Coś wytwornego, w sam raz na święto
To nie będzie prosty przepis. Wymaga on pracy i pewnych kwalifikacji. Ale naprawdę warto się pomęczyć, by zaimponować gościom i podać na świąteczną kolację coś wytwornego i pysznego. Dostałem ten przepis o od zaprzyjaźnionego wybitnego kucharza, który wkrótce będzie należał do mistrzowskiej ligi nie tylko polskiej, ale i europejskiej.
Zrobiłem tę pierś gołębią raz i po długiej przerwie mam zamiar w najbliższy weekend próbę ponowić. Podobno każdy kolejny raz jest lepszy niż poprzednie. I mniej przysparza kłopotów, a więcej oklasków gości na koniec przyjęcia.
Smażone piersi z gołębia z czekoladowym puree z soczewicy, podane z musem z kapusty włoskiej i koperku na gałązce koperku
300 g wędzonego boczku wieprzowego, jałowiec, liść laurowy, czarny pieprz, rozmaryn, sól morska, brązowy cukier, 4 piersi z dużych gołębi, 3 łyżki masła wiejskiego
1. Przyprawy utłuc w moździerzu, natrzeć nimi oczyszczone piersi gołębi, odstawić do lodówki na 40 min, po czym podgrzewać w kąpieli o temp. 59 st. C około 3-4 godzin. Ostudzić.
2. Odsmażyć piersi na maśle od strony skóry. Na patelni skarmelizować brązowy cukier z tymiankiem i sola morską, ułożyć pokrojony w plasterki wędzony boczek i też skarmelizować.
3. Gołębia podawać na skarmelizowanym boczku.
Składniki puree z soczewicy
400g soczewicy, 1/3 szklanki prażonych orzeszków ziemnych, 1 szklanka gorzkiego kakao, 1 szklanka syropu z mniszka, 1 łyżeczka kawy espresso, 1 laska wanilii, 2-4 łyżeczki nalewki jarzębinowej
Mus z kapusty
200 g kapusty włoskiej, 1 pęczek kopru z grubymi łodygami, sól morska, pieprz, cukier, imbir, kilka pomidorków
1. Orzechy uprażyć na suchej, teflonowej patelni. Przełożyć je do niewielkiego malaksera, miksować przez kilka minut do czasu, gdy z orzechów wydobywać się będzie oleista substancja.
2. Soczewicę ugotować i zmiksować. Dodać cukier, kakao, kawę, sól morską, miąższ laski wanilii i masę orzechową.
3. Zmiksować ponownie i dodać tyle nalewki, by otrzymać gładką, wilgotną i gęstą masę.
4. Kapustę ugotować w małej ilości osolonej wody bez przykrycia. Zmiksować na gładką masę z dodatkiem soli, pieprzu, posiekanego kopru i imbiru.
5. Na talerzu obok mięsa gołębiego pokrojonego w plastry i ułożonego na karmelizowanym boczku ułożyć mus z soczewicy, na nim położyć grubą gałązkę kopru, a na nią (za pomocą rękawa cukierniczego) wycisnąć mus z włoskiej kapusty.
Udekorować pomidorkami.
Do tego świetnie pasuje czerwony wytrawny austriacki zinfandel, inaczej zwany w Italii, czyli primitivo.
Komentarze
dzień dobry …
Piotrze a te gołębie to sam upolowałeś czy prezent? …
musu z kapusty nie zrobię ale zasmażaną kapustę z młodymi ziemniakami i dużo koperku to mi się uda …
też gołąbki …. 😉
http://cosniecos.blox.pl/2014/08/Pieczone-kwiaty-pieczone-golabki.html
Dzien dobry,
o wiele ja sie znam na medycynie to Zinfandel pochodzi z Kaliforni. Czerwone austriackie wino to Blauer Zweigelt, rownie popularne biale to Grüner Veltliner.
