Heleno – zdarzało się i naszym dziennikarzom. Ba; marszałkowi Zychowi, a wcześniej Małachowskiemu, potem Walendziakowi kiedy był szefem TV. Z niezwykle bogatego słownictwa znana jest cała plejada aktorów i reżyserów.
Czy choć ktoś zauważył dlaczego Gospodarz podsunął dzisiejszy temat?
LUDZIE!!! Podczas spektaklu można popijać wino i inne napoje.
Wyskokowe Piotrze?
A przy okazji obejrzeć niezły kawałek satyry jak rozumiem.
Muza w zadartej kiecce i zsuniętym na tył głowy kapeluszem – tak określał kabaret mój znajomy. Sztuka polega na tym by kiecką tak manewrować coby nie odsłaniać tego co zasłoniętym winno być, a kapelusz mimo wszystko nosić z fasonem – dodawał.
Upada satyra i kabaret, upada. Dobre teksty i wykonanie to już coś. A tytuł? Gorsze słowa słyszałam w TV z ust niby to inteligentnych ludzi. I jakoś nikt z władz szklanego ekranu nie reaguje.
Kiedy przed laty wielu, jedna taka powiedziała do operatora: „### gdzie ta panorama” i to poszło na wizję, natychmiast wyleciała z posady. Damą to ona nie była. Bo bananówki na wyspach bananowych nie pijała!
https://www.youtube.com/watch?v=eI9c52t_wGA
PS – ta co wyleciała nie była bynajmniej wykonawczynią podanej w linku piosenki. To gwoli wyjaśnienia coby do mylnych wniosków nie dochodzić
No wlasnie, Pyro, Moge jeszcze dorzcic ddo listy chama Ziemkiewicza,
Kiedys takie wpadki sie nie zdarzaly. Bo dziennikarz nie stal pijany w bamie powtarzajac k.. ch.. k…, ch…..
(wyjasnienie spejalnie dla Nisi: ostatnie zdane jest napisane w konwencji zartobliwej… To taki zabieg literacki stosowany czasami przez ludzi piora, a nawet przez zwyklych ludzi i proste dziewczyny jak ja)
Pyro- a może nic nie trzeba będzie modyfikować?
Nemo-bracia Francuzi mają zupełnie przyzwoite R.A.S.(rien a signaler)
Zapewne mniej lub bardziej wulgarne wyrażenia tego rodzaju też mają,ale nie znam 🙂
Tu jeszcze o „Pożarze w burdelu”wraz z fragmentami z występów:
http://natemat.pl/92629,kabaret-jakiego-nie-bylo-od-lat-czyli-pozar-w-burdelu-podbija-stolice-takiego-kabaretu-bylismy-zlaknieni
Nadal nie wiem,czy wybrałabym się na ich spektakl,czy też nie.W sumie hipsterka ze mnie żadna zatem nie jestem ich wymarzoną publicznością.Z drugiej strony warto wiedzieć,co w trawie piszczy…
Jagodo-Twój biszkpot zaplanowany na piątek-sobotę,sprawozdam.
Wygląda na to,że na jakarandowy festiwal najlepiej wybrać się do Australii 🙂
http://www.jacarandafestival.org.au/main.html
Ja mam wspomnienia związane z tym drzewem z Sycylii:
wybraliśmy się do małego sycylijskiego miasteczka oglądać jakiś nadzwyczaj ciekawy kościół.Zaparkowaliśmy samochód na placu,na którym wszędzie dookoła kwitły rzeczone jac/karandy.Wtedy własnie natknęliśmy się na nie pierwszy raz w życiu.
Ten plac pełen liliowego kwiecia wyglądał BAJKOWO i zapadł nam na zawsze w pamięć,
a kościół….Kościół opisywany w przewodniku nie był niczym nadzwyczajnym.
Echidno-spektakle podczas których publiczność może popijać wino 🙂 odbywają się nie tylko na występach tegoż kabaretu.
