Pod Tropeą nie jest źle
Wylądowaliśmy w Lamezia Terme, czyli 70 km od maleńkiego kurortu San Nicolo di Ricadi, gdzie jest nasz hotel o wdzięcznej nazwie Sole Mare. Tu spędzimy osiem dni z dala od wszelkich zajęć. Będziemy tylko korzystać ze słońca, morza i krótkich wycieczek.
Odwiedzimy oczywiście Tropeę (to tylko 7 km i można nawet dojść piechotą), którą pokazywałem na zdjęciu, zapowiadając wyjazd do Kalabrii.
Druga wyprawa będzie nieco dalej: do Pizzo, które – jak zapowiadają w przewodniku – jest miasteczkiem ze starówką pełną uroku. Najbardziej znany zabytek to zamek z XV wieku, gdzie był więziony i rozstrzelany francuski generał napoleoński, syn oberżysty z Gaskonii, kolekcjoner niewieścich serc – Joachim Murat.
Niedaleko od starego miasta znajduje się ciekawy kościół Piedigrotta, zbudowany na skale, ozdobiony wieloma rzeźbami. Lokalnym wyrobem, z którego słynie miasteczko, jest „tartufo di Pizzo” – pyszne czekoladowe lody.
Obszerniejsze sprawozdanie (tj. rozstrzygnięcie, na ile rzeczywistość zgadza się z obrazkami na reklamach) będzie rzecz jasna po powrocie.
Komentarze
Dzień dobry. Świat jest piękny, Murat ogromnie romantyczny, a dobre lody zawsze polepszają nastrój. Będziemy z niecierpliwością czekali za reportaże z podróży.
Nowy – jeżeli dobry Pan Bóg (imię nieważne) namalował takie kicze osobiście, to zachwyt nad tą urodą jest rodzajem modlitwy. Proszę o jak najczęstsze okruchy tej urody.
A tu „Jesień idzie, nie ma na to rady”.
dzień dobry ….
się melduje po odwiedzinach u Żaby … miło było się przytulić i uściskać naszą koleżankę oraz posłuchać opowieści ciekawych .. śmiechu i dobrej energii było co niemiara … faktycznie Żaba biedna bo cierpi przez ten ból nogi bardzo … płytka w nodze się obluzowała i każdy krok to ból … najgorsze, że jeszcze miesiąc czekania na wizytę w szpitalu …
Piotrze to czekamy na sprawozdanie po i miłego wakacjowania … 🙂
chciałam jeszcze napisać, że w domu Żaby zaszły duże zmiany bo urządziła trochę na nowo niektóre pomieszczenia … a pięknie namalowany i oprawiony przez kuzynkę Magdę obrazek z przedwojennego rynku Dobroczyna (dziewczyny poprawcie nazwę miasta jakby co) znalazł miejsce na ścianie od prawdziwego kominka, w którym się naprawdę pali ogień w zimowe dni …
Ta mieścina, Jolinku, to Dobromil – polsko – austriacko – żydowskie miasteczko o kilka kilometrów od dzisiejszej granicy; ach, ta c.k. Galicja..!
Jolinku – zdaje się, że to był Dobromil.
Dzień dobry !
Ja też zakończyłam wczoraj mój pobyt w Poznaniu i okolicach, bo byłam także w Gnieźnie i Swarzędzu, a czasu nie było zbyt wiele, więc zajęta byłam od rana do wieczora. Doznałam wielkiej gościnności, serdeczności i starania, abym jak najwięcej zobaczyła. Gościłam u Pyry i Pyry Młodszej, a zajmowała się mną także nieoceniona Inka. Zawiozła mnie do Gniezna, gdzie Haneczka / zajęta pracą/ przydzieliła nam świetną przewodniczkę, dzięki której poznałyśmy i samo miasto, i najważniejszy zabytek – katedrę, a także miałam sposobność poznania przykładu nowoczesnego muzealnictwa jakim jest Muzeum Początków Państwa Polskiego.
Z Poznaniem zapoznałam się pobieżnie, bo przyswajalność nowych informacji i wrażeń jest ograniczona. Ale widziałam oczywiście rynek, katedrę, farę, Stare Miasto, zupełnie nowy obiekt ” Brama Poznania”, jezioro Malta/ które obeszłyśmy z Młodszą dookoła /. Nowy zamek widziałam tylko z daleka. To i tak sporo, bo nieoczekiwanie nadarzyła się okazja wzięcia udziału w rajdzie kajakowym, z której skorzystałam, a i zajęciom towarzyskim trzeba było poświęcić trochę czasu. Poświęcić to nieodpowiednie słowo, bo towarzystwo miałam doskonałe.
Szare kluski przygotowane przez Pyrę były naprawdę doskonałe . Wcale nie dziwię się, że tak wielu wzdycha za nimi. Podane były ze skwareczkami i zasmażaną kapustą kiszoną. Do tego czerwony barszczyk. W czasie zwiedzania miasta Pyra Młodsza uznała, że nie mogę wyjechać, nie spróbowawszy rogala świętomarcińskiego. Ona sama zjada je tylko na Św. Marcina, ale można je kupić przez cały rok. Bardzo mi smakował, ale przez to nie spróbowałam już grzybów uduszonych przez Pyrę.
Na moje życzenie poszliśmy też do słynnego Starego Browaru, nie żebym przepadała za galeriami handlowymi- bo taka jest główna funkcja tego obiektu – ale jest to obiekt bardzo ciekawy architektonicznie.
Czas szybko biegnie i trzy dni minęły błyskawicznie. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Pyrze, Pyrze Młodszej, Ince i jej mężowi oraz Haneczce – za wszystko.
Kuzynka Magda namalowała dla Żaby ten rynek:
http://rusini.blox.pl/resource/0_Droh01.jpg
Kocie-na wszystkich zjazdach do prac kuchennych i wszelakich innych pomocniczych
włącza się wielu Zjazdowiczów.Podczas ostatniego spotkania staraliśmy się bardzo,by Żaba głównie odpoczywała i absolutnie nie nie biegała po kuchni,chociaż przed naszym przyjazdem zdołała jednak upiec ciasto oraz mięsa.