Dzisiejszy przepis Gospodarza nasunął mi na myśl anegdotę opowiadaną przez Mamę Witka.
Już kilka lat po wojnie, wybrała się z rodzicami do restauracji. Ojciec (pochodzenie szlacheckie, przedwojenny urzędnik) „cały w skowronkach” bo znalazł w karcie gołąbki. Gdy na stół wjechał ryż ownięty w kapustę, zrobił dziką awanturę. W głowie mu się nie mieściło, jak można tak oszukać klienta…
Zinfandel jest zdecydowanie kalifornijski.
Krzychu,
na temat duriana (wczoraj) niebezpiecznie jest się tu wypowiadać 😉
Może się wywiązać dyskusja 😀
Przepis na gołębie (a la kuropatwa?) w rzeczy samej nie przysparza kłoptów poza utrzymaniem temperatury kąpieli (59 stopni) przez 3-4 godziny. Tylko jeśli czas taki względny, to dlaczego temperatura musi być dokładna?
Na dworze nagłe słońce 😯 Odwykliśmy…
O tak, to bylo typowe szlacheckie zachowanie.
Robic karczemne awantury potrafili doskonale 🙂 🙂 🙂
_______________
Na zinfandela juz dawno nalozylem embargo i nie zanosi sie w najblizszym czasie na odwolanie 🙂 🙂 🙂
Jolinku-wygląda na to,że gołębie najłatwiej kupić na Opolszczyźnie 🙂
http://www.portalspozywczy.pl/mieso/wiadomosci/tuszki-z-mlodych-golebi-wpisane-na-liste-produktow-traycyjnych,96358.html
Pomysł na gołąbki w liściach botwiny ciekawy.
A przepis na puree z soczewicy niezwykle intrygujący.
A który rodzaj soczewicy należy użyć? Czerwoną,zieloną?
Dzien dobry,
Abchazie,
Nie pokazuj zonie przepisu ;).
Piers z golebia nie bylaby problemem zakupowym, ale syrop z mniszka i nalewka z jarzebiny zdecydowanie poza zasiegiem.
Szarak,
Kiedy ponoć dziadek słynął z opanowania a to była jedna z nielicznych sytuacji, kiedy puściły mu nerrrrwy… I tak powstała rodzinna anegdotka.
Nemo,
To chyba trafiliśmy na niedojrzały owoc – słabo śmierdział, mdły w smaku, nic szczególnego. Też wolę sery pleśniowe.
Tego kakao jest tyle (szklanka 😯 ) że spokojnie można zrobić czekoladę z soczewicy 😉
Ze słoneczka nie należy cieszyć się zbyt gromko 🙄 Już go nie widać 🙁
Zinfandel w ogóle nie jest austriacki. Jego wspólne korzenie genetyczne z primitivo znaleziono w Chorwacji (crljenak). Nazwa wywodzi się podobno z pomyłki – jeden z pakietów sadzonek wysyłanych z Wiednia do Ameryki podpisano jako „Zierfandler” – odmiana białych winogron austriackich.
W początkach XIX w. właściciel plantacji sadzonek winorośli z Long Island sprowadził wiele odmian winorośli z Wiednia i okolic, a tam rośnie właśnie ten biały Zierfandler.
Zinfandel w Ameryce, zanim trafił do Kalifornii, był uprawiany na winogrona deserowe. Na Zachodzie USA zrobił karierę jako surowiec do produkcji trunków w różnych kolorach i mocach, zwłaszcza od czasów prohibicji.
Słynny (osławiony?) White Zin jest też robiony z tych winogron.
Ewo,
z owocami zagranicznymi jest ogólnie taki problem, że tylko niektóre przetrzymują długi transport, jeśli zebrane zostały w stanie optymalnie dojrzałym. Dlatego większość jest niestety zbierana wcześniej i nigdy nie będzie tak smakować, jak dojrzała na drzewie czy krzaku.
