Robert smacznie mówi

Co jakiś czas polecam wszystkim niezwykle wysmakowane magazyny kulinarne, które od niedawna funkcjonują na naszym rynku. Dziś przejrzałem i częściowo przeczytałem nowy, trzeci w tym roku numer magazynu „Smak”. Jest jak zwykle świetnie zilustrowany i bogaty tekstowo.

Ale polecam ten numer szczególnie ze względu na obszerny wywiad, który przeprowadził Kamil Antosiewicz z Robertem Sową. Jest to rozmowa bardzo ciekawa, a jedną z jej zalet jest to, że Robert po słynnych wypadkach, które miały miejsce w jego lokalu, zniknął z łamów prasy, z anten radiowych i z ekranu telewizyjnego.

A to przecież nie on był czarnym charakterem i „bohaterem” afery podsłuchowej. Jest on raczej – tak jak i podsłuchiwani oficjele – ofiarą łobuzów czy raczej przestępców. Tym chętniej rzuciłem się na wywiad z mistrzem kuchni. Wątek podsłuchowy zajmuje małą część rozmowy, ale jest bardzo istotny. Zresztą zobaczcie sami.

Mówi Robert Sowa:

O tej restauracji zawsze się mówiło. We wrześniu skończy dwa lata i zaliczana jest do warszawskiej czołówki. Myślę całkiem nieskromnie, że razem z moimi kucharzami i obsługą wypracowaliśmy jakość, która naszym gościom bardzo odpowiada. Świadczy o tym też fakt, że znaleźliśmy się na liście lokali wybieranych przez polityków, VIP-ów i celebrytów. Warto więc inwestować w świetny sprzęt w kuchni, w dobrą jakość produktów, które zawsze są świeże, warto postawić na sezonowość i lokalność. Klienci przychodzą na dania, które pokażecie właśnie w tym numerze, i które zamówili panowie podczas słynnej rozmowy w VIP-roomie: ośmiornicę, boczek, sarnę i mus z chałwy. Poza ośmiornicą są to dania typowo polskie. Jest mi bardzo przykro, że pojawia się nagle jakaś czarna owca, która może zepsuć to, na co w restauracji pracowaliśmy przez dwa lata, a ja na swoją markę dziesiątki lat. Goście nadal nas odwiedzają. Ale niesmak pozostaje. (…)

Jestem od 30 lat w tym biznesie. Tworzyłem wiele instytucji kulinarnych w tym kraju i nie jest mi obca praca na zmywaku czy bycie kelnerem: każdy z tych zawodów szanuję, więc zadra w sercu pozostaje. Cieszę się ze wsparcia ze strony ludzi, którzy znają mnie od lat. Powiem ci szczerze, że nie miałem na to wpływu, przy dzisiejszej technice i poziomie, do którego zeszła polityka. Nagrań dokonano w prawie 10 lokalach – ile więc pozostało restauracji, o których nie mówią media? Sowa trafiła na świecznik, pewnie przez moją osobę: jestem rozpoznawalny i widoczny w mediach od lat. Cóż, psy szczekają, karawana jedzie dalej. Mam tutaj 30 pracowników, o których muszę myśleć, więc nagle nie zakopiemy się pod ziemię.

Tyle wyjaśnień restauratora, który nie poddaje się i walczy o dobrą opinię swojej firmy. Mam nadzieję, że nie tylko smakosze odwiedzający lokal na warszawskim Czerniakowie pomogą mu w tym dziele, ale także dziennikarze, którzy dawniej zabiegali o uzyskanie wypowiedzi słynnego szefa kuchni, a teraz milczą lub czasem ze złośliwą satysfakcją odmieniają nazwę jego lokalu przez wszystkie przypadki, i to w jak najgorszym kontekście.

Lepiej zachować się jak dobry „Smak” dyktuje, czyli przyzwoicie. „Sowa i Przyjaciele” jest bowiem restauracją godną polecenia wszystkim lubiącym dobrą i wytworną kuchnię.

Powodzenia, Robercie!