Żabo-dziękujemy Ci raz jeszcze !
Gospodarzostwu-UDANYCH WAKACJI !
Krysiade-cieszę się bardzo,że w Waszym bialowieszczańskim domu żyje się coraz wygodniej.
A, to rynek w Drohobyczu! To „nie bardzo podłe miasto”, do którego dzisiaj jedzie się 4 godziny/60 km, bo droga jest podła. Ja Żabę podejrzewam, że ona osiadła na wsi po to, żeby gości przyjmować. Eska to samo – obiad na 20 osób? A co to wielkiego? Żaba już tydzień wcześniej kombinowała, jak przyjąć „trzon zjazdowy” bez zjazdu. Rozmawiam z Eską, pytam czy wpadła na mini – zjazd? Okazuje się, że przyjmowała swoich gości, jakąś dziesiątkę… Chylę czoła.
to z obrazkiem wyjaśnione ….
bardzo żałowałam, że Eski nie uściskałam … 🙁 … ale za to Ryba z Osobistym wpadła na chwilkę dosłownie bo przejazdem i mogłyśmy przytulanki wykonać … 🙂 …
Krystyno bardzo intensywny wyjazd do Pyrlandii … 🙂
Nowy cieszę się, że mogęznowuCięczytać i oglądać Twoje zdjęcia …. 🙂
Irek pomysł na grzyby zaskakujący …. a my z Małgosią czekając na nurkującego R. poszłyśmy w krzaki na chwilkę i uzbierałyśmy trochę grzybów, który wylądowały u Żaby w zamrażarce ..
Alicjo fryzura z musu bo końcówki musiałam podciąć …
Żaba lubi gości bo oprócz nas sama jeszcze doprosiła na obiado-kolację nowych właścicieli Toporzyka … bardzo ciekawi ludzi a ich hitoria to jak z programu angielskiego „Ucieczka na wieś” … atmosfera była super .. najlepsze były rozmowy z gestykulacją Alana z mężem Małgosi .. śmiechom i radosnym toastom prawie nie było końca .. :D… fantastyczne spotkanie ludzi, którzy się lubią … 🙂
Myślę,że Jolinek bardzo trafnie podsumowała te nasze spotkania:w Poznaniu,w Żabich Błotach,Warszawie czy też po drugiej stronie oceanu-to są spotkania ludzi,którzy się polubili i którzy w związku z tym chętnie się ze sobą widują.A że przy okazji lubią też gotować i doceniają smak dobrego wina to?.jest potem co wspominać i przenosić do własnej
kuchni 🙂
No i na tym,Jolinku, nasza zabawa w blog polega : na spotykaniu się w sieci i w realu z ludźmi, którzy się lubią.
Jedzenie też oczywiście i obyczaje nasze i historyjki i ploteczki z całego świata.
U mnie już drugi dzień w deszczu, a tu mus pójść na pocztę i do apteki. Okazuje się, że puchatka Żaby, to dosyć trwałe ciasto. Upiekłam na przyjazd Krystyny, w czwartek. Urosła jak na wiejskie wesele – na 8 cm (na blaszce). Nie schowałam do lodówki, nie zawijam w papier ani ścierkę i nadal jest puszysta i wcale nie wyschnięta. Jem ją w końcu piąty dzień.
puchatka Żaby nie była trwała …. zjedliśmy ją w jedno popołudnie …. 😀
Pyro-nowi właściciele gospodarstwa w Toporzyku,z tego co nam opowiadali,też po trosze osiedli na wsi,by przyjmować licznych gości 🙂
On z pochodzenia Poznaniak,ale większość życia spędził w Warszawie zajmując się fotografią,scenografią i współpracą z teatrami.Zna dobrze Genia Miętkiewicza i robi sery zagrodowe.Ona Bydgoszczanka,specjalistka od dogoterapii,kocha wszelkie zwierzęta,
a głównie konie,a przy okazji z pasją wypieka swoje chleby (w planach budowa pieca chlebowego).Jest coś w tych pięknych,około połczyńskich krajobrazach,że przyciągają fajnych i ciekawych ludzi.
Jolinku – do puchatki u Żaby byli liczni stołownicy – u mnie muszę jeść sama (Krysia nie miała kiedy, a Młodsza na szlaban na słodycze).
Danuśka – ale i gości przyciąga ta okolica specyficznych i raczej nie są to miłośnicy nocnych klubów i hoteli z liczną obsługą; albo inaczej: hotele i kluby nie są mieszane ze szwendaniem się z psami po okolicznościach przyrody. Bardzo urodziwy ten konik na Żabinym podwórku.
Osobisty Wędkarz zachwyca się w Polsce przede wszystkim trzema rejonami:Pomorzem Zachodnim,Bieszczadami oraz rubieżami południowo-zachodnimi.
Nowy-proszę o jak najwięcej Twojego foto-kiczu 🙂
Kochani, głodnego nakarmić, spragnionego napoić, chorego odwiedzić… Wszystko się udało, a nawet bardziej :))))))))))
Dziękuję!
„nasza zabawa w blog polega : na spotykaniu się w sieci i w realu z ludźmi, którzy się lubią” i… ożywianiu kwaśnych ciotek na kanapie, które odzywają się tylko wtedy, gdy jest okazja skarcić po imieniu osoby nielubiane za cokolwiek 😉
Zawszeć i to jest pozytywne – poprawa krążenia w zastałych żyłach i zapobieganie kamicy żółciowej 😎
U mnie kolejny deszczowy dzień, przerabiam figi na konfitury (z sokiem z pomarańczy i sherry), gruszki na kompoty i tartę Tatin, kiszę ogórki, morduję ślimaki, zbieram dojrzałe śliwki czyli jak zwykle pod jesień – mnóstwo roboty.
nemo a co Ty „kwaśna ciotka na kanapie” … ciesz się z nami … buziaki … 🙂
Nemo – bo to taki pieprz do zupy – Ciebie nie lubi ta i ów i mnie nie lubi ten i owa. No i co? I nic. Mnóstwo osób lubię z dobrodziejstwem inwentarza – święci , to w niebie (ponoć). Tej konfitury z fig Ci zawiszczę, chociaż ja nie słodka. Zaraz będę rozgotowywała mirabelki na mus; przynajmniej nie trzeba drylować tylko przetrzeć przez sito. Przyda się wnuczce do naleśników, które oni bardzo lubią, a ja nie za często, nie za dużo i nie na słodko.