Kilka dni temu gościliśmy znowu (po 4-letniej przerwie) tego przyjaciela, co wywędrował do Tajlandii. Powiedział, że nie mamy pojęcia, jak smakuje dojrzała cherimoya, ananas czy mango. On tego już nigdy nie kupi w Europie. Przyznaliśmy mu rację, zwłaszcza w kwestii ananasów, bananów i papai, które jedliśmy w Ugandzie i od tego czasu wiemy, jak powinny smakować.
Nie szukając daleko – brzoskwinie z drzewa w Grecji, Hiszpanii, Włoszech, a brzoskwinie w sklepach…
Ponadto na eksport trafiają inne, lepiej znoszące transport odmiany, smakowo na ogół ustępujące sprzedawanym na lokalnych rynkach. Tak jak papierówki rzadko trafiają do sklepów, bo za delikatne, tak nie trafiają do nich delikatniejsze odmiany truskawek, gruszek, pomidorów etc.
Nemo,
Ja nie lubię ścierać kopii o nic. Durian rośnie w Malezji, miedzy innymi.
Spędziłem tam pół roku, próbowałem i hodowlanych, i dziko rosnących. I pod okiem lokalnych przyjaciół, i na bazarze, gdzie mogłem wszak zostać omamiony.
I powiem krótko-śmierdzi.
Niedojrzałych nie jadłem. Dojrzałe-nic szczególnego. Przejrzałe-już opisałem doznania. 🙂
A jeśli ktoś nie wierzy-tym lepiej dla niego 🙂
Zalecane jest wypicie szklanki wody po spożyciu duriana, najlepiej wlanej do skorupki owocu. Podnosi on temperaturę i ciśnienie rzekomo.
Nemo,
Doskonale rozumiem – hiszpańskie pomarańcze TAM a w Polsce, to coś nieporównywalnego…
W zeszłym tygodniu dostaliśmy od wujka cały kosz nektarynek. Z ich własnego drzewa rosnącego w ogrodzie. To gorące lato sprawiło, że owoce były wspaniałe, bardzo słodkie i soczyste. Lepsze od sklepowych hiszpańskich 🙂
Wczoraj zdarzyła się u nas spektakularna katastrofa kolejowa Pociągnęła za sobą pięcioro ciężko i siedem lżej rannych osób, akcja ratunkowa w niedostępnym kanionie była dramatyczna. Na szczęście w nieszczęściu jeden z wykolejonych wagonów został zatrzymany przez drzewa przed upadkiem w przepaść do wezbranej rzeki.
Co czytam w polskim internecie?
„Na biednego nie trafiło 🙄 „
Nemo, widziałam zdjęcia. Dobrze, że nikt nie zginął. A głupie komentarze to nasza codzienność. Uważam, że pod takimi informacjami nie powinno być możliwości umieszczania komentarzy.
Nemo,
Nie podzielam zdania osoby, która w ten sposób skomentowała ludzką tragedię.
Gdyby rozebrać na czynniki pierwsze jednak, to logicznie nie miałbym nic do zarzucenia.
Krzychu,
jestem pewna, że wiesz, iż nie chodziło mi o rozbiór logiczny zdania 😉
Przerażają mnie też niektóre komentarze na blogach politycznych, gdy chodzi o sytuację na Ukrainie. Takiego braku empatii dla cywilnych ofiar konfliktu, a praktycznie wojny domowej, nie spotkałam nigdzie indziej. Ta histeryczna wręcz rusofobia zabija w ludziach resztki humanitarnych odruchów, o chrześcijańskich już nie wspominam, bo tych i tak było zawsze mało 🙁
Moj tato hodowal golebie i bardzo je lubil. Nie wyobrazam siebie teraz jedzaca golebia. Chyba by mi tego nie wybaczyl.
Nemo, dlatego nie czytuję komentarzy na portalach informacyjnych.
Za dużo atramentu już wylano na temat frustracji tych ludzi, żebym i ja tracił na nich czas.
