Wracam nieco skruszony na węgierską pusztę

Pierwszą kuchnią (poza domową, czyli polsko-grecko-ukraińską), którą pokochałem, była kuchnia węgierska. Poznał mnie z jej smakiem redakcyjny kolega, mający na blogu sporo wielbicielek i czytelniczek, Tadeusz Olszański. To on zachęcił mnie też do schwytania za nóż szefa i rączkę głębokiej patelni. Zupa gulaszowa długo była moim popisowym daniem, którym raczyłem wszystkich przyjaciół i nieprzyjaciół. Tym ostatnim dosypywałem do garnka parę dodatkowych czereśniowych papryczek.

Potem przyszła fascynacja kuchniami innych narodów: Chińczyków, Tajów, Hiszpanów, Francuzów, Włochów. Inne smaki – choć jadałem z tysiąca garnków – mniej mnie fascynowały.

I oto po latach znów poczułem zapach wędzonej słoniny spowitej czerwoną otoczką papryki w proszku, halasze, porkoltu i innych madziarskich smakołyków. Wracam więc do początku mojej kucharskiej drogi.

Gdyby nie papryka, kuchnia węgierska najprawdopodobniej wyglądałaby zupełnie inaczej. Jednak sekretem charakterystycznego węgierskiego smaku jest nie tyle wykorzystywanie papryki niemal w każdym daniu, lecz stosowanie jej w odpowiedni sposób, w wyważonych proporcjach, wraz z pomidorami, cebulą oraz czosnkiem – pozostałymi filarami madziarskich potraw.

Węgrzy używają papryki w czterech różnych postaciach: słodkiej i ostrej w proszku, suszonej pikantnej, tzw. czuszki oraz świeżej. Słodką, której potrawy zawdzięczają soczysty czerwony kolor i aromat, dodaje się zawsze na początku gotowania. Żelazna zasada nakazuje zdjąć z ognia patelnię lub garnek ze smażącą się cebulą, odczekać chwilę i dopiero wsypać paprykę. Ostrą, tak jak i suszone czuszki, dorzuca się zwykle w ostatnim momencie, często już na talerzu, by wyostrzyć smak. Z kolei świeże strąki dodaje się, gdy potrawa zaczyna się dusić. Często się je również kisi i marynuje.

Kwintesencją węgierskiego smaku jest leczo – subtelna kompozycja papryki, pomidorów i cebuli, którą można wzbogacać kiełbasą lub parówkami. Klasyczne, bez dodatków, wchodzi często w skład innych dań, na przykład gulaszów – zawiesistych zup z wołowiną, ziemniakami, papryką, pomidorami, cebulą i wieloma innymi składnikami, czy nieco delikatniejszych paprykarzy, przyrządzanych z białego mięsa lub ryby, zabielanych śmietaną. Do rodziny słynnych węgierskich dań jednogarnkowych należy też porkolt, bardziej gęsta i treściwa odmiana gulaszu na bazie różnych mięs czerwonych, oraz zupa rybna halaszle (na fot. niżej), z karpiem w roli głównej, którą zachwalał w pięknym poemacie m.in. chilijski poeta Pablo Neruda.

Fot. P. Adamczewski

Fot. P. Adamczewski

Po sycącym posiłku, któremu towarzyszą znakomite lokalne wina, w żołądku zostaje już tylko miejsce na deser. Wspaniałej uczty dopełnią więc słynne słodkości: płonące naleśniki a la Gundel, z farszem orzechowo-rodzynkowym i sosem czekoladowym, biszkoptowy tort Dobosza czy oryginalny vargabeles – rodzaj strudla z nadzieniem z makaronu i twarogu, z którymi wspaniale komponują się słynne węgierskie tokaje.

Wygląda na to, że urlopowe zrzucenie wagi pójdzie w niwecz. Ale tymczasem nie żałuję, tylko jem i piję.