Jolinku,
tej repliki się spodziewałam, ale akurat nie od Ciebie 😉
Pyro,
konfitury z fig robię, bo mi akurat dojrzało całe mnóstwo, a jestem jedyną osobą, która je je na surowo. Na konfitury jest więcej amatorów.
O rety Żabo, kawałek puchatki został w blaszce , która stała wciśnięta na sokach z mirabelek w spiżarni, zupełnie o niej zapomniałam w niedzielę rano. Bardzo przepraszam 🙁
nemo czasami jak człowiek ma dobry humor a ktoś mu chce to popsuć to tak samo się napisze … też na tej kanapie czasem przysiądne …
Czy nektarynki nadają się do przetworów tak jak brzoskwinie ? W sklepie są bardzo ładne i w dobrej cenie. Macie jakieś doświadczenia z tymi owocami ?
Moje mirabelki, które mi podarowano, przez kilka dni mojej nieobecności dojrzały i już koniecznie powinnam się nimi zająć.
Danuśka udokumentowała ciekawie spotkanie w Żabich Błotach . Rzeczywiście widać kolejne zmiany w domu . Dobrze też, że Toporzyk zyskał dynamicznych właścicieli, a Żaba nowych znajomych.
Była tu mowa o ogórkach kiszonych w plastikowych butelkach. Tak właśnie kisiła ogórki Żaba i uważam, że były bardzo dobre.
Krysiude,
miło czytać, że dotarły wreszcie do Was te cywilizacyjne udogodnienia i że żyje się Wam coraz wygodniej.
Nektarynki nadają się tak samo jak brzoskwinie, ale przed dalszą obróbką powinny być obierane. Wystarczy zanurzyć je na krótko we wrzątku i ściągnąć skórkę.
Dobrze się łączą z malinami, brzoskwiniami, mango, wiśniami, melonem lub bananami.
Nemo,
dziękuję za informację. Liczyłam na Ciebie. 🙂
Ja używam ich tak samo jak brzoskwiń, w sumie różnią się chyba tylko skórką 🙂
Nektarynki są mutacją brzoskwiń o mniejszych i słodszych owocach. Są też łatwiejsze w transporcie i przechowywaniu. Dawniej przypuszczano, że są krzyżówką brzoskwini ze śliwką.
Istnieje też krzyżówka brzoskwini i nektarynki
Bardzo dobre jest połączenie jeżyn z nektarynkami. Robię co roku takie konfitury.
Gospodarzowi (jeżeli jest tam teraz) współczuję pogody
Całe południe poza Sardynią objął chłodny front burzowy 🙁
Dziękuję wszystkim, tym, którzy cieszą się moim ucywilizowaniem.
Hello,
My name is Tahoma, here are some pictures of my food.
Thank you Ted for your interest in my work.
If anyone has any questions about what they see, please feel free to contact me.
I may not be monitoring this site so you may contact me directly if you wish toechi79@gmail.com
http://www.pinterest.com/toechi/home-cooked/
Tahoma welcome at our table. Where you bought these sharpeners?
Dzien dobry,
Bez zgody Gospodarza pozwolilem sobie na maly eksperyment blogowy wprowadzajac na chwile kogos obcego uzyczajac mi swojego nicku. Mam nadzieje, ze Gospodarz nie czuje sie tym urazony.
Sądzę, że Piotr ma podobne zdanie. Znajomi naszych znajomych są naszymi i znajomymi! 🙂
Zostałam na lodzie z tzw gołą siądźką. Otóż Haneczka pracowicie naskubała mi owoców dzikiej róży, onaż okazją dotarła do mnie i nawet Krystyna pomogła ją odszypułkować, a ja czekałam na obiecany alkohol. Ponieważ lodówkę mam zapchaną po dach dietami Młodszej, władowałam owoce w duży, 4l słój i przesypałam cukrem. Na puszczenie soku w ilości izolującej od powietrza nie ma co liczyć, na mój spirytus też w tej chwili, cóż ma zrobić domowa wytwórnia w sytuacji kryzysowej? Poszłam i kupiłam litr dobrej wódki czystej ale to stanowczo za mało na zalanie owoców. Poświęcę witaminy i jutro rozgotuję różę i przetrę przez sito i ten przecier wymieszam z wódką, szczelnie zakręcę słój i niech stoi czekając na spirytus. Potem uzupełnię wodą, spirytusem, miodem i przyprawami.
Może nie będzie taka wyśmienita ta nalewka, jak zwykle, ale przynajmniej smaczna.
Gotowanie w Kalabrii: https://www.youtube.com/watch?v=UbSRf2sNq_A
Dania, które przygotowuje Tahoma są kolorowe i wyglądają smakowicie. Na kolację poproszę: http://media-cache-ec0.pinimg.com/originals/60/97/31/6097318add15eeac7c1419b2d24ba0f6.jpg
🙂
Wczorajszy wieczór koreański okazał się być tylko podwieczorkiem. Ośmiopannowa reprezentacja dużego, profesjonalnego zespołu z Korean Performing Arts Center pokazała krótki, spiewano-tańczony i grany program. Dla nas, wychowanych na Mazowszu i Śląsku, było to nudnawe.
Muzyka i śpiew w nietemperowanej skali na jękliwych instrumentach i z takimiż głosami , za egzotyczne.
Stroje piękne i barwne nieco dodawały uroku. Ewa była zachwycona. Ja mniej. Zdjęć nie daję, bo nasz kieszonkowy aparacik nie odda rzeczywistości a jak Krzych będzie chciał, to pokaże nam o wiele lepsze!
W rzeczy samej Tahoma mógłby się sam wpisać 🙂
Zawsze wszystko można przetłumaczyć.
U nas saunowaty dzień i Labour Day, czyli Święto Pracy, długi weekend. Wyznacza on też koniec lata, dzieci i studenci do szkół.