Elap, mój Dziadek też hodował gołębie. Ale nie na zawody, tylko na rosół.
Moje wczesne dzieciństwo to właśnie rosół z gołębia i dorsze. W tych czasach karmiono nimi świnie, a że ja nie gorszy, to też się załapywałem.
Funkcjonowało powiedzonko- jedzcie dorsze, bo g…o gorsze, jak mawiała Babcia 🙂
Przypomniał mi się znakomity czeski film Wsi moja sielska anielska którego bohater hoduje gołębie i pewnego dnia zmusza się do zabicia dwóch z nich, na prezent… 🙁
W domu nigdy nie jedlismy golebi. Niedawno czytalam ciekawa ksiazke izraelskiego autora o golebiach pocztowych tresowanych do przenoszenia wiadomosci na poczatku istnienia panstwa Izrael. Czytajac ja caly czas mialam przed oczami nasze golebie.
Elap, kwestia punktu widzenia.
Średnio co trzecia osoba zadaje kretyńskie pytanie, czy skoro mieszkam w Korei, to czy jadłem psa.
Akurat ta forma białka zwierzęcego nie znajduje się w moim menu, z wielu względów, kilku z nich pewnie tożsamych z Twoją niechęcią do gołębiny.
A i znaleźć lokal serwujący zupę z Azora niełatwo, bo wbrew pozorom psy nie są głównym składnikiem diety tutaj.
Armia szwajcarska miała oddziały łączności za pomocą gołębi pocztowych od pierwszej wojny światowej aż do roku 1996. Po likwidacji tych jednostek do cywila wypuszczono 30 000 gołębi. Przeszły do nowopowstałej fundacji Szwajcarskie Gołębie Pocztowe.
Nemo, dwuznaczne zdjęcie- jedni widzą podoficera łączności ze środkami tejże, ja widzę przenośne BBQ z prowiantem 😉 Jednorazowe, bo z wikliny, ale jakie ekologiczne.
Swiss Army widziana szkockim okiem.
Krzychu, mnie tez pytano czesto czy jadam zaby lub slimaki. Tak to juz jest. O Polakach slyszalam tutaj , ze jadaja zepsute ogorki. Na poczatku probowalam cos tlumaczyc a pozniej machnelam reka na glupie pytania zarowno Polakow jak i Francuzow.
A tutaj amerykańskim 😉 od minuty 2:22 i dalej 😉
Dzień dobry. Mnie się gołębie mięso kojarzy wyłącznie z chorobami w dzieciństwie – ilekroć chorowałam,, Mama zdobywała dwa (zabite i oskubane) gołębie, z których rosół i gotowane mięso bywało we mnie wciskane prośbą, groźbą i szantażem. Potem ta troskliwość matczyna spadła na młodsze rodzeństwo. Każde z nas, z wolna dorastając, za jeden z pierwszych przywilejów dorosłości uznawało prawo, do rezygnacji z gołębiej kuracji.
Zepchnęłam już większość zajęć kuchenno przetwórczych, a nawet wyniosłam słoiki i butelki z mieszkania. Wittlin czytany na czwartej setce kart, nadal dostarcza mi rozrywki i nauki. Dziś np spodobała mi się anegdota z Domu Pracy Twórczej „Halama” w Zakopcu. Otóż wieczorami w saloniku na parterze zbierali się karciarze i miłośnicy kieliszków. Kiedyś, pan zajmujący pokój w pobliżu, wielokrotnie przychodził mitygować towarzystwo. Ostatnim razem prawie ze szlochem apelował „Prosze Państwa, proszę o ciszę, prawie pierwsza w nocy.” Na to animatorka tych wieczorów, pani Alusia S. huknęła „A Pan co, kukułka?”