Nie :adio pomidory” tylko „adio Pyry szparagi (z polędwiczkami)” Łza się w oku kręci…
Jarutko. Przesyłka poooszła. Zaraz po wizycie u Ciebie – smyr do Częstochowy. Teraz jesteśmy w domku myśliwskim (nie polujemy) w ostępach kole Działoszyna. W niedzielę do Krakowa. W lipcu może uda mi sie parobkować u P.Dziedziczki w Żabich Błotach! Daje wikt, opierunek i jako bonus – Kancelaryję! Co by ogiery mnie nie budzili…
Pyro dziękuje za Michnikowskiego! Poczytuję niespiesznie.
Apropos szparagów, to codziennie zbieram po kilka z ogrodu i składam w lodówce, aż się uzbiera kolacja. Poza tym odżywiam się poziomkami, daktylami i lodami „macadamia nut brittle” oraz hiszpańskim chorizo, bo w tym tygodniu nie gotuję obiadów.
Na kolację dziś mielone z wołowiny i sałata z rzodkiewką.
Po upalnym weekendzie ze strasznymi burzami i ulewami nastały chłody i mgła 🙁
Wrażliwi na wulgaryzmy, nie otwierać.
Wulgaryzmy mogą, ale nie muszą być przejawem chamstwa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wulgaryzm
nie są przejawem chamstwa wtedy, kiedy są
używane jako słowa zastępcze, wieloznaczne, jako zmiennik słowa o innym znaczeniu, uwypuklający np. krytykę
lub występują jako
funkcja estetyczna, artystyczna, abstrakcyjny humor, artyzm słowny, np. turpizm, wywoływanie szoku estetycznego (por. katharsis), osobliwe, kontrastowe, oksymoroniczne lub abstrakcyjne, paradoksalne, absurdalne zestawienia (por. np. Witkacy, kabarety, itp.).
Oczywiście nie wszyscy muszą gustować w tego rodzaju formach wyrazu 😉
Wulgaryzmy pełnia też istotne funkcje społeczne.
Podobnie, jak wulgaryzm nie musi być przejawem chamstwa, tak chamstwo może się stroić w słowa neutralne a nawet powszechnie uważanych za wysoce kulturalne 🙁 👿
Cichal – dziękuję. Myślałam, że z tym rumem to był żart, alias ściema. No i łżesz nieco – bo szparagi były rzeczywiście dobre, ale schab i polędwiczki twarde, jak podeszwa.
Pyro! Twarde to ja mam ino sumienie. Polędwiczki były jak trza! Rum ma mniej lat niż my. Ma tylko 23. Jest z Guatemali. Podobno pyry z tego kraju są wyjątkowej pyszności, ale (znam się na tym) kudy im do tych z Poznania ( nr 6/14)
Oj, oj, pochlebca z Waści. I dobrze, wiekowe niewiasty też łase na dusery.
Nb mam nieco krępujący dylemat. Na stronie mojej poczty (wp) w kategorii :”inne” co jakiś czas i wiele dni pod rząd jakaś niewiasta oferuje mi przedłużenie tego, co Pan wisz, a ja rozumiem. Cierpliwie usuwam oferty, ale myślę co to by było, gdybym zgłosiła zapotrzebowanie – co i jak by mi wydłużali (i za ile).
Pyro! Dowcip przedni (dosłownie) Ewie to przeczytałem i nic nie skapowała! Może nie dostaje takich propozycji. Ja mam ich dziesiątki. Na razie nie skorzystałem… Ale kto wie… 🙂
halo, halo halo
skoro czekam w lodowce (na moderacje )to ogromne dzieki za osobiste zainteresowamie moim komentarem
Na portalu „Na temat” świetny wywiad z Daukszewiczem „Satyryk o polityce”
Dla Danuśki (i Wszystkich) – mój ukochany wiersz jednego wielkiego poety, zamordowanego bezlitośnie przez polonistów… przytaczam z powodu jacarandy – dżakarandy (kwiatu dziwnego). Kto wie, czyje to?
Biją zegary, pieją koguty,
chininą szumi malaria.
Śni się, że idę szczęściem otruty,
ty idziesz przy mnie, umarła
?Więc ty umarłaś? Miła, ratunku!
Powiedz, czy jest w twojej mocy
oddać mi jeden z twych pocałunków
z tysiąca i jednej nocy?