Dzisiaj żurek na białej kiełbasie, z ziemniakami. Ozdrowieniec stracił smak, węch i apetyt – nic mu nie smakuje, chociaż próbuje różnie doprawiać.
Może niech przeczeka?
Podkręcony jedzonkiem Tahomy ukręciłem pasztet z kurzych wątpi. Zastanawiałem się czym by go urozmaicić. Oliwki, kapary, żurawina, to już wszystko było. Znalazłem puszeczkę wędzonych ostryżek (tak piszę, bo żadna nie większa od paznokcia) i sruuu, do środka. Zobaczymy co z tego wyjdzie…
Alicjo – nie na darmo ozdrowieńców karmiono rosołami, owocami, małymi porcjami dobrego twarogu i białymi rybami. Wszystko mało i często (jedzenie i trawienie to spory wysiłek dla osłabionego organizmu)
Toteż mówię, Pyro – na zupy się przerzucił, zwłaszcza na rosole. Uwzględniam wszelkie „zachciewajki”, a organizm sam podpowiada, co by wszamał 😉
cichal the sharpener in the picture, came from http://www.bowerykitchens.com
and the other one I have, along with other accessories, I got at http://korin.com/site/home.html
I can not recommend Korin highly enough for beautiful knifes, accessories and very knowledgeable and helpful sales people. They also offer sharpening service and have an informative video for sale that explains in great detail how to properly sharpen a Japanese knife in the proper way. I have never seen the video I have just been faking it.
Asia, Hi I only speak english sorry. Ted tells me you like the breakfast pizza. It’s not only for breakfast of course. It is built on pita bread which makes it easy to make, add whatever you like. Mine was Baby Bok Choi, Onion, Mushroom, Parmesan, and an egg. Once you put the vegetables down, they will hold the egg in place, then just put the whole thing in the oven, good to go!
Nowy – czy możesz ludzkim języku?
Krysiade – to nie nowy, to ten genialny kucharz z maszyny Nowego.
Tahoma – thank you for the recipe. This pizza I wanted to eat for dinner, but I can eat it for breakfast. Why not? 🙂
Mam nadzieję, że napisałam prawidłowo 😉
Asia I should clarify, I sautéed the mushroom, onion and greens to make sure they had a nice flavor and consistency first, and please eat this for dinner or a midnight snack or linner which comes between lunch and dinner, or even a second breakfast as the Hobbits enjoy.
Asia,
My siedzimy w barze pojsc pozegnalne winko bo Tahoma wyjezdza jutro albo pojutrze na zachod do Washington State.
To wolny ptak pracujacy czasami a czesto czerpiacy z zycia pelnymi garsciami. Jedna z najsympatyczniejszych postaci jaka spotkalem w swojej dlugiej zyciowej wedrowce.
Dzieki wszystkim za odzew. Jemu jets bardzo milo.
Cichalu pisałam chyba już, ale masz link z urozmaiceniem
http://kukbuk.com.pl/przepis/1663,grzanki-z-p-t-watrobkowym-z-musem-mango
Przepisy Tahomy też mi się podobają, przepisy warzywne są tak zachęcające ( nie tylko oczywiście, ale ja nie bardzo umiem robić warzywa)
Pozdrawiamy wolnego ptaka! Wysokich lotów.
Nowy – to przyjemny wieczór macie dzisiaj 🙂 Pozdrowienia
Dzieki Pyro, przekazane.
To Tahoma będzie mógł ugotować coś dla Orki (Orca) 🙂 Może przypadkiem się spotkają, na przykład na Pike Place Market w Seattle, który Orca pokazywała nam na zdjęciach. 😀
Tahome! Dziękuję (ucz się chłopie [polskiego! Prawda Krysiade?) 🙂
Tadziu+Tahome. Cheers!
Duże M. Dziękuję. Czy pozwolisz, żebym brandy odparował nie do końca?
Cichalu, nie powinieneś nawet 🙂 ja bym chyba z miodu zrezygnowała ale jak ktos lubi słodkie mięsa to czekam na opinie 🙂
A i zapomniałam całkiem, ja robiłam też z chilli ostatnio i koperkiem. Było ostre i smaczne.
No i doczekałem się. Ewa ma do mnie pretensję, że znowu piszę o pasztecie. „Jeszcze sobie Pyra”- mówi – „pomyśli, że nic innego nie jemy. A wczorajsza ogórkowa? Aż ci się uszy trzęsły. A paszteciki z wołową nadziwką? Oderwać cię nie było można! itd itp” – powiada.
Hmmm, szczególnie itd i itp lubię, lekko podsmażone…
Krotka informacji o wulkanie Mount Tahoma. Mount Tahoma to najwyzszy szczyt w WA, troche ponad 4000 m. Jest to rowniez aktywny wulkan. Tahoma to oryginalna nazwa nadana dawno temu przez Native Americans. Brytyjscy podroznicy nazwali ten wulkan Mt. Rainier. Chyba od nazwiska brytyjskiego sponsora wyprawy. Takie byly wtedy zwyczaje. Bardzo czesto brytyjscy podroznicy zmieniali nazwy gor i roznych miejsc na nazwiska sponsorow wyprawy. Na przyklad wulkan St. Helens.
Tahoma oznacza „the mother of waters” (matka wody). Jest to tylko jedna z kilku interpretacji oryginalnej nazwy.
Niedaleko wulkanu Mount Tahoma (Mt. Rainier) jest polozone miasto o nazwie … Tacoma. Kto gra na gitarze ten na pewno slyszal o Tacoma guitar, kto lubi dobre cukierki na pewno zna Almond Roca.
Czesto pokazywalam tutaj zdjecia z naszych wypraw na szlaki Mount Rainier (Mount Tahoma).
Tu jest kilka zdjec.
https://picasaweb.google.com/110753834661547908902/MountRainierMountTahoma02?authkey=Gv1sRgCLXH9dTQgYfPsAE#
Przy odpowiednich warunkach nad czubkiem wulkanu tworza sie chmury o nazwie lenticular clouds. Te chmury sa widoczne na zdjeciach 14, 15, 17, 18.