wreszcie zdanie krytyki. Ja wiem, że cała „warszawka” była na „ty”. Wiem, że środowisko literako – dziennikarskie, szczególnie ludzie o wspólnym losie pokoleniowo i rodzinnie – mówili sobie po imieniu, zaś o znajomych w zdrobnieniach różnej, językowej proweniencji. Jednak ja, czytelniczka nawet zainteresowana i w tematyce obyta, potrzebowałam trzech stronic tekstu i dwóch fragmentów żeby przypasować, że Melo to Wańkowicz. A tu na pęczki Janki i Jasie, Alicje, Alusie, Bodziowie i George, Krysie Sońki, Zule i Kicie. Z pewnym trudem przypominam sobie nazwiska redaktorów naczelnych, znanych literatów itp i dopasowuję aleć ich żony, sekretarki i ulubienice już takie czytelne dla mnie nie są. Trochę to męczy.
W rodzinie Alaina też krąży anegdota o jedzeniu małych ptaków,wprawdzie
nie gołębi,a przepiórek tym niemniej przytoczę:
na uroczystym obiedzie podano właśnie owe przepiórki.Jedno z dzieci siedzących przy stole oznajmiło stanowczo,że takiego biednego,małego ptaszka,który wypadł z gniazda jeść nie będzie.
W dzieciństwie z wielkim niepokojem wysłuchiwałam informacji o leczniczym rosołku na gołębiach. Prędzej bym umarła niż wypiła takie lekarstwo. Bardzo wielu potraw wówczas nie lubiłam. Na szczęście mało chorowałam a i rosół mało kto gotował.
Jolly,
sok z mniszka stoi u mnie na półce, własnoręcznie przygotowany. Używam go od czasu do czasu do herbaty. O nalewce z jarzębiny pomyślę w przyszłym roku, choć już w tym roku po raz pierwszy/ po 5 latach od posadzenia/ moja jarzębina ma sporo owoców. Ale chcę nacieszyć się ich widokiem i pozostawić dla chętnych ptaków.
Krystyno,
Moja Mamusia robila nam syrop z mniszka – chyba na kaszel. Przyznam sie, ze nie potrafie znalezc w przepisie kiedy dodawac :(.
Krzychu, 😆
French army knife
U mnie sezon fasolki szparagowej i tyczkowej. Obrodziła pięknie. Rozdaję, zamrażam, gotuję, jemy, jemy, jemy…
Byłam na zakupach. Na ulicach rewia mody arabskiej, od kompletnie zakutanych na czarno po różnokolorowe wersje chust, szat zwiewnych i dżinsów. U nich teraz gorąco, a tu – raj. Tyle deszczu nie widzieli w całym swoim życiu 😉
Nabyłam lody Häägen Dazs – Macadamia Nut Brittle.
Ludzie! Jakie to dobre!
Zgadzam sie z
Asia
14 sierpnia o godz. 11:10`:23„
🙄 co oczwiscie itak niczego nie zmienia 🙂 🙂 🙂
Ladne dziewczyny wystepuja dzis w zurychu, zamiast reklamy —> http://m.cda.pl/video/90334f9/Artur-Andrus-Cyniczne-cory-Zurychu
🙂 🙂 🙂
Nemo,
W Grenadzie była co prawda firmowa lodziarnia Häägen Dazs, ale omijałam ją z daleka. Trafiłam za to na dwie lodziarnie z własnymi wyrobami i zakochałam się w lodach kajmakowych z cynamonem. Wcale nie były za słodkie!
Nemo – rumowo-rodzynkowe:
http://www.icecreamsource.com/Rum-Raisin_p_435.html
W Poznaniu kolejna edycja Festiwali smaku. Zwyciężyła restauracja w Borui – krem szparagowy z prażonymi migdałami i roladkami młynkowskimi, jagnięcina po poznańsku na zielonej fasolce. Z innych zwycięzców – polędwica na surowo, zupa szabelkowa na żeberkach, mus dyniowo – pigwowy, powidła z czarnego bzu i miodówka z imbirem, smalczyk ze skwarkami ze świni złotnickiej i reszty nie pamiętam. Oceniane też były sery, octy, pieczywo. Poza tym jak zawsze : pyry z gzikiem, kluchy na łachu, szare kluski z kapustą, kaczki poznańskie, golonki, żeberka peklowane. Jedzenie lokalne, ceny europejskie.