Zgubiłem serce, dwa gwiazdozbiory
i dżakarandy kwiat dziwny…?
[Wiem, że to przez sen, że jestem chory
i we śnie jestem naiwny].
Ty wtedy ku mnie twarz swą anielską
zwracasz [nie tak jak umarli]
i nie wiem czemu, lecz po angielsku,
mówisz cichutko: ?My darling…?
Pieją koguty, biją zegary
swe niepotrzebne godziny…
Ach! trzeba było snów i malarii
i trzeba było chininy.
Nisiu
Dawno temu miałem kolegę który handlował obrazami. Oprócz tego miał spory talent aktorski i próbował zatrudnić się w jednym z programów prowadzonych przez Tomasza Lisa. Zadzwonił kiedyś do niego by się umówić na spotkanie. Pan Lis przygotowywał, jeśli pamięć nie myli , Wiadomości w TVP . Odebrał telefon, po krótkiej rozmowie poprosił by kolega zaczekał na dokończenie rozmowy. Chyba zapomniał wcisnąć jakiś guzik i kolega mógł posłuchać jakim językiem posługuje się jeden z najważniejszych polskich dziennikarzy w trakcie realizacji programu. Takiego języka powstydziłłby się nawet menel z bramy wspomnianej przez Irenę Lasotę.
Misiu…
I cóż ja mogę na to?… W telewizji bluzga się okropnie, a ja to nawet czasami rozumiem. Podczas wielkich transmisji na żywca bluzganie – jednakowoż do użytku wyłącznie wewnętrznego – to ogólnie stosowany wentyl bezpieczeństwa psychicznego. Po zejściu z anteny większość bluzgających wraca do ogólnie stosowanego słownictwa. Są tacy, co nie wracają. I co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz.
Nisiu! Bingo!
Nisiu – https://www.youtube.com/watch?v=-qyuhgvNgW4
Czasami odpowiednio umiejscowiony bluzg ratuje sytuację…
Robilismy kiedyś finał WOŚP, na wielką skalę, 20 000 ludzi bawiło się na plaży nadmorskiej. W ostatnim wejściu na antenę ogp chcieliśmy podziękować organizatorom. Zorientowaliśmy się, że zanim na tę antenę wejdziemy, impreza się skończy, więc postanowiliśmy pożegnanie nagrać. Ustawiliśmy miejscowych notabli (którzy uczciwie się naharowali i podziękowanie im się słusznie należało) na tle sceny i tańczących niedobitków. Nasza piękna i elegancka prezenterka poczekała na hasło „poszła” (znaczy kamera weszła w zapis), uśmiechnęła się cudnie i wygłosiła hymn pochwalny. Notable stali przed kamerą z twarzami tak ponurymi, jakby im ktoś zakatrupił ojca, matkę i resztę rodziny. Jednym głosem z realizatorem powiedzieliśmy „stop” i realizator zarządził dubla. Dubel wypadł identycznie. Trochęśmy się zagotowali i zarządziliśmy kolejnego dubla. Czas leciał, niedobitków bawiących się pod sceną było coraz mniej. Trzeci dubel był podobnie beznadziejny, w dodatku zbłądził operator. Znaczy schrzanił obrazek. Realizator bardzo już soczyście przemówił do niego, a potem ja przejęłam mikrofon i wygłosiłam do ucha prezenterki płomienną mowę rozpoczynającą się słowem na K. Poleciłam jej, żeby natychmiast przemówiła tym ch. do rozumu, my tu im robimy pijar, a oni mają wszystko w d. Więc albo się natychmiast sprężą, albo wyp…ać. Prezenterka słuchała mnie uważnie kiwając główką, po czym odwróciła się do notabli i powtórzyła im wszystko co usłyszała ode mnie. Przemówienie zaczęła ekspresyjną inwokacją: K.! Wy, ch..e… I dalej, że tak nie może być i jak się natychmiast nie sprężycie, to wyp…ać.
Notable obudzili się w połowie inwokacji. Na ich twarzach ukazały się promienne usmiechy.
– Osina, przepraszamy cię! Trzeba było tak od razu!
No i czwarty dubel wyszedł, a czas był najwyższy, bo zespół na estradzie już bisował, a zabawa gasła w oczach.