Panu Tahoma zycze sukcesow w jego niezwykle konkurencyjnej profesji.
Tu jest seria zdjec z „lenticular clouds” nad Mount Rainier (Mount Tahoma).
http://www.komonews.com/weather/blogs/scott/35631614.html
Orca, dziekuję, piekne 🙂
Nad naszymi Tatrami też powstają podobne chmury nazywane soczewkami. Tworzy je front stojący i zwiastuje halny.
Chcialam wyslac Asi, Duzej M i wszystkim paniom na blogu zdjecia kwiatow rosnacych na zboczach Mount Rainier (Tahoma). Nie wiem dlaczego nie moge wyslac tych zdjec. Dziekuje za zainteresowanie tematem.
Orco-oczywiście,że szkoda iż nie mogłaś zamieścić kwiatów,ale zdjęcia z Mount Tahoma
wspaniałe,dzięki 🙂
dzień dobry …
mam nadzieję, że pogoda nie zepsuje wakacji Piotra i Basi …
Nowy masz szczęście do ciekawych ludzi … 🙂
o wakacje i nie ma nowego wpisu …
Jolinku-a może nie będzie,bo „Zamknięte z powodu urlopu”?
http://diabel-w-buraczkach.blogspot.com/2014/07/zamkniete-z-powodu-urlopu-personelu.html
Orco – dziękuję 🙂
Danuśka ale wywieszki brak ….
dla lubiących ….
http://www.independent.co.uk/extras/indybest/food-drink/best-proseccos-champagne-alternatives-9699851.html
Orca – piękne dzięki.
Cichal – uspokój Ewę; mam pełne zaufanie do zmysłu smaku pp C. Ponadto uważam, że każda rodzina je to, co im smakuje, co jest dostępne i co lubią mieć na talerzu, a Pyrze nic do tego. Jeżeli wypadnie nam wspólny posiłek, to potrafimy dobrać potrawy nie targając się za kudły. O!
Wlazłam w rajstopy i sweter i wcale nie jest mi za ciepło. Mokro, chłodno, wietrznie. Młodsza w kurtce i z parasolką, pies czeka na ustanie deszczu. Ponoć od jutra już będzie ciepło i pogodnie, oby.
Jolinku-wiadomo,że lubimy,a najbardziej te szlachetne,które przy okazji każdego zjazdu przywozi Małgosia 🙂
Cichal-napisz przy okazji,jak smakował ten pasztet z dodatkiem wędzonych ostryżek.
Cichalu, dziękuję za zaufanie 🙂
Fakt, że azjatyckie skale i instrumenty brzmią dla europejskiego ucha cokolwiek płaczliwie.
Mają taki instrument, gayageum, coś w rodzaju cytry, z jedwabnymi strunami, w sieci można znaleźć klasyczne i rockowe standardy, brzmi całkiem całkiem
Pamiętam, że Arkady Fiedler opisywał przyjęcie u Wietnamczyków, na którym jego – wielkoluda z płn Europy, jako gościa honorowego, poproszono o zaśpiewanie piosenki. A tu Artek był osobą z nie najlepszym słuchem i gdyby nie większa doza wypiteczności, za czorta nie dałby się namówić. Wytężając pamięć zaśpiewał w końcu (twierdzi, że fałszował okrutnie) „Przy kominku z lulką stoję/ puszczam z fajki dym/ a wspomnienia wszystkie moje/ lecą razem z nim” Dostał brawa, podobało się ogromnie, każdy chciał śpiewać to samo -i wtedy dopiero było fałszowanie…..Otóz gospodarzom się wydawało, że tak ma być, że to nie fałsze, tylko flażolety. Nie mogli się nadziwić, że tak daleko, na północ, powstała muzyka tak bardzo podobna do ich, rodzimej. Pan Artek stwierdził wtedy, że artyzm jest niezwykle sugestywnym doświadczeniem.
Jolinku, Gospodarz uprzedzil, ze nie bierze laptopa na urlop.
elap uprzedził ale zawsze zostawiał teksty w redakcji do wklejania … ja tam się nie martwię tylko wyrażam zdziwienie oraz zainteresowanie …. 😉
Ja tam się nie dziwie, tym bardziej, że jak powszechnie wiadomo posty Gospodarza swoją drogą, a komentarze swoją, czyli dyskusja będzie trwała, na taki czy inny temat.
Danuśka,
co Ty na to, że 3/4 Francuzów (radio podało) nie zna się na winach?
Pocieszające, czyż nie? 😉
W Tropei aktualnie słoneczko.
Ostatnie 24 godziny
ciekawe czy ktoś czytał o tym, że jak przez 84 dni codziennie będzie jadło się brokuły (tylko nie wiem ile) to po ok. 40 dniach zacznie się likwidować w organizmie zły tłuszcz … oczywiście nie je się same brokuły przez cały dzień … brokuły lubię i jem sobie jak mam ochotę ale o takich teoriach nie słyszałam …
Nemo-oczywiście są Francuzi,którzy nie znają się na winach.
Większość osób,z który miałam okazję się spotykać o winach wie jednak dużo więcej niż my tu nad Wisłą i lubię,kiedy wybierają oraz podają wino do obiadu 🙂
Ale w sumie jeśli odjąć niemowlęta,młodzież,staruszki oraz imigrantów to może wyjdziemy na te 3/4,która się nie zna 😉
Ciekawe,jaką opinię na ten temat ma Elap i Alina.
Może są przesadnie skromni? 😉
Francuzi skromni ???
Chłe,chłe,takich nie znam 😉
fajny pomysł na banany …
http://samiraka.blox.pl/2014/09/Bananowe-kaski-korzenno-ziolowe-na-szynce.html
Danuska, Bernard nalezy do tej 3/ 4 ktora sie nie zna. Ma wytlumaczenie, polowe zycia spedzil w krajach arabskich a tam sie nie pije alkoholu. W przyszlym roku bedziemy mieli na slubie corki podobno wielkiego znawce win i to on bedzie wybieral wina. Znajomy ojca pana mlodego.