Kocie,
nie kuś 😉 ja tu niestety mam marny wybór tej marki, ale jak się parę lat temu pokazała, to wypróbowałam wszystkie i rumowo-rodzynkowe należą do moich faworytów. Potem przez parę lat HD nie było, bo ludzie nie kupowali, strasznie drogie 🙄 Taki kubeczek, co pokazałeś, kosztuje tutaj w przeliczeniu ponad 11 dolarów. A do wyboru jest więcej różnych marek, Moevenpick itp.
Ewo,
jak jestem za granicą, zwłaszcza we Włoszech, to też nie kupuję żadnych „fabrycznych”, preferuję lokalne do natychmiastowej konsumpcji, ale też nie mam na ogół możliwości przechowania większej porcji „na zaś”.
Na dworze leje, jak co wieczora. Istne tropiki 🙁
3 medal brązowy … 🙂
Jolinku , „Dziewczyny lubią brąz”.
Pyro chłopaki też … 🙂
Zupa szabelkowa 🙂 Lubię, ale tylko zimą i taką, naszą, domową.
Nemo – czytałam gdzieś, że HD wycofało się z Polski, ludzie też nie kupowali, ze względu na cenę.
Najlepsze rodzynkowo-rumowe są w nowoangielskim miasteczku na Long Island, Port Jefferson. Gigantyczna porcja kosztowała 2 lata temu – 3 dol. Dopływaliśmy tam łódką i tu szkopuł, zatrzymanie (dokowanie) się w porcie kosztowało 11 dol! Nie był to jednak problem, bo załoga liczyła przeważnie 6 – 10 osób i średni koszt lodów był do wytrzymania.
Trwa akcja ratunkowa w austriackich Alpach. Polski grotołaz spadł z prożku w jaskini Jack Daniels (!) około 8 m i połamał sobie to i owo. Wejście do jaskini znajduje się na ponad 2 tys. metrów, fatalna pogoda uniemożliwia loty śmigłowcem. Radzę nie czytać komentarzy polskich internautów.
Nemo – ludzka tragedia ma zawsze jeden wymiar, niezależnie od miejsca i narodowości. Nigdy nie czytam frustratów. Ciekawe, czy się z tego spowiadają? Naród ponoć katolicki w 95%. Też brzydkie uogólnienie – prawda. Ano,prawda.
Co do sytuacji ludności cywilnej na Ukrainie to może w Szwajcarii nie mówią, że tzw. separatyści zwani tez zielonymi ludzikami albo rosyjskim wojskiem odcięli jakąkolwiek pomoc dla nich, nie dopuszczają żadnych transportów z pomocą. Więc chyba te komentarze antyrosyjskie są jak najbardziej na miejscu, a wręcz słów brak na odpowiednie komentarze. ( nie tylko zresztą z tego powodu) . Oby putin nie wpadł na pomysł pomagania swoim obywatelom w Szwajcarii.
DużeM – chyba czegoś nie zrozumiałaś. Nikt nie poruszał sprawy Ukrainy. Wpis Nemo odnosi się do nieprzyjemnych komentarzy pod prasowymi notkami o katastrofie kolejowej w Szwajcarii. To były polskie komentarze.
Pierwsze słyszę o transportach z pomocą. To znaczy dzisiaj media podały, że Ukraińcy zatrzymali rosyjski konwój na granicy i sami rozgłaszają, że ichni jedzie z pomocą. W okolicach Ługańska zaczęli sortować (sic!) zawartość swoich ciężarówek, do których nawrzucano w pośpiechu różnych dóbr, bo wstyd przed światem, że nie troszczą się o swoich obywateli drugiej kategorii (Rosjan w południowo-wschodniej Ukrainie). Z Polski też jakoś nikt się nie rwie, żadne Ochojskie… Ofiary nie po tej stronie?