Asiu, dzięki! Ale ja w sumie wolę poezje czytać niż słuchać. Jakoś mi się wydaje zbyt intymna żeby ją wygłaszać… Takie niewinne dziwactwo.
Cichalu – nooooo!
Czasami takie telewizyjne bluzganie wygląda dość zabawnie dla postronnych, kiedy na przykład realizator solennie miesza, powiedzmy, operatora, z błotem, jednocześnie zwracając się do niego „Tomeczku” albo „Pawełku”. Bo tak naprawdę oni się lubią i operator wcale nie ma mu za złe. Moja kochana Osinka też się na mnie nie obraziła. I tłumaczyła potem drugiemu prezenterowi, początkującemu (też to słyszał w uchu), że to przecież wcale nie było przeciwko niej ani zresztą przeciw komukolwiek, tylko W SPRAWIE. No i pomogło.
Asia mnie uprzedziła, bo ja kuchnię klarowałam przed nocą (lodówka, zlewozmywak, sito z owoce). Wiecie, że już muszki się pokazały? Malutkie, a nieznośne. Pana W@ładka kocham miłością wielką.
Teraz pójdę pod kołderkę.
Kiedy się serce rozełka…
Czemu? A bo ja wiem?
Warto zajrzeć do szkiełka
w barze Pod Zdechłym Psem…
Druga w nocy. Nie mogę spać
i żonie spać nie daję.
No! – spać nie mogę na „psiamać”,
a lipiec pachnie majem.
Ścięta przydrożna trawa
i błękit.
Pogoda była łaskawa
z twojej ręki.
Pięknie było? Nieprawdaż?
Rower leżał obok.
I miłość. To była prawda.
I obłok.
Dobranoc 🙂
Chyba więcej nas tu wielbicielek pana B.
Ja na przykład. Też jestem wielbicielką pana B.
Misiu,
a propos Twojego wpisu o Tomaszu L. Otóż kilka lat temu krążyło w sieci nagranie – pan L. w pracy, ale nie na wizji jeszcze. Ucha opadają 🙄
U nas zmiana okoliczności przyrody i zmiana klimatu. Nad Pacyfikiem było zimno (8-10c) i wietrznie bardzo, a ledwie odjechaliśmy nieco w głab ladu, mamy za swoje, +32c 😯
Flora bajeczna! Wszędzie i przez cały czas podróży, a spory kawał drogi zrobiliśmy (dzisiaj popas w Woodburn). Dzikich kwiatów przy drodze pełno, wiele z tych widzieliśmy:
https://www.google.com/search?q=wildflowers+of+oregon&client=ubuntu&hs=A8p&channel=fs&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0CCsQsARqFQoTCJbF7Ybpg8YCFVEGkgodVGgA0Q&biw=853&bih=394
Ponadto kwitnące drzewa i krzewy, paproci różnych itd.
Fauna – natrafiliśmy na stado jeleni, pasły się spokojnie, zrobiono specjalne miejsce widokowe dla przejeżdżających i zakaz wchodzenia jeleniom w paradę. Następna fauna to morskie lwy, które się rozłożyły na wielkiej skale nad oceanem.
Chyba akurat trafiliśmy na kłótnię rodzinną, bo wydzierały się na siebie.
Na wąskiej drodze nagle, jakieś 50 metrów przed nami wyskoczyła z lasu (z pagóra) sarna, prosto pod koła sporego samochodu, który raczej nie miał czasu na reakcję, za nim sznur samochodów, nie wiem, czy sarenka zdążyła uciec przed zderzeniem z samochodem. Wąska droga, pobocza właściwie nie ma, spory ruch…
Idziemy gdzieś coś zjeść.
Witam, skończył się wywiad z panem M. J. w Radio Wrocław rewelacja.
Kto to, pan MJ?
Jak szyfrem Władysław Broniewski jest B, to Jan Miodek jest jako M.J
Yurek,
żadnym szyfrem W.B. nie jest, przytoczono jego wiersze – prawdopodobnie wystarczy wstukać w google kawałek i wszystko wiadomo 🙂
Wielki uśmiech dla Nisi 😀