O,to będziemy mieli kolejny około-blogowy ślub.Jak miło 🙂
Już wydaliśmy za mąż 🙂 córkę Nemo oraz Barbary,a teraz przyszła kolej na córkę Elap. Gratulacje!A na kiedy jest zaplanowana ta uroczystość?
22 sierpien 2015 w Bretanii. Winiarz jest z okolic Perpignan. Drugi dzien bedzie dniem bretonskim i beda podane nalesniki, galette i do popicia cydre a pozniej goscie sie rozjada.
Patrząc z drugiej strony, to jednak co czwarty Francuz ma jakie takie pojęcie o winie, a co trzydziesty wie o nim dużo.
Mój Osobisty posyłany wczoraj po wino do piwnicy (białe, wytrawne) potrzebne pilnie do sosu, zareagował następująco:
– Wytrawne?!
Wszystkie białe w naszej piwnicy są wytrawne oprócz Sauterne, o którym wie, że nie jest wytrawne, bo już raz je przyniósł przez pomyłkę. Ponieważ jednak białego zupełnie nie pije i go nie ceni (poza dodatkiem do potraw), upycha je po kątach piwnicy, a potem nie wie, które bym chciała. Ja zaś w tym jego porządku zupełnie nie mam rozeznania.
Wyszedł mrucząc pod nosem:
– Das kommt nicht gut 👿 🙄
Jak będę pisać scenariusz do filmu o starym małżeństwie, to mam już gotową scenę 😀
Przyniósł Chateau Bonnet i to było OK.
Elap-to jeszcze jest trochę czasu,ale nie zaszkodzi poczytać o 30 najpopularniejszych ślubnych przesądach 😉
1. Ślubu nie należy zawierać w miesiącach,w których nazwie nie występuje litera „r”,
a szczególnie w maju i listopadzie oraz 1 kwietnia,w prima aprilis.
2. Przyszła mężatka nie powinna uczestniczyć w szyciu swojej sukni ślubnej
(z wyjątkiem przymiarki).Pan młody nie może oglądać sukni przed ślubem.
3. Panna młoda nie powinna mierzyć sukni przed ślubem (z wyjątkiem przymiarki)
4. Panna młoda powinna mieć przy sobie coś białego ? to znak czystości uczuć, coś niebieskiego-ma zapewnić wierność małżonka, coś nowego-gwarantuje dostatek, coś starego ? zapewnia wsparcie krewnych i przyjaciół, coś pożyczonego ? gwarantuje życzliwość nowej rodziny.
5. Wiązanka panny młodej może być ułożona z róż, jeśli kwiaty są pozbawione kolców.
6. Przyszli nowożeńcy nie powinni zawczasu przemierzać obrączek.
7. Przed wyjściem do kościoła panna młoda nie może oglądać swojej sylwetki w lustrze; powinna zdjąć choćby jeden element stroju.
8. Młoda para musi ostrożnia stawiać kroki, żeby się nie potknąć.
9. Zakładanie obrączek na środkowy palec przynosi pecha.
10. Po ślubie nie należy zdejmować obrączek, „bo można je zdjąć na zawsze”.
11. Młodych nie powinna wieźć do ślubu kobieta.
12. Przymierzanie sukni panny młodej wróży staropanieństwo.
13. Dobrze wróży przystąpienie do ślubu w kościele, w którym było ochrzczone któreś
z nowożeńców.
14. Narzeczona powinna kupić swojemu wybrankowi koszulę do ślubu, a on jej pantofelki.
15. Pantofelki panny młodej powinny stać na parapecie, co zapewni parze szczęście i ładną pogodę.
16. Welon wkłada pannie młodej druhna, która musi być panną.
17. W fałdkach sukni ślubnej należy zaszyć okruszek chleba i ziarenko cukru, a do buta panny młodej włożyć monetę, co zapewni młodej parze dobrobyt.
18. Żadna kobieta obecna na ślubie nie powinna być ubrana na biało.
19. Świadkiem może być osoba stanu wolnego. Druhna panny młodej nie może być w dniu ceremonii w ciąży. Świadkami na ślubie nie powinna być też para, bo to przyniesie im pecha i pewnie nie będą razem.
20. Deszcz w dniu ślubu oznacza szczęście; dawniej uważano go za zwiastuna łez w małżeństwie.
21. Uśmiech młodej pary w drodze do ołtarza gwarantuje radość w życiu małżeńskim.
22. Łzy panny młodej podczas ślubu stanowią dobrą wróżbę dla obojga.
23. Jeśli podczas zaślubin upadnie jedna z obrączek, powinien podnieść ją ksiądz lub ministrant.
24. Pocałunek pary po złożeniu przez nią przysięgi zapewnia wierność.
25. Jeśli w czasie ślubu rąbek sukni zasłoni but pana młodego ? mąż będzie pod pantoflem żony.
26. W chwili, kiedy młodzi odchodzą już od ołtarza, ta osoba, która odwróci swoją drugą połowę, będzie sprawować rządy w małżeństwie.
27. Pierwszą osobą, która złoży młodym życzenia, powinien być mężczyzna.
28. Sypanie ryżem oznacza życzenia płodności, a pieniędzmi ? powodzenie.
29. Aby pożycie nowożeńców układało się pomyślnie, pan młody musi przenieść żonę przez próg.
30. Po toaście za zdrowie i pomyślność, nowożeńcy powinni rzucić za siebie puste kieliszki. Jeśli się rozbiją, czekają ich lata szczęśliwego i dostatniego życia. Im więcej szkła stłucze się w trakcie ślubu, tym szczęśliwsze będzie życie pary młodej.
Podoba mi się o tych pantofelkach na parapecie 😀
Suknie ma sobie uszyc sama, bo ona artystka. Szyje sobie stroje z BD manga i defiluje przed publicznoscia. Wygrala nawet wyjazd do Japonii kilka lat temu . Mam nadzieje, ze nam nie bedzie kazala sie przebierac za jakis ” mangistow ” Ewentualnie moge byc Candy w starszym wieku.
Elap-zatem felicitations dla Twojej córki-artystki 🙂
Matko pańska – wypłakiwałam mój dzisiejszy pech na dystansie połowy wpisu Danuśki i poszło….