„Oby putin nie wpadł na pomysł pomagania swoim obywatelom w Szwajcarii” Cóż za śmieszna pogróżka, a może ciche życzenie?
Dobrze, że chociaż Szwajcaria z dużej litery 😉
Pyro,
owszem, pisałam o braku empatii dla cywilnych ofiar na Ukrainie.
To ja widać coś przeoczyłam, przepraszam DużeM. Nemo – tam nikt nic nie wie – cywile nie są chronieni, ewakuowani, zaopatrywani. Kocioł wojenny, na który nakłada się słowiański bałagan. Wczoraj rozmawiałam z Ukrainką z Chmielnickiego – mówiła, że władze lokalne przytaiły się i chcą przeczekać. Nad wschodnia Ukrainą de facto nie panuje nikt – kto ma siłę, to trzyma tyle terenu ile zdoła. Reszta go nie obchodzi. Ałła mówiła, że chyba i Moskwa nie bardzo nad tym panuje – może judzić, zbroić itd ale czy może decydować? Raczej nie.
n
Pyro,
ja wiem, że tam jest chaos i dzieją się straszne rzeczy. W końcu nie jestem odcięta od świata, chociaż nie mam dostępu do tajnych informacji jak Duże M 😉
Ja tylko napisałam o moich odczuciach, gdy czytam wypowiedzi w polskim internecie, a także na blogach politycznych, że (pozwól, że powtórzę) „takiego braku empatii dla cywilnych ofiar konfliktu, a praktycznie wojny domowej, nie spotkałam nigdzie indziej. Ta histeryczna wręcz rusofobia zabija w ludziach resztki humanitarnych odruchów, o chrześcijańskich już nie wspominam, bo tych i tak było zawsze mało”.
Przeraża mnie, że wychodzą te wypowiedzi od długoletnich bywalców, których miałam za rozsądnych, opanowanych, obytych w świecie i nie podatnych na jaką bądź propagandę, a którzy teraz zachowują się jak oczadziali 🙁
A mnie żal i Rosjan i Ukrainców (nie mówię o naczalstwie, ale o narodach) co im z dala błyśnie nieco swobody, to się okazuje, że nie potrafią z niej korzystać. Mówiąc nawiasem u nas też z tym nie jest najlepiej, ale jednak nie tak rozpaczliwie.
Ciekawa i piękna jaskinia To tam trwa teraz akcja ratunkowa.
Nemo – PAH organizuje pomoc: http://www.pah.org.pl/nasze-dzialania/531/5304/pomoc_cywilom_na_ukrainie
Asiu,
cenna inicjatywa, ogłoszona 14 sierpnia czyli wczoraj. A więc się ocknęli.
„Uchodźcy” są z Krymu, a ze wschodu Ukrainy – „przesiedleni”?
Krzych, (14 sierpnia o godz. 10:57)
Bardzo być może, że duriany tutejsze są mało zapachowe, niedojrzałe czy coś tam. Azjatycka populacja jest w Toronto spora i to na azjatyckim rynku kupiliśmy duriana, nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie wpis Gospodarza, a skoro mogłam zakupić, to czemu nie. Pewnie jest taka sama różnica, jak między pomarańczą zerwaną prosto z drzewa, a tą, która dociera importowanymi drogami. Się nie znam, zaznaczam.
Ja kupiłam duriana na azjatyckim targu w Toronto 🙄
Tak, my tu wszyscy oczadziali jesteśmy ( z wyjątkiem Pyry, która widzi coś innego) może dlatego, że bliżej Ukrainy, ale putin celowo z małej.
Że celowo, to przecież jasne, przy tak dobitnie demonstrowanym przywiązaniu do wytwornych manier 😉
Stara spiewka i się zaczyna.