Z ostatniej chwili…

Często przejeżdżam obok gmachów TVP przy Woronicza. Staram się omijać wzrokiem nowy gmach, zwany przez warszawiaków Wieżą Babel.

Twórca tego monstrum powiedział kiedyś w wywiadzie radiowym, że jego projekt nie podoba się tylko głupcom nierozumiejącym współczesnych trendów architektury i ludziom niemającym dobrego smaku. Najwyraźniej do nich się zaliczam, ale pocieszam się, że nie jestem sam.OLYMPUS DIGITAL CAMERAOstatnio zatrzymałem się przy Woronicza, by udokumentować rozbiórkę (niestety nie Wieży Babel) biurowca TVP, w którym urzędował Maciej Szczepański i jego następcy. Ten kilkunastopiętrowy budynek jest burzony szybko, ale ostrożnie, bowiem przylega do kilku innych gmachów, w których urzędują pracownicy TV publicznej, a także nagrywają w studiach liczne programy.

Taki kikut żywego do niedawna budynku przypomina mi powojenną Warszawę, w której podobne szkielety zajmowały ulice miasta w latach 60, a nawet 70. W takim mieście przeżyłem lata dzieciństwa – do momentu, gdy wyburzanie niektórych zasiedlonych domów grożących zawaleniem spowodowało naszą emigrację do znacznie mniej zburzonego Gdańska. Do miejsca urodzenia wróciłem dopiero po maturze.

Mam sentyment do ruin. Zwłaszcza do takich, które świadczą o ludzkim uporze pozwalającym na ich ożywianie. Pamiętam parterową Marszałkowską, przy której wśród wyburzanych resztek dawnych pięknych kamienic funkcjonowały lodziarnie, cukiernie, a nawet głośne wówczas restauracje. Miasto żyło i w dzień, i w nocy, choć po zmroku spacery pośród gruzów mogły skończyć się spotkaniem z rzutkimi i przedsiębiorczymi „warsiawiakami”, sprzedającymi ryzykantom cegły. A tego towaru w ówczesnej stolicy było pod dostatkiem.

Fragmenty gmachu TVP nie nadają się do sprzedaży. Są to bowiem kawały betonu i stalowe kawałki konstrukcji. Nie ma też w pobliżu placu rozbiórki zakamarków, w których rzutcy sprzedawcy znaleźliby po udanej transakcji schronienie. A i lokali, w których mogliby uczcić handlowy sukces. Chyba że wdarliby się do telewizyjnego bufetu. A tam nie ma w karcie ani sety, ani galarety. Najbliższe miejsce, w którym można złożyć takie zamówienie (zwane także lornetą z galaretą), znajduje się u zbiegu Sobieskiego i Dolnej, czyli w restauracji Lotos.OLYMPUS DIGITAL CAMERATo historyczne miejsce, w którym czas się zatrzymał, a i doskonały smak mojej młodości pozostał. Wpadam tam choć raz do roku, co i innym miłośników historii Warszawy polecam.

Tytuł dzisiejszego felietonu informuje, że już za kilka dni szkieletu przy ulicy Woronicza już nie zobaczycie. Kto z warszawiaków chce nieco odmłodnieć, musi się tam wybrać jeszcze dziś!