„Są takie dni w tygodniu…”
Danuśka, na ślubie mojego syna to nawet była blogowa delegacja – Jolinek i Barbara 🙂
Danuśka. Ostryżki – rulez!
I jeszcze WandaTX wydawała córkę (chyba w Nicei) Alicja żeniła syna w Toronto, a Lena w Missassuga(?) I ja opisywałam ślub wnuka i Danuśka była na ślubie pasierbicy. Praktycznie co roku mamy taką przemiła uroczystość. Eska też syna żeniła, Żabie w trakcie istnienia blogu urodziła się gromadka wnucząt, wnuczka cioteczna zbiera wstęgi na mistrzostwach jeździeckich, a wnuczka Antka wprowadzała pilkarzy w trakcie Euro 2012 – a my, pośrednio – uczestniczymy w tych świętach rodzinnych
Znajoma imieniem Misako zamieszkala w Tokyo byla kiedys zaproszona na wesele swojej przyjaciolki. Misako ubrala sie w tradycyjne kimono. Pisala, ze zalozenie kimono i uczesanie wlosow zabralo okolo 1 godziny. Wszystko przy pomocy kilku osob.
https://picasaweb.google.com/112949968625505040842/Kimono?authkey=Gv1sRgCIvo8_Pn_p2xWg#6054506539774014322
Co do przesadow w Japonii to pamietam przesad, ktory przestrzega, aby po posilku nie klasc sie na kanapie. Ten, kto tak zrobi zamieni sie w krowe.
Małgosiu-to prawda 🙂
Jakoś skupiłam się na tych wydawanych za maż córkach.Przesądy też głównie dotyczą młodych panien.
Wiem, że Japonka, która studiowała w Poznaniu na obronę swojej pracy doktorskiej przyszła w prześlicznym kimonie, kunsztownej fryzurze, przy wachlarzu itp. Czcigodne grono było tak zaskoczone i zachwycone, że panowie wszyscy wstali, próbowali oddać ukłon doktorantce (nieudolnie) i tak cała grupa sporo czasu spędziła na pokłonach, aż dyrektor instytutu zarządził przejście do egzaminu. Pani zdała summa cum laude
Moze tylko w ciagu dnia mozna wysylac zdjecia kwiatow z Rainier (Tahoma) 🙂
https://picasaweb.google.com/110753834661547908902/KwiatyRainierTahoma?authkey=Gv1sRgCNnTq4jh-LqV2AE#5472229275282919938
Orco – śliczne te kwiaty. Lubię właśnie takie – drobne, kolorowe, delikatne.
Asia,
Ciesze sie, ze wreszcie dotarly te kwiaty.
Powtorze sie z ta informacja. Czasami na blogu En passant pisze Logos Amicus (Swiatowid). Jest to podroznik z kamera. Sprawilo mi duza przyjemnosc, ze ktos kto objechal doslownie caly swiat kilka razy opisal Rainier z taka pasja.
Swiatowid, jego zdjecia i opisy Rainier
http://swiatowid.bloog.pl/id,4977438,title,WONDERLAND-PARADISEczyli-lato-na-Mt-Rainier,index.html
100 lat temu urodziła się Stefania Grodzieńska: http://www.polskieradio.pl/8/755/Artykul/1220104/
Orco – dziękuję. 🙂
Na zakonczenie wycieczki troche muzyki. Ta melodia jest bardziej znana pod rosyjskim tytulem Oczy cziornyje. Zespol Pearl Django z Tacomy wykonuje te klasyczna rosyjska ballade w wersji instrumentalnej przyprawionej jazzem.
http://www.youtube.com/watch?v=GpNMmWp4ol4
Orca – dzięki za kwiaty, wycieczkę i za „Oczy czarne”. Grupa ludzi rosyjsko – języcznych i pokrewnych jest bodajże b.liczna w Twojej okolicy.
Danuśko, pkt 25 zwiastuje wtedy czasem wręcz zbawienne skutki!
30 lat chodziłem po zabytkach, a to z reguły miejsca wielkich (ongiś przeważnie już) fortun i nie jeden raz miałem okazję zauważyć, że małżonka z doskoku, tzn niekoniecznie „stanowa”, była motorem działania całego przedsiębiorstwa.
Jest tu takie przysłowie opisujące, że to najdurniejszy pachołek załatwia kmieciowi* potomstwo.
U państwa hrabiów, czy innych takich podobnych, nie mogłem co prawda analizować prowiniencji stojącego przede mną stadła i ich skoligaceń, lecz już u tych, których nazwano kiedyś „rolnikami”, u których których czasem dawne bogactwo wprost kuło w oczy, można było się dowiedzieć wiele rzeczy w rozmowach wprost. Przemiana struktur spowodowała, że we wsi liczącej 1000 mieszkańców, tylko 1-2 gospodarstwa mogą jeszcze żyć z rolnictwa.
Nader często miałem do czynienia z żonami, które decydowały o tym, z czym ja do nich przychodziłem. A przychodziłem z reguły w sprawie inwestycji. Nie jedno gospodarstwo funkcjonowało jeszcze tylko dzięki żonie, zdurniałego dynasty.
*) użyłem formy kmieć dla bogatego chłopa.
Pyra,
Sprawdzilam dane w wiki na temat pochodzenia (ancestry) mieszkancow WA. W procentach:
20-niemieckie
13-irlandzkie
13-angielskie
8-hispanic
6-norweskie
4-francuskie
4-amerykanskie
4-szwedzkie
4-wloskie
3.5-szkockie
2.5-szkocko-irlandzkie
2.5-dunskie
2-polskie
2-rosyjskie
Jezyki inne od angielskiego (w procentach)
8-hiszpanski
1.2-chinski
1-wietnamski
1-tagalog
1-koreanski
1-rosyjski
.5-niemiecki
.5-japonski
.3-francuski
.3-ukranski
Kiedy na farmie kupuje ogorki do kiszenia to wiekszosc klientow mowi po rosyjsku lub po niemiecku. To samo przy grzybach.
Przy brzoskwiniach przewaza jezyk angielski. Widzialam napisy na kosciele Ukrainian Church.
(Mam nadzieje, ze to przejdzie bez znakow zapytania)
Orca – a to ci sałatka międzynarodowa. Powodzenia wszystkim nacjom „cząstkowym” w łonie nowego narodu.
Pepe – przecież u nas to samo, a gdyby tak badania DNA? I praktycznie (z wyjątkiem wielkiego handlu i finansów) gospodarka na silnych i praktycznych babach oparta.
Jutro gotuję dla siebie grochówkę – na wędzonym ogonie wieprzowym i kawałku żeberka wieprzowego.
Pyra,
Piszesz „powodzenia wszystkim nacjom… w lonie narodu”.
Chyba tak nie jest. Na tym polega spoleczenstwo tego kraju. Kazdy ma swoje korzenie w innej czesci swiata. Jedno, dwa lub kilka pokolen do tylu. I kazdy celebruje swoje korzenie. Jest to narod zintegrowany z wielu narodowsci. Nawet wsrod Native Americans osoby czystej krwi sa rzadkoscia.
Chyba się zaczęło na dobre.
Wczoraj dałem sobie spokój jak nazbierałem kobiałkę na truskawki tak, że grzyby spadały. Był co prawda, tylko jeden duży prawdziwek nadający się jeszcze do wykrawania zdrowych miejsc, za to brzozaki szare i czerwone, a multum maślaków takie, że bez wahań posłałem tam napotkanych ludzi. Niech mają, tego nikt nie jest w stanie zjeść. Miała dziś sąsiadka z dołu i my na objad.
Dzisiaj po południu natomiast, zajechałem w inną stronę i co:
Kanie tak wielkie jak zastawa stołowa. Właściwie, chciałem tylko sprawdzić, co w trawie piszczy i nie miałem ze sobą niczego.
Tu usługiwałem mojej skłonności do zabobonu o tyle, że zawsze mam wrażenie (już jako wędkarz), że kiedy jestem dobrze wyposażony, sprawa idzie „w portki”. Byłem więc w stanie zabrać między palce akurat 7 parasoli i teraz będę je czyścił. Wyczyszczę i pokroję, by zrobić rosół warzywno grzybowy.
Kanie „klasycznie”, tj wprost z patelni zrobię jeszcze. W tym miejscu zbierałem kanie jeszcze pod koniec pażdziernika.
No widzisz Orca – jak łatwo niezrozumienie, przecież ja właśnie coś takiego napisałam: każdy jest skądś, a tworzą nową jakość.
Pyra
Dzieki za sprostowanie.
Pepe – i jak robisz taki rosół i z czym go zjadacie? Ja kanie tylko smażę. w innych potrawach raczej mi się nie sprawdały.
Pepegorze,
przez cały sezon chodziłam na grzyby z płóciennym workiem, ale dziś zapragnęłam wybrać się stylowo, z wiklinowym koszykiem.
I co?
I psińco 🙁
Grzyby się skończyły.
W koszyku na dnie garstka kurek, trzy borowiki i kilka kołpaków, po godzinie wędrowania po górzystym lesie i hali.
Emocji jednak nie brakowało. Na mój widok ruszył nagle w moją stronę jeden krowi podrostek, a za nim rączym galopem kolejne trzy 😯
Nie zważając na moje machanie rękami i wrogie okrzyki bydlęta wpychały pysk do koszyka, a gdy zaczęłam się oddalać – szła za mną cała karawana. Dopiero widok kostura z gałęzi znalezionej pod świerkiem, do którego zziajana dotarłam, nakłonił je do zmiany kierunku 🙄
Te bydlątka widać już nauczone respektu (pasterze chodzą z kijami) ale widok koszyka przyciąga je magicznie, bo kojarzą go z kubełkiem ich wielkiego przysmaku – soli.
Następnym razem pójdę znowu z woreczkiem 😎
Nemo 😆 😆 😆 😆
Moja Stara przezyla cos podobnego w bardzo wczesnym dziecinstwie, kiedy podbieglo do nie cielatko i ja wywrocilo. Rodzice siedzieli niedaleko na trawie, a Stara niosla im kubek z woda. Wywrocona strala sie bardzo aby wody nie rozlac, unoszac kubek w gore.
Pamieta, ze tak potwornie sie przestraszyla, ze nie mogla nawet glosu z siebie wydobyc i cielotko ja turlalo, zanim rodzice zauwazyli i podbiegli na ratunek. .
Potem jej tlumaczono, ze cielatku spodobala sie jej czerwona sukienka i chcal ja po laczce poganiac. To chyba nieprawda i cielatka wcale nie widza kolorow.
Od tego czasu omija krowy duzym lukiem, bo nigdy nie wiesz…. 😆
Kocie 😆
Może cielątko miało ochotę na sukienkę Twojej Starej?
Widziałam raz kiedyś jak krowa zjadła wełniany sweterek, a innym razem kawałek szarego mydła. Ależ się jej pieniło z pyska 😉
Nawet się nie pochorowała 🙄
Burzowo-deszczowo 🙁
Wspaniałe brzoskwinie z rejonu Niagary, chyba pęknę z przejedzenia.
Najbardziej multikulturowym miastem na świecie jest ponoć Toronto – mówi się tu ponad 150 językami. W tym zestawieniu jest 20 nacji, które są najbardziej liczne w Toronto. Polacy na 11-tym miejscu:
http://en.wikipedia.org/wiki/Demographics_of_Toronto#Cultural_diversity
Pyro, ta grzybowa na rosole jest absolutnie prosta, robisz to co na rosół, tylko zostawiasz drobno pokrojone warzywa w garze, dosuwasz (poprzednio wyjęte, rozdrobnione) mięso z rosołu i dodajesz na koniec – rozdrobnione grzyby. Podgotować i doprawić!
Tak, jak np dla Coprinus comatus, lub Cortinarius caperatus,
dzień dobry ….
o tak … grzyby są … jak wracaliśmy od Żaby pełno staczy z grzybami przy drodze i pod halą naszą też już są w sprzedaży … z córką jedziemy w sobotę do lasu ….